16. "Dziecko we mgle".
Weszła ostrożnie do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Sanitariusz, z zadowoloną miną, niósł jakieś pakunki, kierując się w stronę aneksu kuchennego. Camelia stała w tym samym miejscu, w którym się zatrzymała, przyglądając się uważnie zachowaniu mężczyzny. Jak nigdy nic, wyciągnął z szafki talerze i wyłożył na nie, przywieziony posiłek. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie co się stało. Straciłam prawie dwie godziny z życiorysu. Dlaczego nic nie pamiętam? Jakim cudem nie wiem co robiłam i jak znalazłam się na tarasie? Niechciane myśli, zaprzątały jej głowę. Przecież to nie jest możliwe, chociaż... Zawahała się, wspominając podobną sytuację z przed roku. Wtedy również miała kila nieprzyjemnych incydentów, od halucynacji zaczynając, na utratach świadomości kończąc. Bała się, że jej psychika ponownie nie radziła sobie ze światem rzeczywistym. Obawiała się przyznać do tego mężowi, a nawet pielęgniarzowi, który najwyraźniej nie zauważył, że opuściła dom. Nie chciała, aby komukolwiek zgłosił ten fakt, z obawy, że zamkną ją na oddziale, gdzie zostałaby odcięta od całego świata.
– Proszę usiąść. Podam w salonie. – Z zamyślenia wyrwał ją spokojny głos Karola.
Nie oponowała. Usiadła ponownie na szarej kanapie i poczekała za posiłkiem, na który tak naprawdę straciła całkowicie ochotę. Zdziwiło ją jednak to, że mężczyzna, który miał się nią opiekować, stracił ją z oczu akurat wtedy, kiedy wyszła poza budynek.
Pielęgniarz postawił na stoliku ciepły obiad. Usiadł powoli, lustrując twarz zaniepokojonej kobiety.
– Stało się coś? Jest pani strasznie blada – rzucił niedbale.
Spojrzała na niego podejrzliwie. Nie wiedziała, co powinna w tej sytuacji myśleć.
– Może mi pan wyjaśnić, co robiłam sama na tarasie? – zapytała, badając jego reakcję.
– Pani ze mnie teraz żartuje, prawda? – odburknął niewyraźnie. – Nie jest pani tu więźniem, a i tak zrobiła mi pani karczemną awanturę, że nie chciałem pozwolić wyjść pani popływać...
– Popływać? – powtórzyła zdziwiona.
– Tak – potwierdził. – Myślałem, że mnie pani pobije, że postawiłem na swoim – dodał. – Za to bez problemu pozwoliłem na odpoczynek na tarasie, z dala od basenu.
Jasnowłosa bez słowa chwyciła za widelec i zaczęła grzebać nim w jedzeniu. Mężczyzna przyglądał się jej przez chwilę, po czym zadał, nurtujące go pytanie:
– Nie pamięta pani?
– Nie – warknęła ogłupiała. – Jedzenie stygnie – rzuciła oschle, nie chcąc drążyć dalej tego tematu.
Zjedli w milczeniu. Ciszę zagłuszały jedynie odgłosy, wydobywające się z głośników, postawionych wokoło płaskiego telewizora. Była skołowana. Nie zamierzała rozpoczynać z mężczyzną żadnej rozmowy. Obawiała się kolejnych symptomów, które mogły w każdej chwili wrócić. Próbowała skontaktować się z mężem, lub przyjaciółką, lecz żadne z nich nie odpowiedziało na jej desperackie błagania. Przez głowę przebiegła myśl, której nie chciała nawet zatrzymywać. Była ciekawa, dlaczego detektyw nie odezwał się od czasu opuszczenia szpitala. Wiedziała, że miał lepsze rzeczy do zrobienia, niż przejmowanie się nią i jej chwiejnym stanem psychicznym. Wystarczającego wstydu w ciągu ostatnich dwóch dni już sobie narobiła. Samo wspomnienie tego czasu, doprowadzało ją do niekontrolowanego zażenowania. Mimo tego, zastanawiała się, czy w tej sytuacji, będzie nadal kontynuować wolę jej ojca i raz w miesiącu pojawiał się w jej biurze. Liczyła na to, że izolacja od świata potrwa jedynie chwilę, że nie zauważy nawet, kiedy wróci do swoich zajęć. Pragnęła zmian w firmie i ustabilizowania własnej pozycji. Na tej drodze stanęły jednak nieprzewidziane okoliczności, których w najgorszy koszmarach się nie spodziewała.
Podkurczyła nogi ku sobie, obejmując kolana ramionami. Wewnętrzny szloch rozrywał jej duszę. Miała plany. Chciała w końcu wziąć się w garść i coś osiągnąć, a tu kolejne przeszkody na drodze, których nie potrafiła w żaden magiczny sposób ominąć. Załamywało ją to i nie pozwalało na racjonalną ocenę sytuacji. Potrzebowała oparcia którego nikt w tym momencie jej nie zapewniał.
Wzrok z minuty na minutę, stawał się coraz bardziej mętny. Kobieta podświadomie czuła, że powtórka jej stanu z przed roku, była nieunikniona. Strach zalewał jej wnętrze, lecz nie miała na swoją formę najmniejszego wpływu. Poddała się mu całkowicie. Zdawała sobie sprawę, że nie jest zdrowa, a opór nic jej nie da. Oparła głowę, o puchową poduszkę, starając się nie odpłynąć od razu. Zza zamglonego wzroku, zdążyła jeszcze ujrzeć kwadratową szczękę Karola. Pochylał się nad nią, z lekkim uśmiechem na twarzy. Trącał jej policzki, sprawdzając czy jest w stanie kontrolować jeszcze swoje odruchy. Ona jednak nie czuła zgrubiałych palców na swojej skórze. Ciało nie odnotowało uderzeń, a mięśnie były jak z gumy, niepodatne na jakiekolwiek próby obrony. Starała się jednak za wszelką cenę, zachować jak najdłużej resztki świadomości. Chciała zrozumieć, co to wszystko znaczyło. Nie utrzymała jednak tej postawy na długo. Mimo najszczerszych chęci, przegrała walkę ze swoim ciałem i odpłynęła po raz drugi tego dnia.
Mężczyzna w tym czasie nie próżnował. Po raz kolejny wyczyścił historię połączeń z komórki zielonookiej, na którą ponownie dobijał się jeden numer.
– Po cholerę wydzwaniają jej z pracy, skoro mają powiedziane, że jest chora – warknął pod nosem, zerkając z krzywym uśmiechem na nieprzytomną kobietę. – A co do ciebie... – Spojrzał lubieżnym wzrokiem, na linię jej dekoltu. – Zabawimy się, jak tylko dostanę kasę.
Wyszczerzył się szeroko, pozwalając swojej wyobraźni na zilustrowanie tego, co będzie mógł zrobić z otrzymaną zapłatą. Miał już dosyć pracy dla kretynów, którzy sami nie potrafili poradzić sobie z własnymi przeciwnikami. Dotychczas wszystkie zlecenia nie wymagały od niego bezpośredniego podchodzenia do własnej ofiary. Tym razem było inaczej. Plan obecnego pracodawcy, z każdym kolejnym zwrotem akcji, ulegał zmianie. Mężczyzna nie mógł pozwolić sobie na dodatkowe potknięcia i nieprzewidziane sytuacje, które krzyżowały jego koncepcję. Nie ufał również osobie, która go wynajęła. Pracował już dla niej prędzej, dlatego też przyjął kolejne zlecenie. Spodziewał się jednak prostej, jednorazowej akcji bez większych komplikacji. Nie miał pojęcia, że drobna kobieta, leżąca tuż koło niego, stanie się dla niego takim wyzwaniem. Poniekąd podziwiał jej nieświadomy opór, choć nie zdawał sobie sprawy, że nie tylko ona przyczyniła się do jego problemów.
Telefon mężczyzny zawibrował. Przerośnięta dłoń powędrowała do tylnej kieszeni spodni, wyciągając z niej czarną komórkę na kartę.
– Czego? – warknął, odbierając połączenie.
– Śpi? – Usłyszał po drugiej stronie słuchawki.
– Jak dziecko – rzucił beznamiętnie.
– Dobrze...
– Nie byłoby prościej jej po prostu zabić? – przerwał swojemu rozmówcy.
– Nie! Trzymaj się planu! – krzyknęła osoba z drugiej strony.
– Pamiętaj, że każda zmiana, to dodatkowa kasa – przypomniał warunki umowy.
– Wiem! Dostaniesz wszystko w swoim czasie...
Mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Połączenie zostało przerwane. Co za burak! Krzyknął do siebie w myślach. Dobrze, że sporo płaci, bo chyba gratis bym go sprzątnął! Spojrzał na pogrążoną w śnie Camelię i zaczął myśleć nad dalszymi krokami. Wiedział, że nie może w nieskończoność wprowadzać jej w ten stan i prędzej czy późnej ktoś zauważy jej dziwaczne omdlenia, lub co gorsza sama zacznie podejrzewać, że wyrwane kawałki z życia, nie były przypadkowe. Potrzebował czegoś silniejszego. Specyfiku, który wywołałby u niej wystarczające halucynacje, aby mógł kontrolować jednocześnie jej wolę.
Wyciągnął kartę pamięci z telefonu i zastąpił ją inną. Wystukał na klawiaturze odpowiedni ciąg liczb i czekał cierpliwie na połączenie.
– Yuri ziomu! – Usłyszał radosne powitanie.
Przewrócił ostentacyjnie oczami, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że osoba, do której się dodzwonił, była na niezłym haju. Nie miał jednak czasu, a to był jedyny chemik, który potrafił stworzyć najbardziej zakręcony specyfik. Spiął mięśnie i zacisnął kurczowo szczękę, uspokajając oddech.
– Да, я – potwierdził z akcentem z rodzimego kraju, którego rzadko używał.
– Czego ci trzeba? – zapytał chemik.
– Tego co kiedyś. „Dziecka we mgle" – rzucił niedbale.
– Wiesz, że zrobiłem je tylko raz i gość wykitował po pierwszej dawce! – podniósł oburzony głos.
– Miał chore serce – wtrącił, uspokajając go. – Nie twoja wina.
– Na kiedy ci go trzeba? – dopytał, nie wdając się w szczegóły.
– Jak najszybciej...
– Jutro dziesiąta, stary magazyn po destylarni, pasuje? – upewnił się.
– Да – potwierdził.
– Cena podwójna – wtrącił chemik. – Nie chcę mieć kolejnego trupa na sumieniu.
– Zgoda – przytaknął, kończąc połączenie.
Nie bardzo pasowała mu ta opcja, ale w ten sposób najszybciej uzyskałbyzamierzony efekt. Nie miał zamiaru przebywać w tym mieście dłużej, niż to byłokonieczne, a już tym bardziej bawić się w udawanie niańki. Zdawał sobiedoskonale sprawę, że kobieta będzie nieprzytomna jeszcze kilka, ładnych godzin,więc postanowił wykonać rekonesans rezydencji. Nie znalazł niczego, co by byłowarte jego uwagi. Nie było dokumentów, które mogłyby go zabezpieczyć, w razieniewypłacalności zleceniodawcy. Brak sejfu, a także typowego gabinetu,świadczyły jedynie o tym, że wszystkie, najważniejsze akta były gromadzone w prywatnychbiurach szefostwa, w siedzibie ich firmy. Przeklął soczyście pod nosem,pozbawiony dodatkowego zastrzyku możliwości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro