14. Wizytacja
Drzwi od pokoju otworzyły się gwałtownie, przerywając krótką rozmowę. Para stojąca w progu, niemal podbiegła do łóżka, oglądając pacjentkę od czubka głowy, po same palce u nóg. Starsza pani widząc to towarzystwo, pomachała jedynie Camelii na do widzenia i cichutko jak myszka, opuściła pomieszczenie. Nie chciała się narażać na złość pracodawcy, który w tym momencie nawet nie raczył zamienić z nią paru, grzecznościowych słów.
– Kochanie, dopiero się dowiedziałem – mówił przejęty, przytulając żonę do piersi.
Czy ja naprawdę musiałam wylądować w szpitalu, żeby okazał mi w końcu odrobinę czułości? Przez głowę przebiegła mimowolna myśl. Miała jednak nadzieję, że nagła wylewność męża, nie skończy się z momentem powrotu do domu.
– Tak się bałem – wymamrotał jej do ucha.
– Oboje się martwiliśmy – wtrąciła przejęta przyjaciółka.
Kiedy zielonookiej było dane w końcu zaczerpnąć odrobiny powietrza, spojrzała na zmartwioną dwójkę i nie wiedząc dlaczego, zapytała odruchowo:
– Przyjechaliście razem?
Spojrzała na nich podejrzliwie. Doskonale wiedziała, jaki stosunek mieli do siebie nawzajem. Tolerowali się jedynie na stopie służbowej, a i ta opcja, była niekiedy trudna do przeskoczenia.
– Chyba nie myślałaś, że nie powiadomię twojej jedynej przyjaciółki? – odparł zbulwersowany mąż. – To, że nie przepadamy za sobą prywatnie, nie miało w tym momencie najmniejszego znaczenia...
– W sumie, to zmusiłam go, żeby mnie tu przywiózł – przerwała Nela. – Ale to nie ważne. Teraz powiedz jak się czujesz – dorzuciła, siadając na krawędzi łóżka.
– Nawet dobrze – odparła szczerze. – Boli mnie tylko gardło...
– To normalne – rzucił Igor. – Przecież musieli włożyć ci przez nie sondę do płukania żołądka – mówił szybko, aby żadna z towarzyszek, nie przerwała jego wywodu. – Swoją drogą... – Zrobił krótką pauzę, karcąc żonę wzrokiem. – Co ci strzeliło do głowy, żeby targnąć się na własne życie? Przecież niczego ci nie brakuje. Masz dosłownie wszystko.
– To nie tak – zaczęła delikatnie. – Nie zrobiłam tego specjalnie.
– Jak to? – dopytała przyjaciółka.
– Nie pamiętam, żeby brałam więcej niż jedną tabletkę, ale popiłam winem, więc...
– No i wszystko jasne! – warknął mężczyzna, podnosząc głos bardziej, niż to było konieczne. – Znów się zaczyna?!
– Igor, to zupełnie co innego... – Camelia próbowała się usprawiedliwić.
– A jak?! – przerwał ponownie. – Po śmierci ojca zamknęłaś się w sobie. Zaczęłaś nadużywać alkoholu i wylądowałaś u psychiatry na lekach. Robimy powtórkę z rozrywki?! – zapytał oskarżycielskim tonem.
Kobieta zaniemówiła. Unikała powrotu wspomnieniami do tego etapu. Załamała się wtedy i pozwoliła żałobie przejąć nad nią niszczycielską kontrolę. Tamto wydarzenie złamało jej ducha, pozostawiając niewyleczone pęknięcia na całe życie. Serce kłuło, za każdym razem, kiedy myśli wędrowały do tamtego okresu. Pragnęła wyciąć ten fragment ze swojego żywota, lecz wracało to do niej za każdym razem jak bumerang. Zamiast skupić się na nowych obowiązkach w firmie, jak i cieszyć się statusem młodej żony, pozwoliła sobie na okazanie słabości, która niemal zniszczyła całe jej dalsze życie.
– Igor! Wystarczy! – warknęła na niego Nela. – Masz nas kochana i z wszystkim sobie poradzimy. – Chwyciła Camelię za dłoń, okazując jej w ten sposób wsparcie.
– Dobra już... Poniosło mnie – przyznał mężczyzna, przeczesując nerwowo dłonią, krótkie, kruczo-czarne włosy. – Dojdź szybko do siebie. – Pocałował ją odruchowo w czoło.
– A ty już idziesz? – zapytała, ze smutną nutą w głosie.
– Muszę odwieźć Nelę do pracy, a sam mam jeszcze kilka spotkań.
– Nie możesz ich przełożyć? – dopytała niemal ze łzami w oczach.
– To tak nie działa kochanie, dobrze wiesz – odparł niemal służbowym tonem. – Odpuszczę raz, to zaraz coś się posypie, a muszę o swój biznes dbać.
– Nasz biznes – poprawiła go odruchowo Camelia, nawet nie zastanawiając się, że mogła tym wywołać kolejny początek kłótni.
– Tak, nasz. – Spojrzał na żonę, starając się utrzymać jak najszerszy uśmiech. – Przejęzyczyłem się. Wiesz jak to jest w nerwach.
Kobieta zaczęła się obawiać, że dłuższa obecność małżonka w jednym pokoju może spowodować kolejne nieprzyjemności. Nie miała ochoty na ponowne zgrzyty, tym bardziej, że całe jej ciało, wręcz błagało o dodatkową dawkę odpoczynku.
– Wiem... – odparła, starając się zbyć to wszystko milczeniem. – Nie będę was zatrzymywać – dodała beznamiętnie.
Mąż pocałował ją ponownie na pożegnanie, a przyjaciółka wyściskała tak mocno, że prawie zabrakło jasnowłosej tchu. Ucieszyła się jednak, kiedy opuszczali jej salę. Potrzebowała spokoju, o którego brak była pewna w ich towarzystwie.
– Igor! – zatrzymała go, kiedy zamykał już za sobą drzwi.
Przypomniała sobie słowa lekarza, które mimowolnie zostały w jej głowie. Nie chciała wylądować na zamkniętym oddziale w Psychiatryku. Wiedziała dobrze, że wpływy jej rodziny wystarczą, aby nie musiała tam zostawać.
– Możesz porozmawiać z lekarzem – zaczęła, kiedy wszedł z powrotem do sali. – Potrzebuję, żebyś znalazł mi już od jutra kogoś do stałej opieki domowej...
– Po co? – przerwał zaskoczony.
– Lekarz ci wszystko wyjaśni dużo lepiej. – Zbyła go tą odpowiedzią. – Proszę znajdź kogoś, dobrze?
– Nie ma sprawy kochanie – potwierdził, z lekkim uśmiechem na ustach, co mimo dobrych chęci, zaniepokoiło kobietę.
Mężczyzna znikną za drzwiami pokoju, a Camelia opadła ponownie na białąpoduszkę, kręcąc przecząco głową. Wariujeszkobieto! Uspokój się w końcu! Karciła się w myślach. Dłuższą chwilę trwało,zanim uspokoiła swoje myśli. Do końca dnia pozostała już sama. Bezjakichkolwiek odwiedzin, telefonu chociażby z propozycją reklamową, którapozwoliłaby jej przez chwilę pomyśleć o czymś zupełnie innym, niż własneproblemu i konsekwencje minionego czynu. Jedyną osobą, z którą mogła wprzelocie porozmawiać, była pielęgniarka, która doglądała regularnie jej stanu.Lekarz na obchodzie również poprawił jej humor. Przekazał bowiem bardzo dobredla kobiety informacje. Z samego rana mogła opuścić progi szpitala i udać siędo własnego domu. Cieszyła się w duchu jak małe dziecko, które dostałoupragniony tort urodzinowy i masę kolorowych prezentów. Nie chciała jednak, abyta przesadna radość, wydostała się na zewnątrz. Musiała znów stopniować emocje,aby nie uznali jej za niezdolną do samodzielnego funkcjonowania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro