4. Mecz z Argentyną, Szczęsny zostaje narodowym bramkarzyną (w dobrym sensie XD)
Pov. Wojtek
Miałem właśnie bronić karnego Messiego. Zrobiłem uspokajający ruch ręką. Obronie. Chyba jako jedyny w siebie wierzę. Oj, czyżbym zdenerwował Argentyńczyka?
Kurwa obroniłem! Cholera obroniłem! Usłyszałem głośne wiwaty.
Pov. Ronaldo
Zacząłem bić brawo. Hm nie spodziewałem się tego. Mój szacunek do tego Polaka wzrósł jeszcze bardziej. Ciekawe, czy byłby taki odważny w łóżku. Muszę to sprawdzić. Koniecznie muszę. No i przegrali 0:2, ale ten ich karny ratował sytuację. Przykre, że znowu nie wyjdą z grupy. A to co? O cholera jednak z niej wyjdą. Arabia Saudyjska strzeliła gola i dała im awans. Oj już czuje, że mój Polaczek przegra z Francją. Kurwa nie wyruchałem go jeszcze. Przeżyjesz niezapomnianą noc bramkarzyku.
Mój Polak był wynoszony na rękach.
Pov. Wojtek
- Obroniłem karnego Messiego! - wrzeszczałem tak głośno, że aż dany Argentyńczyk się odwrócił.
- ¿Qué quieres de mí? (Czego odemnie chcesz?) - zapytał po Hiszpańsku. Zdolny ja nic nie zrozumiałem.
- Um can you repeat in Englinsh please? - powiedziałem jak najwyraźniej się dało, bo ktoś się darł za moimi plecami.
- What do you want from me? - dalej jakoś dziwnie, ale to zrozumiałem.
- Nothing, don't worry my friend - uśmiechnąłem się. Odwzajemnił mój uśmiech, zdziwiło mnie to. Poszedłem do szatni. Przebrałem się jako pierwszy. Wszedł do nas trener.
- Szczęsny ktoś chce Cię widzieć - przełknąłem głośno ślinę. Ostatnim razem, kiedy to słyszałem nie było za dobrze. Wyjebali mnie w tedy za palenie, ale przecież już tego nie robie. No błagam...
- Jasne - wydusiłem z siebie w końcu.
- Przyjdzie do Ciebie dzisiaj pod wieczór. Porozmawiać tak, jak mówił - kiwnąłem głową.
- To może byśmy się napili za karnego? - Lewy położył rękę na moje ramie.
- Robert nie jestem w humorze i wolę być trzeźwy - odpowiedziałem i poszedłem do siebie. Trzeba posprzątać ten burdel.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro