12. Polska wraca do domu, nie życzymy tego nikomu
Pov. Wojtuś
W tym momencie płakałem. Przegraliśmy z jebanymi bagietami. No i było pierdolone Polacy nic się nie stało. Obcierałem właśnie łzy, kiedy ktoś mnie przytulił z tyłu.
- Wojtek to nie twoja wina - powiedział również zapłakany Robert.
- Co? - wyjąkałem załamany.
- To nie twoja wina - przytulił mnie mocniej, a z moich oczu popłynęło jeszcze więcej łez. Ludzie mają racje Fabiański był lepszy. Fabiański nie puściłby takich szmat.
Jedyne, co robiłem do końca dnia to płakałem, kiedy wreszcie wziąłem się w garść i zacząłem pakować swoje patelnie i mój ukochany bidon dostałem powiadomienie o jakimś artykule. "Cristiano Ronaldo graczem Arabii Saudyjskiej" mój telefon wylądował na ziemi, a oczy znowu napełniły się łzami. On chciał mnie tylko przelecieć. W sumie, co się dziwić? Jestem tylko zwykłym Polskim bramkarzem, który obronił karnego Messiego. Nawet to mnie już nie cieszy. Wziąłem walizkę i wyszedłem z tego marnego hotelu jako pierwszy. Do wylotu samolotu zostało więcej niż kilka godzin, ale mogłem tu poczekać, co mi zależy?
- Wojtek! - wykrzyczał zdyszany Robert. On ma szczęście ma Gaviego... znaczy podbiegł do mnie. - Ronaldo Cię szukał!
- To mnie nie znajdzie - powiedziałem stanowczo powstrzymując się od kolejnego napadu płaczu. Nasz samolot wylatuje za kwadrans. Tylko tyle musze wytrzymać.
- Szczęsny! Jasna cholera! - wydziera się za mną jebany Portugalczyk, jednak nie wie, że właśnie w tym momencie mam na sobie koszulkę z jego numerem. Niby, że fan, do którego by nie podszedł. Minął mnie i nawet nie spojrzał się w moją stronę, a ja wszedłem spokojnie do samolotu. To koniec. Nigdy więcej go nie zobaczę. Nigdy więcej. Dopiero teraz zobaczyłem, że do mnie dzwonił więcej niż dwadzieścia razy. Zablokowałem jego numer. Nie chce być zabawką. Nie wiem, ale z opowieści Roberta podobno zasnąłem z głową na ramieniu Bielika. Jak ja tak mogłem? Byłem pewny jednej rzeczy. Nigdy więcej nie zobaczę tego Portugalczyka. Arabia Saudyjska jest bardzo daleko od Polski, czy Włoch. Mogłem być w końcu spokojny... czy aby na pewno?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro