10. "To ty..."
Zbrojownia na Wawelu
Rycerz Jaśko wszedł po nocnej warcie do zbrojowni. Pod nieobecność Niemierzy zastępował go na funkcji kapitana straży. Ziewał przeciągle. Jeszcze tylko zostawi broń i uda się na zasłużony odpoczynek. Myślami biegł do domu, gdzie jego żona Jagna szykowała już posłanie i coś do przegryzienia. Nagle usłyszał dziwny świst. Jakby ktoś przecinał mieczem powietrze. Zdziwił się, nikogo o tej porze nie powinno tutaj być. Poszedł za głosem, popatrzył... i oniemiał. Młoda królowa, którą widział na korytarzach ledwie kilka razy stała na środku pomieszczenia. W ręku trzymała wyraźnie zbyt ciężki dla niej miecz i dzielnie, chociaż z pewnym trudem i trochę niezdarnie powtarzała chwyty, które musiała zaobserwować w czasie walk na turniejach w Budzie. Był to uroczy i rozbrajający widok. Rycerz z trudem stłumił śmiech i przywołał się do porządku. Przecież o królowej nie wypada tak myśleć. A jeśli coś jej się stanie? Wtedy Niemierza chyba głowę by mu urwał po powrocie z Sierakowa. Nie wiedział jak zacząć tą rozmowę, jak zwrócić się do królowej, ale przecież ona zaraz naprawdę zrobi sobie krzywdę. Jednak zanim zebrał myśli zakręciło mu się w nosie i kichnął głośno. Jadwiga odwróciła się trzymając broń przed sobą.
- Ktoś ty? - zapytała podejrzliwie.
- Zzzz... zastępca kapitana straży- wyjąkał rycerz i padł na kolana. Myślał, że tak trzeba zwraca się do władczyni.- Wybacz, pani, ale... Tttoo... Niebezpieczne
- Doprawdy? Podobno odpowiadasz za to, żebym była bezpieczna- odparła niezwruszona.
- Ależ, pani... To jest dla ciebie za ciężkie... Może coś ci się stać...
- To przynieś mniejszy miecz- poleciła Jadwiga.
- Pani...
- Na co tak patrzysz? Idź- ponagliła.
- Kiedy, pani... Mąż cię obroni w razie czego... I my wszyscy- wyprezyl się jak struna.
- Andegawenka u boku Litwina musi umieć się bronić. Dlatego dobrze, że tutaj jesteś. Jak ci na imię? - zapytała oddając ciężki miecz rycerzowi.
- Jaśko - odparł mężczyzna czując, że kurczy się w środku.
- W takim razie, Jaśku, nauczysz mnie władać mieczem i strzelać z łuku. Muszę to umieć, królowa Anna, żona króla Kazimierza potrafiła.
Rycerz otworzył szeroko usta ze zdziwienia.
- To rozkaz- rzekła niecierpiącym sprzeciwu tonem Jadwiga. Rycerz poszedł po mniejszą broń modląc się, by nikt się nie dowiedział o tej nauce. Jadwiga założyła ręce w geście dumy. Żaden mąż z Litwy jej nie uchybi i nie będzie nią żądził. Nawet jeśli jest dzikim niedźwiedziem z koszmaru albo wielkim jak tur mężczyzną, którym niewiasty podobno straszą dzieci, kiedy są niegrzeczne.
Lublin, zamek
-Wielki książę litewski, Jogaiła- prawił mocnym, pewnym głosem Spytek w wielkiej sali lubelskiego zamku. Trwał właśnie zjazd panów, w czasie którego mieli formalnie obrać nowego władcę. - Książę, a wkrótce nasz król. Wiele razy dowiódł swojej mądrości i dzielności - rzesza panów wpatrywała się ze skupieniem w swego... za chwilę już króla. Będzie wielkim chrześcijańskim władcą. Potomni będą wspominać ten dzień z wdzięcznością - Dymitr, Jan z Kościelca pokiwali głowami z aprobatą. Książę Skirgiełło stojący u boku brata popatrzył triumfująco na wszystkich zgromadzonych. Witold zmarszczył czoło, chciał porządzić sobie w Wilnie, a nie tkwić tutaj u boku brata. - Bo kiedy Jogaiła - tu Spytek i książę wymienili szerokie uśmiechy - wraz z całym swoim ludem przyjmie chrzest spełni się wielkie Boże dzieło, a Królestwo Polskie i Litwa stworzą mocarstwo któremu żadna siła nie zdoła zagrozić. Pytam zatem -wziął głęboki wdech, by utrzymać silny głos serce bowiem waliło mu jak oszalałe. Mimo woli zacisnął palce na srebrnym pierścieniu z orłem, który dziedziczył po ojcu i dziadku. Żeby tylko wzruszenie nie odebrało mu mowy. - Czy jesteście radzi sojuszowi z Litwą?
-Radzi!
- Czy jesteście radzi związkowi Jogaiły z królem Polski Jadwigą!
-Radzi! - odkrzyknęli panowie, a Jogaiła wymienił ukradkowy uśmiech ze Skirgiełłą.
-Czy swoją wolna wolą obieracie wielkiego księcia Jogaiłę na króla?
- Radzi! Radzi! Radzi!- huk męskich głosów odbił się od murów warowni tak głośno, że zdawać by się mogło, iż zamek drży w posadach. Spytek głośno wypuścił powietrze z płuc. Z wrażenia kręciło mu się w głowie. Jana z Kościelca niemal zatykało z emocji, nie mógł uwierzyć, że on, syn Krasnej, który nie tak dawno czyścił rynsztoki przed kramem, bierze udział w takim wydarzeniu. Zaczął wznosić wiwaty, co ochoczo podjęli inni panowie. Wśród grzmiących głosów Jogaiła zasiadł na tronie i jasnym, mądrym spojrzeniem potoczył po swoich poddanych. To już, bracie królu - zaśmiał się do niego wzruszony bez miary Skirgiełło, nawet Witold posłał skąpy uśmiech do krewnego. Znudzony Wigunt pod wpływem wiwatów ocknął się z zamyślenia. Dla niego całe wydarzenie było nieciekawe, nie było tam bowiem żadnej niewiasty. Co się dzieje? - pytał Korygiełłę, który ze złością odwarknął: Brata ci królem wybrali, a ty dalej o dziewkach dumasz! Jogaiła dalej słuchał wiwatów, ale w głowie miał tylko jedną myśl: Teraz już tylko Kraków... I Jadwiga...
Kraków, komnata Jadwigi
Jadwiga poszła spać z tym samym nieprzyjemnym uściskiem strachu co codziennie. Nie pomagały zioła, czytanie pięknych wierszy i gorliwe moditwy. Koszmar z niedźwiedziem wracał. Królowa coraz mniej jadła, bała się ciemnej komnaty i nie chciała zostawać na dłużej sama. Tęsknie wypatrywała Zawiszy, który miał rozwiać lub potwierdzić jej wątpliwości. Rycerza wciąż nie było. Niepewność ciążyła coraz bardziej. Królowa nie miała już sił. Chudła i bladła w oczach. Chwilami czuła, że nie zniesie dłużej tej sytuacji i rozłąki z nieznajomym. Jakby jego brak odbierał jej wszystkie siły do życia... Ile jeszcze będę na ciebie czekać? - myślała otulając się ciepłą pierzyną i przytulając do poduszki. Wróć do mnie, proszę...
Znowu śniła ten sam sen. Jak za każdym razem z całej siły pragnęła się obudzić i pobiec do Margit, która mogła ukoić jej strach. Łąka, książę, Skirgiełło, las, polana... Wszystko takie same... Nie proszę, tylko nie to... Już poruszały się krzewy i wielki włochaty niedźwiedź wchodził na polanę. Straszliwie ryczał i zbliżał się do niej i do księcia Skirgiełły. Serce Jadwigi biło jak oszalałe. Okropny, rozdzierający ryk zwalił ich z nóg. Przerażający drapieżnik kręcił się w jakiejś dziwnej panice, jakby chciał rozerwać jakieś niewidzialne pęta i wzywał pomocy. Jadwiga ze zdziwieniem zauważyła, że w oczach zwierzęcia maluje się przerażenie, chyba jeszcze większe od tego, które czuła ona sama. Książę pomógł jej wstać i stanął obok niej, szykując się do strzału. Niedźwiedź ryknął rozdzierająco. Jadwiga miała wrażenie, jakby w tym okropny dźwięku usłyszała rozpaczliwe "Nie!!". Złapała Skirgiełłę za ramię.
-Ksiażę, nie! On chce nam coś powiedzieć...
Zdumiony książę opuścił łuk. Jadwiga niepewnym krokiem podchodziła do strasznego zwierzęcia. Niedźwiedź przestał ryczeć i patrzył na nią jakby smutnymi oczami. Podniosła głowę i zobaczyła, że są zielone.
-Nie bój się - powiedziała łagodnie. - Jaki jesteś piękny... Jak król lasu! Masz jakąś tajemnicę? Powiedz nam!
Gdy tylko to powiedziała niedźwiedź zaczął iść w jej stronę, ale zmniejszał się i z każdą chwilą był mniej przerażający. Z każdym krokiem nabierał ludzkiego kształtu i wzrostu. Nagle Jadwigę oślepiły promienie słońca, które przedarły się przez ciemne korony drzew. Odruchowo zamknęła oczy, a gdy je otworzyła... Przed nią stał On! Taki sam, z twarzą rozpromienioną bezgraniczną radością i miłością, jakby znalazł kogoś, kogo od dawna wyczekiwał i szukał.
-Jesteś nareszcie! Tyle na ciebie czekałem - powiedział szczerze, patrząc na nią tak, że zalało ją przyjemne ciepło i ufność, takie samo jak za pierwszym razem. - -To ty mnie odczarowałaś. Tyle czasu wszyscy czekaliśmy, aż nas poprowadzisz - uśmiechał się, ukazując ten dołeczek w policzku. - Uratowałaś mnie i mój kraj, moja dzielna niewiasto- mówił czule, miał w głosie całą miłość świata. - Już niedługo naprawdę się spotkamy. Czekaj i nie lękaj się niczego - powiedział i delikatnie ją pocałował. Ona natychmiast to odwzajemniła, a wraz z pocałunkiem przeminęły wszelkie zmartwienia i troski. Był już tylko on, jego delikatne dłonie i uspokające ciepło. Oderwali się od siebie i spojrzeli z zachwytem w swoje oczy...
-Pani, pani, wybacz... - do komnaty wybiegła drobnym kroczkiem w chuście narzuconej na koszulę nocną Margit i potrząsnęła lekko Jadwigę za ramię. Był wczesny ranek. - Wybacz, ale przybył Zawisza, a kazałaś go wołać, jak tylko się zjawi...
-Kto?... - zapytała sennym głosem królowa, przecierając zaspane oczy i patrząc na Margit zamglonym wzrokiem. Czuła jeszcze ciepły dotyk mężczyzny ze snu i jego delikatny pocałunek. Samo wspomnienie i obietnica spotkania rodziły przyjemne ciepło i błogość w sercu.
-Zawisza, pani... - powtórzyła Margit. Jadwigę szarpnęło coś w piersi i zakręciło się jej w głowie. Niedźwiedź, nieznajomy, teraz Zawisza... Zaraz wszystko się wyjaśni... Żeby on tylko okazał się podobny do tego mężczyzny... Błogość ustąpiła zdenerwowaniu. Zawisza... Wielki książę... Zerwała się prędko.
-Wołajcie go! - poleciła gorączkowo i sięgnęła po pelerynkę, by ukryć pod nią nocny strój. Margit poleciła swej siostrze zawołać do komnaty dziennej rycerza, a sama w pośpiechu czesała Jadwidze włosy.
-Boisz się, pani? - zapytała Margit.
-Sama nie wiem - odparła Jadwiga, choć jej drżące ręce, bladość i niepewny głos zdradzały co innego. -Po prostu rozwieje lub potwierdzi moje obawy - dodała siląc się na obojętny ton. Tak naprawdę czuła się, jakby miał się zaraz odbyć sąd ostateczny.
-Ale chyba lepiej dziś spałaś? - zapytała z troską dwórka.
- I tak i nie... We śnie był ten niedźwiedź, a potem także mężczyzna... - jęknęła zdezorientowana Jadwiga. - Niedźwiedź się w niego zamienił... - Margit zmarszczyła czoło. - Ja już sama nie wiem, co o tym myśleć... Chodźmy lepiej do Zawiszy.
Obie niewiasty weszły do dziennej komnaty, gdzie w podobnych porannych strojach stały Brzezianki i Erzebet, wszystkie zaspane, a jeszcze bardziej zdenerwowane. Erzebet z trudem tłumiła ziewanie. Śmichna była trochę niezadowalona, że wyrwano ją ze snu o tak wczesnej porze. Mścichna z nerwów miętosiła rękaw porannej pelerynki i zaczęła zaciskać drżące dłonie. Naprzeciw kobiet stanął jak zawsze godny rycerz Zawisza. Mimo ciężkiej drogi, pośpiechu oraz niewyspania - z ostatniego popasu wyruszył nad ranem - wyglądał godnie, dumnie i poważnie. A raczej wyglądałby tak, gdyby nie drgające powieki i nerwowe ruchy rąk, uciekające w bok spojrzenie oraz tak bardzo nierycerski rumieniec na twarzy. Dwórki pomyślały jednak, że to od szybkiej jazdy.
-Witaj, panie Zawiszo - odezwała się Jadwiga ukrywając emocje pod oficjalnym tonem głosu. Tak naprawdę jednak ledwo była w stanie ustać na nogach z emocji. Rycerz skłonił się. - Opowiadaj, proszę - poleciła, a widząc jego zakłopotanie, dodała:
- Dwórki zostaną z nami i nikt oprócz nas tu obecnych nie dowie się o tej rozmowie. Zaczynaj, proszę... - powiedziała, czując narastający uścisk strachu w gardle i słabość w żołądku. Wszystkie niewiasty wlepiły wyczekujący wzrok w Zawiszę, który poczuł się jak pod ostrzałem wybornych łuczników. Podniósł wzrok nieśmiało i popatrzył na zdenerwowane do ostatnich granic słuchaczki. Margit uścisnęła dłoń Jadwigi. Brzezianki i Erzebet złapały się za ręce. Za swoją panią były gotowe choćby życie oddać i o jej szczęście bały się chyba jeszcze bardziej niż o swoje.
-Książę... może się podobać - zaczął. Kobiety spojrzały z jeszcze większym zainteresowaniem. - Spojrzenie ma żywe, ciągle biegające... Ciekawy jest wszystkiego - wyrzucał z siebie bezładnie kolejne spostrzeżenia, przypominając sobie księcia wypytującego dokładnie o Polskę, Kraków i Wawel.
-A jego obyczaje?
To pytanie niebezpiecznie zbliżało się do kwestii wyglądu księcia. Zawisza zawahał się chwilę zbierając myśli.
- Yyyymmm... Nie jest taki jak mówią - dwórki otworzyły szerzej oczy. To ci dopiero nowina. Przysypiająca na stojąco Śmichna drgnęła. Erzebet posłała swojej starszej siostrze kuksańca, a Mścichnie spojrzenie mówiące "Nie ma dobrych Litwinów? Zaraz się przekonasz!" - Ogromnie dba o czystość ciała. Codziennie każe się golić, szykować sobie kąpiel...
- Golić? - zdziwiona Jadwiga posłała dwórkom pełne zaskoczenia spojrzenie, one odpowiedziały jej tym samym. Powtarzana tyle razy w ostatnich dniach opowieść o włochatym Litwinie stała się od ciągłego przytaczania aż nazbyt realistyczna. - Podobno jest włochaty jak niedźwiedź!
-Kłamsta, bajdy! - pokręcił głową Zawisza. - Nie bardziej owłosiony niż ja, czy którykolwiek z naszych rycerzy.
-Mówią, że gwałtownik i barbarzyńca.... - zaczęła Jadwiga.
- Niczego takiego nie doświadczyłem, pani... - zaprzeczył Zawisza, czując, że nieuchronnie nadchodzi TEN moment w jego opowieści. Poczuł gorąco i wciągnął głośno powietrze- Wręcz przeciwnie... Pozwalał się oglądać w pełnej krasie. Jak go Pan Bóg stworzył... - kiwał głową Zawisza, robiąc głośny wydech, co zrobiło dość piorunujące wrażenie na niewiastach. Dwórki poruszyły się i wymieniły między sobą znaczące spojrzenia,czerwieniąc się jak piwonie. Jadwiga zarumieniła się,uniosła brwi i spuściła wzrok. Nie spodziewała się, że sprawy przyjmą aż taki obrót i Zawisza znajdzie się w takiej sytuacji. Opanowując zakłopotanie, zadała nieśmiało kluczowe pytanie:
-Więc jaki jest?
Margit i dwórki zamarły. Czy Zawisza zacznie teraz prawić o... Aż wstyd myśleć! O co ta Jadwiga pyta?
- Szczodry, gościnny... zaczął Zawisza, zadowolony, że najtrudniejszą część opowieści ma za sobą. Ku uldze, ale zarazem i pewnemu zawodowi zaciekawionych niewiast pominął dalsze szczegóły. Nie na długo, jak miało się okazać.
- Rozrzutny, hulaka? - pytała królowa z niepokojem i podejrzliwie spoglądała na rycerza.
-Skądże! Unika kosztowności, nosi się jak zwykły pan litewski... - Margit i Śmichna zmarszczyły czoła. Czyżby książę litewski nie wiedział, jak się ubrać?
-Mówią, że swawolny, rozmiłowany w uciechach ciała i trunkach...
-Nie, pani! - zaprzeczył Zawisza. - Książę nawet wina nie pije, jeno wodę...
-Wodę!? - okrzyk zdumienia wyrwał się z pięciu naraz niewieścich gardeł. Nawet dwórki i królowa chętnie piły piwo, wino czy grzany miód.
- Co więcej, swoich także strzeże, by pilnowali umiaru w piciu i nie uchybiali niewiastom. - dodał Zawisza, który nie spotkał w obozie księcia Skirgiełły. - Co do niewiast to ani jednej tam nie widziałem. Podobnie nie było tam hulanek ani muzyki.
-A jaki jest dla ludzi?
-Łagodny, gdy wpadnie w gniew, to on równie szybko przemija jak przychodzi. Panowie otaczali go szacunkiem, a on ma u nich posłuch i wielkie poważanie - opowiadał Zawisza. - Wszystkimi się interesuje, słowo chce zamienić... dobre ma serce, gościnny i szczodry bardzo. Polecił mi podać najlepsze jadło i napoje, nie szczędził starania o mnie. Rycerza, który zaniemógł w podróży odwiedzał osobiście i przysłał dla niego cyrulika. Prosty to człowiek i nieuczony, ale jego przenikliwość, rozum i sprawiedliwość wielkie - mówił, przypominając sobie powiedzenia księcia, a dwórki były coraz bardziej zdziwione.- Rozmiłowany w łowach i rycerskiej walce. Jeśli chodzi o rycerskie rzemiosło i maniery to w niczym nie ustępuje rycerzom jakich widziałem w Budzie i na innych dworach. - Kobiety wymieniały spojrzenia pełne zaskoczenia. - Dworny i dostojny, ale też pogodny, a humor i wesołość mu nieobce - dodał, wiedział, że jego pani ceni sobie pogodę ducha. Królowa się uśmiechnęła.
-Panie, Zawiszo, widziałeś księcia Habsburga. - Jadwiga unikała imienia Wilhelm. - Powiedz, który ładniejszy?
Zawisza na te słowa zapomniał o rycerskiej postawie i wzdychając ciężko, potarł sobie twarz ze zdenerwowania. Jak to powiedzieć tym cnotliwym, bogobojnym niewiastom, jak się sprawy mają i nie uchybić przy tym ani im, ani księciu ?
-Oohhoo - rycerz zrobił wielkie oczy wypuszczając głośno powietrze z płuc. Pokręcił głową i zaczął znów uciekać oczami w bok. - To jak porównywać... źrebię do ogiera...- potoczył wymownym spojrzeniem po niewiastach. Jadwiga uniosła brwi i złapała się za usta. W pewnej legendzie było takie określenie. Na samo wspomnienie tej historii zrobiło się jej gorąco. Margit wytrzeszczyła oczy, Erzebet zachichotała i się zarumieniła, posyłając Śmichnie znaczące spojrzenie. Mścichna ogarnęła twarze wszystkich nierozumiejącym wzrokiem. O co tutaj chodzi? -Dziecięciu, pannom, taki książę jak Habsburg mógłby się podobać, ale dorosłej niewieście prędzej książę litewski - kiwał głową Zawisza wyjaśniając swoją myśl dokładnie. - Mężczyzna dorosły, silny i postawny.
Jadwiga poczuła, że wszystkie troski ulatują w siną dal. Dorosły, silny, postawny - powtórzyła w myśli. Trochę jak... No właśnie... - poruszyła się gwałtownie i podeszła do Zawiszy.
- Panie Zawiszo, a czy pamiętasz może... kolor jego oczu? Włosów? Albo oba - zapytała z bijącym mocno sercem Jadwiga wlepiając w Oleśnickiego pełne nadziei oczy. Rycerz zamyślił się przez chwilę.
- Zielone oczy, pani... i brązowe włosy - Zawisza przypominał sobie pożeganie z księciem. - Jak mówiłem, unika klejnotów, jak ściskał mi dłoń zauważyłem tylko pierścień z wężem...
Jadwiga poczuła falę radości. To ty... Uśmiech rozjaśnił jej twarz a, oczy aż się zaświeciły. Miała ochotę rzucić się rycerzowi na szyję i pocałować w policzek z tej radości, ale przecież nie wypadało. Dwórki zaczęły coś w ożywieniu szeptać między sobą.
-Dziękuję, panie Zawiszo- odpowiedziała siląc się na powagę.- Możesz odejść i odpocząć - rycerz dwornie się skłonił i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Jak dobrze mieć to za sobą...
-Aaaaa!!!- mógł usłyszeć za sobą niewieści pisk. Dwórki zaczęły ściskać i tulić Jadwigę, której aż łzy poleciały z oczu z tej radości.
-Dworny i dostojny! - Śmichna złapała Jadwigę i zakręciła nią jak w tańcu. - Postawny, silny i dorosły!
- Łagodny, szczodry, dobry - powtarzała pod nosem zdziwiona Margit. Nadal nie mogła w to uwierzyć.
-Jak źrebię do ogiera! - Erzebet modulowała głos i odstawiała teatralne pozy. - Widzicie, widzicie! Miałam rację - łaskotała Mścichnę i szturchała starszą siostrę w bok. - Jak źrebię do...
-Ale... co to znaczy?- zapytała młodsza córka Przedbora. - Erzebet spojrzała na nią z zawahaniem. Śmichna i Jadwiga zatrzymały się i wymieniły znaczące spojrzenia. Mścichna chyba zrozumiała, bo zaczerwieniła się jak piwonia, złapała się za głowę i krzyknęła:
-O mój dobry Boże!! - i wszystkie niewiasty parsknęły śmiechem.
- Ale, że on tak pozwolił się Zawiszy oglądać... no, wiecie... - zaczęła Śmichna.
- Zawisza chyba na jego widok będzie uciekał, gdzie pieprz rośnie - zauważyła ze śmiechem Mścichna.
- Ja tam bym nie uciekała - uśmiechnęła się szelmowsko Śmichna. Jeżeli wielki książę jest taki wspaniały, to jego bracia, pewnie też niczego sobie, a im więcej przystojnych mężczyzn zjedzie a dwór, tym ciekawiej. - Co też ten Zawisza musiał tam zobaczyć! Jakiż on był czerwony, kiedy o tym mówił!!
-Bój się, Boga, Śmichno, nie można tak żartować - zganiła ją przez śmiech Margit. - To nasz przyszły król.
- Ale królowa to już zapewne uciekać przed nim nie będzie - zaśmiała się Erzebet.
- Dziewczęta, nie zgłębiajmy tego dalej, proszę - powiedziała zarumieniona Jadwiga przez śmiech. Wstydziła się, że aż tak uwierzyła w opowieści o strasznych Litwinach i nawet zaczęła się uczyć strzelania z łuku i walki na miecze, aby się bronić. Swoją drogą szło jej coraz lepiej, zwłaszcza jeśli chodzi o strzelanie z łuku. Była zaskoczona i zachwycona opowieścią Zawiszy. A historia księcia prezentującego się posłowi w pełnej krasie... Z jednej strony ją to zawstydzało, z drugiej bawiło, a także dziwnie rozczulało. Czyżby aż tak bardzo obawiał się, że straszą ją plotkami o Litwinach, że postanowił tak dobitnie rozwiać wszelkie wątpliwości? Niesamowite, że potraktował posła tak poważnie, a zarazem z humorem. Jadwiga domyślała się, że bez śmiechu się nie obeszło. Erzebet postanowiła, że jak tylko Spytek wróci, pójdzie z nim porozmawiać i przeprosi go za ich ostatnią sytuację. On miał rację... I to jaką rację!
-Pani, jeśli on ma pierścień z wężem, brązowe włosy i zielone oczy, to czy to jest... - zapytała. Dwórki popatrzyły na właczynię wyczekująco. Codziennie słuchały opowieści o wspaniałym nieznajomym.
- Tak! Chyba tak... - zarumieniła się Jadwiga. - Czuję się, jakby odeszły ode mnie wszystkie troski...
-Skoro odeszły, to opowiedz, Pani, o nim jeszcze raz- poprosiła Śmichna.
-Poczekajmy może aż orszak dotrze z tymi zachwytami - sceptycznie zauważyła Margit, ale siostra pokazała jej miejsce na krześle i nalała wina. - Nie strasz siostro - kręciła głową Erzebet, nalewając trunku pozostałym niewiastom. - Za naszą królową panią! Za wielkiego księcia z pięknych snów! - kieliszki stuknęły.
-A teraz, pani, opowiedz, proszę! - niewiasty upiły łyk trunku i spojrzały na Jadwigę. Jak pięknie wyglądała z tą pogodną twarzą, błyszczącymi oczami i rumieńcem na policzku!
-Byłam na łące nad jeziorem... - zaczęła rozmarzonym głosem królowa, a dwórki zatopiły się w cudownej opowieści.
Zamek na Wawelu
Odkąd Zawisza wrócił ze swojej tajemniczej misji w królową wstąpił jakby nowy duch. Wielu zachodziło w głowę, co tak naprawdę się wydarzyło, rycerz z Oleśnicy wypoczywał długo po powrocie, a gdy ktoś ciągnął go za język, ten milczał jak zaklęty. Ostatnio dwórki, biskup Radlica i urzędnicy bardzo się martwili. Królowa mało spała i marnie jadła, a twarz wyrażała ciągły frasunek. Wyglądała jakby ktoś zgasił w niej ogień. Domyślano się, że pewne obawia się ślubu i przeżywa smutek związany ze zdradą Wilhelma. Tymczasem nagle poweselała, oczy się jej śmiały. Często rozmarzona spoglądała w dal i zamyślała się nad czymś. Gdy zdarzało się to w czasie jakiejś narady Dymitr szeptem przywoływał ją do świata realnego, a w głębi duszy cieszył się, domyślając się, co ta zmiana oznacza. W czasie wieczerzy znów można było usłyszeć muzykę, a Jadwiga pozwalała swoim dwórkom na tańce. Wciąż przymierzała suknie i biżuterię, próbując wybrać strój na ten wielki dzień. Znała już na pamięć wszystkie urywki kronik poświęcone Litwie. Z zapałem wczytywała się w historię księżnej Aldony Anny i jej małżeństwa z królem Kazimierzem oraz w powiązaną z tym opowieść o rządach swoich pradziadków - Jadwigi i Władysława. To, co przeczytała opowiadała swórkom przed zaśnięciem, a do opowieści często dołączała Cudka i prawiła o królowej Annie i jej bracie. W czasie przygotowań do przyjazdu Litwinów zabrakło ochmistrzyni, poprzednia musiała zająć się chorym synem. Mimo sprzeciwów panów ("Nie wiesz, pani, co tu się działo za króla Kazimierza?") oraz samej zainteresowanej ("Pani, nie zasługuję po tym wszystkim na coś takiego!") nową ochmistrzynią została Cudka. Powierzyła Jadwidze swoją tajemnicę dotyczącą króla i synów. Myślała, że tym pogrzebie swoje szanse, ale szczerością jeszcze bardziej Jadwigę ujęła. Królowa nie wiedziała niestety, że prawdy nadal nie znają synowie Cudki. Wszyscy mieli się w dalszej przyszłości o tym boleśnie przekonać. Póki co jednak Jadwiga powtarzała, że nikt inny nie mógłby być ochmistrzynią na dworze żony króla z Litwy. Przedbór przełknął gorzką pigułkę, kiedy okazało się, że niewiasta jak nikt zna się na tkaninach, obrusach, strojach i szykowaniu uczt. Obie z Jadwigą i Przedborem spędzali dużo czasu planując w szczegółach powitanie i uroczystą wieczerzę. Cudka jakby odmłodniała, spędzała wiele czasu na naradach z Jadwigą, która z kolei opowiedziała jej o swoim sennym marzeniu i wielkiej nadziei. Planowaniu nie było końca, kiedy przyszło do wymyślenia potraw pojawił się spory problem. Nie było w zamku ani jednej osoby, która by się znała na litewskiej kuchni, a królowa uparła się, że książę musi dostać tradycyjne litewskie potrawy. Przedbór załamywał ręce i lamentował, że za króla Kazimierza nie było takich problemów. Na dodatek Jadwiga rozkazała poszukiwania osoby, która mogłaby zacząć uczyć ją litewskiego. Cudka jednak uśmiechnęła się tajemniczo i wzięła dzień wolnego. Ona wiedziała, gdzie szukać pomocy.
***
- Tędy, tędy, proszę kochana... - Cudka prowadziła pod ramię wspierającą się na drewnianej lasce staruszkę. Sędziwa niewiasta miała twarz pooraną zmarszczkami, ale niebieskozielone oczy pozostały żywe i ciekawe świata. Siwiuteńkie włosy ukryła pod szarą chustą. Miała na sobie prosty, brązowy futrzany płaszcz.
-Znam drogę...- kiwała głową, ze wzruszeniem spoglądając na tak dobrze znane sobie ściany. Dawna kucharka i ochmistrzyni Gabija po latach wracała na Wawel.
- Do kuchni mnie prowadź - wskazała Cudce drogę sękatym palcem.
-Ale królowa...
-Gabija nie zając, królowej nie ucieknie - pokręciła głową staruszka. Obie niewiasty skierowały się więc do kuchni. Dawna kucharka z niedowierzaniem kręciła głową, a z oczu połynęły jej łzy wzruszenia.
- Boże jedyny... Nic się tu nie zmieniło... - rozglądała się bacznie. Te same drzwi, te same naczynia, nawet ten sam taboret z krzywymi nogami. I jeszcze wyszczerbiony dzban, który nadtłukł pod koniec jej rządów młody kucharzyk, Grzymek. Ale się wtedy na niego zezłościła... - Ile ja tu uczt naszykowała... Ilu królów wykarmiła...
Za plecami obu kobiet rozległy się kroki. Dwóch młodych chłopców i jeden wysoki, szczupły człowiek o charakterytyczych kręconych jasnych włosach wymykających się spod kuchennego czepca niosło właśnie świeże bochenki chleba. Ten wyższy usłyszał tak dobrze sobie znany głos.
- Gabija... Gabija? - podszedł do kobiet pytając z niedowierzaniem i mrużąc oczy. Pomyślał, że coś mu się przewidziało. - Gabija!! - złapał w dłonie drżące ręce wzruszonej staruszki. - Na kolana! - krzyknął do zdezorientowanych pomocników i wraz z nimi klęknął przed zdziwioną i wyraźnie zawstydzoną tym gestem niewiastą. - Gabijo... Królowo naszej kuchni! - wołał całując dłonie przybyłej kobiety. Cudka stała nieco z tyłu i ocierała łzy wzruszenia.
-Grzymek, Grzymek... - kręciła głową ona. - Nie nabijaj się ze staruszki! - wysunęła jedną dłoń z uścisku i z kpiącym uśmiechem pogroziła kucharzowi palcem.
-Nigdy! Cały dwór cię wspomina! Za Gabiji... Jak Gabija... To zaszczyt witać cię na Wawelu! - prawił z przejęciem Grzymek.
- To prawda... Nadal tu rządzisz. Muszę wszystko robić tak jak ty, bo inaczej nie chcą mnie słuchać - uśmiechnęła się Cudka. - Jeszcze się nagadacie, kochani. Musimy już iść. Królowa na nas czeka.
***
-Pani... Królowo najjaśniejsza... To zaszczyt... - Gabija próbowała klęknąć przed królową. Przed chwilą dotarły z Cudką do jej komnaty. Zachwiała się jednak i Jadwiga ją podtrzymała, po czym pomogła usiąść na krześle i nalała jej do kubka grzanego miodu.
-Pani... To się nie godzi... - zaczęła staruszka, ale Jadwiga usiadła naprzeciwko i złapała ją za rękę.
-Oczywiście, że się godzi. Wrota zamku są dla ciebie otwarte. Jesteś moim gościem - uśmiechnęła się serdecznie i uścisnęła dłoń staruszki.
-Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego końca życia... Niż z Litwinem na polskim tronie... - prawiła wzruszona Gabija.
- Jeszcze przecież nie umierasz. Tyle dobrego o tobie słyszałam... o wiele chcę zapytać... mówiła również poruszona Jadwiga. - Mam wielką prośbę...
-Nie mam siły już służyć... Choćbym i marzyła...- pokręciła głową ze łzami w oczach Gabija. Codziennie tęskniła za Wawelem i służbą na zamku.
- Chodzi o coś innego. Potrzebujemy kogoś, kto podpowie kucharzom, jak przygotować litewskie potrawy oraz da nam wskazówki jak przygotwać dwór na przybycie księcia Jogaiły. Bardzo chcę, żeby on i jego bracia poczuli się tu jak w domu - powiedziała Jadwiga, rumieniąc się przy tym rozkosznie. Gabija uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. - Opowiedz mi, proszę jak najwięcej o tym jak Litwinka wita swojego narzeczonego... Co lubią Litwini i co robić, by się tu czyli jak najlepiej.
-To będzie dla mnie zaszczyt... Serce moje otwarte dla każdego z Litwy... - odparła Gabija. - We wszystkim, pani, ci pomogę, jak tylko potrafię.
***
I tak się stało. Niemierza, który już wrócił od rodziny, pomógł przewieźć na zamek skromny dobytek Gabiji, a Cudka przygotowała jej przytulną izdebkę, taką, do której staruszka nie musiała chodzić po zbyt wielu schodach. Wszyscy zgodzili się, że tak będzie najwygodniej. Wieczorami zaglądała tam Jadwiga, by nie męczyć niewiasty wspinaniem się na piętro. Już kolejny wieczór słuchała z wypiekami na twarzy o księciu Olgierdzie, a także o litewskich pieśniach, potrawach i zwyczajach.
-Gabijo, a jak mieszkają Litwini? Jak powinniśmy urządzić komnatę wielkiego księcia?
- Nie lubią, gdy jest gdzieś za dużo kosztownych ozdób. Często polują, więc na każdym zamku jest wiele skór zwierzęcych i myśliwskich trofeów - Jadwiga zapamiętywała dokładnie każde słowo. - Kochają lasy więc dobrze udekorować komnatę gałązkami świerka lub jodły czy ostrokrzewu. Koniecznie trzeba wywietrzyć komnatę, każdy Litwin potrzebuje dużo świeżego powietrza.
-A Litwinki? Jakie one są? Jak przywitać przyszłego męża?
- Piękne, dzielne i odważne. Z tego, co o tobie prawią, pani, domyślam się, że żadnej z tych cech ci nie brakuje - uśmiechnęła się Gabija. - Na Litwie często wojna, więc potrafią strzelać z łuku, a niektóre walczyć mieczem czy rzucać nożem, ale nie musisz ćwiczyć tego specjalnie - mrugnęła do Jadwigi, która pomyślała, że może jednak lekcje z Jaśkiem nie pójda na marne. - Są bardzo otwarte, bardziej bezpośrednie niż niewiasty tu, w Polsce. Noszą raczej proste szaty, więc ubierz się, pani, bez wielu ozdób i klejnotów. I bardzo ważne, pani, zawsze rozmawiaj z księciem szczerze. Litwin od razu wyczuje fałsz, zupełnie jak dzikiego zwierza w lesie.
***
Jadwiga miała jeszcze jedną prośbę. Razem z Gabiją zaczęła uczyć litewskiego. Bardzo chciała poznać ojczysty język księcia, obawiała się, że Jogaiła nie będzie mógł z nią mówić, bo i gdzie miałby nauczyć się chociażby polskiego? Poza tym bardzo chciała poznać jego braci, a od opowieści Gabiji o bezkresnych puszczach, wspaniałych rzekach i wielkich jeziorach nabrała ochoty, żeby wybrać się na Litwę. Miała nadzieję, że wielki książę kiedyś ją tam ze sobą zabierze. Poza tym co to za władca, który nie zna języka swoich poddanych? Jadwiga była zawsze zdolna i chętna do nauki, a Gabija okazała się cierpliwą i umiejętną nauczycielką. Jadwidze spodobało się śpiewne brzmienie litewskiej mowy i polubiła litewskie pieśni, które Gabija śpiewała robiąc dla biednych swetry na drutach. Pewnego razu nauka i rozmowa przeciągnęły się im do ciemnej nocy. Królowa przez te kilka dni nabrała do staruszki zaufania i podzieliła się z nią historią o nieznajomym ze snów. Kiedy powtórzyły już litewskie słowa, Jadwiga ściszyła głos do szeptu i zapytała, rumieniąc się mocno:
- A powiedz, mi proszę, Gabijo, jak będzie po litewsku... Kocham cię, mój książę?
Gabija ze wzruszeniem popatrzyła na zarumienioną twarzyczkę i rozmarzone oczy królowej. Czasami zdawało się jej, że na starość przyszło jej żyć w baśni o królewnie czekającej na swojego księcia.
- As myliu tave, mano princas - odpowiedziała wzruszona staruszka.
-As myliu tave, mano princas - powtórzyła rozmarzona Jadwiga, starając się jak najlepiej zapamiętać . Nie wiedziała, że na ostatnim popasie przed Krakowem wielki książę właśnie podobnie powtarza sobie polskie wyznanie miłości. - As myliu tave, mano princas...
Wawel, komnata Jogaiły
Jogaiła dalej nie mógł uwierzyć, w to co się działo. Dzień ten pełen był zaskoczeń. Późnym wieczorem dojechali na Wawel, a następnego dnia miało się odbyć uroczyste powitanie. Już w mieście ludzie witali orszak z radością, wiwatując i rzucając przybyłym pod nogi świerkowe gałązki. Mieszczanie wychodzili z domów i warsztatów, ojcowie sadzali sobie dzieci na plecach by mogły lepiej widzieć, niewiasty wychylały się z okien i machały chusteczkami. Młode dziewczęta szeptały sobie do ucha, że nie spodziewały się, że książęta będą tacy przystojni Przed kościołem staruszek ksiądz wyciągnął w stronę orszaku rękę w geście błogosławieństwa, a Litwini skłonili przed nim głowy, zaś ochrzczeni Skirgiełło i Witold przeżegnali się. Dopiero potem wyjaśnili pozostałym, co oznaczał gest kapłana. Nowoprzybyli nie nadążali z odwzajemnianiem tych wyrazów powitania. Widać było, że ktoś kazał uprzątnąć miasto na ten dzień, a stragany, bramy i drzwi domów były udekorowane gałązkami jodły i świerka, herbami Polski i Litwy oraz kolorowymi wstęgami. Zaraz po przyjeździe Jogaiła poczuł się trochę przytłoczony zamkiem i był przekonany, że zawsze będzie mu tu dziwnie i niewygodnie jak w jakiejś pułapce, z dala od Wilejki i ukochanych lasów. Jakież było jego zdziwienie, kiedy wszedł do przygotowanej dla niego komnaty. Na ścianach, podłodze i łożu leżały skóry zwierząt, a w wazonach zamiast kwiatów z racji pory roku były sosnowe i świerkowe gałązki. Pachniało lasem i trochę domem, jego dawną komnatą w wileńskim zamku. Na stole czekał dzbanek z czystą wodą oraz miska ulubionych gruszek, a podczas wieczerzy na stole pojawiły się najlepsze wileńskie przysmaki. Ledwo skończyli kolację, już pojawił się sługa z pytaniem, czy nie nagrzać wody na kąpiel. Jan, Spytek i Niemierza ciągle zaglądali, by zapytać, czy czegoś nie potrzeba. Skąd oni wiedzieli? Kto kazał to tak wspaniale przygotować? Jego bracia też nie mogli się nachwalić. Skirgiełło był przekonany, że to Jadwiga tak się szykuje na przybycie męża i to jest dopiero wstęp do tego, co wydarzy się jutro. Nawet Witold nie szczędził słów uznania. Objedli się ze Świdrygiełłą i Wiguntem przysmakami i zasnęli snem sprawiedliwego. Skirgiełło i Korygiełło udali się gdzieś z Janem, Niemierzą i Spytkiem. Widać było, że nie mogą się ze sobą nagadać, zwłaszcza z rycerzem z Gołczy. W szczegółach omawali jutrzejszą uroczystość. Jogaiła wziął gorącą kąpiel i próbował zasnąć. Tam parę pięter wyżej jest jego przyszła żona. Czy też na niego czeka jak on na nią? Pewnie tak, bo przecież wysłała do niego posła...Jaka jest? Czy to ona nawiedza go w snach od tak dawna? Nie mógł wiedzieć, że na górze podekscytowana Jadwiga przewraca się z boku na bok gdy próbuje zasnąć i odtwarza sobie przed oczami jego twarz, mamrocząc pod nosem po litewsku wyznanie miłości. Jutro wszystko się wyjaśni... Zasnął jak zawsze przywołując sobie jej obraz przed oczami...
Stał w jakiejś przepięknej, ozdobionej katedrze. Dookoła był tłum odświętnie ubranych ludzi, pięknych dam i odważych rycerzy. Jakiś chór śpiewał pieśń w nieznanym mu języku. Zebrani trwali w uroczystej ciszy i uśmiechali się do niego. Wśród wielu twarzy rozpoznawał te sobie znane. Jego bracia: Skirgiełło, Korygiełło, Wigunt i Świdrygiełło, kuzyn Witold oraz Polacy: dwóch Janów, Pełka, wojewoda Spytek. Nagle w tłumie dało się wyczuć jakieś poruszenie. W drzwiach stanęła smukła, wysoka panna młoda w biało-kremowej sukni wyszywanej perełkami. Miała te same piękne, ciemne włosy co nieznajoma ze snów. Przecież to ona... Sunęła przez szpaler dam i rycerzy wydających głośne westchnienia zachwytu na widok niewiasty, której twarz cały czas była zasłonięta białym welonem. Była już bardzo blisko, kiedy delikanym ruchem odrzuciła obłok materiału zasłaniający jej twarz. Jogaiła poczuł, że brakuje mu oddechu, a krew odpływa z twarzy. Niewiasta wyglądała niczym anioł ze świętej ikony matki. Piękne włosy okalały zarumienione delikatnie lico. Z miłością spoglądały na niego cudowne, roziskrzone szafirowe oczy, a słodkie różane usta rozchyliły się w pięknym uśmiechu.
- To ty! Jesteś nareszcie! - powiedzieli do siebie jednocześnie i złapali się za ręce.
Rozdział X za nami! Zawisza zdał raport z misji 🔥🔥🔥 Jadwiga przygotwuje się na spotkanie z Jogaiłą, a wielki książę zajechał na zamek! ❤️🔥Dziś mniej jakichś porywających wydarzeń, ale teraz wszyscy czekamy już na spotkanie Jadwigi i Jagiełły! ❤️❤️❤️🔥🔥
W kolejnym rozdziale Olgierdowicze szykują się na wielką chwilę brata, a dwórki przygotowują swoją królową, swoją chwilę będą mieli też Erzebet ze Spytkiem, ale to wszystko będzie nas tylko prowadziło do najważniejszego! Dziękuję za wszystkie gwiazdki, komentarze i miłe słowa, za każde przeczytanie rozdziału. Nie spodziewałam się, że będzie ich tak dużo. Czekam na jeszcze więcej komentarzy i do zobaczenia w kolejnymi rozdziale z Jadwigą i Jagiełłą! 😄😄😄
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro