5. "Zgódź się, proszę..."
Buda
Za dużo śmierci wokół. Siostra, babka, teraz ojciec. Wszyscy, których kocham umierają - myślała zapłakana Jadwiga. Leżała w łożu wtulając twarz w gronostajowe futro od Wilhelma. W dłoni ściskała wisior babki Elżbiety. Kilka tygodni temu zmarł jej ojciec, ale jeszcze wcześniej nastały dla młodej królewny ciężkie czasy. Koronowana na królową Węgier Maria nieustannie okazywała wyższość młodszej siostrze, wymagała od niej ciągłych pokłonów i bezwględnego posłuszeństwa. Razem z matką szpiegowała siostrę, czytała pisane przez nią i adresowane do niej listy, nawet te od Wilhelma. Bośniaczka i Maria sprawdzały, jakie Jadwiga czyta książki i z pomocą kilku zaufanych dwórek podsłuchiwały wszystkie jej rozmowy z Margit, a nawet modlitwy w kaplicy. Nieustannie spędzały czas we dwie przymierzając biżuterię, pijąc wyborne wino i przyjmując posłów z dalekich krajów. Kiedy Jadwiga wchodziła do komnaty i próbowała zaczynać z nimi rozmowę, one natychmiast przerywały szepty i wysyłały Jadwigę gdziekolwiek pod byle jakim pretekstem. To sprawy królestwa, Jadwigo - mówiła wtedy Maria wyniosłym tonem. Na prośby Jadwigi i polskich panów, by wysłać ją do Polski Bośniaczka odpowiadała wymyślając najdziwniejsze tłumaczenia. A to, że post, a to znów święta, zimą za zimno, wiosną za mokro, latem za gorąco, jesienią zbyt wietrznie, w Polsce niespokojnie a poza tym królewna jeszcze za młoda i niewiele wie. Jadwiga znudzona oczekiwała momentu wyjazdu. Oczywiście Bośniaczka wynajdywała jej bezsensowne zajęcia, takie jak przepisywanie genealogii rodu Andegawenów ze starej kroniki. Jadwiga oczekiwała, że chociaż Wilhelm przybędzie i ją wesprze, ale jego ojciec poważnie zachorował. Odczytywała więc w nieskończoność jego stare listy aż nauczyła się ich na pamięć. Spała z twarzą wtuloną w otrzymane od niego futro, nie chciała widzieć w swojej komnacie innych kwiatów niż zasuszone róże, które dostała od ukochanego w czasie jego ostatniej bytności w Budzie. Kiedy nikt nie widział nuciła sobie taneczne melodie i płynęła w tańcu przez komnatę zamykając oczy i wyobrażając sobie, że jej Wilhelm trzyma ją w ramionach i szepce do ucha o swojej miłości. Otarła łzy z oczu, wstała, podeszła do stołu, zamoczyła pióro w inkauście i sięgnęła po pergamin.
Umiłowany mój - pisała - wspominam twój głos, oczy i całego Ciebie. Serce moje krwawi codziennie z tęsknoty za Tobą. Chcę wreszcie cię ujrzeć, a wtedy znikną wszytskie moje troski, których nie skąpi tu los i wola Boga. Cierpienie mnie zabija... Zabierz mnie stąd, mój miły. Wolę duszę oddać Bogu, niż żyć osobno. Zabierz mnie stąd, Wilhelmie, zabierz mnie stąd, kochany , jak najprędzej...
Karczma w Krakowie
- No, to Spytku - Jan uniósł kufel pełen piwa - za wygrany zakład! Za naszą misję! Za królestwo!
- Za królestwo! - powtórzyli chórem Spytek, Jan i Pełka z Gołczy, który dołączył do nich po radzie, by omówić kwestię wyprawy na Litwę. Upili trunku, po czym Spytek dodał:
-I za Jana, stróża zgody polskich panów! - uśmiechnął się do przyjaciela.
-Dobrze się sprawiłeś, Janie -dodał Pełka, który mimo początkowej niechęci polubił tego prostolinijnego szlachcica, który miał mu towarzyszyć w wyprawie na Litwę.
-Eeee... Ja tylko powtarzałem, co Spytek powiadał mi w Melsztynie - zawstydzony od pochwał Jan spojrzał w migotliwy płomień świecy ustawionej na drewnianym stole.
-Ale nikt nie zaprzeczy, że ta minuta ciszy poświęcona królowej Elżbiecie zrobiła na nich duże wrażenie! - Spytek poklepał swojego druha po plecach.
-Na mnie największe wrażenie zrobiło oddanie Przedbora pamięci króla Kazimierza - zaśmiał się Jan. - Gdyby mu płacili za każde przywołanie go, byłby już bogatszy niz niejeden władca!
-Dobry pomysł na zapełnienie skarbca, Janie - żartował Spytek. - Widzisz, przyjacielu, będą z ciebie ludzie! Musimy poruszyć tę kwestię w czasie następnej rady- panowie wybuchnęli zgodnym śmiechem. Pełka najszybciej spoważniał i spojrzał w kierunku kilku młodzieńców tańczących na środku karczmy z urodziwymi białogłowami.
- Co to, Pełko, do swawoli cię ciągnie? - zażartował Spytek.
-A może szukasz sobie pięknej żony? -dorzucił Jan.
-Eee, tam! - otrząsnął się z chwilowego zamyślenia Pełka i machnął tylko ręką. - Gdzie mnie do swawoli czy ożenku, kiedy to życie takie... pokręcone! - pokręcił głową i z hukiem odstawił kufel na blat. Jan z Kościelca spojrzał na niego pytająco, ale wojewoda nakazał mu wzrokiem o nic nie pytać. Pełce od dawna nie brakowało frasunków. Najpierw dzieciństwo bez ojca, który zginął posłując na Litwie, matka wypłakująca sobie oczy ciągła trwoga i życie naznaczone smutkiem. Potem Pełka zaczął posłować, a jego brat, Niemierza, poszedł na wojnę na Litwę i trafił do niewoli. Zaginął na lata. Później Pełka spotkał go w Budzie i z przerażeniem dowiedział się, że brat szpieguje dla Krzyżaków i zdradza mu tajemnice Litwinów. Byłotoelmentem większego planu, który zakładał zemstę na księciu Kiejstucie. Obaj pokłócili się przy tym o Helenę, piekną stęsknioną żone Niemierzy. Pod jego nieobecność Pełkę połączyło z nią gorące, skrywane przed światem uczucie. Później posłował na Litwie, gdzie znów spotkał brata, tym razem ściganego przez Olgierdowiczów. Niemierza pomścił ojca i dziada zabijając ich stryja Kiejstuta. Pełka uratował mu życie i trochę wbrew sobie przywiózł brata do Krakowa. Z jednej strony żal mu było tęksniącej za Nimierzą matki i wiedział, że sam jak najszybciej musi zakończyć relację z Heleną. Z drugiej na myśl o zerwaniu serce mu pękało. Kiedy dotarli z Niemierzą do Krakowa Helena poświęcała mężowi dosłownie każdą chwilę. Jednocześnie unikała Pełki, który dowiedział się od matki, że jego ukochana nie najlepiej się czuje. Domyślał się, co jest tego przyczyną. Wobec tego syn Cudki chciał wyjechać jak najdalej. Choćby w misję na tę przeklętą Litwę. Niech tam choćby zginę, jak dziad i ojciec. Przynajmniej ta udręka serca wreszcie się skończy - myślał zatroskany Pełka.
-Pełko, jutro jedziemy na Litwę, załatwimy nam sojusz jakiego jeszcze Korona nie miała - uśmiechnął się do niego życzliwie Jan. Wyczuwał jakieś zmartwienie nowego druha i chciał go pocieszyć.
-Zasłużysz się koronie i - Spytek ściszył głos - nowemu królowi -poklepał Pełkę po plecach krzepiąco.
-A potem on pokocha nasza królewnę i cię hojnie za to szczęście wynagrodzi - dodał Jan. Pełka uśmiechnął się blado. Spytek wzniósł oczy do góry słysząc to nieco naiwne przewidywanie przyjaciela. Sam nosił w sercu podobne nadzieje i miał nadzieję, że litewski książę zrobi na Jadwidze podobne wrażenie jak historia o polowaniu z Litwinami opowiadana kiedyś w Budzie. Spytek zachwycił się królewną, życzył jej szczęścia w rządzeniu i nie tylko. Był gotów poświęcić wszystko, by jej to zapewnić. Wiedział jednak, że niestety w królewskich rodach prawdziwie kochające się małżeństwa nie zdrzają się często.
-Wspieraj go, Janie - rzekł mu cicho Spytek. - Nie troskajmy się więcej, panowie - zwrócił się do obu przyjaciół. - Wypijmy! Za waszą misję i szczęśliwy powrót!
- Za misję!
- Za koronę! - wznieśli kufle do góry.
Wilno
-Wielki Książę, jestem Pełka z Gołczy, a to mój przyjaciel i przyboczny, Jan z Kościelca - przedstawił się spokojnym, dwornym tonem polski poseł. Razem ze swoim towarzyszem stali przed obliczem Jogaiły w sali tronowej wileńskiego zamku. Mimo że był doświadczony i w walce, i w posłowaniu, Pełka z drżeniem serca patrzył na młodzieńca siedzącego na litewskim tronie. Jego otoczona brązowymi, bujnymi włosami twarz bez blizn i skaz wydawała się przyjazna, a wejrzenie czyste i jasne. Nie wyglądał na podstępnego dzikusa, ale przecież był bratankiem tego bezwzględnego okrutnika Kiejstuta. Jan tymczasem z trudem powstrzymywał się od rozglądania się na boki. Po przeciekawej podróży w towarzystwie Pełki był oszołomiony wizytą na obcym dworze.
-Kto was przysyła? - zapytał spokojnie władca.
-Polscy panowie. Przywozimy propozycję sojuszu.
- Z kim? Króla nie macie, Rusi nie chcecie po dobroci oddać, musimy wam ją zabrać - ze stopnia, na którym stał tron podniósł się wysoki postawny młodzieniec o złotych włosach w nieładzie. Był ubrany jak na bitwę i miał ze sobą broń. W ręku trzymał strzałę do łuku. Patrzył na przybyłych podejrzliwie, jego oczy rzucały iskry.
-Książę, może warto wrócić do czasów, kiedy król Kazimierz jednoczył się z wielkim księciem Olgierdem - odezwał się pojednawczo Jan.
-I wtedy zabrał Ruś - złotowłosy groźnie popatrzył posłom prosto w oczy, podchodząc do nich bliżej.
-Pozwól mówić posłowi- skinienien dłoni uciszył go wielki książę.
- Polsko-litewski sojusz dobrze bronił przed najazadami tatarskimi, a królowa Anna... - mówił dalej Jan.
-Dobrze, ale ostatni Polak, którego obdarzyłem zaufaniem zamordował mojego stryja. Przez niego Litwa jest na progu wojny domowej! - Jogaiła wstał z tronu i przybliżył się do posłów mierząc ch swymi zielonymi oczami.
-Kiejstuta spotkała kara, na którą zasłużył - wyrwało się Pełce sam nie wiedział kiedy.
- Czy jest w zwyczaju polskich posłów obrażać gospodarza? - w głosie wielkiego księcia znać już było ostry ton. Skirgiełło podniósł wyżej trzymaną przez siebie strzałę, zmrużył oko i zaczął mierzć się z nią w stronę posłów. Pełka poczuł dziwną miękkość kolan i mimowolnie pomyślał o ojcu i dziadku. Jan zaczął odmawiać w myśli modlitwę.
- Nnnie, ale... kniaź Kiejstut... - próbował się wytłumaczyć rycerz z Gołczy.
-Dość! - Jogaiła z hukiem uderzył pięścią w stół. - Mówisz o moim stryju z rodu Giedyminów! Kim jesteś i jakim prawem!?
- Wybacz wielki książę, i ty, książę Skirgiełło. Niepotrzebnie daliśmy posłuch pogłoskom, które krążą wśród kupców - łagodził Jan. Widocznie szczere i proste spojrzenie jego niebieskich oczu podziałało. Skirgiełło odłożył strzałę i usiadł ponownie na stopniu tronu.
-To mówcie jak posłowie- wielki książę odpowiedział już spokojnie i zajął miejsce za stołem. Wskazał posłom krzesła po swojej przeciwnej stronie, a ci również usiedli.
-Niektórzy polsce panowie, wpływowi wielce debatują nad przyszłością polskiej korony - zaczął oficjalnym tonem Jan z Kościelca.
-Nic nam do tego - rozłożył ręce wielki książę.
-Chcieliby wiedzieć przed kolejnym zjazdem czy wielki książę nie złączyłby Polski i Litwy nierozerwalnym węzłem małżeńskim dla wspólnych korzyści obu państw - mówił Pełka.
-Chcecie oddać wielkiemu księciu córkę jakiegoś wielmoży na nałożnicę? - Skirgiełło wstał i stanął bliżej stołu, spoglądającna gości uważnie.
-Nie macie jeszcze królowej ani księżnej - rzekł Jogaiła.
-Przysięgaliśmy córkom króla Ludwika. Polscy panowie chcieliby wiedzieć, wielki książę, czy brać pod rozwagę, byś został mężem węgierskiej królewny Jadwigi - ze ściśniętym sercem i na jednym wdechu powiedział Pełka. Wiedział, że od tego wiele zależy. Zauważył nagły błysk zainteresowania w oczach księcia Skirgiełły. Jakby zapomniał o swojej podejrzliwości i sporzał na Polaków zachęcająco i przyjaźnie.
-A na co nam ona? -zapytał Jogaiła.
-Niedługo włoży na głowę polską koronę. To już postanowione. Czas wybrać, kto przy niej siądzie na tronie - prawił Jan.
- To pewne? - Jogaiła wydał się nagle zainteresowany.
-Ręczymy honorem - odpowiedzieli zgodnie polscy posłowie. Nagle coś zwróciło uwagę Jogaiły. Pełka podniósł do ust kufel z piwem, którego wcześniej nalał mu Skirgiełło i na jego palcu zalśnił znany mu dobrze srebrny pierścień z polskim orłem. Taki, jaka miała nieznajoma niewiasta siedząca na skraju wanny. Oni ci pomogą. Ja cię ocalę... - przeszło mu przez głowę. Czy pomoc ma nadejść od tych posłów? Albo od ich kraju?
-Małżeństwo z Andegawenką... - zamyślił się Jogaiła i zapatrzył gdzieś daleko za okno. Wtedy drzwi sie otworzyły i weszła dostojna niewiasta w lśniącej chuście i diademie na głowie.
- Chciałam rozmawiać z Jogaiłą - powiedziała. Wielki książę skinął na Skirgiełłę i posłów. Była to jego matka.
-Pełko, Janie - uśmiechnął się do nich Skirgiełło. Jan odpowiedział tym samym, Pełka zaś poczuł uderzenie gorąca, trochę nie wiedział, czego się spodziewać po tym dziwnym człowieku. - Chodźcie, pokażę wam widok z naszego zamku na Wilejkę, jak się Wasza rzeka nazywa? - pytał tonem gościnnego gospodarza wyprowadzając skołowanych Polaków za drzwi.
***
Skirgiełło prowadził Pełkę i Jana do swojej komnaty. Wielki Książę obiecał następnego dnia rano dać odpowiedź. Książę oprowadził posłów po zamku, pokazał im salę pełną trofeów zdobytych w wojnach z Krzyżakami, która zainteresowała bardzo Pełkę. - Tyle zostaje po krzyżackich psach - chwalił się dumny książę Połocka. Jan natomiast zdradził, że uczy się na medyka, co tym bardziej zaskarbiło mu sympatię Skirgiełły, który pokazał Polakom komnatę, gdzie sporządzał różne eliksiry oraz ziołowe maście. Dyskutując o środku na gojenie ran obaj porównali maść Skirgiełły ze specyfikiem, który Jan cały czas trzymał w kieszeni w małym pudełeczku na wszelki wypadek. Takie same - zaśmiali się obaj. Wtórował im Pełka, który stopniowo wyzbywał się obaw związanych z misją. Skirgiełło, choć oryginał i gwałtowny, nie wyglądał na kogoś, kto mógłby zabić posła. W rozmowie wyszło ponadto, że Kiejstut to jednak pies był jak to określił Skirgiełło i z jego śmiercią największy problem jest taki, że teraz ciągle nęka Olgierdowiczów Witold na spółkę z Krzyżakami. Wspólnie ze smakiem zjedli pyszną pieczeń, a po niej jeszcze gruszki, bo, jak im to Skirgiełło zdradził, jego brat lęka się jabłek i nie chcielibyście go widzieć, kiedy znajduje je na zamku - prawił ze śmiechem. Tak rozprawiając i odpowiadając na liczne pytania ciekawego wszystkiego Jana dotarli do komnaty. Na stole czekało już kilka pokaźnych dzbanów miodu oraz trzy kielichy.
- Panowie... - zapraszał serdecznie Skirgiełło, miała nastąpić najbardziej jwyczekiwana przez niego część tego nad wyraz udanego dnia. - Tu możemy w spokoju napić się i porozmawiać. Mój brat nie pije - skrzywił się. - Ja - nie stronię. Mam nadzieję, że wy również - hojnie nalewał gościom miodu i wręczał kielichy z napitkiem.
- Nn..nie, nie stronię - wyjąkał Pełka, któremu przemknęła przez głowę myśl o otruciu, w końcu taki fakt łatwiej byłoby Litwinom ukryć niż poćwiartowanie dwóch polskich posłów.
-Ja także - kiwnął głową Jan.
- Nie tracę zwykle umiaru w piciu - zapewniał Skirgiełło - choć - bywa i tak... - wychylił cały kielich za jednym razem i otarł usta dłonią.
-Zdarza się wszystkim - pokiwał ze zrozumieniem głową Pełka, sam nieraz doświadczył oraz niejedno już widział i słyszał.
-Nawet najzacniejszym rycerzom - potwierdził Jan, choć dotychczas nie spotkał ich zbyt wielu. Spytek uczył go wcześniej, że warto powoływać się na autorytet kogoś szanowanego.
-Bratnie dusze z was! - zawołał Skirgiełło, szczodrze dolewając sobie trunku. - Wasze zdrowie!
- Twoje zdrowie książę! - Polacy podnieśli kielichy, wypili, po czym zasiedli ze Skirgiełłą przy stole.
- Długa noc przed nami - pokiwał głową. - Ciężko znaleźć człowieka, który dorówna mi w piciu -westchnął.
-Postaramy się, książę - odpowiedzieli ochoczo Pełka i Jan, a potem mrugnęli do siebie porozumiewawczo.
- I opowiecie mi wszystko o królewnie Jadwidze. Ostatni raz widziałem ją w Budzie, kiedy była.. o, takim brzdącem - książę połocki pokazał im dłonią jakiego "brzdąca" ma na myśli i uśmiechnął się na tamto wspomnienie.
- Teraz to już panna... Nadobna... - zaczął Pełka, który nie miał zbytniej wprawy w opisywaniu niewiast, zwłaszcza z królewskiego rodu.
-Opowiadajcie, opowiadajcie! - zachęcał Skirgiełło i dolewał Polakom miodu. - Podoba mi się wasz plan. Będę namawiał Jogaiłę do ślubu z Jadwigą. Muszę dużo się dowiedzieć, żeby go przekonać - prawił z ochotą, rozradowany, że może wreszcie wprowadzić w życie swój plan.
***
- I wtedy ta mała sroczka pyta: "Czyli to prawda, że Litwini to mordercy?" - Skirgiełło przepitym głosem naśladował ton małej Jadwigi i opowiadał ze szczegółami o swojej wizycie w Budzie, odgrywając przy tym wiernie wszystkie wydarzenia. Pełka i Jan słuchali ze zdziwieniem. Może nie do końca odpowiadał im osobliwy sposób, w jaki Skirgiełło wyrażał się o ich przyszłej królowej, ale poznali go już nieco i rozumieli, że nie ma on nic złego na myśli. Dalej prawił o spotkaniu z królową Elżbietą.
- Oooo, wyglądała jak Panna Przeczysta z cerkiewnej ikony - opowiadał Skirgiełło. - I mnie, dzikusa z Litwy tak przyjmowała, jak... syna jedynego - dolał sobie z pękatego dzbana.
-Teraz już nie żyje - wtrącił ze smutkiem w głosie Jan. - Wielką była władczynią i moją dobrodziejką. Wojewoda krakowski powiadał, że przekazała królewnie mądrość, miłość do Polski i przyjaźń dla Litwinów.
-Świeć zatem Panie, nad jej duszą! Dziwne, że w tej Budzie znalazła się taka niewiasta, - Skirgiełło przeżegnał się trzy razy. Widząc zdziwienie na twarzach gości pokazał im prawosławny krzyż, który nosił na szyi.
- Gdy wojewoda był w Budzie, opowiadał królewnie o polowaniu, na którym był z księciem Olgierdem i Jogaiłą. Jadwiga była zauroczona tą historią - kontynuował Pełka z błyskiem w oku. - A na koniec rozmowy gdy była mowa o misjach chrystianizujących Litwę i krucjatach ona powiedziała, że nie mieczem trzeba chrzcić, a miłością - zakończył z zachwytem.
- Muszę ja spotkać tego wojewodę i mu odpowiednio podziękować - powiedział Skirgiełło. - Drugiej takiej baby memu prostemu bratu ze świecą szukając bym nie znalazł! Toż ona jedna może odczarować naszego niedźwiedzia - rechotał, nawiązując do litewskiej baśni, którą opowiedział królewnie kiedyś w Budzie. - Zatem wypijmy! - dolał swoim gościom wpatrującym się w niego coraz słabszym wzrokiem. Nie spodziewali się czegoś takiego, mimo najszczerszych chęci nie byli w stanie dorównać Skirgielle. Ten uniósł kielich w górę - Za sojusz! Za piękną i mądrą Jadwigę!
- Za Polskę i Litwę!
- Za sojusz państw i dusz! - krzyknęli Polacy i Litwin, wypili i roztrzaskali kielichy o podłogę.
***
Kiedy Skirgiełło i Polacy świętowali jeszcze niezawarte porozumienie Jogaiła od wielu godzin bił się z myślami. Rozmawiał z matką, namawiająca ciągle na ślub z Zofią. Mówił ze Skirgiełłą, który na wszytskie świętości zaklinał się, że najlepszym wyborem jest węgierska księżniczka i nieporadnie próbował wyłożyć bratu przymioty jej umysłu oraz urody. Przysięgał przy tym na wszyskich bogów, zarówno litewskich jak i tego chrześcijańskiego. Był jednak juz dosyć podpity, Jogaiła siłą wyciągnął go z komnaty gdzie w najlepsze rozprawiał z polskimi posłami. Wobec tego nie wiadomo było, czy to prawdziwa rada, czy pijackie pomysły. Jogaiła jednak słyszał ciągle niebywałą u brata wypowiedź: Zgódź się, proszę... Była już ciemna noc. Nawet w komnacie brata nieco przycichło. Opanasz przygotował kąpiel, jednak Jogaiła dalej po raz setny przemierzał komnatę. Musiał podjąć bodaj najważniejszą decyzję w życiu, a nie mógł liczyć na nikogo, nawet na matkę czy najmilszego brata. Ojciec nie chciał sojuszu z Moskwą, ale czy teraz powiedziałby to samo? - zastanawiał się. O poradzeniu się Ragany nie było mowy. Odkąd dowiedział, że to nie ona jest tajemniczą niewiastą unikał jej jak ognia. W tym momencie poczuł niewymowną tęsknotę za panią ze snów. Dlaczego ciebie nie ma? Są tutaj Polacy, jeden z nich ma twój pierścień, ale gdzie ty jesteś? - myślał strapiony książę. Sny snami, ale jako władca musi kierować się rozumem. Przyszło mu do głowy od kogo może się dowiedzieć czegoś o Polakach i ich kraju. Ojciec zawsze mówił o nich z sympatią, ale jak jest teraz? Przywołał Opanasza. Zaspany łaziebny stawił się natychmiast.
-Wezwij Hanula - polecił Jogaiła.
-Ale, Panie... Teraz? Jest środek nocy - sługa miał już tę przywarę, że mówił co myślał.
-Rób, co mówię! - zawołał groźnie Jogaiła i sługa oddalił się pośpiesznie, choć sam nie wiedział jak przekona kupca do stawienia się na zamku w środku nocy i gdyby miał powiedzieć, co sam myśli, stwierdziłby, że to wszystko to gruba przesada.
***
-Wezwałeś mnie, wielki książę - powiedział wymiętoszony i półprzytomny Hanul zaspanym głosem. Cały czas miał wrażenie, że żyje we śnie, w którym Jogaiła wzywa go na zamek w środku nocy i on stoi przed nim w krzywo zapiętym kaftanie, płaszczu na lewą stronę i dwóch różnych ciżmach, ubierał się bowiem w pośpiechu.
-Wysoko cenię twoje mądre rady - rzekł poważnie Jogaiła. Zupełnie nie zwracał uwagi na jego nieszczególny wygląd.
- Co cię trapi książę? - spytał kupiec, tłumiąc ziewnięcie.
- Matka utrzymuje, że Dymitr szykuje wielki posag. Co o tym myślisz?
- Dobry jest handel z Moskwą. Płacą złotem i szlachetnymi kamieniami - Hanul nie znał się na posagach i wydawaniu za mąż. Miał jeszcze małe dzieci . Wolał powiedzieć o tym, w czym się orientował, nawet wyrwany z głębokiegu snu.
- Mam żenić się z Zofią? - zapytał wprost wielki książę.
-Jeśli nie jest ci ta myśl wstrętną... - odparł kupiec niepewnie i rozłożył ręce. Ja, prosty człowiek, mam roztrząsać z wielkim księciem jego dylematy sercowe? Wielki Boże! Tylko nie to!
- Obowiązek to obowiązek... - zaczął mówić Jogaiła, wzdychając
-Musisz ozorem mleć po nocy?!- do komnaty wtoczył się chwiejnym krokiem rozespany Skirgiełło mrużąc oczy i krzywiąc twarz od blasku świec rozświetlających pomieszczenie. Rozejrzał się błędnym wzrokiem i spostrzegł w końcu Hanula.
- Znowu przylazłeś tutaj, psie? Włóczysz się, księciu po nocach spać nie dajesz? - złapał przerażonego kupca za płaszcz. Hanul, nadal przekonany, że to mu się wszystko sni, doszedł do wniosku, że to musi być jakiś koszmar. - Za zakłócanie spokoju wielkiego księcia skrócę cię o ten nadęty łeb! - sięgnął do buta, gdzie ukrywał nóż na wszelki wypadek.
-Dość Skirgiełło, mówię ci dość!! - rzucił się na brata Jogaiła, złapał go i rzucił na podłogę. Przewracający się książę zahaczył o krzesło, które upadło razem z nim i narobiło okropnego hałasu. Otrzeźwiony nim Skirgiełło wstał i ruszył chwiejnym krokiem ku Jogaile, który znów go chwycił i usadził na fotelu w kącie komnaty po czym przykrył wiszącą dotychczas na jego oparciu peleryną. Skirgiełło mrucząc coś niewyraźnie zaczął powoli zasypiać. - Wybacz- powiedział przepraszającym tonem do Hanula - Brat przyjmował dziś polskich posłów.
- Rozumiem, Panie - uśmiechnął się niewyraźnie kupiec. Zdążył juz poznać Skirgiełłę i jego możliwości. - O czym to mówiliśmy? A, tak... o mariażach mówiliśmy. Cóż... Jesteś dobrym władcą, mój panie. Z pewnością będziesz wiedział, jak postąpić. Coś jednak cię frasuje, książę?
- Polacy. Handlujesz z Polakami? - pytał Jogaiła.
- Dobrzy kupcy z Polaków. Mają przyprawy we wschodu i tkaniny od Wenecjan... Uczciwi, obrotni, umów dotrzymują - chwalił Hanul.
-A Kraków? Byłeś tam kiedyś?
- Wawel zapuszczony, panie, ale miasto... O tak, ono by ci spodobało. Całe tętni życiem, dużo kupców, kościoły piekne, kramy, katedra, ludzie weseli i uczciwi, światli duchowni... Szanują sojusze, panowie kodeks rycerski znają - prawił dalej, a Jogaiła rozjaśnił się na twarzy.
-A lasy? Zwierzyna? - pytał, łowy zawsze były dla nego ważne, od dziecka.
- Pokaźna - pokiwał głową kupiec z uznaniem. Jogaiła przymknął oczy i uśmiechnął się, wyobrażając sobie to wszystko. - Jeśli jakiekolwiek puszcze mogą się równać z litewskimi to tylko polskie, a z naszą Wilejką - tylko tamta Wisła. Jeśli mogę spytać - nad czym rozmyślasz, panie?
-Podobno córka króla Ludwika jest całkiem ładna... - odpowiedział Jogaiła rozmarzonym głosem. Zaczął się właśnie zastanawiać, czy może córka Andegawena i nieznajoma to ta sama osoba, po czym zorientował się, co właśnie powiedział i się zaczerwienił. - To znaczy, ja...-potarł się po twarzy ze zdenerwowania.
- Rozumiem, Panie - pokłonił się Hanul. - Zachowam to wszystko w tajemnicy.
***
Buda
Mimo późnej nocy Jadwiga setny raz powtarzała te same czynności. Z rumieńcem na warzy czytała wyczekiwany od dawna list z Wiednia. Pergamin pachniał różami, Jadwiga z lubością wdychała cudny zapach po czym przyciskała list do szybko bijącego serca. Jutro wreszcie wyruszała do Polski, a wieczorem dostała list od ukochanego.
Umiłowana moja, najdroższa Jadwigo - pisał książę. - Twoje troski ranią moje serce niczym sztylety i zasnuwają moje myśli jak burzowe chmury. Jak mniemam, wkrótce wyruszysz do Polski rozpocząć swe jaśnie oświecone panowanie. Niech Ci Bóg błogosławi, w tej podróży do polskiej ziemi, którą wkrótce uczynimy królestwem naszym wspólnym. Tam też wkrótce złączą się nasze serca już na zawsze, gdy i ja, po Twoim przybyciu dołączę do Ciebie na wieki. Stare smutki zostaną za nami, a przed nami już jedynie przyszłość, tak cudowna, bo wspólna, do której troski, łzy i ból nie będą mieć przystępu. Odwagi, kochana, tam się spotkamy i już nikt i nic nas nie rozdzieli.
Twój na zawsze, uniżony sługa, pozdrawia Ciebie, panią mego serca, życia, czynów i myśli.
Tobie na zawsze i w całości oddany,
Wilhelm Habsburg, syn Lepolda, książę Austrii
Jadwiga zatańczyła na środku komnaty z radości. Do listu dołączona była szkatułka, a w niej złoty krzyż zdobiony rubinami w kolorze czerwonym, kolorze miłości. Zdjęła z szyi wisior z wężem należący niegdyś do babki i schowała do jej szkatułki. Już wkrótce zobaczy się z Wilhelmem, powinna nosić jego podarek, by sprawić mu radość. Poza tym jego stryj zginął w potyczce z Litwnami... Babka nie żyje, a litewska biżuteria mogłaby wyrządzić Wilhelmowi pzykrośc i wrócić bolesne wspomnienia. Królewna wskoczyła po ciepłą pierzynę i przytuliła do twarzy futro od Wilhelma. Za parę niedziel będzie tuliła już jego samego... Zasnęła szybciej, niż się spodziewała i śniła o nadchodzącym szczęściu i ich wspólnym życiu...
Wilno
Półprzytomny Jogaiła wciąż siedział w sali tronowej i myślał intensywnie. Rozmowa z Hanulem wiele mu wyjaśniła i dzięki niemu oraz Skirgielle coraz bardziej przekonywał się do sojuszu z Polakami. Gdybym tylko...wiedział... jak wygląda... - myślał, walcząc z ogarniającą go sennością - ... dokładnie, jak wygląda córka Ludwika... sami nie wiedzą... a tajemnicza... nieznajoma... jej twarz... - głowa ciążyła mu coraz bardziej.
Znowu stała przed nim,tak jak wtedy, kiedy podała mu królewskie jabłko. Twarz zasłaniały znów włosy, a na palcu miała pierścień z polskim orłem. Ślubna suknia podkreślała cudowne niewieście kształty, a jej kremowo-biała barwa uwidaczniała piekno ciemnych włosów, kontratujących z bielą przejrzystego welonu.
- Zgódź się z nimi, proszę - powiedziała takim tonem, jakiemu chyba nawet najwiekszy barbarzyńca tego świata nie mógłby odmówić.
W sączącym się świetle połyskiwały wyhaftowane na jej granatowym płaszczu złote lilie...
Jogała gwałtownie zerwał się z tronu. Orzeł, piękna pani, lilie... Czy to oznacza Polskę? Zapewne tak. Czy to może być jego przyszła żona? Nadal nie wiadomo. Czy ona jest tą Andegawenką, Jadwigą? Czy może symbolizuje jakąś Andegawenkę, po prostu andegaweńską niewiastę...
Jogaiła podbiegł do śpiącego nadal w fotelu Skirgiełły.
-Bracie! Bracie!! - szarpał go za ubranie.
- Yyyhm... piękna... bystra... odczaruje... - mamrotał półprzytomny książę połocki.
- Bracie!! Skup się, błagam to bardzo ważne!! - potrząsał nim nadal Jogaiła.
-Czemu tak krzyczysz?! - jęczał Skirgiełło, krzywiąc się i zatykając uszy. - Daj spokój, kiedy głowa nie działa... - tu Jogaiła nie wytrzymał i złapał brata, po czym popchnął go do naszykowanej już dawno wanny, z której nadal nie skorzystał i woda była w niej przeraźliwie zimna. Skirgiełło ryknął jak zraniony zwierz.
-Bracie, co ja ci zrobiłem?!- rzucał się w wannie, nie przepadał za kąpielami. A juz zwłaszcza lodowatymi ciemną nocą.
- Skup się, Skigiełło, to bardzo ważne - Jogaiła patrzył mu uważnie w oczy. - Byłeś w Budzie. Jak wygląda herb Andegawenów?
Książę połocki potarł mokrymi rękami twarz i odgarnął z czoła zlepione od wilgoci włosy. Na Perkuna, po co mu o tak barbarzyńskiej porze herb Andegawenów? Zamrugał oczami i popatrzył na brata przytomnie.
-Lilie - odpowiedział. - Na Perkuna, tak, to muszą być lilie. Złote lilie na granatowym tle - wygramolił się z wanny, potykając się i wpadając prosto w ramiona uśmiechniętego dla odmiany brata. A więc Andegawenka - pomyślał Jogaiła.
***
Rankiem posłowie oraz Skirgiełło stawili się przed wielkim księciem, który miał przekazać im swoją decyzję. Książęta, jak na przejścia ostatniej nocy, wglądali dość dobrze. Nieco gorzej prezentowali sie wymięci posłowie, których bolały głowy i czuli okropną suchość w ustach. Jan padł pierwszy i Skirgiełło odstąpił mu swoje łoże, ale Pełce przypadł nocleg na podłodze. Bołały go plecy i czuł, że wieczorem będzie go łamać w krzyżu. Opanowując zaspanie stali wyprostowani, by, na ile się dało, wyglądać godnie i poważnie.
-Zdecydowałem - zaczął mówić wielki książę. Pełka poczuł, że niechybnie zemdleje, jakkolwiek rycerzowi nie powinno się to zdarzyć. - Wezmę za żonę Andegawenkę. Jadwigę - oznajmił. Pełka ledwo stał i słabo słyszał, bowciąż huczało mu w głowie
- Co,co? -szepnął kątem ust do Jana, ten dłużej spał i był zdecydowanie w lepszym stanie.
- Zgodził się - również szeptem odpwiedział Jan. Wielka fala radości zalała serca obu Polaków.
-Jadwiga... Wiedziałem! Wiedziałem!!! - Skirgiełło uniósł ręce w gście zwycięstwa. Złapał pod boki posłów, zanim ci zdążyli cokolwiek odpowiedzieć i ruszył, ciągnąc ich za sobą w dziwacznym tańcu. Całej trójce plątały się nogi, sunęli przez komnatę potykając się o samych siebie. Śmiał się wesoło, jego wesołość udzieliła się posłom, których zaczął ściskać w iście niedźwiedzim objęciu. - Wiedziałem, wiedziałem, bracie, wiedziałem, wiedziałem... - podszedł do Jogaiły, który podniósł sięz tronu i podszedł do śmiejącej się trójki. Poczuł nadzieję, że sojusz będzie udany. A może nawetJadwiga okaże sie piękną panią ze snów?
-Dość, Skirgiełło - rozbawiony książę uspkojał brata.
-Przekażcie panom polskim moją wolę - powiedział, uśmiechając się i podając rękę każdemu. - Posilcie się i wracajcie szczęśliwie. Dobrzy z was i dzielni posłowie. Moi bracia przyjadą wkrótce, aby ustalić szczegóły umowy - silił się na oficjalny ton, ale jemu też cała twarz się śmiała. Część trosk spadła mu z serca, teraz chciał tylko, by nieznajoma okazała się nie tylko symbolem Andegawenki, ale i nią samą. - Nasi najlepsi ludzie odprowadzą was do granicy. Skirgiełło, zajmiesz się tym - zwrócił się do brata.
- Z największą radością - zaśmiał się on. Cała trójka z radością w sercach opuściła komnatę. Umowa została zawarta.
Wielki Książę zdecydował... :-)))
Nie wiem, kiedy uda mi się dodać kolejny rozdział - następne wymagają dużo pracy, bo wiele się wydarzy - ale postaram się zrobić to jak najszybciej ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro