17. "Kocham cię"
***
- Więc z czym przychodzisz, książę? - zapytała Jadwiga zdziwiona nagłą wizytą Witolda. Dotychczas kuzyn Jogaiły zdawał się źle czuć na Wawelu i nie zamienił z Jadwigą nawet słowa. Po tym, czego dowiedziała się od Jogaiły wcale jej to nie dziwiło. Tym bardziej zaskoczyło ją, że Kiejstutowicz chce z nią mówić.
- Nie wiem, królowo, jak ci to rzec- udawał teraz dla odmiany człowieka nieśmiałego, wzdychał i uciekał wzrokiem nieco w bok.
- Najlepiej wprost - poradziła Jadwiga lustrując swego gościa wzrokiem.
- Otóż... Musisz, pani o czymś wiedzieć. Serce boli, Bóg mi świadkiem, ale... Nie wybaczyłbym sobie, gdybym miał to przed tobą, pani, ukrywać- prawił z przesadną uniżonością.
- Książę, albo mówisz, albo nie- rzekła Jadwiga zniecierpliwiona. Miała wrażenie, że Litwin coś kombinuje. - Dziś chrzest twoich krewnych i muszę się przygotować, więc albo powiesz sprawnie, co ci na sercu leży, albo będę musiała cię opuścić.
- Otóż, pani... Jogaiła... On zostawił na Litwie kochanicę... Pogańską kapłankę, Raganę. Żal to mówić, ale on cię zwodzi, królowo. Jak tylko odbędzie się koronacja, będzie chciał wrócić na Litwę, do niej... I nikt go nie zatrzyma... - prawił, a po jego twarzy błąkał się złośliwy uśmieszek.
- O, Boże...- Margit na tę nowinę nieomal zemdlała. Jadwiga zbladła.
- Książę... Co mówisz? - wydusiła drżącym głosem.
- Prawdę i tylko prawdę- kłamał Kiejstutowicz bez zająknięcia.
- Jeśli to prawda, to czemu mówisz o tym dopiero teraz, panie? - zapytała. - A może chcesz zadać ból Jogaile rozpowiadając o nim takie rzeczy? Wiem z zaufanych źródeł, że żadnej kochanki nie było- głos jej zadrażał. Czy owe źródła istotnie były zaufane? Nie uszło to uwadze usatysfakcjonowanego Kiejstutowicza. Ziarno niepewności zostało zasiane i już kiełkuje.
- Wybacz, pani, ale kiedy ty czekałaś na powrót posłów z Krakowa, on po zawarciu paktów używał sobie z nią w... - Witold zdecydował się puścić w ruch wyobraźnię.
- Dość!! - Jadwiga wstała. - Wiem co nieco o twojej przeszłości książę, szczególnie o tym jak prawdomówny bywałeś wobec Jogaiły. Dlaczego więc teraz miałbyś mówić prawdę? - starała się brzmieć władczo, ale głos jej drżał, a do oczu napływały łzy. Mówią przecież, że w każdej plotce jest ziarno prawdy. - Dziękuję za troskę, ale teraz zostaw mnie już samą z dwórką. Samą! - ponagliła, gdy Witold nie ruszał się z miejsca.
Kiejstutowicz pokłonił się i ucałował pierścień na dłoni Andegawenki z nieco wyzywającym wyrazem twarzy po czym opuścił komnatę. Jadwiga siadła za stołem, a z jej piersi wydarł się szloch.
- Cśśś... - Margit usiadła obok i gładziła swoją panią po plecach.
- A jak to prawda? - łkała Jadwiga. - Książę nigdy mi nie opowiedział o swojej przeszłości jeśli chodzi o... No, jeśli chodzi o... niewiasty - królowa ocierała sobie coraz gęściej płynące łzy.
- Możliwe, że miał tam jakieś, ale... Tak wiem, Margit usprawiedliwiająca Litwina to jak koniec świata- zaśmiała się dwórka- ale nie wierzę, że książę chce cię oszukać. Tak, mówię to ja, która nie ufam niczemu i nikomu z Litwy. Oprócz księcia Jogaiły. Widzę, jak na Ciebie patrzy...
- A jeśli patrzył tak wcześniej na jakąś czarownicę i tęskni za nią? A jeśli on z nią... No, wiesz... Przecież to obrzydliwe! - wzdrygnęła się Jadwiga. Wyraźnie nie wyglądała na przekonaną.
- Może porozmawiaj z Gabiją, pani? - podsunęła Margit. - Ona lepiej się zna na pogańskiej Litwie.
***
- Bardzo więc możliwe, że książę miał wcześniej jakąś niewiastę. W pogańskiej Litwie to możliwe. W tamtych wierzeniach są śluby, istnieje małżeństwo, ale nie ma takich zasad moralnych jak w chrześcijaństwie- tłumaczyła łagodnie. - Możliwe zatem, że tak było, ale pani, jak książę miał przestrzegać czegoś, czego nawet nie znał? - staruszka pogłaskała zalany łzami policzek Jadwigi i podała jej chusteczkę.
- Ale jeśli on tak naprawdę tęskni za tym? Jeśli on mnie porównuje z tą kobietą? I... Jeśli on... Woli... - królowa rozpłakała się na nowo. Margit przytuliła ją tak jak wcześniej w komnacie.
- Nie wydaje mi się...
- A jeśli on niewiele sobie robi z tych zasad? Nawet teraz? Wilhelm cytował mi w listach Biblię, a sam oddawał się uciechom w tym czasie! - zapłakała Jadwiga. - Może wszyscy są tacy? A jak w jego sercu już zawsze będzie ta czarownica?
- Wybacz, królowo, ale oby książę nie dowiedział się, że właśnie porównałaś go do Habsburga- rzekła Gabija. - Możliwe, że w dalekiej przeszłości była w jego życiu jakaś niewiasta, ale jestem najmocniej w świecie pewna, że te czasy nie wrócą- powiedziała z przekonaniem.
- Jak to?
- Żyję już tyle lat i mnóstwo widziałam par królewskich, szlacheckich, jakich tylko chcesz. Nigdy jednak nie spotkałam ludzi tak bardzo... zakochanych w sobie jak wy!
- To prawda- przyznała Margit.- Znam cię od urodzenia, Jadwigi i nigdy cię taką nie wiedziałam! - uśmiechnęła się. - Chcesz to stracić przez głupie nieporozumienie?
- Po chrzcie pomów z księciem i to wyjaśnij, pani- poradziła Gabija. - Wszystko zapewne da się wytłumaczyć - z uśmiechem krzepiąco uścisnęła dłonie Jadwigi.
- Myślę, że tak trzeba zrobić - zgodziła się Jadwiga. - Ale chcę mówić z księciem na osobności.
- Jadwigo, przecież to niedopuszczalne!!- oburzyła się Margit. - Co ludzie powiedzą? A jeśli was ktoś zobaczy? Jakie plotki mogłyby powstać? Wiesz, że wtedy arcybiskup może odmówić wam ślubu?
- Władcom się nie odmawia- rzekła Jadwiga.
- Ale przecież nie możesz zostać sam na sam z mężczyzną! I to z Jagiełłą! Nie przed ślubem! - lamentowała Margit.
- Ale muszę z nim sama pomówić! Chyba nie wyobrażasz sobie, że książę będzie mówił mi o swoich osobistych sprawach w obecności kogoś jeszcze?
- Zawsze rozmawialiście w mojej obecności i do pojutrza musi tak być! - upierała się Margit.
- Ale ta rozmowa to co innego!!- podniosła głos Jadwiga.
- Nie widzę w niej nic innego. Nie wezmę za coś takiego odpowiedzialności!
- A ja wezmę - rzekła stanowczo Gabija. - Margit, wybacz, ale nie rozumiesz, że od tej rozmowy zależy sojusz dwóch krajów i szczęście dwojga ludzi? - dwórka nie odpowiedziała. - To musi się tak odbyć. Poproś księcia do mojej komnaty, pani, tam nikomu nie przyjdzie do głowy, by was szukać, a ja poczekam pod drzwiami. Niech będzie ze mną któryś z jego braci, aby było dwóch świadków - wymyśliła Gabija.
- Ależ, Jadwigo... Tak nie przystoi...
- Nie ma żadnego, ale! - ucięła Jadwiga. - To jedyne rozwiązanie. Dziękuję, Gabijo- ucałowała dłoń staruszki. - Jeśli to coś pomoże, będę ci dozgonnie wdzięczna.
***
Olgierdowicze, z wyjątkiem Skirgiełły, zebrali się przed chrztem w komnacie Jogaiły. Wszyscy z wyjątkiem Świdrygiełły siedzieli przy dużym stole. Najmłodszy z Olgierdowiczów siedział na zydlu przy kominku i wpatrywał się w płomień.
-Widzę, że się uczesałeś, Bolesławie... - zwrócił się do niego żartobliwie Korygiełło, używając nowego imienia brata, ale odpowiedziała mu cisza. Gwizdnął więc na palcach, by zwrócić jego uwagę.- Bolesławie!!- ponaglił go ponownie.
- Co chcesz?! - najmłodszy Olgierdowicz podskoczył jak oparzony.
- Musisz się swojego nowego imienia nauczyć! Co będzie jak w bitwie leci na ciebie włócznia, krzyczę "Bolesławie!" a ty się nie schylisz?
- Nie ma znaczenia, jak wołam za psem. Ważne, żeby przynosił mi ptactwo! - zaśmiał się Wigunt, szczęśliwy po porannej rozmowie z panną marszałkówną.
- Wigunt dobrze mówi... - zgodził się Korygiełło.
-Aleksander! - poprawił go natychmiast Świdrygiełło.
- A jeden pies! - machnął ręką Wigunt.
- Dosyć! - śmiejący się dotychczas z braci Jagiełło uciszył ich unosząc dłoń do góry.- Ja od dziś chrześcijanin będę - wstał z krzesła. - Jak wielki książę chrześcijanin to ze mną cała Litwa! I wy!
- Naprawdę każesz nam pościć? Codzień na Mszę chodzić? - martwił się książę Świdrygiełło.
- Litwini pójdą za wami. Musicie im wskazać drogę do chrześcijaństwa - rzekł Jogaiła poważnie.
- Matka nie ochrzciła... Ojciec odpuścił... Jogaiła, przecież może nie musimy... - jęczał książę na Kiernowie.
-Możecie mieć dobre, nowe życie jako Kazimierz, Aleksander i Bolesław. Dzisiaj Polska i Litwa zbliżą się do siebie... - mówił Jagiełło łagodnie.
- A my do polskich panien... - nie wytrzymał Wigunt. Szczególnie liczył na zbliżenie do córki marszałka z Brzezia.
-Dla Litwy to robimy, nie dla panien! - kopnął go boleśnie w nogę Korygiełło... to znaczy za chwilę Kazimierz. - Rozumiecie? Dla Litwy! - zawołał patrząc na braci poważnie. Jogaile aż się łza w oku zakręciła. Dobrze było mieć ze sobą tak szlachetnego brata.
- Dla Litwy! - powtórzyli Świdrygiełło i Wigunt, kiwając głowami.
-Dla Litwy!! - zawołali chórem wszyscy Olgierdowi synowie.
***
Doniosła uroczystość miała miejsce oczywiście w wawelskiej katedrze. Wiele momentów pięknych i podniosłych, opisanych w kronikach widziała ta świątynia, ten jednak był bodaj najuroczystszym z nich. Kościół zapełniony był do granic możliwości. Kto żyw spieszył do świątyni na uroczystość. Jej charakter podkreślały odświętne stroje oraz patetyczne śpiewy chóru mnichów z Tyńca. Spytek odetchnął z ulgą. Mnisi na szczęście zdążyli, dotarli wszyscy dostojnicy i wszystko przebiegało zgodnie z planem. Mimo to serce wojewody biło szybko. Wraz z siostrą stał za plecami Jogaiły, który właśnie podszedł do kamiennej chrzcielnicy, tej samej, przy której przed laty nową wiarę przyjęła jego ciotka, królowa Aldona Anna. Obok nich stał ksiądz Trąba, a za nimi tłum szlachty i mieszczan. Jedynie królowa zajęła miejsce siedzące na specjalnie przyniesionym do katedry tronie. Cały obrzęd odbywał się po łacinie.
- Ja ciebie chrzczę... W imię Ojca, Syna, i Ducha Świętego - arcybiskup polał trzykrotnie głowę Jogaiły wodą że srebrnego dzbanuszka. Litwin starł z twarzy krople zimnej wody. Czy to ten moment? Naprawdę?
-Amen! - odpowiedział przejęty Litwin, a wraz z nim inni zgromadzeni w katedrze. Tak, to właśnie się stało...
- Pokój z tobą- powitał go wśród chrześcijan Bodzanta.
- I z Duchem Twoim- odpowiedział po łacinie Jogaiła odtwarzając w pamięci te same słowa wypowiadane głosem Jadwigi. Nie wiedział, że wpatruje się ona z zapartym tchem w tę scenę i sama odpowiada z nim szeptem, jakby chciała mu podpowiedzieć, gdyby on zapomniał.
- Bóg wszechmogący i Pan nasz niebieski, Ojciec Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który cię odrodził z wody i Ducha Świętego sam teraz namaszcza cię krzyżmem zbawienia i daje ci nowe życie w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
- Amen! - zabrzmiały liczne głosy zgromadzonych złączone w jeden.
Jadwiga Pilecka jako matka chrzesta i Spytek jako chrzestny- przedstawiciel panów szlachty nałożyli Jogaile prostą, płócienną białą szatę.
- Donieś tę szatę nieskalaną przed trybunał Jezusa Chrystusa w niebie, byś osiągnął życie wieczne - rzekł uroczyście duchowny.
- Amen - odpowiedzieli razem z Jogaiłą, a właściwie Władysławem wszyscy zebrani.
Litwin odwrócił się twarzą do wpatrzonych w niego poddanych. Nie zwracał jednak na nich większej uwagi. Wpatrzył się w oczy królowej. Tak pięknie wyglądała w prostej, srebrzystoszarej sukni i kaftanie tego samego koloru, haftowanym w kwiatowy wzór małymi perełkami. Lekki diadem dodawał jej majestatu. Na tronie wyglądała tak majestatycznie i władczo, że Jogaiła zadrżał. Czy będzie tu mógł także być królem? Czy będzie jej wart?
Wątpliwości zdawał się rozwiewać uśmiech najjaśniejszej Pani. Był taki szczery i cudowny, że wszystkie lęki zasiane przez Witolda zdawały się znikać. Poczuł otuchę, ale dostrzegł, że oczy narzeczonej były smutne. Czy i ją coś dręczyło? Wiedział, że zaraz po uroczystości musi z nią pomówić. Nie może przez głupie nieporozumienie stracić tego, co się między nimi rodzi.
To samo pomyślała królowa patrząc na wyraźnie przejętego i wzruszonego chrztem Władysława. Nie wierzyła, że on, którego poruszenie widać było gołym okiem mógłby ją oszukać. Zapewne wszystko da się wyjaśnić. Przeżywała ten podniosły moment razem z nim. Czuła, że narzeczony stoi przed wielką niewiadomą. Chciała być z nim w tych wszystkich sprawach. Wiedziała, że on jej teraz bardzo potrzebuje. Nie mogła go zostawić przez jedną, pewnie pełną fałszu wypowiedź Witolda.
Tymczasem młoda, drobna niewiasta pierwszy raz zobaczyła oblicze swego przyszłego króla. Oblicze, które wyrażało wzruszenie i przejęcie oraz... Miłość. Tak, nie ulegało wątpliwości, że wzrok skierowany w stronę królowej jest pełen szczerej i bezinteresownej miłości. Przyszły król miał postawną, silną sylwetkę i szerokie ramiona, w które tak bardzo chciałoby się wtulić... Cudowne włosy i piękne oczy, w których można by się przeglądać całe życie. Delikatne usta, jakby stworzone do całowania, miłą twarz, na którą ciągle chciało się patrzeć i silne, a zarazem delikatne dłonie, które chciałoby się brać w swoje.
Młoda Elżbieta w swych dziewczęcych snach marzyła, by spotkać kogoś takiego. Kogoś, kto jakby przemocą, a sam nie wiedząc o tym, wedrze się do jej umysłu i serca... Kogoś, kto wprawi jej ciało w słodkie drżenie i każe sercu szybciej bić. Tam, w Wawelskiej katedrze właśnie kogoś takiego spotkała. Kogoś zdającego się być ideałem. Ideałem, który nigdy nie będzie mógł należeć do niej, ale będzie opanowywał jej myśli, które popchną ją w zaskakującym ją samą kierunku. Myśli, które obudzą w niej nieznane dotąd uczucia, a te z kolei odbiorą czasem trzeźwość myślenia...
Tego dnia z wody chrztu narodzili się Władysław, Kazimierz, Aleksander i Bolesław. Korygiełło wybrał imię po królu Kazimierzu, którego cenił za politykę i reformy państwa, Świdrygiełło po mężnym królu Bolesławie, pierwszym koronowanym władcy Polski. Wigunt wybrał pierwsze z kolei imię, jakie usłyszał od Trąby.
Tak zaczęła się droga Litwy do chrześcijaństwa, droga do silnego państwa tworzonego z Polską. Droga do potęgi stworzonej z wiary i miłości, której nic nie miało zniszczyć. Żadnej z tych trzech- potęgi państwa, mocy wiary i siły miłości, choćby najciemniejsze moce próbowały je zwalczyć.
***
Po skończonej ceremonii Jadwiga poprosiła Władysława o rozmowę. Znaleźli się w komnacie Gabiji, a pod drzwiami miała czuwać staruszka oraz Skirgiełło.
Gdy drzwi się zamknęły oboje pomodlili się za pomyślność rozmowy. Zaproponował to przejęty Skirgiełło, który co prawda rzadko przyzywał Boga, ale uznał, że wymaga tego sytuacja. Po modlitwie, nadal zdenerwowany poprosił o wino i przyznał się Gabiji, że nie wytrzyma na trzeźwo tego czekania. Nalali sobie trunku i po chwili gawędzili swobodnie, zajadając pierniki. Starali się zająć głowy czymś innym niż niepokój. Wtedy do przedsionka, w którym siedzieli wpadła nieufna i przerażona Margit. Prośbami Gabiji i groźbami Skirgiełły udało się ją namówić na czekanie, ale dwórka uparła się, że ona też zostanie pod drzwiami. W przeciwieństwie do księcia i Gabiji była bardzo nerwowa. Krążyła dookoła przedsionka drżąc i obgryzając paznokcie. Rozmowa przedłużała się. Skirgiełło nie mógł powstrzymać myśli, że rozdygotana Węgierka z tego strachu zacznie niedługo obgryzać paznokcie także u stóp. U dłoni niedługo nie będzie miała czego gryźć.
***
- Winniśmy prawdę nie tylko Bogu, ale i sobie. Zaraz ma być nasz ślub... - zaczął zestresowany Jogaiła po dłuższej chwili niezręcznej ciszy. - Chcę wiedzieć, z kim Bóg mnie złączy i czy obydwoje chcemy tego samego. Jeśli masz wątpliwości jeszcze możesz się wycofać. Chcę żyć w prawdzie, Jadwigo. A ty?
- Jeśli tak bardzo miłujesz prawdę, to powiedz, kim jest kapłanka Ragana, o której powiedział mi książę Witold? - zapytała Jadwiga lodowatym tonem.
Jej twarz nie wyrażała żadnej emocji, ale wewnątrz czuła, jakby zaraz miało jej pęknąć serce. Boże, błagam, niech on powie, że to nikt ważny...
Jagiełło wziął głęboki wdech. Serce biło mu jak młotem. Czuł się jak na sądzie ostatecznym. Słuchając nauk przed chrztem zastanawiał się, jak ów wygląda, teraz chyba już wiedział. No i ten Witold... Skirgiełło miał rację. I to jaką rację... W tej chwili pożałował, że nie ubił Kiejstutowicza gdy miał ki temu mocny pretekst i sposobność.
- Tt- Tak. Znałem ją na Litwie przex wiele lat - wyznał stracenczym tonem że wstydem wbijając wzrok w podłogę. Czuł się jak wtedy, kiedy ojciec rozliczał go z jakichś błędów.
- Czy to twoja kochanka? Czy będziesz chciał do niej wrócić? A może ja tu sprowadzisz? Może już tu jest? - zapytała ze złością Jadwiga podniesionym tonem. Zasiane przez Witolda lęki bardzo się rozpleniły. Było to o tyle łatwe, że już raz sromotnie się zawiodła. Jagiełło na dźwięk jej głosu skulił się w sobie.
- Ona... Była przyjaciółką mojej rodziny... Poznałem ją dawno, zanim jeszcze zostałem księciem. Pomagała przygotować pogrzeb ojca, wspierała nas wtedy, była przy ślubie mojej siostry, wróżyła mi... Była przy mojej rodzinie przez te wszystkie lata...
- Tylko tyle? - przerwała mu królowa podejrzliwie.
- Ona... Robiła to wszystko, bo... bo mnie miłowała...
-A ty?- zimny głos królowej ciął powietrze jak sztylet. Tak naprawdę wszystko w niej zamierało.
- Korzystałem z jej wróżb, w najgorszych chwilach prosiłem, by pytała bogów, co mam czynić. Nigdy jej nie kochałem... Przez chwilę myślałem, że może to ona jest tą niewiastą, którą... - zdradził ze wstydem. - Nie wiedziałem, co czynić... Szukałem odpowiedzi... - miał wrażenie, że te szczere słowa brzmią głupio i kompromitująco. - Przez chwilę niechcący pozwoliłem jej myślec, że może liczyć na moją miłość... - mówił złamanym tonem, oczekując wybuchu gniewu Jadwigi, ale ten o dziwo nie następował.- Przed wyjazdem powiedziałem jej, że ma zostać na Litwie i że nigdy się nie spotkamy... Złamałem jej życie, ale nie mogłem inaczej, bo to nie ona jest moim przeznaczeniem... Ono jest tutaj i każdego dnia się o tym mocniej przekonuję- rzekł strapiony, podnosząc wzrok nieśmiało. W oczach kręciły mu się łzy. - Kiedyś nie wiedziałem, jak żyć, kto jest w moim życiu najważniejszy, teraz to wiem... Ale jeśli nie jesteś pewna, jeszcze możesz się wycofać...
- Ale ja nie chcę! - po tym, co usłyszała, była tego najzupełniej pewna.- Nie powiedziałbyś mi tych osobistych wspomnień, gdybyś chciał mnie oszukać - przerwała mu chwytając go za rękę, a drugą ręką otarła łzę spływającą mu po twarzy. Cała historia i emocje Jogaiły ją wzruszyły. Wybrał ją, ale przeżywał, że zranił kogoś innego. Bardzo ją to ujęło. - Nie możesz się winić za to, co było ani za to, że nie przestrzegałes czegoś, czego nie znałeś- dodała krzepiąco.
- Ale to zadało ci ból...
- Raczej przestraszyłam się, że cię stracę... Rozgniewałam się, że znów stracę to, co mogłoby być... Wybacz...
- Ja mam ci wybaczyć? Kiedy sam zrobiłem to samo?
Jadwiga spojrzała na niego pytająco.
- Dziś kiedy Witold przyniósł mi list do ciebie z Wiednia poczułem... - chciał powiedzieć, że też bał się, że ją utraci, ale nie zdążył.
- Twoi ludzie? Jaki list? Jaki Wiedeń? Kazałeś mnie szpiegować? - w głosie Jadwigi zabrzmiał na nowo gniew.
- Nie...
- Jak to nie? Kto ufa, nie sprawdza - odrzekła ona, odsuwając się od niego.
- Nikt cię nie sprawdzał... Litwini pilnowali zamku. Taki list z Wiednia mógłby zniszczyć cię w oczach papieża... A jak ciebie, to i mnie...
- Czyli wiesz, co w nim było?
- Nie, popatrz, nikt nie złamał pieczęci- Jogaiła wyjął z kieszeni nieszczęsny pergamin.
- To przeczytam, skoroś taki ciekawy- królowa wyciągnęła po niego rękę.
- Nie o to chodzi...
- Więc o co?
- Nigdy mi nie powiedziałaś, co łączyło cię z... z księciem... Wiem tylko, że postąpił źle i odwołałaś zaręczyny, ale... Znałaś go tyle lat. Wybaczyłaś mu? Dlatego do ciebie pisze?
Po twarzy Jadwigi popłynęły łzy i z nerwów zaczęła szarpać rąbek sukni.
- To bardzo boli...
- Tak, tylko, że on chyba ma nadzieję, że nie tak bardzo, skoro do ciebie pisze? - zdenerwował się Jagiełło.
- Chciałam powiedzieć... Chciałam powiedzieć... - Jadwiga rozpłakała się jeszcze bardziej. Książę przestraszył się i na widok tego serce mu pękało. Boże, co ja najlepszego zrobiłem...
- Jeśli masz cierpieć przez to, nie mów... Nie chciałem, żebyś przeze mnie płakała- próbował ratować sytuację.
- Powiem, bo ty wyjaśniłeś mi wszystko, więc i tobie należy się prawda - rzekła zdecydowanym tonem wycierając oczy. - Od dziecka byłam chowana na żonę Habsburga. On całkowicie wypełniał moje wyobrażenie o miłości, takie jakie płynęło z legend rycerskich i dworskiego życia. A ja wtedy bardzo potrzebowałam przyjaciela - mówiła ze smutkiem w głosie. - Wydawał się być ideałem, ale potem - łzy napłynęły jej do oczu- okazało się, jaki jest naprawdę...
- O tym akurat wiem...
- Oszukał mnie. Sprawił, że zawaliło się moje wyobrażenie o miłości i o przyszłości - rozpłakała się znowu. - Wiesz, jak to jest, kiedy okazuje się, że nie możesz ufać komuś bliskiemu?
- Może nie w sprawach serca, ale... Niestety dzięki Witoldowi wiem bardzo dobrze - odpowiedział i na nowo wziął ją za rękę i teraz to on ocierał jej łzy.
- Więc rozumiesz... Ja go nie kochałam. Myślałam, że to miłowanie, a raczej miłowałam marzenie, a nie człowieka... Który okazał się być kimś zupełnie innym... I teraz kiedy... ja... ty... my... - plątała się w słowach. Chciała powiedzieć, że przy Władysławie poznała miłość prawdziwą, ale nie wiedziała, jak ująć to w słowa. - Przestraszyłam się, że stanie się coś złego...
- Nie stanie się - powiedział uspokajająco, gładząc jej dłoń. - Jesteś moją królową i zawsze będę cię strzegł - pocałował wierzch jej dłoni.
- Czyli nie gniewasz się? - zapytała z nadzieją.
- Zły byłem - pokiwał głową Jagiełło.- Ale chyba nie tyle na ciebie, co na to, że ktoś może stanąć między nami...
Jest zazdrosny - przeszło przez głowę Jadwigi. - Czyli chyba naprawdę mnie...
- I ja poczułam coś takiego... I dlatego zezłościłam się na ciebie...
- Ale mamy to już za sobą, tak? - zapytał z nadzieją Jogaiła. Czyli ona też jest zazdrosna...
- Tak... To znaczy... Ufam ci - powiedziała, patrząc nieśmiało w jego oczy. - A ty? Nie chcesz jednak przeczytać listu?
- Po tym, co usłyszałem, nie będę sobie zawracał głowy jakimś habsburskim pisaniem - odrzekł książę pewnym tonem. - Ani dzisiaj ani nigdy - wyjął list z ręki Jadwigi...
- Co robisz? - spytała zdumiona.
- Pozbywam się jego na zawsze- cisnął papier do paleniska. Jasny płomień strawił go w mgnieniu oka i światło padło na pierścień z wężem. Jogaiła zsunął go z palca. - Tego chyba też powinienem... W końcu już po chrzcie- zapatrzył się w klejnot. Jadwiga zobaczyła na jego twarzy cień smutku.
- Coś się stało?
- To pamiątka po ojcu... Ale też pogański symbol Litwy... Na szyi krzyż, na palcu wąż... Chyba już nie mogę...
- Możesz - ku jego zdumieniu Jadwiga nałożyła mu pierścień z powrotem i ucałowała. Zadrżał od dotyku jej delikatnych palców. Ona popatrzyła mu poważnie w oczy. - Nie musisz wyrzekać się tego, co litewskie. Gdyby nie to wszystko, nie byłoby cię tutaj. Poza tym... Mnie też - zdumiała go jeszcze bardziej, wyjmując zza kołnierza wisior z takim samym wężem.
- Ty nie musisz... To bogowie nasi... Skąd to masz? - wydusił zdziwiony do ostatnich granic. Myślał, że zaczęła nosić ozdobę z jego powodu.
- Babka dostała od litewskiego przyjaciela, a potem mi oddała. Dzięki niemu... No cóż, długa to historia - uśmiechnęła się. - Stało się coś?
Jogaiła spoważniał, a jego oczy zasnuły się mgłą. Babka Jadwigi... Królowa Elżbieta... Kobieta, którą kochał jego ojciec, co przysparzało matce bólu i łez... Nie czas jednak było o tym mówić.
- Nic- odparł szybko, wracając do rzeczywistości. - Czyli... Jesteś gotowa otworzyć swoje serce... Na mnie? - zapytał wpatrując się w jej śliczne oczy i gładząc policzek.
- Jestem- odparła z drżeniem głosu uśmiechając się lekko. Tak naprawdę była gotowa już od dawna. Jogaiła zauważył jednak, że oczy nadal miała smutne.
- Ale chyba coś cię dalej trapi... Co się stało?
Jadwiga przez chwilę nie odpowiadała. Pytanie i gest Jagiełły z jednej strony rozradowały ją, bo świadczyły o jego szczerości i o tym, że nie chce jej do niczego zmuszać. Z drugiej jednak było to pytanie, po którym nie było już odwrotu i wtedy uświadomiła obawy, z których dotychczas nie zdawała sobie sprawy... Albo skutecznie odpędzała je od siebie, bo i tak nie miała z kim o nich mówić.
- Lękam się...
- Jadwigo...
- ... Czy będę dobrą żoną... - powiedziała niepewnie.
- Jesteś najmilsza- odparł szczerze i posłał jej krzepiący uśmiech. - Dlaczego coś miałoby być źle?
- Bo... Lękam się kilku rzeczy... - powiedziała niepewnie. Jogaiła spojrzał na nią pytająco i zachęcił uśmiechem, by mówiła dalej.
- Po ślubie... - zdecydowała zacząć od najtrudniejszej sprawy. - No, wiesz... kiedy będziemy już razem... Jak mąż z żoną... - spuściła zawstydzona głowę i z nerwów zaczęła szarpać rękawy. Cała się zarumieniła.
- Jadwigo, obiecuję, że nie zrobię niczego wbrew twojej woli. Prędzej zginę niż miałbym ci w czymkolwiek uchybić... - domyślił się, że pewnie boi się zbliżenia. Była w końcu taka młoda... Znów chwycił ją za dłoń.
- Nie o to chodzi - pokręciła głową. - Wiem, że mogę ci zaufać i mnie nie skrzywdzisz, ale... Jest u nas zwyczaj, że arcybiskup i urzędnik zostają w komnacie aż... do czasu, gdy... no, wiesz- jąkała się zarumieniona.
- Co!? Czy ja dobrze rozumiem? Ktoś będzie z nami w czasie naszej nocy poślubnej? To niedorzeczne! - zdenerwował się książę i aż zerwał się z miejsca. - Co to za barbarzyński zwyczaj? - krążył nerwowo po komnacie. Na samą myśl o tym wzbierał w nim gniew.
- Chciałam cię uprzedzić- rzekła przepraszająco. - Próbowałam już o tym rozmawiać z arcybiskupem, ale on... Jest bardzo uparty. Sama nie potrafię sobie wyobrazić, że miałabym... Mielibyśmy się z nim widywać potem w katedrze, czy kancelarii...
- Posłuchaj- usiadł z powrotem obok i wziął jej ręce w swoje. - To ma być nasz czas. Tylko mój i twój. Mamy mieć z tego dobre wspomnienia. Nie pozwolę tego zepsuć...
- Ale jak to?
- Coś wymyślę - uśmiechnął się krzepiąco. - W końcu jesteś tu królową, a ja mam zostać królem, tak? Więc chyba nie damy nikomu sobą rządzić... Zwłaszcza w takich sprawach, prawda? - uśmiechnął się szelmowsko, tak, że Jadwiga zachichotała. - Arcybiskup, jak już, to po moim trupie wejdzie do twojej alkowy - zaśmiali się oboje, ale Jadwiga szybko ponownie spoważniała.
- Coś jeszcze cię martwi? - spytał Władysław zatroskany. Jadwiga wstała i podeszła do okna. Oparła się łokciem o parapet i zapatrzyła w dal.
- Nie wiem, czy... Czy będę dobrą żoną i matką. Nie miałam łatwo w rodzinie - mówiła z trudem powstrzymując płacz.- Moja matka... Ona chyba nie umiała mnie kochać, choć bardzo chciała... Rozczarowała się, bo liczyła na syna. Nie zaznałam zbyt wiele miłości rodziców i sióstr, więc czy będę umiała wychować i kochać nasze dzieci? Stworzyć im prawdziwą rodzinę? - mimo wysiłków dwie wielkie krople płynęły jej po twarzy.
- Jadwigo... - Jagiełło stanął obok niej i spojrzał w smutne oczy, które tak pokochał.
- A jak w ogóle nie będę mogła mieć dzieci? Albo nie urodzę syna jak moja matka? Może to jest dziedziczne? Będę hańbą naszej dynastii, bo nie dam ci następcy, a wtedy...
- Jadwigo, co ty pleciesz? Czy kiedykolwiek dałem ci do zrozumienia, że jesteś mi potrzebna tylko, by dać mi dzieci? - odpowiedziała mu cisza.
- No, właśnie... Jadwigo, mamy bardzo dużo czasu. Jesteś taka młoda... i delikatna. Nie musimy się z tym spieszyć, jeszcze się rozchorujesz... No i jestem pewien, że będziesz wspaniałą matką.
- Ale ja nie wiem...
- Masz w sobie miłość do każdego, więc jak miałoby ci jej zabraknąć dla dzieci? Trudno mi sobie wyobrazić lepszą matkę... A jeśli pójdzie coś nie tak... To coś wymyślimy przecież... Będzie rządzić nasza córka albo dzieci moich braci... albo któryś z nich. Wszystko będzie dobrze, obiecuję- chwycił jej dłoń, która okazała się bardzo chłodna.
Jagiełło bez zastanowienia wziął wełniany kubrak Gabiji przewieszony przez oparcie krzesła i zarzucił na plecy Jadwigi. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- Nie możesz teraz się przeziębić... Pojutrze jest nasz wielki dzień- powiedział z troską i chciał znów stanąć obok narzeczonej. Ona jednak odszukała za sobą jego dłonie i splotła je z własnymi. Były przyjemnie ciepłe. Przyciągnęła go do siebie, pozwalając, by objął ją w pasie od tyłu.
Władysław przytulił ją do siebie i zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo za oknem. Nigdy nie był tak blisko Jadwigi. Pierwszy raz poczuł ją przy sobie. Czuł jak porusza się, biorąc kolejne oddechy, jak pachną różami jej włosy. Mimo woli zatopił w nich twarz i zaciągnął się cudownym zapachem. Zakręciło mu się w głowie i poczuł gorąco rozlewające się po całym ciele.
Jadwiga wsparła się o niego plecami i uścisnęła jego dłonie. Za uchem poczuła jego gorący oddech i miała wrażenie, że słyszy szybko bijące serce Władysława. Zadrżała. Otoczona jego ramionami poczuła szczęście i spokój. On zaś najbardziej chciał całować ją i tulić, tak, aby zapomniała o wszystkich smutkach i wątpliwościach. Pomyślał, że chciałby ją mieć w ramionach taką, jaką widział w snach, gdy siadała na skraju wanny i wyciągała ku niemu dłoń. Na to jednak nie mógł sobie pozwolić. Jeszcze nie teraz. Westchnął głęboko i głośno wciągnął powietrze. Oboje trwali w ciszy ciesząc się swoją obecnością. Ich oddechy się zrównały. Milczeli, jakby bali się przerwać tę harmonię. Pierwszy odważył się Jagiełło.
- Teraz już wszystko będzie dobrze- wyszeptał jej do ucha.- Żyłaś swoim życiem, a ja moim... A teraz jest czas, żebyśmy żyli nim razem - rzekł zachrypniętym od emocji głosem, uśmiechając się szeroko. - Ja i ty, bo jesteś niewiastą z mojego snu- wyznał bez zastanowienia, ogarnięty mgłą miłości.
Na te słowa Jadwiga drgnęła i odwróciła głowę, by spojrzeć Jogaile w oczy. Były jakby wilgotne i miały w sobie całą miłość świata.
- Ze snu? - spytała zdziwiona, wpatrując się w niego z zainteresowaniem.
- Śniłem o tobie jeszcze zanim przybyli posłowie z Krakowa- odpowiedział. - Powiedziałaś, że mi pomogą i mnie uratujesz... Dawałaś mi we śnie królewskie jabłko albo szłaś do mnie w ślubnej sukni - wspominał wzruszony, patrząc w cudne oczy narzeczonej. - Tęskniłem za tobą... zanim się zobaczyliśmy.
- I ja poznałam cię we śnie- mówiła ze łzami w oczach. Miał je też wzruszony Władysław. - Spotykaliśmy się nad jeziorem... Wybrałam ciebie zamiast... wiesz, kogo... Ja też na ciebie czekałam, liczyłam dni aż przyjedziesz - wyznała szczerze.
Ich spojrzenia splotły się ze sobą tak silnie, że obojgu zabrakło oddechu. Widzieli w swoich oczach bezgraniczną miłość. Jogaiła nachylił się do Jadwigi, a ona podniosła ku niemu swą twarz. On zawahał się i posłał jej pytające spojrzenie. W odpowiedzi pocałowała go delikatnie, co on natychmiast odwzajemnił.
Jadwiga zadrżała. Smakował litewskim wiatrem i wolnością, jakiej dotąd nie znała. Jemu wszystko zawirowało przed oczami. Delikatność jej skóry i słodki smak jej warg otumaniał. Chciał to kontynuować i długo nie kończyć, ale obiecał jej w niczym nie uchybić. Wcale nie był pewny, czy dotrzyma tej obietnicy, jeśli to potrwa choćby chwilę dłużej. Odsunął się lekko.
- As myliu tave, mano princas, Jogaiła- powiedziała Jadwiga wyuczone od dawna zdanie. Tak ślicznie brzmiało w jej ustach.
- I ja cię kocham, moja królowo- odpowiedział zaskoczony, rozpromieniony i znów ją delikatnie ucałował. - Wreszcie to powiedzieliśmy! - dodał, jakby nie dowierzał w to, co się stało.
- I nikt nam nie przeszkadza- zachichotała królowa. Stanęli naprzeciw siebie i złapali się za ręce. Był to jednak koniec tej magicznej chwili, bo...
- To za długo trwa! I nie słychać rozmowy... Muszę tam wejść!!- usłyszeli jak na zawołanie oburzony głos Margit i jakąś szamotaninę przy drzwiach.
- Odpuść, kobieto, jeśli ci życie miłe! - drugi głos należał do Skirgiełły, który zastawił jej drogę. Dało się też słyszeć wybuch śmiechu Gabiji
Oboje parsknęli śmiechem.
- Witaj, zwykłe życie- westchnął Jagiełło. - Chyba musimy już wyjść...
- Chyba tak... Bo jeszcze poleje się krew - zaśmiała się Jadwiga. - Książę, Margit, wszystko w porządku! Już idziemy! - krzyknęła do drzwi.
Kiedy wyszli Margit lustrowała uważnie wzrokiem ich oboje oraz opuszczoną przez nich komnatę. Ku swemu zdziwieniu nie dostrzegła niczego, co wskazywałoby na to, że stało się coś niestosownego. Jadwiga i Władysław z trudem powstrzymywali śmiech. Ta troska Margit o przyzwoitość i obyczaje była chwilami zabawna. Gdy byli już w przedsionku natrafili na pytające spojrzenia Gabiji i Skirgiełły.
- Wszystko wyjaśnione- powiedziała do nich Jadwiga, a oczy się jej śmiały.
- Miałeś rację, bracie - westchnął Jagiełło. - To wszystko przez Witolda i ten przeklęty list.
- Ale wszystko chyba, Bogu dzięki, dobrze się skończyło? - uśmiechnęła się Gabija.
- Najlepiej- zakochani wymienili pełne miłości spojrzenia. Gabija i Skirgiełło mrugnęli do siebie porozumiewawczo.
- Jak to mówią, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło- podsumowała staruszka.
- Dzięki tobie... Będziemy tobie z Władysławem wdzięczni do końca życia - królowa uśmiechała się coraz promienniej.
- I tobie, bracie- Jagiełło poklepał Skirgiełłe po ramieniu.
- Zawsze możecie na mnie liczyć! Ja, mój topór i sztylet jesteśmy na każde zawołanie, a jeśli chodzi o Witolda to jak go strzelę po tej mordzie to...
- Tak wiem, zobaczy Perkunasa i wszystkich bogów- zaśmiał się Władysław, a wtórował mu słodki śmiech Jadwigi. - Ale wiesz, że nie możesz działać pochopnie? Że ja ci zabraniam?
- Wiem, wiem- przyznał Skirgiełło. - Ale póki co mamy z głowy gada. Napijmy się! - nalał wina do kubków, a Gabija ruszyła po stojący na szafce dzbanek z wodą dla Jogaiły i napełniła nim niewielki szklany kielich.
- Za Jadwigę i Jo...
- Władysława... - poprawiła Jadwiga.
- A jeden pies! - machnął ręką Skirgiełło.- Ale skoro tak sobie życzysz, królowo, to za Jadwigę i Władysława, by tego, co Skirgiełło złączył, Witold nie rozdzielał!
- Na Boga, bracie...- jęknął Jagiełło. - To Bóg złączy, nie ty...
- Ale ja pomogłem złączyć! Za Jadwigę i Władysława!!
- Za nas- uśmiechnęli się do siebie narzeczeni i zadzwoniły kubki i kielichy uniesione w geście toastu.
***
Dużo się wydarzyło przez ostatnie dwa rozdziały! Mamy państwa Pileckich, swatkę Jadwigę P. i Elżbietę, która źle ulokowała swoje uczucia. Jeszcze nie raz ich spotkamy 🤔🙆 Skomplikowały się losy Spytka🤦 którymi bardzo chce pokierować jego zaradna siostra i zaczyna się pokręcona relacja Śmichny i Wigunta, przez którą będzie za kilka lat wiele zawirowań i kłopotów😕😌😌Ochrzciliśmy Litwinów 🙏⛪i mieliśmy przedślubną dramę made by Witek 😲😲 ale sytuację uratowali Skirgiełło i Gabija, która trafnie ujęła, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo zobaczyliśmy pierwszy pocałunek i usłyszeliśmy wyznanie miłości przyszłych małżonków ♥️♥️♥️
Mamy już ostatnią prostą do ślubu, będzie więc zamieszanie, perypetie bohaterów oraz będziemy Jogaiłe uczyć tańca 🕺😂 O tym za około tydzień, ponieważ wyjeżdżam z rodziną na wakacje i nie będę miała zbyt wiele czasu na pisanie. Odpoczywajcie i Wy 😄
Jestem ciekawa waszych wrażeń i komentarzy 😄 Do zobaczenia w osiemnastym za tydzień i kilka dni 🙋
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro