Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ja tylko śpię

Ahoj, to ja,
mam 19 lat, stworzenie, które to pisało, ma jakieś 14, jeśli pamięć mnie nie myli. Czy ten one-shot jest wiele wart? Absolutnie nie. Czy trochę się go wstydzę? W zasadzie tak. Ale denerwuje mnie maniera, zgodnie z którą należy usuwać wszystko, co się robiło za młodu, bo jeszcze ktoś zobaczy.
Może ta jedna, dwie osoby potrzebują tu czasem zajrzeć, przypomnieć sobie dawne czasy. Może nie. Nie ma to znaczenia, oddaję to Wam. Miłej zabawy.

Za wszelkie niezgodności z tym co działo się naprawdę przepraszam. Jest to luźne nawiązanie do całej sytuacji, nie sprawdzałam specjalnie co dokładnie kto mówił lub robił.

Aniołek



Mężczyzna mógł mieć może 40 lat. Jego ubrania nie było widać, nie można było określić, czy jest ciemne czy jasne. Nie miało to jednak nic do rzeczy.

Jego okulary - duże, o okrągłych szkłach - były lekko przechylone. Włosy miał posklejane i nieułożone, a twarz mężczyzny wyrażała zmęczenie, związane z wielogodzinną pracą w studiu nagraniowym.

Czy mógł wiedzieć, co się wydarzy?

***

Było dość zimno. Musiał opatulić się bardziej czerwonym szalikiem, żeby nie zmarznąć. Wielu ludzi już oczekiwało tego wielkiego człowieka, także on. Jakże nie mógł się doczekać! Wreszcie spotka się z nim, jednym z niewielu ludzi, którzy wierzą w prawdziwy pokój na świecie. Wreszcie ten mężczyzna, który był dla niego autorytetem, który był niezwykły, podpisze dla niego autograf!

Wiedział, że John nie był typowym celebrytą. Dla niego ważniejsza była miłość i radość na świecie, niż takie małostkowe sprawy jak bogactwo czy sława.

Tłum gęstniał, większość już szczękała zębami, ale nikt nie ruszył się z posterunku. Wszyscy oczekiwali wielkiego muzyka lat 70, samego Johna Lennona, który miał zaraz przyjechać tutaj i rozdać autografy ukochanym fanom.

"Fanom pokoju!" - pomyślał mężczyzna, zapinając guzik pod brodą. Wyjął z torby swoją ukochaną książkę i zaczął przeglądać ją z błogim uśmiechem. Zerknął w bok - na przepiękny, bogaty dom, otoczony połacią ogrodu, który w zimie nie prezentował się tak okazale.

Mężczyzna spiorunował dom spojrzeniem. "Kolejne snoby" - pomyślał, wracając do książki - "Pewnie nie myślą o niczym innym, tylko o końcu własnego nosa".

Tłum nagle zaczął się odsuwać, robiąc dla kogoś miejsce. Fani zaczęli krzyczeć jakieś słowa, a do mężczyzny w czerwonym szaliku dotarło tylko jedno: "JOHN! John już tu jest!!".

Zamknął więc swoją książkę, wyjął z kieszeni długopis i począł się przeciskać w kierunku przodu tłumu. Chciał zobaczyć swojego idola jeszcze przed tym, jak zacznie podpisywać autografy.

Po drodze nadepnął na czyjąś stopę, niechcący strącił czyjeś okulary i przewrócił małą dziewczynkę. Powtarzając jak mantrę: "Przepraszam, przepraszam, przepraszam..." doszedł w końcu na sam przód.

Ulicą jechał piękny, drogi samochód. Szyby były przyciemnione, ale fani nie mogli się mylić co do tego, kto był w środku. Wszyscy piszczeli, niektórzy zaczęli pokazywać znak pokoju. Tylko jeden mężczyzna w czerwonym szaliku, z książką pod pachą miał niewyraźną minę. Czy jego idol jeździł takim drogim samochodem?

"John taki nie jest" - pocieszał się w duchu, a na jego twarz powrócił uśmiech. Po chwili z samochodu wyłonił się mężczyzna w okularach lennonkach, trzymając pod ramię swoją żonę, Yoko Ono.

Ludzie zaczęli tłoczyć się dookoła niego. John próbował ustawić jakiś porządek, a gdy mu się udało, zaczął podpisywać autografy. Mężczyzna w czerwonym szaliku zaczął się zbliżać coraz bardziej do swego idola. Jego serce łomotało w piersi jak jeszcze nigdy. Po raz pierwszy zobaczył ikonę pokoju na żywo!

Gdy wreszcie nadeszła jego kolej, myślał, że zamieni z idolem parę słów. Że powie mu, jaki jest dumny z tego, iż Lennon nie idzie za tłumem i pozostaje taki sam, że wierzy w bezwarunkową miłość i w świat bez wojen.

John chwycił podsuwaną mu książkę lewą ręką, ozdobioną złotym zegarkiem, drugą trzymając długopis. Zamaszystym, wprawionym ruchem wykonał autograf na stronie książki, zapytał "Tak ma być? To wszystko?", nawet nie racząc mężczyzny w czerwonym szaliku spojrzeniem, po czym oddał mu książkę i odwrócił się do kolejnego fana.

"Co jest?" - spytał sam siebie mężczyzna ze zdziwioną miną. Powoli odwrócił się i począł oddalać - "John taki nie jest. Pewnie się spieszy, by nagrać jakiś ładny kawałek albo napisać pokojowy artykuł w gazecie..."

"Albo liczyć pieniądze w pięknej posiadłości"

"Nie masz racji" - powiedział mężczyzna sam do siebie - "On wierzy w równość. Na pewno mieszka w zwykłym domu, nie tak jak wszystkie te gwiazdy..."

Tknięty przeczuciem odwrócił się. Tłum ludzi rzedł powoli, Lennon właśnie podpisywał ostatni autograf i kierował się w stronę pięknej posiadłości.

"Pewnie jest tylko gościem osoby, która tam mieszka..."

Nie. John wyciągnął z torby klucze i otworzył drzwi.

Ludzie, zmarznięci i znudzeni długim czekaniem, powoli oddalali się, każdy do swoich zajęć. Tylko jeden mężczyzna wciąż stał, trzymając kurczowo swoją książkę, a w jego oczach zalśniły łzy.

"To nie może być prawda!!" - myślał, ale powoli przestawał w to wierzyć. Smutek ustępował miejsca złości.

"Oszukał mnie - pomyślał ze złością mężczyzna - "Jest taki sam, jak każdy celebryta! Nie myśli o swoich fanach, tylko o sławie i bogactwie. Te wszystkie jego gatki-szmatki o pokoju i równości to była tylko przykrywka! Oszustwo!!"

Mężczyzna cisnął książkę z autografem na ziemię, po czym zaczął po niej skakać.

"Oszust. Oszukał mnie i tych wszystkich ludzi!! Nie wierzy w żadną równość, tylko we własną potęgę!! Uważa się za Boga, myśli, że jest jedyny i najlepszy! Krzywdzi biednych ludzi każdym kolejnym oszustwem!!!"

"Krzywdzi mnie..."

Mężczyzna odwrócił się. Odwrócił się od pięknej willi, drogiego samochodu i człowieka, którego uważał za wzór. Zaczął biec ze łzami w oczach, czerwony ze złości.

"Zapłaci za to" - pomyślał, a na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmiech - "Zapłaci za to życiem!!"

***

- Co robisz, John? - zapytał Paul, wchodząc do pokoju hotelowego z drinkiem w ręku.

Mężczyzna obdarzył go znudzonym spojrzeniem, po czym powrócił do pisania w notesie. Basista próbował zajrzeć mu przez ramię, ale John zasłonił tekst.

- No co? - zapytał Paul z uśmiechem - No weź, powiedz o czym piszesz...

John westchnął i odsłonił notes. Basista zaczął przebiegać oczami po tekście, uśmiechając się i parskając śmiechem.

- Co to, kołysanka? - zapytał, drwiąc z kolegi.

- Nie rozumiesz sztuki - autor tekstu prychnął i wrócił do pisania - zresztą, jeszcze muszę wprowadzić poprawki.

Paul przewrócił oczami z wyraźnym uśmiechem. Na twarzy Johna również pojawił się mały uśmieszek.

- No, to podaj chociaż tytuł... - powiedział muzyk, włączając radio. John spiorunował go wzrokiem.

- Ja tu piszę!

- Ech... - basista wyłączył urządzenie - chciałem Cię zainspirować - mrugnął do niego.

Gitarzysta znowu wrócił do pisania. Siedzieli tak w ciszy, gdy Paul odezwał się znowu:

- To... podasz tytuł?

- "I'm only sleeping" - powiedział John, nawet nie odwracając się w kierunku przyjaciela.

Basista zaczął analizować to, co powiedział kolega. Na jego twarzy powiększał się uśmiech, a mężczyzna zakrył usta, parskając. W końcu nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.

- Z czego rżysz!? - wyraźnie zdenerwowany gitarzysta odwrócił się do kolegi.

- Bo... bo... - Paul tłumaczył, parskając cicho - to brzmi, jakbyś... jakbyś... mówił swojej... żonie... żeby się nie martwiła... że idąc na noc... do... twojej koleżanki z pracy... wcale... nie... będziesz jej... zdradzał... tylko spał!!! - i mężczyzna wybuchł śmiechem na nowo.

John na chwilę się zaciął, a potem westchnął tylko i wrócił do piosenki, podczas gdy jego kolega z zespołu uspokajał się powoli.

- Albo - Beatles zwiesił głos, czekając na reakcję gitarzysty - jakbyś uspokajał swoich fanów, że wcale nie umarłeś, tylko śpisz - i znowu parsknął cicho.

- Ha, ha, ale zabawne - John przyjrzał się tekstowi piosenki. Zaczął stukać się ołówkiem w podbródek - chociaż... nie...

- Skąd wiesz, że nie umrzesz za... na przykład... 15 lat? - basista przybrał najbardziej grobowy ton, na jaki było go stać.

John rzucił mu ostatnie zmęczone spojrzenie i wyszedł do łazienki, zostawiając tekst na stoliku.

Był 8 grudnia 1965 roku.

***

- Kocham Cię, John. - powiedziała Yoko z uśmiechem.

Muzyk odwzajemnił uśmiech.

***

- To było głupie i bezczelne!! - Paul wszedł do pokoju ze złością wymalowaną na twarzy - Jak mogłeś powiedzieć coś takiego!! "Jesteśmy popularniejsi niż Jezus", skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! Przecież... teraz połowa świata nas znienawidzi!!

John, który wszedł przed nim, palił papierosa przy oknie. Dalej szli Ringo, najwyraźniej zainteresowany jakąś kropką na suficie, oraz George, zwieszający głowę. Atmosfera była bardzo nerwowa.

- JOHN, idioto, mówię do ciebie!!! - Paul krzyczał, nie zważając na późną porę - JOHN!!

- CO?! - John odwrócił się nagle i również krzyknął - Czy nie możesz sobie nakrzyczeć na kogoś innego?!?!

- NIE MOGĘ!! - Paul złożył ręce w pięści - John, przez twoje durne przechwałki ludzie zaczęli palić nasze płyty!!

- Acha - John odwrócił się do okna, wyjął kolejnego papierosa i zapalił.

- John - Paul powtórzył ze spokojem - Oni. Palą. NASZE. PŁYTY!!! Dociera to do ciebie?! Właśnie zniszczyłeś całą naszą karierę!!

- Zamknij się! - wrzasnął gitarzysta, znowu odwracając się - Zatkaj tą swoją śliczną buźkę, McCartney!!

Basista oddychał ciężko.

- Chłopaki... - zaczął George, ale nie dokończył.

- JOHN, zaraz, jeśli nas nie przeprosisz, moja śliczna buźka pójdzie do sądu i poprosi o rozwiązanie zespołu!!!

- Chłopaki! - krzyknął George, nieco głośniej.

- Fantastycznie, McCartney. Jeżeli chcesz się stać pośmiewiskiem w mediach, proszę bardzo!!!

- Już nim jestem! - wrzasnął Paul - Przez ciebie!!!

- CHŁOPAKI!! - George również był zdenerwowany - Możecie przestać się kłócić?! Jesteśmy zespołem, RAZEM, i musimy RAZEM radzić sobie z przeciwnościami losu. John mógł pomyśleć dwa razy, to prawda, ale to nie jego wina że ludzie nie zrozumieli, o co mu chodziło!

- George ma rację - rzekł nieśmiało perkusista - musimy trzymać się jak zespół, prawda?

Wszyscy pokiwali głowami.

***

- Kocham Cię, John - powiedziała Yoko ze łzami w oczach.

Muzyk nie odpowiedział.

***

- Piękny mamy dziś dzień, prawda, kochanie?

John wiosłował powoli. Yoko siedziała naprzeciwko niego w łódce, rozglądając się dookoła, obserwując piękną roślinność, prawie przezroczystą wodę, błękitne niebo i świergoczące ptaki.

Było cicho i spokojne. Tylko kamerzysta, który zdecydowanie zmącał ich prywatność, stał na brzegu i filmował każdy ich ruch.

- Piękny, - powiedziała Yoko z uśmiechem, ale po chwili znów zobaczyła kamerzystę i zrzedła jej mina - ale czy naprawdę musi to być scena do nowego teledysku?

John posmutniał.

- Wybacz, kochanie. Ostatnio nie wyrabiam się z pracą i mam coraz mniej czasu. Dla ciebie, dla nas... ale obiecuję, że to niedługo się zmieni.

Znów obdarzył ją tym swoim szczerym, szerokim uśmiechem.

Yoko podniosło to trochę na duchu. Wystawiła rękę za burtę łódki i dotknęła tafli wody. Była chłodna, ale nie za zimna. Yoko trzymała rękę w wodzie, tworząc podłużny, krótkotrwały ślad na tafli jeziora.

- Tak właśnie działają ludzie - szepnął John. Yoko spojrzała na niego uważniej. Jego wzrok utkwiony był w jej dłoni.

- Pojawiają się i starają się zrobić rewolucję. Zmącić życie niczym jezioro. Ale niewiele da się zmienić, będąc słabym człowiekiem, odpływając z nurtem, zmieniając zdanie. Coś się dzieje, coś mąci życie, ale po krótkiej chwili wszystko wraca do normy. Tak właśnie było z Beatlesami.

Mężczyzna zerknął znacząco na długi kawałek pnia, który wpadł do wody już jakiś czas temu.

- Ale niektóre rzeczy potrafią zmącić życie na długo, czasem na zawsze. Zmienić coś, naprawić. Tak właśnie jest z tym pniem. Będzie mącił wodę aż nie spróchnieje za wiele setek lat. Wiele zmienił, zmienia i będzie zmieniać. Tak jak nasza miłość.

John spojrzał prosto w oczy żony. Odpłynęli już z widoku kamerzysty, byli w płytszej części jeziora, w otoczeniu drzew. Niewiele zabrakło do pocałunku.

Yoko kochała Johna nad wszystko na świecie. Nie mogła go stracić.

***

Paul siedział przy stoliku popijając czarną kawę. Był wtorek, w radiu leciały wesołe kawałki, a mężczyzna czekał na pocztę.

Za oknem padał pierwszy śnieg. Paul pamiętał, jak w dzieciństwie zawsze czekał na ten moment. Uwielbiał lepić bałwany, rzucać się śnieżkami i robić śnieżne aniołki, jeździć na sankach. Wszystko to sprawiało mu ogromną radość.

Ding dong!

- Już otwieram! - muzyk odłożył kubek na blat i podszedł do drzwi. Wyjrzał przez wizjer. Na korytarzu stał listonosz, w ciepłej kurtce i butach. Paul otworzył drzwi.

Listonosz wysuwał w jego kierunku tylko jeden list z pieczątką "priorytet". Mężczyzna był blady i miał smutny wyraz twarzy, jakby niósł złe wieści.

- Co się pan tak smuci? - Paul posłał mu szczery uśmiech - Szkoda dnia!

Listonosz nic nie odpowiedział, tylko odwrócił się na pięcie i odszedł, sapiąc cicho.

- He, he, ponurak - zaśmiał się cicho Paul, siadając przy stoliku z kopertą w dłoni.

Była zaadresowana chaotycznie, niestarannie, jakby ktoś, kto pisał wiadomość, przeżywał silny wstrząs. Ale McCartney wszędzie rozpoznałby to pismo. Yoko.

Nieco poddenerwowany poszedł po nożyk do papieru, a nie znalazł go, wziął więc zwykłe nożyczki i szybko otworzył kopertę. Wiedział, że Yoko zazwyczaj była spokojna, jeżeli więc ONA była wstrząśnięta, to coś NAPRAWDĘ musiało się stać.

Wyciągnął list. Nie uwierzył. Przeczytał drugi, trzeci i czwarty raz. Zaśmiał się nerwowo.

Drogi Paulu,

chciałam ze smutkiem poinformować, że twój bliski znajomy, a mój mąż, oraz członek dawnego zespołu "The Beatles", John Lennon, zmarł w nocy z 8 na 9 grudnia 1980 roku.

Yoko Ono.

Paul śmiał się histerycznie. W końcu powiedział sam do siebie:

- To pewnie kolejny żart Johna... tym razem popamięta!

Uśmiechnął się z takiego rozwiązania, choć wiedział, że nie mógł mieć racji. Nawet John nie zrobiłby czegoś takiego.

Wtedy muzyk szybko włożył buty i wybiegł z domu, by dobiec do najbliższego kiosku. Znudzony mężczyzna palił papierosa i przeglądał jakieś czasopismo o wydarzeniach związanych z II Wojną Światową.

- Najnowszy numer gazety proszę! - krzyknął McCartney.

Rzucił sprzedawcy monetę i chwycił najnowsze wydanie, jakby była to ostatnia na Ziemi kromka chleba, i już miał otworzyć, ale nie musiał.

Na pierwszej stronie widniał szokujący nagłówek.

"John Lennon umarł zastrzelony"

John Lennon umarł.

John nie żył.

Muzyk otarł czoło wierzchem dłoni. Ruszył powoli do domu, nie wyrażając żadnych emocji. Po powrocie zdjął buty i rzucił jej w kąt, po czym usiadł z gazetą trzymaną drżącymi rękami przy niedopitej kawie.

Wtedy z radia dobyły się pierwsze nuty i delikatny głos Johna zaczął śpiewać początek "I'm only sleeping".

Paul zaczął płakać.

***

- Bardzo tęsknię za tatą - szepnął chłopczyk, patrząc na swoją mamę, Cynthię.

- Wiem, skarbie - kobieta westchnęła - twój tata był bardzo nieodpowiedzialny.

- Co to znaczy? - spytał chłopiec, dokładając kolejny klocek do swojego zamku.

Kobieta westchnęła.

- Twój tatuś myślał, że jest gotowy, by dorosnąć - zaczęła - ale okazało się, że bycie dorosłym jest dla niego zbyt nudne. Stwierdził, że "to mu się nie podoba" i że woli z tym jeszcze poczekać. Nie pomyślał o tym, że próbując stać się dorosłym, zmienił życie wielu osób, z których później zrezygnował.

Chłopiec próbował postawić żołnierzyka przy głównej bramie.

- Chodzi o nas, prawda?

Mama spojrzała na niego ze smutnym uśmiechem.

- Tak. Jego decyzja miała umocnić nasze życie, uchronić nas...

Żołnierzyk został ulokowany przy wejściu do zamku.

- ...ale on uciekł i zburzył nasze szczęście.

Żołnierzyk przewrócił się, źle postawiony, na bramę, która rozpadła się z hukiem, a za nią runęły mury i wieże. Z zamku zostały pojedyncze klocki.

Chłopiec spojrzał na żołnierzyka ze współczuciem.

- "Nie był na to gotowy" - pomyślał.

***

Kobieta siedziała przy białych drzwiach. Był na nich numer, którego nawet nie mogła zobaczyć przez łzy.

Wszystko było rozmyte, każdy szczegół zdawał się być zalany smutkiem i melancholią. Przynajmniej dla Yoko Ono. Dla każdej innej osoby przestrzeń dookoła była tylko szpitalnym korytarzem.

Ale "każdy inny" na pewno nie wiedziałby, że za białymi drzwiami toczy się straszna walka o życie. Każda sekunda byłą przepełniona strachem, z każdą sekundą przerażenie rosło, a malała nadzieja. Za drzwiami słychać było krzyki i jęki.

Nagle wszystko ustało.

W uszach kobiety brzmiała cisza. Wszystko dookoła nagle zwolniło, jakby uspokoiło się. Białe drzwi otwierały się powoli, wszystko było przytłumione jak we śnie. Lekarz wyjrzał, z wyrazu jego twarzy niczego nie można było wywnioskować. Yoko wstała. Jej oczy zdawały się zadawać pytanie.

Lekarz pokręcił głową.

Nie minęły sekundy, a kobieta już stała przy łóżku. Jako jedyne nie było nieskazitelnie białe, tylko zbrukane krwią. Na łóżku leżał mężczyzna. Miał zamknięte oczy i zaciśnięte usta, wyglądał tak spokojnie, jakby tylko spał.

- Pani mąż nie żyje.

- Chce mi pan powiedzieć, że tylko śpi, prawda?! - spytała Yoko przez łzy, ale znała odpowiedź. Usiadła na łóżku, nie wierzyła w to, co widziała. To musiał być tylko sen. Koszmar.

Ale nie.

Wszystko było tak boleśnie realne, a najbardziej realny był mężczyzna leżący na łóżku. John naprawdę wyglądał jakby tylko spał, jakby przekomarzał się z żoną, jakby miał zaraz wstać z tym swoim szczerym uśmiechem i powiedzieć - No, kochanie, to było coś, prawda? Chodź, synek czeka na nas...

I Yoko, przytłumiona przez chwilę własnym strachem, nie wiedząc co robi, zaczęła potrząsać martwym mężczyzną.

- JOHN!

"Please, don't wake me, no, don't shake me..."

Płacz sprawiał, że przestała już widzieć jego twarz. Chciała pociągnąć go za rękę, jakby wyrwać z tego martwego ciała i uciec z nim.

"...leave me where I am"

- JOHN! Nie zostawiaj mnie!! JOHN... ty... jesteś martwy... - zrozumiała to wreszcie, spuściła głowę i ukryła twarz w dłoniach. John naprawdę ją zostawił. Opuścił ten świat. Już nie otworzy oczu, nie przytuli jej i nie pocieszy. John...

"I'm only sleeping!"

Yoko ostatni raz pocałowała przerażająco zimne usta mężczyzny i wyszła z sali, zostawiając za sobą miłość, marzenia, szcęście i najważniejszą osobę w swoim życiu.

***

Mężczyzna w lennonkach wyszedł z samochodu za swoją żoną. Był późny wieczór, John był taki zmęczony...

- "Chętnie bym teraz poszedł spać..." - pomyślał.

Yoko przeszła przez bramę, nie zauważając mężczyzny, który krył się w cieniu.

John również przeszedł przez bramę. Nagle usłyszał jakieś szmery, a wtedy ciszę przerwał głośny krzyk:

- Mister John Lennon...!

Mężczyzna odwrócił się, miał sekundę, żeby zobaczyć wycelowaną w niego broń, i nagle poczuł ostry ból w kilku punktach ciała.

Osunął się na ziemię.

-...dobranoc.

Reszta tego, co widział, byłą tylko plątaniną wszystkiego. Widział jakieś osoby, czuł, że coś go przenosi, słyszał krzyki...

Umierał powoli, przechodził ze stanu półświadomości do pełnego snu, ani na chwilę nie był w pełni przytomny. W końcu, zmęczony tym całym rozgardiaszem, z własnej woli pozwolił swoim powiekom opaść i zasnął całkiem.

Już nigdy się nie obudził.

***

Kobieta trzymała w ręku mikrofon.

Tłumy ludzi zebrały się pod Dakotą. Tym razem nie po to jednak, by otrzymać autograf.

Ludzie płakali, trzymali kwiaty i zapalone znicze, przytulali się i pocieszali. Nikt nie mógł zapanować nad emocjami. Wszyscy żegnali wielkiego człowieka, samego Johna Lennona.

Nagle z głośników wydobył się nieśmiały, smutny głos:

- Witajcie - powiedziała Yoko, walcząc ze łzami - zebraliśmy się tutaj dzisiaj po to, by pożegnać Johna Lennona, muzyka jakich mało, męża, o jakim można pomarzyć... - załkała cicho - ...fantastycznego ojca, wyznawcę pokoju i wolności, wierzącego w miłość...

- Peace and love! - krzyknął ktoś. Ludzie zaczęli skandować to hasło, a Yoko mówiła dalej.

- Tak, to okrutne, jak wiele na ziemi jest zła, jak wiele osób krzywdzi innych dla własnych urojonych potrzeb i wyobrażeń. Jak wiele osób sięga po ostateczność, by pozbyć się kogoś...

- Precz z Markiem Chapmanem!!

-...cóż to za ironia, że człowiek wierzący w bezwarunkową miłość, świat bez wojen, w pokój... że właśnie on zginął przez nienawiść, niezgodę i złość?!

Yoko przetarła oczy chusteczką.

- Zabicie kogoś jest największą ludzką słabością. Mark Chapman był zbyt słaby by kochać.

- Precz z Chapmanem!!!

- Ale dość już o tym. Każdy z nas tęskni za Johnem. Została po nim pustka w wielu sercach. - znów po policzku spłynęła jej łza - Każde serce jest niczym układanka. John był jej elementem, dla niektórych większym, dla innych mniejszym. Jednakże...

Ludzie nadal płakali, niektórzy cicho szeptali słowa piosenek Johna, inni modlili się o jego duszę.

- ...każdą pustkę da się zapełnić. I nie mówię tu o dobrach doczesnych. Co prawda ciało Johna leży martwe w ziemi, a jego dusza odeszła, ale... - przyłożyła dłoń do lewej piersi - ...ale wspomnienia o nim. Jego słowa. To, co stworzył. To, co zmienił. To, czemu nadał sens... to wszystko pozostanie w naszych sercach. On żyje w nas. I zawsze... ale to zawsze... gdy tylko o nim pomyślimy, on obudzi się. Obudzą się jego myśli, jego słowa, jego pieśni... obudzi się miłość do niego...

Yoko otarła łzy i uśmiechnęła się smutno.

- I nawet za wiele lat, może jeszcze w następnym stuleciu, będą ludzie, którzy tę pamięć będą trzymać w swoich sercach. Będą ją nieść z dumą, a John obudzi się. Tak samo jest z każdym zmarłym. On tylko śpi, a gdy będzie trzeba , obudzi się... dla nas.

Ludzie zaczęli uśmiechać się po raz pierwszy tego dnia. Ich serca były przepełnione radością. Znów płakali, ale tym razem ze szczęścia, a z głośników dobyły się pierwsze nuty "I'm only sleeping".

A John, który był gdzieś tam, w tym miejscu, którego nie da się opisać słowami, posłał do tłumu ten swój szczery uśmiech i szepnął:

- Macie rację. Ja tylko śpię.

***

Rok obecny.

Pewna dziewczyna słuchała piosenki. Była ona przepełniona melancholią, marzeniami muzyka, który śpiewał tę pieśń.

Dziewczyna płakała, bo muzyk nie żył już na tym świecie, w tym miejscu, gdzie była dziewczyna.

Wspomnienie obudziło się w jej sercu, i wtedy dziewczyna napisała historię.

Opowieść o Johnie Lennonie.

***

Witajcie. To mój pierwszy one-shot spoza "Sennych one-shotów", oraz pierwsza opowieść o prawdziwej osobie, dlatego ta historia może wydawać wam się nudna i nieciekawa. Miło by było, gdybyście napisali w komentarzach wasze wrażenia po przeczytaniu tego... "czegoś".

Dziękuję za to, że jesteście ze mną ^^

Aniołek

*w opowiadaniu wykorzystano fragmenty piosenki "I'm only sleeping" (media)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro