9. Nasz wspólny dom
Dobrze że siedziałam, pewnie bym upadła nie wierząc nadal co współlokatorka właśnie powiedziała. To był szok, trochę jak policzek, czy nie chciała ze mną już mieszkać? Zrobiłam coś nie tak? Jestem dla niej utrapieniem? Może jestem zbyt nudna? Pewnie chciałaby mieć bardziej rozrywkową przyjaciółkę.
Christina widząc jak zaczynam patrzeć tępo w podłogę a moje nogi lekko drżą, podeszła do mnie i położyła dłonie na moich ramionach, spojrzałam na nią spanikowanym wzrokiem.
- Ej, spokojnie. No już weź głęboki wdech. No już mój krasnoludku, jesteś super współlokatorką i przyjaciółką. - Odruchowo dźgnęłam ją palcem w brzuch, na co się zaśmiała, wypominanie wzrostu zawsze mnie otrzeźwi.
- Chodzi mi o to że z czwórką chłopaków szybciej się zaaklimatyzujesz. I miło jest chyba mieć tylu przyjaciół, prawda? - Podniosłam lekko głowę by popatrzeć na grupkę, każdy z nich wpatrywał się we mnie, nawet Tom. Opuściłam znów głowę, przytaknęłam powoli. Christina miała rację, miło mieć przyjaciół, spędzać czas z drugim człowiekiem. Przyjemnie było nie być samemu.
- Nie wstydź się odmówić, nikt cię do tego nie zmusza. Chociaż, bardzo bym się cieszył gdybyś z nami zamieszkała. - Edd patrzył na mnie z łagodnym, ciepłym uśmiechem. Już kiedyś myślałam o tym, było by super móc z nim mieszkać, tak przypuszczałam. A teraz, wahałam się. Może dlatego że nie miałam z nim kontaktu parę lat, mieszkanie z samymi chłopakami było trochę zawstydzające. No i nie chciałam opuszczać Christin, która tak bardzo mi pomogła.
- Ja... Ja przemyślę to, dobrze? - Podniosłam wzrok na posiadacza zielonej bluzy, uśmiechnął się promiennie, Tord i Matt wyglądali na rozczarowanych, pewnie liczyli że się już zgodzę. Tom za to... Przyjrzałam się mu ukradkiem. Rozłożył się na kanapie chowając się nieco w swojej bluzie, ale jego wzrok był dziwny, jakby smutny czy zawiedziony? Ciężko mi było stwierdzić.
Blondynka przytuliła mnie nagle, starałam się ją odepchnąć ale trzymała mnie tak mocno że nie dałam rady. Warczałam ciche przekleństwa, co wywołało u niej tylko triumfalny śmiech. Gdy mnie puściła już miałam ją uderzyć ale wtedy znów zostałam zamknięta w uścisku. Wzrok zasłonił mi zielony materiał.
- Och też chcę cię przytulić! Moja urocza Goldy! - Zarumieniłam się czując coraz bardziej ciepło bijące od chłopaka.
- Słodko, jakbym ja powiedziała ze jesteś urocza to byś mnie uderzyła.- Wychyliłam się lekko i pokazałam jej język, nadal rumiana bo wciąż byłam tulona. Nie żeby mi to przeszkadzało ale... To mnie onieśmielało.
- Edd... Możesz mnie puścić? Chłopcy zjedzą ci resztę jedzenia. - Oderwał się z głośnym westchnięciem przerażenia, wrócił do stołu i napchał jedzenia do ust. Zaśmiałam się cicho, był dumny że doprowadził do mojego śmiechu. Miła, rozrywkowa atmosfera wróciła, wszyscy dobrze się bawiliśmy. Tord upominał się że on też chce się przytulić, ale Edd go skutecznie powstrzymywał. Niestety świat jest okrutny i czas szybko mija gdy się go miło spędza. Żegnając się z gośćmi uściskałam każdego z nich. Tord objął mnie mocno i podniósł nieco w górę, na co cicho pisnęłam, tego się nie spodziewałam. Matt odwzajemnił uścisk z szerokim uśmiechem na pięknej twarzy, Tom czuł się nieco zakłopotany gdy go objęłam, klepnął mnie parę razy po plecach. Na koniec tulas należał się Eddowi, ten trzymał mnie najdłużej.
- Jeśli będziesz chciała z nami zamieszkać to pisz, nawet w środku nocy zorganizujemy ci przeprowadzkę. - Uśmiechnęłam się lekko, musiało mu bardzo zależeć skoro znów o tym wspomniał.
- Obiecuję zastanowię się, będziesz pierwszym który się dowie. - Objął mnie mocniej, zaśmiałam się jak poczułam szarpnięcia. Szarooki wraz z rudowłosym chwycili za zieloną bluzę i odciągali go. Edd bronił się ale w końcu puścił mnie z jękiem nie zadowolenia. Pomachałam chłopakom i zamknęłam za nimi drzwi. Wraz z Chris doprowadziłyśmy dom do porządku, po sprzątaniu dziewczyna wpuściła mnie pierwszą do łazienki.
Zanurzyłam się w wannie pełnej gorącej wody. Co powinnam zrobić? Część mnie skakała z radości na wieść że mogę zamieszkać z szatynem, ale druga połowa była przepełniona wątpliwościami. Westchnęłam ciężko, było równie dużo aspektów za jak i przeciw. Odchyliłam głowę, zatrzymałam wzrok na suficie, w tym momencie był on bardziej interesujący niż oddanie się swoim problemom. Christina na pewno chciała dobrze ale... Ta sytuacja była dla mnie ciężka... Blondynka jest fajna, rozrywkowa i towarzyska, na pewno znalazłaby kogoś na moje miejsce. Ta myśl trochę bolała, prawda najczęściej boli. Chociaż już wyobrażałam sobie jak to by było z nimi mieszkać, pewno bardzo zabawnie. Pukanie do drzwi wyrwało mnie z natłoku myśli.
- Puk, puk. - Pokręciłam głową, martwiła się o mnie, zawsze gdy się stresowała używała żartu "puk puk".
- Kto tam? - Podjęłam grę, przyda mi się rozmowa, nawet przez drzwi od łazienki.
- Mojżesz. - O tego niesłyszałam, zaśmiałam się cicho.
- Jaki mojżesz? - Milczała chwilę.
- Mojżesz mi powiedzieć co cię trapi? - Miałam rację, oparłam ręce na brzegu wanny tak by oprzeć policzek na mokrej skórze. Rozmawianie o tym co siedziało wewnątrz mnie przychodziło mi z trudem. Nigdy nie chciałam nikogo trapić moimi rozterkami.
- To nie w porządku. Mieszkam z tobą miesiąc i już mam się wyprowadzić? Przyjęłaś mnie pod swój dach a ja odejdę jak jakaś niewdzięcznica. - Zza drzwi usłyszałam śmiech dziewczyny.
- Niewdzięcznica? Bez przesady, gotujesz, sprzątasz, utrzymujesz to mieszkanie w takim ładzie, pomagasz mi ze wszystkim o co cię poproszę. I nie tylko mi pomagasz prawda? - Miała rację, byłam cholerną altruistką, o co by mnie nie poproszono zrobiłabym to, jeśli dzięki temu innej osobie miało być lżej.
- Boisz się że będę zła jak się wyprowadzisz do chłopaków, co? Pamiętasz że jestem twoją przyjaciółką? Znam cię trochę. Nie mam zamiaru szukać nikogo na twoje miejsce. Najwyżej sprowadzę sobie jakieś ciacho na randkę... Ewentualnie randkę ze śniadaniem. Więc gdyby nie wyszło z chłopakami zawsze będziesz mogła do mnie tu wrócić. - Czemu ona mnie tak zna? Faktycznie bałam się tego wszystkiego. Uspokoiła mnie, wiedziała czego mi trzeba. Wyszłam z wanny, wytarłam się i ubrałam w piżamę. Gdy otworzyłam drzwi na podłogę padła blondynka która chwilę temu siedziała pod drzwiami opierając się o nie. Popatrzyła na mnie i uśmiechnęła się szeroko, wyciągnęłam do niej dłoń, chwyciła ją mocno, pociągnęłam ją w górę. Gdy dziewczyna stanęła na równe nogi przytuliłam ją mocno. Głaskała mnie delikatnie po głowie, wszystkie złe myśli się ulotniły.
- Więc... Pomożesz się się spakować? - Mruknęłam cicho i zerknęłam na nią niepewnie.
- Pewnie! Zaczniemy od jutra a teraz won do łóżka. - Odsunęła mnie i dała klapsa w pośladek. Jęknęłam zaskoczona, tarłam dłonią bolące miejsce i poszłam zadowolona do pokoju. Padłam na łóżko, martwiłam się że podjęcie tej decyzji będzie bardziej stresujące.
~Edd~
Gdy usłyszałem pomysł koleżanki Marigold... Nazywała się Christina, prawda? O tym by białowłosa z nami zamieszkała, myślałem że wstanę, wezmę ją na ręce i zabiorę od razu do auta. Chociaż to by wyglądało bardziej jak uprowadzenie. Ale wszystko w środku mnie aż wrzało z radości o tym pomyśle. Jednak Goldy powiedziała że to przemyśli, więc wyrok był nieznany. Wizja posiadania jej tak blisko była cudowna! Znów moglibyśmy spędzać ze sobą dużo czasu, był jeden minus, musiałbym się z nią dzielić, co nie zmienia faktu że spędzałbym z nią najwięcej czasu.
Minęły już dwa dni od wizyty w mieszkaniu Mari. Była mało rozmowna, może chciała wszystko dobrze przemyśleć i martwiła się że będę na niej wywierał presję? Jęknąłem przeciągle przewracając się na kanapie.
- Żadna dziewczyna o zdrowych zmysłach nie zamieszka z grupą facetów, pogódź się z tym Edd. - Czemu Tom musiał niszczyć mój mały idealny świat znajdujący się wewnątrz mojego umysłu? To był mój świat i nikomu nie dam go zniszczyć, kiedyś stanie się prawdziwy i wtedy to ja będę się śmiał.
- Ona nie jest jak inne dziewczyny, a ty obiecałeś że nauczysz ją grać jakieś piosenki. - Ha! Szach mat, zarumienił się, lekko ale się liczy! Thomas jako jedyny myślał trzeźwo o przeprowadzce dziewczyny, nie napalał się tak jak my. Może i miał trochę racji, bo gdyby się nie zgodziła to odmowa by mniej bolała.
- To nic nie znaczy! Zgodziłem się dla spokoju.- Burknął zakładając kaptur na głowę i zniknął na piętrze. Uśmiechnąłem się, jasne, niech tak sobie wmawia. Ale kiedyś bardzo mu pochlebiało gdy Mari chwaliła jego grę i chciała więcej i więcej. Fakt myślał że była chłopakiem ale i tak był dumny że docenia się jego talent. Przewróciłem się na brzuch, moja puchata, czteronożna piękność wskoczyła mi na plecy i ułożyła się wygodnie.
- Ringo, tatuś jest w rozterce i jeszcze mnie unieruchamiasz? - Kot w odpowiedzi zamiauczał przeciągle. Jej ciche mruczenie mnie uspokajało, trzymałem telefon przed twarzą.
- Proszę zgódź się. - Szepnąłem cicho zamykając ślepia. Niestety nie było jak w bajce, księżniczka się nie pojawiła... Nie od razu. Po godzinie usłyszałem dzwonek przychodzącego połączenia. Podniosłem się gwałtownie na co czworonóg zasyczał i wymiauczał swoje pretensje. Przeprosiłem szybko i odebrałem.
- Hej coś się stało? Mało pisałaś, zaczynałem się martwić. - W dali dało się słyszeć jej przyjaciółkę, jednak głos był mało wyraźny.
- Bo... Wiesz miałyśmy sporo na głowie. Chciałam się zapytać czy podjedziesz do mnie by zabrać pudła? -
- Pudła? - Zamroczyło mnie, mój mózg się zatrzymał, miałem wrażenie że wyskoczył mi error i błąd systemu. Czy ja dobrze słyszałem?
- Tak pudła, wiesz z moimi rzeczami. No chyba że przeprowadzka jest nieaktua... - Zgodziła się! Cholera tak! Przerwałem jej szybko.
- Aktualna! Zaraz będę z chłopakami, tak się cieszę. - Czy nie cieszę się za bardzo? Nie uzna tego za dziwne? Nie, nie ona, pewnie się cieszy tak jak ja.
- Dobrze, to do zobaczenia, będę czekała. - Rozłączyła się, ja nadal trzymałem telefon przy uchu a uśmiech na mojej twarzy stawał się coraz szerszy, aż policzki zaczynały mnie boleć. Zerwałem się z kanapy i popędziłem na górę, otworzyłem drzwi czarnookiego kopniakiem.
- Zgodziła się! Ha! I komu jest teraz głupio! To ja miałem rację!- Tom najwyraźniej nie wiedział o co chodzi bo patrzył na mnie jak na idiotę. Kolejne pary drzwi się otworzyły. Ruda czupryna wychyliła się najbardziej.
- Zgodziła? Marigold się do nas wprowadza?! - Matt nie krył zadowolenia, od razu wyskoczył z pokoju i stanął przy mnie wyczekując odpowiedzi.
- Tak zamieszka z nami. Tord pomożesz mi przy przeprowadzce, na dwa auta pójdzie nam szybciej. - Norweg zniknął na chwilę w pokoju, słyszałem jak przedmioty upadają na podłogę, wybiegł z pokoju z kluczykami w ręku.
- To ja i Tom zajmiemy się przygotowaniem pokoju.- Matt wszedł do wspomnianego towarzysza, złapał go za bluzę i zaciągnął do pokoju jaki był przeznaczony dla dziewczyny. Ja wraz z Tordem zwarci i gotowi skierowaliśmy się pod mieszkanie Marigold.
Gdy tylko zobaczyłem fioletowooką przytuliłem ją mocno, podnosząc ją do góry. Nagły atak ją zaskoczył ale w końcu zaczęła się śmiać i okładać mnie rękoma po plecach.
- Edd puść mnie. Masz nosić pudła a nie mnie. Mamy dużo pracy ty zielony głupku. - Zaśmiałem się gdy założyła mi kaptur na głowę i naciągała go by zasłonić mi oczy. Postawiłem ją w końcu, wydęła policzki i pokazała mi język, taka urocza. Jednak jej chwila wolności nie trwała długo bo w objęciach zamknął ją Larsin, spiorunowałem go wzrokiem ale nie przejął się tym. Fakt przy Marigold nie będę go bił.
- Ja też się ciesze że z nami zamieszkasz. Będziesz robiła mi pyszne obiadki jak kochana żona? - Biedna, osaczona dziewczyna spłonęła rumieńcem, tego było za wiele, złapałem go za jeden z rogów i odciągnąłem.
- Ej chłopaki spokojnie, nie oddam żadnemu z was mojej Mari tak łatwo. Bierzcie się do roboty albo zmienię zdanie i jej do was nie puszczę.- Blondynka objęła zaczerwienioną przyjaciółkę. Jej surowy wzrok i mina wskazywały na to że mówi całkiem poważnie. Wraz z czerwonym poszliśmy do salonu gdzie stały przygotowane pudła, które znosiliśmy na dół. Uprzednio złożyliśmy tylne siedzenia by weszło więcej pakunków. Gdy Mari ochłonęła pomagała nam i choć odmawialiśmy, kazaliśmy jej zostawić tą robotę nam, ona nie słuchała i robiła po swojemu, uparciuch.
Miała mniej rzeczy niż sobie wyobrażałem, auto Torda zapchałem bardziej, miał w końcu jeszcze przednie siedzenie do zapełnienia. Goldy była moją przyjaciółką i będzie jechała ze mną a nie tym weteranem szos. Czekałem w aucie na dziewczynę, żegnała się z przyjaciółką, ściskały się mocno, wyższa czochrała długie włosy niższej.
Marigold w końcu usiadła na siedzeniu obok mnie, ocierała kąciki oczu, to była dla niej trudna chwila, położyłem dłoń na jej ramieniu. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się słabo.
- Pozostali nie powinni widzieć cię zapłakanej. - Wytarłem kąciki jej oczu, wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się pewnie.
- Masz rację, nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie. Dziękuję że zgodziłeś się mnie przyjąć. -
- Wszyscy się zgodziliśmy, więc nie masz za co dziękować. - Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy. Do domu, teraz do naszego wspólnego domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest tak jak obiecałam!
W końcu nasza maleńka Marigold zamieszka z tą bandą oszołomów.
Teraz się zaczną dramaty... No może nie dramaty ale będzie ciekawie... Mam taką nadzieję!
Animacja jest genialna nie? Tord i Tom są tacy uuuuroczy!
( http://mlle-zoyberg.tumblr.com ) <-- Oto autorka otóż genialnego filmiku, polecam.
A rozpuszczę was i dam obrazek a co będę wam żałować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro