Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Dziecięce Zabawy

Za moją zgodą, Edd dał chłopakom mój numer telefonu. Więc teraz pisałam z całą czwórką... No trójką, Tom był mało rozmowny, w tym wypadku to ja ciągnęłam rozmowę, potocznie mówiąc ciągnęłam go za język. Przez te parę dni poprzez same SMS-y dużo się o nich dowiedziałam. Miałam racje co do Torda, był Norwegiem, był w wojsku i dobrze posługiwał się bronią palną, był też dość otwarty w stosunku do mnie, nie szczędził komplementów. Matt na prawdę uwielbiał siebie, wysyłał mi dużo swoich zdjęć, ewentualnie zdjęć ubrań w celu pomocy z wyborem, mimo tego bardzo miło się z nim pisało. Tom... Odnosiłam wrażenie że nie bardzo ma ochotę pisać, chociaż odpisywał za każdym razem, bo gdyby nie chciał to by olał moje wiadomości, prawda? Edd za to skarżył się na chłopaków, bo teraz zajmują jego czas antenowy i przez nich mam mniej czasu dla niego.
Miałam nadzieję że i reszta przyjaciół Golda będzie również i moimi przyjaciółmi.
Siedziałam na kanapie przeskakując z kanału na kanał. Było wcześnie, więc nie byłam bombardowana wiadomościami, chłopcy lubili sobie pospać. Christina była w pracy, tyle wolnego czasu tylko dla mnie i nic w telewizji. Klasyka. Od pasjonującego rajdu po kanałach wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zaskoczona podniosłam się i poszłam do przedpokoju, otworzyłam drzwi, przed nimi stała kobieta o czarnych krótkich włosach i miodowych oczach, obok niej malutki chłopczyk, włosy miał tego samego koloru co kobieta.

- Marigold głupio mi cię prosić... Ale mogłabym zostawić z tobą Lawrenca? Nie chce iść do szkolnej świetlicy a ja nie dostanę dnia wolnego... - Kobieta tłumaczyła się zmieszana, nie lubiła prosić o pomoc, bo to było dla niej pokazaniem słabości, że sobie nie radzi. Dobrze dogadywałam się z kobietą i z chłopcem. Gdy chodziłam po zakupy czasami kupowałam dla niej parę rzeczy których zapomniała, kobieta często odwdzięczała się przynosząc kawałek ciasta albo przynosząc porcje obiadu.

- Bardzo chętnie się nim zajmę. To żaden problem. To taki grzeczny chłopiec. - Pogłaskałam chłopca, na co on pokazał mi swój uroczy, szczerbaty uśmiech. Uwielbiałam dzieci, były takie słodkie.

- Dziękuję ci, zapłacę ci ile będzie... - Od razu przerwałam kobiecie, nie chciałam by mi płaciła, fakt każdy grosz się przyda, ale nie będę wyciągać od niej pieniędzy.

- Nie chcę żadnych pieniędzy, to nagły wypadek, sąsiedzi muszą sobie pomagać. No wchodź Law ciocia Mari dzisiaj się tobą zajmę. - Otworzyłam drzwi szerzej i odsunęłam się robiąc chłopcu przejście. Ten wziął swoją torbę z zabawkami i wbiegł do środka.

- Proszę spokojnie iść do pracy, potem na zakupy czy cokolwiek i proszę się nie martwić. - Sophie podziękowała mi jeszcze raz i poszła do pracy, zamknęłam drzwi i wróciłam do salonu gdzie mały Lawrence Bowden rozgościł się i ułożył sobie legowisko na kanapie.

- Ciociu pobawimy się? - Zawsze chciałam być ciocią, niestety mój brat nie śpieszył się do tego by uczynić mi zaszczyt posiadania tego tytułu.

- Najpierw zrobimy śniadanie, co powiesz na naleśniki? Ja w twoim wielu je uwielbiałam. Pomożesz mi je zrobić? - Chłopiec zeskoczył z kanapy i podbiegł do mnie ochoczo łapiąc mnie za rękę. Zabrałam go do kuchni i razem szykowaliśmy śniadanie, pilnowałam by nic się mu nie stało.

Gdy skończyliśmy i jedliśmy śniadanie usłyszałam brzęczenie telefonu. Musiałam dzisiaj zaniedbać chłopaków, byli bardzo zajmujący a ja miałam dziecko pod opieką.
Napisałam każdemu z nich wiadomość.
"Wybacz napiszę później, mam teraz randkę." Czemu tak napisałam? Cóóóż może trochę specjalnie, może chciałam się z nimi trochę podrażnić. Po odpisaniu zrobiłam zdjęcie sobie i małemu człowiekowi jak jemy naleśniki. Po jedzeniu musiałam umyć malucha, miał całą umazaną buzię. Ciekawe czy ja kiedyś będę miała takiego słodkiego brzdąca... Och marzenia, kto zechciałby kogoś takiego jak ja. Więc posiadanie dziecka pozostanie tylko moim małym marzeniem. Po śniadaniu zrobiliśmy sobie seans bajkowy.

Po południu poszliśmy do parku na plac zabaw, Law pobiegł do dzieci, ja usiadłam na huśtawce i obserwowałam go. Pilnowałam by nic mu się nie stało. Wraz z innymi dziećmi budował coś w piaskownicy. Podbiegł do mnie z uśmiechem na ustach.

- Cioci chcem liziaka. - Zajrzałam do torebki, wyjęłam słodycz, odwinęłam i włożyłam mu do buzi, zadowolony pobiegł z powrotem się bawić, również poczęstowałam się lizakiem. Było spokojnie, aż dziwne, dzieci zaskakująco grzeczne, obywało się bez kłótni. Nagle nastała ciemność, ktoś zasłonił mi oczy dłońmi. Sparaliżowało mnie, zacisnęłam mocniej dłonie na łańcuchu huśtawki, co powinnam zrobić, mam pustkę w głowie.

- Zgadnij kto? - Gdy usłyszałam głos obawy się rozpłynęły, wzięłam wdech, uspokoiłam się. Znam ten głos, ten akcent i zapach tytoniu.

- Tord? - Jasność znów wróciła, chłopak stanął przede mną z zadziornym uśmiechem, ręce chował w kieszeniach bluzy.

- Brawo wygrałaś... Mnie! - Uśmiechnęłam się lekko, nadal się trochę przy nim denerwowałam, rozmawianie poprzez wiadomości było łatwe, na żywo było znacznie trudniej.

- Wiesz jak było mi przykro jak mnie jawnie zdradziłaś? Jeszcze się przyznałaś że idziesz na randkę. Zraniłaś mnie ale wybaczę ci za małą rekompensatę. - Pochylił się ku mnie z szelmowskim uśmiechem, zarumieniłam się lekko szukając wytłumaczenia, ale przybył mój mały uroczy rycerz.

- Cio chcieś od mojej cioci? Ciociu Marigold kto to jeśt, on ci dokucia? - Ach był taki rozkoszny! Mój mały bohater.

- Nie Lawrence, to znajomy cioci. Możesz wracać do zabawy. - Pogłaskałam chłopca który się wcisnął przed Torda. Popatrzył nie pewnie na szarookiego i wrócił do kolegów. Osobnik w czerwonej bluzie był nieco zaskoczony tym przebiegiem sprawy.

- Już zacząłem myśleć że to twoje dziecko. - Och chciałabym, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo.

- To jest moja randka. To mój sąsiad, jego mama mnie poprosiła bym go popilnowała, nie chciał iść do świetlicy. - Widać było że chłopak poczuł ulgę, bardzo starał się to ukryć. Z błogim uśmiechem usiadł na huśtawce obok. Tom go nie lubił, ba nienawidził go, rozumiałam go, ale nienawidzili się jeszcze przed tym zdarzeniem z robotem. Parę razy napisał mi bym mu nie ufała, wściekłemu, zagłodzonemu psu lepiej zaufać niż jemu. Ale Edd nie mówił nic złego na jego temat, nie wiedziałam komu wierzyć, mój szósty zmysł nie włączał czerwonego alarmu, nie wzbudzał we mnie lęku.

- Reszta też była jakaś nie zadowolona z twojej wiadomości o randce. Chyba zachowam to dla siebie, będę miał satysfakcje z posiadania tej wiedzy. -

- Miałam wam powysyłać i tak zdjęcia z dzisiejszego dnia. - Zobaczyłaś jak jego triumf opada i robi nie zadowoloną minę, jego plan padł.

~Tord~

Jakież miałem szczęście spotykając tą uroczą istotkę, jednak spacer był genialnym pomysłem. Były momenty że czytałem z niej jak z otwartej księgi, niestety były to krótkie momenty i było ich niewiele. Denerwowała się w moim towarzystwie, w sumie gdy była u nas też się denerwowała dopóki nasz zielonek nie wrócił do domu. Nie patrzyła na mnie, zerkała na chwilę a potem uciekała wzrokiem, jej uśmiech był nieco nerwowy, skubała skórki przy paznokciach u rąk. Skoro już porównałem ją do książki, chciałbym przeczytać jej każdą stronę i być częściowo twórcą jej historii.

- Jak poznałaś Edda? Wiem tylko że poznaliście się w szkole na dachu. Edd nie chce nigdy podać szczegółów. - Przygryzła lekko dolną wargę, odbiła się lekko nogami by kołysać się na huśtawce.

- Tak, prosiłam go o to, Toma też prosiłam, chociaż pewnie tego nie pamięta. Każdy ma jakieś tajemnice których nie chce wyjawiać. - Spuściła lekko głowę z lekkim uśmiechem. Tym bardziej chciałem znać jej sekret, szczególnie że ten palant Tom go znał. Ale spokojnie, nie można naciskać bo się jeszcze bardziej wycofa. Co takiego ukrywała taka mała istotka?

Podszedł do niej ten mały dzieciak, żeby do mnie się tak uśmiechała, chętnie zamienił bym się z tym maluchem.

- Ciociu pobawisz się z nami? W polićjantów i zlodziej? Ten pan teś mozie. - Już miałem się wymigać ale białowłosa popatrzyła na mnie takim proszącym wzrokiem, jak miałbym jej odmówić. Przytaknąłem.

- Pobawimy się z wami Lawrence, więc kim będziemy? - Zeszła z huśtawki i przykucnęła przy chłopcu.

- Ja jeśtem polićjantem, a wi zlodziejami. - A już liczyłem że będę gonił piękną złodziejkę i... Dziewczyna wstała złapała mnie za rękę i pociągnęła. Zabawa już się zaczęła? Wyglądała na zadowoloną gdy banda dzieciaków nas goniła. Chowaliśmy się, wchodziliśmy na drabinki uciekając przed wymiarem sprawiedliwości. W końcu Mari pozwoliła by nas złapali, siedzieliśmy na ławce która była więzieniem. Zadowolony wychowanek stał przed nami.

- Wyśtawcie ręce! - Wystawiłem moją zdrową, prawą rękę, dziewczyna wyciągnęła lewą, nim się spostrzegliśmy dzieciak zapiął nam na nadgarstkach kajdanki. Nie to nie był plastik, to były prawdziwe policyjne kajdanki. Mari zaczynała panikować. Cóż chętnie bym jej założył kajdanki ale może nie w tej okoliczności.

~Marigold~

Skąd on ma kajdanki? Boże co my teraz zrobimy. Ręce mi zaczęły drżeć, przygryzałam wargę myśląc co zrobić. Poczułam jak duża, ciepła dłoń łapie mają. Spojrzałam na mojego partnera w niedoli.

- Spokojnie, nie denerwuj się. Ale masz zimne ręce. - Chwycił moją dłoń w obie ręce, to dziwne na drugiej ręce zawsze ma rękawiczkę może tam też ma blizny od oparzeń.

- To normalne, zawsze mam zimne dłonie. Lawrence, pożegnaj się z dziećmi i wracamy do domu dobrze? Ciocia musi to zdjąć. - Chłopiec zrobił smutną minkę, bał się że na niego nakrzyczę jak będziemy w domu. Posłusznie poszedł się pożegnać, wziął swoje zabawki, wrócił ze spuszczoną główką. Złapał mnie za wolną rękę. Wracałam do domu z dwójką mężczyzn, jednym nieletnim a drugiem dorosłym, ludzie dziwnie się patrzyli widząc skutych młodych ludzi prowadzących dziecko. Tord wyglądał na spokojnego, chyba nawet bawiła go ta sytuacja, bo gdy wyciągnął telefon, podniósł nasze obezwładnione ręce i zrobił zdjęcie. Już miałam się pytać co on robi ale od razu udzielił mi odpowiedzi.

- To na pamiątkę, wolę to uwiecznić bo nikt mi nie uwierzy. - Zaśmiał się chowając telefon. Dokładnie obserwował okolice. Weszliśmy do budynku, wzięłam Lawrenca na ręce i wniosłam go na piętro. Postawiłam chłopca gdy stanęliśmy przy drzwiach, gdy mieszkanie stało otworem, chłopiec wbiegł do środka, położył się na kanapie i przykrył kocykiem. Westchnęłam smutno.

- Myśli że się na niego gniewam. - Pociągnęłam karmelowowłosego lekko za sobą gdy ten rozglądał się po mieszkaniu.

- Lawrence ciocia się nie gniewa, wujek Tord też nie jest zły. Jak ciocia będzie wolna upiecze ci babeczki dobrze? - Niebieskie oczka wyjrzały spod kocyka.

- Ja to się w sumie nawet cieszę, teraz jesteśmy ze sobą związani. - Czerwono bluzy uśmiechnął się szeroko. Mały brunet wyszedł spod kocyka pociągając nosem. Poprosiłam by poszukał kluczyka w swojej torbie z zabawkami. Posłusznie pobiegł przeszukiwać dokładnie swój bagaż.

- Ładne masz mieszkanie, nie mieszkasz sama prawda? Mieszkasz z koleżanką, siostrą? - Zaskoczył mnie, nie sądziłam że jest taki spostrzegawczy.

- Z przyjaciółką... Przepraszam, przeze mnie jesteś w takiej sytuacji... - Szybko mi przerwał, kładąc palec na moich ustach, zalałam się rumieńcem.

- Ciiii. Nie musisz mnie przepraszać, dzięki temu się mnie nie pozbędziesz. - Uśmiechnął się szeroko, pokręciłam lekko głową, był nie możliwy. Niestety kluczyki nie zostały odnalezione. Za to Tord robił nam coraz więcej zdjęć. Przyciągał mnie do siebie, przytulał, to było takie zawstydzające, a on bawił się świetnie.

- No dobrze, więc masz może wsuwkę do włosów? - Popatrzyłam na niego zaskoczona, poszłam do pokoju Christi, znalazłam parę wsuwek, od razu przekazałam je chłopakowi. Poszliśmy do jadalni, gdzie usiedliśmy przy stole. Ja oraz Lawrence patrzyliśmy z podziwem jak Tord otwiera to ustrojstwo za pomocą głupiego kawałka blachy.

- Uczą tego w wojsku? - Popatrzył na mnie i uśmiechnął się szelmowsko.

- Nie tego uczy ulica. - Po paru ruchach był wolny, potem uwolnił mnie. Liczył na podziękowania, i otrzymał je, objęłam go gdy jeszcze siedział na krześle.

- Dziękuję, dobrze że mam tak zdolnego kolegę jak ty. - Objął mnie, przyciskając mocniej do siebie.

- Następnym razem w zapłacie chcę buziaka, ale dzisiaj dam ci rabat i przyjmę przytulasa. - Zaśmiał się cicho, miał miły śmiech. Jak można mu było nie ufać, uwolnił nas z tej pułapki, ktoś inny mógł by wykorzystać tę sytuację na swoją korzyść. Telefon Torda zaczął brzęczeć od przychodzących wiadomości, jego uśmiech się poszerzył.

- Dobrze będę uciekał, w domu pewnie będzie wesoło. Zadzwonię do ciebie później. - Podniósł się z krzesła i skierował do drzwi.

- Do zobaczenia moja uciekinierko. - Usłyszałam po czym drzwi się zamknęły, "moja", zarumieniłam się lekko, znów mnie zawstydził.

Padłam na kanapę wraz z chłopcem. Jednak pilnowanie dzieci może być nieprzewidywalne.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hello old friends... Nawet jak to pisze słyszę głos Torda. Fetysz? Uzależnienie? Możliwe.
No mam nadzieję że rozdział się podoba. 
Następny pojawi się w... Sobotę. Tak myślę.
Zaczynam mieć załamania artystyczne, czasami opuszcza mnie wena, ale szybko do mnie wraca. Wena czasami jest suką, ale ważne że wraca prawda?
A tak w ogóle, uwielbiam ten filmik który zostawiłam w mediach. Animacja i piosenka są genialne!
Miłego dzionka moi czytelnicy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro