Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Zderzenie

Marigold Iberis, tak właśnie zaczełaś nowe życie. Przez pare dni zdażyłam zaklimatyzować się w nowym domu, reszta moich rzeczy zdażyła dotrzeć i to w jednym kawałku.

Trochę sprzętów za których dostarczenie wolałam zapłacić nieco drożej by dotarły całe ewentualnie by nie zaginęły. Więc pokój zyskał laptopa, małą wieżę, stosik płyt, stojak na gitarę oraz samą gitarę akustyczną. Byłam samoukiem, nie było mnie stać na lekcje gry, więc wszystkiego uczyłam się z książek i internetu, tak samo potoczyła się lekcja gotowania. Szafa też zyskała parę lokatorów, trafiło tam kilka dodatkowych bluz, sukienek otrzymanych od Christiny, która uznała że z nich wyrosła. Powiedziałam jej wtedy że przypominanie o wzroście nie jest konieczne. Dobrze, nie jestem wysoka, ale 154 cm nie czynią ze mnie hobbita, karzełka, skrzata czy innych stworzeń mitycznych którym natura poskąpiła wzrostu.

Przez tydzień zdążyłam poznać sąsiadów... a raczej Christi mnie im przedstawiła. Trzecie piętro zajmowali sami studenci, wszystkie cztery mieszkania przepełnione studentami. Dziewczyny i chłopaki, uznali mnie za bardzo uroczą i bawiła ich moja nieśmiałość i zmieszanie, mimo wszystko byli bardzo mili i niemęczyli mnie zabardzo. Na naszym piętrze mieszkał starszy pan i młode małżeństwo, które było na ostatnim roku studiów.

Pierwsze piętro zajmowało starsze dość żywotne małżeństwo, drugie mieszkanie zamieszkiwała samotna kobieta z 5 letnim chłopczykiem. Wszyscy wydawali się tacy mili, dawno niespotkałam się z takim przepływem życzliwości.

Podziwiałam to że moja współlokatorka żyła tak dobrze że wszystkimi, miała z nimi świetny kontakt, trochę jej tego zazdrościłam.

Ale niema co się użalać nad sobą, przez ten czas również zadzwonił mój brat dopytując się czy mi dobrze, czy niczego mi niebrakuje, czy nic mi się niestało przez ten czas. Oczywiście uspokoiłam go, bo tu byłam bezpieczna. Kochałam bardzo mojego nadopiekuńczego brata, który pomagał mi też finansowo, opuścił dom wcześniej by pracować, z tego co wiem był okres że pracował w trzech różnych firmach. Gdy się o tym dowiedziałam oczywiście zbeształam go od góry do dołu, niemógł się aż tak zamęczać.

Tego dnia gdy Christina szykowała się do pracy odebrała telefon od szefa. Gdy skończyła rozmowę westchnęła ciężko. Wychyliłam się zza kanapy.

- Coś się stało? Coś nie tak w pracy?- Popatrzyła na mnie z miną męczennika.

- Będę musiała jechać do jeszcze jednej firmy i tam sprzątać, jedna z dziewczyn zachorowała i muszę ją zastąpić, więc będę późno. - Niedziwił mnie jej brak entuzjazmu, sama tak miałam, lubiłam coś wiedzieć wcześniej niż być zaskakiwana. Gdy planujesz jakiś dzień każda niespodziewana zmiana jest nie na rękę, bo twój umysł był przygotowany na inny plan.

- Mari, kochanie moje, odbierzesz dla mnie pare rzeczy, będę późno więc niezdążę tego zrobić. Na dole jest mój stary rower, ja używam skutera więc możesz go wziąć.- Myślałam o tym by poszukać dzisiaj pracy ale niemogłam odmówić przyjaciółce pomocy, szczególnie że już ci tak bardzo pomogła. Przytaknęłam ochoczo.

- Pewnie, napisz mi adresy, co mam odebrać i może jakieś upoważnienia, mogą mi niechętnie oddać twoje przesyłki. -

- Racja! Lepiej byś coś takiego miała. Czekaj! - Pobiegła do swojego pokoju, ja za to podreptałam do swojego by założyć leginsy pod spódniczkę, tak będzie wygodniej jechać na rowerze. Skierowałam się do drzwi wyjściowych, z komody wzięłam klucze i schowałam do niedużego plecaka. Jasna burza loków wyskoczyła z pokoju podając mi wszystkie papiery.

- Masz, powinno być wszystko jak dojade do pracy zadzwonie do paru miejsc powiedzieć że ty wszystko odbierzesz. Jesteś kochanym skrzatem. - Uścisnęła mnie mocno, powstrzymując moje ręce przed dźgnięciem jej. Gdy mnie puściłą ubrała szybko buty, wzięła torebkę i wybiegła z domu. Westchnęłam cicho.

- Jeszcze cię dorwę za to. - Ubrałam buty, sprawdziłam czy na pewno wszystko mam, dokumenty, klucze, telefon, portfel, papiery. Hmmm... Chyba wszystko. Wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz, zeszłam na dół witając się z kilkoma sąsiadami. Poszłam na podjazd gdzie do płotu był przyczepiony kremowy rower. Zdjęłam zabezpieczenie, dopasowałam wszystko do swojej wysokości i mogłam jechać.

Załatwianie sprawunków przechodziło zadziwiająco szybko, zostało jeszcze pare rzeczy do odebrania. Kierowałam się do galerii handlowej gdzie zostało mi do odebrania pare przesyłek. Minęło mnie czerwone auto i zaparkowało kilkanaście metrów przede mną, kierowca napewno mnie widział, przecież przed chwilą mnie mijał. Jakież było moje zaskoczenie gdy nagle drzwi auta się otworzyły a rower wraz ze mną uderzył w ów drzwi. Miałam wrażenie że ta chwila trwa pare minut, przez prędość z jaką jechałam siła uderzenia była tak duża że przeleciałam nad przeszkodą i wylądowałam na asfalcie. Zamroczyło mnie, adrenalina sprawiała że nieczułam bólu, ale za to czułam złość. Gdy świat przestał się kręcić starałam się podnieść rzucając przy tym przekleństwa.

- Jak można dawać takim idiotą prawo jazdy?! Od czego masz lusterka ty kretynie?! Przed chwilą mnie mijałeś, serio los obdażył cię pamięcią godną chomika?! - W końcu udało mi się podnieść i już miałam kierować się do kierowcy by wyciągnąć go z auta i się z nim rozmówić.

- Przepraszam! Nic ci nie jest, zagadałem się, myślałem że już przejechałaś. - Z wnętrza auta wyłonił się właściciel. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Powoli przebiegłam oczami po całej postaci. Z pojazdu wyłonił się wysoki szatyn, odziany w jasne spodnie i zieloną bluzę z kapturem, zielone oczy patrzyły na mnie z troską. Jego wzrok zmieniał się powoli po tym jak mi się przyjrzał. Nie wierzyłam w moje szczęście. Złość całkowicie zniknęła a pojawiła się niepohamowana radość.

- Edd!- Podbiegłam do chłopaka, niemal potykając się o rower, chwyciłam go mocno w objęcia. To nowe życie będzie lepsze niż sobie wyobrażałam.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział!
Piosenka w mediach jest tą którą najczęściej słuchałam podczas pisania. 

Zamiast pisać prace zaliczeniowe na zajęcia, to piszę rozdziały.
Każdy ma inne priorytety. (ノ゚▽゚)ノ
Najwyżej nie zaliczę semestru. (ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.
Mogę obiecać że w kolejnych rozdziałach już będzie więcej chłopaków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro