Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Zbrodnia i kara

Po tym incydencie Matt zachowywał się normalnie, ja za to przez pierwsze dni czerwieniłam się w jego towarzystwie. Mój mózg pewnie zbyt bardzo wszystko wyolbrzymił, to był wypadek, coś tak błahego nie zmieniło by naszych relacji. Chociaż jego wzrok był bardziej promienny, zwykle był taki gdy patrzył na swoje odbicie. Możliwe że cieszył się że jego twarz nie ucierpiała. Wolałam zostać w przekonaniu że nic się nie zmieniło. Co najważniejsze Tord nie powiedział innym o tym żenującym wydarzeniu, za co byłam mu bardzo wdzięczna.

Weszłam do salonu, na kanapie siedział Edd trzymając berło władzy potocznie zwane pilotem, przeskakiwał z kanału na kanał. Rozpromieniłam się nieco, dawno nic razem nie oglądaliśmy. Od razu usiadłam obok niego, oparłam się o jego bok, a nogi ułożyłam na wolnych miejscach. Odwrócił głowę w moją stronę, uśmiechnął się szeroko, zawsze tak promiennie się uśmiechał to było tak bardzo zaraźliwe.

- Co chcesz obejrzeć? - Zabrałam mu żądło władzy i teraz ja przeglądałam kanały, zatrzymałam się na kanale kulinarnym, program mi się spodobał. "Kolacja dla dwojga" samotna osoba idzie na trzy kolacje, wybiera je spośród pięciu zaproponowanych menu i na końcu wybiera osobę z którą idzie na drugą randkę, a raczej kolację.

- To, lubię ten program. - Ułożyłam się wygodniej, oparłam głowę o ramię chłopaka. Swój wzrok skupiłam na ekranie, przez co nie zauważyłam delikatnych rumieńców na policzkach szatyna. Kątem oka zerkał na mnie co jakiś czas, gdy na niego spoglądałam jego wzrok był skupiony zawsze na telewizorze. Co chwilę rzucaliśmy komentarzami i uwagami względem tego co się działo na wizji. Nie zauważyliśmy nawet kiedy do salonu wszedł Tom, stanął przed kanapą i czekał.

- Możesz zrobić trochę miejsca? - Rzucił oschle spoglądając na mnie ponaglająco.

- Um... Tak, jasne... Przepraszam. - Wybąkałam zawstydzona, nie chciałam by się zdenerwował. Zdjęłam nogi z mebla i usiadłam normalnie, czarnooki usiadł w drugim końcu kanapy. Edd nie był zadowolony z zachowania przyjaciela, wychylił się nieco by skarcić go wzrokiem, czarnooki wzruszył ramionami. Przez dzielącą nas przestrzeń czułam się dziwnie, posiadacz niebieskiej bluzy z dnia na dzień stawał się bardziej zimny i ponury niż zwykle. Od kiedy tu zamieszkałam bywał jakiś dziwny ale nie zwracałam na to takiej uwagi. Burknął cicho że oglądamy głupoty, ale zielonooki go olał. Gdy program się skończył wstałam z kanapy.

- Już? Myślałem że jeszcze coś obejrzymy. - Gold wyglądał na zawiedzionego, przez ten wyraz miałam usiąść już z powrotem.

- Może wieczorem, dobrze? Idę się zobaczyć z Christiną i zajrzę do sklepu przy okazji. Zamówcie sobie pizze na obiad. - Zielony wydał jęk niezadowolenia słysząc o obiedzie, liczył na jakieś frykasy. Umówmy się pizza jest świetna ale przywykł do domowej kuchni. Uśmiechnęłam się lekko, zerknęłam na Toma który patrzył tępo w ekran. Poszłam założyć buty oraz bluzę, wzięłam jeszcze torebkę i wyszłam. Trochę go oszukałam, nie miałam w planach spotkać się z przyjaciółką, po prostu chciałam się przejść i spokojnie poukładać sobie wszystko.

~Tom~

Gdy ją widziałem zawsze z kimś była, czemu mnie to tak irytowało? Jak zobaczyłem ją z Eddem na kanapie coś w środku mnie zaczęło płonąć, wyglądali jak cholerna para nastolatków. Nie chciałem na nią na warczeć, to samo tak wyszło. Usiadłem przy drugim brzegu mebla, zerknąłem na nią, wyglądała na skruszoną, Edd wychylał się i rzucał mi karcące spojrzenie. Przewróciłem oczami i wzruszyłem ramionami. Rozumiem czemu dogaduje się z Eddem, ale pozostałej dwójki już nie pojmę, zdrajca i narcyz. Nie ma w nich nic szczególnego, więc czemu poświęca czas im a nie mnie? Zmarszczyłem brwi na tę myśl, mam to gdzieś z kim spędza czas, byle nie musiałbym na to patrzeć. Czemu lgnęli do niej jak pszczoły do miodu, czemu czułem się jak niedźwiedź który chce zabrać tym cholernym owadom ich skarb?
Spostrzegłem że program się skończył gdy dziewczyna wstała i skierowała się do wyjścia. Gdzie ona się wybierała... Zresztą nie ważne, Edd i tak wygląda na nie zadowolonego. Gdy w końcu wyszła spojrzał na mnie surowo.

- Czemu jesteś względem niej taki? -

- Niby jaki? - Udawałem głupka, nie robiłem tego specjalnie, sam czasami byłem na siebie zły że ją od siebie odtrącam. Czy ja nie chciałem się po prostu do niej przywiązać?

- Jesteś dla niej niemiły. Zrobiła ci coś że jesteś taki oschły i opryskliwy? - Czy zrobiła? Chyba nie, myślę że część mnie bała się ją dopuścić bliżej. Zadaje sobie zdecydowanie za dużo pytań i wewnętrzna konwersacja nie jest chyba normalna. Wzruszyłem ramionami i skupiłem się znów na ekranie, Gold jeszcze prawił mi kazania. Nie będzie mógł jej wiecznie trzymać pod swoimi skrzydłami, nie była dzieckiem.
Stałem w kuchni patrząc na kwadratowe pudełko leżące na stole, gdy mnie wołali na obiad liczyłem na coś innego. Jedynie ja ukrywałem moje niezadowolenie, westchnąłem, usiadłem przy stole i zacząłem konsumpcję okrągłego włoskiego placka.

- Gdzie w ogóle poszła Marigold? W ogóle wyszła bez czesania, to nasz rytuał. - Punkt dla rudego, to prawda codziennością stało się to że Matt co rano, dzień w dzień czesał dziewczynę, a tu nagle tego dnia odpuściła.

- Mówiła że idzie się spotkać z Christiną, pewnie chcę się wypytać jej jak się z nami mieszka. A potem chciała iść na zakupy, pewnie niedługo wróci. - Jak zwykle szatyn chciał utrzymać pogodną atmosferę, Norweg stracił jakiekolwiek zainteresowanie, no tak brakło mu obiektu do testowania tych dennych i nic nie wartych tekstów. Bez słowa opuściłem kuchnie by skierować się do pokoju. Może Edd miał rację, jestem dla niej zbyt zimny? Padłem na łóżko, głowa zaczyna mnie boleć od tego myślenia.

- Czemu to nie może być łatwiejsze... - Mruknąłem cicho i zamknąłem ślipia, krótka drzemka mi się przyda.

Gdy się obudziłem nie było lepiej, głowa nadal bolała a do tego byłem zaspany. Alkohol, to mi pozostało. Dźwignąłem się z posłania i zszedłem do kuchni, są obecni wszyscy poza dziewczyną, dziwne zaczyna się już ściemniać a jej nie ma. Pewnie babskie ploty się przedłużyły.

- Hej Tom! W ogóle nic nie wspominałeś o tym jak ci się mieszka z naszym słodkim kwiatuszkiem. - Już sam ten akcent wytrąca mnie z rytmu. Trzasnąłem drzwiami lodówki gdy wyjąłem butelkę Smirnoff'a. Uraczyłem go spojrzeniem przepełnionym pogardą.

- Oj no daj spokój Tommy, Edd wiadomo że się cieszy, Matt ma przyjaciółkę do tych babskich spraw. Mari jest słodka i urocza, świetnie gotuje i mi to bardzo odpowiada. A tobie co odpowiada w naszym słoneczku? - Zmarszczyłem brwi, Edd i Matt spojrzeli po naszej dwójce z niepokojem. Tord uśmiechał się szeroko i zadziornie. Nie wiedziałem o co mu chodzi ale coś we mnie pękło, nie będę grał w tę głupią grę!

- Wiesz co było lepiej jak jej tu nie było! Traktujecie ją jak małe zwierzątko, ciągle się za wami chowa. Chodzi po tym domu wystraszona i ciągle się jąka, boi się własnego cienia! Nie dość że Matt zawala łazienkę to jeszcze ona! Wywróciła ten dom do góry nogami! Nawet nie da się z nią normalnie pogadać, ciągle tylko słucha albo przytakuje na wszystko! Było by lepiej jakby zniknęła i wszystko wróciło by do normy. - Wywarczałem w stronę szarookiego, ten jak i reszta patrzyła na mnie zszokowana, nie wierzyli w to co powiedziałem, ja również nie. Z amoku wyrwał mnie dźwięk uderzenia, skierowałem głowę w stronę drzwi. Zamarłem w przerażeniu, nie, nie, nie. Cholera nie! W drzwiach stała Marigold, jej ciało drżało, z oczu płynęły łzy, obok niej leżały torby z zakupami, musiała je upuścić po tym co usłyszała. Cofała się powoli błądząc wzrokiem po wszystkich, gdy spojrzała na mnie poczułem przeszywający ból. Ten wzrok, nigdy go nie wymażę z pamięci. Spojrzenie obdarte z nadziej, pełne strachu i bólu, jakbym odebrał jej całą radość i dobro. Zerwała się nagle i uciekła do pokoju, Edd ruszył za nią ale nim dobiegł do kuchennych drzwi usłyszeliśmy trzask.

- Jesteś pieprzonym złamasem Tom! - Warknął Larsin i wyszedł z kuchni. Matt za to spojrzał na mnie zawiedziony i również wyszedł. Edd nie podniósł na mnie wzroku.

- Wszystkiego się po tobie spodziewałem ale nie tego Tom... - Odwrócił się jedynie po to by wymierzyć mi cios w twarz, po czym wyszedł i skierował się na piętro. Oparłem się plecami o blat, łapałem powietrze jakbym miał się zaraz udusić. Nie chciałem... Co ja najlepszego zrobiłem.

~Marigold~

Zamknęłam drzwi na klucz, zasłoniłam okna, z wnęki pomiędzy ścianą a biurkiem wyciągnęłam kosz. Wsunęłam się w szczelinę, prawe ramię ocierało się o ścianę, drugie za to o biurko, wcisnęłam się głębiej by czuć oparcie za plecami. Podkuliłam pod siebie nogi, które objęłam rękoma, oparłam czoło o kolana i łkałam cicho, starałam się robić to cicho. Wstrząsały mną silne dreszcze, od mocnego płaczu wzbierał się kaszel, tak mocny że ciągnął aż do wymiotów. Starałam się zakryć uszy gdy rozpoczęły się pukania do drzwi. Nie chciałam z nikim rozmawiać, nikogo widzieć. Słowa Toma tak bardzo bolały, czułam jak rozrywają moje wnętrze, jak każde słowo zostawia po sobie głębokie, nierówne cięcie. Jakby tną tępym nożem.
Nóż... Ostrze... Cięcie... Ból... Cięcie i ból... Więcej cięć... Więcej bólu... Łagodzenie bólu innym bólem...
Podniosłam nagle głowę i uderzyłam nią w ścianę, uderzenie nie było mocne ale otrzeźwiło skutecznie. Nie, nie mogłam tego zrobić.

- Mari błagam otwórz mi. Proszę, Tom nie miał tego na myśli, naprawdę. On czasami palnie jakąś głupotę. - Edd... Nie, Tom miał to na myśli. Nie chciał mnie tu, byłam dla niego problemem. Czemu on mnie tak nienawidził? Ja chciałam się z nim przyjaźnić, starałam się naprawdę, co zrobiłam źle? Ten głos w mojej głowie znów się budził. Każdy z nas ma wewnątrz siebie małe byty, te złe i te dobre, u mnie zakorzeniły się zdecydowanie te złe. Myślałam że mam już z nimi spokój.

"No zrób to. To ci zawsze pomagało. On ma racje, lepiej jakbyś zniknęła. Nie jesteś im potrzebna, nie jesteś nikomu potrzebna. Zniknij." Ciche, jadowite szepty rozbrzmiewały echem w moich myślach. Uniosłam ręce tak by zakryć uszy, głos Edda ledwo przebijał się przez te szepty. Tak to wszystko bolało, ale nie pozwolę się złamać. Kolejne uderzenia w drzwi.

- Marigold otwórz, Edd się martwi, wszyscy się martwimy. Tom to dupek, nie przejmuj się nim, dopilnuje by się do ciebie nie zbliżał, obiecuje. - Czy Tord mówił prawdę? Martwili się, wszyscy? Kolejna fala płaczu nadciągnęła gdy znów odtworzył się w pamięci monolog czarnookiego. Odseparowałam się od wszystkich dźwięków, zatraciłam się w rozpaczy.

Jak długo mogłam lać łzy? Nie wiem ale w końcu przestały płynąć, choć ciałem wciąż targały wstrząsy, rękawy bluzy były mokre. Wyczołgałam się powoli ze swojego schronienia. Gdy podnosiłam się z podłogi usłyszałam ciche pukanie, znieruchomiałam od razu.

- Mari... Mam nadzieje że mnie słyszysz. - Słysząc głos Toma moje ciało samo z siebie znów zaczęło drżeć, usiadłam na podłodze tuż przy łóżku.

- Wcale tak nie myślę, nie chciałem tego tak powiedzieć... I nie chciałem byś to usłyszała. Byłem wkurzony. Bardzo, bardzo cię przepraszam. Wiem że mi pewnie nie wybaczysz i nie dziwie ci się. Ale jeśli mogę mieć jedną prośbę... To zostań tu z nami. Mari? Um naprawdę mi przykro. - Stał jeszcze chwilę pod drzwiami, westchnął ciężko i odszedł pociągając za sobą nogami. Rozluźniłam się nieco gdy usłyszałam jak zamyka drzwi swojego pokoju. Jego głos zdawał się przybity, ale może to tylko gra. Sięgnęłam ręką posłanie i odgarnęłam je, wczołgałam się na łóżko i okryłam kołdrą. Nie chciałam jeszcze wychodzić, w dodatku byłam zmęczona. Położyłam głowę na poduszce, może jutro przemyślę wszystko na spokojnie. Zmęczona płaczem zasnęłam szybko.
Jednak nie dane mi było długo pozostać w objęciach Morfeusza, ciągły dzwonek telefonu mi w tym przeszkodził. Sięgnęłam po gadżet i spojrzałam na ekran. 12 nieodebranych połączeń od Toma?! On nigdy nie dzwonił, nawet jak chciał bym coś kupiła to pisał wiadomość, nigdy nie dzwonił. Melodia znów się odezwała a aparat zaczął wibrować, to znów on. Co powinnam zrobić... Może coś się stało, inaczej nie dzwoniłby tyle razy. Przygryzłam wargę i odebrałam.

- H-halo? - Powiedziałam cicho, odpowiedziało mi westchnienie chłopaka, słyszałam też muzykę i rozmowy.

- Odebrałaś... Suuuuper! Tak się cieszę! Nie... Nie rozłączaj się... Ja przeaszam... Przepraszam. Jestem kretynem, byłem zły i zazdrosny. Maaariii przepraszam, to wina tego głupiego rogacza, wkuwił mnie. - Czasami bełkotał, jednak mówił wyraźniej niż bym się spodziewała po jego stanie.

- Tom jesteś pijany, wracaj do domu. - W głębi serca nie chciałam by coś mu się stało. Jęknął niezadowolony.

- Nie wiem jak wrócić do domu. Pyjdź po mnie. - Czknął i wrócił do bełkotania przeprosin. Poprosiłam by podał telefon barmanowi, od niego dowiedziałam się gdzie ten skruszony alkoholik jest. Załączyłam na siebie cieplejszą bluzę i zeszłam cicho na dół, gdzie ubrałam buty i ruszyłam na ratunek zagubionemu pijanemu szatynowi.

Zbliżała się pierwsza w nocy, angielskie uliczki spowijała chłodna mgła. Dawno nie wychodziłam tak późno na ulice. Wypuściłam ciepłe powietrze z ust które szybko przemieniło się w jasną parę. Musiało się sporo ochłodzić. Mijałam kolejne uliczki spoglądając co chwile na telefon by sprawdzić czy zmierzam w dobrym kierunku, jednak przeszkadzały mi w tym połączenia które chciał nawiązać zaginiony Tom.
W końcu dotarłam do celu mojej wędrówki, w środku było już nieco spokojniej niż wtedy gdy dzwonił, zbliżała się chyba już godzina zamknięcia. Rozejrzałam się szukając chłopaka, siedział na wysokim krześle barowym a jego głowa spoczywała na blacie, wokół niego stało pełno kieliszków i kilka butelek. Westchnęłam ciężko, nie lubiłam zapachu alkoholu... Rodzice są alkoholikami i każde moje spotkanie z osobą nietrzeźwą kończyło się źle. Podeszłam powoli do szatyna i dotknęłam jego ramienia.

- Tom? Tom chodź zabiorę cię do domu. - Mruknął coś niewyraźnie podnosząc powoli głowę. Rozejrzał się, gdy mnie spostrzegł w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Zarzucił swoje ramiona na moja szyję, przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno wtulając głowę w moje ramie.

- Mari! Jezdeś! Przeraszam, ja cię lube. Nie zozdawiaj mnie. - Łasił się do mnie niczym kot któremu brakuje czułości, więc Tom po alkoholu staje się łagodny jak baranek, nie wyczułam w nim ani krzty agresji, trochę mi ulżyło. Pomogłam mu zejść z siedzenia, ułożyłam go w wygodniejszej pozycji do prowadzenia i wyprowadziłam go z baru. Ciężko było nim kierować bo co chwila mnie obejmował i znów bełkotał przeprosiny.

- Tom proszę, muszę cię doprowadzić do domu. Jak dojdziemy to będziesz mógł sie przytulić zgoda?- Ledwo udało mi się go odsunąć na tyle by spojrzeć w jego oczy, były pełne skruchy i głębokiego smutku.

- Wybaszysz mi? -

- W domu Tom, proszę jest późno, powinieneś być już dawno w łóżku. - Pozwolił się prowadzić chociaż dalej mamrotał przeprosiny. Po drugiej w nocy przekroczyliśmy próg jasnego domostwa. Schody były najcięższą przeszkodą, nogi szatyna plątały się i co jakiś czas lądowałam kolanem na stopniu by całkowicie nie spaść. Chłopak coraz bardziej spoczywał na mnie, z trudem doniosłam go do pokoju, docierając do upragnionego celu posadziłam go na łóżku. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam plecy. Ten korzystając z chwili objął mnie w pasie, przyciągnął do siebie i usadowił na swoich kolanach. Pisnęłam cicho zaskoczona tym nagłym atakiem, odwróciłam twarz w jego stronę by go skarcić, ale widząc jak się we mnie wpatruje odpuściłam. Patrzył na mnie tak intensywnie, uniósł dłoń, gdy znajdowała się blisko mojego policzka zamknęłam mocno oczy, gdy poczułam delikatny dotyk na skórze uchyliłam lekko powieki, nie tego się spodziewałam po tym jak podnosił rękę.

- To moja wina że pakałaś. Powinnaś mi wpieprzyć i paczeć czy równo puchnę. - Jak łatwo dało się czytać z tych dużych, czarnych ślepii, tak bardzo żałował tego co się wydarzyło.

- Zrobię wszystko byś mi wypaczyła. Nie będziesz usz przeze mnie pakała. - Dłoń która spoczywała na moim policzku teraz zaplątała się w moje włosy i przyciągnęła mnie do ramienia chłopaka, druga spoczywająca na plecach przysunęła mnie jeszcze bliżej jego ciała. Skóra na kościach policzkowych przybrała czerwony kolor. Nagły ruch zachwiał jego równowagę i padł wraz ze mną na pościel.

- Tom puść mnie... - Ten w odpowiedzi wtulił mnie w siebie jeszcze mocniej, trzymał mnie tak jakby się bał tego że zniknę.

- Nie, dopóki mi nie wypaczysz, ukarz mnie jak tyko chcesz ale mi wypacz. - Kara, tak bardzo jej chciał? Chciał odpokutować? Westchnęłam cicho. No dobrze niech mu będzie.

- Dobrze Tom, jeden dzień będziesz robić to o co cię poproszę, całe 24 godziny, wybiorę odpowiedni dzień. Nie jestem na ciebie zła, dawno ci wybaczyłam, to ja byłam problemem. - Pogładziłam jego brązowe włosy, były miękkie, po ich ułożeniu sądziłam że będą sztywne i szorstkie w dotyku.

- Jesteś wspaniała, uielbiam cię. - Szepnął mi do ucha co wywołało u mnie lekkie dreszcze. Pogładził mnie po plecach po czym ułożył się wygodniej, nie rozluźniając nawet trochę uścisku i najzwyczajniej w świecie zasnął.

- Tom? Tom. Nie śpij teraz, wypuść mnie, muszę iść spać. - Mruknął cicho "nie osawiaj mnie", już wiedziałam że się nie uwolnię. Jednak bycie dziewczyną ssie, nie mam tyle siły by się oswobodzić. Zerknęłam na chłopaka, wyglądał na tak spokojnego, czemu nie możesz być choć trochę taki na co dzień? Cóż mi pozostało w takiej sytuacji? Ułożyłam się na tyle wygodnie jak to było możliwe i zasnęłam.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wybaczcie że rozdział jest dopiero teraz, zmienili mi godziny pracy i musiałam przywyknąć do nowego grafiku.
Matko jak mi było przykro gdy to pisałam, nie umiem być niemiła i wredna... Było mi meeega ciężko!
Ale mam nadzieję że się wam podoba rozdział.
Nie zawsze musi być słodko prawda? :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro