10. Idealne zwierciadło
Siedziałam na kanapie oglądając serial, a Matt czesał moje włosy i układał, chyba w warkocz. Lubił zajmować się moim wizerunkiem, a mi to absolutnie nie przeszkadzało. Mieszkanie z chłopakami było bardzo absorbujące, ciężko było sprzątać czy gotować jak prawie każdy z nich domagał się uwagi. Nie ukrywam troszkę, tak odrobinkę mi to schlebiało ale obowiązki same się nie zrobią, a nie chciałam by tonęli w syfie. Po tych paru dniach przywykłam też do komplementów, najwięcej rzucał nimi Norweg, nadal były zawstydzające ale już nic mi nie leciało z rąk jak rzucał kolejnym pochlebstwem. W pierwszych dniach mojego pobytu w tym domu stłukłam przez to parę talerzy, szklanek, butelkę soku i dwa słoiki z sosami.
- No skończone! Wyglądasz świetnie. - Podał mi małe, złote lusterko, otworzyłam je i przejrzałam się, zrobił mi koka, ale w sumie pierwsza opcja też była trafna bo na około kuli włosów owijały się małe warkoczyki. Odwróciłam się w stronę chłopaka i uśmiechnęłam miło, stał dumny ze swojej pracy.
- Dziękuję Matt jest super. Zawsze jestem zadowolona z mojego osobistego fryzjera. - Nakazał mi się nie ruszać i pobiegł na górę do pokoju. Spojrzałam na przedmiot trzymany w ręku. Kieszonkowe lusterko było złote, jedną stronę zdobiły elementy kwiatowe a drugą miękki materiał w fioletowym kolorze, był to prezent powitalny od rudowłosego. Od reszty też dostałam upominki, długo sprzeczałam się z nimi że nie trzeba było, że niczego od nich nie przyjmę, ale jak widać wygrali. Tord wręczył mi dwuczęściową piżamę w kolorze czerwonym z czarną koronką. Krótkie spodenki ledwo zasłaniające dolną cześć pleców potocznie zwaną tyłkiem i bluzka, a raczej miała chyba nią być ale brakło materiału, mniejsza, wracając bluzka była na ramiączka, plusem było że zakrywała brzuch, ale dekolt i część piersi świeciła nagością.
Pomimo zawstydzenia podziękowałam mu za to i już obmyślałam plan jak to ukryć by nigdy to nie wpadło w niepowołane ręce. Prezenty od pozostałej dwójki były dość... Oryginalne. Tom wręczył mi dziwne urządzenie, które okazało się paralizatorem, uznał że przyda mi się do uwolnienia się od "pieprzonych zdrajców", Edd okazał się kolejnym obrońcą i wręczył mi gaz pieprzowy i mini alarm, taki osobisty który mogłam wrzucić sobie do torebki czy trzymać w kieszeni. To były najdziwniejsze prezenty jakie dostałam, bardzo to doceniłam, wyściskałam ich wszystkich. Po tym zaczęli się kłócić o to czyj upominek był lepszy.
Matt wrócił do salonu, stanął za mną, wystawił w przód rękę w której trzymał telefon i zrobił nam wspólne zdjęcie. Zadowolony wpatrywał się w ekran.
- Matt mówiłam ci że nie lubię zdjęć. Obyś tego nigdzie nie umieszczał. - Podniósł na mnie wzrok, wzrok porzuconego psa.
- Co? Czemu? Przecież wyglądamy razem świetnie. Moje social media muszą żyć. - Zmarszczyłam lekko brwi, wodził wzrokiem od telefonu na mnie i tak parę razy. W końcu jego palce przesunęły się po ekranie, kliknął coś i rozniósł się dźwięk potwierdzenia. Ten cholernik opublikował zdjęcie. Jak on mógł?
- Ty oszuście matrymonialny! - Zeszłam z kanapy zabierając poduszkę i usadowiłam się na fotelu tuląc miękki kwadrat. Rudzielec uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie, odwracałam od niego głowę. W końcu ukucnął przede mną i ułożył usta w ten uroczy, rozbrajający uśmiech.
- Wiem że mnie i tak lubisz. - Zerknęłam na niego kątem oka, cholera czemu są tacy... Czemu nie można się na nich w ogóle złościć. Pchnęłam poduszkę prosto na jego twarz, spod materiału dało się usłyszeć "Tylko nie w twarz!", zaśmiałam się cicho i poszłam zająć się obowiązkami.
Zrobiłam rundkę po pokojach by zebrać brudy, z góry ustaliłam z nimi że nawet spojrzeniem nie uraczę ich bielizny i tym muszą się zajmować sami. Więc od teraz w każdym pokoju są dwa kosze na uświnione ubrania. Musiałam przyznać że najbardziej porządne przybytki mieli Tom i Matt, u Edda panował zwykle artystyczny nieład, u Torda... Cóż walało się wszystko, jak prosiłam go o zrobienie porządku, wszystko zgarnął w jeden kąt pokoju tworząc małe wysypisko.
Po zebraniu wszystkiego poszłam do pralni która znajdowała się w piwnicy, w sumie był to swojego rodzaju składzik, były tu miotły, grabie, łopaty, cóż było tego dużo.
Włączyłam pranie, usadowiłam się na pralce i wzięłam do rąk gazetę w celu przejrzenia ogłoszeń. Wypadałoby rozejrzeć się w końcu za prawdziwą pracą, nie mogę tak żyć na czyimś garnuszku.
Chłopcom się to chyba nie spodoba.
~Matt~
Patrzyłem zachwycony na swoje dzieło, to ujęcie zdobyło już tyle polubień, czemu Marigold tak nie lubi robić sobie zdjęć? Nie rozumiem tego. Gdyby jeszcze używała kremów, maseczek, olejków, odrobiny makijażu to była by równie piękna co ja... Może bardziej. Edd zerknął mi przez ramię, myślał że znów patrze na swoje odbicie.
- Znów zrobiłeś jej zdjęcie? Wiesz że tego nie lubi. Zobaczysz doigrasz się kiedyś. - Popatrzyłem na niego zaskoczony. Czemu miałbym się czegoś doigrywać? Dziewczyna mnie lubiła i nie umiała się na mnie gniewać, zresztą kto by umiał?
- Nie rozumiem o czym mówisz. Marigold lubi jak to robię inaczej by się nie zgadzała na to. - Szatyn popatrzył na mnie z dezaprobata i upił nieco swojego napoju, odszedł nie pozostawiając żadnego komentarza. Wygrałem! Miałem racje, gdyby nie lubiła to by się na mnie obraziła. Czułbym się źle gdyby była na mnie zła, było by mi przykro. Potrząsnąłem głową odganiając te przygnębiające myśli. To się nigdy nie stanie, jestem zbyt przystojny i fajny by tak się stało. Wszedłem do pokoju, od razu przejrzałem się w lustrze. Ach! Nadal jestem piękny.
Czas leci szybko gdy przyglądasz się nieskazitelnej odsłonie piękna i majestatu. Zaraz powinna być kolacja, chwyciłem jedno z lusterek i wyszedłem z pokoju, idąc w stronę schodów o coś zaczepiłem a raczej o kogoś. Prawie mi mój skarb z rąk wypad.
- Uważaj jak chodzisz. - Spojrzałem na osobnika, gdy ujrzałem krwisty kolor bluzy przekląłem w myślach. Ten warknął kierując na mnie wzrok.
- Ja? To ty przestań ciągle patrzeć w swoje odbicie to może zaczniesz uważać. - Wyrwał mi lusterko i zaczął z nim odchodzić. Ruszyłem za nim starając się odebrać swoją własność, był niższy ale sprawnie unikał moich długich rąk. Walczyłem z nim dzielnie aż do połowy schodów.
- Musicie się ciągle sprzeczać? Nie można was nawet na chwilę zostawić samych. - Do pierwszych stopni dochodziła białowłosa niosąc w rękach cześć naszych rzeczy, czystych, suchych i poskładanych.
- To jego wina, ciągle na kogoś wpada przez to samouwielbienie. - W dalszej szamotaninie lusterko wyślizgnęło się z dłoni Torda, wychyliłem się by móc je chwycić. Niestety ciało straciło równowagę i zleciałem ze schodów wprost na dziewczynę. Pranie poleciało w górę podczas zderzenia, lądowało wokoło nas i na mnie.
Ciało Mari złagodziło mój upadek, nie chciałem na nią spaść, mogłem jej coś zrobić. Powoli dochodziłem do siebie, moje usta były na czymś miękkim i gładkim, było to też słodkie. Podniosłem się lekko, uchyliłem powoli oczy, pierwsze co ujrzałem to fiołkowe tęczówki w których odbijała się moja twarz. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Jej spojrzenie było takie... Wooooow. Jej oczy były niczym zwierciadło, idealna tafla, bez skazy. Mój mózg dopiero teraz zorientował się czym było to przyjemne coś, moje wargi spoczywały wtedy na jej... Pocałowałem ją! No cóż tylko ich dotknąłem, ale to się liczy! Twarz białowłosej przybrała dorodny czerwony kolor, błądziło po niej również wiele emocji, zażenowanie, zawstydzenie, zdezorientowanie, chęć ucieczki... Czy to jest uczucie? Nieważne, tak wyglądała. W końcu zerwałem się na równie nogi i pomogłem jej wstać, skorzystała z pomocy, patrzyła w ziemię skubiąc skórki przy paznokciach dłoni.
- Ja... Ja muszę... Mam nadzieję że nic ci nie jest! - Krzyknęła, minęła mnie i popędziła na górę po drodze mijając zszokowanego Torda. Ona martwiła się o mnie po czymś takim... Jest niesamowita.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział krótki ale czo się tu dzieje! Walka, upadki, pocałunki...
Cieszę się że to co tworzę się podoba coraz większej ilości osób.
Serce autora roztapia się z radości gdy widzi że ludzie doceniają to co robi.
Więc i ja wam bardzo dziękuję! Wasze słowa wiele dla mnie znaczą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro