Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXVIII

*Yiuś*

Otworzyłem powoli oczy.Było mi tak cholernie zimno,w gardle totalnie zaschło,a ciało emanowało bólem.Gdy już się trochę rozbudziłem,przed twarzą ukazała mi się Soraczka.Za nią stała Luxi.

-W końcu.-Soraka odetchnęła z ulgą.-Myślałam,że jesteś w śpiączce.

-O rany...-Przetarłem twarz.-Co się dzieje?

-Trochę cię pokiereszowało...-Luxi zaczęła ale Soraka przerwała jej.

-Ukąszenie.Jak narazie nie widzę żadnych efektów ubocznych.

-Moja głowa...-Opadłem na poduszkę,krzywiąc się z bólu.-Poproszę o szklankę wody...

Po chwili Luxi wróciła z wodą,a ja wypiłem ją łapczwie.

-O matko...-Ukryłem twarz w dłoniach.-Czuję się okropnie.-Wtuliłem się w poduszkę,a Luxi spojrzała na mnie smutno.

-Może się zdrzemnij?Mi często pomaga...

-Nie mam ochoty na sen.-Kaszlnąłem cicho.-Nie przejmuj się mną.Poradzę sobie.

-Jeszcze tu zajrzę.-Kiwnęła głową i wyszła z pokoju,a ja sięgnąłem po książkę i skrzywiłem się z bólu.Potem po prostu mnie scielo i usłyszałem tylko jak Książka upada na podłogę.

*Jaś*

Wyruszyłem w drogę.Pogoda była chłodna i dął nieprzyjemny wiatr.Praktycznie nie widziałem gdzie idę.Śnieg zlewał mi całe otoczenie.

-Cholerna pogoda...-Skrzywiłem się i zasłoniłem oczy,żeby nie wpadał do nich śnieg.Po chwili dostrzegłem jakiś kształt.Zarys wysokiego budynku.Wszedłem przez duże okno i padłem na posadzkę.W pomieszczeniu było przyjemnie ciepło.Kominek wesoło się palił.Usłyszałem kroki.Ktoś się chyba na mnie zamierza...Ciekawe...Obróciłem się i wykonałem cięcie mieczem.Przetarłem dłoń i rozejrzałem się.Pode mną leżał martwy człowiek.Wygląda na bogatego.Zabiłem...Obok mnie pojawił się kwiat,który opadł w dół.Wykonałem swoją powinność,ucinając tę biedną roślinę.

-Wybacz mi.-Zwróciłem się do zwłok i otarłem dłonie z krwi.Ciało ukryłem,żeby nie było podejrzeń.Kiedyś go znajdą...
Rozłożyłem się na fotelu.Był wygodny i ciepły.Blask kominka sprawił,że usnąłem.Na krótką chwilę,bo obudziły mnie dziwne odgłosy.Otworzyłem oczy.Przede mną stała zszokowana kobieta.

-P-p...-Jęknęła cicho,a ja uspokoiłem ją ręką.

-Nie obawiaj się.-Westchnąłem.

-Gdzie jest...Pan...

-On?A wyjechał.-Skłamałem.-Jestem jego dalekim krewnym.Ciotka nigdy nie umiała usiedziec w ryzach i wyszło jak wyszło.Prosił,żeby go zastąpić w jego obowiązkach.Chyba nie kwestionujesz jego zaleceń?

-N-nie,panie...-Kobieta nieśmiało się ukłoniła.-Czegoś sobie pan życzy?

Pan?Żeby Yi tak do mnie mówił...

-Hm...Przydałaby mi się ciepła i długa kapiel.Jak widzisz,długo podróżowałem i chcę się trochę odświeżyć.Da się to załatwić?

-Oczywiście.Proszę za mną.-Kobieta kiwnęła głowa i zaprowadziła mnie do łazienki.Przygotowała mi kąpiel,podczas gdy ja podziwiałem obrazy.Po chwili zostawiła mnie samego.Szybko się rozebrałem i zanurzyłem w cieplutkiej wodzie.

-Tego mi było trzeba.-Westchnąłem,opierając się o wannę.

Po długiej kąpieli wróciłem do sąsiedniego pokoju,a tam czekał posiłek.No,no wyśmienicie.

Ułożyłem się w fotelu i wziąłem książkę,leżącą na szafce.Przy okazji zabrałem się za jedzenie.Było wspaniałe.Po posiłku znów zachciało mi się spać.Usnalem wtulony w poduszkę fotela.Kominek nadal wesoło plonal.
Kiedy znów się ocknalem był już poranek.Przeciągnąłem się leniwie i spostrzegłem nad głową gromadkę ludzi.

-W jakiej to sprawie?-Zmierzylem zakłopotane postacie,poprawiajac nieuczesane włosy.

-Dyplomatycznej.-Jeden z mężczyzn skłonił się przede mną.

-To po śniadaniu.-Machnąłem ręką.-Bez posiłku nie potrafię racjonalnie myśleć.

-Oczywiście.Czekamy na twój znak.-Facecik odwrócił się,a reszta poleciała za nim.Po chwili pojawiła się kobieta z taca.Wszystko wyglądało tak wspaniale.

-Dziękuję.-Odwróciłem się do kobiety i zabrałem jej tacę.-Poczęstuj się.Wyglądasz jakbyś nic nie jadła.

Kobieta spojrzała na mnie z zaskoczeniem ale ostatecznie chywciła mały kawałek chleba.

-Cóż...Dziękuję...

-Nie ma problemu.-Posłałem jej lekki uśmiech.Przy okazji zacząłem myśleć o słodkiej twarzyczce Yiusia.

*Yiuś*

-Jak się czujesz?-Pytanie Soraczki wyrwało mnie z lekkiej drzemki.

-Obudziłaś mnie.Zmierzylem ją wymownie.-Ale miło,że pytasz.Obrobine lepiej.

-To dobrze.-Bananiara kiwnela głowa.-Chcesz herbaty?

-Czemu nie.-Westchnąłem.-Ja muszę przepłukać twarz wodą.Trochę się odświeżyć.Rozumiesz...

-Wstaniesz sam?

-Dam radę.-Uniosłem się z łóżka i chwiejnie stanąłem na nogi.Podszedłem do zlewu w łazience i nabrałem trochę wody w dłonie.Przepukałem twarz.Zrobiło mi się słabo i poczułem jak nogi mi wiotczeją.

-Ojej...-Osunąłem się na ziemię,zwalając rzeczy z szafki.Trochę narobiłem hałasu...Soraka na pewno usłyszała.

-A pytałam się ciebie czy dasz radę...-Stanęła w drzwiach łazienki ze zdenerwowaną miną.

-Może jednak to był kiepski pomysł...-Westchnąłem pocierając skronie.

-Szybciutko wracasz do łóżka.-Przewróciła moją rękę przez ramię,pomagając mi iść.

-Czemu czuje się tak źle...-Mruknąłem,biorąc w dłoń gorący kubek herbaty.

-Jesteś osłabiony.-Soraczka usiadła w fotelu,raczac się swoją herbatą.

-Nie wiem czy to takie zwykłe osłabienie...-Jeknalem,otulając się kołdrą.

-Masz temperaturę.-Spojrzała na mnie i dotknęła mojego czoła.

-Czuję...-Westchnąłem słabo.-Może to jakaś choroba?

-Muszę sprawdzić,bo mam jedne podejrzenia...-Ruszyła w stronę biurka,a ja upadłem na poduszkę i z trudem zasnąłem.

*Jaś egen*

-To czego ode mnie chcecie?-Spojrzałem na grupkę ludzi.

-Kilka spraw.-Jakiś koleś podał mi dokumenty.

-Czemu mam się tym zajmować?-Skrzyżowałem ramiona.Tak bardzo chciałem zagrać na pianinie,stojącym w kolejnym pokoju,a oni mi przeszkodzili.

-Skoro zastepujesz księcia,to musisz przejąć jego obowiązki.

Świetnie...Zajebałem księcia...

-No dobrze.-Rozsiadłem się w fotelu i wziąłem wszystkie dokumenty.W końcu ta dziwna papierkowa robota dobiegła końca i miałem czas dla siebie.Zatęskniłem za Yiusiem.Przywołałem jego kwiat.Spojrzałem na niego.Był trochę wyblakły...Coś się dzieje...Mam nadzieję,że to tylko chwilowe...

-Tęsknię za tobą,malutki.-Przytuliłem kwiatek do siebie i spojrzałem na obraz nade mną.Strasznie tutaj nudno...

*Yiuś*

Obudził mnie palący ból głowy.Nadal było mu zimno.Kołdra nie pomagała.Westchnąłem,tulac się w poduszkę.Kręciło mi się w głowie i trochę mnie mdliło.Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje...

-Dzień dobry.-Lux spojrzała na mnie z lekkim zmartwieniem.

-Boli...Moja głowa...-Jeknalem.

-Co mu jest?-Luxi zmierzyła Sorakę,siedząca przy biurku.

-Jad.Niestety nie mogę znaleźć antidotum.Nic nie chce z tym reagować.-Odparła cicho,a ja złapałem się za głowę.

-Czy...ja..umrę?-Spojrzałem na obie,siedzące obok mnie koleżanki.

-Nawet tak nie mów!-Soraka zmierzyła mnie zabójczo,a ja westchnąłem smutno.

-Czuję się jakbym miał umrzeć...-Jeknalem.-Po prostu mi to powiedz...

-Nie umrzesz.-Dotknęła mojego ramienia.-Zadbam o to.Inaczej Jaś urwie mi głowę.

-On nie żyje.-Spojrzałem na nią chłodno.

-Mam wrażenie,że jest inaczej.-Westchnęła,a mi zaszkliły się oczy.

-Nie wierzę,że nie ma go obok...-Rozplakalem się i wtuliłem w poduszkę.

Luxi i Soraka wyczuły,że oczekuje samotności.Dziękuję.

-Tęsknię...-Z moich oczu poleciało klika łez.-Tęsknię...

*Jaś*

W końcu zaczęli się powoli domyślać,że raczej nie jestem spokrewniony z ich księciem,więc szybko spierdoliłem z miejsca zdarzenia.
Róża Yiusia ciągle słabła,więc spieszyłem się jak mogłem.Coś jest naprawdę nie tak...Każda sekunda jest ważna...Po długiej podróży w końcu udało mi się odnaleźć znajomą dzielnicę.Pogoda była kiepska ale ten dom poznam z daleka.Stanąłem na ganku i zacząłem pukać.
Zabawne...Pukam do własnego domu.

-Tak?-Zza drzwi pojawiła się Irelka,mierząc mnie przenikliwie.

-Irelko to ja.Nie poznajesz mnie?-W sumie to się nie dziwię.Wyglądam...Inaczej.

-My się znamy?-Skrzywiła się i już miała zamykać drzwi ale przycisnąłem je butem.

-Nie żartuj sobie.Musisz mnie wpuścić.Yi jest bardzo chory.

-Idź sobie,człowieku.Mam cię zgwałcić?!-Zmierzyła mnie i przyjęła postawę obronną.

-Jak mnie zgwałcisz to nie pójdę z tobą na suma...

-Ya-Yasuo...-Irelka na chwilę zmarniała.Chyba dotarło do niej że to ja.

-Brawo, kurwa,brawo.-Zmarszyłem brwi.-To ja.Wpusc mnie kobieto,bo liczy się każda sekunda.

Bez słowa pokiwała głowa,a ja szybko wszedłem do środka.Minalem zaskoczona Sorakę i wszedłem na schody, kierując się do naszej sypialni.Szybko uchyliłem drzwi i ujrzałem Yiusia trawionego gorączka.Przysiadłem obok i przyłożyłem mu dłoń do policzka.

-Jestem przy tobie.-On powoli otworzył oczy i scisnal moją dłoń.Rozpoznał mnie.

-To pewnie tylko sen...-Wymamrotał i cicho kaszlnął.

-Nie sen Yiuś,nie sen.Jad szybko się rozprzestrzenia...-Wziąłem jego kwiat,który był coraz słabszy i położyłem na jego dłoni.Mam nadzieję,że to czego nauczyło mnie drzewo mi pomoże.

-Wkrótce ci przejdzie.-Pogłaskałem go po czole.-Obiecuję.-Sam nie wierzyłem we własną obietnicę...

-Nawet jeśli mam umrzeć,to cieszę się że mogłem cię jeszcze ujrzeć.-Yi wymamrotał,a ja złapałem go za rękę i spojrzałem na niego smutno.

-Nie pozwolę ci umrzeć.Nie pozwolę ci umrzeć po raz drugi.Teraz się zdrzemij.Musisz odpoczywać...

-A położysz się ze mną?

-Oczywiście.-Otuliłem go kocem i położyłem się obok.

Kolejnego dnia:

-Jakie to urocze!-Wesoły głos Irelki wyrwał mnie ze snu.Rozejrzałem się.Yi jeszcze spał.Wyglądał ciut lepiej,co bardzo mnie ucieszyło.Przytuliłem się do niego,żeby go trochę ogrzać i nagle Messenger postanowił dojść do głosu,przerywając tę miłą chwilę.

Użytkownik Zed dodał do konwersacji użytkownika Yasuo.

Zed:Jasiuniu ty żyjesz!!💏❤

Yasuo:Jaki wesoły...
Tęskniłeś?

Zed:Pewnie 😘
Jak mi Irelka powiedziała,że żyjesz to prawie spadłem z krzesła xD

Yasuo:Cieszę się,że się za mną steskniles..😘

Zed:Mmm...

Yasuo:Aż mam ochotę dac ci budzi 😍😘😂

Zed:Gimme that 💖

Irelka:Yasuo nie zdradzaj Yi 😒

Yasuo:Toż to nie zdradzam...To Zed zdradza Syni z Kaynem xDD

Zed:Nieprawda!😡

Irelka:😱

Zed:On kłamie!Nieprawda!

Yasuo:Ej wgl,może Kayn bedzie umiał mnie oddemonić,bo on się przemienia w te swoje gowienka...

Zed:Tak mu ładnie w niebieskim...

Zed:Nic nie mówiłem.

Zed😵

Yasuo:WIEDZIALEM!😘Romans się kręci!

Zed:To tylko przejściowe...

Kayn:😭Mistrzu!

Yasuo:OSHET ON TU JEST XD

Zed:Kayn ja mam żonę...nie możemy wiecznie być razem...Bo się w końcu dowie...a kocham was oboje...😭

Kayn:😭

Kayn:To boli...

Zed:Przepraszam!

Kayn:Rozumiem.Nie umiem się na ciebie gniewac mistrzu...

Yasuo:Dobra,kurwa.Poseksicie się potem.Kayn,złote dziecko słuchaj.Jak się oddemonia?

Kayn:To jest swoista zmiana formy...hmmm

Yasuo:Nie znam się na tym :/

Kayn:Może jakiś impuls wywoła kolejną przemianę...Nie wiem...

Zed:A co?Masterowi się twój demoniczny kutas nie podoba? 😂😂

Yasuo:Twój usycha.Nieużywany.

Zed:JA CI DAM NIEUŻYWANY!JEST W CIĄGŁYM RUCHU!

Yasuo:Dlatego tak często trzepiesz ręką...😂😂

Irelka:Smiechłam.

Master Yi:Jeszcze mi nie pokazałeś swojego demonicznego kutasa...

Yasuo:Obudziles sie?😘Dzień dobry,skarbie.

Master Yi:Boli mnie główka...

Yasuo:Ojej :/Zrobić ci śniadanko

Zed:Lizus.

Yasuo:Spierdalaj.😘

Master Yi:Zrób mi kanapeczki...

Yasuo:Dobrze,kocie 💖

Master Yi:Jej,ty dobra duszo...

Yasuo:Do usług.

Yasuo:💖

Master Yi:😍

Irelka:Zaraz się zaczną rozbierać...

Yasuo:W koncu miałem mu pokazać mojego demonicznego kutasa xD

Master Yi:Może potem.

Master Yi:Na głodnego nic nie ogarnę...

Yasuo:Ehh...

Yasuo opuścił konwersacje.

Przyszedłem do pokoju z talerzem najpyszniejszych kanapeczek na świecie i zastałem Yi,leżącego pod kocem.

-Cześć skarbie.-Posłałem mu uśmiech i dałem mu jedzenie.

-Co tak dużo?-Wytrzeszczył oczy.

-Żebyś odzyskał siły.-Położyłem się obok.

-Zjedz je ze mną.Ja sam nie dam rady.-Podał mi jedną kromkę i spojrzał na mnie prosząco.

-Mhm.-Wziąłem od niego jedzenie i przytulułem się do jego ramienia.-Wiesz co jest niedługo?

-Święta.-Kiwnął głowa.

-I coś jeszcze.-Posłałem mu uśmieszek.-A nasza rocznica?

-Ojej...-Zasłonił usta ręką.-To już rok...

-Widzisz.Jeszcze cię nie zajebałem.-Puściłem mu oczko.-Właściwie to gdybym mógł cofnąć czas,to bym tego nigdy nie zrobił.

-I dobrze.-Yi wtulił się w moje ramię.-Bo dostalbys w nos.

Uśmiechnąłem się lekko.

-Śmieszny jesteś.-Złapałem go za rączkę.-I to w tobie kocham.

-A co jeszcze we mnie kochasz?

-Wszysciutko.Może gdybyś mniej marudził...-Pogłaskałem go po policzku,a on mnie pocałował.Po chwili spostrzegłem na swoje ręce...były normalne...

Jak?

-A ty mniej klnął.-Uśmiechnął się pod nosem.

Miałem komentować ale rozległ się płacz jednego z bobosiów.

-Chętnie bym ci przyłożył ale muszę potatusiować.-Podniosłem się z łóżka.-A ty grzecznie jedz.

-Jak każesz.-Uśmiechnął się do mnie i wziął kolejną kanapkę.

Odszedłem od łóżka,oglądając się raz wstecz i łapiąc wesołe spojrzenie Yiusia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro