Rozdział XXXVIII
*Yiuś*
Otworzyłem powoli oczy.Było mi tak cholernie zimno,w gardle totalnie zaschło,a ciało emanowało bólem.Gdy już się trochę rozbudziłem,przed twarzą ukazała mi się Soraczka.Za nią stała Luxi.
-W końcu.-Soraka odetchnęła z ulgą.-Myślałam,że jesteś w śpiączce.
-O rany...-Przetarłem twarz.-Co się dzieje?
-Trochę cię pokiereszowało...-Luxi zaczęła ale Soraka przerwała jej.
-Ukąszenie.Jak narazie nie widzę żadnych efektów ubocznych.
-Moja głowa...-Opadłem na poduszkę,krzywiąc się z bólu.-Poproszę o szklankę wody...
Po chwili Luxi wróciła z wodą,a ja wypiłem ją łapczwie.
-O matko...-Ukryłem twarz w dłoniach.-Czuję się okropnie.-Wtuliłem się w poduszkę,a Luxi spojrzała na mnie smutno.
-Może się zdrzemnij?Mi często pomaga...
-Nie mam ochoty na sen.-Kaszlnąłem cicho.-Nie przejmuj się mną.Poradzę sobie.
-Jeszcze tu zajrzę.-Kiwnęła głową i wyszła z pokoju,a ja sięgnąłem po książkę i skrzywiłem się z bólu.Potem po prostu mnie scielo i usłyszałem tylko jak Książka upada na podłogę.
*Jaś*
Wyruszyłem w drogę.Pogoda była chłodna i dął nieprzyjemny wiatr.Praktycznie nie widziałem gdzie idę.Śnieg zlewał mi całe otoczenie.
-Cholerna pogoda...-Skrzywiłem się i zasłoniłem oczy,żeby nie wpadał do nich śnieg.Po chwili dostrzegłem jakiś kształt.Zarys wysokiego budynku.Wszedłem przez duże okno i padłem na posadzkę.W pomieszczeniu było przyjemnie ciepło.Kominek wesoło się palił.Usłyszałem kroki.Ktoś się chyba na mnie zamierza...Ciekawe...Obróciłem się i wykonałem cięcie mieczem.Przetarłem dłoń i rozejrzałem się.Pode mną leżał martwy człowiek.Wygląda na bogatego.Zabiłem...Obok mnie pojawił się kwiat,który opadł w dół.Wykonałem swoją powinność,ucinając tę biedną roślinę.
-Wybacz mi.-Zwróciłem się do zwłok i otarłem dłonie z krwi.Ciało ukryłem,żeby nie było podejrzeń.Kiedyś go znajdą...
Rozłożyłem się na fotelu.Był wygodny i ciepły.Blask kominka sprawił,że usnąłem.Na krótką chwilę,bo obudziły mnie dziwne odgłosy.Otworzyłem oczy.Przede mną stała zszokowana kobieta.
-P-p...-Jęknęła cicho,a ja uspokoiłem ją ręką.
-Nie obawiaj się.-Westchnąłem.
-Gdzie jest...Pan...
-On?A wyjechał.-Skłamałem.-Jestem jego dalekim krewnym.Ciotka nigdy nie umiała usiedziec w ryzach i wyszło jak wyszło.Prosił,żeby go zastąpić w jego obowiązkach.Chyba nie kwestionujesz jego zaleceń?
-N-nie,panie...-Kobieta nieśmiało się ukłoniła.-Czegoś sobie pan życzy?
Pan?Żeby Yi tak do mnie mówił...
-Hm...Przydałaby mi się ciepła i długa kapiel.Jak widzisz,długo podróżowałem i chcę się trochę odświeżyć.Da się to załatwić?
-Oczywiście.Proszę za mną.-Kobieta kiwnęła głowa i zaprowadziła mnie do łazienki.Przygotowała mi kąpiel,podczas gdy ja podziwiałem obrazy.Po chwili zostawiła mnie samego.Szybko się rozebrałem i zanurzyłem w cieplutkiej wodzie.
-Tego mi było trzeba.-Westchnąłem,opierając się o wannę.
Po długiej kąpieli wróciłem do sąsiedniego pokoju,a tam czekał posiłek.No,no wyśmienicie.
Ułożyłem się w fotelu i wziąłem książkę,leżącą na szafce.Przy okazji zabrałem się za jedzenie.Było wspaniałe.Po posiłku znów zachciało mi się spać.Usnalem wtulony w poduszkę fotela.Kominek nadal wesoło plonal.
Kiedy znów się ocknalem był już poranek.Przeciągnąłem się leniwie i spostrzegłem nad głową gromadkę ludzi.
-W jakiej to sprawie?-Zmierzylem zakłopotane postacie,poprawiajac nieuczesane włosy.
-Dyplomatycznej.-Jeden z mężczyzn skłonił się przede mną.
-To po śniadaniu.-Machnąłem ręką.-Bez posiłku nie potrafię racjonalnie myśleć.
-Oczywiście.Czekamy na twój znak.-Facecik odwrócił się,a reszta poleciała za nim.Po chwili pojawiła się kobieta z taca.Wszystko wyglądało tak wspaniale.
-Dziękuję.-Odwróciłem się do kobiety i zabrałem jej tacę.-Poczęstuj się.Wyglądasz jakbyś nic nie jadła.
Kobieta spojrzała na mnie z zaskoczeniem ale ostatecznie chywciła mały kawałek chleba.
-Cóż...Dziękuję...
-Nie ma problemu.-Posłałem jej lekki uśmiech.Przy okazji zacząłem myśleć o słodkiej twarzyczce Yiusia.
*Yiuś*
-Jak się czujesz?-Pytanie Soraczki wyrwało mnie z lekkiej drzemki.
-Obudziłaś mnie.Zmierzylem ją wymownie.-Ale miło,że pytasz.Obrobine lepiej.
-To dobrze.-Bananiara kiwnela głowa.-Chcesz herbaty?
-Czemu nie.-Westchnąłem.-Ja muszę przepłukać twarz wodą.Trochę się odświeżyć.Rozumiesz...
-Wstaniesz sam?
-Dam radę.-Uniosłem się z łóżka i chwiejnie stanąłem na nogi.Podszedłem do zlewu w łazience i nabrałem trochę wody w dłonie.Przepukałem twarz.Zrobiło mi się słabo i poczułem jak nogi mi wiotczeją.
-Ojej...-Osunąłem się na ziemię,zwalając rzeczy z szafki.Trochę narobiłem hałasu...Soraka na pewno usłyszała.
-A pytałam się ciebie czy dasz radę...-Stanęła w drzwiach łazienki ze zdenerwowaną miną.
-Może jednak to był kiepski pomysł...-Westchnąłem pocierając skronie.
-Szybciutko wracasz do łóżka.-Przewróciła moją rękę przez ramię,pomagając mi iść.
-Czemu czuje się tak źle...-Mruknąłem,biorąc w dłoń gorący kubek herbaty.
-Jesteś osłabiony.-Soraczka usiadła w fotelu,raczac się swoją herbatą.
-Nie wiem czy to takie zwykłe osłabienie...-Jeknalem,otulając się kołdrą.
-Masz temperaturę.-Spojrzała na mnie i dotknęła mojego czoła.
-Czuję...-Westchnąłem słabo.-Może to jakaś choroba?
-Muszę sprawdzić,bo mam jedne podejrzenia...-Ruszyła w stronę biurka,a ja upadłem na poduszkę i z trudem zasnąłem.
*Jaś egen*
-To czego ode mnie chcecie?-Spojrzałem na grupkę ludzi.
-Kilka spraw.-Jakiś koleś podał mi dokumenty.
-Czemu mam się tym zajmować?-Skrzyżowałem ramiona.Tak bardzo chciałem zagrać na pianinie,stojącym w kolejnym pokoju,a oni mi przeszkodzili.
-Skoro zastepujesz księcia,to musisz przejąć jego obowiązki.
Świetnie...Zajebałem księcia...
-No dobrze.-Rozsiadłem się w fotelu i wziąłem wszystkie dokumenty.W końcu ta dziwna papierkowa robota dobiegła końca i miałem czas dla siebie.Zatęskniłem za Yiusiem.Przywołałem jego kwiat.Spojrzałem na niego.Był trochę wyblakły...Coś się dzieje...Mam nadzieję,że to tylko chwilowe...
-Tęsknię za tobą,malutki.-Przytuliłem kwiatek do siebie i spojrzałem na obraz nade mną.Strasznie tutaj nudno...
*Yiuś*
Obudził mnie palący ból głowy.Nadal było mu zimno.Kołdra nie pomagała.Westchnąłem,tulac się w poduszkę.Kręciło mi się w głowie i trochę mnie mdliło.Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje...
-Dzień dobry.-Lux spojrzała na mnie z lekkim zmartwieniem.
-Boli...Moja głowa...-Jeknalem.
-Co mu jest?-Luxi zmierzyła Sorakę,siedząca przy biurku.
-Jad.Niestety nie mogę znaleźć antidotum.Nic nie chce z tym reagować.-Odparła cicho,a ja złapałem się za głowę.
-Czy...ja..umrę?-Spojrzałem na obie,siedzące obok mnie koleżanki.
-Nawet tak nie mów!-Soraka zmierzyła mnie zabójczo,a ja westchnąłem smutno.
-Czuję się jakbym miał umrzeć...-Jeknalem.-Po prostu mi to powiedz...
-Nie umrzesz.-Dotknęła mojego ramienia.-Zadbam o to.Inaczej Jaś urwie mi głowę.
-On nie żyje.-Spojrzałem na nią chłodno.
-Mam wrażenie,że jest inaczej.-Westchnęła,a mi zaszkliły się oczy.
-Nie wierzę,że nie ma go obok...-Rozplakalem się i wtuliłem w poduszkę.
Luxi i Soraka wyczuły,że oczekuje samotności.Dziękuję.
-Tęsknię...-Z moich oczu poleciało klika łez.-Tęsknię...
*Jaś*
W końcu zaczęli się powoli domyślać,że raczej nie jestem spokrewniony z ich księciem,więc szybko spierdoliłem z miejsca zdarzenia.
Róża Yiusia ciągle słabła,więc spieszyłem się jak mogłem.Coś jest naprawdę nie tak...Każda sekunda jest ważna...Po długiej podróży w końcu udało mi się odnaleźć znajomą dzielnicę.Pogoda była kiepska ale ten dom poznam z daleka.Stanąłem na ganku i zacząłem pukać.
Zabawne...Pukam do własnego domu.
-Tak?-Zza drzwi pojawiła się Irelka,mierząc mnie przenikliwie.
-Irelko to ja.Nie poznajesz mnie?-W sumie to się nie dziwię.Wyglądam...Inaczej.
-My się znamy?-Skrzywiła się i już miała zamykać drzwi ale przycisnąłem je butem.
-Nie żartuj sobie.Musisz mnie wpuścić.Yi jest bardzo chory.
-Idź sobie,człowieku.Mam cię zgwałcić?!-Zmierzyła mnie i przyjęła postawę obronną.
-Jak mnie zgwałcisz to nie pójdę z tobą na suma...
-Ya-Yasuo...-Irelka na chwilę zmarniała.Chyba dotarło do niej że to ja.
-Brawo, kurwa,brawo.-Zmarszyłem brwi.-To ja.Wpusc mnie kobieto,bo liczy się każda sekunda.
Bez słowa pokiwała głowa,a ja szybko wszedłem do środka.Minalem zaskoczona Sorakę i wszedłem na schody, kierując się do naszej sypialni.Szybko uchyliłem drzwi i ujrzałem Yiusia trawionego gorączka.Przysiadłem obok i przyłożyłem mu dłoń do policzka.
-Jestem przy tobie.-On powoli otworzył oczy i scisnal moją dłoń.Rozpoznał mnie.
-To pewnie tylko sen...-Wymamrotał i cicho kaszlnął.
-Nie sen Yiuś,nie sen.Jad szybko się rozprzestrzenia...-Wziąłem jego kwiat,który był coraz słabszy i położyłem na jego dłoni.Mam nadzieję,że to czego nauczyło mnie drzewo mi pomoże.
-Wkrótce ci przejdzie.-Pogłaskałem go po czole.-Obiecuję.-Sam nie wierzyłem we własną obietnicę...
-Nawet jeśli mam umrzeć,to cieszę się że mogłem cię jeszcze ujrzeć.-Yi wymamrotał,a ja złapałem go za rękę i spojrzałem na niego smutno.
-Nie pozwolę ci umrzeć.Nie pozwolę ci umrzeć po raz drugi.Teraz się zdrzemij.Musisz odpoczywać...
-A położysz się ze mną?
-Oczywiście.-Otuliłem go kocem i położyłem się obok.
Kolejnego dnia:
-Jakie to urocze!-Wesoły głos Irelki wyrwał mnie ze snu.Rozejrzałem się.Yi jeszcze spał.Wyglądał ciut lepiej,co bardzo mnie ucieszyło.Przytuliłem się do niego,żeby go trochę ogrzać i nagle Messenger postanowił dojść do głosu,przerywając tę miłą chwilę.
Użytkownik Zed dodał do konwersacji użytkownika Yasuo.
Zed:Jasiuniu ty żyjesz!!💏❤
Yasuo:Jaki wesoły...
Tęskniłeś?
Zed:Pewnie 😘
Jak mi Irelka powiedziała,że żyjesz to prawie spadłem z krzesła xD
Yasuo:Cieszę się,że się za mną steskniles..😘
Zed:Mmm...
Yasuo:Aż mam ochotę dac ci budzi 😍😘😂
Zed:Gimme that 💖
Irelka:Yasuo nie zdradzaj Yi 😒
Yasuo:Toż to nie zdradzam...To Zed zdradza Syni z Kaynem xDD
Zed:Nieprawda!😡
Irelka:😱
Zed:On kłamie!Nieprawda!
Yasuo:Ej wgl,może Kayn bedzie umiał mnie oddemonić,bo on się przemienia w te swoje gowienka...
Zed:Tak mu ładnie w niebieskim...
Zed:Nic nie mówiłem.
Zed😵
Yasuo:WIEDZIALEM!😘Romans się kręci!
Zed:To tylko przejściowe...
Kayn:😭Mistrzu!
Yasuo:OSHET ON TU JEST XD
Zed:Kayn ja mam żonę...nie możemy wiecznie być razem...Bo się w końcu dowie...a kocham was oboje...😭
Kayn:😭
Kayn:To boli...
Zed:Przepraszam!
Kayn:Rozumiem.Nie umiem się na ciebie gniewac mistrzu...
Yasuo:Dobra,kurwa.Poseksicie się potem.Kayn,złote dziecko słuchaj.Jak się oddemonia?
Kayn:To jest swoista zmiana formy...hmmm
Yasuo:Nie znam się na tym :/
Kayn:Może jakiś impuls wywoła kolejną przemianę...Nie wiem...
Zed:A co?Masterowi się twój demoniczny kutas nie podoba? 😂😂
Yasuo:Twój usycha.Nieużywany.
Zed:JA CI DAM NIEUŻYWANY!JEST W CIĄGŁYM RUCHU!
Yasuo:Dlatego tak często trzepiesz ręką...😂😂
Irelka:Smiechłam.
Master Yi:Jeszcze mi nie pokazałeś swojego demonicznego kutasa...
Yasuo:Obudziles sie?😘Dzień dobry,skarbie.
Master Yi:Boli mnie główka...
Yasuo:Ojej :/Zrobić ci śniadanko
Zed:Lizus.
Yasuo:Spierdalaj.😘
Master Yi:Zrób mi kanapeczki...
Yasuo:Dobrze,kocie 💖
Master Yi:Jej,ty dobra duszo...
Yasuo:Do usług.
Yasuo:💖
Master Yi:😍
Irelka:Zaraz się zaczną rozbierać...
Yasuo:W koncu miałem mu pokazać mojego demonicznego kutasa xD
Master Yi:Może potem.
Master Yi:Na głodnego nic nie ogarnę...
Yasuo:Ehh...
Yasuo opuścił konwersacje.
Przyszedłem do pokoju z talerzem najpyszniejszych kanapeczek na świecie i zastałem Yi,leżącego pod kocem.
-Cześć skarbie.-Posłałem mu uśmiech i dałem mu jedzenie.
-Co tak dużo?-Wytrzeszczył oczy.
-Żebyś odzyskał siły.-Położyłem się obok.
-Zjedz je ze mną.Ja sam nie dam rady.-Podał mi jedną kromkę i spojrzał na mnie prosząco.
-Mhm.-Wziąłem od niego jedzenie i przytulułem się do jego ramienia.-Wiesz co jest niedługo?
-Święta.-Kiwnął głowa.
-I coś jeszcze.-Posłałem mu uśmieszek.-A nasza rocznica?
-Ojej...-Zasłonił usta ręką.-To już rok...
-Widzisz.Jeszcze cię nie zajebałem.-Puściłem mu oczko.-Właściwie to gdybym mógł cofnąć czas,to bym tego nigdy nie zrobił.
-I dobrze.-Yi wtulił się w moje ramię.-Bo dostalbys w nos.
Uśmiechnąłem się lekko.
-Śmieszny jesteś.-Złapałem go za rączkę.-I to w tobie kocham.
-A co jeszcze we mnie kochasz?
-Wszysciutko.Może gdybyś mniej marudził...-Pogłaskałem go po policzku,a on mnie pocałował.Po chwili spostrzegłem na swoje ręce...były normalne...
Jak?
-A ty mniej klnął.-Uśmiechnął się pod nosem.
Miałem komentować ale rozległ się płacz jednego z bobosiów.
-Chętnie bym ci przyłożył ale muszę potatusiować.-Podniosłem się z łóżka.-A ty grzecznie jedz.
-Jak każesz.-Uśmiechnął się do mnie i wziął kolejną kanapkę.
Odszedłem od łóżka,oglądając się raz wstecz i łapiąc wesołe spojrzenie Yiusia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro