Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXII

Tak ogólnie to Yi wyzdrowiał,minął jakiś czas,Jaś postanowił że wywlecze Yi z domu i pojechali sobie nad morze,a bobo zostawili z Irelką (znaczy Zedem ale to jest to samo)I w tym momencie są urodzinki pewnego kota...A tak wgl to nawet upalny ten listopad xd...

*Yasou*

-Wstawaj leniu!-Pogoniłem Yi,zdejmując z niego kołdrę.Podniósł się z poduszki i zmierzył mnie zabójczo.

-Dałbyś się wyspać...

-Ależ dałem ci się wyspać.Gdybym tego nie zrobił,wstałbyś o czwartej.-Posłałem mu uśmieszek i zabrałem poduszkę.

-Oddaj mi ją!-Yiuś próbował ją złapać,aż wreszcie usiadł urażony.

-Przestań się dąsać.Zrobiłem ci śniadanie.Powinieneś być wdzięczny.

-To się dobrze składa,bo burczy mi w brzuchu.-Yi uśmiechnął się i wywlekł z łóżka.

-W końcu zlazłeś z tego łóżka.-Dałem mu papu.-To co chcesz dziś robić?

-Spać.-Uśmiechnął się złośliwie,a ja przewróciłem oczami.

-Nie prześpisz całego dnia.Chcesz przespać własne urodziny?

-No tak...Zapomniałem o nich.A odpowiedź brzmi:czemu nie.

-Nie denerwuj mnie.-Zmierzyłem go z udawanym urazem.

-Dobra,dobra.Może ty masz dla mnie coś ciekawego...Zastanów się,a ja coś na siebie włożę.

-Może chcesz trochę mojego wspaniałego gustu?-Zmierzyłem go z rozbawieniem.

-Chcesz mi grzebać w szafie?To chyba kiepski pomysł.Ty przecież nie masz gustu...-Yi zachichotał złośliwie,a ja zabiłem go wzrokiem.

-Dobra,dobra.-Westchnął cicho.-Tylko mnie nie rozbieraj...

-To potem.-Ucałowałem go w uszko i zaciągnąłem do szafy.

-O nie...-Westchnął rozbawiony.

-Czemu zabrałeś ze sobą te ohydne sweterki?Jak można to nosić!?-Zmierzyłem rządek kardiganów,które wisiały na wieszakach.

-Sam jesteś ochydny.Mówiłem,że masz inny gust.Albo i go nie masz...

-Cóż...Muszę sobie radzić z tym co mam.-Wziąłem beżowy sweter, który był jeszcze w miarę znośny i wpakowałem Yiusiowi w ręce.-Na to jeszcze mogę patrzeć.-Zacząłem grzebać w szufladzie za koszulką.

-Zaczynam się bać tego jak skończę...-Zmierzył mnie,gdy kopałem w szufladzie za czymś co nie wypala oczu.

-A to od Soraki dostałeś?-Wyjąłem w końcu białą koszulkę z kieszonką,na której były banany.

-Nie.-Yiuś wzruszył ramionami.-Tylko od Irelki.

-Hm.Banany mi się dobrze kojarzą,więc może być.-Rzuciłem mu koszulkę w ręce i zacząłem szukać jakichś spodni.

-Ty zboczuchu.-Yi uśmiechnął się wymownie.

-Poczekaj do wieczora.-Uśmiechnąłem się pod nosem.-Zobaczysz co dla ciebie mam.

-Nie mogę się doczekać...-Yi mruknął wesoło i mierzył mnie,jak grzebałem mu w szafie.

-Boże jakie okropne.-Rzuciłem w kąt spodenki we flamingi i zacząłem szukać dalej.

-Jak twoja twarz.-Yi zachichotał ciesząc się udaną ripostą.

-Nie przeginaj.Bo cię zgwałcę.-Zmierzyłem go zabójczo.-Twoja riposta była beznadziejna.

-Zgwałcisz mnie?W sumie...to ciekawa propozycja...

-Ale wtedy to już nie będzie gwałt.-Zmierzyłem go jak przygłupa.

-Będę udawał,że mi się nie podoba.-Yi puścił mi oczko.

-To się i tak skończy tym,że bedziesz wrzeszczał jak ci dobrze.-Zachichotałem i rzuciłem mu czarne spodnie z dziurami.-O,to te ode mnie.

-Mówiłem ci,że nie lubię dziurawych a ty swoje...

-Milcz i się ubieraj.Idziemy na spacerek.

-To dobry pomysł.-Yiuś kiwnął głową i wskoczył w swoje ubranka.

-Innych butów nie było?-Wskazałem na jego frajerskie laczki.Sweter przy nich prezentował się tak,że nawet sam bym go ubrał.

-Odczep się od nich.Mieliśmy iść.-Yi złapał mnie za rączkę i skierował do drzwi.

-Gdzie chcesz iść?-Zmierzyłem go pytająco.

-W sumie...poszedłbym na plażę.-Wzruszył ramionami.-Tak sobie posiedzieć.

-Jak sobie życzysz.-Zabrałem kocyk i inne śmieci i poszliśmy tam gdzie chciał Yiuś.

******************************

-Może z tego zejdziesz?-Zmierzyłem Yiusia,który leżał sobie na materacu,bo brzeg to przecież świetne drugie morze.

-Co?Chcesz mi zabrać?-Obrzucił mnie rozbawieniem,po czym położył się na brzuchu.

-Jak cię porwą fale to na mnie nie licz.-Rozłożyłem się z książką i zignorowałem tego kociego upośledzia,który walnął w kimono.Po jakimś czasie usłyszałem jego jojczenie i podniosłem głowę znad książki.Siedział na materacu,otoczony wodą,bo przecież po co mnie słuchać.

-Siedź tam i nie wychylaj się.-Zmierzyłem go z lekkim zdenerwowaniem.-Mówiłem ci.

-Weź mnie stąd!-Krzyknął i opuścił uszka.

-Przecież ci obiecałem,że nie będę się mieszał.-Uśmiechnąłem się wymownie.-Poza tym jesteś zs daleko.Nie chcę mi się moczyć ubrań.

-Nie łap mnie za słówka!-Zaczął się szamotać,całkowicie przerażony.

-Nie wierć się tak,zaraz wpadniesz!-Stanąłem na brzegu.Miałem po niego iść,ale zanim zdążyłem zareagować,wpadł do wody.Jak zwykle.Co za ciota.Że też zawsze muszę ratować mu dupę...
Po dłuższej chwilce wyciągnąłem tego pajaca z wody.Oczywiście nałykał się tej wody i nie trybi...ehh...
Po jakimś czasie wypluł wodę i spojrzał na mnie ze zmęczeniem i przerażeniem.

-Już w porządku.-Pogładziłem go po głowie i pomogłem mu się podnieść.

-Zabawne...-Szepnął cicho i podniósł się do siadu.

-Co zabawne?-Zmierzyłem go pytająco.

-Zawsze mnie ratujesz...-Westchnął trochę smutno i otrzepał się.-Zimno mi...

-Weź to.-Otuliłem go jego ochydnym sweterkiem i posadziłem na kocu.-I rozchmurz się.Wszystko jest już dobrze.

Ale Yi nadal był...przygnębiony?

Usiadłem obok i spojrzałem na niego.Utkwił oczy gdzieś w dali,jakby zamyślony.Trochę kiepsko...Uśmiechnąłem się pod nosem i zabrałem mu okulary.Momentalnie odwrócił się za mną,a ja zacząłem chcichotać i uciekać.

-Oddawaj mi to!-Leciał za mną z lekko zdenerwowaną miną,ale ja wiedziałem że pod koniec będzie się śmiał.

-Najpierw mnie złap!-Krzyknąłem za nim z uśmiechem,pokonując dalszy dystans.

-No zatrzymaj się,no!-Yi nadal pozostawał z tyłu,jednak starał się dotrzymać mi kroku.

Biegłem tak jakiś czas,aż w końcu kamień mnie udupił,sprawiając że się wyrąbałem.

-Oddaj je.-Yi wyciągnął rękę po swoje okulary,a ja uśmiechnąłem się pod nosem i przyciągnąłem do siebie,kiziając po uszku.

-To bardzo miłe ale wolałbym to widzieć w pełnej okazałości.-Skończyliśmy się na chwilę całować i Yiuś znowu sięgnął po swoje okulary.

-Kto ci powiedział,że je odzyskasz?-Odsunąlem okulary od niego i zasmialem szyderczo.Yi zabił mnie wzrokiem.

-No weź!Oddawaj!-Próbował je złapać,ale gdy się odsłonił,zacząłem go laskotac.

-Nie poprosiłeś.-Łaskotałem go tak,że upadł na ziemię i teraz ja byłem na górze (hehe).

-Błagam przestań...-Chichotał,próbując oslonic się przed moimi łaskotkami.-Bo się u..uduszę!

-Nawet lepiej.-Skończyłem moje tortury i wsunąlem mu okulary na nos.-Ale masz urodziny,więc nie mogę tego zrobić.

-Uff...dobrze,że przestałeś...-Odetchnął i podniósł się z piasku.Chyba udało mi się poprawić mu humor.

-W takim razie chcę nagrodę,za to że cię nie udusiłem.-Wydąłem usta i dostałem delikatne buzi od Yiusia.

-Teraz chodźmy coś zjeść.-Zmierzył mnie z miną:Karm mnie,a nie.

-To bardzo dobry pomysł.Chętnie coś wrzucę na ząb.-Kiwnąłem głowa i poszliśmy po jakąś szamę.

*Ogólnie tak pod wieczór.Yiuś i Jaś spędzili dzień razem i jest ok.Romantiko,papito yasuito i takie tam...*

*Yiuś*

-Ładny zachód,prawda?-Zmierzyłem Jasia,który siedział na krześle ze znudzona miną.

-Ta piękny.

-Pf.-Przewróciłem oczami.-Mówiłeś,że coś dla mnie masz?

Od razu poprawił mu się humor i uśmiechnął się wymownie.

-Niespodzianka.

-To powiedz jaka.Nie lubię niespodzianek.-Zmierzyłem go wyczekująco.

-Wtedy to już nie będzie niespodzianka.-Uśmiechnął się jeszcze bardziej rozbawiony.A mnie to wszystko od cholery ciekawiło.

-Nie bądź taki i mi powiedz.-Zażądałem i w tym momencie otoczyła mnie ciemność.

-Skoro chcesz...-Nachylil się nad moim uchem.-Mam zamiar załatwić ci bardzo przyjemny wieczór...

-Czy to wymaga zasłonięcia mi oczu?-Mruknąłem zaciekawiony.

-Tak jest bardziej...klimatycznie.-Zaczął mnie muskać po szyi.Cóż na ślepo to nawet lepsze.Drgnalem kilka razy.

-Klimatycznie,powiadasz?-Uśmiechnąłem się pod nosem.-Na przykład?

-Na przykład to.-Popchnąl mnie na kanapę i połączył nas w namiętnym pocałunku.

-Podoba mi się twój przykład.-Mruknąłem,lapiac szybko oddech i znów zaczęliśmy się obsciskiwać.

-To jeszcze nie wszystko...-Jaś zachichotał mi do ucha i zaczął wgryzać w moją szyję.

-Tylko delikatnej,proszę.-Zatrzymałem go na chwilę.-Po twoich ostatnich zabawach dalej mam ślady...

-Nawet ci włos z głowy nie spadnie.-Pocalowal mnie w ramię,po czym delikatnie ugryzl.Jekąłem.Zawsze tak jest.Tak po prostu reaguję.Sam z siebie.

-A może byśmy coś zmienili?-Szepnąłem mu do ucha,kiedy macał mnie po szyi.To było...Takie przyjemne.

-Co masz na myśli?-Odkleił się na chwilę ode mnie i rzucił pytającym tonem.

-Drobną...zamianę ról...-Uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.

-Chyba ci sperma na łeb uderzyła!-Odparł z irytacją.-Chcesz mnie zdominować?Niedoczekanie.-Objął mnie i wgryzł w wargę.Chciał pokazać kto tu rządzi.Jednak ja dziś dostanę to czego chcę.

-Szkoda...-Odsunąłem się i zdjąłem przepaskę z oczu.Ukazał mi się zmieszany Jaś.Poszedłem urażony w stronę sypialni ale nie sam.Był za mną.

-Idziesz tak sobie spać!?-Yas zmierzył mnie wymownie,a ja uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niego bliżej.Złapałem za ręce i dałem mu buzi.Trochę go to zaskoczyło i zdezorientowało,więc mogłem działać.Nim zdążył zareagować, ja związałem mu łapki.Uśmiechnąłem się zwycięsko i pchnąłem go na łóżko.

-Masz mnie rozwiązać!-Yas był ostro wkurwiony i zabijał mnie wzrokiem.Miałem to gdzieś.Oblizałem się i podszedłem do niego bliżej.Szykuje się ciekawy wieczór.

-Niestety nie mogę tego zrobić...-Uśmiechnąłem się i zacząłem rozpinać mu koszulę.-Ale będzie bardzo wesoło i przyjemnie...

-Rozwiąż mnie albo wsadzę ci ten świecznik w dupę!-Zaczął się szamotać,więc klepnąłem go w tylek.Zabił mnie wzrokiem,a ja pokiwałem głową.

-Musisz wszystko utrudniać?W sumie...Może kilka świeczek będzie dobrym pomysłem,tak wiesz...romantyczniej...-Puściłem mu oczko i zostawiłem na chwilę, lecąc po te świece.Gdy wróciłem,Yas zdążył się połowicznie oswobodzić.

-Brzydki Yasuo.Miałeś być grzeczny.-Zostawiłem świeczki i usiadłem nim okrakiem,chcąc go ponownie związać.-Same z tobą kłopo...aaaah!-Nagle Jaś przerzucił mnie przez siebie i zablokował wolną ręką.Byłem w potrzasku.

-Ty mały podstępny kurwiu!-Zmierzył mnie zabójczo i przycisnął do łóżka.Wystraszyłem się trochę.-No to się doigrałeś...-Uśmiechnął się ale nadal był rozwścieczony.-Rozwiąż mnie i więcej bez takich numerów.

-Ale...-Naprawdę miałem ochotę na trochę dominacji.

-Rozwiąż mnie albo roztrzaskam ci łeb tym wazonem!-Obrzucił mnie morderczym spojrzeniem.Widać,że się zamierzał by zdzielić mi wazonem.Kiwnąłem poddańczo głową i zdjąłem sznur z jego drugiej ręki.

-To chyba koniec na dziś.-Westchnąłem trochę przybity.-Położę się już.

Jaś uśmiechnął się tylko i szybko jak Irelka na sankach,popchnął mnie,prawie zdarł koszulkę i sweter.Po chwili jednak zawahał się i zostawił mi sweter.Przyszpilił moją twarz do łóżka i pędem związał mocno ręce.Chyba naprawdę jest wściekły.

-To dopiero początek,Yiuś...-Uśmiechnął się wymownie i przerzucił mnie przez kolano.Spojrzałem na niego z ogromnym zaskoczeniem.Nie było udawane.

-Zrobisz mi teraz krzywdę?-Trochę się zmartwiłem.W gniewie jest strasznie porywczy...

-Skąd.-Nachylił mi się do ucha i mocnym szarpnięciem przyciągnął moją głowę do siebie.-Będę cię jebał jak psa.Ale to potem...Będę musiał cię ukarać.Dobrze wiesz za co...-Wziął miotłę stojąca w kącie,odczepił od niej kij i zdjął ze mnie spodnie,zostawiając w swetrze i bokserkach.

-Lubisz drewniane kije,prawda?-Uśmiechnął się lekko, po czym trzasnął mnie tym kijem w tyłek.Był...delikatny...Spodziewałem się,że zacznie mnie nim napiepszać i już będzie po wszystkim.Ale to dopiero początek...Czemu zawsze musi mnie tak dręczyć...Te ciosy są takie...podniecające...

-Odpowiedź na moje pytanie.-Zażądał i trzasnął mnie mocniej.Teraz serio zabolało...

-Mhm...-Mruknąłem poddańczo.Nie chciałem go jeszcze bardziej prowokować,a te delikatne ciosy całkiem pobudzające.

-Cieszę się,że się zaprzyjaźniliście.-Uderzył mnie mocniej,aż drgnąłem.Całkiem miła kara...
W końcu odłożył ten kijek i znów przycisnął mnie do łóżka.Trochę bolało,ale to był przyjemny ból.

-Czemu nie zdjąłeś ze mnie tego swetra?Wiem,że chcesz.-Chciałem okryć swoje prawie nagie ciało ale nie mogłem,bo miałem unieruchomiome ręce.

-Bo byś kurwa marudził,że ci zimno.-Przewrócił oczami i ukąsił mnie w szyję.Tym razem bardzo mocno,aż prawie poszły mi łzy z oczu.

-Miałeś być delikatny...-Spojrzałem na niego z lekkim wyrzutem.-Na szyi poczułem znajome uczucie płynnego gorąca.

-Byłeś niegrzeczny,więc musisz trochę pocierpieć.-Uśmiechnął się lekko i przejechał językiem po moim ramieniu.W nie także się wgryzł,jednak trochę delikatniej niż wcześniej.Nadal bolało.Skrzywiłem się lekko ale to wszystko...tak mnie podniecało.Zacząłem cicho jęczęc,sam z siebie.Nie umiem tego powstrzymać.Jaś uśmiechnął się lekko i przyciągną mnie do siebie,całując w policzek.-Podoba ci się?

-Może.-Zmierzyłem go z lekkim uśmieszkiem.-Jaki mam wybór,oprócz przytakiwania i podlizywania się tobie?

-Żaden.-Posadził mnie sobie na kolanach i zaczął obcałowywać.Może nie jest aż tak wsciekły jak mi się wydawało...

-Nie możesz sobie odpuścić gry wstępnej?-Zmierzyłem go z lekkim podnieceniem i po chwili otrzymałem siarczysty policzek.

-Nie.Milcz.-Zaczął mnie lizać po brzuchu,co było bardzo bardzo przyjemne.Jeknąłem cicho i posłałem mu wymowny uśmieszek.

-Czemu nie?-Spojrzałem mu głęboko w oczy,a łypnął na mnie i zniżył się ze swoimi pocałunkami niżej.

-Bo nie.Miałeś milczeć.-Odparł chłodno,po czym zaczął kreslić serduszka na moich nogach.-Co?Nie odpowiada ci?

-Odpowiada ale...zawsze od tego zaczynasz...-Jeknąłem gdy obcałowywał mi stopy.To też było podniecające...od cholery...

-Nie obchodzi mnie to,że już ci stoi i jesteś mokry.-Przewrócił oczami i ze stop znów wrócił do bioder.Znowu zacząłem cicho jęczęc.Kiedy on w końcu przestanie mnie dręczyć...Uśmiechnął się pod nosem i przyciągnął mnie do siebie.Zmierzyłem go z pożądaniem i dostałem za to w nos.

-Nie wdzięcz się.-Jaś zachichotał,po czym zaczął zdejmować mi bokserki.

-O co ci znowu chodzi?-Zarumieniłem się i zasłoniłem nogami.

-Raczysz zabrać stąd te płetwy,czy mam je odsunąć siła?-Zmierzył mnie wymownie, po czym ugryzł lekko w wargę.

-Nie poprosiłeś.-Odparłem wesoło,a ok zabił mnie wzrokiem,po czym szarpnął za nogi.

-Nie będę prosił.-Przegryzł wargę,uśmiechnął się ironicznie i złapał mnie za głowę.-A ty mi nie rozkazuj.Jasne?

-Mhm...-Kiwnąłem poddańczo głową,a Jaś znów przycisnął ją do łóżka.Szalenie mi się to podoba...

-W końcu zrobiłeś się grzeczny.-Mruknął sciskajac moją męskość,a ja poczułem od razu dziwne motylki w brzuchu.Zaczął mną delikatnie poruszać...cholera...to było takie przyjemne...-Wystarczy cię pokiziać i już spokojny...-Zaczął mnie szarpać mocniej,aż zacząłem cicho jęczęć,potem te jęki były coraz głośniejsze.Nie mogłem się powstrzymać.Zaczął głaskać moją męskość teraz wolniej,a to było jak tortura...Przyjemna tortura...
Zacząłem jęczęć coraz głośniej i dłużej.Jaś uśmiechnął się lekko i znów przyspieszył ruchy.Wygiąłem się w łuk i cicho krzyknąłem.Było mi tak dobrze...za dobrze...aż nie zauważyłem,że doszedłem.Jaś zmarszczył brwi i zlizał to co miał na palcach.Ja nadal cicho jęczałem,patrząc w sufit.

-Mogłeś się zapowiedzieć.-Yas zmierzył mnie zabójczo i przyciągnął moją głowę do siebie.Spojrzałem na niego przepraszająco,a on uśmiechnął się lekko i połączył nas w namiętnym pocałunku.Po chwili szarpnął mnie za włosy,odpychając od jego ust i wział mnie z partyzanta.

-Ty też mogłeś powiedzieć co zamierzasz...-Syknąłem,kiedy powoli się we mnie poruszał.

-Ja nie muszę.-Przyciągnął moją głowę do siebie i przysunął bliżej.Zaczął się poruszać szybciej,a ja tylko cicho krzyknąłem.Czemu to jest takie wspaniałe?-Co nie podoba ci się?

-P-Podoba...-Jeknąłem i chciałem się podnieść ale skrepowane ręce na to nie pozwalały.Rzeczywiście było bardzo bardzo przyjemnie.Jaś znowu przyspieszył ruchy,a ja spuściłem głowę i krzyknąłem z rozkoszy.Dobry Boże...

-Lubisz jak cię biorę?Nie zaprzeczaj.-Szepnął mi do ucha,a ja już praktycznie krzyczałem,pogrążając się w przyjemności.Kiwnąłem tylko przytakująco głową.Brał mnie tak mocno,że aż zacząłem czuć ból ale to nieważne.To było takie świetne...

W końcu ze mnie wyszedł,a ja opadłem z zaskoczeniem na poduszkę.

-Nie licz na to.-Uśmiechnął się wymownie,a ja Zmierzylem go z miną:bez jaj.

-Ale ja chcę...-Spojrzałem na niego blagalnie i przysunąłem do niego głowę.

-Byłeś niegrzeczny.Nie ma loda.

Zmierzyłem go zabójczo i kiwnąłem głową.

-Sam sobie wezmę.

Ale nim zdążyłem zareagować,zostałem solidnie spoliczkowany.Aż łzy zakręciły mi się w oczach.

-Nie to znaczy nie.-Jaś spojrzał na mnie stanowczo,a ja miałem minę jakbym chciał się rozpłakać.Może na łzy zareaguje?

Yas wzruszył ramionami i przyciągnął do siebie,przyciskając do łóżka.Trochę zabolało ale ja tylko jęknąłem zachęcająco.

-Masz tak leżeć,słyszysz?-Mruknął mi do ucha i sprzedał klapsa w tyłek.-Żadnego loda dziś nie dostaniesz.-Po chwili poczułem coś w sobie.Wsadził we mnie swoje paluszki.Zmierzyłem go z zaskoczeniem ale jęknąłem cicho.Nadal przyciskał mnie do łóżka i dołożył jeszcze dwa palce.Znowu zacząłem mruczeć z rozkoszy,a Jaś uśmiechnął się lekko.

-Ja chcę loda...-Jeknąłem cicho i zacząłem się wić na tym łóżku.Związane ręce naprawdę mi przeszkadzały.Dostałem lekki policzek i znowu jęknąłem cicho.

-Nie ma.-Jaś ugryzł mnie w uszko i zaczął poruszać szybciej swoimi zwinnymi paluszkami.

-Ah!-Zacząłem znowu krzyczeć z rozkoszy i jeczec jego imię.Było tak wspaniale...Wyjął ze mnie palce i podciągnął do góry.

-Masz swojego loda.-Uśmiechnął się lekko,po czym spuścił mi się na twarz.Spojrzałem na niego zmysłowo i zacząłem powoli zlizywać jego białe złoto. (Pozdro dla Dominika i jego kreatywnego określenia xD)

Mruknąłem cicho i spojrzałem na niego wymownie,zlizując spływające mi z nosa i ust białe złoto (xD).

-Rozwiąż mnie.-Zażądałem,a Jaś usiadł na mnie i przycisnął mnie do łóżka.

-Nie ma mowy.Kara musi być.-Ugryzł mnie w szyję,po czym zaczął penetrować językiem moje usta.Gdy skończył uśmiechnął się do mnie i wstał z łóżka.W pierwszym momencie myślałem,że mnie tal zostawi i nie uwolni.Spojrzałem na niego pytająco.Serio spodziewałem się,że mnie oleje i tak zostawi ale...jednak mnie uwolnił.Opadłem ze zmęczeniem na podłogę i zakryłem się swetrem.Jaś zmierzył mnie zabójczo ale pomógł mi wstać.

-Dalej jesteś zły?-Spojrzałem na niego trochę smutno.

-Oczywiście.Dlatego dziś wieczorem wylecisz z okna.-Posłał mi ironiczny uśmieszek,a ja tylko lekko się uśmiechnąłem.Było mi tak przyjemnie...ale zmęczenie wzięło górę...

*Yasuo*

Yasuo dodał do grupy użytkownika Irelka.

Yasuo:Elo Irelka, jak bobo?

Irelka:Świetnie.❤💏😘Zaczęły raczkować,więc musze za nimi latać.Ale Cioci Irelce to nie przeszkadza.

Zed:Ja też je niańczę 😒 mną się nie pochwaliłaś...

Yasuo:😂😂

Zed:Ktoś tu chyba poruchał,bo ma dobry nastrój 😂😂👏👏Brawo👏👏

Irelka:Biedny Yi...😂

Yasuo:Nie słyszałem, żeby narzekał.

Irelka:Biedak...😂

Yasuo:A właśnie.Pozdrów moje bobo ❤💖

Zed:Dobry ojciec Jaś 😂😂

Yasuo:Jestem świetnym ojcem.😒

Irelka:Wgl muszę wam coś powiedzieć 😘

Yasuo:Oho...

Irelka:Bo ten no...

Irelka:Będziecie wujkami 💖😘

Yasuo:Irelko czy ty jesteś w ciąży!?😱😱

Zed:WIEDZIAŁEM!😱Już wiem czemu Syni mi nie chciała powiedzieć!

Irelka:😂😂

Yasuo:Ale się pospieszyliście...xD

Yasuo:Ale nie no

Yasuo:Gratulacje 💓💖

Yasuo:Oh ah będę wujkiem 😂😘❤

Zed:Wujkiem,który sadza dzieci na kolankach? 😏

Yasuo:Spierdalaj.😒. będę świetnym wujkiem

Irelka:😂Powodzenia 😂😂

Yasuo:...

Yasuo:Dobra ja spadam,bo ktoś musi przytulić Yiusia na dobranoc❤❤Gratki Irelka❤❤Powiedz jak się dowiesz co to jest❤❤

Irelka:Kk

Zed:No i sztos xD, spierdalaj pan❤❤

Yasuo:Oh ah ty kurwo ❤❤

Zed:Weź mi tak nie slodz,bo dojde ❤❤

Yasuo:Mmm ❤❤

Zed:😂

Irelka:😒

Yasuo:Dobra,do widzenia państwu 😘

Yasuo opuścił konwersacje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro