Rozdział XVI
Tutaj uczyniłam specjala,którego powstanie wyglądało tak:
Narysowałam sobie kwadrat,zaczęłam po tym mazać,próbowałam zrobić z tego jakby realizm,a potem pomyślałam,że fajne oczy,więc zrobię Mastera Yi po wielkim powrocie do świata homo sapiens...
Włosy mu urosły,mimo że był zdechły ale cóż...
Urosły mu bo się skocił i te kłaki gdzieś musiały się ulokować...A Masterowego Quecalcoathla (nie pamiętam do konca pisowni,więc przepraszam za błąd) nie będziemy tak krzywdzić...
To prawie nie jest manga :'))
"Dobra Senpai zamknij mordę i pisz rozdziała".
*Yi*
Wybudziłem się z długiego,przyjemnego snu i przetarłem kilka razy oczy.Obraz był lekko zamazany i nie chciał wrócić do normy.Podniosłem głowę z poduszki i poczułem się ciut...wyższy.Momentalnie odwrociłem się w stronę lustra i serce na chwilę przestało mi bić.
-To pewnie nadal sen...-Mruknałem z niedowierzaniem,znowu przecierając oczy.
Ale chyba było całkiem na odwrót...
Dotknąłem ostrożnie dłonią lustra i pospiesznie cofnąłem,gdy dłoń musnęła jego powierzchnię. Zmierzyłem odbicie i lekko się uśmiechałem.
-Cześć przystojniaczku-Rzuciłem do swojego odbicia,co było żałosne ale to nie ważne.
Zmieniłem pozycję na siedzącą i z lekkim trudem stanąłem na nogach.Prawie zapomniałem jak sie ich używa...
Po kilku kulawych krokach,udało mi się nabrać rytmu i niepewnie wyszedłem za drzwi.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu,stawiając powolne kroki do przodu,kiedy do rękawa kimona przyszpiliło się ostrze,przybijając mi rękę do ściany.Po chwili dołączyło też drugie i przekreśliło moje szanse na ucieczkę.
-Co ty tu robisx,co!?-Zza rogu wyszła rozgniewana Irelka,trzymając w rękach małe ostrza.
-To samo pytanie mogę zadać tobie...-Podniosłem lekko brew i koło mojej nogi przetoczyło się kolejne ostrze,przybijając ją.
-Nie pyskuj kurwiu,tylko grzecznie odpowiadaj-Irelka zmierzyła mnie wrogo.O co jej do cholery chodzi!?-Ładnie to tak się włamywać do czyiś domów!?
-Coś ty brała kobieto!?-Oburzyłem się.-Przecież ja się tu nie włamuję,z resztą po chuja!?
Po chwili obok mnie przeleciały ostrza,przybijając mnie do ściany całkowicie,a ja z zawałem w duszy spojrzałem na Irelkę.Ona mnie tu zabije!
-Wkurwiłeś mnie.Lepiej przeproś,zanim jeszcze bardziej się zdenerwuję.
-To ty powinnaś mnie przeprosić!Ładne mi powitanie...
Irelka zmierzyła mnie zabójczo i zaczęła rzucać,przyprawiając o zawał.Na chwilę zrobiło mi się słabo i wtedy nadleciał kolejny nożyk,wbijając się w ścianę kilka milimetrów od tego,co Taric uważa za najcenniejsze.Całkowicie odleciałem,zostawiając wszystko za sobą.
*Coś w stylu narracji trzecioosobowej*
-Kurna,Lulu!Chodź tu!-Irelka wrzasnęła,patrzac z zakłopotaniem na omdlałego jegomościa,wiszącego na ścianie.
-Co znowu chcesz?-Mała wróżka pojawiła się i zmierzyła Irelkę.
-Chyba prawie zabiłam Yi...-Usmiechnęła się z zażenowaniem.
-Jak,kurna Yi?Nadepnęłaś na niego?-Wróżka skrzyżowała ramiona.
-To chodź tu i sama zobacz!-Irelka oburzyła się lekko.-Nie poznałam go...To pewnie przez te włosy.Skapłam się jak zemdlał,bo tylko Yi jest na tyle pizdowaty,z całego naszego grona,by zemdlec ze strachu...A potem zobaczyłam jego ogonek-Szarpnęła Yi za ogon,a gdybu on był trzeźwy,to na pewno by ją za to ugryzł w łydkę.-Schował go pod tą szmatą.W ogóle co on ma na sobie za worek po kartoflach?!
-Ciekawe jak wrócił do siebie?-Lulu zamyśliła się na chwilę,podczas gdy Irelka dobitnie policzkowała Yi,wrzeszcząc by się ocknął.
Lulu wzieła się pod boki i zmierzyła Irelke jak debila.-Nie bij go,tylko zdejmij z tej ściany!
Irelka pokiwała głową i posłusznie zdjęła Yi ze ściany i wzięła go na rączki "na strażaka".
-To co mam z nim zrobić?-Wzruszyła ramionami,w których dzierżyła swojego pół martwego koleżkę.
-Połóż go na kanapie,niech sam się ocknie.
Irelka skinęła głowa i położyła Yi na sofie,tak troskliwie,jak buraki spadające z 10 piętra World Trade Center 11 września.
-Aleś ty delikatna...-Lulu zmierzyła ją karcaco.
-Mam mu od ciebie wjebać?-Ireleczka uśmiechnęła się i szarpnęła Yi za uszko.-Ty,nawet uszy ma kocie.Looool!
-Zostaw go już,bo mu coś połamiesz!-Wróżka zmierzyła Irelkę,a ta zostawiła omdlałego Yi i spowazniała nagle.
-Zrobię nam herbatki.
-Świetny plan-Lulu skinela głowa i zmierzyła Yi,którego kimono odsłaniało jedno z jego seksowych ud,bo Irelka go położyła jak ścierę na mopa.
-Ale nogi to on ma niezłe-Irelka wróciła po chwili z herbatą i klepła masterka w odsłonięte udo.-Całkiem zgrabne,aż mnie zazdrość ukłuła.
-To może go jeszcze rozbierzesz?-Wróżka przewrociła oczami,a Irelka zachichotała.
-Czemu nie.Zawsze chciałam zobaczyć czy ma takiego małego,jak mówią legendy...
-IRELKA,KURNA!-Lulu zmierzyła ją z niesmakiem,a wyżej wymieniona zatarła ręce.-Może jeszcze chcesz sprawdzić jak działa?!
-Pewnie dobrze.-Irelka Zboczuelka wzruszyła ramionami i zmierzyła Mastera.-Co z tego,że mały.Jak mały to pewnie zwawy.Ale ja to tam wolę moją włócznię...-Irelka rozmarzyła się,wspominając o swym lubym i jego pierzastym wężu,a Lulu palnęła ją w łeb.
-Przestań już,bo mi się niedobrze robi...
-To mogę go rozebrać i sprawdzić czy rzeczywiście taki mały,jak krążą pogłoski?-Irelka zrobiła blagalne spojrzenie,a Lulu zmierzyła ją i bezsłownie odmówiła.
Kiedy Irelka miała wyrazić swoje niezadowolenie,Master zaczął powoli kontaktować.
-Ooooo...w takim razie sama zapytam!
*Yiuś*
Pierwsze co ujrzałem to zaciekawiona twarz Irelki.Zmierzyłem ją i przeciągnąłem się leniwie.
-Co znowu się...
-Yi!!!Mogę coś zobaczyć!?Nie zaboli,a w nagrodę cię posmyram!-Irelka zmierzyła mnie,licząc że zgodzę się na jakąś propozycję.
-N-nie.-Mruknąłem chłodno.
-Nie zgadzaj się.-Lulu wyglądała na zmartwioną.
-A ty się zamknij!-Irelka spiorunowała ją wzrokiem,po czym westchnęła.-Nie to trudno.Potem Jasia spytam,on mi pewnie powie...
-Co kurwa...-Podniosłem brew,zupełnie nie wiedząc o co chodzi tej kobiecie.
-Wgl ci powiem,że masz bardzo ładne nóżki.-Irelka zaczęła mnie smyrac po udzie,więc odsunąłem się,poprawiłem rozmemłane kimono i zmierzyłem ją z niesmakiem.
-SPIERDALAJ!-Burknąłem.-Gdzie te łapy,co!?Czemu mnie rozbierasz!?
-Nie rozbieram.-Irelka oburzyła się.-Znaczy chciałam,ale...Lulu nie pozwoliła.A ja chcę sprawdzić czy legendy są prawdziwe.
-Jakie kurwa legendy!?-Zarumieniłem się i odsunąłem jeszcze dalej.
-Oooo...mała dziewica się rumieni!-Irelka zachichotała,a ja nabrałem ochoty by ją spoliczkować.
-PRZESTAŃ SIĘ ŚMIAĆ Z MOJEGO WZROSTU!-Oburzyłem się i stanąłem urażony przy scianie.
-Yiuś,no!Chodź do nas,ja się nie śmieje!
-Nie.
-Siadaj kurwa,bo ci to kimono powycinam,że bedziesz chodził z gołą dupa!-Irelka klepnęła kanapę obok siebie,a jej wyraz twarzy mówił,że lepiej posłuchać.
-Tylko mnie dotknij...-Zagroziłem,sycząc.
-Możecie sobie dac siana!?-Lulu wyglądała na poważnie wkurwioną.
-Masz cioto herbatkę.-Irelka podała mi filiżankę herbaty.
-A...e...dobra nieważne.-Burknąłem i upilem trochę z urazona miną.
-To chyba twoje.-Lulu podala mi okulary.
-Oooo...od razu lepiej.-Mruknąłem,wkładając je na nos.
-Ej,a jak ty się odkociłeś?-Irelka zaczęła badać mnie wzrokiem.
-Nie mam pojęcia...-Wzruszyłem ramionami.-Możesz tak na mnie nie patrzeć?
Irelka odwrociła szybko wzrok.
-Ale ja nigdy nie widziałam człowieka z kocimi uszami...Ej,a mruczysz?!-Rozpromieniła się momentalnie.
-Co ty chcesz zrobi..-Zmierzyłem ją,po czym zaczęła mnie głaskać za uchem.
-Ooooo!Mruczysz!!-Irelka zachichotała wesoło,a ja się zarumieniłem.
-Przestańcie się macac.-Lulu zmierzyła nas i Irelka w koncu mnie zostawiła.
-To ona mnie maca!-Oburzyłem się.-Wszystko powiem Xinowi!
-Pierdol się-Irelka mruknęła i dokończyła swoją herbatę.
-Skoro jeden problem zalatwiony tooooo...-Lulu zaczęła powoli,a ja doznałem uczucia oświecenia.
-Yasułek!-Zmierzyłem z przestrachem Irelkę,która wzruszyła ramionami.
-Wroci,wróci...chyba,że znalazł sobie jakąś laskę i ma cię tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę...
Uderzyłem Irelkę z całej siły w twarz,patrząc z triumfem na jej zaskoczone oczy.
-NIE WAŻ SIĘ TAK MÓWIĆ!TY SUKO!-Zmierzyłem ją zabójczo,a w rzeczywistości chciałem się rozpłakać.
-Dobra,dobra.Żartowałam tylko,przepraszam...-Irelce zrobiło się mnie żal,a ja rzuciłem na nią obrażonym spojrzeniem.
-Mniejsza z tym...-Westchnąłem urażony.-Będę musiał znaleźć Jasia.
-Sam?-Irelka powiodła po mnie wzrokiem.
-Z tobą na pewno nie pojde.-Zmierzylem ją zabójczo.-Jeszcze mnie skrzywdzisz.
-Nawet jakbym chciała,to bym nie mogła...Wiesz,chcę jeszcze iść z Jasiem na suma...
-Świetnie,więc mnie już nie macaj,dobrze?To krępujące...
-Ty nie mów mi co mam robić,a co nie.-Wsadziła mi rękę pod kimono (tam od góry,spokojnie nie ruszyła małego skarbu) i uśmiechnęła się złośliwie.
Znowu odsunąłem się od niej i zmierzyłem ją chłodno.
-Dlaczego mi to robisz!?
-Bo ty się fajnie wkurzasz...I rumienisz jak pizda...
-Koniec!Wychodzę!-Oburzyłem się i wyszedłem z pomieszczenia,mając chętkę by wrócić do własnego domku i po chwili wykorzystałem okazję.
Po przebraniu się i ogarnięciu,wyruszyłem w podróż,wraz ze wschodem słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro