Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLVI

*Jaś*

Obudziło mnie ciche skomlenie bobosiów.Yi nie było po drugiej stronie łóżka...Wstał tak wcześnie?
zająłem się bobosiami i dałem im zabawki,by mogły się pobawić.W tym czasie ogarnąłem siebie.Ciekawe gdzie jest Yi?Zabrałem bobosie na dół,by zrobić im i sobie jakieś śniadanko.Kto wie,może znajdzie się zguba?I tak też się stało.Yi siedział z moją mamą i pili razem herbatę.

-Już wyjeżdżasz?-Spojrzałem na bagaże,leżące obok stolika.

-Trzeba kiedyś wrócić na stare śmieci,prawda?-Uśmiechnęła się lekko,a ja pokiwałem głową.Yi nie wyglądał na zadowolonego...Chyba się zaprzyjaźnili...

Gapiłem się tak w nich bez celu,aż moja mama znowu zaczęła mówić.

-Ale nie myśl,że tu nie wrócę synku.-Uśmiechnęła się do mnie.

-Nie rozbudziłem się jeszcze do końca...-Pokiwałem głową,przeciągając się leniwie.Moja mama ponownie się uśmiechnęła.

-W takim razie ją Cię rozbudzę.-Szarpnęła mnie za ucho,a ja odskoczyłem szybko.

-AŁA!

-O,przyprowadziłeś Mi wnuczki!-Podniosła jedno dziecko i zaczęła przytulać.Zrobila to z całą czwórka.Yi powoli popijał kawę.Nadal wyglądał na smutnego.

-No to chyba na mnie pora.-Wstała i skierowała się do mnie.-Trzymaj się synku.Nie zajedź Mi Yiusia i dzieciaczków.-Przytuliła mnie mocno,a ja lekko uśmiechnąłem się i rzuciłem okiem na Yi.Też lekko się uśmiechał,patrzac na nas.

Po chwili mama poszła również do Yi i usciskala.

-Pilnuj go tam Yiuś.-Zachichotała,a Yi zaczął płakać,wiec moment go pocieszała.

-Już ja Cię przypilnuję...-Spojrzał na mnie,ocierając łzy.Poprzytulali się jeszcze chwilę,a Yi zaproponował że podwiezie mamkę tam gdzie chciała.Ja zostałem z bobosiami i trochę się z nimi pobawiłem.

Po jakimś czasie Yi wrócił,zdejmując buty i mrucząc coś pod nosem.

-Zmarzłeś?-Spojrzałem na niego z troską.

-Może troszkę...-Zdjął płaszcz i strzepal się z zimna.

-No jak nosisz taką cienką szmatę to się nie dziwię,że Ci zimno...

-Nie przesadzaj...-Mruknął,a ja zmierzyłem go chłodno.

-Pochorujesz się od tego.Musisz sobie kupić cieplejsze ubrania...

-Po co?-Skrzywił się,a ja westchnąłem smutno.

-Yi...

-Idę zrobić herbaty...

-Najpierw zakupy.Potem pójdziemy na kawę.-Zmierzyłem go stanowczo.Miał odmówić ale spuścił powoli głowę.

-Skoro chcesz...

-Swietnie!-Wziąłem go za reke i zabrałem na zakupy.

************************************

-Ile jeszcze będziemy się z tym męczyć?-Yi stał skrzywiony,a ja szukałem ubrań dla niego.

-Jeszcze przymierz to.-Dałem mu ubrania do rąk.

-Yas...Po cholerę Mi tyle ubrań!?-Yi gapił się we mnie z kupą ciuchów w rękach.

-Bo nie masz nic ciepłego.Sam musiałem się tym zajac...Czekam słońce,wkładaj to.

Wybrał sweter,ktory najbardziej Mi się podobał.Wyglądał przeuroczo.

-Mmmm...Ale przystojniak.-Uśmiechnąłem się lekko.

-Nie jestem przekonany...-Speszył się,oglądając w lustrze.-Ten kolor...

-Pasuje Ci do oczu.-Chciałem go zachęcić ale zdjął ubranie i wybrał koszulę.Przymierzył ją niechętnie ale Wygląda na to,że akurat ta mu się podobała.Podałem Yi Jeszcze kilka ubrań,a po chwili wszedłem do środka.

-Po co tu wlazisz?-Yi zmierzył mnie z zaskoczeniem,zdejmując koszulę.

-Żeby się na Ciebie bezkarnie pogapić.-Złapałem go za ramię i zacząłem całować Po ręce.

-Yas...-Yi zarumienił się i wypuścił ubranie z ręki,kiedy zacząłem dotykac jego bioder.-Co ty...

Jakiś impuls kazał mi powoli go obmacywać...delikatnie wsadziłem dłoń w jego spodnie,a potem bieliznę.

-Yas...-Spojrzał na mnie z zaskoczeniem,kiedy ja powoli sprawiałem mu przyjemność dłonią.Poczułem jak lekko drży.Mruknął z zadowoleniem,a ja zacząłem całować go po szyi.Gdybym mógł,wziąłbym go w tej przebieralni...

-Och...Nie możemy..-Yi jęknął,dotykając mojego nadgarstka.

-Ciii...-Mruknąłem mu do ucha,wodząc dłonią po główce jego tancerzyka.

-Yasuo...-Zaczął jęczeć i ocierać się o mnie.-Nie możemy...

Jęczał coraz głośniej,a ja delikatnie zatkałem mu usta ręka.

-Co się dzieje?-Rozległ się głos babki,która pracowała w tym sklepie.

-Nic...-Yi odsunął się ode mnie szybko.

-Napewno?-Usłyszałem kroki i schowałem się za ubraniami na wieszakach.

-Tak...wszystko dobrze...-Odparł z zażenowaniem,szybko wkładając swoje ubrania.

Kobieta odeszła,a Yi zmierzył mnie krzywo.

-No co?-Wzruszyłem ramionami.

-Potem sobie porozmawiamy...-Wziął się pod boki.

-Chyba kupisz coś z tej sterty,prawda?

Yi zmierzył mnie chłodno,wziął w dłonie koszulę,sweter,szalik i poszedł do kasy.Gdy wrócił,nadal patrzył na mnie chłodno.

-I jak się wytłumaczysz?-Wziął się pod boki,gdy wyszliśmy ze sklepu.

-Emmm...Nie mogłem się powstrzymać...-Spojrzałem na niego przepraszajaco.Teraz było mi głupio...

-Nie możesz robić takich rzeczy w miejscach publicznych!-Zabił mnie wzrokiem.

-W porządku...-Speszyłem się.-Więcej nie będę.A Jak już to następnym razem spytam...

-Mam nadzieję.-Przewrócił oczami.-Chodźmy.Musze kupić kilka doniczek do kwiatów.-Wskazał na sklep ogrodniczy.

Łaziliśmy po alejach z kwiatkami.To było takie nudne...Yi co chwilę skakał i wykrzykiwał coś w stylu "Och!Jakie piękne róże!" i takie tam podobne.Nie znam się na tym.

Rozejrzałem się wokół i po chwili spojrzałem na Yi.

-Chyba zapomniałem o telefonie!-Skłamałem.-Zaraz wracam.

Yi kiwnął głową i zaczął targować się z jakimś gościem o nawóz do kwiatów.Podleciałem do kwiaciarni i po chwili bardzo szybko wróciłem.

-Już jestem!-Spojrzałem na Yi,który niósł kwiaty,doniczki i wytargowany nawóz.

-Co chowasz za plecami?-Nic nie uległo jego sprytnym oczom.

-Właśnie do tego zmierzam...-Uśmiechnąłem się od niego czule.-Chciałem Cię przeprosić za tą akcję w przebieralni...-Wyjąłem zza pleców bukiet róż i wręczyłem go Yiusiowi.

-Jakie piękne!-Chwycił kwiaty,powąchał je i uśmiechnął się ciepło.

-Cieszę się,że Ci się podobają...-Złapałem go za rekę.-Mam dla Ciebie jeszcze jedną niespodziankę...

-Oj..A to ciekawe...-Uśmiechnął się z zainteresowaniem.

************************************
-Niespodzianka!-Uśmiechnąłem się wesoło,a Yi patrzył na mnie z zaskoczeniem.

-Lodowisko?-Speszył się nagle.-Ja nie umiem jeździć na łyżwach...

-Spokojnie.-Złapałem go za rękę.-Nauczę Cię.

Ubraliśmy łyżwy i weszliśmy na lód.Yi kurczowo trzymał się barierki,przytulał ją.Usmiechnałem się,widzac jak nieporadnie sobie radzi.

-Puść się i spróbuj jechać bez barierki.-Zachichotałem i podjechałem do niego,by zdjąć mu ręce z barierki.Zachwiał się i zrobił ruch do przodu.

-Zaraz stracę równowagę!-Wyciągnąłem do niego dłonie ale upadł na lód.

Pomogłem mu się podnieść,bo nie mógł wstać sam.

-Słodka niezdara...-Pocałowałem go w nos,a on skrzywił się.

-Nigdy więcej nie mam zamiaru jeździć na łyżwach...-Poprawił ubrania,brudne od lodu.

-Oj nauczysz się.-Objąłem go ramieniem i popchnąłem na parkiet.-Ja o to zadbam.-Trzymałem go za reke i zaczęliśmy się powoli odpychać.-To jak z jazdą na rolkach.

-Ja w życiu na rolkach nie jeździłem!

-Czy robiłeś coś poza czytaniem i nauką?-Uśmiechnąłem się,a Yi pokazał mi język i ponownie upadł.

-Niezdarko...-Pomogłem mu wstać.Otrzepał się i zrobił zbolałą minę.

-Mozemy już iść?-Spojrzał na mnie proszaco.Miał już rumiane policzki.

-Najpierw nauczysz się jeździć.-Ponownie złapałem go za rękę.Jezdziliśmy tak,aż Yi upadł na twarz i otarł sobie policzek.

-Fajnie prawda?-Dotknąłem jego policzka.

-Poobijałem się przez Ciebie...-Skrzywił się i otarł kolano i policzek.

-Oj przyznaj,że Ci się podobało...-

-Z Tobą...było nawet przyjemnie...-Uśmiechnął się lekko.

-Wiedziałem.Ze mną zawsze jest przyjemnie.-Zarechotałem.

-Bez skojarzeń...

-Haha!-Objąłem go i zaczęliśmy wracać do domu przez park.

-Ojj!Yas łap mnie!-Nagle Yi zapadł się w dół.Musiała to być woda!?

-Yi!Cholera!-Złapałem go za rękę.Walczył by nie wpaść pod wodę.-Nie puszczaj się!

-Ręka mi się ześlizguje!-Jego głos się łamał.

-Trzymam Cię!

Poczułem jak moje nogi ślizgają się do przodu.Po chwili pojawiła się woda.Yi zaczął panikować,więc nie mogłem się wynurzyć.Dodatkowo kopał mnie w twarz...

*Yi*

Udało mi się jakoś wygrzebać z wody.Potem wyciągnąłem Yasa na brzeg.Prawie go utopiłem...

-Yasuo!-Zacząłem do niego wołać.Wykaszlał wodę i spojrzał na mnie.Objąłem go,prawie płacząc.

-Ty zyjesz!Już myślałem,że Cię utopiłem!

-Nic mi nie jest,spokojnie.-Otrzepał włosy i dotknął mojego ramienia.

-Dobrze się czujesz?

-Taaa...Chodźmy już.Zaraz się rozchorujemy.

-Jakim cudem to się stało?-Nadal nie wiedziałem czemu wpadliśmy do wody.

-Lód załamał się pod stawem.Po prostu go nie zauważyliśmy.Był mało widoczny.-Yas wzruszył ramionami i otworzył drzwi domu.(Tak btw,to bobosie są w przedszkolu bo Yas jutro do pracy wraca.)

-To ja idę się przebrać...-Rzuciłem,biorac ubrania i zniknąłem w łazience.

*Yas*

Poleżałem kilka minut na łóżku,a potem przebrałem się w coś cieplejszego i suchego.Kręciło mi się trochę w głowie.Poszedłem do łazienki.Yi stał,chowając ubrania.Płakał?

-Yi...

-Ojej?!-Wystraszył się i poślizgnął na mokrej podłodze,uderzając głową w wannę.

-Cholera jasna,Yi!-Podniosłem go z podłogi.Stracił przytomność.Ułożyłem go na łóżku.Nie wybudzał się jakiś czas,więc zadzowoniłem Po Sorakę.
Wkrótce potem Yi otworzył oczy.

-Oj Yius...-Pogłaskałem go po włosach.-Jak dobrze,że nic Ci nie jest...

-Co się...-Otarł twarz.-Kim ty jesteś i czemu mnie dotykasz!?

-Yi...Co ty...-Odsunąłem od niego dłoń.-Nie żartuj sobie.Nie pamiętasz mnie?

-Nie znam Cię człowieku!-Zmierzył mnie nieufnie.-To nie jest mój dom...Co ja tu robię?

-Yi...-Rece zaczęły mi drżeć.-Straciłeś pamięć...

-Już jestem.-Soraka weszła do pokoju.

-A ty to kto!?-Yi wziął się pod boki.-Pewnie mnie porwaliście!-Zaczął lamentować.

-Stracił pamięć,gdy uderzył się w głowę...-Odparłem smutno do Soraki.

-Hmmm...Ciekawe...Może jakiś impuls pozwoli ją przywrócić.

Po chwili do pokoju wparowały bobosie.Miałem nadzieje,że sobie przypomni...
Dzieci zaczęły iść w stronę Yi,krzycząc "Matek!Matek"

-Nie pamiętasz bobosiów?-Głos mi się łamał..

-Przecież ja nie mam dzieci...-Wzruszył ramionami.

-Yi...-Myślałem,że zaraz się rozpłaczę.

-Weźcie je!-Odsunął jedno bobo i wstał z łóżka.

-Poczekaj...-Soraka skrzywiła się i przyłożyła Yi w twarz.

-Soraka!-Spojrzałem na nią z zaskoczniem.

-Wy mnie chcecie zabić!-Oburzył się i trzasnął drzwiami.

-Yi,zaczekaj!-Krzyknąłem za nim.

-Nie podziałało...

Poleciałem szybko za Yi.

-Zostaw mnie!-Zaczął uciekać,a ja ruszyłem za nim.

-Zaczekaj!

Yi biega naprawdę szybko...

-Nie zbliżaj się!-Wziął w rękę patelnię.

Podszedłem bliżej i odetchnąłem.

-Yi słu...-Poczułem Jak nogi się pode mną uginają...

*Yi*

Ten typek opadł słabo na podłogę,a ja wypuściłem patelnię z rąk.Musiał zemdleć.Chyba,że go zabiłem...
Zatrzymałem się i podszedłem do niego.

-Ej ty.-Popukałem go w czoło.-Mam nadzieję,że nie umarłeś.Hej!-Zacząłem go szarpać za włosy Ale nie miał zamiaru się ocknac.Może jest martwy?Ale nie...ma puls...
Nie chciałem go tak zostawiać...Powinienem uciekać ale nie mogę...Coś mi nie pozwala...

Wylałem na tego typka miskę wody.Nagle się zerwał.

-Yi!Do cholery!-Krzyknął na mnie i otrzepal się z wody.Stałem i gapiłem się w Niego.Uciekaj,kretynie!
Ale nie potrafiłem...

Po chwili ten koleś zmarkotniał.Teraz Staliśmy naprzeciw siebie.

-Wiesz jak wielki mam teraz dylemat?-Jego głos się łamał.Milczałem.Spojrzal mi w oczy i uniósł dłoń.-Kiedy się w Tobie zakochałem to obiecałem sobie,że nigdy Cię nie uderzę...-Gubił się w słowach.-Ale to może być jedyna nadzieja,by odzyskać tego Yi którego pokochałem...

Po chwili poczułem siarczysty policzek i upadłem na podłogę.Miałem w oczach gwiazdki...w głowie mi się mieszało...

*Yas*

Yi siedział na podłodze ze spuszczoną głową.Myślałem,że jednak nie podziałało i straciłem go na zawsze.Dotknąłem lekko jego ramienia.Podniósł głowę.Oczy Trochę zachodziły mu łzami.

-To bolało,Yas...

Wtuliłem się w niego,nie wiedząc co mam w końcu zrobić.

-Wróciłeś do mnie...-Pocałowałem go w czoło.-Myślałem,że nie odzyskasz pamięci...-Wtuliłem twarz w jego włosy.-Przepraszam za ten policzek...

Yi nie odpowiadał.Tulił się do mnie mocno,a ja całowałem go po uchu.

Nie wyobrażam sobie,że mógł o wszystkim zapomnieć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro