Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XL

*Yasuo*

Obudził mnie stukot szafek i ciche kroki,ogólnie krzątanina po pokoju.Obróciłem się na drugi bok,udając że nadal śpię.Czasem udawanie staje się jawą...

-Wiem,że już nie śpisz.-Delikatny głos Yiusia sprawił,że obróciłem się w jego stronę.

-Mogę jeszcze trochę poleżeć?-Westchnąłem,powoli się rozbudzając.

-Nie ma mowy.Dochodzi jedenasta.-Uśmiechnął się lekko i nadal krzątał się po pokoju,wkładając do szafek poskładane ubrania.

-Jedenasta!?-Podniosłem się do pozycji siedzącej.Nie do wiary,że tyle przespałem.

-Mhm.Zrobiłem ci śniadanie.-Kiwnął głowa.-Pewnie już wystygło...

-Śniadanie powiadasz?-Wzruszyłem ramionami i znów okryłem się cieplutką kołderką.-Chyba jednak tu zostaję...

-Nie chcesz moich pierożków?-Zachichotał.-Przecież ci je obiecałem.

-Pierożki?-Znów podniosłem się do pozycji siedzącej.Trochę bolały mnie plecy.-A nie możesz mi ich tu przynieść?

-O nie,nie,nie.Nie wykorzystuj mnie.-Pokiwal palcem i wziął się pod boki.
Co za pizda.

-Ja cię kurwa wykorzystam...-Mruknąłem pod nosem.

-Co mówiłeś?-Dobrze,że jest tak samo ślepy jak i głuchy ( xD)

-Żebyś mi chociaż podał jakieś ubrania.-Warknąłem.-W piżamie chodził nie będę.

-Wstałeś lewą nogą?-Skrzywił się i ruszył do szafy,z której wyciągnął ciuchy dla mnie.-Trzymaj.-Złapałem latające fatałaszki i zacząłem powoli wychodzić z łóżka...
No nie powiem mu,że mnie dupa napierdala jakby to było pierdolone stłuczenie,pierdolonej kości ogonowej...

-Idę teraz pod prysznic.-W końcu wstałem i wziąłem ubrania pod pachę.-Moje pierożki mają być ciepłe...

-Może słowo proszę?

-Nie wkurwiaj mnie.-Warknąłem,trzaskajac drzwiami od łazienki.Wszystko mnie boli.
Gdy się ogarnąłem,to zszedłem do kuchni.Yi siedział przy stole i czytał książkę.Normalne.

-Co to jest?-Wskazałem na kubek.

-Zrobiłem ci herbatkę.-Odparł zza książki.

-Aha.-Wzruszyłem ramionami i wziąłem się za papu.

-Ile można brać prysznic?-Yiuś ponownie spojrzał na mnie zza książki.Tym razem wymownie.

-No myłem się,czego ty chcesz?-Oburzyłem się troszku.On sobie może siedzieć dwie godzinki i się moczyć,to czemu kurwa ja nie mogę.-Tych włosów w pięć minut nie da się umyć.-W rzeczywistości wyszorowałem się kilka razy aby zmyć z siebie ten wstyd (I NIE TYLKO WSTYD XDD).Upiłem łyk herbaty.-Melisę mi zrobiłeś?

-Dziś jesteś tak troszeczkę nerwowy...-Odłożył książkę i spojrzał na mnie.Tak się zastanawiam,jak bardzo by wrzeszczał,gdybym go teraz wykastrował widelcem...

-Po kij mi twoja melisa!?-Zabiłem go wzrokiem.

-Jak się będziesz denerwować to ci zmarszczki wyjdą.-Przewrócił oczami.-Pij i nie gadaj.Wiesz co?Irelka zaprosiła nas na kawusię...

Cóż...może ten dzień nie będzie aż taki przejebany...

-I?-Wzruszyłem ramionami,pijąc tę głupią herbatę.-Wolałbym zostać w domu...Możesz iść sobie sam...ja pooglądam sobie coś z pudła...

-O nie.Idziesz ze mną.-Naburmuszył się.-Nie ma zostawania samemu.

-Czemu kurwa nie?-Mruknąłem.

-Nie pasuje ci moje towarzystwo?-Nagle spochmurniał.

-Nie...-Westchnąłem.-Po prostu nie mam dziś ochoty na towarzystwo.Ale skoro Irelka zaprasza to w porządku...

Lekko się uśmiechnął.

-No to ja idę obudzić bobo i co?Chyba się zbieramy...

Że też bobosie mają takie mocne spanie...To pewnie po tej paskudzie...

******************************
-Dzień dobry!-Irelka usciskala nas przyjaźnie.Mnie kurwa tak przyjaźnie,aż zaczął mnie tyłek znowu boleć...

-Co ona brała,że taka wesoła?-Podparłem się o ścianę,żeby mniej bolało i zwróciłem się do Xina.

-Lepsza taka niż wkurwiona...-Westchnął.Wyglada na zmęczona jej humorkami.Tak to jest z tymi ciezarnymi...

-To też racja.-Kiwnąłem głową i wszedlismy z Yiusiem do środka.

-To na co macie ochotę?Kawa herbata?-Irelka zmierzyła nas wesoło.

-Może kawy.-Wzruszyłem ramionami.

-To ja też.-Yi znalazł bobosiom miejsce na dywanie i po chwili przysiadl się do stolika.

-Ale nie chce mi się wstawać,by ją zrobić...

-Nie ma problemu.-Yi odparł wesoło.-Ja mogę się tym zająć.

-Tak,tak.Spadaj.-Machnąłem ręką ze zlosliwym uśmiechem.-Irelciu,Irelciu....Jak nazwiesz swoje przyszłe bobo?

-Hmm...Nie wiem jeszcze co to.-Uśmiechnęła się lekko i pogladziła się po brzuchu.

-I tak mu współczuję...-Westchnąłem wesoło.-Matka gwałcicielka...

-Zaraz ciebie zgwałcę,trutniu.-Ona też uśmiechnęła się wesoło.

Nasza konwersacja toczyła się na wzajemnym dogryzaniu sobie.

-Gdzie jest ten Yi...-Zmierzylem drzwi kuchni.

-Może utopil się w zlewie?-Irelka mruknęła wesoło.

-Może ty też to zrobisz?-Zachichotałem,patrząc na ciastka leżące na stole.-Pójść po niego?

-Nie trzeba.-Z kuchni w końcu dobiegł głos Yiusia.Niósł naszą kawusię.-Już jestem.

-Myśleliśmy,że cię cos wciągnęło...-Irelka zaczęła.

-No ja...ajjj...-Ta mała ciota się potknęła i cała kawa znalazła się na podłodze i jego ubraniach.

-Ojej...-Irelka zmierzyła Yiusia z zaskoczeniem.

-Co za niezdara...-Warknąłem.Teraz musimy wrócić do domu,a tak miło się zapowiadało...

-Przepraszam...-Odparł smutno i otrzepał się z kawy.-Przepraszam za ten bałagan...

-Nic się nie stało.-Irelka wzruszyła ramionami,jakby chciała go pocieszyć.

-Mogłeś trochę bardziej uważać jak chodzisz...-Wstałem i wystawiłem do niego rękę,by pomóc mu wstać.-Teraz musimy wrócić,żebyś mógł się przebrać...

-To...dobry pomysł...-Spojrzał na mnie przepraszająco i złapał za rękę, podnosząc się do góry.

-Łapy ci się kleją...W sumie cały się kleisz...Mała niezdaro.-Lekko się uśmiechnąłem.

******************************
-Potrzebuję prysznica.-Yi rzucił,trzymając czyste ubrania i stojąc obok łazienki.

-Idź się myj.-Wzruszyłem ramionami i wsypalem zawartość torebki kisielku do kubka. (CI CO MAJA WIEDZIEC,TO WIEDZĄ ŻE BEDZIE POTRZEBNY XD)
Gdy przygotowałem kisiel,rozłożyłem się przed telewizorem,czekając aż ta lamaga raczy się umyć.W pudełku nie leciało nic ciekawego...same śmieci...Ehh...Rozejrzałem się wokoło.Zostawił otwarte drzwi od łazienki...Co za brak rozsądku...

Uśmiechnąłem się pod nosem.Do głowy przyszła mi pewna ciekawa koncepcja.Baaardzo ciekawa...Odstawiłem kisielek na blat i zakradłem się do otwartej łazienki.Stałem sobie koło szafki jakieś dobre pięć minut,gapiąc się raz w drzwi,raz w prysznic.W końcu dźwięk prysznica ustał.Odczekałem chwilę i wyskoczyłem zza winkla,łapiąc Yiusia w ramiona.W sumie to go złapałem jak na strażaka i wywlekłem z łazienki.

-Yasuo co ty wyprawiasz!?-Oburzył się i próbował wyrwać się z mojego uścisku.

-To co powinienem już zrobić dawno temu.-Uśmiechnąłem się pod nosem,wychodząc z łazienki.

-PUSZCZAJ MNIE!-Zaczął się szarpać,a ja rzuciłem go na blat.

-Proszę bardzo.-Zachichotałem,a Yi zmierzył mnie zabójczo.Mnie to niezmiernie bawiło.

-Co ty wyprawiasz!?Wyciagasz mnie z łazienki!O co chodzi?-Chciał skrzyzowac ramiona ale nie mógł,bo trzymalem go za ręce.

-A,zobaczysz.-Uśmiechnąłem się pod nosem i pocałowałem go w policzek.

-To znaczy!?-Zarumienił się lekko.

Zachichotałem cicho i złapałem go za ręcznik,który miał na biodrach,tak żeby wodzic mu po kroczu,po czym nachyliłem się do uszka.

-Za me męki,za me bóle,rozpierdolę dziś twą dziurę...-Ugryzłem Yiusia w uszko,a ten drgnal i spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

-Co...nie możesz...-Wyglądał na trochę przestradzonego.Przecież nie zrobię mu krzywdy...Chcę się tylko trochę popastwić...

-Nie masz nic do gadania.-Zachichotałem,biorąc do reki kubek z kisielkiem,dłubiąc w nim łyżeczką.-Przecież wiesz,że nie zrobię ci nic złego...nie umiałbym...-Mruknąłem i wylałem mu trochę kisielku na brzuch.

-Co ty wyprawiasz!?-Spojrzał na mnie totalnie zakłopotany,a ja przycisnąłem go dłońmi do blatu.-Czemu to zrobiłeś?

-A...-Położyłem kubek obok.-Omsknęło mi się...Ale to nawet dobrze.Przecież lubisz kisiel,prawda?-Zachichotałem, po czym wgryzłem mu się w szyję.

-Ała!-Drgnął lekko i chciał się uwolnić z mojego uscisku,więc przycisnąłem go jeszcze mocniej.W końcu skończyłem go gryźć.Spojrzał na mnie z bólem.

-Przecież ci się krzywda nie dzieje...-Wzruszyłem ramionami,rozsmarowując kisiel po jego brzuchu.Jęknął cicho.

-Ale to bolało...-Znów się szarpnął.Może trochę zbyt mocno go ugryzłem,bo z miejsca gdzie go udziabałem,leciała teraz krew.

-Przecież mówiłeś,że lubisz takie atrakcje.-Zachichotałem mu do ucha i złapałem za recznik,z resztą i tak brudny od spływającego kisielku.

-N...nie...-Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.-Co ty chcesz zrobić?

-Nic złego.Spodoba ci się.-Przysunąłem swoją twarz do jego policzka i zdecydowałem się na stanowczy pocałunek.Przyjął mnie swoimi usteczkami ciepło jak zawsze.

Znowu spojrzał na mnie trochę zmieszany i wystraszony...Rety czego on się boi?

-Nie będziesz narzekał.-Klepnąłem go w sutek,a on znów drgnął.To takie urocze.-Nie patrz tak na mnie.-Związałem mu ręce sznurkiem i znowu przycisnąłem go do blatu.-Nic ci złego nie zrobię...No chyba,że mnie zdenerwujesz...Chyba rozumiesz?

Kiwnął nieśmiało głowa.

-Ja nie chcę żeby bolało...-Wyglądał jakby miał się rozplakac.-Nie chce...

-Nie bedzie bolało.Narazie.-Mruknąłem,całując go w ugryzione miejsce.-Myślę,że teraz pora na coś słodkiego.-Zachichotałem i zacząłem lizać Yiusia po brzuchu.Taka forma spożywania kisielu jest bardzo ciekawa...-Co za brak taktu...Zapomniałem o tobie...-Wziąłem kisiel z jego brzucha na palce i wepchnąłem mu je do buzi.Zarumienił się lekko ale ssał moje palce.

-Czemu wziąłeś mój ulubiony kisiel...-Mruknął,gdy w końcu pozwoliłem mu się odezwać.

-Widzisz jak o ciebie dbam.-Pusciłem mu oczko i pogłaskałem bo biodrze-Powinieneś być wdzięczny.-Znowu się uśmiechnąłem i sięgnął po kubek.-Co powiesz na jeszcze trochę słodyczy?

-Nie rozumiem...-Zmierzył mnie z nieśmiałym rumieńcem.

-Cóż,w takim razie muszę ci wyjaśnić...-Wylałem odrobinę kisielku na jego tancerzyka.Znowu zachichotałem pod nosem.Ma taki śmieszny wyraz twarzy.

-Co ty...

-Ciii...-Zatkałem mu usta ręcznikiem.-Nie zadawaj głupich pytań.

-Mhmmmmhh...-Próbował nadal coś tam piepszyc ale ręcznik skutecznie mu przeszkadzał.

Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem głaskać jego tancerzyka,który był lepki od kisielku.W sumie to od razu przeszedłem do sedna i szarpałem go dość intensywnie.Próbował jęczęć przez ręcznik i chyba się uwolnić.Ups...ma związane ręce.Przezorny zawsze ubezpieczony...

-Mhmmmmhmmm!

-Nie rozumiem co mówisz,skarbie.-Pocałowałem go w męskość i nadal kontynuowałem swoją małą zabawę.

-Mhmmmhmm...-Nadal próbował coś powiedzieć ale ja ignorowałem jego jęki.Chociaż smiesznie to wyglada,jak próbuje ze mną walczyć.Poszarpałem go jeszcze odrobinę,miał minę jakby miał dojść,więc szybko przestałem.Nie możemy pozwolić by tak szybko doszedł.

Zdjąłem koszulkę i usmiechnąłem się do niego wesoło.

-Chcesz coś jeszcze w prezencie?-Pogłaskałem go po sutku,lekko go ściskając.-Wiem,że się zgodzisz...

-Mhmmmmhm...-Zmierzył mnie z zaskoczeniem i nadal próbował się uwolić.

-Wiesz,że twoja szarpanina ci nic nie da?Jesteś dziś moją zwierzyną.Upolowałem cię.-Szepnąłem mu do ucha,ocierając się o jego nogę.-Więc bądź grzeczny.

-Mhhhmmhhmm!

-Bo się zdenerwuję...-Westchnąłem,bo czym złapałem go za nogę i zrzuciłem z blatu.Zarył w podłogę.

-Przepraszam.-Pomogłem mu trochę.-Trochę niewymierzona odległość.-Szarpnąłem go za włosy i podciągnąłem do klęku.

-Mhmmhmm!

-Zapomniałem...-Wyjąłem mu ręcznik z ust.Złapał głęboko powietrze i spojrzał na mnie wymownie.

-Co...ty...knujesz...

-Nic nie knuję.-Znów szarpnąłem go za włosy,żeby spojrzał mi w oczy.-Chcesz mój prezent?

-A rozwiążesz mi ręce?-Lekko się uśmiechnął.

-Nie mogę tego uczynić.-Wzruszyłem ramionami.-Ale poradzimy sobie bez tego,prawda?

-Co ty...mhmmm...-Wepchnąłem mu męskość do ust,która była lepka od kisielku,a on zmierzył mnie z ogromnym zaskoczeniem ale po chwili uśmiechnął się pod nosem.Zacząłem go mocno szarpać za włosy,żeby wziął jak najgłębiej.Wiem,że lubi takie rzeczy ale nie chce się przyznać.Szarpnąłem go po raz kolejny za głowę.Wziął prawie całego.Potem zaczął się dlawic,więc dałem mu złapać oddech.Jeszcze się zadlawi...

-Dość...-Westchnął...Za dużo...

-Ssij.-Mruknąłem,znów szarpiąc go za włosy.Teraz wepchnąłem w jego usta całość.

-Ale masz głębokie gardełko...-Zachichotałem,szarpiac Yiusia za głowę.Znowu zaczął się dlawić,więc go puściłem.Opadł na podłogę,próbując złapać oddech.

-Ty chcesz mnie zabić!?-Trochę się oburzył,więc złapałem go za brodę i przyciągnąłem do siebie.Wyglądał tak bezbronnie.

-Nie słuchasz się?Chyba muszę cię ukarać...-Przerzuciłem go przez kolano i wziąłem kij od szczotki.

-N-niee-n-nie rob tego...-Zaczął się szarpać,więc znów złapałem go za włosy i szarpnąłem jego głowa mocno do przodu.

-Było się słuchać.-Wymierzyłem mu dość mocny cios kijem,ale nie na tyle by zrobić mu krzywdę.Drgnął.

-Ahhh!-Krzyknął,gdy przyłożyłem mu kijem po raz drugi.

-To boli!-Trzeci.

-Przestań!-Czwarty.

-Będziesz grzeczny?-Znowu szarpnąłem go za włosy.

-Zostaw mnie już!-Piąty.

-Będziesz grzeczny?-Trzepnąłem go po raz szósty,tym razem trochę mocniej.

-TAAAK!-Rozpłakał się,więc rzuciłem kijem w ścianę i znów złapałem go za brodę.

-Mam nadzieję.-Rzuciłem jego głowa o blat.-Stój ładnie.-Cichutko płakał ale mi to nie przeszkadzało,zaraz mu przejdzie.-Teraz znowu będziesz trochę słodszy...-Wepchnąłem mu palce całe od kislu w dziurkę.Krzyknął cicho,a ja przycisnąłem jego głowę do blatu.Trochę jeczal,trochę płakał,sam nie wiedział co ma robić.Przecież to nie boli.On powinien coś o Tym wiedzieć.Nie jest już ciasny tak jak kiedyś.-Mmm...-Wsadziłem mu trzeci palec i zacząłem trochę mocniej poruszać.Yiuś cicho zawył,więc palce drugiej ręki wsadzilem mu do ust.

-Nie...proszę...-Jęknął cicho,a ja wziałem jeszcze więcej kisielku.Praktycznie był jak dobra wazelina.Kisiel lubrykantem...ciekawe...-Dość...

-Ja mówię kiedy dość.-Klepnąłem go w pośladek.Praktycznie wchodziłem w niego jak w masełko,więc spróbowałem wszystkich pięciu palców.

-Nieee...Yasuo...O mój Boże...-Wtulił się w blat i zaczął głośno jęczeć.

-Podoba mi się jak mnie nazywasz.-Uśmiechnąłem się do niego,wyjąłem palce i obróciłem Yiusia na plecy.-Może dostaniesz nagrodę...Kto wie...-Zalozyłem sobie jego nogi za głowę i powoli w niego wszedłem.Zaczął się wic i krzyczeć.Oj jeszcze będzie wrzeszczał...Kisiel świetnie się sprawdza.Jezdziłem po jego odbycie,jak  na kolejce górskiej.Postanowiłem znacznie przyspieszyć.Zaczął strasznie krzyczeć.Dźwięk dla moich uszu.

-Nie tak mocno...-Zawył głośno,wijąc się po blacie.Podciągnąłem go wyżej i Zacząłem uderzać w jego prostatę.

-Słodziutki...-Wysmarowałem mu usta kisielkiem i namiętnie je pocałowałem.Wpierdalałem mu się w odbyt,jak młotem pneumatycznym w kostkę.

-Yasu-o-o-o-o-o...-Zaczął zjeżdżać z blatu,więc podwinąłem go jeszcze wyżej.Mogłem wejść jeszcze głębiej.

-Tak?-Znów zwiększyłem tempo,tak że praktycznie slizgaliśmy się po blacie.

-To boli-i-i-i...-Zawył cicho,a ja obróciłem go na brzuch.

-W takim razie może odrobinę zmienimy pozycję?-Szepnąłem mu do ucha,sprzedając brutalnego klapsa w posladek.Znów w niego wszedłem,tym razem było o wiele wygodniej.Kisiel sprawiał,że znowu slizgaliśmy się jak masło.

-O-o-o M-ó-ó-ó-j B-o-o-o-ż-e...-Yi zaczął zdzierac sobie gardło,nie mógł złapać oddechu.Znów wziąłem więcej kisielku.Teraz było jeszcze lepiej.Wziąłem go w ramiona.Pozwoliłem mu się ujeżdżać.Wtulił mi się w szyję,a ja wpychałem się w niego po sam koniec.Praktycznie po mnie skakał.Wziąłem drewnianą łyżkę i zacząłem go znów uderzać po tyłku.Tym razem delikatniej.

-Doskonały z ciebie kowboj.-Zachichotałem mu do ucha.

-Ja....ja...ohhh...-Wygiął się w łuk i zaczął się wić w moich ramionach.-Jesteś straszny...

-Bo zaraz tak cię załatwie,że bedziesz chodził w podpaskach...-Zrzuciłem go na podłogę i wtuliłem w niego.-Rozchyl nóżki.

-N-Nie...-Zarumienił się,a ja strzeliłem mu policzka w twarz.

-Nie sprzeciwiaj się.-Rozchyliłem mocno jego nogi i wlazłem w niego brutalnie,grzyząc po szyi.Postanowiłem dorzucić do zestawu znów moje zwinne paluszki.Trochę było ciężko.Jeden wszedł z lekkim oporem.Yi zawył głośno i zaczął się szamotać.

-Nie...proszę...Yasuo...Błaaaagaaaaammmm...-Zaczął krzyczeć ale mnie zmotywowało to by włożyć drugi.Zrobiłem to z jeszcze wiekszym trudem.Jest jescze trochę za ciasny.Zacząłem poruszać palcami.Otworzył szeroko usta i wygiął się w łuk.Poczułem na drugiej ręce coś ciepłego i mokrego.Doszedł.

-Niegrzeczny Yiuś.-Zlizałem jego nasienie i znów podciągnąłem go do siebie.Zacząłem się w niego wbijac,aż się slizgal.Krzyknął głośno i odrzucił głowę do góry.

-Już d-Dość...

Wziąłem odrobinę kisielku i znów wepchnalem Yiusiowi w odbyt.Złapałem go za ręce i przyciagnalem,tak że wisiał na scianie a ja nadal go brałem...właściwie to penetrowałem odbyt.

-Yass...Dość...

-Ja mówię Kiedy dość!-Ugryzłem go w sutkek,a on zawył i znów wygiął się w łuk.-Mam cię znów ukarać?

-N-nieeee...-Jęknął głośno,wijac się w moich ramionach.

Zacząłem go sciskac za sutki i wbijać się jeszcze głębiej i szybciej.

-Mam coś dla ciebie.-Szarpnąłem go za włosy i znów wepchnalem mu penisa do ust.Tym razem się w nich spuscilem.Chciał się uwolnic ale złapałem go za głowę,do samego końca.Trochę się stawiał, więc wziąłem kij i troszeczkę potrzaskałem go po plecach,żeby się uspokoił.Wpychałem się jeszcze mocniej.Dostrzegłem łzy lejace się strumieniami z jego twarzy,więc puscilem go.Rozkruszyl moje lodowe serduszko.Zwiesił głowę i nadal przede mną kleczal.Z ust splywala mu sperma.Nie chciał podniesc wzroku.

-Yi?-Szarpnąłem go za głowę i podciagnalem,żeby na mnie spojrzał.Miał oczka czerwone od płaczu.

-To bolało...-Rozryczał się trochę i upadł na kafelki,zakrywajac twarz w dłoniach.-Bolało...

-Nie podobało ci się?-Położyłem się obok i otuliłem go ramieniem.

-Czuję...Czuję się zgwałcony...-Znów trochę się rozpłakał.

-To taka drobna nauczka dla ciebie.-Zachichotałem mu do ucha i przytuliłem mocno co siebie.Dalej trochę płakał,więc przytulałem go tak długo aż wreszcie przestał i się uspokoił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro