Rozdział X
*Yasuo*
-Ładna okolica.-Rzuciłem wesoło,patrząc wokoło na tętniąca życiem osadę.
-Tak,racja-Nidka skinela głowa i poszlismy dalej-Co powiesz na spacer brzegiem jeziora?
-Swietna myśl-Usmiechnalem się wesoło i poszlismy w stronę oddalonej niebieskiej toni.
-Uroczo-Rzucilem,ogladajac falujaca tafle jeziora.
-Widok taki,że aż policzki rozowieja-Poslala mi wymowny uśmiech.-Chyba wiem o kim myslisz,bo te twoje rumience...
-Ja się nie rumienie-Odparlem chlodno,patrząc w wodę.
-Czyżby?Przed chwila widziałam co innego-Nida zmierzyla mnie wymownie-Każdy się rumieni.
-Ale nie ja-Powtorzylem moja rację z uporem,stajac nad piaszczystym brzegiem-Nie wmawiaj mi tego,czego nie ma.
Podeszla do mnie blizej i nastała chwila martwej ciszy.
-Czy wspominalam już,że zaczął się okres godowy?-Pochylila się nade mną wymownie,jakby kusząco,popychajac w tafle wody i zbliżając się niebezpiecznie blisko...
-C-co?-Mruknalem,patrząc z zakoczeniem i...oniesmieleniem.
-Ha,widzisz-Na szczescie się odsunela-Rumienisz się.
-Nieprawda-Zmierzylem ja z oburzeniem.
-Mam zapytac się Yi?
-Rób co chcesz.Ale ja się nie rumienie...
-Ależ robisz to.Oczy widzą to co jest realne-Nidalka zachichotala,a na zmierzylem ja zabojczo.
-W takim razie jesteś slepa-Burknalem w jej stronę i pociagnalem ją do jeziora,wpychajac do wody.
-HEJ!-Oburzyla się,podnosząc z wody.
-Sprawdź czy ryby też się rumienia-Syknalem ze zlosliwym usmiechem.
-Ja ci zaraz dam ryby!-Nida wymierzyla mi cios wodą,kierując ją na moja twarz.
-O chlapaniu nie było mowy-Mruknalem,ściągając z twarzy mokre kosmyki włosów.
-Zaslu..-Nie dokonczyla,ponieważ odplacilem jej pięknym za nadobne.
-Ty też-Usmiechnalem się zlosliwie,a ona syknela z niezadowoleniem.
-Jesteś bardzo niewychowany.Tak się chlapac jak dziecko...-Odparła dumnie,podnoszac się z wody-To nie moje progi.Sa za niskie.
-Przestań pierdolic jak Ahri i się zachowuj-Skarcilem ja,opierajac się o kamien-Rany,czuje się jak syrenka.
-Jesteś za brzydki na syrenke-Prychnela,krzyzujac ramiona.
-Spierdalaj.-Przewrocilem oczami.-Jestem piękna syrenka.Najpiękniejsza jaką widziałaś.Oniesmielam cię swoim blaskiem,aż gałęzie płoną...
-Wiesz jesteś za mało dziewiczy na syrenke...
-Syrenki nie musza być dziewicze-Prychnalem,kładąc się na kamieniu w pozie syrenki Arielki-Ja jestem ładna syrenka,a ty mi po prostu zazdroscisz!
-Tak?To gdzie twój ogon?-Nidka zmierzyla mnie z usmiechem.
-Eee...no...rozczepil się...tak rozszczepil się,paskudna sprawa,Yius plakal jak naprawial,wiesz nie bede ci opisywac...
Nidalka zareagowala śmiechem,a ja razem z nią.
-Ale ci dziś bije.
-Nie obrażaj syrenek.To bardzo niegrzecznie obrażać ladniejszych od siebie.Ja ci nie mówię,że masz grube nogi,albo krzywy nos czy cos...
-Prosisz się o siarczysty policzek...-Syknela z uśmiechem-Wychodz z tej wody,bo niedługo będzie się sciemniac.
-Jestem syrenka i nigdzie nie idę-Odparlem dumnie.
-To niech syrenka szanownie wstanie,a może zrobię jej kolacje...To jak?
-Hmmm-Przekonlas mnie-Podnioslem się z kamienia i ruszylem ku niej-Syrenka wyslucha twych błagan.
-Jesteś kiepska syrenka-Nidka zachichotala.
-Nie grzeb kijem w mrowisku...-Zaczalem jej z rozbawieniem grozic.
-Wsadze ci zaraz kij w dupe-Zmierzyla mnie pseudo zabojczo-Chyba,że się ruszysz.
-Od wsadzania takich rzeczy w dupe to...
-Tak,tak wiem.Biedny Yi-Skinela na mnie ręką.
-Nie słyszałem,żeby narzekal-Ruszylem się w koncu z miejsca,bo Nidka chyba zaczynala się niecierpliwic.
-Dobra,nie draz tematu,chodź.Zaraz zajdzie słońce-Pogonila mnie szybko i wrocilismy do osady,akurat rowno z zapadnieciem zmierzchu.
-Właściwie-Zaczalem sugestywnie-To bym coś zjadł...
-To sobie zrób.
-Ej no,obiecalas mi kolację-Skrzyzowalem wymownie ręce-Mam dobrą pamięć.Tylko coś dość wykwitnego.
-Moze jeszcze ostrygi,kawior i homara?
-Wolalbym raka,ale dzieki.Raczki sa bardzo fajne.
-Raczka to ty w mozgu.Szczypie twoja inteligencję-Nida zachichotala zlosliwie.
-Czuję się urazony-Przyjalem poze zalobna Mastera-Idę skoczyć z okna.Żegnaj świecie!
-A skacz sobie-Prychnela z rozbawieniem-Mogę poprosic twoich dzisiejszych nowych znajomych,żeby zajeli się problemem...
-Podziekuje...Kolacja brzmi o wiele lepiej.
-Ostatni raz robię ci jedzenie-Nidka przewrocila oczami,a sklonilem się przed nia,patrzac w dal na wschodzący księżyc.
-Będę zachwycony,dobra niewiasto.
-Nie podlizuj się-Poszła do namiotopodobnego czegoś,machajac leniwie ręką-Nie odchodz za daleko.Nie mam zamiaru cię szukac.
-Nie przepuszcze takiej pięknej sytuacji,jaką jest kolacja.Możesz być spokojna.
-Co za lizus-Zmierzyla mnie-Czekaj tu cierpliwie.
Pokiwalem rozumnie głowa i usiadlem na kamieniu pod drzewem,patrzac w gwiazdy.Mam nadzieję,że w pobliżu sa te rosliny dla Yiusia...
-Idziesz?Wolam cię ze trzy razy?Uszy mogłeś umyć w jeziorze-Glos Nidalki wyrwal mnie z rozmyslan i sprawil,że popatrzylem w jego stronę.
-Już idę,idę.Po prostu się zamyslilem.
-Egzystencjalne rozmyslanki?
-Coś w tym guscie.
Po kolacji zachciało mi się spać,bo w sumie lazenie po tym buszu potrafi nieźle zmęczyć,a pozadna dawka snu się przyda.
Zmierzylem pomieszczenie katem oka,kladac głowę na stole.
-Co znowu?-Nidalka zmierzyla mnie pytająco.
-Udalbym się na spoczynek,ale zastanawiam się czy jest dla mnie miejsce...
-Cóż mam tylko jedno lozko.
-W takim razie podloga bedzie bardzo wygodna.
-Nie,nie,nie,nie ma mowy.Nie będziesz spał na podłodze.Mam dość spore lozko,zmiescimy się.
-Uroczo.Mam spać z tobą?-Mruknalem, patrzac na płonące ognisko.
-Tak.Tylko bez sztuczek.Pomacaj mnie czy coś,a stracisz dość istotna część siebie-Zmierzyla mnie trochę zabojczo.
-Spokojnie.Nie mam zamiaru.Moje serce należy do Yiusia.
-Uroczo-Nidalka zmierzyla mnie-Jezeli chce ci się spać,to możesz się zaprzyjaznic z tym łóżkiem.Tylko nie zajmij całego.Ja dołączę potem.I pamietaj,żadnych sztuczek.
-Dobra,dobra.Nie pierdol,daj mi spac.
-No o tym właśnie mówię.
-Pierdolic to ja będę Yi,jak do niego wrócę...-Rozmarzylem się-Swieczki,hiszpanska gitara,romantyczna kapiel w wannie...
-Oszczędź mi szczegółów.Naprawdę nie obchodzi mnie co zrobisz temu biednemu chlopakowi.
-On nie narzeka,nawet to bardzo lubi-Odparlem dumnie,a Nidka przewróciła oczami.
-Odpuść sobie,bo...
-Dobra,idę.Zero romantyzmu.Ty też tu możesz jakieś swieczki zapalić,czy cos.Od razu bedzie lepszy klimacik.-Mruknalem,szykujac się do spania.
******************************
Obudzil mnie rozbawiony głos mojej towarzyszki niedoli.
-Wstawaj,no!-Zaczęła mnie szturchac,a ja obrocilem się na drugi bok.
-Spierdalaj.
-Mam cię stad wywlec?Jestem do tego zdolna.-Znow zaczela mnie szturchac i w pewnym momencie zatrzymalem ja ręką.
-Dobra,kurwa.Wstalem.Zachwycona?
-Zly humorek?
-Owszem.Mialem zamiar na długi,regenerujacy sen.Sen robi na urodę.Słyszysz?Na urodę.Przez ciebie będę brzydszy.Co powie Yius?Że zbrzydlem?A potem ucieknie do Demacii i zostanie obwoznym sprzedawcą jaj...
Nidalka rozesmiala się wesolo,a ja zmierzylem ja zaspanym spojrzeniem,przeczesujac włosy.
-Ty krzywdzisz te włosy-Wskazala na moja poranna szope-Rozczesz to,bo aż oczy bolą.
-Moje włosy są w swietnym stanie-Mruknąłem z irytacja-Pilnuj swoich.Nie mam grzebienia,czy czegoś.Chyba,że mi znajdziesz solidne grabie na metalowym trzonku...
-Zajme się nimi,bo mi oczy krwawia-Nidalka pobiegla po cos,a ja zmierzylem ja jak debilke.
-Spierdalaj od moich wlosow.-Syknalem,patrząc na szczotke do włosów.
-Nie ma mowy.Patrz na tego koltuna.Co ty sobą reprezentujesz?
-Spalem.Mam prawo mieć koltuny.
-Koltuny się rozczesuje,pajacu.Jesteś jak kot.Nikomu nie dasz się dotknac.
-To ty chyba kota nie widziałaś!-Zmierzylem ja zabojczo-Moj kotek to jebany lizus,więc się nie wypowiadaj na temat,ktorego nie rozumiesz.
-Aleś ty dziś nadpobudliwy.Dawaj te koltuny!
-Pierdol się!-Odsunalem się od niej,ale byla szybsza i udalo jej się mnie unieruchomic.
-Nie zaboli.Chyba,że mnie wkurwisz,to będzie palilo...
-Zostaw.Powyrywasz je!Pół życia zmarnowalem,żeby takie mieć!Wiesz ile ja wydaje na odżywkę,albo szampon!?Czy ty wiesz jakie to poswiecenie,a ty je tak teraz szarpiesz jak kupę siersci!Ty...KURWA!
-Nie marudz-Szarpnela mnie za wlosy,co bylo bardzo nieprzyjemne-Nie mogę rozplatac koltuna...
-To się od niego odpierdol...Powiedzialem ci...-Syknalem w jej stronę.
-Nie przegonisz mnie.Nie odejde,poki ich nie rozczesze.
-Sam potrafię to zrobić.
-No najwyrazniej nie.-Skrzyzowala ręce-Masz,skonczylam.Cieszysz się?Jesteś piekny jak jesień sredniowiecza.
-Zostaw je w spokoju wieczystym-Zmierzylem ja zabojczo-Inaczej twoje skończą pod brzytwa.
-Wtedy zafarbuje cię na rozowo...chociaż nie w rudym było by ci ladniej...ale na poważnie.
-Rudy to ładny kolor,ale nie pasuje mi do cery-Zmierzylem ja z usmiechem-No,jedzmy!
-Nienazarty...
-Cos o mnie mówiłas?
-Idź i się napchaj,mendo.Współczuję temu twojemu Yi.Dlatego taki chudy.
-Jego delikatne ksztalty są piękne-Znow się rozmarzylem-Smukle ramionka,mieciutki brzuszek,seksowne nozki,zgrabne plecki...
-Nie obchodzi mnie to-Nidalka machnela reka ze znudzeniem.
-A tak wgl,to widziałaś może to gdzieś w pobliżu?-Pokazałem jej rysunek rosliny,której szukam.
-A owszem.Mam takie w ogrodku.Mogę ci kilka dac.
-Swietnie-Usmiechnalem się-Proponuje wycieczkę w te rejony po sniadaniu,co?
-Dobra, może być.-Nidka skinela głowa,mierzac mnie przy wyjsciu.
*Czarnuszek/Kot Yi*
-A jak coś się stało!?-Zaczalem goraczkowo krążyć wokół fotela.
-Jestem pewna,że nie.Poradzi sobie.Wiesz,że to ma umysł dzikiego zwierzecia...
-Sama jesteś dzika!-Zasyczalem w jej stronę-Tydzień już go nie ma...kto ma mnie podrapac po uszku?
-Mam wrazenie,że jak wróci,to będzie cię drapal też w innym miejscu.
-Och!To doskonały pomysł-Rozpromienilem się-Już nie mogę się doczekać tej upojnej chwili...no chyba,że nie wróci,a wtedy moje serduszko peknie na pierdymiliard zalobnych kawaleczkow...
-Nie histeryzuj-Lulu zmierzyła mnie zabojczo-Minął dopiero tydzień,a te rosliny sa rozsiane po całym świecie!
-A nie możemy się z nim jakos skontaktowac?
-Mialam ksenogloz,ale tyś go obsikal i nie działa.
-Przepraszam-Odparlem smutno-Nie dobieglem do kuwety...
-Masz z tym czesty problem-Lulu przewrocila oczami,a ja polozylem się na kanapie i zasnalem,sniac o tym pięknym momencie Kiedy Yasuo wroci...Rety ależ mam brudne myśli...
Ktoś musi je przecież zrealizować,prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro