Rozdział VII
*Czarnuszek*
Pan uśmiechnął się szeroko i wziął mnie pod ramię drzaca ręką,po czym mocno przytulil.
-Tesknilem za tobą-Szepnal cicho w moja stronę i wtulil się we mnie,a ja wlasnie tego potrzebowałem.
Chcialem mu powiedzec to samo ale tylko mruknąłem cicho.Aonek spojrzał na mnie z uśmiechem i tylko pokiwal do mnie głowa.Nie zrozumiałem gestu.
Wtulilem się do Pana,a ten spojrzał na mnie jakby się zastanawiał i rzucił:
-Trzeba cię wykąpać,jesteś cały w ziemi.
Rzeczywiście,przeszkadzało mi juz lepkie od ziemi futerko.
-Ja się nim zajmę-Dzieciak rzucił,a ja poslusznie udałem się za nim do łazienki.
*Aone*
-Wlaz do wanny-Polecilem stanowczo zwierzakowi ,który przekrzywil główkę.
-Mam nadzieje,że nie przesadziles z gorącą wodą-Burknal,a jego mialkniecia już nimi nie były.Albo zwariowalem i slysze glosy,albo zwariowalem i ten kot naprawdę mowi.
-Wlaz tu i nie dyskutuj.Porozmawiamy sobie jak już tam wejdziesz.
Kot spojrzal na mnie z uwagą i zrobił to,o co go proszę.
-Zadowolony?-Rzucił naburmuszony.
-Bardzo-Zaczalem go powoli myć-Dlaczego słyszę twój głos?Brzmi znajomo.
-Cóż...tak się składa,ze postaralem się by nasze rozmowy były bardziej...naturalne.Skoro już mnie rozumiesz,wolalbym byś się czuł komfortowo.
-Miło,że się o mnie troszczysz-Rzucilem z zastanowieniem.Ten głos mi cos mowi.Ale srednio wiem do kogo należy.Może mi sie tylko wydaje albo znowu zwariowalem.-Ale brzmisz bardzo znajomo...tylko nie pamiętam,bądź nie znam wlasciciela glosu.
-Zapewniam cię,że znasz-Kot wyprostowal się dumnie.
-A więc?-Rzuciłem oczekujaco.Naprawę,czy on musi sie tak ze mna droczyc?
-Jak będziesz szedł korytarzem to może znajdziesz moje mieczobuty-Rzucił wesolo-Zagada rozwiązana?
Omal nie wypuscilem recznika z rąk.
-Yi?-Zmierzylem go z nieudawanym zaskoczeniem.
-Brawo.Matek Yi we własnej osobie...no może niezbyt osobie,ale tak sie tylko mowi-Kot skłonił się w moją stronę-Nie szarp mnie tak.Nie jestem dywanem,tylko porządnym kotem.
-Ale czemu akurat kot?-Naprawde to byl dla mnie okropny szok.
-Nie było innej sposobności by udac się do was na dluzszy moment.Właściwie...nie wiem czemu kot.To pewnie ma jakieś znaczenie,ale dlugo by mówić.
-I co masz zamiar chodzić ciagle pod ta postacia?
-Jak narazie na to wygląda-Odparl ze zmartwionym westchnieniem-Nie żebym narzekał.
-Ciekawe jak to się potoczy-Zmierzylem go-Dziwnie cię widzieć jako kota...
-Mozna sie przyzwyczaic-Mruknął dumnie-Pelna miska,kocyk,wszyscy cię glaskaja.Kto wie,mógłbym się przyzwyczaić.
-Też bym brał w ciemno-Odparlem,konczac mycie go-Nie sądzisz,że Yasuo powinien wiedzieć?
-Pewnie tak.Wolalbym jednak,żeby odkryl to sam.Bedzie bardziej usatysfakcjonowany-Odparl,patrząc na mnie-Znaczy możesz mu powiedzieć jeśli chcesz,ale pewnie uzna cię za wioskowego wariata...albo cos innego.
-W porządku.Ja się nie mieszam-Mruknalem,czujac że to jednak niespawiedliwe.
-Skonczyles juz mnie szarpac?-Zmierzył mnie jadowicie-Oberwiesz mi sierść.
-Tak,skonczylem-Rzuciłem,kładąc kota na dywanie-Nie narzekaj tak,bo aż uszy bolą.
-Zaraz ciebie zaboli cos innego,jeżeli mnie zdenerwujesz.Nie mam nastroju do żartów.Jak odkryles mój mały sekrecik,to mnie chociaż nie denerwuj.
-Dobrze,dobrze-Zachichotalem-Widzę jak zabijasz mnie wzrokiem.
-Cieszę się-Kot Yi skłonił się ku mnie-A teraz wybacz,idę się posilic.Jestem okropnie glodny.Bycie żywcem zakopanym to trudna praca.
-Zaczekaj.Co ci się stalo,wtedy kiedy miałeś być martwy?
Kot usiadl obok i spojrzał w okno.
-Chcialem się wybrać na spacer.Pomaga na mysli i to chyba mnie zgubilo,bo potem poczulem odrobine nieprzyjemne uderzenie i wszystko zaczelo gasnac...I nagle budzę się pod ziemią,czy gdziekolwiek...
-Ciekawe...muszę przyznac-Zlapalem się z zastanowieniem za podbrodek-Dobra,idź się najeść.
-Dziękuję-Kot Yi skłonił się ku mnie i wyszedł z pomieszczenia.
*Yasuo*
Obudził mnie stukot metalu,więc z przyzwyczajenia spojrzalem w stronę dźwięku.
-Kocie,co robisz?-Zmierzylem zwierzaka zaspanym spojrzeniem-Zostaw ten miecz.
Ale kot spojrzał na mnie przez krótką chwilę i chwycil miecz Masterka,wybiegajac z pokoju.
-Wracaj z tym!-Poszedlem za nim,szukajac go wzrokiem-Słyszysz!?
Ale ten durny kot,jakby opetany wylecial z domu i pobiegl przez kilka kałuż przed siebie.
-Niech cię cholera wpierdoli...-Burknalem,idąc szybkim krokiem za kotem,który co jakiś czas znikal mi z oczu.
Deszcz mieszal mi trochę w glowie,sprawiajac że kształt kota zlewal się z trawą.Po chwili zaczelo odrobinę grzmiec.
-Swietnie,może walnie cie po drodze piorun-Syknalem,czujac że chyba nie dam rady z tym kotem.Jest szalenie szybki.
Po chwili jednak wytracilem się ze skupienia i stracilem go z oczu.Przystanalem rozgladajac się i by zaczerpnac tchu,a deszcz zaczął odrobine mocniej padać.
-CZARNUSZKU!-Zawolalem go-Gdzie jestes?Wyjdź natychmiast,bo stracisz nogi żebyś nie mógł biegac!
Po chwili w blocie udalo mi się odnaleźć odcisniete kocie łapki.Szybko udalem się ich sladem.Po trochę trwajacej wedrowce znalazłem sie przed jakim zabudowaniem.
-O co ci chodzi,cholerny kocie?-Mruknalem do siebie,patrząc w górę na ponura wieżę,otoczonym rownie mrocznym i ponurym murem.-Chcesz zebym zszedł na zawał?Co chcesz zrobić z tym mieczem?
Podszedlem bliżej,ale aura tego miejsca byla jakas...dziwna.Jednak kota nie było widac ani słuchać.
-Szlag by to-Burknalem,kopiac leżący obok kamyk i idac przed siebie.
-Ktoś tu jest zestresowany...-Uslyszalem kompletnie nieznany mi głos,który był chyba wyssany z zycia,a przynaimniej lekko niezadowolony
-Co do cholery?!-Obrocilem się,patrząc na cos humanoidalego,ale przypominajacego bardziej ducha.Nie no,chyba mnie juz calkowicie pojebalo.
-Nie, nie zwariowales-Postac odpowiedziala na moje wysli,w trybie zastraszającym a ja średnio wiedzialem czego ode mnie chce.
-Nie czytaj mi w myslach,zarazo.-Burknalem w stronę postaci.
-Troche szacunku-Istota zmierzyła mnie groznie-Nie denerwuj mnie,bo działam bardzo pochopnie a ty możesz pozalowac.
-Dobra.Wybacz.To nie mialo tak zabrzmiec.Jestem zły,okej?-Odparlem,trochę się uspokajajac-Właściwie to czym jestes?Duchem?kosmita?Dowodem mojego szaleństwa?
-To pierwsze.-Dusza sklonila się nisko-Zaciekawila mnie twoja negatywna energia.
-Ekscytujace,ale odrobinę mi się spieszy-Zmierzylem oczekująco tego ducha-Widziałeś tu kota z mieczem?To ważne.
-Tak,przebiegal tu chwilę temu-Duch odparl szybko na moje pytanie-A ty nie cieszysz się ze swoich nowych umiejętności?
-Jakich kurwa umiejętności?-Zmierzylem go pytajaco.
-Nie wyrazaj się proszę.-Duch skinal na mnie reka-No wiesz,taki maly parapsychiczny czynnik...
-Sam jesteś parapsychiczny-Burknalem-Nie przyszedlem tu bys mnie obrażał.
-Nie,nie.Nie zrozumiałeś.Nie mialem w żaden sposób zamiaru cię obrazić.Po prostu nabyles ciekawych...darow...
-Co masz na mysli?Jestem jakims znachorem,albo pierdolonym jasnowidzem?
-Powiedzmy,że to ta sama grupa,jednak ja uzylbym slowa medium.
-Milo,że mi to uświadamiasz,ale czas mnie nagli-Burknalem w stronę bytu-Nie żebym mial cos do roboty...
-Rozumiem.Idź w stronę wieży.Tam bedzie to czego szukasz.Tylko uwazaj na szczury.Bardzo lubia ludzkie mieso.
-Potrafię poradzic sobie ze szczurem-Burknalem,idac do owej wieży.
Duch pokiwal głowa i pozegnal mnie.
-Ten twój ślepy negatywny zapal kiedyś cię zgubi...
Zignorowalem jego wypowiedz i ruszyłem po schodach,kopiac przy okazji kilka szczurow i pukajac do drzwi.
-Nie za pozno na odwiedziny?-W drwiach pojawila się Lulu.Skad ona tu do cholery...
-A ty co tu robisz?Myslalem,że raczej wolisz kwiatuszki,motylki...
-Wynajelam sobie posesje z klimacikiem-Odparla,mierząc mnie-Cóż cię do mnie sprowadza?
-Kot.Czarny z mieczem.Był tu?
-A owszem.Dalam mu mleka i pozwolilam się oszuszyc.To drugie powinnam zaproponować też tobie.Jesteś mokry jak gąbka.
-Chętnie skorzystam.Nie potrzebuje kapieli w lodowatej wodzie-Rzucilem,wchodząc do srodka i wylewajac za drzwi wodę z butów.-Mila odmiana.Trochę się zagrzeje.
-Cieszę sie-Lulu odparla,idąc przed siebie-Przynieść ci może recznik?Topisz mi dywan.
-To dobry pomysł.Nie pogardze ciepła herbata.
-To zaraz,najpierw się trochę wysusz.
Poszla po ręcznik,a przede mna pojawił się kot z dumnym spojrzniem.
-Ty kocia palo!-Zmierzylem go-Gdzie masz miecz?Jak go zgubiles,to przysiegam że bedziesz mieszkal na podworku.
Kot zmierzył mnie i położył obok miski,przy której leżał ten miecz.Na szczęście był caly i gdy miałem skrzyczec kota pojawila się Lulu.
-Trzymaj-Dala mi recznik-Herbata jest w kuchni.
Rozpuscilem wlosy i zrobilem sobie turban,żeby było wygodniej.
-A ty-Wskazałem na kota-O co ci do cholery chodzi?
-Myślę,że chcial ci cos przekazać-Wróżka usiadla na krzeselku,bawiąc się z Pix.
-Co?Coraz mniej go rozumiem.Jak mam się domyslic o co chodzi temu kotu.Przed chwila się dowiedzialem,że jestem parapsychiczny.Może on jest w taki razie pojebany?
Kot syknal i usiadl na blacie,mierząc mnie zabójczo.Chyba najwyraźniej nie podoba mu się mój barwny,jak wody Dunaju epitet.
-Mogę ci to ułatwić-Lulu wstała na chwilę.
-I?Terapia dla par?Cwiczenia z zaufania?Może mam się rozebrać i miauczec?
-Nie denerwuj się i posłuchaj-Wróżka odparla,podchodząc do poleczki.-Mam eliksir,który pozwoli ci się z nim porozumiec...odrobinę bardziej.
-Czyli co?
-Czyli będziesz go rozumieć.To jak?
-Dobra,skoro już do reszty zwariowalem.Czemu nie-Westchnąłem,patrzac na kota.-Nie umrę od tego,nie?
-Mam coś do tego dosypać-Lulu zmierzyla mnie zabójczo-Nie,nie mam zamiaru cię otruc,tylko ci pomoc.Ale skoro nie chcesz mojej pomocy...
-To nie tak-Zatrzymałem ja-Pytam na wszelki wypadek.
Przewrocila oczami.
-Wystarczy,że dziś to wypijesz i jutro bedziesz wszystko klarowne rozumial.Możecie nawet razem w pokera pograc.-Dala mi buteleczke.
-Ile za to chcesz?-Zmierzylem ja.
-Ja?Ależ nic.Potraktuj to jako prezent.
-Cóż-Wziąłem kota pod pache-W takim razie dziękuję.Chyba wypróbuję.
-Powodzenia-Pozegnala się wesolo.
Gdy otworzyłem drzwi na szczęście przestalo padać,ale było cholernie zimno,więc udałem się szybkim krokiem do wyjscia,bo to miejsce było ciut...przerażające.
******************************
-Z czego to jest?-Burknalem,patrząc na buteleczke z jasnorozowym płynem.-No dobra,raz się żyje.Co może mi się stać?Najwyżej padne trupem.
Kot spojrzal na mnie z zaciekawieniem,patrząc jak oproznam buteleczke.
-Interesujący smak-Zmierzylem kota,siedzącego na dywanie.-Chyba już pojde spać-Mruknalem,okrywajac się kołdrą.-Dobranoc Kocie.Obyś mnie nie obudził.
Kot mruknal i wskoczyl na lozko,kładąc nie na moich nogach.
-Nie ma mowy.Wiesz gdzie śpisz-Zepchnalem go ale on spojrzal na mnie blagalnie i rozkruszyl moje lodowe serce.-Dobra.Jedna noc.
Pozwolilem mu się położyć na mojej nodze,a ten zwinal się w klebek i spojrzał na mnie.
-Ciekawe co masz mi do powiedzenia...-Odparlem,glaszczac go po glowie-No,w takim razie miłych snów.
Polozylem się,czujac że coś się zmieni.Ale co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro