Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VII

*Czarnuszek*

Pan uśmiechnął się szeroko i wziął mnie pod ramię drzaca ręką,po czym mocno przytulil.

-Tesknilem za tobą-Szepnal cicho w moja stronę i wtulil się we mnie,a ja wlasnie tego potrzebowałem.

Chcialem mu powiedzec to samo ale tylko mruknąłem cicho.Aonek spojrzał na mnie z uśmiechem i tylko pokiwal do mnie głowa.Nie zrozumiałem gestu.
Wtulilem się do Pana,a ten spojrzał na mnie jakby się zastanawiał i rzucił:

-Trzeba cię wykąpać,jesteś cały w ziemi.

Rzeczywiście,przeszkadzało mi juz lepkie od ziemi futerko.

-Ja się nim zajmę-Dzieciak rzucił,a ja poslusznie udałem się za nim do łazienki.

*Aone*

-Wlaz do wanny-Polecilem stanowczo zwierzakowi ,który przekrzywil główkę.

-Mam nadzieje,że nie przesadziles z gorącą wodą-Burknal,a jego mialkniecia już nimi nie były.Albo zwariowalem i slysze glosy,albo zwariowalem i ten kot naprawdę mowi.

-Wlaz tu i nie dyskutuj.Porozmawiamy sobie jak już tam wejdziesz.

Kot spojrzal na mnie z uwagą i zrobił to,o co go proszę.

-Zadowolony?-Rzucił naburmuszony.

-Bardzo-Zaczalem go powoli myć-Dlaczego słyszę twój głos?Brzmi znajomo.

-Cóż...tak się składa,ze postaralem się by nasze rozmowy były bardziej...naturalne.Skoro już mnie rozumiesz,wolalbym byś się czuł komfortowo.

-Miło,że się o mnie troszczysz-Rzucilem z zastanowieniem.Ten głos mi cos mowi.Ale srednio wiem do kogo należy.Może mi sie tylko wydaje albo znowu zwariowalem.-Ale brzmisz bardzo znajomo...tylko nie pamiętam,bądź nie znam wlasciciela glosu.

-Zapewniam cię,że znasz-Kot wyprostowal się dumnie.

-A więc?-Rzuciłem oczekujaco.Naprawę,czy on musi sie tak ze mna droczyc?

-Jak będziesz szedł korytarzem to może znajdziesz moje mieczobuty-Rzucił wesolo-Zagada rozwiązana?

Omal nie wypuscilem recznika z rąk.

-Yi?-Zmierzylem go z nieudawanym zaskoczeniem.

-Brawo.Matek Yi we własnej osobie...no może niezbyt osobie,ale tak sie tylko mowi-Kot skłonił się w moją stronę-Nie szarp mnie tak.Nie jestem dywanem,tylko porządnym kotem.

-Ale czemu akurat kot?-Naprawde to byl dla mnie okropny szok.

-Nie było innej sposobności by udac się do was na dluzszy moment.Właściwie...nie wiem czemu kot.To pewnie ma jakieś znaczenie,ale dlugo by mówić.

-I co masz zamiar chodzić ciagle pod ta postacia?

-Jak narazie na to wygląda-Odparl ze zmartwionym westchnieniem-Nie żebym narzekał.

-Ciekawe jak to się potoczy-Zmierzylem go-Dziwnie cię widzieć jako kota...

-Mozna sie przyzwyczaic-Mruknął dumnie-Pelna miska,kocyk,wszyscy cię glaskaja.Kto wie,mógłbym się przyzwyczaić.

-Też bym brał w ciemno-Odparlem,konczac mycie go-Nie sądzisz,że Yasuo powinien wiedzieć?

-Pewnie tak.Wolalbym jednak,żeby odkryl to sam.Bedzie bardziej usatysfakcjonowany-Odparl,patrząc na mnie-Znaczy możesz mu powiedzieć jeśli chcesz,ale pewnie uzna cię za wioskowego wariata...albo cos innego.

-W porządku.Ja się nie mieszam-Mruknalem,czujac że to jednak niespawiedliwe.

-Skonczyles juz mnie szarpac?-Zmierzył mnie jadowicie-Oberwiesz mi sierść.

-Tak,skonczylem-Rzuciłem,kładąc kota na dywanie-Nie narzekaj tak,bo aż uszy bolą.

-Zaraz ciebie zaboli cos innego,jeżeli mnie zdenerwujesz.Nie mam nastroju do żartów.Jak odkryles mój mały sekrecik,to mnie chociaż nie denerwuj.

-Dobrze,dobrze-Zachichotalem-Widzę jak zabijasz mnie wzrokiem.

-Cieszę się-Kot Yi skłonił się ku mnie-A teraz wybacz,idę się posilic.Jestem okropnie glodny.Bycie żywcem zakopanym to trudna praca.

-Zaczekaj.Co ci się stalo,wtedy kiedy miałeś być martwy?

Kot usiadl obok i spojrzał w okno.

-Chcialem się wybrać na spacer.Pomaga na mysli i to chyba mnie zgubilo,bo potem poczulem odrobine nieprzyjemne uderzenie i wszystko zaczelo gasnac...I nagle budzę się pod ziemią,czy gdziekolwiek...

-Ciekawe...muszę przyznac-Zlapalem się z zastanowieniem za podbrodek-Dobra,idź się najeść.

-Dziękuję-Kot Yi skłonił się ku mnie i wyszedł z pomieszczenia.

*Yasuo*

Obudził mnie stukot metalu,więc z przyzwyczajenia spojrzalem w stronę dźwięku.

-Kocie,co robisz?-Zmierzylem zwierzaka zaspanym spojrzeniem-Zostaw ten miecz.

Ale kot spojrzał na mnie przez krótką chwilę i chwycil miecz Masterka,wybiegajac z pokoju.

-Wracaj z tym!-Poszedlem za nim,szukajac go wzrokiem-Słyszysz!?

Ale ten durny kot,jakby opetany wylecial z domu i pobiegl przez kilka kałuż przed siebie.

-Niech cię cholera wpierdoli...-Burknalem,idąc szybkim krokiem za kotem,który co jakiś czas znikal mi z oczu.

Deszcz mieszal mi trochę w glowie,sprawiajac że kształt kota zlewal się z trawą.Po chwili zaczelo odrobinę grzmiec.

-Swietnie,może walnie cie po drodze piorun-Syknalem,czujac że chyba nie dam rady z tym kotem.Jest szalenie szybki.

Po chwili jednak wytracilem się ze skupienia i stracilem go z oczu.Przystanalem rozgladajac się i by zaczerpnac tchu,a deszcz zaczął odrobine mocniej padać.

-CZARNUSZKU!-Zawolalem go-Gdzie jestes?Wyjdź natychmiast,bo stracisz nogi żebyś nie mógł biegac!

Po chwili w blocie udalo mi się odnaleźć odcisniete kocie łapki.Szybko udalem się ich sladem.Po trochę trwajacej wedrowce znalazłem sie przed jakim zabudowaniem.

-O co ci chodzi,cholerny kocie?-Mruknalem do siebie,patrząc w górę na ponura wieżę,otoczonym rownie mrocznym i ponurym murem.-Chcesz zebym zszedł na zawał?Co chcesz zrobić z tym mieczem?

Podszedlem bliżej,ale aura tego miejsca byla jakas...dziwna.Jednak kota nie było widac ani słuchać.

-Szlag by to-Burknalem,kopiac leżący obok kamyk i idac przed siebie.

-Ktoś tu jest zestresowany...-Uslyszalem kompletnie nieznany mi głos,który był chyba wyssany z zycia,a przynaimniej lekko niezadowolony

-Co do cholery?!-Obrocilem się,patrząc na cos humanoidalego,ale przypominajacego bardziej ducha.Nie no,chyba mnie juz calkowicie pojebalo.

-Nie, nie zwariowales-Postac odpowiedziala na moje wysli,w trybie zastraszającym a ja średnio wiedzialem czego ode mnie chce.

-Nie czytaj mi w myslach,zarazo.-Burknalem w stronę postaci.

-Troche szacunku-Istota zmierzyła mnie groznie-Nie denerwuj mnie,bo działam bardzo pochopnie a ty możesz pozalowac.

-Dobra.Wybacz.To nie mialo tak zabrzmiec.Jestem zły,okej?-Odparlem,trochę się uspokajajac-Właściwie to czym jestes?Duchem?kosmita?Dowodem mojego szaleństwa?

-To pierwsze.-Dusza sklonila się nisko-Zaciekawila mnie twoja negatywna energia.

-Ekscytujace,ale odrobinę mi się spieszy-Zmierzylem oczekująco tego ducha-Widziałeś tu kota z mieczem?To ważne.

-Tak,przebiegal tu chwilę temu-Duch odparl szybko na moje pytanie-A ty nie cieszysz się ze swoich nowych umiejętności?

-Jakich kurwa umiejętności?-Zmierzylem go pytajaco.

-Nie wyrazaj się proszę.-Duch skinal na mnie reka-No wiesz,taki maly parapsychiczny czynnik...

-Sam jesteś parapsychiczny-Burknalem-Nie przyszedlem tu bys mnie obrażał.

-Nie,nie.Nie zrozumiałeś.Nie mialem w żaden sposób zamiaru cię obrazić.Po prostu nabyles ciekawych...darow...

-Co masz na mysli?Jestem jakims znachorem,albo pierdolonym jasnowidzem?

-Powiedzmy,że to ta sama grupa,jednak ja uzylbym slowa medium.

-Milo,że mi to uświadamiasz,ale czas mnie nagli-Burknalem w stronę bytu-Nie żebym mial cos do roboty...

-Rozumiem.Idź w stronę wieży.Tam bedzie to czego szukasz.Tylko uwazaj na szczury.Bardzo lubia ludzkie mieso.

-Potrafię poradzic sobie ze szczurem-Burknalem,idac do owej wieży.

Duch pokiwal głowa i pozegnal mnie.

-Ten twój ślepy negatywny zapal kiedyś cię zgubi...

Zignorowalem jego wypowiedz i ruszyłem po schodach,kopiac przy okazji kilka szczurow i pukajac do drzwi.

-Nie za pozno na odwiedziny?-W drwiach pojawila się Lulu.Skad ona tu do cholery...

-A ty co tu robisz?Myslalem,że raczej wolisz kwiatuszki,motylki...

-Wynajelam sobie posesje z klimacikiem-Odparla,mierząc mnie-Cóż cię do mnie sprowadza?

-Kot.Czarny z mieczem.Był tu?

-A owszem.Dalam mu mleka i pozwolilam się oszuszyc.To drugie powinnam zaproponować też tobie.Jesteś mokry jak gąbka.

-Chętnie skorzystam.Nie potrzebuje kapieli w lodowatej wodzie-Rzucilem,wchodząc do srodka i wylewajac za drzwi wodę z butów.-Mila odmiana.Trochę się zagrzeje.

-Cieszę sie-Lulu odparla,idąc przed siebie-Przynieść ci może recznik?Topisz mi dywan.

-To dobry pomysł.Nie pogardze ciepła herbata.

-To zaraz,najpierw się trochę wysusz.

Poszla po ręcznik,a przede mna pojawił się kot z dumnym spojrzniem.

-Ty kocia palo!-Zmierzylem go-Gdzie masz miecz?Jak go zgubiles,to przysiegam że bedziesz mieszkal na podworku.

Kot zmierzył mnie i położył obok miski,przy której leżał ten miecz.Na szczęście był caly i gdy miałem skrzyczec kota pojawila się Lulu.

-Trzymaj-Dala mi recznik-Herbata jest w kuchni.

Rozpuscilem wlosy i zrobilem sobie turban,żeby było wygodniej.

-A ty-Wskazałem na kota-O co ci do cholery chodzi?

-Myślę,że chcial ci cos przekazać-Wróżka usiadla na krzeselku,bawiąc się z Pix.

-Co?Coraz mniej go rozumiem.Jak mam się domyslic o co chodzi temu kotu.Przed chwila się dowiedzialem,że jestem parapsychiczny.Może on jest w taki razie pojebany?

Kot syknal i usiadl na blacie,mierząc mnie zabójczo.Chyba najwyraźniej nie podoba mu się mój barwny,jak wody Dunaju epitet.

-Mogę ci to ułatwić-Lulu wstała na chwilę.

-I?Terapia dla par?Cwiczenia z zaufania?Może mam się rozebrać i miauczec?

-Nie denerwuj się i posłuchaj-Wróżka odparla,podchodząc do poleczki.-Mam eliksir,który pozwoli ci się z nim porozumiec...odrobinę bardziej.

-Czyli co?

-Czyli będziesz go rozumieć.To jak?

-Dobra,skoro już do reszty zwariowalem.Czemu nie-Westchnąłem,patrzac na kota.-Nie umrę od tego,nie?

-Mam coś do tego dosypać-Lulu zmierzyla mnie zabójczo-Nie,nie mam zamiaru cię otruc,tylko ci pomoc.Ale skoro nie chcesz mojej pomocy...

-To nie tak-Zatrzymałem ja-Pytam na wszelki wypadek.

Przewrocila oczami.

-Wystarczy,że dziś to wypijesz i jutro bedziesz wszystko klarowne rozumial.Możecie nawet razem w pokera pograc.-Dala mi buteleczke.

-Ile za to chcesz?-Zmierzylem ja.

-Ja?Ależ nic.Potraktuj to jako prezent.

-Cóż-Wziąłem kota pod pache-W takim razie dziękuję.Chyba wypróbuję.

-Powodzenia-Pozegnala się wesolo.

Gdy otworzyłem drzwi na szczęście przestalo padać,ale było cholernie zimno,więc udałem się szybkim krokiem do wyjscia,bo to miejsce było ciut...przerażające.

******************************

-Z czego to jest?-Burknalem,patrząc na buteleczke z jasnorozowym płynem.-No dobra,raz się żyje.Co może mi się stać?Najwyżej padne trupem.

Kot spojrzal na mnie z zaciekawieniem,patrząc jak oproznam buteleczke.

-Interesujący smak-Zmierzylem kota,siedzącego na dywanie.-Chyba już pojde spać-Mruknalem,okrywajac się kołdrą.-Dobranoc Kocie.Obyś mnie nie obudził.

Kot mruknal i wskoczyl na lozko,kładąc nie na moich nogach.

-Nie ma mowy.Wiesz gdzie śpisz-Zepchnalem go ale on spojrzal na mnie blagalnie i rozkruszyl moje lodowe serce.-Dobra.Jedna noc.

Pozwolilem mu się położyć na mojej nodze,a ten zwinal się w klebek i spojrzał na mnie.

-Ciekawe co masz mi do powiedzenia...-Odparlem,glaszczac go po glowie-No,w takim razie miłych snów.

Polozylem się,czujac że coś się zmieni.Ale co?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro