Rozdział LX
*Yiś*
-Chyba wracasz do zdrowia.-Uśmiechnąłem się,czesząc włosy Jasia.
-To dobrze.-Westchnął.-Chcę,żebyś wypuścił mnie z łóżka...
-Przecież miałeś gorączkę.-Nadal rozczesywałem mu włosy.-I Twoja mama dokładnie Cię pilnowała...
-Szarpiesz.-Zmierzył mnie.
-Wybacz.-Pogłaskałem go po głowie.-Zrobię Ci warkoczyka,co?
-Jak chcesz.-Uśmiechnął się lekko.
-Chłopcy,jesteście głodni?-Mama Yasa wpadła do pokoju.
-Może,Pani mamo.-Yas wzruszył ramionami.
-Ooo!Apetyt Ci wraca!To dobrze.-Klasnęła w dłonie.-No to porcja zupki dla was obu!
Yas zmierzył ją unosząc brew.
-Znowu rosół?
Uśmiechnąłem się lekko.
-Przecież lubisz rosołek.Jak byłeś mały to najbardziej go lubiłeś.
-Ale ile można jeść rosół?
-Znowu wybrzydzasz...-Skarciliśmy go oboje.-Chyba już wróciłeś do zdrowia.
-Dobra,skończcie pierdolić i dajcie ten rosół...
Jakiś czas potem:
-UUU...-Stęskniłem się za pracą,wiesz?-Yas zmierzył mnie z uśmiechem,zalewając kawę.
-Może najpierw się uczesz...-Zachichotałem,gapiąc się na jego szopę i szykując jedzonko dla dzieci.
-To potem,kocie.Najpierw trzeba zjeść śniadanie.
-Już...Już...-Uspokoiłem go.-Zaraz zrobimy coś pysznego do jedzenia.
-Czekam na to...
-Chłopcy,a może ja wam coś przyrządzę?-Mama Jasia weszła do kuchni jak zawsze uśmiechnięta.
-O nie,nie.Dzisiaj ja robię śniadanie.-Odparłem wesoło,a mama Yasa jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
-Jak to miło z Twojej strony,skarbie!Widzisz,nic tylko brać przykład!
-Chętnie wezmę taki przykład.-Uśmiechnął się znacząco.Znowu pewnie mu się chce...
Przewrocilem oczami.
Mama Jasia usiadła z nami do stołu.
-A ty znowu do śniadania w piżamie...-Zmierzyła syna.
-No i co?-Podniósł pytająco brew.
-To niekulturalne.
-Oj mamo...
-Zdziczałeś synu.-Pokiwała głową,a ja położyłem tosty na stół.
-Mmmm...
-A ręce umyłes!?-Zmierzyła go wymownie.
-Tak mamo...-Westchnął,biorąc jedzenie.
Zjedliśmy śniadanie.
-To ja się zbieram.-Yas poszedł po ubrania,a ja umyłem naczynia.
-Ubierz coś ładnego.-Uśmiechnąłem się do niego.
-No to będzie ładnie.-Puścił mi oczko.-Bardzo.
Ja przygotowałem jedzenie dla bobosiów i poszedłem je obudzić.
-Yas.Wezmiesz dzieci do przedszkola?-Wszedłem do sypialni.Akurat się przebierał.
-Mhm.-Mruknął,kontynuując ubieranie się.
-Ładnie Ci w tej koszuli...-Dotknąłem materiału,wyczuwając pod nim ciepło skóry.Pocałowałem go w usta.Nagle Usłuszałem skomlenie bobosiów.-Dokończymy to potem.-Uśmiechnąłem się i poszedłem do dzieci.
-Tylko na nie uważaj.-Mama Yasa zmierzyła Yasa.W sumie to uroczy widok.Yas trzymający dzieciaczki za rączki.
-Spokojnie.-Zmierzył ją z lekkim uśmiechem.
-Szalik ubierz.Chory byłeś.-Nałożyłem Jasiowi szalik na szyję i starannie otuliłem.
-Yi prz...
-Słuchaj Yiusia synu,bo ja Cię Dopadnę.-Mama przerwała Yasowi,a on westchnął głośno.
Wyszedł z dziećmi,a ja spojrzałem na jego mamę.
-Może zrobię kawę?-Zaproponowałem.
-O!Świetny pomysł.-Klasnęła w dłonie.-To ja ją zrobię,skoro ty zrobiłeś śniadanko.
-O!Znalazłem przepis na ciasto.-Odparłem,biorąc gazetę do rąk.
-Ciekawie wygląda.-Zajrzała do owej gazety,ktorą przeglądałem.
-Yas pewnie coś narobi...-Westchnąłem z uśmiechem.
-To nie pierwszy raz.-Zachichotała.
-No to napewno....
Nasza rozmowa polegała głównie na żartach z Yasa i ładnych wystrojach wnętrz...
************************************
-Hej!-Przywitałem się wesoło.Sona obróciła się i pomachała mi.
-A ty co tu robisz?
-A,chciałem was odwiedzić.-Uśmiechnąłem się lekko.-Gdzie Yas?
-Ktoś mnie wołał?-Usłyszałem jego głos i zaświeciły mi się oczy.
Kurde...Wygląda tak seksownie w tym czarnym fartuszku...
Zrobił zdziwioną minę,widząc mnie.
-Co tutaj robisz?-Podszedł do mnie,a ja potajemnie chwyciłem go za rękę.
-Chciałem Cię odwiedzić...
-Jak miło!-Rozpromienił się.-A co z moją mamą?
-A,poszła na zakupy.
-Może kawy?-Sona wtrąciła się.
-Mam dać wam zarobić?-Uśmiechnąłem się wesoło.
-Dołożysz się do wypłaty,którą Ci do domu przynoszę.-Yas zaśmiał się.
-Haha,no dobra.Będziesz miał na kredki.-Uśmiechnąłem się do niego.
-Jakiś ty łaskawy...-Zachichotał.-Zaraz Ci osobiście zrobię kawę...
-Cóż za zaszczyt.-Musnąłem jego rękę.-Będę wdzięczny.
-Z mlekiem i jedna łyżką cukru?
-Jak ty mnie znasz...-Poczułem jak czerwienią mi się policzki.
-Wiem to,co wiedzieć muszę.-Uśmiechnął się do mnie.-Idź sobie gdzieś usiądź.
Wybrałem jasny stolik przy oknie.Lubię czasem tak poobserwować ludzi...
Jakaś babka miała paskudną torebkę...
-Chyba dostanę za to jakiś napiwek,co?-Nagle pojawił się Yas,a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Może.Ale to dopiero w domu.
-Oooo,a to ciekawe.-Zatarł ręce.
-Yas!-Wołanie zza drzwi.
-O,chyba mnie ścigają.-Uśmiechnął się przepraszająco i biegiem tam poleciał.
Westchnąłem i upiłem łyk kawy.Była wyborna...
Gapiłem się w ludzi siedzących w kawiarni.Jakieś dwie młode dziewczyny,starsza pani i dziwny koleś mierzący wszystko wzrokiem.Nic ciekawego.
Tęskniłem za Yasem...Ale przecież pracował...
Co jakiś czas pojawiał się ale głównie gadał z Soną.
Zupełnie o mnie zapomniał...Do głowy przyszła mi dziwna myśl...Znowu kręcił z Soną?W końcu to jego była...
Obserwowałem ich uważnie.Niby wszystko w normie,pracują razem...
Yi,nie bądź zazdrosny...
Poszli do skladzika,czy coś.Może powinienem to sprawdzić?
Podszedłem do drzwi,chcąc posłuchać.To trochę nie ma miejscu ale może rozmawiają o czymś istotnym...
Gadają o jakiś włosach...
To brzmi jak flirt...
-Jak możesz!?-Wleciałem do pomieszczenia,czując jak łzy zbierają mi się do oczu.
Yas i Sona zmierzyli mnie z ogromnym zaskoczeniem,a ja zacząłem szlochać.
Yas zaciągnął mnie za sobą,łapiąc za rękę.
-Jak ty mogłeś...-Rozszlochałem się.
-Ale co się stało?-Yas spojrzał na mnie ze zmartwieniem.
-Przyznaj się,że kręcisz z Soną!-Wygarnąłem mu.-Na włosy ją wyrywasz,co?!Mi nigdy nie mówiłeś,że mam śliczne włosy!-Rozbeczałem się.
-Yi,do cholery!Jak mogłeś pomyśleć,że z nią kręcę!-Był trochę zdenerwowany ale to potem zmieniło się w zmartwienie.-Nic między nami nie ma.Po prostu sona chce się ściąć na wesele i szukaliśmy dla niej fryzury...
Teraz poczułem się naprawdę głupio.Mimo to nie mogłem przestać płakać...
-Naprawdę?-Głos mi się łamał.
-Tak.-Złapał mnie za rękę.-Ty też masz śliczne włosy.-Pogłaskał mnie po głowie.-I podkabluje na Ciebie,że podsłuchujesz innych.
Nadal ciężko było mi opanować łzy.
-No już...Nie płacz,słońce.-Przytulił mnie do siebie.Wtyliłem się bardzo mocno,próbując uspokoić łzy.-Już,juz.-Czułem jak całuje lekko moja szyję.-Trzęsiesz się.
-Przepraszam...-Szepnąłem.
Tuliliśmy się jeszcze trochę.
-W porządku?-Yas spojrzał na mnie,dotykając mojego policzka.
-Mhm.-Otarłem oczy,by pokazać że jest już dobrze.
-Cieszę się.-Pogłaskał mnie po głowie.-Wiesz...Ja muszę wracac do pracy...W domu zrobimy coś miłego...-Uśmiechnął się jakoś dziwnie.Ja nadal miałem fatalny nastrój.
-To ja pójdę na spacer...-Oznajmiłem beznamiętnie.Dziwne uczucie siedzi mi w głowie.Mam nadzieję,że mama Yasa nie wykupiła całego sklepu...
*Yas*
-I co robisz,Synu?-Mama zmierzyła mnie,czytając gazetę.
-A,takie tam...Wiesz...Dla Yi.-Zacząłem zapalać świece.
-A,A...Randewu co synek?-Zachichotała,a ja poczułem że robię się czerwony.
-No i co mamo?-Podniosłem brew.
-A nic,nic.Tylko nic Yiusiowi nie zrób.-Uśmiechnęła się lekko.
-A co mam mu zrobić.-Wzruszyłem ramionami.-Nic nieprzyjemnego.
-Tylko mi ciszy nocnej nie zagłuszajcie.-Zaśmiała się,a ja zesztywniałem.
-Mamo...Bez takich żartów.
-Bo ty myślisz,że ja mam dziesięć lat i nie wiem co wy tam robicie...Własnej matki nie Oszukasz...
-Mamoo...-Zmierzyłem ją.-Idź może poczytaj książkę.
-Ooo,juz mnie wyganiasz.-Pomachała ręka.Na szczęście poszła i mogłem działać.Przygotowałem łazienkę.Kapiel to chyba dobra niespodzianka...
Usłyszałem jak zamykają się drzwi...Zleciałem na dół,gapiac się na Yi.
-Ojej...-Spojrzałem na niego.-Jesteś cały mokry...
-Złapała mnie ulewa.-Odparł ponuro,zdejmując mokre buty.
-Mam na to radę.-Pokiwałem głową.-Co powiesz na gorąca kąpiel?
-Ojej...-Yi uśmiechnął się lekko.-Jak miło.
-Pewnie zmarzłeś.-Szepnąłem mu do ucha.-Twoja skóra jest zimna...
-Może troszeczkę zmarzłem.-Potarł ręce o ramiona.-Aaa...pójdziesz ze mną do łazienki?
-Pójdę.-Uśmiechnąłem się czule i zabrałem Yi do łazienki.
Świeczki zaczęły już mocno pachnieć.
-Przygotowałeś to wszystko dla mnie?-Yi uśmiechnął się szeroko.
-Dla Ciebie wszystko.Wyskakuj z ubranek.-Musnąłem jego dłoń.
Zarumienił się.
-Nie mów mi,że się wstydzisz...
-To zawsze trochę krępujące...
-W takim razie Ci pomogę,co?-Dotknąłem jego piersi przez koszulę.Drżał.
Pokiwał niepewnie głową.Przysunąłem się do niego i lekko dotknąłem jego szyi.Zacząłem odpinać koszulę.Chciałem mu zrobić malinkę ale się powstrzymałem.Odpiąłem wszystkie guziki do końca.Yi patrzył mi w oczy,a ja położyłem dłoń na jego klatce piersiowej,wsuwając rekę pod koszulę.Skóra stała się gorąca.Zaczalem zsuwać materiał z jego ramion.Nasze twarze dzieliły milimetry.
-Tęskniłem za tym.-Yi szepnął do mnie,a ja przyssałem się do jego ust.Gdybym mógł,zdarłbym z niego wszystkie ubrania i przeleciał...
Zdjąłem z niego koszulę i wpatrywałem się w jego nagi tors.Ciągle dotykałem jego piersi.Patrzyliśmy sobie w oczy.Czułem się coraz dziwniej...
-Skąd masz tutaj siniaka?-Dotknąłem jego ramienia.
-A,to...-Dotknął tego miejsca.-Uderzyłem się o szafkę...
-To dam buzi,żeby nie bolało.-Pogłaskałem to miejsce,a Po chwili pocałowałem.
Yi uśmiechnął się lekko i wtulił do mnie.Zrobił to tak mocno,że nogi odmówiły mi posłuszeństwa i wylądował w wannie...
-Przepraszam skarbie.-Uśmiechnąłem się słodko.Yi otrzepał się.
-Jeszcze nie zdjąłem wszystkich ubrań...
-Ja też.-Uśmiechnąłem się lekko.
-To może to zrób...-Uśmiechnął się zalotnie.Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją w kąt.
-Teraz lepiej...-Yi szepnął.Rumienił się.-Wiesz co?Woda jest świetna.
-Najpierw spodnie zdejmij,a potem się kąp.
-To mi pomóż.-Yi chyba ma zalotny nastrój...
-Jak sobie życzysz.-Uśmiechnąłem się i Pomogłem mu.Yi zanurzył się w wodzie.
-Czekam na Ciebie.-Zamachał palcem,chcąc mnie przywołać.
-Kto powiedział,że będę się z Tobą kąpał...
.-Obiecałeś!-Naburmuszyl się.-Kłamczuch.
-No już,już Idę.-Wszedłem do wanny.
Yi wyszczerzył się,bo dostał to co chciał a ja usiadłem obok.
-Mam nadzieję,że Ci się podoba.-Pokiwałem głową,rozsiadając się.
-Bardzo miła atmosfera...-Wyszczerzył się,a ja delikatnie objąłem go ramieniem.Chyba mu się spodobało...
Nagle spochmurniał.
-Coś się stało?
-Teraz tak głupio się czuję z tą całą dzisiejszą akcją...-Gapił się bez słowa w wodę.-Jak mogłem pomyśleć o takich rzeczach...Że wy...
-Zapomnijmy o tym,co?-Przytuliłem go ramieniem do siebie.-Nic się nie stało.
-I tak przepraszam...-Delikatnie wtulił się do mojej piersi.
-Oj przestań się tym zamartwiać...-Poczułem sie jakoś głupio...Za bardzo się Przejmuje jedną rzeczą...-Może pomryziać Cię po pleckach?
Yi uśmiechnął się lekko.
-Jaki ty jesteś kochany...-Dostrzegłem rumiemiec na jego twarzy.
Zacząłem wodzić palcami po jego plecach.
-Jesteś spięty.-Zacząłem.
-Ja?Wcale nie.-Wzruszył ramionami.
-Twój kark jest twardy jak kamień,więc czymś się martwisz.-Dotknąłem teraz jego szyi...
-Sam już nie wiem...-Wyglądał na zagubionego.
-Wiesz,że mi możesz powiedzieć.-Spojrzałem mu w oczy.
-Nie ma problemów ale po prostu...Mam jakieś przeczucie,że coś się wydarzy...-Dotknął mojej szyi.-Zapomnijmy o tym,to głupie gadanie.
-Jak chcesz ale gdybyś czegoś potrzebował...-Ponownie pozwoliłem mu się wtulić.
Tuliliśmy się dopóki woda nie stała się zimna i Yi chciał już wyjść.
W sumie to już bym się położył do łóżeczka.
-Moje biedne plecy tego potrzebują.-Rzuciłem się na łóżko,a Yi uśmiechnął lekko i Nakrył kołdrą.
-Cóż za entuzjasta.Ty i łóżko.No,no,no...
-Zaraz Ci zapalę świeczki dla romantyzmu.-Zapaliłem kilka,bo w półmroku leżało się lepiej niż przy lampach.
-Słodko.-Otulił się tą kołdrą Jak parówka.
-Moge się wprosić do Twojej kołderki?-Zmierzyłem go z uśmiechem.
-No bardzo proszę,tylko bez sztuczek bo chcę spa...
Pocałowałem go i wskoczyłem pod kołdrę,tak że prawie leżałem na nim.
-Jakich sztuczek?-Uśmiechnąłem się szeroko.
-Właśnie takich...-Policzki Yi znowu się zarumieniły.
-A pokiziać się dasz?-Przejechałem ustami po jego szyi.
-Może.-Uśmiechnął się,a ja zacząłem go ponownie całować.
Chwilkę to trwało i było bardzo przyjemnie...
-Mieliśmy iść spać,wiesz jaki jestem zmęczony?-Yi uśmiechnął się lekko.
-A nie wolisz robić czegoś innego?-Złapałem go za ręce.
-No to dzisiaj sobie nie popierdolisz.-Yi zachichotał.-No co Ci rzedla mina.Spać.Kładź się.Pokiziam Cię po włoskach.
-Nie lubię być kiziany po włoskach.-Prychnąłem,kładąc się obok.
-Przeze mnie lubisz.-Yi odparł dumnie.-A właśnie,gdzie Twoja mama?
Ja już prawie zacząłem zasypiać.
-Pewnie spi...
-Jak wchodziłem,to jej nie widziałem.-Yi był trochę zmartwiony.
-W sumie to mogła się gdzieś zawieruszyc...Albo wpadła do piwnicy...-Wylazłem z łóżka.Na wszelki wypadek warto poszukać.Łazi zawsze po takich miejscach,gdzie mogłaby się zabić...-Pójdę poszukać...
-Iść z Tobą?-Yi patrzył na mnie lekko zmęczonym spojrzeniem.On wygląda na takiego przemęczonego.
-Zostań tu.Co Jak bobo się obudzą?-Rzuciłem tylko po to aby został.I tak zaśnie.
-O-ok...Tylko...
-Hm?Czegos potrzebujesz?
-Uważaj na siebie.Nie chcę,żebyś znów sobie coś połamał...
-Będę.A ty się prześpij.Jesteś bardzo zmęczony...-Podszedłem,żeby pocałować go w czoło.
Jak dorwę mamkę,to ją opieprzę...Chyba,że ktoś ją porwał ale kto by z nią tyle wytrzymał...
************************************
Wpadłem na górę i To obudził się do trzasku drzwi...
-I co?-Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.
Usiadłem zdołowany na łóżku.Trochę głupio zgubić własną matkę,prawda?
-Nie mam pojęcia gdzie jest...Wyparowała...
-Poczekaj,pójdę Po wodę.-Yi podniósł się z łóżka,a ja poleciałem za nim.-Na pewno się znajdzie.-Yi zaczął mnie uspokajać.Krążyłem zdenerwowany Po pokoju.
-A jak ktoś ją porwał?-Westchnąłem ze zdenerwowaniem.-Wariatów nie brakuje...
-Jestem pewnien,że nie.-Yi dotknął mojego ramienia.-A może już wróciła do domu?
-Tak bez pożegnania?-Myślałem,że zaraz zacznę walić w stół...
Nagle usłyszałem jak otwierają się drzwi.Prawie dostałem zawału.
-A wy jeszcze nie śpicie?-Moja mama zmierzyła nas z zaskoczeniem.
Chętnie bym jej czymś przywalił ale nie wypada,a poza tym klepa będzie i to trzy razy mocniej.
-Czemu znowu zniknęłaś bez słowa!?-Wtuliłem się do niej bardzo mocno.Miałem jakieś dziwne wrażenie,że się poryczę...-Gdzieś ty była!?
-Ja?U starej przyjaciółki.-Odparła szybko.-Tak żeśmy się zgadały...No ale nie chciałam zostawać na noc,bo ktoś was przecież musi pilnować...
-Cholera jasna,mamo!-Nadal trwałem w nią wtulony.-Czemu nic nie powiedziałaś!?
-Zaciągnąłeś Yi do łazienki,to nie chciałam wam przeszkadzać.-Wzruszyła ramionami.-Potem jeszcze powiecie,że was podglądam.
-Zatłukę Cię mamo...
-Oj wiem,że mnie kochasz.-Pogłaskała mnie po głowie.-Nie martw się tak mamusią,bo mamusia sobie sama świetnie poradzi,a ty drgawek dostaniesz.No już,już taki duży a panikuje jak mnie nie ma.
-Robisz różne dziwne rzeczy i trzeba Cię pilnować.-Mruknąłem cicho.
-Mówisz zupełnie jak Twój ojciec.-Przewróciła oczami,a potem dotknęła moich włosów.-Ile spałeś?
-Nie spałem.-Wzruszyłem ramionami.-Szukałem Cię.
-To na co czekasz!?Do łóżka!-Popchnela mnie w stronę schodów.-I ty Yi też.Wyspać się,wyglądacie jak trupy.
W sumie wizja ciepłego łóżeczka i Yi obok wydawała się ciekawa...
-Widzisz,mówiłem że się znajdzie.-Yi dotknął mojego ramienia,gdy kładliśmy się do łóżka.Wtuliłem się w Yi.Chciało mi się tak cholernie spać...
-Dobranoc.-Rzuciłem szybko i poczułem Glaskanie po głowie.
-Mam nadzieję,że nie będziesz miał koszmarów...-Szepnął.
Teraz poczułem taki głupi dreszcz.Doskonale wie,że mam koszmary...
************************************
Obudziło mnie palące słońce.Oczy ledwo się otworzyły.Czułem się jak na kacu,a Yi nie było w łóżku...Szybko wstał...
Poleżałem chwilę w łóżku i zerwałem się po jakichś dziesięciu minutach.Zszedłem na dół,żeby poszukać Yi.
Siedział w szlafroku dość zaspany i popijał kawę.Mama latała po kuchni jak szalona...Skąd ona ma tyle energii?
-O dzień dobry,synek!-Zwróciła na mnie uwagę,a ja Mruknąłem kilkukrotnie.Nadal w cholerę chciało mi sie spać.-Wyspałeś się?
-Nie.-Rzuciłem i usiadłem obok Yi.
-Ojoj.To zjedz śniadanko.-Pogłaskała mnie po głowie.-Na pewno będziesz miał dużo energii.
-Pięknie pachnie.-Yi pochwalił jedzenie,pijąc kawę.
-A Tobie jak się spało?-Zacząłem temat.
-Ujdzie...Ale dusiłeś mnie włosami...
-Jestem pewnien,że chciały Cię tylko przytulić.-Uśmiechnąłem się słodko.
-Bardzo się rzucałeś...
-Aj tam.To nic.-Machnąłem ręka.-Jedz,bo zjem za Ciebie.
-Ani się waż!-Mama zmierzyła mnie wymownie.
-No dobra,dobra...-Machnąłem ręka.-Jakieś zajęcia macie?
-Ja muszę popracować trochę w ogródku.-Yi zaczął,a mamka zaczela gadać z kimś przez telefon.
-Pomóc Ci?
-Nie,nie.Kwiatki mi połamiesz.Zajmij się czymś.Miałeś obraz skończyć.
-O...No tak...Zapomniałem...
************************************
Chyba znowu zasnąłem...
Obudził mnie dopiero jakiś wrzask.Chyba Yi...kurde nie wiem...Może lepiej go poszukam...
Przeczesałem cały dom ale nigdzie go nie było.Mamka poszła na zakupy,więc go nie dręczy...Robił coś w ogródku.Pewnie tam jest...
Tylko czemu miałby krzyczeć?
Chamsko sb tu obetnę,żeby zbudować sztuczne napięcie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro