Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LX

*Yiś*

-Chyba wracasz do zdrowia.-Uśmiechnąłem się,czesząc włosy Jasia.

-To dobrze.-Westchnął.-Chcę,żebyś wypuścił mnie z łóżka...

-Przecież miałeś gorączkę.-Nadal rozczesywałem mu włosy.-I Twoja mama dokładnie Cię pilnowała...

-Szarpiesz.-Zmierzył mnie.

-Wybacz.-Pogłaskałem go po głowie.-Zrobię Ci warkoczyka,co?

-Jak chcesz.-Uśmiechnął się lekko.

-Chłopcy,jesteście głodni?-Mama Yasa wpadła do pokoju.

-Może,Pani mamo.-Yas wzruszył ramionami.

-Ooo!Apetyt Ci wraca!To dobrze.-Klasnęła w dłonie.-No to porcja zupki dla was obu!

Yas zmierzył ją unosząc brew.

-Znowu rosół?

Uśmiechnąłem się lekko.

-Przecież lubisz rosołek.Jak byłeś mały to najbardziej go lubiłeś.

-Ale ile można jeść rosół?

-Znowu wybrzydzasz...-Skarciliśmy go oboje.-Chyba już wróciłeś do zdrowia.

-Dobra,skończcie pierdolić i dajcie ten rosół...

Jakiś czas potem:

-UUU...-Stęskniłem się za pracą,wiesz?-Yas zmierzył mnie z uśmiechem,zalewając kawę.

-Może najpierw się uczesz...-Zachichotałem,gapiąc się na jego szopę i szykując jedzonko dla dzieci.

-To potem,kocie.Najpierw trzeba zjeść śniadanie.

-Już...Już...-Uspokoiłem go.-Zaraz zrobimy coś pysznego do jedzenia.

-Czekam na to...

-Chłopcy,a może ja wam coś przyrządzę?-Mama Jasia weszła do kuchni jak zawsze uśmiechnięta.

-O nie,nie.Dzisiaj ja robię śniadanie.-Odparłem wesoło,a mama Yasa jeszcze szerzej się uśmiechnęła.

-Jak to miło z Twojej strony,skarbie!Widzisz,nic tylko brać przykład!

-Chętnie wezmę taki przykład.-Uśmiechnął się znacząco.Znowu pewnie mu się chce...

Przewrocilem oczami.
Mama Jasia usiadła z nami do stołu.

-A ty znowu do śniadania w piżamie...-Zmierzyła syna.

-No i co?-Podniósł pytająco brew.

-To niekulturalne.

-Oj mamo...

-Zdziczałeś synu.-Pokiwała głową,a ja położyłem tosty na stół.

-Mmmm...

-A ręce umyłes!?-Zmierzyła go wymownie.

-Tak mamo...-Westchnął,biorąc jedzenie.

Zjedliśmy śniadanie.

-To ja się zbieram.-Yas poszedł po ubrania,a ja umyłem naczynia.

-Ubierz coś ładnego.-Uśmiechnąłem się do niego.

-No to będzie ładnie.-Puścił mi oczko.-Bardzo.

Ja przygotowałem jedzenie dla bobosiów i poszedłem je obudzić.

-Yas.Wezmiesz dzieci do przedszkola?-Wszedłem do sypialni.Akurat się przebierał.

-Mhm.-Mruknął,kontynuując ubieranie się.

-Ładnie Ci w tej koszuli...-Dotknąłem materiału,wyczuwając pod nim ciepło skóry.Pocałowałem go w usta.Nagle Usłuszałem skomlenie bobosiów.-Dokończymy to potem.-Uśmiechnąłem się i poszedłem do dzieci.

-Tylko na nie uważaj.-Mama Yasa zmierzyła Yasa.W sumie to uroczy widok.Yas trzymający dzieciaczki za rączki.

-Spokojnie.-Zmierzył ją z lekkim uśmiechem.

-Szalik ubierz.Chory byłeś.-Nałożyłem Jasiowi szalik na szyję i starannie otuliłem.

-Yi prz...

-Słuchaj Yiusia synu,bo ja Cię Dopadnę.-Mama przerwała Yasowi,a on westchnął głośno.

Wyszedł z dziećmi,a ja spojrzałem na jego mamę.

-Może zrobię kawę?-Zaproponowałem.

-O!Świetny pomysł.-Klasnęła w dłonie.-To ja ją zrobię,skoro ty zrobiłeś śniadanko.

-O!Znalazłem przepis na ciasto.-Odparłem,biorąc gazetę do rąk.

-Ciekawie wygląda.-Zajrzała do owej gazety,ktorą przeglądałem.

-Yas pewnie coś narobi...-Westchnąłem z uśmiechem.

-To nie pierwszy raz.-Zachichotała.

-No to napewno....

Nasza rozmowa polegała głównie na żartach z Yasa i ładnych wystrojach wnętrz...

************************************
-Hej!-Przywitałem się wesoło.Sona obróciła się i pomachała mi.

-A ty co tu robisz?

-A,chciałem was odwiedzić.-Uśmiechnąłem się lekko.-Gdzie Yas?

-Ktoś mnie wołał?-Usłyszałem jego głos i zaświeciły mi się oczy.

Kurde...Wygląda tak seksownie w tym czarnym fartuszku...

Zrobił zdziwioną minę,widząc mnie.

-Co tutaj robisz?-Podszedł do mnie,a ja potajemnie chwyciłem go za rękę.

-Chciałem Cię odwiedzić...

-Jak miło!-Rozpromienił się.-A co z moją mamą?

-A,poszła na zakupy.

-Może kawy?-Sona wtrąciła się.

-Mam dać wam zarobić?-Uśmiechnąłem się wesoło.

-Dołożysz się do wypłaty,którą Ci do domu przynoszę.-Yas zaśmiał się.

-Haha,no dobra.Będziesz miał na kredki.-Uśmiechnąłem się do niego.

-Jakiś ty łaskawy...-Zachichotał.-Zaraz Ci osobiście zrobię kawę...

-Cóż za zaszczyt.-Musnąłem jego rękę.-Będę wdzięczny.

-Z mlekiem i jedna łyżką cukru?

-Jak ty mnie znasz...-Poczułem jak czerwienią mi się policzki.

-Wiem to,co wiedzieć muszę.-Uśmiechnął się do mnie.-Idź sobie gdzieś usiądź.

Wybrałem jasny stolik przy oknie.Lubię czasem tak poobserwować ludzi...
Jakaś babka miała paskudną torebkę...

-Chyba dostanę za to jakiś napiwek,co?-Nagle pojawił się Yas,a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.

-Może.Ale to dopiero w domu.

-Oooo,a to ciekawe.-Zatarł ręce.

-Yas!-Wołanie zza drzwi.

-O,chyba mnie ścigają.-Uśmiechnął się przepraszająco i biegiem tam poleciał.

Westchnąłem i upiłem łyk kawy.Była wyborna...
Gapiłem się w ludzi siedzących w kawiarni.Jakieś dwie młode dziewczyny,starsza pani i dziwny koleś mierzący wszystko wzrokiem.Nic ciekawego.

Tęskniłem za Yasem...Ale przecież pracował...

Co jakiś czas pojawiał się ale głównie gadał z Soną.
Zupełnie o mnie zapomniał...Do głowy przyszła mi dziwna myśl...Znowu kręcił z Soną?W końcu to jego była...
Obserwowałem ich uważnie.Niby wszystko w normie,pracują razem...

Yi,nie bądź zazdrosny...

Poszli do skladzika,czy coś.Może powinienem to sprawdzić?
Podszedłem do drzwi,chcąc posłuchać.To trochę nie ma miejscu ale może rozmawiają o czymś istotnym...
Gadają o jakiś włosach...
To brzmi jak flirt...

-Jak możesz!?-Wleciałem do pomieszczenia,czując jak łzy zbierają mi się do oczu.

Yas i Sona zmierzyli mnie z ogromnym zaskoczeniem,a ja zacząłem szlochać.

Yas zaciągnął mnie za sobą,łapiąc za rękę.

-Jak ty mogłeś...-Rozszlochałem się.

-Ale co się stało?-Yas spojrzał na mnie ze zmartwieniem.

-Przyznaj się,że kręcisz z Soną!-Wygarnąłem mu.-Na włosy ją wyrywasz,co?!Mi nigdy nie mówiłeś,że mam śliczne włosy!-Rozbeczałem się.

-Yi,do cholery!Jak mogłeś pomyśleć,że z nią kręcę!-Był trochę zdenerwowany ale to potem zmieniło się w zmartwienie.-Nic między nami nie ma.Po prostu sona chce się ściąć na wesele i szukaliśmy dla niej fryzury...

Teraz poczułem się naprawdę głupio.Mimo to nie mogłem przestać płakać...

-Naprawdę?-Głos mi się łamał.

-Tak.-Złapał mnie za rękę.-Ty też masz śliczne włosy.-Pogłaskał mnie po głowie.-I podkabluje na Ciebie,że podsłuchujesz innych.

Nadal ciężko było mi opanować łzy.

-No już...Nie płacz,słońce.-Przytulił mnie do siebie.Wtyliłem się bardzo mocno,próbując uspokoić łzy.-Już,juz.-Czułem jak całuje lekko moja szyję.-Trzęsiesz się.

-Przepraszam...-Szepnąłem.
Tuliliśmy się jeszcze trochę.

-W porządku?-Yas spojrzał na mnie,dotykając mojego policzka.

-Mhm.-Otarłem oczy,by pokazać że jest już dobrze.

-Cieszę się.-Pogłaskał mnie po głowie.-Wiesz...Ja muszę wracac do pracy...W domu zrobimy coś miłego...-Uśmiechnął się jakoś dziwnie.Ja nadal miałem fatalny nastrój.

-To ja pójdę na spacer...-Oznajmiłem beznamiętnie.Dziwne uczucie siedzi mi w głowie.Mam nadzieję,że mama Yasa nie wykupiła całego sklepu...

*Yas*

-I co robisz,Synu?-Mama zmierzyła mnie,czytając gazetę.

-A,takie tam...Wiesz...Dla Yi.-Zacząłem zapalać świece.

-A,A...Randewu co synek?-Zachichotała,a ja poczułem że robię się czerwony.

-No i co mamo?-Podniosłem brew.

-A nic,nic.Tylko nic Yiusiowi nie zrób.-Uśmiechnęła się lekko.

-A co mam mu zrobić.-Wzruszyłem ramionami.-Nic nieprzyjemnego.

-Tylko mi ciszy nocnej nie zagłuszajcie.-Zaśmiała się,a ja zesztywniałem.

-Mamo...Bez takich żartów.

-Bo ty myślisz,że ja mam dziesięć lat i nie wiem co wy tam robicie...Własnej matki nie Oszukasz...

-Mamoo...-Zmierzyłem ją.-Idź może poczytaj książkę.

-Ooo,juz mnie wyganiasz.-Pomachała ręka.Na szczęście poszła i mogłem działać.Przygotowałem łazienkę.Kapiel to chyba dobra niespodzianka...

Usłyszałem jak zamykają się drzwi...Zleciałem na dół,gapiac się na Yi.

-Ojej...-Spojrzałem na niego.-Jesteś cały mokry...

-Złapała mnie ulewa.-Odparł ponuro,zdejmując mokre buty.

-Mam na to radę.-Pokiwałem głową.-Co powiesz na gorąca kąpiel?

-Ojej...-Yi uśmiechnął się lekko.-Jak miło.

-Pewnie zmarzłeś.-Szepnąłem mu do ucha.-Twoja skóra jest zimna...

-Może troszeczkę zmarzłem.-Potarł ręce o ramiona.-Aaa...pójdziesz ze mną do łazienki?

-Pójdę.-Uśmiechnąłem się czule i zabrałem Yi do łazienki.
Świeczki zaczęły już mocno pachnieć.

-Przygotowałeś to wszystko dla mnie?-Yi uśmiechnął się szeroko.

-Dla Ciebie wszystko.Wyskakuj z ubranek.-Musnąłem jego dłoń.

Zarumienił się.

-Nie mów mi,że się wstydzisz...

-To zawsze trochę krępujące...

-W takim razie Ci pomogę,co?-Dotknąłem jego piersi przez koszulę.Drżał.

Pokiwał niepewnie głową.Przysunąłem się do niego i lekko dotknąłem jego szyi.Zacząłem odpinać koszulę.Chciałem mu zrobić malinkę ale się powstrzymałem.Odpiąłem wszystkie guziki do końca.Yi patrzył mi w oczy,a ja położyłem dłoń na jego klatce piersiowej,wsuwając rekę pod koszulę.Skóra stała się gorąca.Zaczalem zsuwać materiał z jego ramion.Nasze twarze dzieliły milimetry.

-Tęskniłem za tym.-Yi szepnął do mnie,a ja przyssałem się do jego ust.Gdybym mógł,zdarłbym z niego wszystkie ubrania i przeleciał...

Zdjąłem z niego koszulę i wpatrywałem się w jego nagi tors.Ciągle dotykałem jego piersi.Patrzyliśmy sobie w oczy.Czułem się coraz dziwniej...

-Skąd masz tutaj siniaka?-Dotknąłem jego ramienia.

-A,to...-Dotknął tego miejsca.-Uderzyłem się o szafkę...

-To dam buzi,żeby nie bolało.-Pogłaskałem to miejsce,a Po chwili pocałowałem.

Yi uśmiechnął się lekko i wtulił do mnie.Zrobił to tak mocno,że nogi odmówiły mi posłuszeństwa i wylądował w wannie...

-Przepraszam skarbie.-Uśmiechnąłem się słodko.Yi otrzepał się.

-Jeszcze nie zdjąłem wszystkich ubrań...

-Ja też.-Uśmiechnąłem się lekko.

-To może to zrób...-Uśmiechnął się zalotnie.Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją w kąt.

-Teraz lepiej...-Yi szepnął.Rumienił się.-Wiesz co?Woda jest świetna.

-Najpierw spodnie zdejmij,a potem się kąp.

-To mi pomóż.-Yi chyba ma zalotny nastrój...

-Jak sobie życzysz.-Uśmiechnąłem się i Pomogłem mu.Yi zanurzył się w wodzie.

-Czekam na Ciebie.-Zamachał palcem,chcąc mnie przywołać.

-Kto powiedział,że będę się z Tobą kąpał...
.-Obiecałeś!-Naburmuszyl się.-Kłamczuch.

-No już,już Idę.-Wszedłem do wanny.

Yi wyszczerzył się,bo dostał to co chciał a ja usiadłem obok.

-Mam nadzieję,że Ci się podoba.-Pokiwałem głową,rozsiadając się.

-Bardzo miła atmosfera...-Wyszczerzył się,a ja delikatnie objąłem go ramieniem.Chyba mu się spodobało...

Nagle spochmurniał.

-Coś się stało?

-Teraz tak głupio się czuję z tą całą dzisiejszą akcją...-Gapił się bez słowa w wodę.-Jak mogłem pomyśleć o takich rzeczach...Że wy...

-Zapomnijmy o tym,co?-Przytuliłem go ramieniem do siebie.-Nic się nie stało.

-I tak przepraszam...-Delikatnie wtulił się do mojej piersi.

-Oj przestań się tym zamartwiać...-Poczułem sie jakoś głupio...Za bardzo się Przejmuje jedną rzeczą...-Może pomryziać Cię po pleckach?

Yi uśmiechnął się lekko.

-Jaki ty jesteś kochany...-Dostrzegłem rumiemiec na jego twarzy.

Zacząłem wodzić palcami po jego plecach.

-Jesteś spięty.-Zacząłem.

-Ja?Wcale nie.-Wzruszył ramionami.

-Twój kark jest twardy jak kamień,więc czymś się martwisz.-Dotknąłem teraz jego szyi...

-Sam już nie wiem...-Wyglądał na zagubionego.

-Wiesz,że mi możesz powiedzieć.-Spojrzałem mu w oczy.

-Nie ma problemów ale po prostu...Mam jakieś przeczucie,że coś się wydarzy...-Dotknął mojej szyi.-Zapomnijmy o tym,to głupie gadanie.

-Jak chcesz ale gdybyś czegoś potrzebował...-Ponownie pozwoliłem mu się wtulić.
Tuliliśmy się dopóki woda nie stała się zimna i Yi chciał już wyjść.
W sumie to już bym się położył do łóżeczka.

-Moje biedne plecy tego potrzebują.-Rzuciłem się na łóżko,a Yi uśmiechnął lekko i Nakrył kołdrą.

-Cóż za entuzjasta.Ty i łóżko.No,no,no...

-Zaraz Ci zapalę świeczki dla romantyzmu.-Zapaliłem kilka,bo w półmroku leżało się lepiej niż przy lampach.

-Słodko.-Otulił się tą kołdrą Jak parówka.

-Moge się wprosić do Twojej kołderki?-Zmierzyłem go z uśmiechem.

-No bardzo proszę,tylko bez sztuczek bo chcę spa...

Pocałowałem go i wskoczyłem pod kołdrę,tak że prawie leżałem na nim.

-Jakich sztuczek?-Uśmiechnąłem się szeroko.

-Właśnie takich...-Policzki Yi znowu się zarumieniły.

-A pokiziać się dasz?-Przejechałem ustami po jego szyi.

-Może.-Uśmiechnął się,a ja zacząłem go ponownie całować.
Chwilkę to trwało i było bardzo przyjemnie...

-Mieliśmy iść spać,wiesz jaki jestem zmęczony?-Yi uśmiechnął się lekko.

-A nie wolisz robić czegoś innego?-Złapałem go za ręce.

-No to dzisiaj sobie nie popierdolisz.-Yi zachichotał.-No co Ci rzedla mina.Spać.Kładź się.Pokiziam Cię po włoskach.

-Nie lubię być kiziany po włoskach.-Prychnąłem,kładąc się obok.

-Przeze mnie lubisz.-Yi odparł dumnie.-A właśnie,gdzie Twoja mama?

Ja już prawie zacząłem zasypiać.

-Pewnie spi...

-Jak wchodziłem,to jej nie widziałem.-Yi był trochę zmartwiony.

-W sumie to mogła się gdzieś zawieruszyc...Albo wpadła do piwnicy...-Wylazłem z łóżka.Na wszelki wypadek warto poszukać.Łazi zawsze po takich miejscach,gdzie mogłaby się zabić...-Pójdę poszukać...

-Iść z Tobą?-Yi patrzył na mnie lekko zmęczonym spojrzeniem.On wygląda na takiego przemęczonego.

-Zostań tu.Co Jak bobo się obudzą?-Rzuciłem tylko po to aby został.I tak zaśnie.

-O-ok...Tylko...

-Hm?Czegos potrzebujesz?

-Uważaj na siebie.Nie chcę,żebyś znów sobie coś połamał...

-Będę.A ty się prześpij.Jesteś bardzo zmęczony...-Podszedłem,żeby pocałować go w czoło.

Jak dorwę mamkę,to ją opieprzę...Chyba,że ktoś ją porwał ale kto by z nią tyle wytrzymał...

************************************
Wpadłem na górę i To obudził się do trzasku drzwi...

-I co?-Spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem.

Usiadłem zdołowany na łóżku.Trochę głupio zgubić własną matkę,prawda?

-Nie mam pojęcia gdzie jest...Wyparowała...

-Poczekaj,pójdę Po wodę.-Yi podniósł się z łóżka,a ja poleciałem za nim.-Na pewno się znajdzie.-Yi zaczął mnie uspokajać.Krążyłem zdenerwowany Po pokoju.

-A jak ktoś ją porwał?-Westchnąłem ze zdenerwowaniem.-Wariatów nie brakuje...

-Jestem pewnien,że nie.-Yi dotknął mojego ramienia.-A może już wróciła do domu?

-Tak bez pożegnania?-Myślałem,że zaraz zacznę walić w stół...

Nagle usłyszałem jak otwierają się drzwi.Prawie dostałem zawału.

-A wy jeszcze nie śpicie?-Moja mama zmierzyła nas z zaskoczeniem.
Chętnie bym jej czymś przywalił ale nie wypada,a poza tym klepa będzie i to trzy razy mocniej.

-Czemu znowu zniknęłaś bez słowa!?-Wtuliłem się do niej bardzo mocno.Miałem jakieś dziwne wrażenie,że się poryczę...-Gdzieś ty była!?

-Ja?U starej przyjaciółki.-Odparła szybko.-Tak żeśmy się zgadały...No ale nie chciałam zostawać na noc,bo ktoś was przecież musi pilnować...

-Cholera jasna,mamo!-Nadal trwałem w nią wtulony.-Czemu nic nie powiedziałaś!?

-Zaciągnąłeś Yi do łazienki,to nie chciałam wam przeszkadzać.-Wzruszyła ramionami.-Potem jeszcze powiecie,że was podglądam.

-Zatłukę Cię mamo...

-Oj wiem,że mnie kochasz.-Pogłaskała mnie po głowie.-Nie martw się tak mamusią,bo mamusia sobie sama świetnie poradzi,a ty drgawek dostaniesz.No już,już taki duży a panikuje jak mnie nie ma.

-Robisz różne dziwne rzeczy i trzeba Cię pilnować.-Mruknąłem cicho.

-Mówisz zupełnie jak Twój ojciec.-Przewróciła oczami,a potem dotknęła moich włosów.-Ile spałeś?

-Nie spałem.-Wzruszyłem ramionami.-Szukałem Cię.

-To na co czekasz!?Do łóżka!-Popchnela mnie w stronę schodów.-I ty Yi też.Wyspać się,wyglądacie jak trupy.

W sumie wizja ciepłego łóżeczka i Yi obok wydawała się ciekawa...

-Widzisz,mówiłem że się znajdzie.-Yi dotknął mojego ramienia,gdy kładliśmy się do łóżka.Wtuliłem się w Yi.Chciało mi się tak cholernie spać...

-Dobranoc.-Rzuciłem szybko i poczułem Glaskanie po głowie.

-Mam nadzieję,że nie będziesz miał koszmarów...-Szepnął.

Teraz poczułem taki głupi dreszcz.Doskonale wie,że mam koszmary...

************************************
Obudziło mnie palące słońce.Oczy ledwo się otworzyły.Czułem się jak na kacu,a Yi nie było w łóżku...Szybko wstał...

Poleżałem chwilę w łóżku i zerwałem się po jakichś dziesięciu minutach.Zszedłem na dół,żeby poszukać Yi.

Siedział w szlafroku dość zaspany i popijał kawę.Mama latała po kuchni jak szalona...Skąd ona ma tyle energii?

-O dzień dobry,synek!-Zwróciła na mnie uwagę,a ja Mruknąłem kilkukrotnie.Nadal w cholerę chciało mi sie spać.-Wyspałeś się?

-Nie.-Rzuciłem i usiadłem obok Yi.

-Ojoj.To zjedz śniadanko.-Pogłaskała mnie po głowie.-Na pewno będziesz miał dużo energii.

-Pięknie pachnie.-Yi pochwalił jedzenie,pijąc kawę.

-A Tobie jak się spało?-Zacząłem temat.

-Ujdzie...Ale dusiłeś mnie włosami...

-Jestem pewnien,że chciały Cię tylko przytulić.-Uśmiechnąłem się słodko.

-Bardzo się rzucałeś...

-Aj tam.To nic.-Machnąłem ręka.-Jedz,bo zjem za Ciebie.

-Ani się waż!-Mama zmierzyła mnie wymownie.

-No dobra,dobra...-Machnąłem ręka.-Jakieś zajęcia macie?

-Ja muszę popracować trochę w ogródku.-Yi zaczął,a mamka zaczela gadać z kimś przez telefon.

-Pomóc Ci?

-Nie,nie.Kwiatki mi połamiesz.Zajmij się czymś.Miałeś obraz skończyć.

-O...No tak...Zapomniałem...

************************************
Chyba znowu zasnąłem...

Obudził mnie dopiero jakiś wrzask.Chyba Yi...kurde nie wiem...Może lepiej go poszukam...
Przeczesałem cały dom ale nigdzie go nie było.Mamka poszła na zakupy,więc go nie dręczy...Robił coś w ogródku.Pewnie tam jest...

Tylko czemu miałby krzyczeć?

Chamsko sb tu obetnę,żeby zbudować sztuczne napięcie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro