Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LVIII

*Yiś*

-No zjedz...troszeczkę...-Podniosłem łyżeczkę i skierowałem w kierunku dziecka.-Bo matkowi będzie przykro...

Ignis jak na złość nie chciał jeść.Resztę dzieci udało mi się jakoś nakarmić ale Ignis ma dziś buntowniczy nastrój...
Próbowałem różnych sposobów ale średnio pomagały...

-Co tam knujesz?-Usłyszałem głos Yasa i obróciłem się do niego.

-Próbuję nakarmić bobo...-Westchnąłem ze zmęczeniem.Yas wziął się pod brodę.

-Może ja spróbuję go nakarmić?

Spojrzałem na Yasa,trzymając łyżeczkę w powietrzu.

-Sona Cię zabije,jak się spóźnisz...
(Jasiunio wrócił udawać że pracuje,a tak naprawdę wcina pączki z Sonią na kuchni)

-Nie spóźnię się.-Machnął ręka.-Daj,ja go nakarmię.

-To się trochę pomęczysz.-Zrobiłem mu miejsce.-Zupełnie nie chce jeść...A już tylu sposobów probowałem...

-Spokojnie.-Yas uśmiechnął się,jakby nigdy nic i zaczął karmić dziecko.O dziwo jadło,nie marudziło.Po prostu jadło.Zrobiłem zaskoczoną minę ale odetchnąłem z ulgą,że dzieciak zaczął jeść.

Przyszykowałem bobosie do przedszkola.Tak,mój pomysł wypalił.Dzieci potrzebują integracji z innymi rówieśnikami.Tylko wtłuc to Jasiowi...Najpierw marudził,że jakaś obca baba ma pilnować jego dzieci,a potem chciał we mnie rzucić butem...Ale z dwojga złego wyszło na moje i dobrze.Rzuciłem okiem na Yasa.Siedział sobie przy stole,jakby nigdy nic.

-Leć,bo sie spóźnisz!-Zmierzyłem go a ten podniósł się powoli i spojrzał mi w oczy.

-Już lecę,lecę.-Przeciągnął się powoli,zupełnie się nie spiesząc.

-Bo powiem Twojemu szefowi,że z Sonią zajadacie się pączkami za kuchnią...-Zastosowałem ultimatum,licząc że coś to da.Yas rzucił na mnie okiem,a po chwili w końcu zaczął się ruszać.

-Jak to zrobisz,to dostaniesz butem po uszach...-Wziął parę glanów do rąk,a ja zacząłem ubierać kurtki bobosiom.-Obiecuję Ci to.

-I tak tego nie zrobisz.-Uśmiechnąłem się lekko,a Yas musnął mnie w czoło.

-Zobaczysz.-Wziął ze sobą bobosie.-Naślę na Ciebie bandę małych terrorystów i będą Cię szarpać za włosy...

Zachichotałem,widząc nieszczęśliwą minę Yasa,gdy jedno bobo kurczowo złapało się jego włosów.

-Przecież lubisz jak Ci się czochra kitę.-Uśmiechnąłem się,a Yas przewrócił oczami.

-Dobra,bo zostanę łysy...-Wziął bobosie za rączki i wyszedł.Teraz w domu było za cicho i spokojnie...

Ogarnąłem cały dom,bo Yasa nie było i nie zdążył mnie uprzedzić...Czemu musi wstawać o piątej i mnie we wszystkim ubiegać...Skończyłem dość szybko i usiadłem na moment z książka.Miałem teraz więcej wolnego czasu ale brakowało mi towarzystwa...Ale to nic....

-Jej...-Przeczytałem książkę i spojrzałem na zegarek.Już grubo po południu...Chyba pójdę już po bobosie.Sprawdziłem czy coś w kuchni się nie gotuje i poszedłem się ogarnąć.Szkoda,że Yas wraca dopiero wieczorem...

************************************
-Hej!-Spojrzałem na Yasa,który wszedł do domu.Wyglądał na wykończonego...

-Hej,Yiuś...-Westchnął,padając na krzesło.

-Chcesz herbatki?-Zaproponowałem z uśmiechem,a Yas kiwnął głową.

-Chyba się już położę...-Westchnął ze zmęczeniem.-Padam.-Dotknąłem jego ramienia.

-Sona Cię aż tak zamęczyła noszeniem garów?-Uśmiechnąłem się ,a on dotknął mojej dłoni.

-Tia...Dziś się akurat uwzięła.

-No to idź się wyśpij.-Pocałowałem go w czoło,a on objął mnie w pasie.

-A ty nie idziesz ze mną lulkać?Kogo mam przytulać?-Uśmiechnął się do mnie,a ja dotknąłem jego Policzka.Zachowujemy się,jakbyśmy sie z miesiąc nie widzieli.

-Za moment.Wezmę prysznic i do Ciebie Idę.

-Trzymam za słowo.-Odparł,po czym poszedł powolnym krokiem do sypialni.

Jakiś czas później,tak btw:

-Ile macie jeszcze tych wesel?-Mruknąłem oparty o blat,a Yas robił nam coś do zjedzenia.-Stęskniłem się.

-Przepraszam Yiuś...-Yas spojrzał na mnie jakby...smutno?-To nie moja wina...Po Twojej minie mam wrażenie,że Cię trochę zaniedbuję...

-N-nie.-Dotknąłem jego ramienia.-To nie tak...Po prostu chciałem spędzić trochę czasu razem...-Wtuliłem się do Jasia,a on położył dłoń na mojej głowie.

-Hm...Może w sobotę pójdziemy na kolację?-Uśmiechnął się lekko.

-Będę pamiętał.-Ja też się uśmiechnąłem,czując poprawienie humoru.-Coś Ci skwierczy na patelni.

Spojrzał w stronę kuchenki i nagle zerwał się jak oparzony.

-O!Jajka się przypalają!

-Dobrze,że nie Twoje.-Mruknąłem z uśmiechem ale Yas poleciał już do kuchni.

************************************
Nie chcę narzekać ale wieczorami samotność szczególnie mnie dobija.Bobosie śpią,Yas nie wrócił...Szkoda...
Wyklepałem poduszkę i odłożyłem książkę na półeczkę.Tęsknota trochę mnie męczyła.A o spaniu to nie ma mowy.Nie uda mi się to o tej porze.Wtuliłem się w świeżo uklepaną poduszkę i spojrzałem w okno.Nic ciekawego,jest zbyt ciemno by coś zobaczyć.Obróciłem się na drugi bok.Yas znowu zrobił w szafie burdel i nie posprzątał...Może teraz to zrobię?
Podszedłem do niej i zacząłem układać rzeczy,kiedy trafiłem na kawałek niebieskiego materiału.

-Szalik Yasa?-Znowu go zapomniał.Ścisnąłem materiał w dłoni i ogarnęła mnie ponowna tęsknota...Była silniejsza.

Usiadłem na łóżku i wtuliłem się w materiał,lekko chłonąc jego zapach.Nie mogłem przestać...Chyba za mocno odczuwałem samotność.Siedziałem tak moment,otulając się szalikiem i dotykając lekko jego miękkiego czubka.

-Tęsknię...-Jęknąłem,delikatnie całując materiał.Chciałem się przytulić nie tylko do szalika ale i do jego właściciela...
Uczucia się we mnie mieszały jak nigdy dotąd...Sięgnąłem ręka do spodni.Czułem się trochę zaniedbany...Dotykałem niepewnie swojego krocza,nadal tuląc się do szalika.Wzmagał moją tęsknotę.Wraz z nią rosło pożądanie...Zacząłem cicho mruczeć,jakbym robił to po raz pierwszy...Spodnie zaczęły mi trochę przeszkadzać.Zdjąłem je powoli i przyspieszyłem trochę ruchy.Ciepło rozlało się po moim ciele.Tuliłem się w szalik,zaciągając jego zapachem.Dziwnie się czuję,robiąc takie rzeczy.

-Już jestem...-Usłyszałem głos Yasa i nagle nasze oczy się spotkały.Szalik natychmiast wyleciał mi z rąk.Od pasa w dół byłem nagi.Zrobiło mi się strasznie wstyd.Zostało mi tylko zakryć się ogonem...Ja i Yas gapiliśmy się na siebie dłuższy moment...

-Chodź do mnie Yas...-Jęknąłem cicho.Jas gapił się na mnie bez Słowa.Chciałem się kochać...Długo i namiętnie...

Yas usiadł obok na łóżku i dotknął mojego policzka.Drgnąłem...Patrzył mi w oczy,przesuwając palce na brodę.

-Bierz mnie Yas...-Szepnąłem,patrzac mu w oczy.Po chwili pocałowałem go namiętnie,pozwalając by nadal chwytał mnie za brodę.-Tęskniłem...

-Oj Yi...-Uśmiechnął się lekko.-Trzeba było prosić...-Pocałował mnie lekko w usta.Otulił mnie ramieniem,jakby chciał ukołysać do snu,spletliśmy palce nadal wymieniając pocałunki.Nagle wykonałem pchnięcie i Przewrocilem Yasa na łóżko.Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.Uśmiechnąłem się zalotnie,dotykając guzika na stójce jego koszuli.

-Ha!Ha!Teraz Cię mam!-Zachichotałem i musnąłem Yasa w szyję.Klepnął mnie w tyłek,a ja mimowolnie oblałem się różem.Mógł wsadzić mi palce w pewne miejsce,gdyby chciał...

Szarpnąłem za guziki,odpinając pierwsze cztery.Dotknąłem lekko odsłoniętej klaty Jasia.

-Mmmm...Co my tu mamy...-Uśmiechnąłem sie,zataczając kółeczka na jego sutku.Mruknął cicho i dotknął delikatnie mojej dziurki.Jęknąłem.Pomogłem mu zdjąć koszulę i zacząłem wodzić dłonią po chłodnym brzuchu,głaskając palcami wydatne mięśnie.Ręka Jasia wślizgnęła się pod koszulkę na moich plecach.Czułem się prawie nagi...

Zamruczałem Yasowi do ucha,a ten brutalnie mnie pocałował.Trochę zabolało ale naprawdę cieszyłem się jego towarzystwem...Złapałem go za nogę i otrzymałem zaskoczone spojrzenie.

-Nie pozwalaj sobie.-Uśmiechnął się lekko,a ja przyniosłem powoli dłoń na biodro.

-Wryyy...(Lord Yi Dio xD)-Zamruczałem,zbliżając się powolnymi gestami do jego spodni.Yas dotknął mojej dłoni i uśmiechnął się znacząco.

-O nie.Nie próbuj.

Ale ja tylko pokiwałem głową i chwyciłem spodnie zębami.
Yas zmierzył mnie z zaskoczeniem i westchnął cicho.Dotknął mojego policzka,jakby chciał mnie odepchnąć ale się rozmyślił...

-Drapieżnik...-Szepnął i przeniósł dłoń na moje włosy.Spojrzałem mu w oczy,a potem pochyliłem się z lekkim uśmiechem.

-Mrrr...-Zacząłem powoli ssać jego męskość.Poczułem stanowcze szarpnięcie za włosy.Przymrużyłem oczy,starając się spisać jak najlepiej.Raz głaskał mnie po głowie,raz szarpał za włosy.Cicho mruczałem,czując przypływ podniecenia.Przyspieszyłem ruchy,czując jak Yas dociska moją głowę do samego końca.Zacząłem się trochę dławić.Yas na chwilę mnie puścił,a ja spojrzałem na niego,łapiąc oddech i trzepocząc rzęsami.Uśmiechnął się lekko i dotknął mojej szyi.

-Może trochę zmienimy repertuar?-Zmierzył mnie zalotnie,a ja podniosłem się i usiadłem obok

-Jak sobie życzysz...-Wymieniliśmy długi pocałunek,a Yas nagle we mnie wszedł.

-Grzeczny kotek.-Pogłaskał mnie za uchem,a ja położyłem głowę na jego ramieniu.

-Yas...-Jęknąłem,powoli poruszając nogami.-Tęskniłem...

-Jestem z Tobą.-Mruknął mi do ucha,otulając ramionami i nadal glaszcząc za uchem.Jęczałem cicho,tuląc się do niego.
Czułem ogarniające mnie ciepło.-Dobrze Ci?

-Ta-ak...-Westchnąłem,lekko się uśmiechając.Yas odrobinę przyspieszył.Przymrużyłem oczy i uniosłem głowę do góry.Nie było Dobrze.Było wspaniale.Trwaliśmy tak,dopóki nie zacząłem coraz głośniej jęczeć...byłem już tak blisko.

-Kiciuś...-Yas uśmiechnął się lekko,a otworzyłem na moment oczy.

-Yas...Yas...Ojej...-Jęczałem jego imię i mocno wtuliłem się w jego szyję,dochodząc.Po chwili on zrobił to samo.Przytuliłem się,patrząc na niego z lekkim uśmiechem Usmiechem.

Yas spojrzał na mnie i dotknął mojego policzka.

-Idę się napić.-Mruknąłem,idąc Po szklankę wody.Gdy wróciłem,Yas spał wtulony w poduszkę.Musiał być bardzo zmęczony.

-Dobranoc.-Szepnąłem i Wślizgnąłem się pod jego ramię,słuchając serduszka.

Jakiś czas później again:

-Wieesz co?-Yas zmierzył mnie,lekko unosząc brew.Podniosłem wzrok i nasze oczy spotkały się na krótki moment.-Bobo jakoś dziwnie się zachowują...

-To znaczy?-Oderwałem się na moment od książki.

-No nie wiem...-Wzruszył ramionami.-Nie zauważyłeś,że są jakieś osowiałe?

-Może troszeczkę...-Utkwiłem spojrzenie w Jasiu,który wyglądał na naprawdę zmartwionego.Postanowiłem zajrzeć do nich.Wszystko narazie wyglądało w porządku.Mimo to,czułem że coś jest nie tak...

Poszedłem do pokoju,żeby zajrzeć co u dzieci.Spały ale nie wyglądały najlepiej.Yas ma rację,coś jest z nimi nie tak.Nie wygląda to na przeziębienie...
Były blade i lekko się trzęsły.Martwi mnie to.

-I co?-Yas pojawił się za mną.Spojrzałem na niego z lekkim zmartwieniem.

-Są chore.Tylko nie wiem co to jest...-Spojrzałem na nie i nagle mnie oświeciło.

-Yi?

-To ospa.-Dotknąłem włosów Gae.Yas zmierzył mnie z zaskoczeniem.-Wysypało je.-Zobaczyłem delikatne plamki na skórze.Złapały ją pewnie w przedszkolu.

-Ospa?-Yas zrobił oczy jakbym mu powiedział,że ma raka na czole a potem na moment odzyskał rezon.-Ty i to Twoje przedszkole...

-Przestań marudzić.-Zganiłem go.-Miałeś ospę?

-Nie mam pojęcia.-Wzruszył ramionami.-Może mamka będzie pamiętała...

-To idź zadzwoń.-Odparłem i poszedłem zająć się bobosiami.Biedactwa...

Po chwili posłuchałem jak Yas gada z mamką i po chwili wszedł do pokoju.

-I co?

-Tak się składa,że nie miałem.-Wzruszył ramionami.

-To już idź się połóż najlepiej,bo Ciebie też weźmie.

-Ja to mam kurwa szczęście...-Westchnął ze zdenerwowaniem.

-Nie marudź.Będę Twoją pielęgniarką.-Starałem się poprawić mu humor.

-Chociaż to mi się w tym wszystkim podoba.-Uśmiechnął się i poklepał mnie po tyłku.

-Połóż się już lepiej,bo w zęby dostaniesz.-Pokazałem mu język,a on przewrócił oczami.

-Pielęgniarki nie biją pacjentów...

-Ty nie jesteś chory.-Zmierzyłem go,a on pokiwał palcem.

-Ale będę.Więęęc...możesz mi zrobić kolację.-Zachichotał,a ja wziąłem się pod boki.

-Skoro muszę...-Bardziej martwiłem się dziecmi niż wściekłym,glodnym Yasem ale to przynajmniej kłopot mniej.

-To chyba nici z kolacji...-Yas rzucił na mnie smutno okiem.

-Jak pójdziesz do łóżka,to zrobię Ci spaghetti i Cię nim nakarmię.-Uśmiechnąłem się,a Yas od razu się rozpogodził.

-Umowa stoi!-Poleciał zwawo do sypialni.Zupełnie Jak mały chłopiec...

Zrobiłem to spaghetti,żeby Yas nie marudził że go robię w cygana i poszedłem do pokoju.Siedział na łóżku i gapił się w telewizor.Od razu rzucił na mnie okiem.Uśmiechnąłem się lekko.

-Oooo!Moje jedzenie.

-Myslałem,że raczej ucieszysz się na mój widok...-Wzruszyłem ramionami.

-Na Twój widok to się zawsze cieszę i nie muszę mówić,zapomniałeś?-Uśmiechnął się lekko,a ja zamrugałem kilka razy oczami.

-To słodkie...

-Jak ty.-Yas uśmiechał się ponownie,a ja poczułem że się rumienię.

-Nie podlizuj się tylko dlatego,że mam jedzenie.-Usiadłem obok.-Nakarmić Cię?

-Przecież umiem jeść...-Zmierzył mnie jak debila,a ja uśmiechnąłem się lekko.

-Nie umiesz.Uwalisz tym całe łóżko...

-No dobra.Wiem,że chcesz mnie nakarmić.-Zachichotał,a ja Pokiwałem głową.

-No to leci samolocik.

-Ej no ale nie mam pięciu lat.-Zjadł,to co mu dałem i zmierzył mnie jakbym był upośledzony.

-Mentalnie masz.-Zaśmiałem się i zanim zdążył się odezwać,wepchnąłem mu jedzenie do buzi.

W sumie to śmialiśmy się i rozmawialiśmy jak małe dzieci,aż w końcu poczułem się trochę zmęczony i oznajmiłem że Idę do łóżka.Yas nie chciał pozostać mi dłużny i zrobił to samo.

-Spróbuj marudzić w nocy,że coś Cię boli.-Zmierzyłem go z usmiechem.

-Boli mnie nos.-Zachichotał,a ja wtuliłem się w poduszkę.Trochę martwiłem się o bobosie.Yas sobie jakoś poradzi,a one...
Przez to nie mogłem myśleć o spaniu.

-Coś Cię dręczy?-Jaś dotknął mojego ramienia.

-Martwię się o dzieci.-Otuliłem się kocem.

-Będzie dobrze.-Yas uśmiechnął się lekko,a ja probowałem myśleć pozytywniej.-Przynajmniej ty się nie pochorujesz.

-Ja dzieciństwo spędziłem w łóżku.-Westchnąłem,przypominając sobie,że łapałem prawie każdą chorobę.

-A ja myślałem,że na drzewie.-Yas zarechotał,a ja lekko pociągnąłem go za ucho.

-Pielęgniareczka radzi Ci iść spać,bo dostaniesz kopa w pewne miejsce.

-Dobra,dobra.Tak jest.Już idę.-Oparł się na poduszce,a ja wtuliłem się w swoją i w Jasia.

-W końcu.-Uśmiechnąłem się.Było mi tak ciepło,że miałem wrażenie iż usnę.Yas to już spał i chrapał tak,że ziemia się prawie trzęsła.Ponownie się uśmiechnąłem i szturchnąłem go w ramię,zakładając sobie poduszkę na ucho.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro