Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LV

*Yas*

Trzaski naczyń sprawiły,że przebudziłem się z lekkiej drzemki.Spojrzałem na zegarek.Wskazywał równo 4:30.Doskonale wiem kto tak wcześnie potrafi wstawać...Obróciłem się na drugą stronę łóżka.Yi słodziutko spał.Nie chciałem go budzić ale potrzebowałem towarzystwa.

-Yiuś,wstawaj!-Szturchnąłem go w ramię,a on mruknął tylko i obrócił się na drugi bok.

-Mmm...Yas...wiesz,że lubię jak jesteś ostry...-Wymruczał przez sen.

-No ja wiem,wiem.-uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po głowie.-Zaprezentuję Ci,jeśli zechcesz się obudzić.

-Ohhh...Ale nie tak mocno...-Jęknął przez sen,a ja szturchałem go po głowie.-Ale ty jesteś gorący...mrrr...

-Obudź się słońce.-Mówiłem do niego ale jeszcze się nie obudził.Aż dziwne.W końcu stwierdziłem,że tak nic nie zrobię więc mocno szarpnąłem bo za włosy.

-Pobudka,karpiu!-Krzyknąłem mu do ucha,a Yi pisnął,podskoczył i spadł z łóżka.

-CZY CIEBIE POJEBAŁO!?-zmierzył mnie zabójczo i podniósł się z podłogi,otrzepując piżamę.

-Nie chciałeś się obudzić sam...-Machnąłem ręka.-Co Ci sie śniło?O kim lub o czym śniłeś?

-Eeee...-Yi speszył się nagle i cała jego złość zniknęła.-O niczym.Takie tam bzdury.

-Sratatata.-Klepnąłem część łóżka i Yi od razu na niej usiadł.-Przyznaj się.Słyszałem co mówiłeś przez sen.

-Nieważne...-Kiwnął głową,a ja przybliżyłem się do niego.

-No pochwal się.-Nadal napierałem z lekkim uśmiechem.

-Może chcesz zobaczyć?-Yi uśmiechnął się zalotnie,a ja złapałem go za pośladek,aż podskoczył.

-To pokaż co masz do zaoferowania.-Szepnąłem mu do ucha,a on od razu mnie pocałował.Zaczęliśmy się powoli obściskiwać.Yi był jakoś dziwnie pewny ale nie żeby mi się nie podobało.Przewróciłem go pod siebie i kontynuowałem pocałunki,a on głaskał mnie po plecach i cicho pomrukiwał.

-Trzesiesz się.-Zauważyłem jego lekko gęsią skórkę.

-Trochę tu zimno...-Yi rozejrzał się,a ja narzuciłem na nas kołdrę.

-Teraz cieplej?-Uśmiechnąłem się do niego i złapałem za brodę.

-O wiele.-Musnął moje usta i ponownie się obściskiwaliśmy.Minęło trochę czasu,a ja postanowiłem zsunąć się na szyję.Yi od razu zareagował,delikatnie otwierając usta i chwytając moją dłoń.

-Ciepło?-Mruknąłem,gładząc ustami jego obojczyk,a on pokiwał głową.

-Gorąco...-szepnął,a ja wtuliłem twarz w całą jego szyję i zacząłem obcałowywać całość.

-To świetnie.-Zacząłem go gładzić Po brzuchu.Co chwilę szukał mojej dłoni,a ja mu ją dawałem.Po chwili poczułem,że coś spycha mnie na poduszkę,za włosy.

-Powinieneś się położyć.-Yi uśmiechnął się,a ja dotknąłem jego policzka.

-Ty sprytna kurwo.

Yi pokazał mi język,a potem wepchnął go do ust.Nasze języki tańczyły ze sobą,przeplatając się co jakiś czas.Czas zdawał się zatrzymywać...

-Masz ochotę na coś miłego?-Yi uśmiechnął się zalotnie.Zniżył dłoń do mojego krocza i już wiedziałem co chce zrobić.

-Może m...

-Chłopcy,wstawajcie na śniadanie!-W drzwiach pojawiła się moja mama,a Yi błyskawicznie się do mnie wtulił i ukrył pod kołdrą.

-Uh...Śniadanie tak wcześnie?-Skrzywiłem się,głównie niezadowolony,że nam przerwała.Akurat w takim momencie...

-Nie rob takiej miny,bo Ci tak zostanie.-Skarciła mnie.-Wstawaj na śniadanie!Zaraz wszystko wystygnie!

Yi nadal leżał wtulony we mnie z zakłopotaniem wypisanym na twarzy.

-Może najpierw poranny prysznic?-Zmierzyłem ją,a ona pokiwała głową.

-Tylko szybko.Zaraz wszytko będzie zimne.

Zamknęła za Sobą drzwi,a Yi spojrzał na mnie smutno.

-Następnym razem.-Pogłaskałem go po włosach.-Chodź myju,myju.

-Od kiedy chcesz kąpać się razem?

-Zawsze chciałem,to ty nie chcesz.-Uśmiechnąłem się do niego,a on przekrzywił głowę.

-Więc korzystaj,zanim zmienię zdanie...

-No to ściągaj swoje fatałaszki i idziemy myju!-Zachichotałem i zaciągnąłem go do łazienki.Yi pisnął,a ja po chwili zamknąłem drzwi.

-Rozbierasz się,czy ja mam Cię rozebrać?-Zmierzyłem go oczekująco.

-Właściwie to nie chce mi się myć...-Yi wzruszył ramionami,a ja złapałem go za rękę i objąłem w talii,łapiąc za brodę i podciągając ją do góry.

-Obiecałeś,że się że mną umyjesz.-Szybkim ruchem zdjąłem mu szlafrok z ramion,rzuciłem w kąt i zacząłem delikatnie podciągać koszulkę.Nie protestował.Pewnie pragnął bym go rozebrał ale bał się powiedzieć.

-Um...

-Grzeczny chłopiec.-Koszulki też się pozbyłem i zacząłem wodzić powolnymi ruchami po jego brzuchu.

-Możesz się trochę pospieszyć?-Spojrzał na mnie z zarumienioną,zaskoczoną i speszona twarzą.

-Oczywiście.-Złapałem go za spodnie i stanowczo pociągnąłem w dół.Yi drgnął,a ja pocałowałem go delikatnie w szyję.

Speszył się ale pozwolił mi na obejmowanie i głaskanie.Mruczałem mu w szyję,a on patrzył na mnie z całą czerwoną twarzą.

-Słodko się czerwienisz...-Mruknąłem mu do ucha,a on wtulił się we mnie,lekko ocierając.

-Mieliśmy się myć...-Przewrócił oczami,a ja złapałem go za biodra.

-Mamy czas...-Uśmiechnąłem się,nadal kontynuując swoje pieszczoty.

-Uh...-Yi obrócił się,licząc że uda mu się mnie rozebrać.

-Nie tędy droga.-Wepchnąłem go do kabiny i sam zdjąłem z siebie ubranie.-No dobrze,możemy zacząć się myć.

-Na to liczyłem.-Yi spojrzał na mnie speszony,a ja objąłem go,delikatnie przyciągnąłem do sciany i zacząłem powoli całować.Jego usta w porównaniu z gorąca wodą były lodowate.Obejmowaliśmy się i muskaliśmy nawzajem.Yi mruczał mi coś do ucha,a ja ignorowałem to i czule głaskałem go po plecach.Przeniosłem się na jego Szyję.Wział głęboki wdech i mruknął głośno.Zacząłem mu robić delikatną malinkę ale Yi Odepchnął mnie od siebie.Zmierzyłem go zabójczo i przylgnąłem do jego brzucha.

-Yasuo...-Szepnął,ocierając się o ścianę.

-Coś nie tak?-Spojrzałem na niego,a on pokiwał tylko głową.

-Nie,nic.Kontynuuj.-Jęknął,a ja ponownie wtuliłem się w jego brzuch.Smakowałem każdą jego część a Yi jęczał cichutko i zmysłowo...Robi to specjalnie.

-Yas...-Poczułem jak chce zrobić mi delikatną malinkę.Nic z tego.Złapałem go za brodę i zmusiłem do brutalnego pocałunku.

-Yas...Wiesz czego chce...-Szepnął,dotykając mojej szyi.

-A zasłużyłeś?-Uśmiechnąłem się do niego lekko,zmuszając do kolejnego brutalnego pocałunku.

-Myślę,że tak...-Spojrzał na mnie błagalnym spojrzeniem.Przyciągnąłem go do siebie i ponownie pocałowałem.

-No ja tam nie wiem...-Grałem na zwłokę.Yi spojrzał na mnie.Woda seksownie opadała mu z włosów.

-Yas...-Spojrzał na mnie i dotknął ponownie mojej szyi.-Daj sobie już spokój...

Westchnąłem wymownie.

-Niech już Ci będzie...-Szarpnąłem go w dół,a on pisnął i upadł na kolana.

-Dziękuję.-Spojrzał mi w oczy i zaczął robić swoje.Powoli...drażniąco...

-Yi...-Mruknąłem,szarpiąc go za włosy,a on tylko zatrzepotał rzęsami i spojrzał mi zalotnie w oczy.

-Chłopcy zaraz wszystko wystygnie!-Nagle mama musiała się przypomnieć.Zawsze w najgorszych momentach.

-Jeszcze chwilkę!-Krzyknąłem,odpychając Yi od siebie.Spojrzał na mnie z niezadowoleniem.

-Znowu wszystko na szybko...-Szepnął,tuląc się we mnie.

-Chcesz,możemy to przełożyć na kiedy indziej...-Spojrzałem na niego,a on pokiwał głową.

-Nie.Dokończmy...-Westchnął.Ponownie przyciągnąłem go do ściany i powoli w niego wszedłem.

-Już skończyliście!?-Moja mama najwyraźniej bardzo się niecierpliwiła...

-Momencik!Yi się myje!-Znowu kupiłem nam trochę czasu.

-To szybko.Jedzenie stygnie!

Yi zaczął coraz głośniej jęczeć,a ja zatkałem mu usta ręka.Napierałem coraz mocniej,a on oparł głowę o ścianę,jęcząc przyduszony moją ręka.

-Już!?

-Nie mamo.-Mruknąłem z oburzeniem.Yi coraz głośniej mruczał.Starałem się go uciszyć ale ma próżno.

-Dusisz mnie...-Jęknął,a ja osłabiłem Trochę uścisk.Przytuliłem się w jego Szyję.Ponownie zaczął mruczeć.Dobrze,że woda go trochę zagłuszała.

-Chłopcy!-Miałem wrażenie,że mama zaraz wyłamie drzwi.

-No to nie moja wina,że Yi się tak długo myje!-Rzuciłem.Yi zmierzył mnie,a ja uderzyłem go wymownie w prostatę,sprawiając że zawył ze spełnienia.

-Nadal mnie duszisz.-Uśmiechnął się słabo i osunął się na ścianę.

-Zaraz tam do was wejdę,jak zaraz nie przyjdziecie!-Miałem wrażenie,że naprawdę może to zrobić.

-To chyba koniec tego dobrego.-Odparłem naburmuszony (bo nie doszedł).-Ta kobieta zaraz przejdzie przez okno,żeby zobaczyć co robimy...-Znowu pukanie do drzwi.

-Mam tam do was wpaść i was pogonić?Jedzienie na pewno jest już zimne.

-Mamo,jeszcze się nie ubraliśmy.-Mruknąłem,a Yi trząsł się obok owinięty ręcznikiem jak kobieta.

-A to przepraszam.Ale pospieszcie się.

-Yi wiesz,co?Zapomnielismy o ciuchach.-Westchnąłem,a on popatrzył na mnie z uśmiechem.

-Coś się znajdzie.Wczoraj prasowałem i nie zaniosłem wszystkiego do szafek.-Zaczął grzebać w stercie ubrań i po chwili rzucił mi kilka rzeczy do rąk.

No nie.Tylko nie ten sweter.Nie cierpię go ale dostałem od Yi na urodziny...Jeszcze mu się przykro zrobi...

Ubraliśmy się szybko i wyszliśmy z łazienki.

-No w końcu!-Moja mama zabijała nas wzrokiem.-I teraz muszę wszystko odgrzać.

-Przepraszamy...-Yi podrapał się za uchem,a ja Przewrocilem oczami.

-Ale ładny golf!-Spojrzała na Yi i jego sweter,a on uśmiechnął się słabo.

-A dziękuję.

-A Tobie trzeba spodnie zaszyć.Jak ty łazisz!-Uczepiła się mnie.

-One mają takie być.-Wzruszyłem ramionami.

-Im starszy,tym bardziej dziwaczejesz...-Przewróciła oczami.-No,to ja idę to odgrzać.-Wzięła miseczki z ryżem i zniknęła w kuchni.

-Nie chce mi sie jeść.-Zaczalem marudzić.Zupełnie straciłem humor.

-Oj nie wybrzydzaj.-Yi uśmiechnął się lekko.-Twoja mama zrobiła nam śniadanie.Poza tym,Twoj sweter świetnie pasuje Ci do oczu.

Nie znoszę wełnianych swetrów.Wygladam Jak ciota.

-Już jestem.Wszystko cieplutkie.No,chłopcy jedzcie.

Coś tam podziubałem ale zupełnie nie miałem ochoty na jedzienie.

-A ty co tak mało zjadłeś.-Moja mama od razu zwróciła na to uwagę.

-Po prostu nie chce mi się jeść.-Wzruszyłem ramionami,odsuwając od siebie miseczkę.

-Dziecko,czy ty jesteś chory.-Przyłożyła mi rękę do czoła.-Od kiedy nie masz ochoty na jedzenie...Może Cię nakarmic?

-Bez przesady...-Stanowczo pokiwałem głową.

-To ja go nakarmię.-Yi uśmiechnął się wesoło.Miałem mu powiedzieć,żeby dał sobie spokój ale poczułem jedzenie w ustach.

-Nie jestem głodny.-Mruknąłem urażony.

-Potem będziesz głodny.-Yi i mama odparli jednocześnie.Coo zaaa wariatkoowo.Weźcie mnie stąd...

-Nie chcę.

-No to nie.-Moja Mama zmierzyła mnie wymownie.-To potem zjesz.I jeszcze jedno.Musimy iść na zakupy,zaglądałam do lodówki...

-Przecież lodówka jest pełna...-Zmierzyłem ją z zaskoczniem.

-Śmiem się nie zgodzić.-Kiwnęła głowa,a ja zajrzałem do lodówki.

-No jak nie,jak tak.-Spojrzałem na nią wymownie.

-Jesteś ślepy.Potem pójdziemy na zakupy.

-To może ja pójdę zobaczyć co u dzieci...-Mruknąłem,zbity z tropu i zniknąłem w innym pokoju.

*Yiuś*

Zajrzałem z ciekawości,co robi Yas.Bawił się z bobo,układając im puzzle.Uroczy widok.Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do kuchni.

-I co robią?-Mama Yasa zmierzyła mnie z uśmiechem.

-Bawią się puzzlami.

-Ooooo!Jakie to urocze!

-Przesłodkie.-Uśmiechnąłem się.Porozmawialiśmy o tym,że Yas to ogromna maruda i inne takie sprawy.

-Coś tam za cicho.-odparłem i poszedłem do pokoju.Mama Yasa poszła za mną.Cała piątka leżała na dywanie i smacznie sobie spała.

-Jakie to słodkie...-Mruknąłem cicho,a mama Yasa pokiwała głową z lekkim uśmiechem.Zabrałem bobo do łóżeczka i usiadłem obok śpiącego Yasa.

-Wstawaj,idziemy na zakupy!

-C-co...-Przebudzil się i przetarł oko.

-Na zakupy.Nie słyszałeś.-Jego mama uśmiechnęła się zabójczo,a on pokiwał głową.

-Jak mus,to mus.-Wstał z dywanu.Ogarnęliśmy się i wyszliśmy z domu.

************************************
-Chłopcy,idziecie ze mną do sklepu?-Mama Yasa spojrzała na nas,kierując się do supermarketu.

-My sobie pochodzimy tutaj.Znajdziemy się potem.-Yas kiwnął głową i ścisnął mnie za rękę.

-No dobrze.-Odparła i weszła za sklepowe bramki.

-Zobaczymy tam?-Wskazałem na sklep z dekoracjami i meblami.-Muszę kupic wazon do kwiatów...

-Uh...no dobrze.-Yas skrzywił się.Nie lubi chodzić Po takich miejscach ale to okazja.

-Załatwimy to w kilka minut.-Uśmiechnąłem się a moja ręka ułożyła się na piersi Yasuo.Złapał dłoń delikatnie i pocałował.Mimowolnie się uśmiechnąłem.

Starałem się kupić szybko to co chciałem.Mimo to,żaden wazon Mi nie odpowiadał.

-Długo jeszcze?-Yas spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem.

-Moment.-Rozejrzałem się jeszcze po wystawie,aż ujrzałem coś odpowiedniego.-Ten jest śliczny,prawda?

-Nie znam się na wazonach.Głodny jestem.

-Haha.Trzeba było jeść śniadanie.-Zachichotałem i poszedłem do kasy.Ten wazon idealnie będzie pasował do róż...

-Yi,proszę Cię.-Yasuo przewrócił oczami i wyszliśmy ze sklepu.

-Tutaj jest kawiarnia.Możemy iść na kawę i ciastko,co?-Uśmiechnąłem się lekko,a on pokiwał głową.

-Jedzenie to jedzenie.-Wzruszył ramionami.

W kawiarni było przeuroczo,mnóstwo kwiatów,jasno...
Podziwiałem sobie wystrój,aż przerwał mi to Yas i stojąca obok kelnerka.

-Yi co chcesz?

-A nie wiem.Wybierz za mnie.-Kiwnąłem głową.Zupełnie nie wiedziałem na co się zdecydować.

Kelnerka uśmiechnęła się,przyjmując zamówienie i powoli odeszła.Co jakiś czas się do nas odwracała.Trochę to dziwne.

Kopnąłem Yasa w nogę,dając do zrozumienia,że ja jestem tutaj  a nie ma końcu kawiarni.

-Co?-Zmierzył mnie wymownie.

-Nie gap się tak na nią...-Spojrzałem na niego urażonym wzrokiem.

-Przecież się nie gapię.

-Nie,wcale.-Przewróciłem oczami.

-Aaaa,zazdrosny.-Yas zachichotał wesoło.

-Nieprawda!-Oburzyłem się.Po prostu mi się to nie podoba.

-Nie ma się z czym ukrywać.-Uśmiechnął się i pogłaskał Po glowie.-To słodkie,mały zazdrośniku.

-Nie jestem zazdrosny...-Odparłem speszony.

-To czemu się rumienisz?

-Nie wiem!-Jeszcze bardziej się speszyłem,a po chwili bez słowa spojrzałem w okno.-Nieważne,rób sobie co chcesz...

-Zazdrośniczek!-Yas nadal chichotał.Już miałem mu wygarnąć ale pojawiła się ta cholerna kelnerka z naszym zamówieniem.Skupiłem się na kawie i jedzeniu.

-Obraziłeś się?-Yas teraz wcale się nie uśmiechał.Pokiwałem tylko głową.

-Nie,nie.-Posłodziłem kawę.-Może jestem trochę zazdrosny...

-Widzę.-Yas ponownie się uśmiechnął.Ja uśmiechnąłem się tylko z przymusu.

-Tu jesteście!A ja was szukałam!

-Mamo,trzeba było dzwonić...-Yas speszył się,a ja spokojnie popijałem kawę.

-No dobrze.Niewazne.Zrobilam zakupy.-Pokiwała głową.

-Całkiem spoko tych zakupów.-Yas zmierzył ją z zaciekawieniem.

-No Jak nie jesz śniadania,tylko ciastami się obżerasz to musiałam zrobić zakupy...

-Yi zazwyczaj pilnuje,żebym zjadł śniadanie.-Yas spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową.

-Zazwyczaj nie ma kłopotów z jedzeniem.-Uśmiechnąłem się i skończyłem kawę.

-No ja mam nadzieję,że nie.-Pogroziła mu palcem.-Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.

-Chyba możemy już iść.-Yas chyba czuł się lekko zawstydzony.Ja uśmiechnąłem się lekko,obserwując sytuację.

-Tak,zbierajmy się już.

-A może pójdziemy do parku?-Zaproponowałem.

-Yi n...

-Ależ to świetny pomysł!-Mama Yasa zaklaskała głową.-Świeże powietrze dobrze nam zrobi!

-Yi...-Yas zmierzył mnie z zażenowaniem.

-Tobie też się przyda powietrze.-Zachichotałem wesoło.

Wyszliśmy z kawiarni i ruszyliśmy do parku.Yasowi chyba się to nie podobało ale nie ma wyjścia.Zabawne.

-Yi,możemy już wrócić do domu?-Zmierzył mnie,a ja pokiwałem głową.

-Co Ci się tak spieszy?

-Głodny jestem.-Westchnął.-Poza tym,Irelka pewnie wysadziła nasze dzieci.

-Jak z Tobą przetrwały,to z nią tymbardziej.-Przewrocilem oczami.

-Maamo...Mogę wrócić do auta?

-Nie.Przestan marudzić.Ile ty masz lat?-Wzięła się pod boki.-Taki duży,a narzeka jak przedszkolak.

-Po prostu nie lubię spacerów...-Usiedliśmy na ławeczce.

-Zupełnie jak Twój ojciec.-Przewróciła oczami,a Yas siedział znudzony na ławce.Gadałem sobie z jego mamą.O gotowaniu,o kwiatach,o tym jak poznali się rodzice Jasia.Urocza historia.

-A Twoich rodziców kiedy poznam,słoneczko?-Spojrzała na mnie z uśmiechem,a ja spuściłem głowę.

-Niestety to niemożliwe.-Oczy trochę zaszły mi łzami,ale się powstrzymałem i je otarłem.-Bo nie żyją.

-Ojej...-Mama Yasa spojrzała na mnie z zaskoczeniem.-W takim razie ją mogę być Twoją mamusią.

Speszyłem się.Oczy ponownie zaszły mi łzami i wtuliłem się do mamy Yasa.

-Dziękuję.-Wyszeptałem.

-Zaraz,to Yi jest teraz moim bratem!?-Yas zmierzył nas z udawanym uśmiechem.

Pogadaliśmy o tym,że jest marudą i zrzeda,a potem wróciliśmy do domu.

-Może upieczemy ciasto!?-Mama Yasa zaproponowała,a ja pokiwałem głową.

-Świetny pomysł!

-To ja pójdę po bobosie do Irelki.-Yas odparł, a ja Kiwnąłem głową.Aż do wieczora bawiliśmy się w ciasto,a Yas siedział z bobosiami.To urocze.Caly czas patrzyłem na to z usmiechem,dopoki nie stluklem miski,przez swoją nieuwagę.
W końcu skończyliśmy ciasto i bobo trafiły też do łóżka.Poszedłem przebrać się w piżamę.Yas polazł za mną.

-Będziesz się tak na mnie gapił?-Zmierzyłem go,zakładając na siebie szlafrok.

-Znowu szlafrok i te Twoje papucie?

-Zimno mi.-Uśmiechnąłem się słabo,a Yas po chwili też przebrał się w piżamę.

-Co jest ciekawego w telewizji?-Spijrzal na swoją mamę,ktora przewijala kanały w telewizorze.

-O.Jest taka jedna komedia romantyczna...

-O Jak fajnie!-Ucieszyłem się,a Yasowi od razu zrzędła mina.

-Ech...-Usiadł obok i oglądał z nami.Pewnie mu się nie podobało.Po pewnym czasie poczułem,jak coś opada mi na ramię.

-Zasnął.-Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po głowie.

-Jakie to słodkie.-Jego mama uśmiechnęła się wesoło.

-Zaraz wezmę go do łóżka.-Wziąłem Yasa w ramiona i poszłem do sypialni.Przy okazji sam się położyłem.Szybko usnąłem.

W nocy obudziło mnie jakieś gadanie.Yas niespokojnie obracał się na łóżku i mruczał coś przez sen.

-N-nie...

Obróciłem się i złapałem go za rękę.Ponownie usnąłem.Potem obudził mnie nagły zryw z łóżka.Yas siedział,obok całkowicie roztrzęsiony.

-Co się stało?-Natychmiast obróciłem się w jego stronę.

-Miałem zły sen...-Odparł niepewnie,wpatrując się we mnie.

-Zły sen?-Przekrzywiłem głowę leżąc na poduszce.

-Śniło Mi sie,ze umierałeś...-Yas odparł słabo,a ja wyciągnąłem do niego ręce.

-Jestem tu.-Przytulił się do mnie,a ja objąłem go delikatnie,próbując kołysac do snu.-Jestem tu z Tobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro