Rozdział LV
*Yas*
Trzaski naczyń sprawiły,że przebudziłem się z lekkiej drzemki.Spojrzałem na zegarek.Wskazywał równo 4:30.Doskonale wiem kto tak wcześnie potrafi wstawać...Obróciłem się na drugą stronę łóżka.Yi słodziutko spał.Nie chciałem go budzić ale potrzebowałem towarzystwa.
-Yiuś,wstawaj!-Szturchnąłem go w ramię,a on mruknął tylko i obrócił się na drugi bok.
-Mmm...Yas...wiesz,że lubię jak jesteś ostry...-Wymruczał przez sen.
-No ja wiem,wiem.-uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po głowie.-Zaprezentuję Ci,jeśli zechcesz się obudzić.
-Ohhh...Ale nie tak mocno...-Jęknął przez sen,a ja szturchałem go po głowie.-Ale ty jesteś gorący...mrrr...
-Obudź się słońce.-Mówiłem do niego ale jeszcze się nie obudził.Aż dziwne.W końcu stwierdziłem,że tak nic nie zrobię więc mocno szarpnąłem bo za włosy.
-Pobudka,karpiu!-Krzyknąłem mu do ucha,a Yi pisnął,podskoczył i spadł z łóżka.
-CZY CIEBIE POJEBAŁO!?-zmierzył mnie zabójczo i podniósł się z podłogi,otrzepując piżamę.
-Nie chciałeś się obudzić sam...-Machnąłem ręka.-Co Ci sie śniło?O kim lub o czym śniłeś?
-Eeee...-Yi speszył się nagle i cała jego złość zniknęła.-O niczym.Takie tam bzdury.
-Sratatata.-Klepnąłem część łóżka i Yi od razu na niej usiadł.-Przyznaj się.Słyszałem co mówiłeś przez sen.
-Nieważne...-Kiwnął głową,a ja przybliżyłem się do niego.
-No pochwal się.-Nadal napierałem z lekkim uśmiechem.
-Może chcesz zobaczyć?-Yi uśmiechnął się zalotnie,a ja złapałem go za pośladek,aż podskoczył.
-To pokaż co masz do zaoferowania.-Szepnąłem mu do ucha,a on od razu mnie pocałował.Zaczęliśmy się powoli obściskiwać.Yi był jakoś dziwnie pewny ale nie żeby mi się nie podobało.Przewróciłem go pod siebie i kontynuowałem pocałunki,a on głaskał mnie po plecach i cicho pomrukiwał.
-Trzesiesz się.-Zauważyłem jego lekko gęsią skórkę.
-Trochę tu zimno...-Yi rozejrzał się,a ja narzuciłem na nas kołdrę.
-Teraz cieplej?-Uśmiechnąłem się do niego i złapałem za brodę.
-O wiele.-Musnął moje usta i ponownie się obściskiwaliśmy.Minęło trochę czasu,a ja postanowiłem zsunąć się na szyję.Yi od razu zareagował,delikatnie otwierając usta i chwytając moją dłoń.
-Ciepło?-Mruknąłem,gładząc ustami jego obojczyk,a on pokiwał głową.
-Gorąco...-szepnął,a ja wtuliłem twarz w całą jego szyję i zacząłem obcałowywać całość.
-To świetnie.-Zacząłem go gładzić Po brzuchu.Co chwilę szukał mojej dłoni,a ja mu ją dawałem.Po chwili poczułem,że coś spycha mnie na poduszkę,za włosy.
-Powinieneś się położyć.-Yi uśmiechnął się,a ja dotknąłem jego policzka.
-Ty sprytna kurwo.
Yi pokazał mi język,a potem wepchnął go do ust.Nasze języki tańczyły ze sobą,przeplatając się co jakiś czas.Czas zdawał się zatrzymywać...
-Masz ochotę na coś miłego?-Yi uśmiechnął się zalotnie.Zniżył dłoń do mojego krocza i już wiedziałem co chce zrobić.
-Może m...
-Chłopcy,wstawajcie na śniadanie!-W drzwiach pojawiła się moja mama,a Yi błyskawicznie się do mnie wtulił i ukrył pod kołdrą.
-Uh...Śniadanie tak wcześnie?-Skrzywiłem się,głównie niezadowolony,że nam przerwała.Akurat w takim momencie...
-Nie rob takiej miny,bo Ci tak zostanie.-Skarciła mnie.-Wstawaj na śniadanie!Zaraz wszystko wystygnie!
Yi nadal leżał wtulony we mnie z zakłopotaniem wypisanym na twarzy.
-Może najpierw poranny prysznic?-Zmierzyłem ją,a ona pokiwała głową.
-Tylko szybko.Zaraz wszytko będzie zimne.
Zamknęła za Sobą drzwi,a Yi spojrzał na mnie smutno.
-Następnym razem.-Pogłaskałem go po włosach.-Chodź myju,myju.
-Od kiedy chcesz kąpać się razem?
-Zawsze chciałem,to ty nie chcesz.-Uśmiechnąłem się do niego,a on przekrzywił głowę.
-Więc korzystaj,zanim zmienię zdanie...
-No to ściągaj swoje fatałaszki i idziemy myju!-Zachichotałem i zaciągnąłem go do łazienki.Yi pisnął,a ja po chwili zamknąłem drzwi.
-Rozbierasz się,czy ja mam Cię rozebrać?-Zmierzyłem go oczekująco.
-Właściwie to nie chce mi się myć...-Yi wzruszył ramionami,a ja złapałem go za rękę i objąłem w talii,łapiąc za brodę i podciągając ją do góry.
-Obiecałeś,że się że mną umyjesz.-Szybkim ruchem zdjąłem mu szlafrok z ramion,rzuciłem w kąt i zacząłem delikatnie podciągać koszulkę.Nie protestował.Pewnie pragnął bym go rozebrał ale bał się powiedzieć.
-Um...
-Grzeczny chłopiec.-Koszulki też się pozbyłem i zacząłem wodzić powolnymi ruchami po jego brzuchu.
-Możesz się trochę pospieszyć?-Spojrzał na mnie z zarumienioną,zaskoczoną i speszona twarzą.
-Oczywiście.-Złapałem go za spodnie i stanowczo pociągnąłem w dół.Yi drgnął,a ja pocałowałem go delikatnie w szyję.
Speszył się ale pozwolił mi na obejmowanie i głaskanie.Mruczałem mu w szyję,a on patrzył na mnie z całą czerwoną twarzą.
-Słodko się czerwienisz...-Mruknąłem mu do ucha,a on wtulił się we mnie,lekko ocierając.
-Mieliśmy się myć...-Przewrócił oczami,a ja złapałem go za biodra.
-Mamy czas...-Uśmiechnąłem się,nadal kontynuując swoje pieszczoty.
-Uh...-Yi obrócił się,licząc że uda mu się mnie rozebrać.
-Nie tędy droga.-Wepchnąłem go do kabiny i sam zdjąłem z siebie ubranie.-No dobrze,możemy zacząć się myć.
-Na to liczyłem.-Yi spojrzał na mnie speszony,a ja objąłem go,delikatnie przyciągnąłem do sciany i zacząłem powoli całować.Jego usta w porównaniu z gorąca wodą były lodowate.Obejmowaliśmy się i muskaliśmy nawzajem.Yi mruczał mi coś do ucha,a ja ignorowałem to i czule głaskałem go po plecach.Przeniosłem się na jego Szyję.Wział głęboki wdech i mruknął głośno.Zacząłem mu robić delikatną malinkę ale Yi Odepchnął mnie od siebie.Zmierzyłem go zabójczo i przylgnąłem do jego brzucha.
-Yasuo...-Szepnął,ocierając się o ścianę.
-Coś nie tak?-Spojrzałem na niego,a on pokiwał tylko głową.
-Nie,nic.Kontynuuj.-Jęknął,a ja ponownie wtuliłem się w jego brzuch.Smakowałem każdą jego część a Yi jęczał cichutko i zmysłowo...Robi to specjalnie.
-Yas...-Poczułem jak chce zrobić mi delikatną malinkę.Nic z tego.Złapałem go za brodę i zmusiłem do brutalnego pocałunku.
-Yas...Wiesz czego chce...-Szepnął,dotykając mojej szyi.
-A zasłużyłeś?-Uśmiechnąłem się do niego lekko,zmuszając do kolejnego brutalnego pocałunku.
-Myślę,że tak...-Spojrzał na mnie błagalnym spojrzeniem.Przyciągnąłem go do siebie i ponownie pocałowałem.
-No ja tam nie wiem...-Grałem na zwłokę.Yi spojrzał na mnie.Woda seksownie opadała mu z włosów.
-Yas...-Spojrzał na mnie i dotknął ponownie mojej szyi.-Daj sobie już spokój...
Westchnąłem wymownie.
-Niech już Ci będzie...-Szarpnąłem go w dół,a on pisnął i upadł na kolana.
-Dziękuję.-Spojrzał mi w oczy i zaczął robić swoje.Powoli...drażniąco...
-Yi...-Mruknąłem,szarpiąc go za włosy,a on tylko zatrzepotał rzęsami i spojrzał mi zalotnie w oczy.
-Chłopcy zaraz wszystko wystygnie!-Nagle mama musiała się przypomnieć.Zawsze w najgorszych momentach.
-Jeszcze chwilkę!-Krzyknąłem,odpychając Yi od siebie.Spojrzał na mnie z niezadowoleniem.
-Znowu wszystko na szybko...-Szepnął,tuląc się we mnie.
-Chcesz,możemy to przełożyć na kiedy indziej...-Spojrzałem na niego,a on pokiwał głową.
-Nie.Dokończmy...-Westchnął.Ponownie przyciągnąłem go do ściany i powoli w niego wszedłem.
-Już skończyliście!?-Moja mama najwyraźniej bardzo się niecierpliwiła...
-Momencik!Yi się myje!-Znowu kupiłem nam trochę czasu.
-To szybko.Jedzenie stygnie!
Yi zaczął coraz głośniej jęczeć,a ja zatkałem mu usta ręka.Napierałem coraz mocniej,a on oparł głowę o ścianę,jęcząc przyduszony moją ręka.
-Już!?
-Nie mamo.-Mruknąłem z oburzeniem.Yi coraz głośniej mruczał.Starałem się go uciszyć ale ma próżno.
-Dusisz mnie...-Jęknął,a ja osłabiłem Trochę uścisk.Przytuliłem się w jego Szyję.Ponownie zaczął mruczeć.Dobrze,że woda go trochę zagłuszała.
-Chłopcy!-Miałem wrażenie,że mama zaraz wyłamie drzwi.
-No to nie moja wina,że Yi się tak długo myje!-Rzuciłem.Yi zmierzył mnie,a ja uderzyłem go wymownie w prostatę,sprawiając że zawył ze spełnienia.
-Nadal mnie duszisz.-Uśmiechnął się słabo i osunął się na ścianę.
-Zaraz tam do was wejdę,jak zaraz nie przyjdziecie!-Miałem wrażenie,że naprawdę może to zrobić.
-To chyba koniec tego dobrego.-Odparłem naburmuszony (bo nie doszedł).-Ta kobieta zaraz przejdzie przez okno,żeby zobaczyć co robimy...-Znowu pukanie do drzwi.
-Mam tam do was wpaść i was pogonić?Jedzienie na pewno jest już zimne.
-Mamo,jeszcze się nie ubraliśmy.-Mruknąłem,a Yi trząsł się obok owinięty ręcznikiem jak kobieta.
-A to przepraszam.Ale pospieszcie się.
-Yi wiesz,co?Zapomnielismy o ciuchach.-Westchnąłem,a on popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Coś się znajdzie.Wczoraj prasowałem i nie zaniosłem wszystkiego do szafek.-Zaczął grzebać w stercie ubrań i po chwili rzucił mi kilka rzeczy do rąk.
No nie.Tylko nie ten sweter.Nie cierpię go ale dostałem od Yi na urodziny...Jeszcze mu się przykro zrobi...
Ubraliśmy się szybko i wyszliśmy z łazienki.
-No w końcu!-Moja mama zabijała nas wzrokiem.-I teraz muszę wszystko odgrzać.
-Przepraszamy...-Yi podrapał się za uchem,a ja Przewrocilem oczami.
-Ale ładny golf!-Spojrzała na Yi i jego sweter,a on uśmiechnął się słabo.
-A dziękuję.
-A Tobie trzeba spodnie zaszyć.Jak ty łazisz!-Uczepiła się mnie.
-One mają takie być.-Wzruszyłem ramionami.
-Im starszy,tym bardziej dziwaczejesz...-Przewróciła oczami.-No,to ja idę to odgrzać.-Wzięła miseczki z ryżem i zniknęła w kuchni.
-Nie chce mi sie jeść.-Zaczalem marudzić.Zupełnie straciłem humor.
-Oj nie wybrzydzaj.-Yi uśmiechnął się lekko.-Twoja mama zrobiła nam śniadanie.Poza tym,Twoj sweter świetnie pasuje Ci do oczu.
Nie znoszę wełnianych swetrów.Wygladam Jak ciota.
-Już jestem.Wszystko cieplutkie.No,chłopcy jedzcie.
Coś tam podziubałem ale zupełnie nie miałem ochoty na jedzienie.
-A ty co tak mało zjadłeś.-Moja mama od razu zwróciła na to uwagę.
-Po prostu nie chce mi się jeść.-Wzruszyłem ramionami,odsuwając od siebie miseczkę.
-Dziecko,czy ty jesteś chory.-Przyłożyła mi rękę do czoła.-Od kiedy nie masz ochoty na jedzenie...Może Cię nakarmic?
-Bez przesady...-Stanowczo pokiwałem głową.
-To ja go nakarmię.-Yi uśmiechnął się wesoło.Miałem mu powiedzieć,żeby dał sobie spokój ale poczułem jedzenie w ustach.
-Nie jestem głodny.-Mruknąłem urażony.
-Potem będziesz głodny.-Yi i mama odparli jednocześnie.Coo zaaa wariatkoowo.Weźcie mnie stąd...
-Nie chcę.
-No to nie.-Moja Mama zmierzyła mnie wymownie.-To potem zjesz.I jeszcze jedno.Musimy iść na zakupy,zaglądałam do lodówki...
-Przecież lodówka jest pełna...-Zmierzyłem ją z zaskoczniem.
-Śmiem się nie zgodzić.-Kiwnęła głowa,a ja zajrzałem do lodówki.
-No jak nie,jak tak.-Spojrzałem na nią wymownie.
-Jesteś ślepy.Potem pójdziemy na zakupy.
-To może ja pójdę zobaczyć co u dzieci...-Mruknąłem,zbity z tropu i zniknąłem w innym pokoju.
*Yiuś*
Zajrzałem z ciekawości,co robi Yas.Bawił się z bobo,układając im puzzle.Uroczy widok.Uśmiechnąłem się lekko i wróciłem do kuchni.
-I co robią?-Mama Yasa zmierzyła mnie z uśmiechem.
-Bawią się puzzlami.
-Ooooo!Jakie to urocze!
-Przesłodkie.-Uśmiechnąłem się.Porozmawialiśmy o tym,że Yas to ogromna maruda i inne takie sprawy.
-Coś tam za cicho.-odparłem i poszedłem do pokoju.Mama Yasa poszła za mną.Cała piątka leżała na dywanie i smacznie sobie spała.
-Jakie to słodkie...-Mruknąłem cicho,a mama Yasa pokiwała głową z lekkim uśmiechem.Zabrałem bobo do łóżeczka i usiadłem obok śpiącego Yasa.
-Wstawaj,idziemy na zakupy!
-C-co...-Przebudzil się i przetarł oko.
-Na zakupy.Nie słyszałeś.-Jego mama uśmiechnęła się zabójczo,a on pokiwał głową.
-Jak mus,to mus.-Wstał z dywanu.Ogarnęliśmy się i wyszliśmy z domu.
************************************
-Chłopcy,idziecie ze mną do sklepu?-Mama Yasa spojrzała na nas,kierując się do supermarketu.
-My sobie pochodzimy tutaj.Znajdziemy się potem.-Yas kiwnął głową i ścisnął mnie za rękę.
-No dobrze.-Odparła i weszła za sklepowe bramki.
-Zobaczymy tam?-Wskazałem na sklep z dekoracjami i meblami.-Muszę kupic wazon do kwiatów...
-Uh...no dobrze.-Yas skrzywił się.Nie lubi chodzić Po takich miejscach ale to okazja.
-Załatwimy to w kilka minut.-Uśmiechnąłem się a moja ręka ułożyła się na piersi Yasuo.Złapał dłoń delikatnie i pocałował.Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Starałem się kupić szybko to co chciałem.Mimo to,żaden wazon Mi nie odpowiadał.
-Długo jeszcze?-Yas spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem.
-Moment.-Rozejrzałem się jeszcze po wystawie,aż ujrzałem coś odpowiedniego.-Ten jest śliczny,prawda?
-Nie znam się na wazonach.Głodny jestem.
-Haha.Trzeba było jeść śniadanie.-Zachichotałem i poszedłem do kasy.Ten wazon idealnie będzie pasował do róż...
-Yi,proszę Cię.-Yasuo przewrócił oczami i wyszliśmy ze sklepu.
-Tutaj jest kawiarnia.Możemy iść na kawę i ciastko,co?-Uśmiechnąłem się lekko,a on pokiwał głową.
-Jedzenie to jedzenie.-Wzruszył ramionami.
W kawiarni było przeuroczo,mnóstwo kwiatów,jasno...
Podziwiałem sobie wystrój,aż przerwał mi to Yas i stojąca obok kelnerka.
-Yi co chcesz?
-A nie wiem.Wybierz za mnie.-Kiwnąłem głową.Zupełnie nie wiedziałem na co się zdecydować.
Kelnerka uśmiechnęła się,przyjmując zamówienie i powoli odeszła.Co jakiś czas się do nas odwracała.Trochę to dziwne.
Kopnąłem Yasa w nogę,dając do zrozumienia,że ja jestem tutaj a nie ma końcu kawiarni.
-Co?-Zmierzył mnie wymownie.
-Nie gap się tak na nią...-Spojrzałem na niego urażonym wzrokiem.
-Przecież się nie gapię.
-Nie,wcale.-Przewróciłem oczami.
-Aaaa,zazdrosny.-Yas zachichotał wesoło.
-Nieprawda!-Oburzyłem się.Po prostu mi się to nie podoba.
-Nie ma się z czym ukrywać.-Uśmiechnął się i pogłaskał Po glowie.-To słodkie,mały zazdrośniku.
-Nie jestem zazdrosny...-Odparłem speszony.
-To czemu się rumienisz?
-Nie wiem!-Jeszcze bardziej się speszyłem,a po chwili bez słowa spojrzałem w okno.-Nieważne,rób sobie co chcesz...
-Zazdrośniczek!-Yas nadal chichotał.Już miałem mu wygarnąć ale pojawiła się ta cholerna kelnerka z naszym zamówieniem.Skupiłem się na kawie i jedzeniu.
-Obraziłeś się?-Yas teraz wcale się nie uśmiechał.Pokiwałem tylko głową.
-Nie,nie.-Posłodziłem kawę.-Może jestem trochę zazdrosny...
-Widzę.-Yas ponownie się uśmiechnął.Ja uśmiechnąłem się tylko z przymusu.
-Tu jesteście!A ja was szukałam!
-Mamo,trzeba było dzwonić...-Yas speszył się,a ja spokojnie popijałem kawę.
-No dobrze.Niewazne.Zrobilam zakupy.-Pokiwała głową.
-Całkiem spoko tych zakupów.-Yas zmierzył ją z zaciekawieniem.
-No Jak nie jesz śniadania,tylko ciastami się obżerasz to musiałam zrobić zakupy...
-Yi zazwyczaj pilnuje,żebym zjadł śniadanie.-Yas spojrzał na mnie,a ja pokiwałem głową.
-Zazwyczaj nie ma kłopotów z jedzeniem.-Uśmiechnąłem się i skończyłem kawę.
-No ja mam nadzieję,że nie.-Pogroziła mu palcem.-Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia.
-Chyba możemy już iść.-Yas chyba czuł się lekko zawstydzony.Ja uśmiechnąłem się lekko,obserwując sytuację.
-Tak,zbierajmy się już.
-A może pójdziemy do parku?-Zaproponowałem.
-Yi n...
-Ależ to świetny pomysł!-Mama Yasa zaklaskała głową.-Świeże powietrze dobrze nam zrobi!
-Yi...-Yas zmierzył mnie z zażenowaniem.
-Tobie też się przyda powietrze.-Zachichotałem wesoło.
Wyszliśmy z kawiarni i ruszyliśmy do parku.Yasowi chyba się to nie podobało ale nie ma wyjścia.Zabawne.
-Yi,możemy już wrócić do domu?-Zmierzył mnie,a ja pokiwałem głową.
-Co Ci się tak spieszy?
-Głodny jestem.-Westchnął.-Poza tym,Irelka pewnie wysadziła nasze dzieci.
-Jak z Tobą przetrwały,to z nią tymbardziej.-Przewrocilem oczami.
-Maamo...Mogę wrócić do auta?
-Nie.Przestan marudzić.Ile ty masz lat?-Wzięła się pod boki.-Taki duży,a narzeka jak przedszkolak.
-Po prostu nie lubię spacerów...-Usiedliśmy na ławeczce.
-Zupełnie jak Twój ojciec.-Przewróciła oczami,a Yas siedział znudzony na ławce.Gadałem sobie z jego mamą.O gotowaniu,o kwiatach,o tym jak poznali się rodzice Jasia.Urocza historia.
-A Twoich rodziców kiedy poznam,słoneczko?-Spojrzała na mnie z uśmiechem,a ja spuściłem głowę.
-Niestety to niemożliwe.-Oczy trochę zaszły mi łzami,ale się powstrzymałem i je otarłem.-Bo nie żyją.
-Ojej...-Mama Yasa spojrzała na mnie z zaskoczeniem.-W takim razie ją mogę być Twoją mamusią.
Speszyłem się.Oczy ponownie zaszły mi łzami i wtuliłem się do mamy Yasa.
-Dziękuję.-Wyszeptałem.
-Zaraz,to Yi jest teraz moim bratem!?-Yas zmierzył nas z udawanym uśmiechem.
Pogadaliśmy o tym,że jest marudą i zrzeda,a potem wróciliśmy do domu.
-Może upieczemy ciasto!?-Mama Yasa zaproponowała,a ja pokiwałem głową.
-Świetny pomysł!
-To ja pójdę po bobosie do Irelki.-Yas odparł, a ja Kiwnąłem głową.Aż do wieczora bawiliśmy się w ciasto,a Yas siedział z bobosiami.To urocze.Caly czas patrzyłem na to z usmiechem,dopoki nie stluklem miski,przez swoją nieuwagę.
W końcu skończyliśmy ciasto i bobo trafiły też do łóżka.Poszedłem przebrać się w piżamę.Yas polazł za mną.
-Będziesz się tak na mnie gapił?-Zmierzyłem go,zakładając na siebie szlafrok.
-Znowu szlafrok i te Twoje papucie?
-Zimno mi.-Uśmiechnąłem się słabo,a Yas po chwili też przebrał się w piżamę.
-Co jest ciekawego w telewizji?-Spijrzal na swoją mamę,ktora przewijala kanały w telewizorze.
-O.Jest taka jedna komedia romantyczna...
-O Jak fajnie!-Ucieszyłem się,a Yasowi od razu zrzędła mina.
-Ech...-Usiadł obok i oglądał z nami.Pewnie mu się nie podobało.Po pewnym czasie poczułem,jak coś opada mi na ramię.
-Zasnął.-Uśmiechnąłem się i pogłaskałem go po głowie.
-Jakie to słodkie.-Jego mama uśmiechnęła się wesoło.
-Zaraz wezmę go do łóżka.-Wziąłem Yasa w ramiona i poszłem do sypialni.Przy okazji sam się położyłem.Szybko usnąłem.
W nocy obudziło mnie jakieś gadanie.Yas niespokojnie obracał się na łóżku i mruczał coś przez sen.
-N-nie...
Obróciłem się i złapałem go za rękę.Ponownie usnąłem.Potem obudził mnie nagły zryw z łóżka.Yas siedział,obok całkowicie roztrzęsiony.
-Co się stało?-Natychmiast obróciłem się w jego stronę.
-Miałem zły sen...-Odparł niepewnie,wpatrując się we mnie.
-Zły sen?-Przekrzywiłem głowę leżąc na poduszce.
-Śniło Mi sie,ze umierałeś...-Yas odparł słabo,a ja wyciągnąłem do niego ręce.
-Jestem tu.-Przytulił się do mnie,a ja objąłem go delikatnie,próbując kołysac do snu.-Jestem tu z Tobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro