Rozdział LIX
*Yiś*
Obudził mnie cichy szelest Po drugiej stronie łóżka.Otworzyłem oczy i spojrzałem na bok.Yas jeszcze spał.Wyglądał nie najlepiej.Jeszcze go nie wysypało ale miał na czole szklisty pot.Źle mu się spało,to widać.Okryłem go swoją częścią kołdry i poszedłem do łazienki aby zrobić ze sobą porządek,umyłem twarz i przebrałem się w nowe ubrania.Wróciłem do sypialni.Yas nadal spał.Podszedłem i odgarnąłem mu włosy z czoła.Było gorące...
-Biedny...-Namoczyłem szmatkę chłodną wodą,robiąc swojego rodzaju kompres.To powinno trochę zbić temperaturę.Poszedłem zajrzeć do bobosiów.One też wyglądały źle.Będę musiał je znowu później nasmarować...Narazie niech śpią...
-Yi?-Usłyszałem cichy głos Jasia.Szybkim krokiem wróciłem do sypialni.Yasu próbował podnieść się z łóżka.
-Kładź się!-Zmierzyłem go i zatrzymałem zanim zdążył wstać.-Jesteś rozpalony!Ledwo się ruszasz!
-Przestań się nade mną rozczulać.-Rzucił na mnie zmęczonym spojrzeniem ale jednocześnie był rozgniewany.
-Posłuchaj mnie.-Dotnąłem jego piersi,żeby się uspokoił.-Jesteś chory i masz gorączkę.Musisz się położyć,bo nie wyzdrowiejesz.-Pchnąłem go lekko na łóżko.Przestał protestować ale zmierzył mnie z niezadowoleniem.- Dziękuję,że mnie słuchasz.W nagrodę zrobię Ci śniadanie.
Jego twarz złagodniała lekko.
-Czemu nie.Idź zrób mi śniadanie.Najlepiej jajka na bekonie,naleśniki z ciastem francuskim...
-Mogłeś Po prostu powiedzieć,że chcesz jajecznicę.
Zmierzył mnie,jakbym złamał Enigmę ale ostatecznie kiwnął poddańczo głową.
-Cóż...
-Okej.-Uśmiechnąłem się lekko.-Zrobię Ci jeszcze herbatki.
-Fajen.-Kiwnął głową i włączył telewizor.Ja poleciałem do kuchni przygotować wszytko,kiedy nagle usłyszałem dziecięcy płacz.Koci słuch jest naprawdę przydatny...
Gaeś płakał.Reszta bobo jakimś cudem przy tym jeszcze spała.Szybko wziąłem go na ręce i mocno przytuliłem.
-Biedactwo...-Przytuliłem dziecko mocniej do siebie,chcąc je uspokoić.
Chociaż jest lepiej niż było wcześniej...
W końcu Gaeś się uspokoił i uciszył na moment.Wtulił główkę w moje ramię.
-Gdybym mógł,przyjąłbym to na siebie...-Szepnąłem,tuląc dziecko.
Nagle usłyszałem jak coś z łoskotem upada.Odłożyłem Gaesia i poszedłem sprawdzić.Słyszę jak ktoś klnie.To na pewno Yas.Wyleciałem na korytarz.Chyba nic złego się nie stało.Yas tylko potknął się o własne nogi...
Uśmiechnąłem się lekko,widząc jego grymas,a uśmiech przerodził się w cichy chichot.
Yas podciągnął się,wstał i odwrócił do mnie.Mój uśmiech nadal nie przestawał znikać.
-Z czego się smiejesz?-Zmierzył mnie chłodno,biorąc się pod boki jak urażona primadonna.
-Bawi mnie Twoja mina pełna nienawiści do wszechświata.-Zachichotałem,a Yas skrzywił się ponownie,przez co nie mogłem się uspokoić.
-Nie śmiej się,bo Cię zgwałcę.-Zaczął stanowczo.
-No dawaj.-Rzuciłem wyzywająco.Nigdy tego nie zrobi.
Zmierzył mnie w ciszy.To było trochę dziwne ale nadal byłem usmiechniety.
Nagle poczułem brutalny pocałunek w usta.Dość mocny,by sprawić żebym poczuł metaliczny smak własnej krwi z warg.Drgnąłem,a Yaa nie chciał mnie puścić...Naprawdę był w stanie mnie zgwałcić?To nie w jego stylu.
-Yas...-Spuściłem po sobie uszy i udało mi się odezwać między pocałunkiem.
-Mówiłem,że Cię zgwałcę.-Szepnął,ściskając moje ramię a ja myślałem,że zacznie mnie rozbierać.
-Boję się...-Moje ręce zaczęły drzeć.Nie poznawałem go.
Nagle uścisk na ramieniu zaczął się zwalniać.
-Nie zgwałciłbym Cię.-Poczułem Jak mnie przytula.Czułem się zupełnie zagubiony.-Nigdy bym Ci tego nie zrobił.
-Wystraszyłeś mnie ty mendo!-Uderzyłem go lekko w pierś.Chciałem się rozpłakać.
-Musiałem Cię jakoś uciszyć.-Pogłaskał mnie po włosach.-To gdzie moje śniadanie?
-Sam sobie przynieś!-Udałem oburzonego.
-Jestem chory,pamiętasz?-Usmiechnal się znacząco.
-Zaraz Ci tą jajecznicę na jaja wywalę...
-A ja z Twoich zrobię jajecznicę!-Klepnął mnie w tyłek.
Zmierzyłem go ale poszedłem bezsłownie po śniadanie.
-Do Łóżka.-Odparłem ze schodów,a Yas zrobił to cicho i bez Słowa.
Wróciłem z jedzeniem,a Yas leżał w łóżku i oglądał telewizję.Trochę go wysypało.
-Mam Twoją jajecznicę.
-To nie są moje jajka.-Zachichotał i poklepał się po spodniach.-Ale mogę Ci Pokazać...
-Nie chcę ich.-Uśmiechnąłem się lekko.-Byłeś niedobry.
-Oj tam.Jeszcze ich zachcesz.-Machnął ręka.
-Jedz nie gadaj.-Rozsiadłem się obok,delektując kawą.Yas coś tam bełkotał o ssaniu ale zupełnie go nie słuchałem.Potem rozbolała go głowa i stwierdził,że jeszcze trochę pośpi.Usunąłem się,więc z pokoju i poszedłem czytać.Trochę słabo,kiedy wszyscy wokół są chorzy...
************************************
Trochę mnie martwiło,że Yas źle się czuł.Chciałem coś zrobić i mu ulżyć ale nie wiedziałem Jak...
-Chcesz zupki?-Zacząłem wchodząc do pokoju.Yas rzucił na mnie okiem.
-Nie rozczulaj się tak nade mną.-Machnął ręka,a ja podskoczyłem.
-Ale jesteś chory!Potrzebujesz opieki i troski...
-Przejmujesz się mną aż do usrania.-Jego spojerznie było trochę...chłodne?
-Tylko się o Ciebie troszczę...
-I w ten sposób jesteś bezużyteczny.To,że kręcisz się obok mnie jak dzika małpa wcale mi nie pomaga.-Zmierzył mnie tylko,a ja miałem ochotę się rozpłakać...
Nie chciałem pokazywać swoich łez.Wybiegłem z pokoju.Był dla mnie taki zimny...
Jestem bezużyteczny?To bolało.Przecież tak się staram...Może przestał mnie kochać?Albo już mu nie zależy...
Sam już nie wiem...
Ale to byłby koniec mojego świata...
*Yas*
Yi wybiegł z pokoju,a ja nie wiedziałem co się właśnie stało.Co zrobiłem źle?No tak...powiedziałem mu,że jest bezużyteczny.To nie tak miało być.Trochę się Zdenerwowałem...
Podniosłem się z łóżka,bo chciałem go poszukać.Trochę kręciło mi się w głowie ale gdy postawiłem stopy na podłogę to wszystko ustało.Połaziłem trochę po domu,aż wreszcie znalazłem go w kuchni.Siedział przy stole i cicho płakał.
Teraz poczułem się naprawdę glupio...
-Yi...-Szepnąłem cicho ale raczej nie usłyszał,bo dalej siedział przy tym stole.To nawet lepiej.Nie wiem jak mam go przeprosić.Głos uwiązł mi w gardle...
Wróciłem do pokoju,usiadłem na łóżku i przetarłem skronie.Czułem się źle.Chciałem przeprosić ale nie wiedziałem jak...Położyłem się na łóżku i znowu zaczęło mi się kręcić w głowie.Miałem wrażenie,że zemdleję ale tak się nie stało.Zamiast tego gapiłem się w sufit...
*Yi*
Wszedłem do sypialni.Nie miałem zamiaru spać na kanapie i trochę martwiłem się o Yasa,bo się tam zamknął i przestał jeść.Yas już spał.Wyglądał na bardzo zmęczonego.Usiadłem obok na łóżku i dotknąłem jego włosów.Trawiła go gorączka...Mruknął tylko przez sen,a ja odsunąłem rękę.Przebrałem się w piżamę i niepewnie położyłem się po drugiej stronie łóżka.Chciałem się przytulić do Yasa ale powstrzymałem ramię i opadłem na poduszkę.Nagle poczułem tą sobie znajomy wzrok.
-Przepraszam...-Yas patrzył na mnie,a ja nie wiedziałem co robić.Chciał mnie dotknąć ale odsunął dłoń.-Przepraszam za to co powiedziałem...Wcale tak nie myślę...
Patrzyłem na niego szeroko otwartymi oczami.Zupełnie nie wiedziałem co powiedzieć...Myślałem jak bardzo mnie to boli...
-Wybaczysz mi prawda?-Yas patrzył mi w oczy.Miał minę,jakby chciał się rozpłakać...Dotknąłem jego policzka.Gorący.
-To mnie zraniło...
-Prze...
Zatkałem mu usta ręka.
-Przestań już przepraszać.-Zdobyłem się na lekki uśmiech.-Nie mogę się na Ciebie długo gniewać.-Przytuliłem go do siebie.
-Dziękuję...
Objął mnie ramieniem,a ja wtuliłem się w jego pierś.Skóra była gorąca...
-Śpij już.-Pogłaskałem go po głowie.-Masz lekką gorączkę.
Uśmiechnął się słabo i grzecznie opuścił głowę na poduszkę.Zobaczyłem cień dłuższego uśmiechu na jego twarzy,mimo że miał coraz wyższą gorączkę...
*Jakiś czas później...*
Yas jeszcze spał.Przykryłem go swoją częścią kołdry i poszedłem wziąć prysznic.Zajrzałem do bobosiów,a one spały.Wyglądały ciutkę lepiej.Pocałowałem je w czółka.Zajrzałem do Yasa.Ocknął się ale widać,że czuł się źle.
-Dzień dobry.-Dotknąłem jego czoła,odgarniając włosy i uśmiechnąłem się lekko.
Spojrzał na mnie tylko,wygląda na to że nie miał siły mówić.Chciałem przerwać ciszę ale nagle zadzwonił dzwonek.
-Ojej.-Zszedłem na dół i otworzyłem drzwi.Czekało mnie niemałe zaskoczenie.
-Yiuś!-Mama Yasa uściskała mnie wesoło,a ja zupełnie nie rozumiałem co tutaj robi.To kiepski moment na odwiedziny...
-Oj.-Wydałem z siebie cichy okrzyk zaskoczenia.-Co za niespodzianka.
-Jak usłyszałam,że u was ospa to zjawiłam się jak najszybciej.-Wzięła się pod boki.-Pewnie musi Ci być ciężko...
-Nie jest źle.-Zacząłem powoli.W sumie to byłem wykończony ale lepiej się nie przyznawać.-Jaś Ciągle marudzi...
-Oj moje dzieciątko widzę w złym humorze...-Zrobiła zmartwioną minę.
Wziąłem jej rzeczy,a ona pobiegła do naszej sypialni.Yas spał ale jestem pewnien,że go obudziła.
-Ojeju!Masz gorączkę!-Jego mama odparła z przerażeniem.Tak,już go obudziła.Patrzył na nią z zaskoczeniem.
-Mama!?-Gapił się na nią jak łysy na grzebień.
-Powinieneś zjeść coś ciepłego.-Wzięła się pod boki.-Zaraz dostaniesz zupkę!-Poleciała do kuchni.Usiadłem obok Yasa na łóżku.
-Co ona tu robi?-Mruknął.
-Pewnie się o Ciebie martwiła i przyjechała...-Wzruszyłem ramionami.-Faktycznie źle wyglądasz...-Dotknąłem jego czoła.Było rozpalone...
-E tam.Przejdzie mi.-Machnął ręka.
-Szykuj się na zupkę,synek!-Usłyszałem głos mamy Yasa.
-Mmm...-Yas odpadł na poduszkę,a jego mama wbiła do pokoju.Zapachniało ciepłym rosołem.
-Zupka postawi Cię na nogi.-Spojrzała na Yasa z uśmieszkiem.
-Niech Yi mnie nakarmi.-Podniósł się do pozycji siedzącej,a ja wziąłem miseczkę od mamy Yasa i zacząłem go powoli karmić.O dziwo się nie buntował.Odzyskał trochę kolorytu...
-A co u bobosiów?-Mama Yasa zaczęła,a ja na moment zatrzymałem łyżeczkę w powietrzu.
-Zaczynają zdrowieć.Gorzej z tą małpą...-Uśmiechnąłem się lekko,a Yas przewrócił oczami.
-Bo Cię zarażę...
-Zjedz rosołek.-Wepchnąłem mu łyżkę z zupą do ust.Zmierzył mnie z oburzeniem,a jego mama zaczęła się śmiać.Yas skończył jeść i zaczął marudzić,że chce ciasto czekoladowe na co jego mama,że nie jest w pięciogwiazdkowym hotelu.To było takie urocze...
Bobosie się obudziły,więc do nich zajrzałem.Wyglądały lepiej niż poprzednio i nawet zaczynały psocić.Uśmiechnalem się lekko i dałem im jedzenie,bo dziś nic nie jadły.
-Aaale maaamo!-Usłyszałem marudzacego Jasia i ponownie się uśmiechnąłem.
-Jestes chory i musisz leżeć w łóżku!-Skarciła go.Zaczęli się kłócić,bo Yas chciał wyjść z łóżka i trochę pomalować.Też bym go nie wypuścił...
-Ała,ale nie za ucho!-Poszedłem tam do nich.To było naprawdę komiczne zdarzenie.Mama szarpała go za ucho,a Yas próbował się panicznie uwolnić.
-Będziesz grzecznie leżał w łóżku?-Zmierzyła go i rzuciła okiem na mnie.-Popatrz,Yi się z Ciebie śmieje.
Uśmiechnąłem się lekko,a Yas nadal próbował się uwolnić z potrzasku.
-Puszczaj!-Zmierzył zabójczo swoją mamę.-Tak,będę grzeczny do chuja walca!
-Nie wyrażaj się.-Puściła go,a on zmierzył mnie jakbyśmy chcieli go torturować.
-A w sumie to bym się zdrzemnął...-Wzruszył ramionami i opadł na łóżko.
-Doskonały pomysł.-Jego mama zachichotała.-Nakryję Cię kołderką.
-Jaaa chcę spać z Yi...
-Ale Yi nie chce spać.-Uśmiechnął się lekko.
-No proszę...
Położyłem się obok niego i czekałem aż zasnie,żeby wyjść z pokoju.Zrobiłem mamie Jasia herbatę i usiedliśmy przy stoliku.
-Co za maruda.-Zacząłem,upijając łyk herbaty.-W końcu zasnął.
-Kiedyś tak nie marudził...-Uśmiechnęła się lekko.-Przynajmniej póki nie wszedł w okres dorastania.
-A to Ciekawe...-Mruknąłem,czując zbliżającą się anegdotkę...
*Anegdotka time,aka mały Yas*
-Yasuo co ty tam robisz?-Usłyszałem głos mamy i prawie upuściłem kubek z ręki.
-Nic takiego!-Odparłem,uwijając się z robotą.Półka była trochę za wysoko.Szarpnąłem za mocno i nagle porcelana spadła na podłogę.
Mama weszła do kuchni,a ja zupełnie nie wiedziałem co zrobić.Ona mnie zabije.
-Złaź z tej szafki!Jeszcze spadniesz!-Wzięła się pod boki,a ja schowałem ręce za plecy.Było mi teraz wstyd...
-Co robisz?Potłukłeś filizanki!-Mama była naprawdę zła.
-Przepraszam...-Odparłem,mając wrażenie że zaraz się rozpłaczę...-Chciałem zrobić herbatę...
Mama dotknęła mojego ramienia.Ja patrzyłem speszony w podłogę.
-Mogłeś zawołać,to bym Ci pomogła.-Pogłaskała mnie po głowie.
-Ale ja chciałem sam...-Spojrzałem na nią speszony.-Przepraszam...
Przytuliła mnie lekko.
-Nic się nie stało.Posprzątaj tu a ja zrobię herbatę.-Pogłaskała mnie po głowie.
-No dobra...-Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem sprzątać.
************************************
Drzewo było duże i sprawiało,że powietrze robiło się chłodniejsze.Wspinaczka,więc była odrobinę lżejsza.Dotarłem na górę.Słońce przyjemnie świeciło mi po twarzy.Usiadłem na wygiętym konarze i patrzyłem przed siebie.Nagle usłyszałem cichy pisk.Ptak siedział niżej na gałęzi.Był taki ładny...Chciałem się do niego zbliżyć...
-Jesteś głodny?-Wyjąłem kilka ziarenek i skierowałem do ptaka.Nagle moja noga zeslizgnela się z gałęzi i poczułem,że spadam z drzewa.Upadek był nieprzyjemny ale na szczęście wpadłem tylko do błota.Otrzepałem się.Ptak siedział na kamieniu.Dałem mu trochę ziarna.Nie uciekł.Usiadł na moim ramieniu.Ucieszyło mnie to.Ptaki to nieufne zwierzęta.Wróciłem do domu.Mama spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
-Coś ty zrobił...
Myślałem,że na mnie nakrzyczy,że znowu się ubrudziłem.
-Um...
-Znowu ganiałeś ptaki?-Mama uśmiechnęła się lekko.
Pokiwałem głową,a ptak cicho ćwierknął.
-Nie przynoś zwierząt do domu.-Spojrzała na mnie.-To nie zoo...Chociaż...Już mamy jelenia w ogrodzie...
-I on tam zostanie.-Zmierzyłem ją stanowczo.
Pogłaskała mnie po włosach.
-Pożegnajcie się.-Wskazała na ptaka.-I biegiem do mycia.Jesteś cały w błocie.
Wypuściłem ptaka i powolnym krokiem poszedłem do łazienki.
*Yiś kom bak*
-Ojej.-Usłyszałem jak na górze coś upada.-Pójdę sprawdzić.
Poszedłem zobaczyć co się stało.
-Yas!-Wywalił się na schodach.-Na cholerę wstajesz!?
-Stęskniłem się.-Spojrzał na mnie z bólem.
-Wracamy do łóżka,buntowniku.-Pogłaskałem go po policzku i Pomogłem wrócić do łóżka.Usiadłem obok.Po chwili do pokoju weszła mama Yasa.Wtulił się do mnie.
-Co się stało?-Była wyraźnie zaniepokojona.
-Jaś się tylko przewrócił na schodach.-Odparłem,trzymając go w ramionach.
-Ojej...
-Nie ma powodu do obaw pani mamo.-Machnął ręka.
-Buntownik.-Zmierzyłem go z uśmiechem.
-A właśnie chłopcy.Chcecie ciasta?
-W końcu jakiś dobry pomysl.-Yas zachichotał.
Wiekszosć popołudnia spędziliśmy na rozmowie i żartach.Uspałem bobosie i wróciłem do Yasa.Wyglądał lepiej niż rano.
-Nie śpisz?-Zacząłem,kładąc się obok.
-Przespałem Pol dnia Yiuś...-Uśmiechnął się lekko.
-Ale ja bym się chętnie przespał.-Ziewnąłem i wtuliłem się w Yasa.
-No ja tam nie wiem czy dam Ci zasnąć.-Pocałował mnie delikatnie w policzek.Wtuliłem się w jego szyję.Zaczął mnie głaskać po brzuchu.Było mi ciepło i przyjemnie.Zacząłem mruczeć jak kot...Zachciało mi się spać jeszcze bardziej...
-I tak nie zaśniesz.-Zmierzył mnie,a ja spojrzałem na niego jednym okiem.
-Prawie to zrobiłem.-Westchnąłem.Nagle poczułem coś niespodziewanego.Palce w pewnym kluczowym miejscu. (WSZYSCY WIEMY GDZIE YAS LUBI WKŁADAĆ PALCE XD)
-Co ty robisz?-Zmierzyłem go,czując podniecenie i lekki wstyd.
-Miałeś nie spać,to znalazłem sposób.-Uśmiechnął się szeroko,a ja cicho mruknąłem.Dawno nie czułem takiego dotyku.
-Twoja mama jest za ściana...
-No i co?Pewnie śpi jak zabita.-Wzruszył ramionami,a ja wtuliłem się w jego szyję i zacząłem jęczeć.
-To nie jest dobry pomysł...
-Teraz ty marudzisz.-Przewrócił oczami.
-Yas...-Jęknąłem,patrząc mu w oczy.-Ty upierdliwy kurwiu...
-Nie pyskuj,bo Cię zgwałcę.-Uśmiechnął się wymownie.
-Chcę tego.-Jęknąłem.-Za molestowanie zamykają w więzieniu.
-Ale skoro tego chcesz to już nie jest gwalt,prawda?-Znowu się uśmiechnął,a ja jęknąłem.
-Co wy tu robicie?-Nagle w drzwiach stanęła mama Yasa.Myślałem,że wyskoczę spod kołdry ale tylko przytuliłem się do Yasa.
-Yi jęczy,bo go głowa boli,bo mu horrory puszczam.-Machnął ręka.Co za debil.Przecież telewizor jest wyłączony...
-Oglądacie horrory przy zgaszonym telewizorze?-Uśmiechnęła się lekko.Ukryłem się pod kołdrą.
-Właśnie mieliśmy iść spać...-Zmierzył ją.
Nagle zaczęła się śmiać.
-Nie ma sie czego wstydzić...
-Mamo!
Ona nadal cicho się śmiała.
-Mamo idź sobie!
-A może tu zostanę.-Uśmiechnęła się i rozsiadła się na krześle,zakładając nogę na nogę.
-Idź spać!Bo się szybciej zestarzejesz!
-Wiesz,takich rzeczy się nie mówi kobiecie,synu.-Zmierzyła go z lekkim uśmiechem,a ja miałem ochotę zapaść się pod ziemię.-Ale masz rację.Sen ważna rzecz.
-No właśnie,dlatego idź sobie spać.-Yas czuł się pewnie podobnie zażenowany jak ja.
-No Idę,ide.Jak będę nad trumna to też mi tak bedziesz mówił?
-To wtedy nie spać,tylko do piachu.-Uśmiechnął się lekko,a ona zrobiła to samo.
-To ja Cię wybłogosławię...Wyszarpię Ci uszy z zaświatów.
-Maaamo!Sio,idź sobie.Bo Ci wyniosę telewizor z pokoju.
-No Idę,Ide.-Zmierzyła go z uśmiechem.-Daj spać Yi,Patrz jak się biedak z Tobą męczy,marudzisz mu cały dzień,a w nocy go dreczysz...
-Maaaaaamo!Błagam!
-Idę,bo się rozpłaczesz.-Zachochotała i otworzyła drzwi.
-Wryyy... ( Znowu ten Dios)Tak,tak idź już sobie.
Wyszła z pokoju,a ja wynurzyłem się z kołdry.Wczesniej wystawały z niej tylko oczy.Wtuliłem się do Yasa.Zupełnie stracił humor.
-Idziemy spać,tak jak mówiłeś.-Uśmiechnąłem się i Pogłaskałem jego włosy.
-Ty kurwiu...-Położył swoją dłoń na moim czole ale grzecznie poszedł spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro