Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LIV

*Yas*.

-Yiuś,chodź.-Spojrzałem na Mastera,który szedł za mną.

-A kogo my tu mamy?-W drzwiach stanęła Irelka,a Yiś od razu podleciał do bobosiów.

-Rozczulające...-uśmiechnąłem się lekko,a Irelka zmierzyła mnie z rozbawieniem.

-Teraz Ty sobie ich pilnuj.Wariactwa w głowie mają pewnie po Tobie...

-Może.-Wzruszyłem ramionami, patrząc z uśmiechem na Yiusia.-Dobra,chodź.Potem wpadniemy.

Yi wziął ze sobą bobosie i poszedł za mną.

-Uh.Ile trzeba porobić porządków...-Westchnąłem,a Yi uśmiechnął się.

-Dla Ciebie to nie problem.

-Czemu zawsze ja mam coś dla Ciebie robić?-Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.

-Bo mnie kochasz?-Yi uśmiechnął się i poczułem całusa w policzek.

-A kto powiedział,że Cię kocham?

-Ty.-Yi ponownie się uśmiechnął i ponownie pocałował.

-Dużo wiesz.-Zachichotałem i również Musnąłem go w usta.Staliśmy tak chwilę,aż w końcu musieliśmy się oderwać i wrócić do pracy.

-To posprzątasz tu prawda?-Yi zachichotał,nadal trzymając mnie za kark.

-Hmmm...Może za talerz pysznych kanapeczek?

-Dla Ciebie zawsze.-Uśmiechnął się,chwytając mnie za rękę.

-No to umowa stoi.-Pogłaskałem go po włosach i udałem się na piętro.

Gdy wszytko ogarnąłem, ponownie wróciłem do kuchni.

-To Gdzie moje kanapki?-Spojrzałem na Yi,ktory dawał klocki bobosiom.

-Czekają na Ciebie na blacie.

-Mmmm...-Uśmiechnąłem się i sięgnąłem Po jedzenie.

-A teraz zgaduj kto będzie miał roczek.-Yiuś spojrzał na mnie z lekkim usmiechem.

-Ktoś bardzo mały...a raczej grupka ktosiów.-Spojrzałem w stronę gromadki bawiących się dzieci.-Hmmm...Mam pewnien pomysł.

-Upieczesz ciasto?-Yi zmierzył mnie z rozbawieniem.

-Skąd wiedziałeś?-Wziąłem się pod boki.

-Znam Cię.Zawsze szukasz okazji do pieczenia.-Znów się uśmiechnął,a ja pokiwałem głową.

-To ja się biorę do roboty.-Zatarłem ręce.

-Mmmm...Pysznie się zapowiada...-Yi westchnął i sięgnął po herbatę.

-Jak zawsze.-Zachichotałem,wyciągając z szafek wszystkie potrzebne naczynia i zacząłem szukać składników do ciasta w lodówce.

-Co za skromność.-Yi przewrócił oczami,a ja odwróciłem się i skierowałem łyżkę w jego stronę.

-Nie skromność,a szczerość...

-Teraz to przesadziłeś.

-Milcz.-Zmierzyłem Yi z uśmiechem,chcąc zarzucić mu porządnego plaskacza w tyłek.-Bo Cię wezmę na tym blacie.

-Nie odważysz się.-Spojrzał na mnie pewnie.

-Jesteś pewien?-Zarechotałem jak stary zwyrol i ścisnąłem go za pośladek.Podskoczył z przerażeniem i pisnął Jak dziewczyna.

-Nie lubię gdy tak robisz...-Zmarkotniał,a ja nadal cicho się śmiałem.

-Lubisz,lubisz...-Poklepałem go po ramieniu.-Tylko przyznać się nie chcesz.

-Nie lubię.-Strzepał moje ramię i spojrzał na mnie chłodno.-Chyba miałeś robić ciasto...

-No już...już...-Westchnąłem.-Idę,skoro tak marudzisz.I tak wiem,że lubisz dostać klapsa...

-Wrrr.Bo się zdenerwuje.

-Drapieżny Jak lew...-Zachichotałem.-No dobra idę do pieczenia.

-Miłej zabawy.-Nagle się uśmiechnął.-Ja to się chyba zrelaksuję.Ksiazka...dobra kawa...

-A ja biedny muszę się urabiac...

-Ktoś musi od tego być.-Yi wzruszył ramionami.

-Taa...I to zawsze ja...-Pokiwałem głową i wziąłem się za miksowanie ciasta.

************************************

-Yi,otwórz.-Kiwnąłem głową,wołając Yi z sąsiedniego pokoju.Dzwonek do drzwi ponowie zadzwonił.

-Nie mogę.-Yi wyłonił się z pokoju.-Ignis rozwalił sobie kolano Jak biegał.Muszę opatrzyć.

-Ech...Ja wszystko muszę robić sam.-Przewróciłem oczami,umyłem ręce z polewy czekoladowej i poszedłem w kierunku drzwi.

-Mama!? (Tego się żeście nie spodziewali xD)-Zaniemówiłem,prawie wypuszczając łyżkę z ręki.

-Ooo...Mój chłopiec!-Złapała mnie za policzki i zaczęła tarmosić.-Ale wyrosłeś!!!Mhh...Jakie ciasteczko!Jakbym była trochę młodsza...

Chciałem się uwolnić ale...nie wiedziałem jak.

-Jak zawsze umorusany.-Wzięła się pod boki.-Od stóp aż Po sam czubek głowy.Tylko tym razem patyków nie masz we wlosach...

Nadal patrzyłem na nią Jak debil ale po chwili odzyskałem rezon.

-Mamo co ty tu robisz...

-Zaraz to ty w nos dostaniesz...Nawet się nie przypucowałeś,że ślub bierzesz!-Szarpnęła mnie za ucho.

-Puść!Proszę!-To bolało.Jak byłem młodszy też mi tak robiła...

Zostawiła mnie,a ja dotknąłem ucha ze skrzywioną miną.

-Nie miałem okazji...-Nadal trzymałem się za ucho.-Przepraszam...

-Ty to nigdy na nic nie masz czasu.-Ponownie wzięła się pod boki.-Nawet,żeby się umyć...

Faktycznie...policzek miałem umorusany mąką.

-Piekę ciasto...

-Coo!?Ty w kuchni!?No,no...Tego to ja bym się w życiu nie spodziewała!?Ciebie do garów zaciągnąć...To byś szybciej na sufit wlazł...

-Cóż...trochę się zmieniło...-Złapałem się za szyję.Ciekawe kiedy pojawi się Yi...Staliśmy tak na przedpokoju.Tego nie da się nie zauważyć...

-No na pewno.-Zmierzyła mnie wesoło.-Musisz mi wszystko pokazać.

-Nie wiem czy to dobry pomysł.Jeszcze ktoś Cię wepchnie do studni.-Zachichotałem.

-Już wiem kto chce to zrobić.-Zmierzyła mnie z zabójczym uśmiechem.-I ten ktoś długo będzie nawiedzany...

-To jednak wolę nie.-Uśmiechnąłem się.-Oj.Ciasto już chyba gotowe.-Poleciałem biegiem do kuchni,bo piekarnik piszczał na cały dom.

Kiedy wróciłem Yi i moja mama gapili się na siebie jak para debili.

-To wygląda na to,że się poznaliście.-Zmierzyłem ich z lekkim uśmiechem.

-To jakiś Twój znajomy?-Moja mama spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

-Taki bliski znajomy...-Uśmiechnąłem się do yi,a on też lekko się uśmiechnął.

-Już myślałam,że nie masz przyjaciół.-Zachichotała.-A tu proszę....

-Yi jest kimś więcej niż przyjacielem...

Moja mama patrzyła na mnie jakby nie ogarniała ale po chwili odzyskała rezon.

Yi postanowił przejąć pałeczkę i nieśmiało się przedstawił.

Mama spojrzała na niego lekko unosząc brew.

-A.Rozumiem.-Uśmiechnęła się lekko w stronę Yi.-Miło mi.

Myślałem,że zaraz zacznie go szarpać za policzki i mówić że wygląda jak szczeniaczek.
W sumie też się wystraszyłem,że go nie zaakceptuje...

-To w takim razie skoro Yasuo bawi się w kuchni,to może zrobi też herbaty...

-Czemu zawsze ja mam coś robić?-Zmierzyłem moją mamę wymownie.

-Nie zachowuj się jak dziecko.Poprosiłam Cię,więc idź zrób herbatę i nie rob scen.-Spojrzała na mnie lekko rozzłoszczonym spojrzeniem.

Speszyłem się i kiwnąłem ulegle głową.

-Zaraz ją zrobię...-Poszedłem do kuchni,a Yi zaczął chichotać.

-Wróciłem.-Spojrzałem na nich z poirytowaniem.Zdążyli się chyba zaprzyjaźnić...Tymbardziej,że wymieniają teraz przepisy na ciasto...

-Oooo,świetnie.-Yi Usmiechnal się.-To przynieś jeszcze ciasteczka.

Zmierzyłem go chlodno.

-Sam sobie...

-Słyszałeś Yi.-teraz wtracila się moja mama.

Westchnąłem z niezadowoleniem.

-Dobra.-Poszedłem urażony do kuchni.

-Dziękuję!-Yi zawołał wesoło.

-Ech...-Westchnąłem cicho.

-Nie marudź,synu.-mama Zmierzyła mnie ze zdenerwowaniem.-Zawsze się tak zachowujesz?

-Poprostu chciałem usiąść.-Zmierzyłem ich oboje.

-To siadaj.-Yi uśmiechnął się i poklepał krzesło obok.-Zasłużyłeś.

-Dziękuję.-Uśmiechnąłem się i usiadłem obok.-Ty to mnie ratujesz.

-Przecież widzę,że już Cię nosi.-Yi puścił mi oczko.

-To teraz mi powiecie jak się poznaliście.-Mama złożyła ręce w stateczek,a ja objąłem Yi ramieniem.

-Cóż...Na początku nie było za ciekawie...-Westchnąłem,przypominając sobie chłodne,kpiące spojrzenie Yi gdy Pierwszy raz na mnie spojrzał.

-A to ciekawe...

-Skakaliśmy sobie do gardeł...-Yi zachichotał.

-O tak.Dosłownie.-Też się uśmiechnąłem.

Yi się rozgadał i opowiedział całą naszą historię,kończąc na ślubie i dzieciach.

-To ja mam wnuki!?-Mama prawie spadła z krzesła,z tego ożywienia.-Czemu ich jeszcze nie widziałam!?

-Zasnęły.-Yi wzruszył ramionami.

-No proszę!Na moment.

-Jak będziesz Cichutko...-Zmierzyłem ją z uśmiechem.

-Potrafię być cicho.-Naburmuszyła się jak dziewczynka,ktora nie dostała cukierka.

-Ta jasne.Ja jestem w takim razie Świętym Mikołajem.-Roześmiałem się.

-Um.-Yi spojrzał na mnie wesoło.-Ty też nie potrafisz być cicho.

-Po kimś to mam.-Uśmiechnąłem się wymownie.

-Mam Ci wyszarpać ucho do czerwoności?-Uśmiechnęła się zabójczo.-Twój ojciec też może mi pomóc jak poproszę.

-To ja też się przyłączę.-Yi zachichotał.

-Spróbuj to...

-Ej no.Miałeś mi wnuczki pokazać.-Mama wzięła się pod boki,a ja miałem wrażenie że wszyscy będziemy tego żałować.

-Dobrze.Tylko cicho.Nie mam zamiaru ich usypiać.

-Jak już wspominałam,potrafię być cicho.

-A tu mi jedzie czołg.-Wskazałem na czoło.

-Szykuj uszy.Będą piekły.-Zachichotała.

-Ciii...-Uciszyłem ją,gdy weszliśmy do pokoju.

-Ale słodkie!-Pisnęła,a ja zmierzyłem ją zabójczo.-No tak...przepraszam.

-Chodźmy.Zanim się obudzą.-Westchnąłem z poirytowaniem.

-To chyba dobry pomysł.-Zgodziła się.-No to na czym my to?

-Na tym jak się poznaliśmy.-Yi zaczął,a ja zmierzyłem go a potem doniczkę stojąca za stołem w oddali.

-Ooo!Aż mi się taka historia przypomniała!-Zachichotała,a ja zmierzyłem ją pytająco.-Synku,pamiętasz Jak dostałeś kosza od bliźniaczek?

-Mamo nie!-Spojrzałem na nią błagająco.-Nie wracajmy do tego.

-Ja chętnie posłucham.-Yi uśmiechnął się,a ja zabiłem go wzrokiem.

-No to przegłosowane.-Uśmiechnęła się.

-Ja to zaraz skoczę z okna...-Westchnąłem,czując totalne zażenowanie,gdy opowiadała mu tą historię.

-To nieźle.-Yi zaczął się śmiać.Mierzyłem go z zakłopotaniem.

-Przypomniała mi się jeszcze taka sytuacja ze szczupakiem w wannie...-Uśmiechnęła się,a ja zabiłem ją wzrokiem.

-O nie.W żadnym wypadku.Nie mów o niej...

-Cicho tam.Dzieci głosu nie mają.-Zachichotała.

-Ale ja nie jestem dz...

-Moim nadal jesteś.-Przerwała mi.-Więc cichutko.

-Mamo...proszę.-Nie chciałem jej mówić w twarz,że robi mi obciach.

-No to tak...-Zaczęła.Chcialem się odezwać ale popatrzyła na mnie w taki sposób,że język uwiazl mi w gardle.-Yasuo Jak był młodszy to bardzo lubił przynosić Zwierzatka do domu.Jaszczurki,robaki,koty...

-Jelenie...-Yi uśmiechnął się.Po co ja tu to opowiadałem...

-Ooo...widzę,że coś wspominał.
No jelenia też raz przywlókł.No ale wracając.-Machnęła ręka.-Raz przywlókł szczupaka i wsadził go do wanny.Pamiętasz jak plakałeś,jak chcieliśmy go wypuścić?-Mama szturchnela mnie w ramię.

-Bo to był mój przyjaciel.-Rzuciłem beznamiętnie.

Yi zachichotał,a ja westchnąłem z zażenowaniem.

-No tak,tak.Taki przyjaciel,że się z nim przez dwa tygodnie pluskałeś.Biedna ryba.

-Darujmy sobie...

-A Pamietasz Jak plakałeś,jak się przekręcił?-Uśmiechnęła się,a ja Przewrocilem oczami.

-Pamiętam...Może masz jeszcze album przy sobie.-Wziąłem szklankę i nalałem do niej wody,żeby popić mój wstyd i gorycz.

-A mam.-Zaczęła grzebać w torebce,po chwili go wyciągając.

-CO!?-Wyplułem wodę do szklanki i zmierzyłem ja z szokiem.

-Ooo...Chętnie sobie pooglądam.-Yi zachichotał.

-O mój Boże...-Westchnąłem,opierając się o stół.

-Ty mi tu Boga na daremno nie wzywaj.-Zmierzyła mnie wymownie.-Każdy sobie lubi powspominać.-Ojej,mam tu Twoje zdjęcie Jak włosy Ci ścięłam!

-Idę sprawdzić czy ciasto wystygło...-Odparłem ponuro.Nie mam ochoty tego wszystkiego oglądać.

-Tak,tak ciasto.-Pokiwała głową.-Pójdziesz sobie żeby się obrażać.Już ja Cię znam.Dalej Jak małe dziecko...

-Może...-Odparłem beznamiętnie i wyszedłem z pokoju.

-Może z nim porozmawiam?-Usłyszałem głos Yi,który był odrobinę zmartwiony.

-Daruj sobie,przejdzie mu.Prześpi się i zapomni...

Nie,akurat nie miałem zamiaru spać...

************************************

-Mam nadzieję,że się na mnie nie Gniewasz?-Yi pojawił się w pokoju z lekko smutnym wyrazem twarzy.

-Nie.-Westchnąłem,czytając.

-Oj wiesz jak to jest...-Usiadł obok mnie.

-Zawsze tak robi...-Przewróciłem oczami,zamykając książkę.

-Przynajmniej dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o Tobie.-Yi uśmiechnął się do mnie.-Byłeś uroczym dzieckiem.

-Wiem.-Też lekko się uśmiechnąłem ale nadal nie miałem humoru.

-Twoja mama przypomina mi Irelkę.-Yi wzruszył ramionami.-Z tą różnica,że jest trochę milsza.

-Ta,tydzien z nią posiedz,to szybko zmienisz zdanie.-Zachichotałem.

-Ty też się tak zachowujesz.-Yi uśmiechnął się lekko.

-Nieprawda.-Ponowie Przewrocilem oczami.

-Jaka matka,taki syn.-Zachichotał.

-Chcesz w nos?

-Nie.Wolę,żeby był cały.-Pokiwał głową.-Jesteście bardzo podobni.

-E tam...Mam Cię wyszarpać za uszy?

Yi zaczął się śmiać,a Po chwili spochmurniał.

-Hm?-Złapałem go za ramię.

-Też bym chciał spędzić trochę czasu z rodzicami...

-W takim razie czemu tego nie zrobisz?Chetnie ich poznam.

-Bo nie żyją...Jestem sierotą.

W tym momencie książka prawie wyleciała Mi z ręki.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro