Rozdział LIV
*Yas*.
-Yiuś,chodź.-Spojrzałem na Mastera,który szedł za mną.
-A kogo my tu mamy?-W drzwiach stanęła Irelka,a Yiś od razu podleciał do bobosiów.
-Rozczulające...-uśmiechnąłem się lekko,a Irelka zmierzyła mnie z rozbawieniem.
-Teraz Ty sobie ich pilnuj.Wariactwa w głowie mają pewnie po Tobie...
-Może.-Wzruszyłem ramionami, patrząc z uśmiechem na Yiusia.-Dobra,chodź.Potem wpadniemy.
Yi wziął ze sobą bobosie i poszedł za mną.
-Uh.Ile trzeba porobić porządków...-Westchnąłem,a Yi uśmiechnął się.
-Dla Ciebie to nie problem.
-Czemu zawsze ja mam coś dla Ciebie robić?-Wzruszyłem ramionami z uśmiechem.
-Bo mnie kochasz?-Yi uśmiechnął się i poczułem całusa w policzek.
-A kto powiedział,że Cię kocham?
-Ty.-Yi ponownie się uśmiechnął i ponownie pocałował.
-Dużo wiesz.-Zachichotałem i również Musnąłem go w usta.Staliśmy tak chwilę,aż w końcu musieliśmy się oderwać i wrócić do pracy.
-To posprzątasz tu prawda?-Yi zachichotał,nadal trzymając mnie za kark.
-Hmmm...Może za talerz pysznych kanapeczek?
-Dla Ciebie zawsze.-Uśmiechnął się,chwytając mnie za rękę.
-No to umowa stoi.-Pogłaskałem go po włosach i udałem się na piętro.
Gdy wszytko ogarnąłem, ponownie wróciłem do kuchni.
-To Gdzie moje kanapki?-Spojrzałem na Yi,ktory dawał klocki bobosiom.
-Czekają na Ciebie na blacie.
-Mmmm...-Uśmiechnąłem się i sięgnąłem Po jedzenie.
-A teraz zgaduj kto będzie miał roczek.-Yiuś spojrzał na mnie z lekkim usmiechem.
-Ktoś bardzo mały...a raczej grupka ktosiów.-Spojrzałem w stronę gromadki bawiących się dzieci.-Hmmm...Mam pewnien pomysł.
-Upieczesz ciasto?-Yi zmierzył mnie z rozbawieniem.
-Skąd wiedziałeś?-Wziąłem się pod boki.
-Znam Cię.Zawsze szukasz okazji do pieczenia.-Znów się uśmiechnął,a ja pokiwałem głową.
-To ja się biorę do roboty.-Zatarłem ręce.
-Mmmm...Pysznie się zapowiada...-Yi westchnął i sięgnął po herbatę.
-Jak zawsze.-Zachichotałem,wyciągając z szafek wszystkie potrzebne naczynia i zacząłem szukać składników do ciasta w lodówce.
-Co za skromność.-Yi przewrócił oczami,a ja odwróciłem się i skierowałem łyżkę w jego stronę.
-Nie skromność,a szczerość...
-Teraz to przesadziłeś.
-Milcz.-Zmierzyłem Yi z uśmiechem,chcąc zarzucić mu porządnego plaskacza w tyłek.-Bo Cię wezmę na tym blacie.
-Nie odważysz się.-Spojrzał na mnie pewnie.
-Jesteś pewien?-Zarechotałem jak stary zwyrol i ścisnąłem go za pośladek.Podskoczył z przerażeniem i pisnął Jak dziewczyna.
-Nie lubię gdy tak robisz...-Zmarkotniał,a ja nadal cicho się śmiałem.
-Lubisz,lubisz...-Poklepałem go po ramieniu.-Tylko przyznać się nie chcesz.
-Nie lubię.-Strzepał moje ramię i spojrzał na mnie chłodno.-Chyba miałeś robić ciasto...
-No już...już...-Westchnąłem.-Idę,skoro tak marudzisz.I tak wiem,że lubisz dostać klapsa...
-Wrrr.Bo się zdenerwuje.
-Drapieżny Jak lew...-Zachichotałem.-No dobra idę do pieczenia.
-Miłej zabawy.-Nagle się uśmiechnął.-Ja to się chyba zrelaksuję.Ksiazka...dobra kawa...
-A ja biedny muszę się urabiac...
-Ktoś musi od tego być.-Yi wzruszył ramionami.
-Taa...I to zawsze ja...-Pokiwałem głową i wziąłem się za miksowanie ciasta.
************************************
-Yi,otwórz.-Kiwnąłem głową,wołając Yi z sąsiedniego pokoju.Dzwonek do drzwi ponowie zadzwonił.
-Nie mogę.-Yi wyłonił się z pokoju.-Ignis rozwalił sobie kolano Jak biegał.Muszę opatrzyć.
-Ech...Ja wszystko muszę robić sam.-Przewróciłem oczami,umyłem ręce z polewy czekoladowej i poszedłem w kierunku drzwi.
-Mama!? (Tego się żeście nie spodziewali xD)-Zaniemówiłem,prawie wypuszczając łyżkę z ręki.
-Ooo...Mój chłopiec!-Złapała mnie za policzki i zaczęła tarmosić.-Ale wyrosłeś!!!Mhh...Jakie ciasteczko!Jakbym była trochę młodsza...
Chciałem się uwolnić ale...nie wiedziałem jak.
-Jak zawsze umorusany.-Wzięła się pod boki.-Od stóp aż Po sam czubek głowy.Tylko tym razem patyków nie masz we wlosach...
Nadal patrzyłem na nią Jak debil ale po chwili odzyskałem rezon.
-Mamo co ty tu robisz...
-Zaraz to ty w nos dostaniesz...Nawet się nie przypucowałeś,że ślub bierzesz!-Szarpnęła mnie za ucho.
-Puść!Proszę!-To bolało.Jak byłem młodszy też mi tak robiła...
Zostawiła mnie,a ja dotknąłem ucha ze skrzywioną miną.
-Nie miałem okazji...-Nadal trzymałem się za ucho.-Przepraszam...
-Ty to nigdy na nic nie masz czasu.-Ponownie wzięła się pod boki.-Nawet,żeby się umyć...
Faktycznie...policzek miałem umorusany mąką.
-Piekę ciasto...
-Coo!?Ty w kuchni!?No,no...Tego to ja bym się w życiu nie spodziewała!?Ciebie do garów zaciągnąć...To byś szybciej na sufit wlazł...
-Cóż...trochę się zmieniło...-Złapałem się za szyję.Ciekawe kiedy pojawi się Yi...Staliśmy tak na przedpokoju.Tego nie da się nie zauważyć...
-No na pewno.-Zmierzyła mnie wesoło.-Musisz mi wszystko pokazać.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.Jeszcze ktoś Cię wepchnie do studni.-Zachichotałem.
-Już wiem kto chce to zrobić.-Zmierzyła mnie z zabójczym uśmiechem.-I ten ktoś długo będzie nawiedzany...
-To jednak wolę nie.-Uśmiechnąłem się.-Oj.Ciasto już chyba gotowe.-Poleciałem biegiem do kuchni,bo piekarnik piszczał na cały dom.
Kiedy wróciłem Yi i moja mama gapili się na siebie jak para debili.
-To wygląda na to,że się poznaliście.-Zmierzyłem ich z lekkim uśmiechem.
-To jakiś Twój znajomy?-Moja mama spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
-Taki bliski znajomy...-Uśmiechnąłem się do yi,a on też lekko się uśmiechnął.
-Już myślałam,że nie masz przyjaciół.-Zachichotała.-A tu proszę....
-Yi jest kimś więcej niż przyjacielem...
Moja mama patrzyła na mnie jakby nie ogarniała ale po chwili odzyskała rezon.
Yi postanowił przejąć pałeczkę i nieśmiało się przedstawił.
Mama spojrzała na niego lekko unosząc brew.
-A.Rozumiem.-Uśmiechnęła się lekko w stronę Yi.-Miło mi.
Myślałem,że zaraz zacznie go szarpać za policzki i mówić że wygląda jak szczeniaczek.
W sumie też się wystraszyłem,że go nie zaakceptuje...
-To w takim razie skoro Yasuo bawi się w kuchni,to może zrobi też herbaty...
-Czemu zawsze ja mam coś robić?-Zmierzyłem moją mamę wymownie.
-Nie zachowuj się jak dziecko.Poprosiłam Cię,więc idź zrób herbatę i nie rob scen.-Spojrzała na mnie lekko rozzłoszczonym spojrzeniem.
Speszyłem się i kiwnąłem ulegle głową.
-Zaraz ją zrobię...-Poszedłem do kuchni,a Yi zaczął chichotać.
-Wróciłem.-Spojrzałem na nich z poirytowaniem.Zdążyli się chyba zaprzyjaźnić...Tymbardziej,że wymieniają teraz przepisy na ciasto...
-Oooo,świetnie.-Yi Usmiechnal się.-To przynieś jeszcze ciasteczka.
Zmierzyłem go chlodno.
-Sam sobie...
-Słyszałeś Yi.-teraz wtracila się moja mama.
Westchnąłem z niezadowoleniem.
-Dobra.-Poszedłem urażony do kuchni.
-Dziękuję!-Yi zawołał wesoło.
-Ech...-Westchnąłem cicho.
-Nie marudź,synu.-mama Zmierzyła mnie ze zdenerwowaniem.-Zawsze się tak zachowujesz?
-Poprostu chciałem usiąść.-Zmierzyłem ich oboje.
-To siadaj.-Yi uśmiechnął się i poklepał krzesło obok.-Zasłużyłeś.
-Dziękuję.-Uśmiechnąłem się i usiadłem obok.-Ty to mnie ratujesz.
-Przecież widzę,że już Cię nosi.-Yi puścił mi oczko.
-To teraz mi powiecie jak się poznaliście.-Mama złożyła ręce w stateczek,a ja objąłem Yi ramieniem.
-Cóż...Na początku nie było za ciekawie...-Westchnąłem,przypominając sobie chłodne,kpiące spojrzenie Yi gdy Pierwszy raz na mnie spojrzał.
-A to ciekawe...
-Skakaliśmy sobie do gardeł...-Yi zachichotał.
-O tak.Dosłownie.-Też się uśmiechnąłem.
Yi się rozgadał i opowiedział całą naszą historię,kończąc na ślubie i dzieciach.
-To ja mam wnuki!?-Mama prawie spadła z krzesła,z tego ożywienia.-Czemu ich jeszcze nie widziałam!?
-Zasnęły.-Yi wzruszył ramionami.
-No proszę!Na moment.
-Jak będziesz Cichutko...-Zmierzyłem ją z uśmiechem.
-Potrafię być cicho.-Naburmuszyła się jak dziewczynka,ktora nie dostała cukierka.
-Ta jasne.Ja jestem w takim razie Świętym Mikołajem.-Roześmiałem się.
-Um.-Yi spojrzał na mnie wesoło.-Ty też nie potrafisz być cicho.
-Po kimś to mam.-Uśmiechnąłem się wymownie.
-Mam Ci wyszarpać ucho do czerwoności?-Uśmiechnęła się zabójczo.-Twój ojciec też może mi pomóc jak poproszę.
-To ja też się przyłączę.-Yi zachichotał.
-Spróbuj to...
-Ej no.Miałeś mi wnuczki pokazać.-Mama wzięła się pod boki,a ja miałem wrażenie że wszyscy będziemy tego żałować.
-Dobrze.Tylko cicho.Nie mam zamiaru ich usypiać.
-Jak już wspominałam,potrafię być cicho.
-A tu mi jedzie czołg.-Wskazałem na czoło.
-Szykuj uszy.Będą piekły.-Zachichotała.
-Ciii...-Uciszyłem ją,gdy weszliśmy do pokoju.
-Ale słodkie!-Pisnęła,a ja zmierzyłem ją zabójczo.-No tak...przepraszam.
-Chodźmy.Zanim się obudzą.-Westchnąłem z poirytowaniem.
-To chyba dobry pomysł.-Zgodziła się.-No to na czym my to?
-Na tym jak się poznaliśmy.-Yi zaczął,a ja zmierzyłem go a potem doniczkę stojąca za stołem w oddali.
-Ooo!Aż mi się taka historia przypomniała!-Zachichotała,a ja zmierzyłem ją pytająco.-Synku,pamiętasz Jak dostałeś kosza od bliźniaczek?
-Mamo nie!-Spojrzałem na nią błagająco.-Nie wracajmy do tego.
-Ja chętnie posłucham.-Yi uśmiechnął się,a ja zabiłem go wzrokiem.
-No to przegłosowane.-Uśmiechnęła się.
-Ja to zaraz skoczę z okna...-Westchnąłem,czując totalne zażenowanie,gdy opowiadała mu tą historię.
-To nieźle.-Yi zaczął się śmiać.Mierzyłem go z zakłopotaniem.
-Przypomniała mi się jeszcze taka sytuacja ze szczupakiem w wannie...-Uśmiechnęła się,a ja zabiłem ją wzrokiem.
-O nie.W żadnym wypadku.Nie mów o niej...
-Cicho tam.Dzieci głosu nie mają.-Zachichotała.
-Ale ja nie jestem dz...
-Moim nadal jesteś.-Przerwała mi.-Więc cichutko.
-Mamo...proszę.-Nie chciałem jej mówić w twarz,że robi mi obciach.
-No to tak...-Zaczęła.Chcialem się odezwać ale popatrzyła na mnie w taki sposób,że język uwiazl mi w gardle.-Yasuo Jak był młodszy to bardzo lubił przynosić Zwierzatka do domu.Jaszczurki,robaki,koty...
-Jelenie...-Yi uśmiechnął się.Po co ja tu to opowiadałem...
-Ooo...widzę,że coś wspominał.
No jelenia też raz przywlókł.No ale wracając.-Machnęła ręka.-Raz przywlókł szczupaka i wsadził go do wanny.Pamiętasz jak plakałeś,jak chcieliśmy go wypuścić?-Mama szturchnela mnie w ramię.
-Bo to był mój przyjaciel.-Rzuciłem beznamiętnie.
Yi zachichotał,a ja westchnąłem z zażenowaniem.
-No tak,tak.Taki przyjaciel,że się z nim przez dwa tygodnie pluskałeś.Biedna ryba.
-Darujmy sobie...
-A Pamietasz Jak plakałeś,jak się przekręcił?-Uśmiechnęła się,a ja Przewrocilem oczami.
-Pamiętam...Może masz jeszcze album przy sobie.-Wziąłem szklankę i nalałem do niej wody,żeby popić mój wstyd i gorycz.
-A mam.-Zaczęła grzebać w torebce,po chwili go wyciągając.
-CO!?-Wyplułem wodę do szklanki i zmierzyłem ja z szokiem.
-Ooo...Chętnie sobie pooglądam.-Yi zachichotał.
-O mój Boże...-Westchnąłem,opierając się o stół.
-Ty mi tu Boga na daremno nie wzywaj.-Zmierzyła mnie wymownie.-Każdy sobie lubi powspominać.-Ojej,mam tu Twoje zdjęcie Jak włosy Ci ścięłam!
-Idę sprawdzić czy ciasto wystygło...-Odparłem ponuro.Nie mam ochoty tego wszystkiego oglądać.
-Tak,tak ciasto.-Pokiwała głową.-Pójdziesz sobie żeby się obrażać.Już ja Cię znam.Dalej Jak małe dziecko...
-Może...-Odparłem beznamiętnie i wyszedłem z pokoju.
-Może z nim porozmawiam?-Usłyszałem głos Yi,który był odrobinę zmartwiony.
-Daruj sobie,przejdzie mu.Prześpi się i zapomni...
Nie,akurat nie miałem zamiaru spać...
************************************
-Mam nadzieję,że się na mnie nie Gniewasz?-Yi pojawił się w pokoju z lekko smutnym wyrazem twarzy.
-Nie.-Westchnąłem,czytając.
-Oj wiesz jak to jest...-Usiadł obok mnie.
-Zawsze tak robi...-Przewróciłem oczami,zamykając książkę.
-Przynajmniej dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy o Tobie.-Yi uśmiechnął się do mnie.-Byłeś uroczym dzieckiem.
-Wiem.-Też lekko się uśmiechnąłem ale nadal nie miałem humoru.
-Twoja mama przypomina mi Irelkę.-Yi wzruszył ramionami.-Z tą różnica,że jest trochę milsza.
-Ta,tydzien z nią posiedz,to szybko zmienisz zdanie.-Zachichotałem.
-Ty też się tak zachowujesz.-Yi uśmiechnął się lekko.
-Nieprawda.-Ponowie Przewrocilem oczami.
-Jaka matka,taki syn.-Zachichotał.
-Chcesz w nos?
-Nie.Wolę,żeby był cały.-Pokiwał głową.-Jesteście bardzo podobni.
-E tam...Mam Cię wyszarpać za uszy?
Yi zaczął się śmiać,a Po chwili spochmurniał.
-Hm?-Złapałem go za ramię.
-Też bym chciał spędzić trochę czasu z rodzicami...
-W takim razie czemu tego nie zrobisz?Chetnie ich poznam.
-Bo nie żyją...Jestem sierotą.
W tym momencie książka prawie wyleciała Mi z ręki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro