Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LIII

*Yiś*

Ocknąłem się,bo coś lekko mnie dusiło. Byłem otulony włosami Yasa. Uśmiechnąłem się,zdjąłem je ze swojej twarzy i ułożyłem delikatnie na poduszce.Yas słodziutko spał...Cukiereczek.
Ubrałem się,ogarnąłem i zrobiłem lekki porządek w pomieszczeniu. Ten nadal spał...

-Co za śpioszek...-Pogłaskałem go po głowie,zdejmując mu niesforny kosmyk z nosa,a on powoli otworzył oczy.Pocałowałem go w czoło,patrząc na twarz.Przyciągnął mnie do siebie i obdarzył namiętnym pocałunkiem.Zarumieniłem się ale podobało mi się to.Odwzajemniłem całusa i tak przez kilka minut obściskiwaliśmy się na łóżku.

-Dzień dobry,brzydalku.-Yas uśmiechnął się lekko i przeciągnął leniwie.

-Jak Ci się spało?-Spojrzałem na jego usta.Chciałem ich jeszcze więcej.

-A nieźle,nieźle.Z Tobą zawsze się dobrze śpi...-Westchnął,a ja znów się zarumieniłem.

-Kochany jesteś...-Rzuciłem mu ciuchy.-A teraz coś na siebie Wkładaj.

-A nie wolisz mnie nago?-Uśmiechnął się zalotnie.

-To potem.-Przewróciłem oczami.-Najpierw musisz być ubrany...

-Obiecujesz,że potem?

-A mam jakieś wyjście?

-Nie.-Yas uśmiechnął się jak stary pedofil i posłusznie wziął ubrania,które mu podałem.-Co chciałbyś zjeść?

-Nie wiem.-Wzruszyłem ramionami.-Zrób coś dobrego.

-Dobrze.-Rozczesał włosy i związał je sznurkiem.

-Tylko szybko,bo jestem głodny.-Otuliłem się swetrem.

-Zimno Ci?-Yas dotknął mojej ręki,a ja ująłem ją we własne dłonie.

-Otworzyłem okno...

-To zaraz je zamknę.-Yas rzucił okiem na otwarte okno balkonu.

-Nie.Niech się tu trochę wywietrzy...

-Fakt.Trochę tu daje tymi świeczkami z wczoraj...

-Umieram z głoduuuu.-Szarpnąłem go za rękę,a on uśmiechnął się lekko.

-Już idę,idę.Zrobię Ci najlepsze śniadanko na świecie.

-Nie mogę się doczekać.-Z niechęcią puściłem jego rękę i złożyłem po nim pościel.

Zjedliśmy śniadanie i w sumie nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić...

-Wspominałeś coś o jakimś jeziorze...-Yas spojrzał na mnie,a ja uśmiechnąłem się szeroko na myśl,że jednak słucha co do niego mówię.

-No tak...w okolicy jest wielkie jezioro.Możemy się tam przespacerować...

-Świetnie.W takim razie wezmę wędkę.

-Wędkę?

-Złowię nam kolację.-Yas uśmiechnął się lekko.

-W supermarkecie...

-Bredzisz...Jeszcze się zdziwisz.

-No dobrze.-Uśmiechnąłem się z niedowierzaniem.-Bierz tą swoją wędkę i idziemy.

-Nie denerwuj mnie,bo zaraz wezmę Ciebie.

-Ooooj...Czekam na to.-Wysłałem mu całusa,a on złapał go w powietrzu.

-Cieszę się,że jesteś gotowy.-Wyszczerzył się wesoło.

************************************
-Ale tu pięknie...-Zacząłem się rozglądać wokół Jeziora.Wszystko było takie wspaniałe.

-Bajoro pełne wody i rybek...

-Ty zawsze wszystko widzisz inaczej...

Yas wyjął wędkę,a ja usiadłem na kocu,biorąc w dłoń książkę.Zaczął coś gadać o przynęcie ale ja zupełnie nie rozumiałem o czym piepszy.Nie znam się na wedkarstwie...Mimo,że nie chciałem z moich ust wpłynęło pytanie:

-A ja też mogę coś złowić?

Yas popatrzył na mnie jak na idiotę ale po chwili roześmiał się wesoło.

-Co ty wiesz o wędkowaniu...

-No właśnie nic dlatego pytam się Ciebie...

-No dobrze.-Yas wyprostował się i podał mi wędkę w ręce.-Trzymaj tutaj.-Złapał mnie w talii,kładąc moje ręce na wędkę.-Pamiętaj,żeby zaciąć bo Ci ucieknie.

-O tak?

-Właśnie tak.-Pokiwał wesoło głowa.

-To chyba nie jest takie trudne...-Poczułem się pewnie.

-Jeszcze zobaczymy jak sobie będziesz radził...-Yas uśmiechnął się i puścił moją talię.

-Nie przesadzaj.-Kiwnąłem głową,mocno trzymając wędkę.

-To nie jest takie proste.-Yas rozsiadł się na trawie.

-Może ty się źle do tego zabierasz?-Puscilem mu oko.

-Na pewno nie.Wędkuję odkąd skończyłem siedem lat...

-Dobrze,dobrze.Już Ci nie wjeżdżam na ambicję...-Uśmiechnąłem się,patrząc w oddal jeziora.

-Nie gadaj tyle,bo Ci ryby uciekną.

-Zaraz będziesz uciekał...

-Jakież to straszne rzeczy mi zrobisz?

-Przetrzymam Cię w łóżku tyle czasu,że będą Cię boleć jaja...

-To zachęta nie kara...-Yas wyszczerzył się,a ja chciałem kopnąć go w te głupie jajka.

-Od długiego seksu wszystko zaczyna boleć....

-Bo ty się znasz.-Yas przewrócił oczami.

-No znam,znam...-Uśmiechnąłem się do niego jakbym chciał zgwałcić dziecko.-A co?Chcesz sprawdzić Jak długo sprawdzasz się w łóżku.

-A proszę bardzo.Możemy zacząć teraz.Będę Cię piepszył aż do następnego ranka.

-Ała...-Pokiwałem głową.

-E tam...Spodobało by Ci się.

-No ja nie wiem...-Pokiwałem głową i po chwili coś szarpnęło mnie do przodu.

-Chyba coś złapałeś.-Yas uśmiechnął się lekko.

-Zauważyłem.-Skrzywiłem się,bo naprawdę to coś ciągnęło bardzo mocno.

-Co ja Ci przed chwilą mówiłem o zaciąganiu?Ty masz z tą rybą walczyć!

Chciałem zrobić tak jak Yas mi pokazywał ale było strasznie ciężko.

-Nie wiem czy dam radę.-Westchnąłem ale nadal starałem się nie stracić tej ryby.

-Może lepiej ja się tym zajmę?-Yas wziął się pod boki.

-Nie.-Pokiwałem głową.Chciałem zrobić to samemu.

-Ucieknie Ci.-Yas machnął ręka,a ja poczułem jak ta ryba powoli ciągnie mnie za sobą.
Próbowałem się zaprzeć ale po prostu moje nogi powoli posuwały się do przodu.Teraz mocniejsze szarpnięcie.Ryba zaczęła mnie za sobą wlec.Skończyła mi się ziemia.Yas złapał mnie za rękę i wpadliśmy razem w głąb jeziora.Próbowałem walczyć z wodą ale ryba ciągnęła mnie dalej.Chyba się o coś zaczepiłem...Chciałem się odepchnąć do przodu ale zamiast tego leciałem coraz głębiej.Zaczęło mi brakować powietrza.Chyba tu utonę...

*Yas*

Wyłowiłem tego pajaca i zarzuciłem go na plecy,żeby dopłynąć go brzegu.Chciałem zrobić to szybko,bo Yi spychał mnie pod wodę.Gdy wody była na tyle płytka,żebym mógł wstać i wziasc go w ramiona.To całe wedkowanie było złym pomysłem...

*Yi*

Przebudziłem się,wykasłałem trochę wody i rozejrzałem się.Nad sobą miałem zmartwionego Yasa,który trzymał mi rękę na policzku i wyglądał jakby chciał mi zrobić usta- usta.

-Dobrze się czujesz?-Cały czas mnie obserwował,a ja odgarnąłem mokre włosy z czoła.

-Tak...Nie martw się.-Położyłem mu rękę na piersi,żeby się uspokoił.

-Danie Ci wędki do ręki było okropnym pomysłem...-Yas pokiwał głową.-Przepraszam.Prawie się utopiłeś...

-Dlatego więcej nie będę wędkował.-Uśmiechnąłem się słabo.-Przyrzekam.

-To dobrze.-Yas pomógł mi się podnieść.-A tak przy okazji nasza koleżanka będzie kolacją.

-Uh...-Dostrzegłem rybę,leżącą na brzegu.-Wyłowiłeś ją?

-Szkoda,żeby się zmarnowała...Tylko wędka poszła na dno...Nowiutki model...

-Łowisz ryby gołymi rękami...-Pokiwałem głową ale coś było nie tak.-Cholera...

-Co?-Yas złapał mnie za rękę.

-Moje okulary poszły na dno,razem z Twoją wędka...

-Dlatego wziąłem Twoje zapasowe okulary,bo wiedziałem że zgubisz.

-Co ja bym bez Ciebie zrobił...-Rzuciłem mu się na szyję,a on pogłaskał mnie po głowie.

-Trzeba będzie się przebrać i osuszyć...-Yas mruknął,otrzepując włosy z wody.Faktycznie byliśmy cali mokrzy.

-Wspaniały pomysł...-Pokiwałem głową.

-Czekaj,tylko wezmę kolację.-Yas zarzucił rybę w ręce.Nadal trochę się trzepała.

-Nazwałeś ją Kolacja?-Uśmiechnąłem się lekko.

-Może.To bydle będzie się pięknie smażyć...-Yas rozmarzył się,pewnie myśląc o kuchennych rewolucjach jakie zdobi z tą biedną rybą.

-Mieliśmy iść...Zimno mi...

-A,tak,tak.-Yas pokiwał głową i zarzucił rybę na plecy.-Mam dla Ciebie niespodziankę.

************************************
-Co...-Mruknąłem,gdy Yas odsłonił mi oczy.

-Przecież skarżyłeś się,że chcesz popłynąć statkiem...-Yas uśmiechnął się do mnie,a ja złapałem go za rękę.

-Jaki ty jesteś słodki...-To było takie rozczulające,że nie przestawałem się uśmiechać.

- Przynajmniej nie będziesz narzekać,że o Ciebie nie dbam.-Yas kiwnął głową.-Chyba upiekę babeczki...

Odwróciłem wzrok od nieba i spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem.

-Może Ci pomogę?

-Ja...-Wyglądał jakby miał odmowic.-Cóż...O ile będziesz się mnie słuchał...

-Ciebie?Zawsze.-Nachyliłem się i pocałowałem go w policzek.Trochę go to zaskoczyło,a ja zacząłem wpatrywać się w zachodzące słońce.-Ale wspaniały zachód...

-No ujdzie,ujdzie.-Yas podszedł do mnie i złapał mnie w talii.Poczułem się dziwnie ale to było przesłodkie...

Patrzyliśmy tak chwilę w milczeniu jak słońce powoli zachodzi.To było jednocześnie niezręczne Jak i romantyczne.

-Hej...-Spojrzałem na Yasa,który muskał mnie po szyi.-Nie rób mi tutaj malinek...

-To kiedy mam je zrobić...-Na chwilę oderwał się z rozczarowaniem,a ja złapałem go za brodę.

-Kiedy powiem,że możesz...-Pocałowałem go delikatnie.Czułem się jak w Titanicu.

************************************
-No chodź do taty.-Yas rzucił rybą na deskę do krojenia,na której i tak się nie zmieściła.Wzruszył ramionami i zaczął siekać po tej rybie jak się tylko da.

-Biedna Kolacja...-Pokiwałem głową.

-No Kolacja zaraz będzie kolacją...-Yas obrócił się do mnie,dalej rozbierając rybę na kawałki.

-Brzmi apetycznie ale szkoda tej ryby...

-I tak jest martwa.-Yas wzruszył ramionami.-To jak Ci ją przyrządzić?

-Jak chcesz.-Uśmiechnąłem się.-Nie mam dziś specjalnych wymagań.

-Aż dziwne.-Yas machnął ręka,aż prawie spadł mu noż razem z rybą.

Zachichotałem i udałem się do pokoju.Dawno nie ćwiczyłem jogi...Kiedyś trzeba wrócić do starych przyzwyczajeń...

Przebrałem się w mój strój do jogi,wziąłem matę i rozłożyłem się na balkonie.Zapowiadało się,że nikt nie bedzie mi przeszkadzać.Zapowiadało się...Tylko zapowiadało...

*Yas*

-Yi?Jedzenie Ci wystygnie.-Rozejrzałem się po pomieszczeniu ale Yiusia nigdzie nie było.-Yi,no chodź.-Postanowiłem go poszukać i znalazłem na piętrze jego ciuchy.Schował się nago w szafie?

-Yi?-Na wszelki wypadek zajrzałem ale w szafie były tylko ubrania poskładane jak od linijki.Rzuciłem okiem na balkon i znalazła się zguba.
Otworzyłem cicho drzwi balkonu.Teraz stałem za Yi.Ćwiczył te swoje wygibasy...Wypinał sobie tyłeczek w najlepsze,stojąc na rękach.Aj,żeby był taki giętki do łóżeczka...Uśmiechnąłem się pod nosem i strzeliłem mu porządnego plaskacza w tyłeczek.Yi cicho pisnął i stracił równowagę,upadając w moje ramiona.

Zacząłem się śmiać,gładząc po włosach.Zabił mnie wzrokiem.

-Co ja Ci mówiłem...

-Kolacja Ci wystygnie.-Na moment przestałem się z niego śmiać,a on przewrócił oczami,poprawiając te swoje seksi obcisłe spodenki do jogi.
Uśmiechnąłem się lekko i unieruchomiłem go ręka przy ścianie.Yi znowu zabił mnie wzrokiem i lekko zarumienił.

-Co ty wyprawiasz!?

-Obiecałeś,że zrobimy coś miłego...-Chwyciłem jego dłoń,a on chciał się wyrwać.

-Dlaczego mi przeszkodziłeś?Tak dobrze mi dziś szło...

-Obok takiego wypiętego tyłeczka nie da się przejść obojętnie...-Klepnąłem Yi w pośladek,a on znowu pisnął Jak myszka.

-Nie rób tak!

-Wiem,że to uwielbiasz.-Ponownie klepnąłem go w pośladek.

-Nieprawda!

-Przecież widzę,że kłamiesz.-Uśmiechnąłem się i złapałem go za brodę,delikatnie całując.Skrzywił się jakby nigdy tego nie robił ale po chwili przestał się szarpać i przymknął oczy,powoli oddając pocałunek.

-Mówiłem.-Mruknąłem z lekkim uśmiechem i zniżyłem się do jego szyi.Zacząłem badać ją z każdej strony,a Yi lekko się wzdrygnął.

-Czemu ty nigdy nie szanujesz mojej prywatności...

-Ależ Szanuję.Już sobie poćwiczyłeś.Ja też potrzebuję miłości.-Zacząłem tworzyć na jego szyi małe malinki.Cicho jęknął.-To jak?Podoba Ci się?

-Może...-Przewrócił oczami i lekko mnie od siebie odsunął.Zaczęło Mi się wydawać,że nie ma ochoty więc opuściłem go spod tej sciany.Odwróciłem się,trochę zawiedziony.

-Chodźmy już może na kolację...

Chciałem zrobić krok do przodu ale poczułem jak łapie mnie za rękę.

-Nie.-Yi spojrzał mi w oczy.-Kolacja poczeka.

Staliśmy tak moment przed sobą,a wcześniejsza pewność siebie mnie opuściła.Patrzyłem się na Yi jak kretyn zamiast działać.Moja ręka powędrowała do jego policzka.Głaskałem go po buzi,a on Po chwili przyłożył swoją dłoń do mojej i pozwolił nadal się głaskać.

-To jednak Ci się spodobało?-Na mojej twarzy wykwitl lekki uśmiech.

-Na to wygląda...-Yi odparł cichutko,a ja złapałem go w ramiona.Znowu pisnął jak dziewczynka,gdy znów przyłożyłem go do ściany.

-Ale ty uroczo piszczysz.-Zacząłem się śmiać,a Yi wyglądał na lekko speszonego.-No już.Nie wstydź się.Ale już.-Dotknąłem palcem jego wargi i pocałowałem delikatnie całe usta.Yi objął moje policzki i przyciągnął do siebie.Całowaliśmy się jakieś bite pół godziny,aż poczułem szarpnięcie i nie zdążyłem złapać równowagi.

-Kto Ci pozwolił mnie szarpać za włosy?!-Oburzyłem się lekko,patrząc głęboko w oczy Yi.Tak bardzo mi się chciało,że mógłbym go wziasc przez spodnie. (Stoi piramida Cheopsa w spodniach Yasa,stoi...)

-Chyba się nie gniewasz?-Posłał mi delikatny uśmiech i zaczął jezdzić kolanem po moim kroczu.Co za spryciarz.

-Nie.O ile pokażesz mi swój brzuszek...-Złożyłem mu kilka pocałunków na brodzie,a on uśmiechnął się,znowu nacisnął na mnie kolanem i zdjął gorę.Od razu wbiłem się w jego klatkę piersiową,powoli muskając ją ustami.

-Cholera,Yas...-Yi Odepchnął na moment moją głowę.-Tylko bez malinek...

-Musisz wszystko utrudniać?-Przewróciłem oczami i natychmiast zjechałem na brzuch.Yi znowu zaczął jedzić mi kolanem po spodniach,co jakiś czas pojękując i podskakując.

-To boli.-Złapałem go za brodę.-Nie skacz mi po brzuchu.Potem będziesz skakał ale gdzieś indziej...-Zachichotałem,ponownie klepiąc go w pośladek.Zdjąłem koszulkę i znowu przylgnąłem do Yi,ocierając się ustami o jego podbrzusze.Westchnął cicho i zaczął mnie głaskać po włosach.Ja wykorzystałem jego nieuwagę i zębami zdjąłem mu te seksowne spodenki.

-Uh...-Yi zarumienił sie,gdy zrozumiał że ma na sobie tylko skarpetki.

-Może przeniesiemy imprezę na kanapę?-Uśmiechnąłem się lekko,bo jakoś nie chciało mi się ruchać na kafelkach.Yi kiwnął głową.

-Wolałbym łóżko.Jest wygodniejsze...

-W sumie to masz rację.-Złapałem go w ramiona i zaniosłem Po schodach do sypialni.Po chwili szybko rzuciłem go na łóżko i zacząłem ocierać sie o niego własnym ciałem.

-Od razu lepiej.-Yi uśmiechnął się lekko,a ja zdjąłem mu włosy z czoła.

-Tak.-Zacząłem na niego napierać przez spodnie.-Uh...Chcę Cię już,maleńki...

-A dasz mi to co lubię?-Uśmiechnął sie rozochocony,łapiąc mnie za tyłek i powoli zdejmując ze mnie to co zostało.

-Tobie zawsze.-Złapałem go za włosy i pozwoliłem mu się ssać.Kurde...Tak bardzo chcę go już wziąć...

-Mmmm...-Mruknął cicho,starając się ssać głęboko.To urocze.

-Maleńki...-Zacząłem go szarpać za włosy,a on zatrzepotał tylko uwodzicielsko rzęsami.Pozwoliłem mu na jeszcze chwilę,aż zepchnąłem go,by leżał na łóżku.

-No to teraz Cię mam...-Zachichotałem,patrząc jak cicho dyszy z szeroko rozłożonymi nogami.

-Chyba chwilę temu mnie chciałeś...

-Nadal Cię chcę...Mały...-szepnąłem mu do ucha i złapałem za nogi,tak by na mnie siedział.-Mmmm...

Yi cicho jęknął i wtulił się w moje ramię,lekko podskakując.

-Kolacja nam wystygła...

-Jebać tę rybę.-Przewróciłem oczami i sam zacząłem poruszać biodrami.

-Jak narazie...jesteś zajęty jebaniem kogoś innego...-Uśmiechnął się słabo i westchnął,zaciskając rękę na poduszce.

-I bardzo mi z tym dobrze.-Pocałowałem go w czoło,a on wtulił się do mnie,lekko wyginając w łuk.Teraz leżeliśmy splecieni ze sobą w pościeli.Yi jęczał mi do ucha coraz głośniej i głośniej a ja nacierałem na niego i wychodziłem,bo go to strasznie podnieca.

-Podoba się?-Uśmiechnąłem się i pchnąłem mocniej biodrami.

-Taak...-Yi jęknął,wtulając się we mnie.Po chwili obróciłem go na brzuch i zarzuciłem sobie jego nogi ma ramiona.Yiś objął moje plecy i znów przykleiliśmy się do siebie.Yi zaczął zdzierać sobie gardło.

-Hej,bo będziesz miał chrypkę.-Pogłaskałem go po włosach,a on pokiwał głową,wbił pazury w moje plecy i wygiął się w łuk.Między nami zrobiło się mokro.Znowu w tym samym czasie.

-Co mówiłeś?-Oparł się o moje ramię.

-Że Cię będzie gardło boleć.-Pogłaskałem go za uchem.

-To zrobisz mi herbatę.-Yi podniósł się z łóżka.

-Gdzie idziesz?-Rzuciłem,rozkładając się na poduszce.

-Po szlafrok.-Yi wzruszył ramionami

Ta.On i jego tabu do spania nago.

-No dobrze.-mruknąłem,zakładając ręce za głowę.Yi po chwili wrócił i wlazł pod kołdrę,obok mnie.Mogłem go praktycznie wziąć przez sen.

-Mielismy zjeść kolację...

-To zjemy śniadanie.-Obróciłem się do Yi,a on wtulił się we mnie.Objąłem go ramionami,a drugą rękę trzymałem mu na pośladku,zahaczając palcem o dziurkę.-Dobranoc.

-Oj...dobranoc...-Yi pocałował mnie w policzek i ułożył do snu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro