Rozdział III
*Yasuo*
Ocknalem się,patrząc powoli przed siebie i zza sennej mgły zaczęła pojawiać się mleczna twarz o jasnofioletowych włosach.Szybko się rozbudzilem i wykonalem serię ruchów,unieruchamiajac postać i podkladajac sztylet pod jej drzace gardło.
-Ładnie to tak się czaic,kiedy śpie?-Zmierzylem postać,która poddanczo polozyla ręce na ziemi.
-Nie chcialem cię przerazic-Spojrzał na mnie z zaskoczeniem fioletowym wzrokiem,który skądś znam.
-To trzeba było przy mnie nie czatowac-Syknalem-Nie lubię gdy ktoś mnie obserwuje.Jak cię zwą?
-A-aone...-jeknal cicho,a mnie zamurowalo i cofnalem trochę sztylet spod jego gardła.
-Czy ty wlasnie sobie ze mnie żartujesz?!-Spojrzałem na niego srogo,ale jego oczy i wlosy...wydawały mi się cholernie podobne do tego dzieciaka.
-Nie żartuję-Spowaznial odrobinę i spojrzal na mnie szczerze-To ja.
-Przecież powinieneś być dzieciakiem-Mruknalem,odsuwajac sztylet od jego gardła-O ile mnie nie oszukujesz i nie jesteś kimś za kogo się podajesz...-Nawiazalem z nim kontakt wzrokowy-Może gdy cię skrzywdze,to powiesz mi kim jesteś...
Fioletowowlosy spojrzał na mnie z ogromnym oburzeniem.
-Matek Yi już by cię skrzyczal,że tak mnie traktujesz!-Syknal,a ja Zmierzylem go zabójczo,a jednoczenie ze smutkiem,bo wspomnial o tak drogiej mi osobie.Puscilem go i usiadlem obok,patrząc w ziemię.Teraz nie mam powodów by mu nie wierzyć.
-Cieszę się,że jednak mi ufasz-Aonek odparl wesoło,a ja spojrzałem na lezacego na dywanie kota.
-Co ci się stało?-Mruknalem do dzieciaka,który teraz był prawie mojego wzrostu.
-Nie wiem-Odparl z zamysleniem-Niewiele pamietam.
-To co?Nic.W sumie to nawet lepiej.Nie muszę cię nianczyc.
-Cieszę się-Odparł-Myślę,że potrzebuje jakiejs broni.
-Wiesz...wykucie miecza zajmuje odrobinę czasu...
-Czy ktoś tu mówił o mieczu?-Przerwal mi skinieniem dłoni-Wolalbym ostrza,albo kilka porzadnych noży.
-Co nie zmienia faktu,że samymi nozykami nie jestes w stanie się obronić.Jak znajdę czas,załatwie ci miecz-Odpalem ojcowskim tonem,patrzac tesknie na miecz Yi i wodzac dłonią po jego rekojesci.Czuję się tak jakbym trzymał jego dłoń.Tak bardzo brakuje mi tego dotyku.
-Chyba coś cię martwi-Spojrzał na mnie pytajaco,a ja zaczalem unikać jego wzroku tak bardzo,jak tylko się da.
-To nic szczególnego.Nie przejmuj się mną.
-Tesknisz za nim?-Spytal,a ja pokiwalem głowa-Jest bliżej niz byś się tego spodziewał...
-Chce żeby wrócił-Rzuciłem,wchodząc powoli do kuchni,bo rozlegl się w niej dzwonek mojego Ajfona.-Ale chyba pragnę zbyt wiele...
Westchnalem i odebrałem,uciszajac ten cholerny telefon.
******************************
-Widzę,że nie tylko Cysi coś się stało-Syni zmierzyła badawczo Aonka,ktory zaplonal,podobnie jak czynił to Yi.
-Czyli ona też?-Rzucilem pytająco,patrząc jak Aonek i Cysia staja obok siebie i rozmawiają.
-To wszystko przez Zeda!Zabral mi tyle pięknych lat macierzyństwa!-Syndra zmierzyła wymownie swojego męża,a on westchnął z zawstydzeniem.
-Przecież wiesz,że ja nie celowo...
-Wiem idioto!-Burknela i popatrzyla na Irelke bawiaca się z kotem.
-Nie jest tak źle...-Odparlem krzepiaco,a Syni chyba na chwilę zlagodniala.
-Jest duzo....um...udogodnien-Odparlem wesoło,ale Syndra ustawiła swój zaboczy wzrok na mnie.
-Może napijemy się czegos i wyluzujemy?-Zed stanął obok,chcąc uspokoic Syndre.
Ta skinela tylko głowa i przytaknela,a ja zaproponowałem Zedziowi pomoc,więc udalem się do kuchni za nim.
*Aone*
Stanąłem pod ścianą,zakladajac ręce i przypatrujac się w zaistniałą sytuację:Syni,która chciała zabić Zeda i stojacego obok Yasuo próbującego złagodzić sprawę.Po chwili podeszla do mnie dziewczyna w podobnym mi wieku ,o ciemnych wlosach i przywitala się.
-Zawsze jesteś taki malomowny?-Usmiechnela się wesolo i podała mi rękę-Marcelina.
-A-aone...-Odparlem sciskajac jej drobną dłoń i uśmiechając sie lekko-Miło mi.
-Mi też-Rzuciła wesoło,a ja spojrzałem jak Syni i Yasu głośno debatuja.
-Nie sądzisz?-Z kontekstu wyrwalo mnie jej pytanie,a ja nieswiadomo kiwnalem twierdzaco głowa.
-Naprawde?-Rozpromienila się-Myslalam,że tylko ja mam takie poglądy.
Kuzwa.Dałem się złapać w pułapkę.
-Cieszę się-Usmiechnalem się grzecznie-Ten kot chyba chce towarzystwa-Poglaskalem zwierzatko,domagajace się uwagi.
-Czarnuszku!Wracaj!-Irelka pojawila się w drzwiach z miseczka mleka-Cos dla ciebie mam.
Ja i Marcelina zaczelismy oglądać z rozbawieniem jak kot powoli posuwa się w stronę miski.
-Po co ci to?-Dziewczyna zaczęła bawić się mechanizmem mojego ukrytego ostrza.
-Nie dotykaj tego-Skarcilem ja przyjaźnie-Wolałbym, żeby Syndra nie dowiedziala się kiedy przebijesz sobie tym rękę.
Dziewczyna zachichotala,a ja ukrylem glebiej broń w rękawie.
-Czyli jesteś swego rodzaju assassynem?-Poczulem jak moje policzki staja się czerwone,bo rozgryzla mnie w ciagu zaledwie kilkunastu minut.
-Coś w ten deseń-Przytaknalem nieśmiało.
-Interesujące...-Marcelina odparla z zamysleniem,po czym zniknęła szybko w tle,bo zawolala ja matka.
Dość...wesoła-Pomyslalem i rozlozylem się pod ścianą,w kojacym towarzystwir Czarnuszka.
-Ten kot to lizus-Marcelina wrocila tak szybko jak zniknęła i skomentowała sytuację.
-To dobrze,że jest lasy na pieszczoty-Odparlem,delikatnie glaszczac kota po głowie.
-Jest naprawdę piekny-Dziewczyna rzuciła,dolaczajac się do grupowego glaskania.
-Nie znam się na kotach-Mruknalem lakoniczne-Ale tak,jest bardzo piękny.Ma wspaniałe oczy...
-Ten odcien zieleni jest rzadko spotykany-Marcelina zaczela się zachwycać tym kotem.
Po chwili Czarnuszek przeciagnal się leniwie i opuscil nas,idąc w stronę Syni i Yasa.
-Mam ochotę na gofry...-Odparlem,powstrzymujac burczenie brzucha-Jestem głodny.
-Możemy je zrobić-Cysia zaproponowala, podajac mi rękę i pomagając wstać-To jak bedzie?
-Brzmi smakowicie.-Odparlem,usmiechajac się słabo.
******************************
-Co tu tak pachnie?-Yasuo pojawił się w kuchni,gdy tylko wyjelismy gofry z gofrownicy.
-Robimy rozne fajne rzeczy-Cysia odparla,smarujac gofra Nutellą.
-I nie umieszkaliscie mnie zaprosic?Co za brak taktu.
-Sądzę,że tobie juz wystarczy gofrow.-Zachichotalem.
-Nie pyskuj,bo ci nożyki zabiore-Yasu zmierzył mnie z usmiechem negocjatora-Mam nadzieję,że ten gofr o tutaj jest dla mnie...
-Możesz go wziasc-Podalem mu jedzenie.
-I tak to ja mogę rozmawiac.
Cysia zachichotala,najwyrazniej rozbawiona sytuacja,a ja wziąłem się za swojego gofra.
*Yasuo*
-Nie,kocie-Odepchnalem zwierzaka-Ty nie dostaniesz gofra.
Czarnuszek Zmierzyl mnie z oburzeniem i zaczął błagać o atencje.
-Teraz jem-Zganilem go-Odpuść sobie.
Ale ten kot ani myslal mnie zostawic.Zachowywał się tak jakby chciał mi cos przekazać.
-No?O co chodzi?-Odlozylem gofra i skupilem na nim uwagę.
Ten,jakby uradowany moja atencja,skinal uszami i mruknal,zabierajac mi buta i biegnąc z nim przed siebie.
-Wracaj tu!Oddaj to!-Zaczalem biec za tym kotem,aż w koncu dotarlismy na balkon,gdzie Czarnuszek nie miał już ucieczki.
-Oddaj to-Zazadalem i utkiwlem wzrok w kocie,ktory wygladal całkiem inaczej niz zwykle,a w oczach miał...słowa.
-Co chcesz mi przekazac?-Znizylem się nad kotem,a on zostawil mojego buta i zlapal w pyszczek notes i kartke ze stolika.
-Co ci chodzi po glowie?-Mruknąłem z zaskoczeniem,patrzac jak kot kładzie te rzeczy przede mną.
Czyżby był sprytniejszy,nizli by się wydawalo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro