Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXI

*Jaś*

Gdy właśnie miałem uraczyć się serialem,na schodach pojawił się Yiuś z Gaesiem na rękach.

-Wyspałeś się?-Zmierzyłem go z uśmieszkiem i zmieniłem kanał.

-Powiedzmy...-Westchnął.-Ale ten malutki demon postanowił mnie obudzić.-Uśmiechnął się do dzieciaka,a ten zachichotał.

-Ktoś musi pilnować,żebyś nie przespał całego dnia.-Ja również uśmiechnąłem się do bobo.Zaczął się mój serialik.

-To w takim razie teraz ty pilnujesz demonka.-Yiuś podał mi bobosia.-Inne demonki śpią jak zabite.Idę do kuchni zrobić coś do jedzenia.

-Z przyjemnością zajmę się demonkiem.-Przytuliłem Gaesia i wróciłem do serialu.-A ty idź jedz.Chyba,że ci zrobić?

-Poradzę sobie.-Yi machnął ręką i zniknął w kuchni.

-No demonku.-Zwróciłem się do bobo i pogłaskałem go za uszkiem.-Masz zamiar budzić Matka Yiusia już zawsze?-Olałem serial i zacząłem bawić się z bobo,aż przerwał mi głośny stukot spadających przedmiotów,który dobiegał z kuchni.

-Poczekaj tu chwilkę.-Odłożyłem dzieciaka na poduszkę i poszedłem szybkim krokiem do kuchni.

-Yi!-Podleciałem do Yiusia wiszącego nad podłogą,w towarzystwie rozrzuconych naczyń.-Co się stało!?

-Źle się poczułem.-Odparł,zdejmując włosy z czoła i klękając.Wyglądał jakby nie mógł złapać tchu.-Nic mi nie będzie.

Pomogłem mu wstać i spojrzałem na niego wymownie.

-Źle się poczułeś?

-To nic takiego...-Znów westchnął.-Po prostu trochę mi słabo...-Chciał zrobić krok do przodu ale osunął się w dół.Na szczęście chwyciłem go i nie upadł na podłogę.

-Powinieneś dziś odpocząć.-Wziąłem go w ramiona i zaniosłem do łóżka.

-Mówiłem ci,że nic mi nie będzie.-Przewrócił oczami ale chwycił się słabo mojego ramienia.

-Drżysz.-Mruknąłem stanowczo i posadziłem go na łóżku.-Nic dziwnego.Chodzisz w samym szlafroku.-Wygrzebałem z jego szafy jakiś sweter i spodnie.-Ubieraj to i pod kołdrę.

Zmierzył mnie zabójczo ale zrobił to o co prosiłem.

-Zaraz wracam.Masz tu leżeć.-Poszedłem po Gaesia,którego zostawiłem samego.

-Przynieś mi trochę wody.-Jego głos sprawił,że wróciłem do pokoju.Yiuś leżał pod kołderką zawinięty jak parówka i co jakiś czas kasłał.To mi się nie podoba...

Gdy wróciłem,siedział i opierał się głowa o ścianę ze zmęczonym wyrazem twarzy.

-Jak się czujesz?-Postawiłem mu szklankę wody,o którą prosił,na szafce a on westchnął zmęczonym tonem.

-Jeszcze gorzej niż wcześniej.Migrenę mam,zimno mi trochę...

-Temperatura ci skoczyła...-Dotknąłem jego rozgrzanego czółka i wyjąłem z szafy kocyk,po czym go okryłem.-Chyba cię coś bierze.

-Może...-Westchnął cicho,po czym znowu zakasłał.

-Spróbuj drzemki.-Pogłaskałem go lekko po głowie.-Mi pomaga.

-O ile uda mi się zasnąć...-Położył się na poduszce i zamknął oczy,próbując spać.

-To ja ci nie przeszkadzam.-Ucałowałem go w czółko,a on się słabo uśmiechnął.-Idę posprzątać w kuchni ten burdel co zrobiłeś,a potem przyrządzę ci rosołek.Miłych snów.-Wyszedłem z pokoju trochę zmartwiony.To wszystko mi się nie podoba.

Gdy do niego wróciłem,spał niespokojnie,wtulony w poduszkę.Pogłaskałem go po rozpalonej główce i otuliłem kołderką.Potem pomeczę Sorakę,żeby do niego zajrzała.

-Mój ty biedaku.-Mruknąłem do niego,a on westchnął przez sen.Zostałem przy nim,majaczył przez sen.Nie wyglądało to najlepiej.

-Uch...-Otworzył oczka i zmierzył mnie wyblakłym spojrzeniem.

-Dzień dobry.-Uśmiechnąłem się lekko,żeby go nie martwić.-Jak się czujesz?

-Okropnie.-Odparł i podniósł się do siadu.-Trochę mi się kręci w głowie...

-Przykro mi.-Położyłem mu rękę na ramieniu,a on wylazł z łóżka.

-Idę do łazienki.-Stanął chwiejnie i oparł się o ścianę.

-Może ci pomóc?-Podniosłem się z łóżka.

-Nie trzeba.-Poszedł w kierunku drzwi.-Mówiłeś coś o jakimś rosole...

-Głodny?-Uśmiechnąłem się wymownie.

-Odrobinę...

-To idę po rosołek.-Odprowadziłem go wzrokiem do łazienki i poleciałem do kuchni.

-Twój rosołek...-Wlazłem do pokoju ale Yiusia dalej tam nie było.Ile można siedzieć w łazience!?
Stanąłem pod drzwiami z zamiarem wkroczenia ale coś mnie powstrzymało...znowu będzie gadał,że nie daję mu prywatności.Zaczekałem,więc cierpliwie aż wyjdzie.Trochę to trwało i w końcu się pojawił.Wyglądał jakby miał zamiar umrzeć.Spojrzał na mnie z zaskoczeniem,a ja podszedłem bliżej.

-Stałeś pod drzwiami?-Spojrzał na mnie lekko zszokowany i speszony.Coś knuje.

-Co tak długo tam siedziałeś?-Skrzyżowałem ramiona.Poczułem też zapach,który poznam wszędzie.

-Nie powiem,że byłem na Bahama...-Westchnął i oparł się o drzwi.-Co tak patrzysz?

-Masz krew na wardze.-Złapałem go za brodę i przyciągnąłem do siebie,by się przyjrzeć.-Dobra,Soraka musi cię obejrzeć.

-Chyba masz rację...-Spojrzał na mnie,po czym osunął się na ziemię.

-Yi!!Kurwa!!-Złapałem go w ramiona.Teraz dopiero napedził mi strachu.Zaniosłem go do łóżka,zająłem się bobosiami i poszedłem męczyć Soraczkę.

Użytkownik Yasuo dodał do konwersacji użytkownika Soraka.

Yasuo:Soraczko!Jesteś potrzebna!Natychmiast!😭😭Błagam żyj!

Soraka:Hm?Czm panikujesz?

Zed:Pewnie z potencją u niego słabo 😂😂

Yasuo:SORAKA POMOCYYY😭😭

Soraka:To co się do cholery stało!?

Yasuo:Z Yi sie dzieje coś bardzo bardzo złego!Nie wiem co to😭

Zed:No mowie ze potencja 😂😂Twój smok przestał działać.

Yasuo:Twoje żarty są nie na miejscu.😠

Zed:Wiem,przepraszam.Taką mam naturę😂😂Stary nie gniewaj się.

Yasuo:Soraka!Weź te swoje leki i wylecz Yiusia!

Soraka:Jakieś objawy?Słowo proszę?I przestań histeryzowac.Nie poznaję cię.

Yasuo:Nooo...Yiuś się skarżył na bóle główki,gorączkę...zamknął się w łazience,a jak już wylazł to miał krew na wargach...teraz zemdlał 😭😭 Soraczko zrób coś!

Soraka:Wygląda dość poważnie😱Od kiedy taki stan się utrzymuje?

Yasuo:No przyszedł z gwiezdnej popijawy o 5,trochę spędziliśmy razem czasu,potem poszedł się skimnac i jak się obudził to tak się zachowywał...

Zed:Znowu mu coś jest?Czym ty go karmisz?Szalejem 😂😂Biedak.

Yasuo:Wiem,że biedak 😖

Irelka:A jak bobosie💖

Yasuo:One świetnie😘

Soraka:Cóż...zaraz do was wpadnę na oględziny.

Yasuo:Jezu kocham cię,dzieki😘😍

Soraka:Do usług😁

Zed:Ja dalej twierdzę,że to wina potencji.

Kin:No raczej nie xD
Ja wszystko słyszałem,chłopcy.
Ładnie to się tak zabawiać o piątej rano?😂😂

Yasuo:Co ty robiłeś w moim domu o piątej rano!?

Kin:Spałem z braciszkiem.Musiałem mu zatkac uszka,żeby się nie obudził od waszych dzikich jekow.Nie wszyscy chcą słuchać orgazmu Mastera😖

Yasuo:Kin...Słońce ty moje pośród gwiazd...
WEŹ SIĘ NIE WPIERDALAJ DO NASZYCH LOZKOWYCH SPRAW!😠

Zed:Może Master jest chory,bo mu coś naciągnąłeś?😂😂

Kin:Wszystko jest możliwe 😂😂

Yasuo:Nie cierpię was...😒

Soraka:Dobra,to ja idę do was.Postaraj się ocucić Yi,bo przytomny bardziej się przyda.

Yasuo:Spróbuję...😖

Zed:Tylko mu znowu niczego nie polam 😂😂

Kin:Dziurkę mu rozwalił😂😂

Zed:Jezu kocham cię chłopie😂😂Kolejna bratnia dusza do obśmiewania Jasia...💖💖

Yasuo:Ale z was kurwy.😒Za co ja was lubię?xD

Zed:Bo jesteśmy zajebisci i wgl?💖

Yasuo:Wmawiaj to sobie.Dobra,idę zobaczyć co u Yiusia.

Zed:Życz mu zdrówka.😘

Kin:Mhm

Irelka:Pozdrów dzieciaczki od Ciotuni Irelki 💙💚💏💓❤

Yasuo:Dopsz😘 Idę do mojego bejb.

Yasuo opuścił konwersacje.

******************************

-Yiuś...-Pogłaskałem go po głowie.Ocknal się ale poszedł spać,więc mu nie przeszkadzałem.-Soraczka chce z toba pogadać...Obudź się.

-Mh?-Przetarł oko i spojrzał na mnie ze zmęczeniem.Nawet nie tknal rosołu,chociaż go w niego wpychałem aż w końcu wlazł na szafkę i zaczął marudzic,że nie będzie jadł.-Soraka?Co ona tu?

-Przyszła zobaczyć co się z tobą dzieje.-Pomogłem mu się podnieść do siadu,a Soraczka wkroczyła,jak dzika świnka w agrest.

Zaczęła robić te swoje fiku miku,czary mary,a Yiuś patrzył na nią jakby miał ochotę zabić ją a potem siebie.Męczyła go dość długo,a ja siedziałem sobie na fotelu mierząc każdy jej ruch.

-Łap go!-Krzyknęła,kiedy Yiuś znów zasłabł i opadł na łóżko.

-Wiesz co z nim?-Okryłem go kołdrą i położyłem na poduszkę.

-Mam podejrzenia.-Soraka złożyła ręce w stateczek.

-Może mi je zdradzisz?-Odparłem ze zniecierpliwiemiem,co jakiś czas zerkając na Yi.Był cały blady i słaby...

-Trucizna.Dokładnie mieszanka jakiś roślin.Jeszcze nie sprawdziłam dokładnie jakich ale podejrzewam głównie grzyby.-Wyjaśniła wszystko,a mnie zamurowało.

-Ale skąd ona się wzięła...-Na chwilę opuściła mnie chcęć życia.-Kto go chciał...

-Nie znam odpowiedzi na twoje pytanie.-Spojrzała na mnie przepraszająco.-Ale zaraz się biorę za antidotum.

-To pewnie po tej gwiezdnej imprezce...-Zmierzyłem nieprzytomnego Yiusia.-Niech tylko ja się dowiem kto go otruł...Ja pierdolę...-Złapałem się za głowę,bo nie wierzyłem w to co się stało.Komu na rękę było żeby Yi wykitował?

-Tylko nie działaj pochopnie.-Upomniała mnie, jakby sugerowała że winna gwiezdna lolitka wyleci z siódmego piętra.-Na razie dam mu kilka rzeczy,które sprawią,że objawy będą delikatniejsze.Trochę mu to ulży.

-Niech się tylko dowiem,która suka to zrobiła...-Miałem ochotę winną roztrzaskać o ścianę.Uśmiechnąłem się pod nosem na tą myśl,a Soraka pokiwała głowa.

-Tylko błagam nie zabijaj ludzi...

-Mhh...

Spojrzałem na Yiusia,który znów się ocknął.Wyglądał okropnie.

-Dobrze,że do nas wróciłes.-Usiadłem obok niego.-Soraczka cię wyleczy.Już wiemy co ci jest.

-Hm?-Popatrzył na mnie pytająco.

-Jakąś kurwa cię otruła.I za to zapłaci.Obiecuję ci.-Yiuś zmierzył mnie z zaskoczeniem.

-O-otruła!?Ale co,jak,czym?

-Nie wiem,Yiuś ale najważniejsze że Soraczka wie jak cię uleczyć.

-To dobrze.-Uśmiechnął się lekko.-Myślałem,że ja...

-Jest małe prawdopodobieństwo,że twój organizm nie przyjmnie antidotum,a wtedy...-Soraka zmierzyła go ze smutkiem,a ja zabiłem ją wzrokiem.

-Soraka,do cholery!-Spojrzałem na zasmuconego Yiusia.

-To ja mogę tego nie przeżyć?-Spojrzał na nas z miną jakby chciał się rozpłakać.-Ja mogę...

-Ciii...Nie słuchaj tej głupiej kozy.-Przytuliłem go.-Nie umrzesz,obiecuję.A teraz się prześpij,bo wyglądasz fatalnie.

-Ufam wam.-Odparł przybity i położył się na poduszce.

-A za tą głupią koze dostaniesz kiedyś po jajach.-Soraka zmierzyła mnie zabójczo,a ja zachichotałem.

-Dobra,dobra.-Mój usmiech zniknął natychmiast.-Idę rozprawić się z tą suką,która śmiała...

-Pamiętaj co ci mówiłam o krzywdzeniu ludzi.

-Ja ją tylko przybiję do ściany.-Uśmiechnąłem się chłodno.-Chociaż to też nie wystarczy.

-O matko.-Soraka pokiwała głowa i poszła do Yiusia,który zaczął kasłać.

******************************
-Luxi!-Wlecialem jej na chatę i zmierzyłem ją chłodno.Jej codzienny uśmiech zniknął i spojrzała na mnie zaskoczona.

-Coś ty taki nerwowy?Żadnego "hej","cześć","jak życie" ani nic...

-Cześć.Nie mam czasu na pogaduszki.-Zmierzyłem ją chłodno.

-Więc jaki jest cel twojej wizyty?-Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

-Na waszej gwiezdnej potupaji ktoś otruł Yi.Bardzo poważnie otruł.-Na jej twarzy pojawił się wielki szok.

-Otruł!?Jak to?!-Złapała się za głowę.Jedną podejrzaną mniej.Poza tym Luxi nie umie kłamać.-Biedny...Nie wiem jak do tego doszło...przepraszam...kiepska ze mnie gospodyni.

-Spokojnie...Nie przeżywaj.Teraz mi powiedz czy widziałaś coś podejrzanego.

Luxi zastanowiła się chwile i kiwnela smutno głowa.

-Niestety nie...chociaż czekaj...Janna się wtedy bardzo dziwnie zachowywała...znaczy zawsze chodziła naburmuszona ale momentami gdzieś znikała...

Zmierzyłem Luxi i zalała mnie krew.

-To teraz już wiem kogo powiesze nad kominkiem...

-Skąd wiesz,że to ona?

-Bo tylko ona jest tak nienawistna by coś takiego zrobić...Czy ona na prawdę nie ma granic?

-I tak przepraszam...To też moja wina.To moja impreza,ja byłam też odpowiedzialna.-Luxi zmierzyła mnie smutno.

-Dobra,nie obwiniaj się.-Ruszyłem do drzwi.-Przepraszam za najscie.-Wyszedłem z jej domu i poszedłem zamordować Janinę.Co za suka.Teraz przesadziła.

******************************
-Otwieraj dziwko!!!I lepiej miej jakies dobre wyjaśnienia!-Zacząłem nawalac w jej drzwi ale nie miała zamiaru otworzyć.Wkurwiłem się,wyłamałem wsuwka zamek i otworzyłem drzwi potężnym kopniakiem,aż prawie wyleciały z zawiasów.

-Co ty wyprawiasz!?-Janina wyleciała na mnie rozwścieczona.

-Lepiej powiedz co ty wyprawiasz!?-Stanąłem jej na drodze,zupełnie rozwscieczony.Mam ochotę ją przybic do sciany gołymi rękami.-No słucham?Jesteś aż tak podła!?

-A o czym mówimy?-Machnela ręką z rozbawieniem.Dobrze suka wiedziała o co mi chodzi.

-Nie mo kurwa,zaraz mnie krew zaleje.Nie udawaj,że to cię nie dotyczy!Myślisz,że nie wiem co zrobiłaś Yi!Bym zrozumiał gdybyś zamierzała się na mnie,bo to u ciebie normalne...ale co on ci zrobił!?

-Aaa...o to ci chodzi.-Uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem,a mnie znowu zalala krew.-Cóż pojawił się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie...

Złapałem ją za brodę i przyszpiliłem do ściany.

-No słucham,suko.Jakie były twoje motywy?Może cię nie zajebie jak mnie nie zdenerwujesz...

Uśmiechnęła się jadowicie,swoim klasycznym uśmieszkiem.

-Myślisz,że ci powiem.Nie muszę ci się spowiadać.

-Czemu chciałaś go zabić!?-Syknąłem na nią gniewnie.-Gadaj kurwo,bo zaraz złamię ci kark!

-Nie zrobisz tego.-Uśmiechnęła się szyderczo.Mam ochotę jej przywalić.Nawet nie mam już ochoty z nią rozmawiać.Puściłem ją,aż upadła na ziemię.Spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona.

-Nie zrobię tego ze względu na nasze dawne relacje.-Zmierzyłem ją chłodno i skierowałem się w stronę drzwi.-I wolę cię narazie przez jakiś czas nie oglądać.Mam nadzieję,że się rozumiemy?-Rzuciłem na nią nienawistnie okiem.-Następnym razem się nad tobą nie ulituję.Wiesz,że jestem w stanie cię zabić.Pamiętaj o tym.-Trzasnalem drzwiami i poszedłem przed siebie.Dalej byłem zły.Ale trochę mniej.

*Yiuś*

-Gdzie Jaś?-Zmierzyłem Sorake,która coś przygotowywała.Nie za ładnie pachniało.

-Poszedł coś załatwić.-Spojrzała na mnie i wręczyła mi ten brzydko pachnący kubek.

-Wypij.-Rzuciła stanowczo,a ja kiwnalem głowa.Smakowało okropnie,tak że miałem ochotę jej to wypluc w twarz i rzucić w nią kubkiem.Gdy go opróżniłem,skrzywiłem się z niesmakiem.

-Co to za paskudztwo?

-Antidotum.

-Jest okropne.-Westchnąłem,opierając się o ścianę.Czułem się odrobinę lepiej dzięki Sorace,ale nadal fatalnie.

-Ale pomaga.-Mruknela cicho,usiadła w fotelu i otworzyła banana.

-Yi.-W drzwiach pojawił się Jaś,a ja uśmiechnąłem się w jego stronę.-Jak się czujesz?

-Da się przeżyć.-Wzruszyłem ramionami.

-Dałam mu antidotum.-Soraczka rzuciła,wcinajac banana.

-To dobrze.-Jaś uśmiechnął się lekko.

-Co tam chowasz?-Wskazałem na ręce,które trzymał za plecami.

-Słyszałem od pewnego źródła,że marzy ci się pewna rzecz.-Po chwili w moich rekach pojawił się bukiet kwiatów.-Żebyś nie gadał,że cię zaniedbuje.

Oczy zaswiecily mi się jak Irelce na wyprzedaży.Próbowałem się nie rozplakac.To takie słodkie...mój bukiet.

-Ojej...Jest taki...piękny.-Uśmiechnąłem się słabo i powachalem bukiet.Jaś usiadł obok i poglaskal mnie po głowie.

-Cieszę się,że ci się podoba.-Uśmiechnął się lekko,a ja złapałem go za brodę i przyciągnąłem do siebie,łącząc w pocałunku.

-To takie romantyczne...-Uśmiechnąłem się słabo,mocno trzymając bukiet.-Skąd wiesz jakie są moje ulubione kwiaty?

-Wiem o tobie to,co wiedzieć muszę.-Odparł wesoło,a ja jeszcze raz spojrzałem na mój bukiet.Tak,mój bukiet.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro