Rozdział XXVI
*Yasou*
-Gdzie Master?-Rzuciłem,mierząc towarzystwo.
-Pewnie jeszcze śpi.-Irelka westchnęła,po czym szepnęła coś do Xina,a ten się rozesmiał.
Ruszyłem stanowczym krokiem do naszego namiotu i wywlokłem z niego kanadyjkę,zawierającą śpiącego Yiusia.Po chwili Masterka czekał nieprzyjemny kontakt z podłożem.
-Co do cholery!?-Krzyknął rozbudzony i zabił wzrokiem naszą wesoła grupkę.
-Pora wstawać,Yiuś.-Uśmiechnąłem się w jego stronę.
-Ale to nie jest powód,by wywalać mnie z namiotu!Zawsze jesteś taki bezmyślny!?
-Yi...-Pogłaskałem go po policzku.-Ciebie nie da się obudzić normalnymi metodami...
Lekko ochłonął,jakby za sprawą mojego dotyku i posłał mi delikatny,karcący uśmiech.
-Cóż...tym razem przyznam ci rację...
-Pora jeść!-Irelka zmierzyła nas wesoło,a Kayn zawtórował jej,więc bez zbędnych dopowiedzeń zjedliśmy śniadanie.Po jedzeniu zabraliśmy to co trzeba i ruszyliśmy dupy nad jezioro.
-Ale tu ładnie.-Syni zmierzyła okolicę.
-No,pięknie.Bajoro i krzaki.Gdzie przystojni ratownicy!?-Irelka klasycznie wyraziła swoje niezadowolenie.
-Co?My ci nie pasujemy?-Skomentowałem.-My też jesteśmy przystojni...
-Wszyscy oprócz ciebie,brzydalu.-Irelka zachichotała jak dziecko.
-Twoja riposta była beznadziejna,noobie.-Zmierzyłem ją wyniośle.Naszą Irelkę zamurowało.
-Pierdol się.-Odwróciła się z uśmieszkiem i poszła do Syni.
-No ciebie to nikt nie chce!-Zarechotałem za nią.
-Słyszałam!
-Miałaś słyszeć!-Wysłałem jej buzia,a ona udała że go łapie,po czym wrzuca do jeziora.
-Skończyłeś flirtować z Irelką?-Yiuś odparł lekko rozbawionym tonem,a ja odwróciłem się w jego stronę.
-Za brzydka.Wolę ciebie.
-Lizus.-Masterek zarumienił się i usiedliśmy na trawie pod drzewem.
-Zed!Po cholerę ci ta wędka!?-Syni zmierzyła swojego Zedzika,który wyciągnął z plecaka składana wędkę z chińskiego.
-Złowimy wam kolację,prawda Yas?
-Cóż.Będę miał okazję pośmiać się z twojej porażki.-Wzruszyłem ramionami.-Chodź Yiuś,posmiejemy się z Zeda.
-Może być ciekawie...-Yi ruszył za mną i za Zedzikiem.
-Co to za chujowa przynęta!?-Skrytykowałem to co miał przy sobie Zed.-Ty chcesz rybę na chleb złapać!?Tym to ja się nawet nie najem!
-To co proponujesz?-Zedi zabił mnie wzrokiem,a Master położył się na trawie obok.
-Coś treściwego.Nie wiem,jakiegoś tłustego robala...
-To ściągnij spodnie i daj im swojego.-Zedzik odparł chłodno,a Yiuś zachichotał.
-No twoim się na pewno nie posilą.-Zripostowałem.-Nawet nie ma za co złapać.
-Żebyś się nie zdziwił...-Zed prychnal z rozbawieniem.
-Ryby byle czego nie biorą,Zed-Zarechotałem,a Zedi zabił mnie wzrokiem.
-Co ty tam wiesz...-Zaczęliśmy głośno debatować o przynęcie,aż nagle pojawiła się Irelka.
-Faceci...zawsze to samo...nic,tylko...-Po tych słowach wszystko inne brzmiało jak "bla,bla,bla".Zmierzyliśmy się wymownie z Zedzikiem i wepchnelismy razem Irelkę do jeziora.
-Swietna przynęta.-Skwitowalem.
-Masz rację,Stary.-Zed spojrzał na wkurwioną Irelkę,wynurzającą się z wody.
-Zaraz waw zgwałcę,niedorajdy!-Wyskoczyła z jeziora i rzuciła się na Zeda,przewracajac go na ziemię.
-Ło,ło...ale nie dosłownie...-Zed odepchnal Irelkę,a ta zmierzyła nas zabójczo.
-Przeproscie ją.-Master stanął obok niej z ogromnym rozbawieniem na twarzy.
-Z czego się cieszysz!?-Irelka syknela w jego stronę.-Zaraz ci natłukę...Niech to...Gdybyś nie był w ciąży,dostałbys w twarz...-Zmierzyła zabójczo Yi,który odsunal się kilka krokow w tył.
-Uspokoj się.-Poslalem jej uśmieszek.-Tak marudzilas,że trzeba było cię ostudzić...
Irelka zamordowała mnie wzrokiem,a Zed zbierał się do spierdolenia.
-Dołączę później.-Ruszył w stronę Kayna,który pojawił się tu z dupy.
-Ty tchórzu!-Rozesmialem się i Zmierzylem Irelkę.
-Chyba nici z wędkowania.-Master popatrzył na naszą dwójkę z lekkim rozbawieniem.
-Na to wygląda.-Usiadłem sobie po turecku na ziemi,jakby nigdy nic.
-Ej...wgl,macie jakieś imię dla Jasia juniora?-Irelka przybrała spojrzenie Dobrotliwej Ciotuni Irelci.
-Jaś junior...Zapamiętam...-Wzruszyłem ramionami,a Master pokiwal głowa.
-Jeden rak mi wystarczy.
-Myślałem,że jestem dywanem.-Zachichotalem,a Master przewrócił oczami.
-Jakieś pomysły już macie,bo chętnie wam pomogę.-Ciotunia Irelka drążyla temat,jak stonka ziemniaczana kopiec na pustkowiu w Afryce.
-Zawsze podobało mi się imię Florian...-Master rozmarzyl się,a ja pokiwalem głowa.
-Krzywdzisz to biedne dzieciątko...
-Nieprawda.To bardzo ładne imię.-Yiuś zmierzył mnie z oburzeniem.
-A skąd ta pewność,że chłopiec?-Ciotunia Irelka zadała właściwe pytanie.
-Cóż...A damskie imiona?-Yiuś zmierzył mnie i Irelkę.
-Esmeralda?-Wzruszyłem ramionami.
-To imię dobre dla cyganki.-Yi pokiwał głowa,odrzucając tą propozycje.
-Mój pies miał tak na imię...-Odparłem z zażenowaniem.
-To kiepskie imię.-Yiuś skwitował,a Irelka wzruszyła ramionami.
-Może Irelia?-Irelka zaproponowala dumnie.
-Nie nazwę dziecka Irelia.-Zmierzylem ją z rozbawieniem.
-A na drugie?-Ciocia Irelka była nieustepliwa.
-Nie.-Tym razem odezwał się Yiuś.
-Szkoda.-Irelka rzuciła ze smutkiem.
-Viseria tez mi się podoba...-Yi rzucił kolejną propozycją.
-Całkiem ladne...-Uśmiechnąłem się lekko,a Yi znów się rozmarzył.
Nasza rozmowa trwała jeszcze chwilę i była całkiem przyjemna.
-Ciekawe gdzie Zedi?-Zmierzylem towarzystwo,a Irelka wzruszyła ramionami.
-W takim razie poszukaj.-Zaproponowala.
-Pilnuj Yi.-Rozkazalem i ruszyłem szukać mojego psiapa.
Po dluzszych poszukiwaniach usłyszałem w krzakach dziwny dźwięk.Wyjalem miecz i podszedłem bliżej.
-Ale tam mnie nie macaj...ah..-Głosik był cichy i trochę znajomy.
-Ciii...
-Mmm...Nie...nie tam...
Odsłoniłem krzaki,a tam zong:
Zedi siedzący na prawie nagim Kaynie,który wyglądał jakby miał zaraz dojść.
-Yyyy...-Zmierzylem ich z zakłopotaniem,a Zedi zabił mnie wzrokiem.
-Nikomu nie mów.
-Nie wnikam.Ale miłej zabawy...
-Dobra,dzięki.Udawaj że nas tu nie ma,ok?
-Mogę wam pożyczyć namiot,jeśli chcecie się...dobrze myślę?-To była dość dziwna sytuacja.
-Serio?Stary, kocham cię normalnie.-Zedi ucieszył się.-Najlepszy dywan w mieście.
-Ale szybciutko i mi tam nie nabrudzcie.Jak coś znajdę,to zrobię wam awanturę,rozumiemy się?
-Pewnie.-Zedi wziął w Ramiona Kayna,który jeknal i poleciał z nim w stronę namiotów.
-Kto by pomyślał...Kayn i Zed...-Mruknąłem do siebie i wróciłem do towarzystwa.
-Znalazles go?-Irelka zmierzyła mnie lekko znudzonym spojrzeniem.
-Tak,poszedł spać.Źle się poczuł...ogólnie nie wnikalem,ale gadał że coś go głowa boli.-Skłamałem z lekkim usmieszkiem i spojrzałem na smutnego Yi.
-Co jest malutki?-Objalem go ramiemiem.
-Chciałem złapać świetlka,ale wszystkie uciekają...-Yiuś odparł zasmuconym tonem.
-Cóż...Może ja dla ciebie coś złapie?-Wystawilem rękę w stronę swiecacych robaczkow,czekając aż jeden usiadzie mi na ręce.
-Proszę.Wystaw rączki.-Dałem mu do łapek schwytanego robaczka,a Yi zrobił coś w stylu łoooooł...
-Jak to zrobiłeś?-Spojrzał mi w oczy,a ja się lekko uśmiechnalem.
-Moja tajemnica.-Objalem go ramieniem,a Yiuś wtulil się do mnie.
-Awww...-Irelka znów przybrała minę godną cioci Irelki.-To jak z tym imieniem?
-Nie nazwę córki Irelia.-Odparlem z udawana stanowczoscia.
-Czy ja mówię coś o Irelii?
-Pomyslalas.
-Ej,a co powiecie na Anastazję?
-Trochę przereklamowane...-Machnąłem ręką.-Co sądzisz,Yi?Um.Zasnął.
Poglaskalem go po glowie i chciałem zabrać do namiotu,ale przypomniało mi się że tam teraz Zed gwałci Kayna.Chyba...
Cóż,tego się po nim nie spodziewałem ale życie obfituje w niespodziankę,czyż nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro