Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XLV

*Yiuś*

-Poczekaj!Trzeba ubrać buciki!-Pobiegłem za śmiejącym się Floriankiem.Odkąd bobo zaczęły dreptać,mam pełne ręce roboty.Ciągle gdzieś uciekają...
W końcu złapałem roześmianego dzieciaka i założyłem mu na nogi buty.-Nie wolno biegać na bosaka,bo się poślizgniesz i bedzie kuku.-Pocałowałem bobosia w nos.

-Rozczulające.-W drzwiach zauważyłem uśmiechniętego Yasuo.

-Co nas stalkujesz?-Pokazałem mu język i też się uśmiechnąłem.

-Patrzę na moją łamagę i moje dzieciątko.-Podszedł bliżej i pocałował mnie w policzek.

-Od kiedy jesteś taki milutki?-Zmierzyłem go z uśmiechem.

-A nie mogę być dla Ciebie miły?-Uśmiechnął się wesoło i pogładził mnie po włosach.

-Zazwyczaj nie jesteś taki milutki bez okazji...-Naprawdę zdziwiło mnie jego zachowanie.

-No racja...Mam ku temu okazję.-Założył ręce w stateczek.-Jaki dziś mamy dzień?

Rzuciłem okiem na kalendarz.

-Czternasty lutego...-Na mojej twarzy wykwitł uśmiech.-Dlatego się tak przymilasz...Romantyk...

-Tyle razy Ci obiecywałem,że będę romantyczny.-Pocałował mnie w policzek.-Zobaczysz co dla Ciebie mam.

-Oooo...Co dla mnie masz?-Rozpromieniłem się.

-Zobaczysz.-Pogłaskał mnie po włosach,aż poczułem przyjemne ciepło.

Dzieciak zaczął chichotac i wyrywać z moich ramion,a ja przytuliłem go mocno.

-Chcesz iść do tatusia?-Podniosłem maluszka.-Idź go tam poszarp za kitę.O,poczochraj go.-Zarechotałem.

-Chodź.-Yas zrobił oburzona minę i wziął bobo w ramiona,dając buzi w czoło.-Cześć Słoneczko.

-Zajrzysz do reszty?Nie zdążyłem im założyć bucikow,a wiesz jak latają...

-Taa...-Wziął Florianka ze sobą.

-Ja muszę podlać kwiaty.-Machnąłem ręką,wyciągając z półki mała konewkę.

-Ty i te Twoje chaszcze...-Pokiwał głowa.-Może...Ci z nimi pomóc?

-Jesteś uroczy ale nie.-Pocałowałem go delikatnie w czoło.-Poradzę sobie.

-Nie pokalecz się.

-Ostatnio to ty się pokaleczyłeś jak podlewałeś róże w salonie.

-Dlatego nie cierpię kwiatków.-Pokazał mi język.

-A one nie cierpią Ciebie.-Zarechotałem wesoło.

*Aone*

Czuję się naprawdę zestresowany...To dość poważne wyznanie...Tak się wstydzę.Mam w sercu chyba za dużo wątpliwości.

Skończyłem zapisywać tekst na karteczkę.Nie umiem pisać wspaniałych listów ale starałem się by był jak najestetyczniejszy.
Schowałem kartkę do kieszeni i wspiąłem się powoli przez ścianę na dach.Rozejrzałem się i podrzuciłem liscik w uchylone okno.Zjechałem szybko na dół,spojrzałem w górę.Zostać czy uciekać?

-Aone!-Nagle w oknie pojawiła się Cysia.Stanąłem jak wryty.Czułem jak policzki robią mi się ogniscie czerwone.
Nie mogłem z siebie wydusic ani słowa,dopoki Cysia nie wystawiła nóg za okno.

-Co ty robisz!?-Zmierzyłem ją z zaskoczeniem.Myślałem,że skoczy mi w ramiona czy coś.Ostatecznie zjechała po rynnie.To było głupie.Chciałem ją skarcic jak Zedi ale powstrzymałem się...

-Ale ty jesteś uroczy!-Rozpromieniła się,a ja Posłałem w jej stronę delikatny,nieśmiały usmiech.

Nadal nie mogłem nic z siebie wydusic...Po prostu byłem zablokowany.

-T-to...-Udało mi się wypowiedzieć kilka sylab.Cysia rzuciła mi się na szyję i znowu straciłem zdolność mówienia.

-Wracając do Twojego pytania.-Uśmiechnęła się wesoło.-To chyba nie mam nad czym się zastanawiać.-Pocałowała mnie,a ja Zmierzylem ją ze zdziwieniem i jeszcze bardziej się zarumieniłem.Pocałunek tak mi się podobał.W koncu położyłem jej lekko roztrzęsioną rękę na ramieniu i przymknąłem oczy.
Zrobiło się trochę zimno...

-Zmarniesz.-Zmierzylem ją troskliwie.

-No i co?-Ona uśmiechnęła się.Też była zarumieniona...

-To,że Twój ojciec urwie mi głowę.-Wzruszyłem ramionami.

-No dobrze.Chodźmy do środka.-Zachichotała wesoło i zaczęliśmy zmierzać do drzwi.

-I nie łaź więcej po rynnach.-Złapałem ją za rękę.

-Zabawny jesteś.-Zachichotala i puknęła mnie w nos.
Trochę się zarumieniłem ale też lekko uśmiechnąłem.

*Yiuś*

W sumie zbliżał się powoli wieczór.Kubek herbaty sprawił,że się trochę rozgrzałem ale nadal odrobinę marzłem.Zostało mi jeszcze trochę pracy przy komputerze (pewnie wiersze pisze czy coś),a Yasuo nigdzie nie było.Ciekawe gdzie wyparował?Chwyciłem kubek i upiłem łyk herbaty,patrząc w ekran laptopa.W sumie,czułem się trochę samotny i zmarznięty.Ostatnio coś ciągle mi zimno.A mimo to siedzę w koszuli.Nagle poczułem jak ktoś łapie mnie w pasie.Po chwili znalazłem się w bardzo dziwnej pozycji.

-Cześć Kotku.-Nad moją twarzą pojawił się Yas.Zarumieniłem się,widząc go z tej perspektywy.Wiszę nad ziemią...Tanga mu się zachciało...-Coś dla Ciebie mam.-Wyciągnął zza pleców ogromny bukiet kwiatów.Jakie to urocze.

-Hej...-Odparłem zawstydzonym tonem.

-Yiuś...-Pocałował mnie w czoło.-Myj się.Idziemy.

-Co?-Kiwnąłem głową.-Gdzie?

-No jak to gdzie,głuptasku?-Zmierzył mnie wesoło.-Na randeczkę!

-Oh...-Zarumieniłem się lekko.-No ale zostało mi jeszcze trochę pracy...

-Szarpnął mnie za rękę i zaczął prowadzić za sobą.

-Praca poczeka.-Odparł wesoło i rzucił mi kurtkę.Doprawdy jest w świetnym humorze.-Ubieraj się.

-Gdzie idziemy?-Zarumieniłem się,wkładając kurtkę.

-Zobaczysz.Wkładaj,bo zmarziesz.-Zarzucił mi szalik na szyję,starannie owijając.-Będzie milutko.-Zachichotał radośnie,otwierając przede mną drzwi.

-Z Tobą zawsze.-Uśmiechnąłem się i chwyciłem go za rękę.

-Cieszę się,marudo.-Pocałował mnie w rękę,a ja lekko się uśmiechałem.Naprawdę mi to pochlebiało.Ale się z niego zrobił romantyk...

-Zabierasz mnie na kolację?-Zmierzyłem go z uśmiechem.

-Skąd wiedziałeś?-Chyba trochę się zdziwił,że się domyśliłem.

-To Twoja pora na jedzenie.-Zachichotałem.

-Masz mnie.-Uniósł poddanczo rękę.Drugą zacisal na mojej.-Ale zauważyłem,że ostatnio za mało jesz.

-A ty za dużo.-Puściłem mu oczko.Akurat wszedliśmy do lokalu.Uroczo.

-Bo Twoją porcję też zjem...-Scisnal lekko moją dłoń.

W lokaliku było naprawdę ślicznie.I to romantyczne światło świec...

-Ale tu ładnie.-Kiwnąłem głową.-Od kiedy jesteś taki romantiko?

-Kiedyś muszę być.-Puścił mi oczko.-Może winka?

-Mmm...czemu nie.-Kiwnąłem aprobująco głową,składając ręce w stateczek.

-Mam nadzieję,że nie będziesz marudził,że pomidorowa z kluskami jest zupą-krem.

-Hah...-Zaśmiałem się nerwowo.-Nie,nie obawiaj się.Właściwie jestem strasznie głodny.

-Cieszę się.-Yas lekko się uśmiechnął.-W domu prawie nic nie jesz.Nie myśl,że nie widzę.-Pogłaskał mnie po policzku.-Ciągle tylko wpierdalasz cukierki.Może byś warzyw zjadł,a nie...-Zmierzył mnie z lekkim uśmiechem.

-No dobrze.-Westchnąłem lekko zaskoczony.Skąd tyle wie?-Następnym razem zjem kilogram szpinaku.

-Trzymam za słowo.-Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę pod stołem.

Zamówiliśmy jedzenie i czekaliśmy,nadal trzymając się za ręce.To takie słodkie...I romantyczne.

-Ale jestem głodny.-Jaś westchnął, gładząc mnie po dłoni.

-Nie tylko ty.-Uśmiechnąłem się,popijając wino.Cały czas na siebie patrzyliśmy,co jakiś czas wymieniając uśmiechy.W końcu dostaliśmy jedzenie.Yasuo był chyba ogromnie uradowany.

Gdy skończyliśmy jeść spojrzałem na okno,wpatrując się w ulicę.

-Chcesz już wyjść,spojrzał na mnie oczekująco.

-Poszedłbym na spacer.-Mruknąłem cicho.

-W takim razie chodźmy.-Jaś wstał.Ja Też to zrobiłem.

-Zapnij się.-Zmierzyłem stanowczo Jasia,który szedł z rozpiętą kurtką.

-E tam.Nic mi nie będzie.-Machnął ręką.

-Przeziębisz się!-Oburzyłem się lekko.

-Mnie nic nie bierze.Nigdy.-Zachichotał i złapał mnie za rękę.

-Zobaczymy.-Prychnąłem.-Nie myśl,że będę ci usługiwał.

Dotarliśmy do uroczego parku.Było tutaj ślicznie.Czemu nigdy wcześniej mnie tu nie było?

-Jak tu pięknie!-Wyszczerzyłem się,widząc lekko ośnieżone ławeczki.

-Cieszę się,że Ci się podoba.-Wtulił się w moją szyję,a ja złapałem go za drugą rękę.

-Ten ogród musi wyglądać cudownie latem.-Uśmiechnąłem się.

-A ty znowu o kwiatach...-Przewrócił oczami.

-Denerwuje cię to?-Spuscilem na chwilę uszy.

-Właściwie to jest takie urocze...-Uśmiechnął się i poczochrał mnie po włosach.

-N-Naprawdę?-Zarumieniłem się.

-Mhm.Bardzo.-Zachichotał.-Mój kotek zawsze jest uroczy.-Złapał mnie za nogę i pociągnął w swoje ramiona (on powinien tańczyć tango)-Dlatego muszę go ukochać.-Pocałował mnie czule w usta,a ja przymrużyłem oczy.Tak bardzo pragnąłem jego ust.

-Kocham Cię grubasie.-Zachichotałem mu do ucha.

-Ja Też cię kocham marudo.-Pocałował mnie po raz kolejny,a ja jęknąłem z zadowoleniem.Całowaliśmy się dłuższą chwilę,aż poczułem jak zaczyna zjeżdżać mi na szyję.

-H-hej...-Uśmiechnąłem się lekko speszony.-Nie rób mi malinek...

Zmierzył mnie ale po chwili zignorował i zaczął delikatnie ssać moją skórę.Jęknąłem.Podobało mi się,ale byłem też trochę skrępowany.

-Potem.-Odepchnąłem go lekko.-Obiecuję.

Puścił mnie,wzdychając z wielkim niezadowoleniem.

-Dopilnuję tego.

-W porządku.-Uśmiechnąłem się.-Trochę mi już zimno...

-Tobie jest wiecznie zimno.-Westchnął.-Ale okej.Mi też.Chodźmy do domu.

-Może weźmiemy taksówkę?-Zaproponowałem,bo zaczynało coraz mocniej padać.

-Nie będę płacił taksiarzowi za niecały kilometr.-Przewrócił oczami.-Wcześniej doszliśmy tu na piechotę i tak też wrócimy.Samo zdrowie.

-No...dobra.-Odparłem przybity.Naprawdę było mi zimno.

-Ech...-Pokiwał głową wymownie.-Zanim dojdziemy,to ty już zamarzniesz...Trzesiesz się jak marakasy.Chodź na tę taksę.

Uśmiechnąłem się widząc perspektywę ciepłego pojazdu.

Gdy wróciliśmy, w domu panowało miłe ciepło.

-Ale zmarzłem...-Odparłem,pocierając zmarznięte dłonie i łokcie.

-Hmm...-Yas zamyślił się na chwilę.-Może jakąś kąpiel w wannie sobie urządzimy?

Zarumieniłem się lekko,słysząc te słowa.Rzeczywiście ten pomysł wydawał się świetny.

-A mnie też wezmiecie?-W progu pojawił się Zedi z bobosiami.

-Nie Zedi.-Yas wystawił mu język.-W naszej wannie są tylko dwa miejsca,więc spierdalaj.

-To tak płacisz niańce?Co z Ciebie za przyjaciel?-Zachichotał,a ja drgnąłem z zimna.

-Zrobię ci ciasto...-Yas skrzyżował ręce,a Zed kiwnal głowa.

-Mmm...W porządku.

-Wiesz...Możesz już sobie iść.Potrzebujemy prywatności.

-Aaa...Gołąbeczki.-Zed machnął ręką.-Miłego ruchania...em znaczy siedzenia.-Poprawił się szybko,widząc mordercze spojrzenie Yasuo.-No idę idę.-Zamknął drzwi za sobą.

-To ja pójdę przygotować kąpiel...-Yas speszyl się i szybko zniknął na górze.Ja rozsiadłem się na kanapie,popijając soczek z ananasa.

-Yiuś?-Yas zmierzył mnie pytająco.-Co to robi pod moją poduszką?-Wskazał na wielkie pudło czekolady.

Uśmiechnąłem się lekko.

-A to?To jakbyś w nocy zgłodniał.

-Pakuj się do wanny,bo woda wystygnie.-Zmierzył mnie wesoło.

-Mmmm...Cieplutka kąpiel.-Odparłem radośnie,myśląc o zrelaksowaniu się.

W łazience pachniało słodziutko o było bardzo cieplutko.Wanna parowała gorąca wodą.Nic,tylko się zanurzyć.

-Przytulnie.-Uśmiechnąłem się.-Kąpiel z bąbelkami?

-Wiem,że lubisz.-Jaś oparł się o ścianę.-Wyskakuj z ubranek.

-Myślałem,że bedziesz chciał mnie rozebrać czy coś...-Trochę się zdziwiłem,że już nie zdziera ze mnie ubrań.

-Prosisz,żebym Cię rozebrał?-Odkleił się od tej ściany.-Cóż to za święto?

Podszedł do mnie i pocałował namiętnie.Nie wiedział co zrobić z rękami,więc podsunąłem mu ją pod koszulę.Szybko domyślił się co ma robić.Tak w sumie to rozbieraliśmy się nawzajem,po chwili oboje byliśmy od pasa w górę nadzy.Wymieniliśmy jeszcze kilka pocalunkow nad wanną.

-Hej...Stop...Bo ja zaraz...-Łypnąłem do tyłu,zanurzając się w ciepłej wodzie.-Wpadnę do wanny...

Yas zaczął się ze mnie śmiać,tak że prawie leżał na podłodze.

-Co za niezdara.-Skończył rechotać i złapał mnie za nogi.-Ale pływać w ubraniach nie będziesz.-Ssunął ze mnie mokre spodnie i bieliznę.Obróciłem się do rogu wanny i zanurzyłem po samą szyję.

-Idziesz?-Zmierzylem go oczekująco.-Chcę się przytulić.

-Ta.-Po chwili był obok mnie.-Ja też chcę Cię przytulić.

-To dobrze.-Usiadłem mu na kolanach i wtuliłem się w pierś.-Muszę się rozgrzać.

-Wanna chyba pomoże?Gorących kamieni nie mam.-Uśmiechnął się lekko i pocalowal mnie w rękę.

-Mhm.Ty też.-Ja również się uśmiechnąłem.

-Nie mogą się zmarnować.-Yas sięgnął ręką po pudelko czekoladek,stojących na szafce.

-Ty nawet w wannie musisz jeść...-Zmierzylem go wymownie.

-Chciałem zjeść je z Tobą.-On też zmierzył mnie wymownie i wziął jedną czekoladke w rękę.-Otwieraj buzię.

-Mmm...

-Cieplej ci?-Spojrzał na mnie z troską i otulił ramieniem.

-Tak.Chyba dostatecznie się rozgrzałem.-Poprawiłem mokre włosy,zanurzajac się w cieplutką pianę.-Nawet to dobre...

-Chcesz jeszcze co?-Yas uśmiechnął się lekko.-I to ja dużo jem.-Wsadził mi kolejną czekoladkę do ust.

-Lubię słodycze.-Wzruszyłem ramionami.

-To może dasz mi buzi za to,że ci je daje?Musiały przejść bardzo daleką drogę z pudełka do Twoich ust.-Yas usmiechnal się wymownie.

-No dobrze.Zasłużyłeś.-Złapałem go za policzki i przyciągnąłem do siebie.Od razu zaczęliśmy namiętnie.Yas położył mi dłonie na brzuchu,a ja głaskałem go po szyi.Oparłem się o ścianę i prawie półleżeliśmy,wymieniając coraz dłuższe pocałunki.Po długiej chwili przyjemności trzeba było odetchnąć.

-Już się rozgrzałeś?-Zmierzył mnie,łapiąc za ręce.

-Może jeszcze nie do końca...-Westchnąłem,czując lekki chłód z powodu wynurzenia połowy ciała z wody.

-Hmmmm...-Zamyślił się na chwilę,a ja dostrzegłem gumową kaczkę,stojąca na półce.Chwyciłem ją i rzuciłem w niego.

-Ała.-Zmierzył mnie,naciskając na kaczkę która zaczęła piszczeć.-Nie rzuca się kaczkami.

-Ona chciała się z Tobą zaprzyjaźnić.-Zachichotałem.

-Ona wyglada jak Twój kuzyn.-Zmierzył ją.-A wiesz co robią kaczki?

-Hm?-Zmierzyłem go z zaciekawieniem.

-Nurkują!-Wepchnął mi głowę pod wodę.

Wynurzyłem się i wykasłałem odrobinę wody.

-Przecież wiesz,że nie umiem pływać.-Zmierzyłem go chłodno.

-E tam.I tak bym Cię uratował.-Uśmiechnął się przepraszająco-No nie dasaj się już.-Zaczął się bawić tą kaczką nad moim uchem.-Pan Kaczuch przez Ciebie płacze.Ja też będę płakał.-Zrobił podkówkę,a ja rzuciłem mu wodą w twarz.-Hej!?

-Raki też lubią wodę.-Uśmiechnąłem się lekko.

-Ach tak?-Zaczęliśmy się chlapac,śmiejąc się jak małe dzieci.

-Uch.-Yas otarł twarz,mokrą od wody.-Dalej ci zimno?

-Może troszeczkę...-Otuliłem się lekko ramionami.

-Hmmm...Jakby cię tu rozgrzać...-Zaczął się na głos zastanawiać.

Poczułem jak powoli głaszcze mnie po nodze,a drugą ręką grzebie po szafce.

-Wiesz co...Chyba znalazłem sposób.-Uśmiechnął się do mnie lekko i nagle poczułem rękę na mojej męskości.Zapachniało czymś słodkim.-Patrz,tu jest.

-Eech?-Zarumieniłem się,czując przyjemne ciepło rozchodzącę się po moim ciele.-Cz...

Nie dokonczyłem, ponieważ zaczął mnie bardzo namiętnie całować i powoli poruszać ręką.

-Mhmmm...-Jęknąłem cicho,czując falę przyjemnych dreszczy gdy ręka wznosiła się i opadała.Jasiek wepchnął mi język do gardła i uśmiechnął się wymownie.Ja lekko drgnąłem,czując jak moje mięśnie powoli się napinają.
Zaczął trochę przyspieszać tempo,a moja głowa opadła na jego ramię i zacząłem cicho jęczeć.Czułem się tak przyjemnie...

-Miaucz dla mnie kotku.-Yas mruknął mi do ucha,które pocałował i zaczął przyspieszać.

Poczułem jak moje mięśnie coraz bardziej się naprężają.Jęknąłem po raz kolejny.Tym razem głośniej.Już mnie ma.Może zrobić ze mną co zechce...

-Oh...-Westchnąłem,zaciskając rękę na jego piersi.Po moim ciele rozlała się kolejna fala podniecającego ciepła.
Yas cicho zachichotał i zacinął dłoń na moich włosach.Drugą kontynuował swoje.
Cichutko jęknąłem,czując że jestem coraz bliżej ekstazy.
Wiedział,że jestem blisko.Dlatego przyspieszył.

-No dalej.-Uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek,szepcząc uwodzicielsko.-Dojdź dla mnie.

Jęknąłem.Było trochę głośniej.Czułem się coraz bliżej dojścia.Mięśnie zaczęły się napinać jeszcze bardziej.

-O mój Boże...-Sapnąłem,czując ogromny przypływ podniecenia i satysfakcji.Wygiąłem się w łuk i cicho krzyknąłem.Fala ciepła przeszła ponownie przez całe ciało i zatrzymała się na kroczu.

-Mmm...-Jaś uśmiechnął się lekko.-Odrobinkę się ubrudziłeś.-Zlizał to co miał na ręce.

-To...Twoja...wina...-Wysapałem,kładąc głowę na oparciu wanny.Poczułem nagły przypływ zmęczenia.

-To nie problem.Zaraz Cię umyjemy.-Wziął w rękę gąbkę i całego mnie wyszorował,aż prawie zasnąłem.-Wychodzimy,bo woda robi się lodowata.-Wziął mnie w ramiona i podniósł z wanny.Musiałem się złapać szafki,by nie upaść.Moje nogi były takie wiotkie.

Yas pomógł mi się szybko ubrać,bo naprawdę trochę wolno mi to szło.Potem poszliśmy razem do sypialni.

-Może zrobimy razem coś miłego?-Uśmiechnął się zachęcająco i wsadził mi rękę pod szlafrok.

-Dzisiaj nie poruchasz.-Uśmiechnąłem się słabo i delikatnie odepchnąłem rękę.Zrzedla mu mina.-Padam ze zmęczenia...Jutro rano dostaniesz coś miłego.Muszę trochę odespać.

-Co miłego?-Zaciekawił się.

-Zobaczysz.-Pocałowałem go w czoło.-Dziękuję za miły wieczór.

-Chyba w podzięce zrobisz mi śniadanie,co?-Uśmiechnął się i pozwolił mi się wtulić w swoją pierś.

-Haha,pewnie.-Zachichotałem i położyłem mu rękę na policzku.-Dobranoc.

-Dobranoc Yiuś.-Pocałował mnie w nos i również się wtulił.

To był taki uroczy dzień...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro