Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XI

*Znowu Jasio*

-Daleko jeszcze?-Rzucilem ze zniecierpliwieniem,idąc za Nidalka przez tą pierdolona dzangle.Już się nie dziwię czemu Yius tak bardzo nie lubi dzunglowac.

-Idź,nie marudz-Kolezanka odpowiedziala lakonicznie,a ja przyjalem wyraz twarzy,pokazujacy,że umieram w środku.

-To ile będziemy kurwa iść?Cały dzień?Trzy?-Zmierzylem ja zabójczo.

-Nie wyrazaj się,tylko zamknij jape i idź dalej!-Moja towarzyszka niedoli zmierzyła mnie po stokroc zabojczo bardziej niż ja poprzednio i zmieniła kierunek trasy.

-Zaraz mnie kur...

-Juz jestesmy.-Nidka przerwala mi,patrząc na starannie wypielone grzadki.

-To po to szliśmy ze trzy kilometry?Ja myslalem,że chociaż jakiś sad czy coś,a tu trzy buraki na krzyż...

-Sam jesteś burak!-Nidalka zabiła mnie wzrokiem,a przynajmniej zrobilaby to,gdyby mogła i schylila się nad grzadka-Mam to czego szukasz,ale skoro obrazasz moje rosliny,to wyhoduj sobie sam.

-Coś ty taka drazliwa?Okres ci się zbliża?-Zachichotalem,jak ja to zwykle w takich sytuacjach.

Nida po raz kolejny zmierzyła mnie przerażająco-zabojczym spojrzeniem,aż zrobiło mi się głupio.

-No przepraszam,no.-Zacząłem,żeby mnie nie zamordowala grabiami.-Masz bardzo ładne roślinki...

-Cieszę się,że teraz ci się podobają.-Syknela,starannie wyrywajac bulwe z ziemi-Proszę.

-Ja myślałem,że chociaż masz jakieś jabłka czy coś.Już nawet mogą być te papierowki...nawet sobie koszyk przynioslem...Chociaż ostatnio znalazłem takie dobre szampiony ale Yius się uw...-Otoczenie przeszyl ryk,a ja odruchowo złapałem w rękę miecz-Co to by...-Zza drzewa wyleciał jaguar,tak szybko,że prawie nie zdążyłem zareagować.Udało mi się przyblokowac go mieczem,jednak mnie powalił i silowalismy się pod drzewem.
Koleżanka wydala z siebie zdziwiony okrzyk i srednio wiedziała co zrobić z rękami.

-Będziesz tak stać i patrzeć,czy...-Syknalem,odpychajac od siebie ciężar kota,który wierzgal na wszystkie strony,chcąc przebic się przez mój miecz,żeby przegryzc mi aorte.O tak.Świetna zabawa.

-No nie wiem,przed chwilą obrazales moje rosliny...

-Czy ty sobie kurwa zartujesz!?Może mu jeszcze pomożesz mnie zabić!?

-Już idę,czekałam aż się zmeczy.Jak by ci się cos stało,to by mnie Yi pobil,albo gorzej...przeprowadził Irelke-Nidka zasmiala się nerwowo i wzięła swoją dzide w rece,a ja ogarnalem,że kot już tak nie wierzga ale nadal probuje mnie zabić.

Po chwili koleżanka Nidka wykonala w stronę zwierzecia cios,który sprawil że oderwalo się ode mnie i momentalnie odwrocilo się w jej stronę.Spialem się i cialem zwierzę,które po chwili padło martwe tuż obok.

-Zabawa przednia-Syknalem z niezadowoleniem-A niby się trzeba integrować z naturą...Gowno prawda.

-W porządku?-Nidka podała mi szybko rękę,patrzac na mnie z troską ,jakbym nazywal się Yi i wlasnie wypierdolil na chodniku.

-Tak...albo wiesz co?Jednak nie...

-Udziabal cię-Zmierzyła mnie szybko-Przykra sprawa.No ale dobra,bedziemy cię łatac.Chodź,zanim się wykrwawisz.

-Bardzo chętnie-Poszedlem chwiejnym krokiem za koleżanka,która obracala się co jakiś moment i patrzyła czy jestem z tyłu.

******************************

-To ryzykowalem życie dla takiego buraka?-Zmierzylem roślinę leżącą obok.

-Powiedz jeszcze raz,że to burak,a przestanę cię naprawiac,albo dodatkowo cię uszkodze...co wybierasz?

-Dobra,dobra.To nie burak-Przewrocilem oczami.Wrazliwa na punkcie ogrodnictwa się zrobiła.-Chyba jutro będę się zbieral...

-Do dupy pojdziesz.Najpierw poczekasz aż to się trochę zagoi.-Koleżanka zmierzyla mnie karcacym tonem,a ja poczulem się jak w przedszkolu.

-No ale...

-Nawet mnie nie denerwuj.Co cie zbawi kilka dni?

-Dużo.-Zmierzylem ja zabójczo.

-To masz problem.W sumie mnie to nie obchodzi,ale to jakby dobra rada.

-Dobra,dobra-Zmierzylem ja z irytacja-Bo znowu powiem,że to burak.

-Idź ty...-Nidka przewrocila oczami.

-No,jutro chcialem...ale ty masz swoje problemy...co mam ci pozamiatac,gotować,czy spełnić twoje niewyzyte fantazje erotyczne?-Zmierzylem ja zabojczo.

-Weź się zabij.-Kolezanka prychnela urazona i odwrocila się na pięcie-Jesteś strasznym czlowiekiem.

-No wiem.-Puscilem jej oczko-Dziękuję za uznanie.

-Ja pierdole...

-Kogo?

-No na pewno nie ciebie!-Nidka zmierzyla mnie zabojczo.

-No mnie nie możesz.Od tego ktoś już jest.

-Dobra,kurwa,weź go jeszcze zgwalc,zmolestuj,nie obchodzi mnie to.Gdybym się interesowala waszym życiem erotycznym,to bym zamieszkała u was w sypialni-Kolezanka zmierzyla mnie naprawdę zabójczo i chyba już miała mnie dość.

-No,dobra,dobra.Nie denerwuj się.Czy jak się usunę w kat bedziesz usatysfakcjonowana?

-Owszem.Spierdalaj-Nidka usmiechnela się do mnie,a ja stwierdzilem,że łóżko jest dobrym miejscem by do niego spierdolic.

Jakieś kilka dni potem,Kiedy Jasio był już na trasie i wgl....

Zaczynało się zbierać na deszcz,ale to nawet lepiej.Mniejszy upał to zawsze bonus.Ciekawe co u i Yiusia...

Z moich rozmyślań wyjal mnie przeszywajacy swist,który nie przypominał zwierzecia.Coś było nie w porządku...

-Co kurw...-Po chwili swist przybrał na sile,zmieniajac się w szybka serię nieprzyjemnych odgłosów.Zorientowałem się szybko,ze te swisty brzmia zupelnie jak przyzwoita broń palna.Zerwalem się szybko na nogi,chcąc jak najszybciej odejść od tych niemilych rzeczy.

Rozpadalo się już na dobre i widoczność była niezbyt wygodna do ucieczki ale co poradzisz.Dodatkowo owa utrudnialy wszechobecne drzewa,które trzeba było wyminac.Pare metrów dalej udało mi się zgubić swiszczace odglosy,a deszcz zaslanial otoczenie mgielka tajemnicy.

-Kurwa no...-Syknalem,uswiadamiajac sobie,że zostałem trafiony.Nie było by to aż takim problem,gdyby nie fakt obfitego krwawienia,które nie chciało dac sobie spokoju.Ale nie było czasu by się zatrzymywać.Ruszylem przed siebie przez deszcz,liczac że wkrótce przestanie padać.

Po długiej,meczacej trasie przez odludzie,zza rogu zaczął wylaniac się mały drewniany domek,za to deszcz nadal miał mnie w dupie i dalej padał sobie w najlepsze.Zblizylem się do domku,podchodzącc chwiejnym krokiem pod drzwi i pukajac cicho,z nadzieją że ktoś jednak jest w środku.Po krotkiej chwili drzwi zostały lekko uchylone,a pode mna momentalnie zalamaly się nogi,sprawiajac ze padlem pod tymi drzwiami na kolana jakbym o coś błagał.Nie mogłem tego powstrzymać.Moim oczom ukazała się kobieca postać,ale odplynela za mgłą jak wszystko wokół,zmywajac się z deszczem.

*Kot Yi aka Czarnuszek*

-Irelko,ty jesteś dobra z psychologii,czy coś-Lulu zaczęła z irytacja w głosie,a ja lezalem zwiniety w kłębek patrząc smutno na słońce.

-Nie jestem weterynarzem...

-Po cholerę nam weterynarz!?Porozmawiaj z Yi,ty jesteś dobra w takie rzeczy,bo inaczej się zaplacze...

-A koty placza?-Irelka wziela się pytająco za brodę i spojrzała na mnie.

-Możecie się zainteresować sobą?-Zalkalem z oburzeniem.

-Yiusiu nie rozpaczaj.Może mleczka?

-Może być.Lekko ciepłe,w tej czerwonej misce-Zmusilem się na koci usmiech.

-A tak z innej beczki gadalam z nasza koleżanka z dziczy i wiesz co?-Lulu zmierzyła mnie wesolo.

-Co?-Mruknąłem bez emocji.

-Ostatnio uzerala się z twoim lubym...

Zmierzylem ja dziekujaco i udało mi się wykrzesać widoczny tylko dla mnie szczery koci uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro