Rozdział LXIII
*Yiś*
-Yas już długo śpi...-Rzuciłem do jego mamy,gapiąc się na Aonka który dyskutuje z Irelką.
-Prawda.Gdyby był w normalnym stanie,to dostałby zawału od takiego długiego spania.-Wzruszyła ramionami,parząc kawę.
-Obudzę go.-Odparłem,szykując dla niego śniadanie.-Powinien coś zjeść.
Przygotowałem drobne jedzenie i trochę kawy,kiedy poczułem że wypierdzielam się na schodach.Kawa rozlała się na mnie.Cholera...
Otarłem twarz z kawy i poszedłem do pokoju.Yas spał jak zabity,wtulając się w moją poduszkę co było nawet słodkie.Może oprócz tego że miał poobijany policzek i przekrwioną wargę.
-Jasiu,wstawaj.-Szturchnąłem delikatnie jego ramię,a on drgnął i spojrzał na mnie z wyrzutem.-Przespałeś pół dnia.Wstawaj.-Dotknąłem delikatnie jego włosów.Podniósł się leniwie,lekko krzywiąc się z bólu.
-Miałem zamiar jeszcze trochę pospać...-Spojrzał na mnie,drapiąc się po głowie.
-Mam dla Ciebie śniadanie,więc nie bedziesz spał.-Uśmiechnąłem się lekko,podając mu jedzenie.
Uniósł lekko brew,patrząc na mnie przenikliwie.
-Dlaczego jesteś cały w kawie.
-Ooo,to.To nic.-Machnąłem ręką.-Zaliczyłem glebę,nie przejmuj się.Jedz sobie powoli.
-Tego jedzenia jest jak dla czterech osób...
-Nie przesadzaj.-Wziąłem się pod boki,patrząc na swoją zachlapaną kawą koszulę.
-Nie zjem,dopóki mi nie pomożesz.-Yas zmierzył mnie wymownie.Nie jestem głodny ale jak mogłem mu teraz odmówić...
-Dobrze.-Westchnąłem.-Tylko zmyję z siebie kawę...
Zniknąłem w łazience aby się odświeżyć.Mam nadzieję,że zaczął jeść.Kiepsko wygląda.
Gdy wróciłem Yas mierzył mnie,trzymając pełny talerz.Uparty gnom...
-Czemu nie Jadłeś?-Zmierzyłem go wymownie.
-Czekałem na Ciebie.-Spojrzał mi w oczy,a ja usiadłem obok.
Jadł bardzo powoli,co jakiś czas spoglądając na mnie.
-Pamiętasz o naszej rozmowie,którą przełożyliśmy?-Spojrzałem na niego,a on na chwilę przestał jeść i zamrugał kilkukrotnie.
-Teraz nie mam ochoty o tym gadać.-Odparł,a ja tylko pokiwałem głową.Nie chciałem się narzucać.
Zjedliśmy powoli,a ja znów spojrzałem na Yasa.Nadal wyglądał kiepsko ale sprawiał wrażenie,jakby odzyskał choć trochę energii.
Nawet zwlókł się z łóżka.
-Jak Twoje ramię?-Zmierzył mnie,a ja dotknąłem jego piersi.Drgnął lekko.
-W porządku.Z Tobą jest gorzej...-Odparłem,a on pokiwał tylko głową.
-Nie przesadzaj.-Nagle utkwił we mnie wzrok.-Twoje ramię krwawi...
-O.-Spokrzałem na nasiąknęty krwią kawałek koszuli.-To pewnie nic takiego.
Yas mierzył mnie nieufnie i z troską.
-Pokaż mi je.
-Ale prz...
-Nie dyskutuj.Pokaż mi je.-Jego sporzenie sprawiało,że nie mogłem mu odmówić.
Złapał mnie bardzo delikatnie.Nie odzywał się,a ja tylko czułem że krew spływa mi po reszcie kończyny.
-Szwy Ci puściły.-Spojrzał na mnie.-Idę po Irelkę.
-Zaczekaj!-Chciałem go zatrzymać.-Powinieneś odpoczywać!
-Dam sobie radę.-Podniósł się z łóżka i zrobił kilka kroków do przodu.Spodziewałem się,że będzie bardziej osłabiony...-Niczego dziwnego nie rób.Siedź tutaj.
Złapałem za ranę,chcąc ją trochę zatamować ale krwi było coraz więcej...
Nagle usłyszałem kroki i do pokoju wpadła Irelka.Szybcy są.
-Aj,Yi,Yi...-Pokiwała głową,a ja rzuciłem na nią tylko jednym spojrzeniem.Zdążyłem już zachlapać sobie krwią spodnie.
-Przepraszam...-Rzuciłem cichutko.Yas gapił się na mnie,a Irelka zaczęła się mną zajmować.Przyznam szczerze,że kręci mi się w głowie.
-Wygląda jakby miał zemdleć.-Głos Yasa i nagle Irelka.
-To go złapiemy.-Pogłaskała mnie po głowie.-Yi,nie mdlej bo Ci nakopię do dupska.
-Postaram się...-Uśmiechnąłem się słabo,krzywiąc się z bólu.
-Stracił dużo krwi...-Znów Yas.Brzmi na zaniepokojonego.
-Nie tak dużo.Prawie to ogarnęłam.-Irelka pewna siebie.-Musiał szarpać ramieniem i szwy poszły.
-Zaliczyłem glebę...-Przyznałem się cicho.
-Musisz być ostrożniejszy,bo się wykrwawisz.-Poleciła.Co ona,zamieniła się z Soraką na łby...
Skończyła,a ja podniosłem się obolały.
-I znowu muszę się przebrać i umyć...-Westchnąłem.-Zaraz wracam.
Irelka uśmiechnęła się lekko,widząc moją minę.Co w tym zabawnego...
************************************
-Co robicie?-Spojrzałem na Irelkę i Aonka.-I gdzie Yas.
-Gdzieś się szwęda po domu.-Irelka rzuciła cicho.
To brzmi jakoś kiepsko.Powinienem go poszukać...
Oblazłem cały dom i w końcu go znalazłem.
Gapił się w niebo,stojąc na balkonie.Wyglądał lepiej niż rano ale i tak fatalnie.Wiatr muskał jego włosy,a ja miałem wrażenie że jakoś dziwnie się zmienił...
-Wszystko w porządku?-Dotknąłem jego ramienia,a Yas nagle speszył się i spojrzał na mnie,pytająco.
-Nie wiem o czym mówisz...-Zamrugał kilkukrotnie.
-Coś Ci chodzi po głowie...-Spojrzałem mu w oczy.-Może inni tego nie zauważają ale ja doskonale to widzę.Mi możesz powiedzieć...
-Nic mi nie jest.-Zmierzył mnie uspakajająco ale ja miałem wrażenie,że coś przede mną ukrywa...-Po prostu... Mam dziś trochę filozoficzny nastrój...
Nie chciałem bardziej drążyć tematu,bo miał minę że wolałem go już nie dręczyć.
Nagle usłyszałem wołanie Irelki.Znowu nie umieją sobie poradzić...
-Gdybyś chciał o tym porozmawiać...-Złapałem Yasa za rękę.-Wiesz,że ja Cię zawsze wysłucham...
-Yi,chodź bo Ci dupsko urwę!-Wrzaski Irelki.
-No Idę,Idę!-Burknąłem,zostawiając Yasa,który wrócił do gapienia się w balkon...
-Irelko,co się stało?-Rozejrzałem się i ujrzałem dziwną scenę.
Irelka trzymała za nogę Aonka,który trzymał się barierki z nogą w wiadrze...
-Ten czubek zaklinował się w wiadrze...-Irelka zmierzyła chłopaka,a on usiłował wyszarpać się tego wiaderka.
-Zostawiłem was na pięć minut...-Westchnąłem,klękając obok Irelki.-Czekaj,posmaruję mu nogę masłem i zaraz zobaczymy czy wyjdzie.
-Masłem...-Aonek skrzywił się ale przyjął to na klatę.
-Dobra,ciągniemy na trzy.-Poleciłem.
Za trzecim razem w końcu nam się udało,a Aonek poleciał do tyłu a wiadro spadło mi na łeb.
-Yi ty się chyba nie...
-Nie,w porządku.-Zdjąłem wiadro z głowy.-Aonek ma porostu wielkie giry.
Chłopak zarumienił się,a potem przypomniał sobie o czymś i bełkocząc o kwiatach,wybiegł z pokoju.
-Mh.Chyba się przejdę...-Rzuciłem,ocierając czoło.
Irelka pokiwała głową ze zrozumieniem.
Postanowiłem,że spacer do lasu to dobry pomysł.Pozbieram trochę kwiatów do wazonu...Co może się nie udać...
************************************
-No chodź tu...-Próbowałem złapać kwiat rosnący nad jeziorem ale nie dosięgałem.Do wody specjalnie nie chciałem wchodzić ale chyba nie było wyjścia.-Chodź tutaj...
Wlazłem po kolana do wody ale nadal nie mogłem go chwycić,bo wisiał dość wysoko pod drzewem...
Nagle poczułem jak coś wciąga mnie w wodę...
-N-nie!-Pisnąłem,czując kontakt z wodą przy mojej szyi.-Nie umiem pływać!-Zapadłem się pod wodę.Nikt mnie tutaj nie usłyszy.
Jakiś ciemny cień nadal ciągnął mnie ku dnie,a ja ze wszystkich sił próbowałem się wynurzyć.Moje płuca napełniły się wodą,co było bardzo bolesne i jeszcze bardziej mnie nakręcało.Powoli się dusiłem...
Nie mogłem zrobić nic...Zupełnie...
Wiedziałem że powoli tracę przytomność...
Przez ostatnie przebłyski świadomości widziałem postać płynąca w moim kierunku ale nie potrafiłem jej rozpoznać...
************************************
Ocknąłem się na brzegu...
-Jak...-Spojrzałem na swoje dłonie,sądząc że moja dusza nie zaznała spokoju i jestem jakimś bytem eterycznym,błądzącym po świecie ale tak nie było.Żyłem...
Tylko jak...Jak to się stało...
Uniosłem się z błotnistego brzegu i ruszyłem powolnym krokiem do domu.Naprawdę szykuje się trzecia kąpiel...Ech...
No cóż...Lepsze to niż utopienie się...
Wywlokłem się jakoś do domu.Mama Yasa zmierzyła mnie z ogromnym zaskoczeniem.
-Yiuś!?Coś ty taki umazany!?-Ożywiła się,a ja machnąłem ręką.
-To nic.Zaliczyłem wpadkę do jeziora...
-Nic Ci nie jest?-Dotknęła mojego ramienia,a ja pokiwałem głową.
-Potrzebuję tylko kąpieli...-Mruknąłem przybity i otworzyłem drzwi łazienki.
Ostrożnie nalałem wody do wanny i zacząłem zdejmować ubrania.
Sprawdziłem wodę,by nie była zbyt gorąca i nagle miałem wrażenie że upadam niżej.
-Co jest!?-Pisnąłem,kiedy zobaczyłem że zamiast nóg mam długi zielony ogon...Jak to możliwe!?
Usiłowałem wejść do wanny ale na próżno,bo nie mogłem się podciągnąć i tylko merdałem tym ogonem,siedząc na podłodze...Gdyby ktoś mnie usłyszał.
I nagle,jak na zawołanie do łazienki wszedł Yas...
Wypuścił z ręki rzeczy,które trzymał i spojrzał na mnie.
-Możesz mi pomóc?-Uśmiechnąłem się nieśmiało,machając ogonem.
-Yi...Co ty...-Zamrugał kilkukrotnie.-Czemu masz ogon?
-Nie mam zielonego pojęcia...-Pokręciłem głową.-Najpierw pomóż mi wejść do wanny,a potem Ci opowiem...
Złapał mnie delikatnie w pasie,żeby unieść.To nam nie wyszło,więc próbował chwycić mnie w ramiona.Przez przypadek sprzedałem mu lekkiego shota płetwą w twarz.
-Przepraszam...-Speszyłem się lekko,a on pomógł mi wejść do wanny.-Nie umiem jeszcze tego dobrze używać.
-Nic się nie stało.-Pokiwał głową.-Powiedz lepiej co się stało.
-No tak...-Oparłem się o wannę,zanurzając w wodzie.-Wpadłem do jeziora,bo chciałem zerwać kwiatek...I wiesz...Prawie się utopiłem.Znaczy,sądziłem że się utopię ale jednak nie.
Yas dotknął swojej poobijanej brody.
-Ty zawsze coś zrobisz...-Westchnął.-Nie możesz być syreną.Trzeba coś z tym zrobić.
-Przed wejściem do wanny miałem jeszcze nogi...
-Aha...Czyli kontakt z wodą to powoduje...-Yas zrobił minę detektywa.-Ogarniemy ten problem,więc się nie martw.
Uśmiechnąłem się lekko i znowu przypadkiem walnąłem go w twarz.
-Przepraszam!-Speszyłem się,zasłaniając ręką usta.
-W porządku.-Pokiwał głową.-Myślę jak Ci pomóc z tym ogonem...
-Może wyjmij mnie z wanny.-Odparłem.-Zobaczymy,czy znów odzyskam nogi gdy wyschnę.
Wyjął mnie powoli z wanny,a ja owinąłem recznikiem górną część swojego ciała i leżałem na chodniku na brzuchu.
-Zapytam Sorakę,może będzie coś wiedziała...-Yas spojrzał na mnie.-Ale to potem.
Zacząłem machać ogonem,chcąc obrócić ale na plecy i udało mi się to.
Yas uśmiechnął się lekko,a potem zaczął się cicho śmiać.
-C-co...-Speszyłem się lekko.
-Te Twoje ruchy...-Zaśmiał się cicho.-Jak słoń morski...
Chciałem go opierdzielić ale fakt,że go rozbawiłem sprawił iż także delikatnie się uśmiechnąłem...
Dopiero teraz widzę go wesołego...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro