Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LXIII

*Yiś*

-Yas już długo śpi...-Rzuciłem do jego mamy,gapiąc się na Aonka który dyskutuje z Irelką.

-Prawda.Gdyby był w normalnym stanie,to dostałby zawału od takiego długiego spania.-Wzruszyła ramionami,parząc kawę.

-Obudzę go.-Odparłem,szykując dla niego śniadanie.-Powinien coś zjeść.

Przygotowałem drobne jedzenie i trochę kawy,kiedy poczułem że wypierdzielam się na schodach.Kawa rozlała się na mnie.Cholera...
Otarłem twarz z kawy i poszedłem do pokoju.Yas spał jak zabity,wtulając się w moją poduszkę co było nawet słodkie.Może oprócz tego że miał poobijany policzek i przekrwioną wargę.

-Jasiu,wstawaj.-Szturchnąłem delikatnie jego ramię,a on drgnął i spojrzał na mnie z wyrzutem.-Przespałeś pół dnia.Wstawaj.-Dotknąłem delikatnie jego włosów.Podniósł się leniwie,lekko krzywiąc się z bólu.

-Miałem zamiar jeszcze trochę pospać...-Spojrzał na mnie,drapiąc się po głowie.

-Mam dla Ciebie śniadanie,więc nie bedziesz spał.-Uśmiechnąłem się lekko,podając mu jedzenie.

Uniósł lekko brew,patrząc na mnie przenikliwie.

-Dlaczego jesteś cały w kawie.

-Ooo,to.To nic.-Machnąłem ręką.-Zaliczyłem glebę,nie przejmuj się.Jedz sobie powoli.

-Tego jedzenia jest jak dla czterech osób...

-Nie przesadzaj.-Wziąłem się pod boki,patrząc na swoją zachlapaną kawą koszulę.

-Nie zjem,dopóki mi nie pomożesz.-Yas zmierzył mnie wymownie.Nie jestem głodny ale jak mogłem mu teraz odmówić...

-Dobrze.-Westchnąłem.-Tylko zmyję z siebie kawę...

Zniknąłem w łazience aby się odświeżyć.Mam nadzieję,że zaczął jeść.Kiepsko wygląda.

Gdy wróciłem Yas mierzył mnie,trzymając pełny talerz.Uparty gnom...

-Czemu nie Jadłeś?-Zmierzyłem go wymownie.

-Czekałem na Ciebie.-Spojrzał mi w oczy,a ja usiadłem obok.

Jadł bardzo powoli,co jakiś czas spoglądając na mnie.

-Pamiętasz o naszej rozmowie,którą przełożyliśmy?-Spojrzałem na niego,a on na chwilę przestał jeść i zamrugał kilkukrotnie.

-Teraz nie mam ochoty o tym gadać.-Odparł,a ja tylko pokiwałem głową.Nie chciałem się narzucać.

Zjedliśmy powoli,a ja znów spojrzałem na Yasa.Nadal wyglądał kiepsko ale sprawiał wrażenie,jakby odzyskał choć trochę energii.
Nawet zwlókł się z łóżka.

-Jak Twoje ramię?-Zmierzył mnie,a ja dotknąłem jego piersi.Drgnął lekko.

-W porządku.Z Tobą jest gorzej...-Odparłem,a on pokiwał tylko głową.

-Nie przesadzaj.-Nagle utkwił we mnie wzrok.-Twoje ramię krwawi...

-O.-Spokrzałem na nasiąknęty krwią kawałek koszuli.-To pewnie nic takiego.

Yas mierzył mnie nieufnie i z troską.

-Pokaż mi je.

-Ale prz...

-Nie dyskutuj.Pokaż mi je.-Jego sporzenie sprawiało,że nie mogłem mu odmówić.

Złapał mnie bardzo delikatnie.Nie odzywał się,a ja tylko czułem że krew spływa mi po reszcie kończyny.

-Szwy Ci puściły.-Spojrzał na mnie.-Idę po Irelkę.

-Zaczekaj!-Chciałem go zatrzymać.-Powinieneś odpoczywać!

-Dam sobie radę.-Podniósł się z łóżka i zrobił kilka kroków do przodu.Spodziewałem się,że będzie bardziej osłabiony...-Niczego dziwnego nie rób.Siedź tutaj.

Złapałem za ranę,chcąc ją trochę zatamować ale krwi było coraz więcej...

Nagle usłyszałem kroki i do pokoju wpadła Irelka.Szybcy są.

-Aj,Yi,Yi...-Pokiwała głową,a ja rzuciłem na nią tylko jednym spojrzeniem.Zdążyłem już zachlapać sobie krwią spodnie.

-Przepraszam...-Rzuciłem cichutko.Yas gapił się na mnie,a Irelka zaczęła się mną zajmować.Przyznam szczerze,że kręci mi się w głowie.

-Wygląda jakby miał zemdleć.-Głos Yasa i nagle Irelka.

-To go złapiemy.-Pogłaskała mnie po głowie.-Yi,nie mdlej bo Ci nakopię do dupska.

-Postaram się...-Uśmiechnąłem się słabo,krzywiąc się z bólu.

-Stracił dużo krwi...-Znów Yas.Brzmi na zaniepokojonego.

-Nie tak dużo.Prawie to ogarnęłam.-Irelka pewna siebie.-Musiał szarpać ramieniem i szwy poszły.

-Zaliczyłem glebę...-Przyznałem się cicho.

-Musisz być ostrożniejszy,bo się wykrwawisz.-Poleciła.Co ona,zamieniła się z Soraką na łby...

Skończyła,a ja podniosłem się obolały.

-I znowu muszę się przebrać i umyć...-Westchnąłem.-Zaraz wracam.

Irelka uśmiechnęła się lekko,widząc moją minę.Co w tym zabawnego...

************************************

-Co robicie?-Spojrzałem na Irelkę i Aonka.-I gdzie Yas.

-Gdzieś się szwęda po domu.-Irelka rzuciła cicho.

To brzmi jakoś kiepsko.Powinienem go poszukać...

Oblazłem cały dom i w końcu go znalazłem.

Gapił się w niebo,stojąc na balkonie.Wyglądał lepiej niż rano ale i tak fatalnie.Wiatr muskał jego włosy,a ja miałem wrażenie że jakoś dziwnie się zmienił...

-Wszystko w porządku?-Dotknąłem jego ramienia,a Yas nagle speszył się i spojrzał na mnie,pytająco.

-Nie wiem o czym mówisz...-Zamrugał kilkukrotnie.

-Coś Ci chodzi po głowie...-Spojrzałem mu w oczy.-Może inni tego nie zauważają ale ja doskonale to widzę.Mi możesz powiedzieć...

-Nic mi nie jest.-Zmierzył mnie uspakajająco ale ja miałem wrażenie,że coś przede mną ukrywa...-Po prostu... Mam dziś trochę filozoficzny nastrój...

Nie chciałem bardziej drążyć tematu,bo miał minę że wolałem go już nie dręczyć.

Nagle usłyszałem wołanie Irelki.Znowu nie umieją sobie poradzić...

-Gdybyś chciał o tym porozmawiać...-Złapałem Yasa za rękę.-Wiesz,że ja Cię zawsze wysłucham...

-Yi,chodź bo Ci dupsko urwę!-Wrzaski Irelki.

-No Idę,Idę!-Burknąłem,zostawiając Yasa,który wrócił do gapienia się w balkon...

-Irelko,co się stało?-Rozejrzałem się i ujrzałem dziwną scenę.

Irelka trzymała za nogę Aonka,który trzymał się barierki z nogą w wiadrze...

-Ten czubek zaklinował się w wiadrze...-Irelka zmierzyła chłopaka,a on usiłował wyszarpać się tego wiaderka.

-Zostawiłem was na pięć minut...-Westchnąłem,klękając obok Irelki.-Czekaj,posmaruję mu nogę masłem i zaraz zobaczymy czy wyjdzie.

-Masłem...-Aonek skrzywił się ale przyjął to na klatę.

-Dobra,ciągniemy na trzy.-Poleciłem.

Za trzecim razem w końcu nam się udało,a Aonek poleciał do tyłu a wiadro spadło mi na łeb.

-Yi ty się chyba nie...

-Nie,w porządku.-Zdjąłem wiadro z głowy.-Aonek ma porostu wielkie giry.

Chłopak zarumienił się,a potem przypomniał sobie o czymś i bełkocząc o kwiatach,wybiegł z pokoju.

-Mh.Chyba się przejdę...-Rzuciłem,ocierając czoło.

Irelka pokiwała głową ze zrozumieniem.

Postanowiłem,że spacer do lasu to dobry pomysł.Pozbieram trochę kwiatów do wazonu...Co może się nie udać...

************************************

-No chodź tu...-Próbowałem złapać kwiat rosnący nad jeziorem ale nie dosięgałem.Do wody specjalnie nie chciałem wchodzić ale chyba nie było wyjścia.-Chodź tutaj...

Wlazłem po kolana do wody ale nadal nie mogłem go chwycić,bo wisiał dość wysoko pod drzewem...

Nagle poczułem jak coś wciąga mnie w wodę...

-N-nie!-Pisnąłem,czując kontakt z wodą przy mojej szyi.-Nie umiem pływać!-Zapadłem się pod wodę.Nikt mnie tutaj nie usłyszy.

Jakiś ciemny cień nadal ciągnął mnie ku dnie,a ja ze wszystkich sił próbowałem się wynurzyć.Moje płuca napełniły się wodą,co było bardzo bolesne i jeszcze bardziej mnie nakręcało.Powoli się dusiłem...
Nie mogłem zrobić nic...Zupełnie...
Wiedziałem że powoli tracę przytomność...

Przez ostatnie przebłyski świadomości widziałem postać płynąca w moim kierunku ale nie potrafiłem jej rozpoznać...

************************************
Ocknąłem się na brzegu...

-Jak...-Spojrzałem na swoje dłonie,sądząc że moja dusza nie zaznała spokoju i jestem jakimś bytem eterycznym,błądzącym po świecie ale tak nie było.Żyłem...
Tylko jak...Jak to się stało...
Uniosłem się z błotnistego brzegu i ruszyłem powolnym krokiem do domu.Naprawdę szykuje się trzecia kąpiel...Ech...
No cóż...Lepsze to niż utopienie się...

Wywlokłem się jakoś do domu.Mama Yasa zmierzyła mnie z ogromnym zaskoczeniem.

-Yiuś!?Coś ty taki umazany!?-Ożywiła się,a ja machnąłem ręką.

-To nic.Zaliczyłem wpadkę do jeziora...

-Nic Ci nie jest?-Dotknęła mojego ramienia,a ja pokiwałem głową.

-Potrzebuję tylko kąpieli...-Mruknąłem przybity i otworzyłem drzwi łazienki.

Ostrożnie nalałem wody do wanny i zacząłem zdejmować ubrania.
Sprawdziłem wodę,by nie była zbyt gorąca i nagle miałem wrażenie że upadam niżej.

-Co jest!?-Pisnąłem,kiedy zobaczyłem że zamiast nóg mam długi zielony ogon...Jak to możliwe!?

Usiłowałem wejść do wanny ale na próżno,bo nie mogłem się podciągnąć i tylko merdałem tym ogonem,siedząc na podłodze...Gdyby ktoś mnie usłyszał.

I nagle,jak na zawołanie do łazienki wszedł Yas...
Wypuścił z ręki rzeczy,które trzymał i spojrzał na mnie.

-Możesz mi pomóc?-Uśmiechnąłem się nieśmiało,machając ogonem.

-Yi...Co ty...-Zamrugał kilkukrotnie.-Czemu masz ogon?

-Nie mam zielonego pojęcia...-Pokręciłem głową.-Najpierw pomóż mi wejść do wanny,a potem Ci opowiem...

Złapał mnie delikatnie w pasie,żeby unieść.To nam nie wyszło,więc próbował chwycić mnie w ramiona.Przez przypadek sprzedałem mu lekkiego shota płetwą w twarz.

-Przepraszam...-Speszyłem się lekko,a on pomógł mi wejść do wanny.-Nie umiem jeszcze tego dobrze używać.

-Nic się nie stało.-Pokiwał głową.-Powiedz lepiej co się stało.

-No tak...-Oparłem się o wannę,zanurzając w wodzie.-Wpadłem do jeziora,bo chciałem zerwać kwiatek...I wiesz...Prawie się utopiłem.Znaczy,sądziłem że się utopię ale jednak nie.

Yas dotknął swojej poobijanej brody.

-Ty zawsze coś zrobisz...-Westchnął.-Nie możesz być syreną.Trzeba coś z tym zrobić.

-Przed wejściem do wanny miałem jeszcze nogi...

-Aha...Czyli kontakt z wodą to powoduje...-Yas zrobił minę detektywa.-Ogarniemy ten problem,więc się nie martw.

Uśmiechnąłem się lekko i znowu przypadkiem walnąłem go w twarz.

-Przepraszam!-Speszyłem się,zasłaniając ręką usta.

-W porządku.-Pokiwał głową.-Myślę jak Ci pomóc z tym ogonem...

-Może wyjmij mnie z wanny.-Odparłem.-Zobaczymy,czy znów odzyskam nogi gdy wyschnę.

Wyjął mnie powoli z wanny,a ja owinąłem recznikiem górną część swojego ciała i leżałem na chodniku na brzuchu.

-Zapytam Sorakę,może będzie coś wiedziała...-Yas spojrzał na mnie.-Ale to potem.

Zacząłem machać ogonem,chcąc obrócić ale na plecy i udało mi się to.

Yas uśmiechnął się lekko,a potem zaczął się cicho śmiać.

-C-co...-Speszyłem się lekko.

-Te Twoje ruchy...-Zaśmiał się cicho.-Jak słoń morski...

Chciałem go opierdzielić ale fakt,że go rozbawiłem sprawił iż także delikatnie się uśmiechnąłem...

Dopiero teraz widzę go wesołego...




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro