Rozdział LV
Jakiś czas później...
*Yiś*
-Daj to ucho.-Zmierzyłem Yasa,a ten pokiwał nieufnie głową.-No nie rób jaj.Dawaj,nasmaruje je,bo przypaliłeś.Będzie Cię piekło.
Mruknął z niezadowoleniem ale ostatecznie pozwolił mi się sobą zająć.
-Ostatnio jesteś nieufny...-Podrapałem go po głowie.-Czy to z powodu...Wiesz...
-Wydaje Ci się.-Pokręcił głową,łapiàc ostrożnie moją dłoń.
Nagle do pokoju wpadł rozziajany Zed.
-Nie umiesz pukać?-Yas zmierzył go wymownie.
-Dobra,kij.Sora za najście.Yas chodź.Sprawa jest.Znalazłem jakieś ustrojstwo w piwnicy.
-I co ja mam z tym zrobić?-Wzruszył ramionami..
-Wiem,że chcesz.Ruszaj zad.
-Zgoda.-Westchnął i na moment mnie puścił.-Zaraz wracam,Yiuś.
Pokiwałem głową i rozsiadłem się w fotelu.W sumie to nawet miło,że Zed zabrał Yasa.Chwila ciszy dla mnie...I w końcu skończę książkę...
*Yas*
Zed ostro pierdolił o jakichś głupotach,a ja szedłem powoli za nim.Syni chciała wcisnąć w nas kanapki ale udało nam się z tego jakoś wybronić.Zupełnie nie miałem ochoty na latanie za nim.Wolałem zostać w domu razem z Yi.W tej piwnicy byłp cholernie zimno.
-To tutaj.-Zed pokazał mi jakieś ustrojstwo leżące na kartonie.
-I co ja mam z tym zrobić?-Wzruszyłem ramionami i wziąłem to ostrożnie do ręki.Urządzenie zamigotało kilkukrotnie.-Skąd ty bierzesz takie rzeczy?-Zdziwiłem się.Zedi nigdy nie zajmował się zbieractwem...
-Eeeh...Nie pamiętam skąd się to wzięło ale obczajmy to.-Kliknął w jeden z guzików.
-A,tam najwyżej nas wysadzisz...-Burknąłem,niezadowolony z jego pomysłów.Działa zbyt pochopnie.
-W sumie racja...-Nagle się opamiętał,co było dość zaskakujące.-To może nas wysadzić...-Odłożył to na miejsce.
-Spodziewałem się,że zaczniesz się tym bawić.-Przekrzywiłem głowę.
-Jak tak myślę,to wolę nie.-Pokiwał łbem.-I muszę jeszcze podwieźć Cyśkę do szkoły.Syndra mnie zabije jak tego nie zrobię...
-To mogę już wrócić do domu?
-Ta,biegnij.Wiem,że chcesz stuknąć Yi.-Zaśmiał się,a ja przewróciłem oczami i pożegnałem się.Ciekawe co robi Yi...
************************************
-Yaas...-Głos Yi ściągnął mnie z łóżka.Ta drzemka trwała zbyt krótko.
Zerwałem się i pobiegłem za głosem Yi.Wydawał się dziwny,zmartwiony...
-Coś się stało?-Wszedłem do pomieszczenia.Yi wpadł w moją stronę i wtulił się we mnie z całej siły.
-Tak.Dzieciaki nam się zmieniły...
-Jak to?-Uniosłem brew z zaskoczeniem.Mam wrażenie,że to wina tego ustrojstwa Zeda.
-No zobacz...
Pokój zupełnie się zmienił.Cholera,to musiało być to urządzenie Zeda.Zupełnie jakby wszstko ruszyło do przodu.Maszynka Zeda postanowiła postarzyć mi dzieci...
Faktycznie trochę im się urosło...
Nie wiem,teraz mają z dziesięć lat...
-To przez Zeda.-Spojrzałem na Yi.-To jego trzeba sklepać.
-Ciii...-Mów ciszej.Obudzisz je.Zrobię to zaraz,teraz chodź.-Yi pociągnął mnie za sobą.Opowiedz mi,co tam wyprawialiście.
-Zed znalazł w piwnicy jakiś dziwny syf,zaczął go naciskać i samo wyszło.Chociaż w sumie to nawet dobrze...Wychodzą z buntu dziecięcego..
Yi westchnął i ruszył w stronę pokoju,by obudzić bobosie.
Powoli zerwałem się do kuchni.Trzeba przygotować jakieś śniadanie.Dość szybko je obudził...Usłyszałem większą gromadę kroków.
-Aaale mam gotowania.-Westchnąłem,widząc taką grupkę kotów.O dziwo,udało mi się przyrządzić posiłek dość szybko i już braliśmy się za jedzenie.Też byłem głodny...
Po jedzeniu w domu panował rozgardiasz,bo wszyscy chcieli się dostać do łazienki.Ja w sumie mogłem poczekać,więc usiadłem sobie na kanapie i zacząłem czytać jakąś książkę Yi.
Po dłuższym momencie w końcu dostałem się do łazienki i wziąłem rozbudzający prysznic.Dzieciaki latały po domu.Każde zachowywało się inaczej...
Gae zrobił sobie fortece z książek,które czytał,Florian coś rysował,a Viseria i Ignis latali po pokojach,bawiąc się w coś...
Po chwili poczułem dotyk na moich włosach.Yi.
-Jest trochę inaczej...-Uśmiechnął się słabo.Mimo wszystko wyglądał na zadowolonego...
-Chyba tak.Może to i dobrze...
-Co robimy?-Yi przekrzywił głowę,a ja uśmiechnąłem się wymownie i złapałem go za tyłek.-Hej,ale nie przy dzieciach...
-To dopadnę Cię później.-Zachichotałem wesoło,patrząc na rumiane policzki Yi.Nagle delikatnie się uśmiechnął.
-Cieszę się,że stary Yasuo wrócił...-Wtulił się nagle bez słowa.Odwzajemniłem jakoś uścisk,dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi.
-Kto do cholery?
-Otworzę...-Yi odsunął się ode mnie na moment i polazł w kierunku drzwi.
-Irelka!?-Yi pisnął z zaskoczeniem.
-A tak wpadłam.Przynoszę książkę,o którą suszyłeś mi głowę,Jasiu.
-Oooo,to dobrze.-Wziąłem książkę do ręki.-A teraz idź,bo jesteśmy zajęci.
-No,no.Już chyba wiem co robicie.-Zaśmiała się.-Rumieńce na buzi Yi to tłumaczą.Miłej zabawy!-Wyleciała z progu.
Yi jeszcze bardziej się speszył i uciekł na moment,zobaczyć co u dzieciaków.
Poczułem nagle,że jestem delikatnie szarpany za rękaw.Viseria.
-Hm?-Uniosłem brew,czekając na pytanie.
-Eeeemm...mogę Cię uczesać,tatusiu?
Zamrugałem kilkukrotnie ale jakoś nie potrafiłem jej odmówić...
-Zgoda.-Uśmiechnąłem się słabo.-Ale nie poobrywaj mi włosów...
*Yiś*
Posprzątałem trochęw ogrodzie.Yas gdzieś się zaszył,bo ani razu nie widziałem żeby szlajał się po podwórku.
Ciekawe co robi...
Postanowiłem go poszukać i w końcu znalazłem.To był taki uroczy widok...
Viserka czesała Jasia,a ten dzielnie to znosił.
-Jakie to słodziutkie...-Uśmiechnąłem się,a Yas podniósł wzrok.Viserka bawiła się w najlepsze.W końcu znudziła się i zapletła Jasiowi dość długi i ładny warkocz.
-Córeczka tatusia,co?-Zmierzyłem go z uśmiechem.
-A co?Zazdrosny?-Uniósł brew.
-Pewnie.-Znów lekko się uśmiechnąłem,a Yas pocałował mnie czule.Drgnąłem ale z przyjemnością oddałem pocałunek.Dziś między nami igrała jakaś namiętność...
*Yas*
-Yi,długo jeszcze?-Uniosłem się z poduszki,czekając aż Yi wyjdzie z łazienki.
-No już,już.-Westchnął,powoli wychodząc zza drzwi.-Trochę tu zimno...
-Mam Cię rozgrzać?-Zaśmiałem się.
-Może.-Yi speszył się lekko.
-A co masz pod szlafroczkiem?-Yi zarumienił się bardzo mocno.-A,to sprawdzę.-Ostrożnie wsadziłem dłoń w poły szlafroka,muskając chłodnawą pierś Yi.Drgnął speszony,a ja kontynuowałem ochoczo.-Zapowiada się ciekawie.-Moja dłoń dotarła głębiej i zaczęła pieścić podbrzusze.Pierś Yi wystawała z materiału.Jęknął cicho,wtulając się ostrożnie w moje ramię.Oboje byliśmy już podnieceni.Zsunąłem dłoń jeszcze niżej,muskałem ostrożnie jego męskość.Stała jak chorągiewka na wietrze.
-Ciekawe.-Uśmiechnąłem się,delikatnie masując wzniesienie pod szlafrokiem.Wymieniliśmy mokry pocałunek.Trwał przez dłuższą chwilę.Odsunęliśmy się od siebie na moment,zostawiając między naszymi ustami wąski pasek śliny.Zsunąłem szlafrok z ramion Yi,patrząc na jego bladą skórę.Materiał wisiał na jego biodrach,odsłaniając połowę ciała.Zaczęliśmy już razem nieźle dyszeć...
Uśmiechnąłem się znacząco i przewróciłem go na brzuch.Zamrugał kilkukrotnie z zaskoczeniem,a ja złapałem jego głowę,muskając palcami usta.Palce drugiej dłoni naciskały ostrożnie na jego dziurkę.Jęknął głośno,a ja powoli wcisnąłem tam kolejny palec.Pisnął cichutko,a ja kontynuowałem z kolejnym dotykając jego bródki.
-Yas...-Jęknął.-Boli...
Zwolniłem tempo.Dyszeliśmy otuleni kołdrą.Yi był na wpół nieprzytomny z rozkoszy...
-To dobrze.-Zaśmiałem się,klepiąc go w tyłek.
-Mamku,tatku czemu jesteście tacy spoceni?-Dziecięcy głos sprawił,że prawie wyjebałem się z łóżka.W pokoju stał zaskoczony Gae z pluszakiem.
-Co tutaj robisz?-Spojrzałem na syna i jednocześnie starałem się uspokoić zestresowanego Yi.
-Nie mogę spać.Pomyślałem,że może z wami mi się uda...
-Poczekasz chwilę?
Dzieciak pokiwał głową i grzecznie czekał aż pozwolę mu z nami spać.
-Yi.-Szepnąłem do Yiusia.-Ubieraj się.
Szybko zarzucił na siebie szlafrok i zawołał dzieciaka,by przyszedł do łóżka.Wgramolił się do łóżka i byłem teraz otoczony kotami.Gae tulił się do mojej piersi,a Yi do pleców.To kłębek...W takim cieple natychmiast usnę...Chociaż to miłe,że przytulają się do mnie.
************************************
Obudziła mnie wesoła krzątanina po domu.Pewnie Yi zmusił dzieciaki do przygotowania się do szkoły.Ja akurat miałem spokój do wieczora,bo Sona zamieniła się ze mną godzinami.Zwlokłem się z łóżka,sprzątając po sobie pościel i poleciałem do łazienki aby w miarę się ogarnąć.Szybko obmyłem się i zająłem włosami.Związałem je klasycznie.Nie chciało mi się bawić w szczególne upięcia...
-Ooo...Yas.-Yi zmierzył mnie z uśmiechem i dotknął mojej nagiej piersi.-Masz pewnie ochotę na śniadanie,co?
-Pewnie.Burczy mi w brzuchu.-Uśmiechnąłem się wesoło,zakładając pospiesznie czarną koszulkę.
Zeszliśmy na dół.Dzieciaki jak zawsze latały po domu,przygotowując się do szkoły.
Ciekawe co odwalą...Przypomniało mi się jak ja dostawałem opierdol za akcje w szkole...Zabawne.
Czm ten rozdział ssie xD
Jak pisać halp
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro