Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział LV

Jakiś czas później...
*Yiś*

-Daj to ucho.-Zmierzyłem Yasa,a ten pokiwał nieufnie głową.-No nie rób jaj.Dawaj,nasmaruje je,bo przypaliłeś.Będzie Cię piekło.

Mruknął z niezadowoleniem ale ostatecznie pozwolił mi się sobą zająć.

-Ostatnio jesteś nieufny...-Podrapałem go po głowie.-Czy to z powodu...Wiesz...

-Wydaje Ci się.-Pokręcił głową,łapiàc ostrożnie moją dłoń.

Nagle do pokoju wpadł rozziajany Zed.

-Nie umiesz pukać?-Yas zmierzył go wymownie.

-Dobra,kij.Sora za najście.Yas chodź.Sprawa jest.Znalazłem jakieś ustrojstwo w piwnicy.

-I co ja mam z tym zrobić?-Wzruszył ramionami..

-Wiem,że chcesz.Ruszaj zad.

-Zgoda.-Westchnął i na moment mnie puścił.-Zaraz wracam,Yiuś.

Pokiwałem głową i rozsiadłem się w fotelu.W sumie to nawet miło,że Zed zabrał Yasa.Chwila ciszy dla mnie...I w końcu skończę książkę...

*Yas*

Zed ostro pierdolił o jakichś głupotach,a ja szedłem powoli za nim.Syni chciała wcisnąć w nas kanapki ale udało nam się z tego jakoś wybronić.Zupełnie nie miałem ochoty na latanie za nim.Wolałem zostać w domu razem z Yi.W tej piwnicy byłp cholernie zimno.

-To tutaj.-Zed pokazał mi jakieś ustrojstwo leżące na kartonie.

-I co ja mam z tym zrobić?-Wzruszyłem ramionami i wziąłem to ostrożnie do ręki.Urządzenie zamigotało kilkukrotnie.-Skąd ty bierzesz takie rzeczy?-Zdziwiłem się.Zedi nigdy nie zajmował się zbieractwem...

-Eeeh...Nie pamiętam skąd się to wzięło ale obczajmy to.-Kliknął w jeden z guzików.

-A,tam najwyżej nas wysadzisz...-Burknąłem,niezadowolony z jego pomysłów.Działa zbyt pochopnie.

-W sumie racja...-Nagle się opamiętał,co było dość zaskakujące.-To może nas wysadzić...-Odłożył to na miejsce.

-Spodziewałem się,że zaczniesz się tym bawić.-Przekrzywiłem głowę.

-Jak tak myślę,to wolę nie.-Pokiwał łbem.-I muszę jeszcze podwieźć Cyśkę do szkoły.Syndra mnie zabije jak tego nie zrobię...

-To mogę już wrócić do domu?

-Ta,biegnij.Wiem,że chcesz stuknąć Yi.-Zaśmiał się,a ja przewróciłem oczami i pożegnałem się.Ciekawe co robi Yi...

************************************
-Yaas...-Głos Yi ściągnął mnie z łóżka.Ta drzemka trwała zbyt krótko.
Zerwałem się i pobiegłem za głosem Yi.Wydawał się dziwny,zmartwiony...

-Coś się stało?-Wszedłem do pomieszczenia.Yi wpadł w moją stronę i wtulił się we mnie z całej siły.

-Tak.Dzieciaki nam się zmieniły...

-Jak to?-Uniosłem brew z zaskoczeniem.Mam wrażenie,że to wina tego ustrojstwa Zeda.

-No zobacz...

Pokój zupełnie się zmienił.Cholera,to musiało być to urządzenie Zeda.Zupełnie jakby wszstko ruszyło do przodu.Maszynka Zeda postanowiła postarzyć mi dzieci...
Faktycznie trochę im się urosło...
Nie wiem,teraz mają z dziesięć lat...

-To przez Zeda.-Spojrzałem na Yi.-To jego trzeba sklepać.

-Ciii...-Mów ciszej.Obudzisz je.Zrobię to zaraz,teraz chodź.-Yi pociągnął mnie za sobą.Opowiedz mi,co tam wyprawialiście.

-Zed znalazł w piwnicy jakiś dziwny syf,zaczął go naciskać i samo wyszło.Chociaż w sumie to nawet dobrze...Wychodzą z buntu dziecięcego..

Yi westchnął i ruszył w stronę pokoju,by obudzić bobosie.

Powoli zerwałem się do kuchni.Trzeba przygotować jakieś śniadanie.Dość szybko je obudził...Usłyszałem większą gromadę kroków.

-Aaale mam gotowania.-Westchnąłem,widząc taką grupkę kotów.O dziwo,udało mi się przyrządzić posiłek dość szybko i już braliśmy się za jedzenie.Też byłem głodny...

Po jedzeniu w domu panował rozgardiasz,bo wszyscy chcieli się dostać do łazienki.Ja w sumie mogłem poczekać,więc usiadłem sobie na kanapie i zacząłem czytać jakąś książkę Yi.
Po dłuższym momencie w końcu dostałem się do łazienki i wziąłem rozbudzający prysznic.Dzieciaki latały po domu.Każde zachowywało się inaczej...
Gae zrobił sobie fortece z książek,które czytał,Florian coś rysował,a Viseria i Ignis latali po pokojach,bawiąc się w coś...
Po chwili poczułem dotyk na moich włosach.Yi.

-Jest trochę inaczej...-Uśmiechnął się słabo.Mimo wszystko wyglądał na zadowolonego...

-Chyba tak.Może to i dobrze...

-Co robimy?-Yi przekrzywił głowę,a ja uśmiechnąłem się wymownie i złapałem go za tyłek.-Hej,ale nie przy dzieciach...

-To dopadnę Cię później.-Zachichotałem wesoło,patrząc na rumiane policzki Yi.Nagle delikatnie się uśmiechnął.

-Cieszę się,że stary Yasuo wrócił...-Wtulił się nagle bez słowa.Odwzajemniłem jakoś uścisk,dopóki nie rozległo się pukanie do drzwi.

-Kto do cholery?

-Otworzę...-Yi odsunął się ode mnie na moment i polazł w kierunku drzwi.

-Irelka!?-Yi pisnął z zaskoczeniem.

-A tak wpadłam.Przynoszę książkę,o którą suszyłeś mi głowę,Jasiu.

-Oooo,to dobrze.-Wziąłem książkę do ręki.-A teraz idź,bo jesteśmy zajęci.

-No,no.Już chyba wiem co robicie.-Zaśmiała się.-Rumieńce na buzi Yi to tłumaczą.Miłej zabawy!-Wyleciała z progu.

Yi jeszcze bardziej się speszył i uciekł na moment,zobaczyć co u dzieciaków.

Poczułem nagle,że jestem delikatnie szarpany za rękaw.Viseria.

-Hm?-Uniosłem brew,czekając na pytanie.

-Eeeemm...mogę Cię uczesać,tatusiu?

Zamrugałem kilkukrotnie ale jakoś nie potrafiłem jej odmówić...

-Zgoda.-Uśmiechnąłem się słabo.-Ale nie poobrywaj mi włosów...

*Yiś*

Posprzątałem trochęw ogrodzie.Yas gdzieś się zaszył,bo ani razu nie widziałem żeby szlajał się po podwórku.
Ciekawe co robi...

Postanowiłem go poszukać i w końcu znalazłem.To był taki uroczy widok...
Viserka czesała Jasia,a ten dzielnie to znosił.

-Jakie to słodziutkie...-Uśmiechnąłem się,a Yas podniósł wzrok.Viserka bawiła się w najlepsze.W końcu znudziła się i zapletła Jasiowi dość długi i ładny warkocz.

-Córeczka tatusia,co?-Zmierzyłem go z uśmiechem.

-A co?Zazdrosny?-Uniósł brew.

-Pewnie.-Znów lekko się uśmiechnąłem,a Yas pocałował mnie czule.Drgnąłem ale z przyjemnością oddałem pocałunek.Dziś między nami igrała jakaś namiętność...

*Yas*

-Yi,długo jeszcze?-Uniosłem się z poduszki,czekając aż Yi wyjdzie z łazienki.

-No już,już.-Westchnął,powoli wychodząc zza drzwi.-Trochę tu zimno...

-Mam Cię rozgrzać?-Zaśmiałem się.

-Może.-Yi speszył się lekko.

-A co masz pod szlafroczkiem?-Yi zarumienił się bardzo mocno.-A,to sprawdzę.-Ostrożnie wsadziłem dłoń w poły szlafroka,muskając chłodnawą pierś Yi.Drgnął speszony,a ja kontynuowałem ochoczo.-Zapowiada się ciekawie.-Moja dłoń dotarła głębiej i zaczęła pieścić podbrzusze.Pierś Yi wystawała z materiału.Jęknął cicho,wtulając się ostrożnie w moje ramię.Oboje byliśmy już podnieceni.Zsunąłem dłoń jeszcze niżej,muskałem ostrożnie jego męskość.Stała jak chorągiewka na wietrze.

-Ciekawe.-Uśmiechnąłem się,delikatnie masując wzniesienie pod szlafrokiem.Wymieniliśmy mokry pocałunek.Trwał przez dłuższą chwilę.Odsunęliśmy się od siebie na moment,zostawiając między naszymi ustami wąski pasek śliny.Zsunąłem szlafrok z ramion Yi,patrząc na jego bladą skórę.Materiał wisiał na jego biodrach,odsłaniając połowę ciała.Zaczęliśmy już razem nieźle dyszeć...
Uśmiechnąłem się znacząco i przewróciłem go na brzuch.Zamrugał kilkukrotnie z zaskoczeniem,a ja złapałem jego głowę,muskając palcami usta.Palce drugiej dłoni naciskały ostrożnie na jego dziurkę.Jęknął głośno,a ja powoli wcisnąłem tam kolejny palec.Pisnął cichutko,a ja kontynuowałem z kolejnym dotykając jego bródki.

-Yas...-Jęknął.-Boli...

Zwolniłem tempo.Dyszeliśmy otuleni kołdrą.Yi był na wpół nieprzytomny z rozkoszy...

-To dobrze.-Zaśmiałem się,klepiąc go w tyłek.

-Mamku,tatku czemu jesteście tacy spoceni?-Dziecięcy głos sprawił,że prawie wyjebałem się z łóżka.W pokoju stał zaskoczony Gae z pluszakiem.

-Co tutaj robisz?-Spojrzałem na syna i jednocześnie starałem się uspokoić zestresowanego Yi.

-Nie mogę spać.Pomyślałem,że może z wami mi się uda...

-Poczekasz chwilę?

Dzieciak pokiwał głową i grzecznie czekał aż pozwolę mu z nami spać.

-Yi.-Szepnąłem do Yiusia.-Ubieraj się.

Szybko zarzucił na siebie szlafrok i zawołał dzieciaka,by przyszedł do łóżka.Wgramolił się do łóżka i byłem teraz otoczony kotami.Gae tulił się do mojej piersi,a Yi do pleców.To kłębek...W takim cieple natychmiast usnę...Chociaż to miłe,że przytulają się do mnie.

************************************
Obudziła mnie wesoła krzątanina po domu.Pewnie Yi zmusił dzieciaki do przygotowania się do szkoły.Ja akurat miałem spokój do wieczora,bo Sona zamieniła się ze mną godzinami.Zwlokłem się z łóżka,sprzątając po sobie pościel i poleciałem do łazienki aby w miarę się ogarnąć.Szybko obmyłem się i zająłem włosami.Związałem je klasycznie.Nie chciało mi się bawić w szczególne upięcia...

-Ooo...Yas.-Yi zmierzył mnie z uśmiechem i dotknął mojej nagiej piersi.-Masz pewnie ochotę na śniadanie,co?

-Pewnie.Burczy mi w brzuchu.-Uśmiechnąłem się wesoło,zakładając pospiesznie czarną koszulkę.

Zeszliśmy na dół.Dzieciaki jak zawsze latały po domu,przygotowując się do szkoły.

Ciekawe co odwalą...Przypomniało mi się jak ja dostawałem opierdol za akcje w szkole...Zabawne.

Czm ten rozdział ssie xD
Jak pisać halp

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro