ROZDZIAŁ 16
CIĘŻKI SEN, MECZ QUDDICHA, PRAWDZIWA TOŻSAMOŚĆ GLIZDKA
🐿️🐿️LILY🐿️🐿️
Siedziałam na drzewie obserwując drugą mnie tyle, że starszą z dołu. Moja starsza wersja całowała się na zmianę z mężczyznami podobnymi do Syriusza i James'a tyle, że również starszych. Brzuch kobiety był dość mocno już za okrąglony więc z pewnością była już blisko rozwiązania. Patrzyłam jak cała trójka zaczęła się rozbierać, a ja na drzewie chciałam zacząć krzyczeć, że mają przestać bo ja tu jestem. Jednak nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nie mogłam się też poruszyć. Byłam sparaliżowana i musiałam patrzeć jak starsze wersje mnie, James'a oraz Syriusza przystępują do wzajemnych przyjemności. Musiałam na to patrzeć kompletnie skołowana, sparaliżowana albo huj wie co. Kobieta jęczała gdy obaj mężczyźni pocierali ją między nogami. Było mi nie dobrze, czułam się zniesmaczona, oburzona i kompletnie odkryta.
Nagle poczułam mocne szarpnięcie za ramię.
- Lily!! Obudź się!- Krzyczał głos podobny do Dorcas lecz jeszcze nie czułam się obudzona i ciągle siedziałam na tym cholernym drzewie. Dorcas chyba się wkurwiła i zz całej siły uderzyła mnie w twarz. I w tedy otwarłam w końcu oczy kompletnie zamroczone.
- Co jest do cholery?!- Spytałam łapiąc się za policzek.
- To jest głupia gąsko, że zaraz spóźnimy się na śniadanie bo panna spała i miotała się po łóżku jak szalona! - Wykrzyknęła Dorcas.
Zerwałam się z posłania. Cholerna Pomfrey i jej głupie insynuacje. Przez nią mam koszmary i mi odbija. Słowo daję że chyba ją uduszę jak tylko pójdę na badania. O cholera! Dziś nie zdążę! Podbiegłam szybko do kufra wyjęłam szybko mundurek i szafę i ruszyłam się przebrać. Włosy z braku czasu pozostawiłam rozpuszczone. Taka rozespana ruszyłam biegiem z Dorcas i Marleną na śniadanie. Kiedy usiadłyśmy zdyszane, Huncwoci się roześmiali.
- A wy coście tak się grzebały?- Spytał Syriusz błyskając białymi zębami w taki sposób że musiałam spuścić wzrok na jajecznicę oraz kawę.
- Zapytaj panny prefekt. Miotała się jak szalona po łóżku i coś tam krzyczała, że ktoś ma przestać coś robić.- Powiedziała Dorcas
Co do licha? Naprawdę krzyczałam? Ale w tym śnie nie byłam w stanie niczego powiedzieć!
- Coś ty odwaliła Lily?- Spytał zdziwiony James uśmiechając się tak samo jak jego kumpel a ja na sam ten widok chciałam wrzeszczeć. Nie chciałam tak się czuć. Nie chciałam mieć takich dziwacznych snów.
- Miałam koszmar - Powiedziałam i się zarumieniłam mocno. Sama już nie byłam pewna czy to był koszmar czy coś fajnego. Nie wiedziałam co w ogóle o tym myśleć. Moje głupie serce biło teraz jak szalone gdy czułam wyraźne spojrzenia obu gryfonów. Cholera.... Naprawdę jest coś ze mną nie tak. A przez Pomfrey mi się chyba pogorszyło. Cholerna wiedźma.
Po śniadaniu nie było mi już dane o tym myśleć bo właśnie Gryfoni i Ślizgoni mieli stanąć do meczu Quddicha.
🦌🦌JAMES🦌🦌
Warunki pogodowe do dzisiejszej rozrywki były cudowne. Słonecznie, lekko wietrznie po prostu cudownie. Jak zwykle czekaliśmy w powietrzu aż profesor Hooch zagwiżdże w gwizdek, który oznajmi start. Czułem jak zwykle podeksytowanie i wibrowanie miotły pod sobą. Tak to było moje królestwo. Miejsce które działało na mnie niesamowicie pobudzająco odkąd po raz pierwszy dotknąłem miotły. Dziwnie jednak było teraz gdy się przyjaźniliśmy z kapitanem oraz szukającym w drużynie Ślizgonów grać przeciwko nim. Bowiem teraz na stanowisku kapitana oraz pozycji którą zajmował u nas Łapa stał jego własny brat. Trzeba jednak było przyznać, że ten lot oraz gra nie była taka nieprzyjemna gdy kapitanem drużyny był Avery. Jednak po wielu skargach Ślizgoni postanowili go zmienić właśnie na Rega. On nie uznawał nie czystej gry. Gdy jakiś jego zawodnik choć na chwile zachował się nie sportowo od razu zaczął go strofować i układać wszystkich do szeregu. Ten mecz był po prostu czystą przyjemnością. Zdarzały się oczywiście kilka wrednych zachowań z obu stron ale nie były aż tak katastrofalne jak wcześniej. Obserwowałem Syriusza, który nagle zaczął lecieć w dół tak jak jego młodszy brat. Oboje zbliżali się do znicza w zastraszającym tępie. Jednak mecz zakończył się niespodzianką. Złapali go wspólnie więc mecz ostatecznie zakończył się remisem dla obu drużyn. Widziałem jak Syriusz i Regulus którzy już wylądowali na ziemi zaczęli się ściskać i sobie nawzajem gratulować. Sam też w końcu zrobiłem to samo.
( Sory, nie bardzo umiem opisywać mecze)
🐀🐀PETER🐀🐀
Po meczu zabrałem Narcyzę, Regulusa, Severusa, Remusa, Syriusza, James'a i Lily pod Pokój Życzeń i pomyślałem o ostatnim miejscu naszego spotkania. Kiedy siedzieliśmy już wygodnie na białych kanapach spojrzałem na wszystkich obecnych, którzy patrzyli się na mnie.
- Słuchajcie. Na początek bardzo przepraszam, że nie dałem żadnemu z was ani słowa wyjaśnienie - powiedziałem na wstępie.
- Jeśli powiesz coś co cię naprawdę usprawiedliwia to zastanowię się nad wybaczeniem - Mruknęła Narcyza.
Doskonale wiedziałem, że była na mnie niesamowicie wściekła i wcale jej się nie dziwiłem.
- Wybacz, skarbie - Wymruczałem i ją przytuliłem - Zacznę od początku. Czyli od okresu gdy byłem niemowlęciem. Urodziłem się z niesamowitą mocą. Gdy spałem wszystkie moje sny się urzeczywistniały bo niemowle nie jest w stanie kontrolować magii. W ogóle magia czarodzieja ujawnia się nieco w późniejszych latach prawda?- Spytałem wszystkich w pokoju.
- Owszem. Z reguły między dziesiątym, a jedenastym rokiem życia - Powiedział Lunatyk.
- No właśnie - Odparłem - ale ja byłem inny. Urodziłem się z mocą, która mogła urzeczywistnić wszystkie moje pragnienia jako niemowlę. Rodzice tak się przerazili, że zaczęli oboje sprawdzać swoje korzenie. Okazało się, że matka była daleko spokrewniona z Godrykiem Gryfindorem, a ojciec z Salazarem Slitherinem.
- Chwila - Przerwał mi James- ale to by znaczyło, że musisz być dziedzicem obu potężnych założycieli Hogwartu i najsilniejszych czarodziejów świata. Co zaś sprowadza się do pewnej starej przepowiedni.- Powiedział w szoku.
- Tak właśnie jest. " Kiedy narodzi się dziecko o krwi lwa i węża z mocą ich obu pewnego dnia pokona wielką ciemność i zwać go będą Księciem Gryfindoru i Slitherinu. " - Zacytowałem.
- Poczekaj chwilę... Ale jeśli to ty to dlaczego przez te wszystkie lata byłeś taki słaby? - Spytał Severus.
- To jest właśnie to czego się dowiedziałem. Mój ojciec jak kiedyś wam mówiłem przyjaźni się z Voldemortem i wyznaje jego przekonania. Jednak gdy zrozumiał, że mogę być tym, który mógłby pokonać jego przyjaciela oraz pana w jednym przeraził się i postanowił odebrać mi część swoich mocy. Tyle, że ten głupiec - Zaśmiałem się ponuro - Za bardzo się narajcował w zabierraniu mi mocy i uczynił mnie słabszego od wszystkich czarodziejów na świecie. Kiedy zaczynałem naukę w Hogwarcie zastanawiało mnie czemu tak się różnię od was wszystkich magicznie i to nie w dobry sposób. Wiecie co oni powiedzieli? " Rozwinąłeś się słabo magicznie synu". Przez lata ojciec nie mogąc się pogodzić, że tak spieprzył sprawę wyżywał się na mnie i na matkę. Na mnie jednak w szczególności. Nazywał mnie słabiakiem oraz nieudacznikiem. Tyle, że to wszystko było jego winą. W każdym razie poznałem prawdę przedwczoraj bo mój dziadek o wszystkim wiedział i przed śmierciom postanowił wyznać mi prawdę. Cała ta historia była opisana właśnie w liście przez który wybiegłem od razu do Dumbledor'a. Myślałem, że wyciągnięcie prawdy od rodziców zajmie mi więcej czasu niż jeden dzień jednak gdy wkroczyłem do domu i wyznałem im czego się dowiedziałem to matka, która przyglądała się temu jak jej mąż odbiera jej dziecku moce i nie protestowała, postanowiła mi wyznać prawdę i zabrać mnie tam gdzie oboje ukryli moją magię. I w ten o to sposób ja odzyskałem moc dzięki, której mogę pokonać wroga nas wszystkich a rodzice dostali solidną karę za to jak potraktowali własnego syna - Zakończyłem.
- Chwileczkę.... Co z nimi zrobiłeś?- Spytała Narcyza trochę przestraszona.
- Po prostu nigdy więcej już nie zobaczą ani mnie ani nikogo z mojego kręgu. Kazałem im obojgu spadać. Bo ile mogłem zrozumieć dlaczego mój ojciec okazał się dupkiem o tyle nie mogę zrozumieć dlaczego moja własna matka, która zawsze przy mnie trwała pozwoliła mi wierzyć przez większość życia, że jestem nieudacznikiem. Z tą rodziną nie mam już nic wspólnego. - Powiedziałem gniewnie. Cały ten gniew ciągle we mnie buzował. Wszystkie lata okłamywany, wyśmiewany, wytykany palcami i obrażany a to wszystko przez własnych rodziców.
- Rany.... To oznacza, że teraz jesteś silniejszy od nas wszystkich prawda?- Spytał Syriusz.
- Owszem, ale muszę tak czy siak nauczyć się kontroli nad tą mocą. Oraz nad tym, że nie umiem panować nad głosami w mojej głowie od Gryfindora i Slitherina. Oboje mówią do mnie równocześnie chwilami i trudno jest zrozumieć czego oni ode mnie wymagają.
- Chwila... Słyszysz głosy w głowie dwóch najważniejszych czarodziejów w histori?- Spytał Regulus.
- A i owszem. Próbują mi coś przekazać ale nic nie mogę zrozumieć bo oboje sobie nawzajem przeszkadzają. Mam w rażenie, że ciągle jeden chce prześcignąć tego drugiego przez co czasami boli mnie już głowa. - Westchnąłem.
Wszyscy popatrzyli na mnie dziwnie. Kurczę żyjemy w świecie magii więc to chyba nie powinno dziwić że zdażają się serio dziwne rzeczy czyż nie?
- Myślę, że mógłbym cię nauczyć sztuki medytacji. W tedy mógłbyś z nimi pogadać i być może jak oczyścić umysł przestaną cię bombardować głosami - Zaproponował Regulus.
- To chyba nie jest zły pomysł - Stwierdziłem.
- Dobra. Teraz jestem skłonna ci wybaczyć twoje zniknięcie bez słowa. Rozumiem już czemu to zrobiłeś. Każdy na twoim miejscu pewnie by to zrobił- Powiedziała Narcyza całując mnie namiętnie co odwzajemniłem - jednak proszę cię byś następnym razem tego nie robił i pogadał z nami za nim ruszysz hulaj duszo w świat - Dodała gdy się oderwała.
- Obiecuję - Powiedziałem z uśmiechem.
Po tej caj historii ruszyliśmy świętować nasz remis i popijając kremowe piwo i bawiąc się w najlepsze zapomniałem o gniewie jaki czułem do swoich rodziców.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro