Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXVII

Yasuo⭐

-Dzień dobry!-Zachichotalem wesoło.

-Cos ty taki wesoły?-Yi zmierzyl mnie pytajaco.

-Fiorka zaprosila nas na bal-Odparlem-Znaczy mnie,ale ja jestem dobry i cię zabiorę.

-Aleś ty dobry-Ukechan prychal z udawanym oburzeniem-Mam iść z takim brzydalem jak ty?

-Brzydalem?Grzeszysz slowami.-Mruknąłem urażony-Poczekaj,jak bedziesz cos chciał.

-Nic nie będę chciał.

-Zalozymy się?-Zmierzylem go wyzywajaco.

-Bedziesz mnie błagał,żebym cię przelecial...

Przerwal mi skinieniem reki i poszedł zalać herbatę.

-Nie mam zamiaru o nic błagać.A juz na pewno nie o to.

-Ty sam wygladasz jakbyś o coś prosił.Wudzu,czy łud ju?Jak sie to wymawia?Aczkolwiek odpowiem ci tak:Noł,aj łudynt (wiem,perfekt inglisz)

-O nic cię nie proszę!

-Tak,tak sikoreczko...

-Zatkaj się zboczony fetyszysto!-Masterek jeknal oburzony.

-Ja fetyszysta?-Mruknalem-Mam ci pokazac fetyszyste?

-Sprobuj mnie dotknąć,zboczony...

-No jaki zboczony?No słucham?

-Nie przerywaj mi!

-Z tego co pamiętam obiecałes mi,że bedziesz moim kotkiem.

-Kiedy ja ci takie rzeczy obiecałem!?-Yi zmierzył mnie zabójczo.

-No,wtedy jak żeś sie zakochal w lampce wina...i to nie jednej...

-To było po pijaku,więc się nie liczy!

-Obietnica to obietnica-Mruknąłem smutno.

-A pozwać cię!?

-Nie zrobisz tego.-Zachichotalem.

-A co!?Pewny jestes?!

-Wydaje mi się,że nie...

-Albo się zamkniesz,albo na bal pojdziesz sam!-Yi skrzyzowal w ramiona.

-Nie pyskuj.Bo cię wiatrem przelece.

-Zboczony pedał!

-Mowisz o sobie?

-Normalnie ręce opadają!-Yi krzyknal rozwscieczony.

-Zara ci co innego opadnie...albo i stanie jak mnie zdenerwujesz!

-Koniec!Nie idę z tobą!

-Zartowalem,no nie badz taki...-Mruknalem smutno,robiac mine zbitego psa.

-Dobra...Idę z tobą,dlatego,że tak ladnie prosisz.

Usmiechnalem się wesoło.

-Cieszę się,że bede miał tak wyborne towarzystwo.

-O ile ciebie mozna nazwac wybornym towarzystwem...

-Ale z ciebie dupek-Burknalem-A tak wgl to jaki kolor sukienki preferujesz?

-Chyba nie sądzisz,że pójdę w sukience...

-Zartowalem tylko-Zachichotalem.-Chociaż w takiej z wycieciami...mniam.

-Ciekawe co na ciebie wpakujemy.Nadajesz się do worka po ziemniakach,ale taka opcja nie jest możliwa.

-A tam pojde jak zwykle...

-Nie ma mowy!-Yi burknal-Nie będę się za ciebie wstydził!

-No weź...Odpuść mi.Nie lubię się stroic.

-To bal,nie wiejska potupaja!Z reszta przy mnie bedziesz się stroil!

-Mam się przy tobie rozbierac?Chetnie-Mruknalem wesoło.

-Raczej ubierać.Zaraz ci coś ladnego dobierzemy.

-Czy będę wygladac rownie ciotowato jak ty?-Zachichotalem.

-Nie pyskuj,bo bedziesz spał w gaciach na balkonie,a noc ma byc dzis wyjatkowo zimna.

-Jasne,jasne,szybciej ty zostaniesz nagi.

-Zaraz raka dostane...

-Zgaduje,że to mial byc komplement...

-Spadaj i chodź-Yi zmierzyl mnie-Muszę cię ubrać,jak dzieciaka.

-Przecież nie muszę się stroic...

-Jeszcze raz tak powiesz,a z tobą nie pójdę.Masz wyglądać jak czlowiek.

-Dobrze,dobrze-Mruknąłem poddanczo-Wygrałeś.

✖✖✖

-Naprawdę nie mogę iść normalnie?To nie sa moje klimaty...

-Tak,wygladasz dobrze-Yi poslal mi usmiech-Podnieś głowę...hmm...chyba niebieska bedzie lepsza...

-Bedziesz się teraz rozkladal nad jednym kolorem?-Mruknalem-Jeden pies jak to kolor.

-To ważne.Niebieska pasuje ci do oczu.

-O Jezus-Przewrocilem oczami-Ja wiem co pasuje do ciebie.

-Slucham?

-Strój Adama,oczywiście.

-Zboczeniec- prychnal-Ty zboczony jeden...

-Ale ci się to podoba.

-Podoba mi się twoj wyglad teraz.Seksownie ci w czerni.

-To ty się rozbierz-Zachichotalem-Seksownie ci nago.

-Nie,nie teraz.

-A kiedy?

-Kiedyś.Lubisz niespodzianki?

-Nie,nie lubię.

-To twoj problem-Usmiechnal się złośliwie-A teraz sie przebieraj,bo pobrudzisz.

✖✖✖

-Idziesz w koncu,czy mam isc bez ciebie?Zaraz się spoznimy-Zaczalem wodzic po drzwiach,stojac pod schodami i czekając na Masterka.

-Juz,już idę.-Masterek mruknal,schodzac ze schodów-Sprawdzalem tylko czy rybka ma co jeść.

-Bardzo...ci ładnie-Zaczalem wesolo-I tak wygladasz jak ciota,ale mi się to podoba.

-Sam jesteś ciota.

-No to nie moja wina,że taki pizdus jesteś.Rybke karmi,a mnie nie chcesz nakarmić.

-Sluchaj,czy ty jesteś niewyzyty?-Masterek spojrzał na mnie z udawana złością.

-Powiedzialbym,że niedopieszczony-Odparlem-Chodźmy już,bo albo zdechne ja,albo twoja rybka.

-Zostaw moją rybkę w spokoju.Juz raz jej temperature w akwarium ustawiles,to serio była krok od zgonu.Ty nie powinieneś mieć żadnych zwierząt.

-Mam ciebie,a ty jeszcze żyjesz.-Zachichotalem,otwierajac drzwi-Prawdziwy z ciebie skurwikot.

-Dobrze,że ty jestes miły i kochany-Masterek zmierzyl mnie,wychodzac-Idziesz?

-No oczywiscie,z toba wszędzie.Nawet pod prysznic.

-Wolę się myć w samotnosci,ale dzieki za propozycje-Yi zmierzyl mnie z rozbawieniem i wyszedl,a ja udałem się za nim.

✖✖✖

-Ależ tu ludu-Zaczalem wchodząc na posesje-Mam wrażenie,że chyba nikogo tu nie znam.A poza tym to nie moje klimaty.Mogę sobie iść?

-Eee...tak to tylko wyglada-Masterek zaczal rozgladac się po tlumie-Serio,widzę tu wiele znajomych twarzy.Tam masz na przykład Irelke.I nie,nie możesz wyjść.

-O,no faktycznie.Nie poznalem jej-Zacząłem rozgladac sie w tlumie.-Ta sukienka zupełnie do niej nie pasuje,powinna wziąść z wycieciem i dłuższa,bo ma nogi jak dwa kartofle...

Yi zatkal mi usta reka.

-Zamknij się,bo gadasz tak głośno,że chyba każdy cię słyszy.Nie mam zamiaru robić dramy na wstępie.

-Dobrze,dobrze ja tylko wyrazam swoją opinię...

-To jej nie wyrażaj.Przez jeden dzień nie bądź do bólu szczery.

-A ty nie marudz-Zmierzylem go wesolo-Chyba udam się na spacer...

-Nigdzie nie idziesz-Zlapal mi za rękę-Zaraz sobie stad pójdziesz,albo się będziesz jak debil zachowywal.

-Mam tak z tobą chodzić za rączkę?-Zmierzylem go z rozbawieniem.

-Nie podoba ci się,że trzymam cię za rączkę.Zawsze mogę załatwić smycz...

-Uhuhu...Ty się nie baw w dominanta,bo się jeszcze potkniesz o wlasne nogi-Zachichotalem-Na smyczy to ty będziesz chodził,jak mnie zdenerwujesz.

-Ja nie w tym sensie...-Yi westchnal-Ale i tak się stąd nie ruszysz.

-A jak będę chciał siku?

-To pójdę z toba i bede patrzec (xD).

-Zawsze możesz robić coś innego-Zachichotalem-Wystarczy poprosic.

-Jestes romantyczny jak ziemniaki na wykopkach...

-Mówisz o tych nogach czy o tej sukience?

Yi zachichotal wesolo,przykuwajac uwagę jakis przypadkowych ludzi.

-Nie te ziemniaki.Ciekawe czy mnie też byś tak komentowal,gdybym nie stał obok ciebie.

-No nie wiem,nie wiem.Ty nie masz ziemniaczanych nog.Twoje są seksowne,ale masz ciotowaty wyraz twarzy.

-Słucham?

-Jak przestaniesz marudzic i się uśmiechniesz,to bedziesz piękny jak syrenka Arielka,mówię ci.

W tym momencie Irelka wraz z Xinem zaszczycili nas swoim towarzystwem.

-Spodziewalam się,że przyjdziesz w dresie.-Irelka rzucila wesolo w moja stronę.

-A w tej suk..

-Skoncz z tym.-Zmierzył mnie-On chciał powiedzieć,że bardzo ładna sukienka.

-Ale ty mi czytasz w myślach-Zmierzylem Yi.

-Zawsze tak macie?-Irelka zmierzyła nas wesoło-To słodkie.

-Awww widzisz Masterku?-Zlapalem go za policzki-Jesteśmy uroczy.

-Idziecie tańczyć?-Irelka rzucila wesolo,łapiac pod reke Xina-Czy bedziecie tak stać?

-Dobry pomysł.

-Nie powiedzialbym...

-Dlaczego?Nie chcesz ze mna tańczyć?-Yi zmierzył mnie pytajaco.

-Po prostu nie umiem tańczyć.

-A tam,mogę prowadzić.

-Ja chcę przeżyć-Zachichotalem-Już ci dalem rower to żeś w plot walnal i ramę na pół złamales.Nie chcę skończyć jak ten rower.

-Ha,ha bardzo smieszne.To był wypadek.-Przewrocil oczami z irytacja.

-Jak się jest pipa i nie umie się hamowac to tak jest...

-Mam iść tańczyć z kimś innym?

-Nie,już dobra.Ale ostrzegam,że się na tym nie znam.

-Zaufaj mi,najwyzej podeptasz mi buty,ale to już twoja wina.

-Czy...

Master przerwal mi i wzial mnie pod reke i prowadzac za Irelka i Xinem na parkiet.

-Eeee...To nie jest dobry pomysł-Odparlem,patrzac na Yi jak na debila.

-Jak bedziesz narzekac to zmienie partnera do tańca...

-Jeżeli to zrobisz wracam do domu.-Rzucilem,mierząc go.

-A co?Zazdrosny jesteś?

-Owszem-Odparlem wesolo-Ale nie tak jak ty.

-Zatkaj się i nie draz tego tematu.

-Ktos tu nie lubi prawdy..ohjejeje...

-Miałeś tanczyc nie się ze mnie nabijać.

-To niegrzeczne przerywac innym-Rzucilem z udawanym oburzeniem.

-Nasmiewanie się z innych też nie jest grzeczne-Yi zmierzył mnie wesolo-Dajesz tą rękę,czy mam znaleźć inna,lepiej nadająca się do tego osobę?

-Dobra,ale nie chcę skończyć jak ten rower...

-Daj ta rękę i nie marudz.

Po kilku minutach zorientowalem się,że jednak żyję.

-No,no,słowa podziwu.Jeszcze mnie nie zabiles.

-Mówiłem,że nie ma się czego bac-Masterek usmiechnal się w moja stronę.

-Nie boje się,o co ci chodzi?

-Ta,widzialem jak ci nogi idą-Masterek zachichotal-A walca to ty umiesz tańczyć?

-Czy wyrażenie nie umiem tańczyć niczego jest dla ciebie zrozumiale?

-Żeby walca nie umieć tańczyć...no dobra-Masterek westchnął-Nauczę cię.Bedziesz się mogl pochwalic,że walca umiesz tańczyć.

-To nie jest powód do dumy...-Zaczalem chichoczac zlosliwie.

-Ja przynajmniej cos umiem i nie będę sciany podpieral,jak niektórzy...

-Ściany też potrzebują podstawy-Mruknalem wesolo-Udawanie kolumny dobrze mi idzie,mogę nawet zaprezentowac.

-Wiem jak to wyglada,nie musisz.-Yi zmierzył mnie wesolo-Teraz nie będziemy podpierać ścian tylko tańczyć.

-Bedziesz mnie tak caly wieczór męczył?

-A co przytłaczam cię swoim towarzystwem?

-Nie,ale nie musimy akurat tańczyć...

-Ale ja lubię tańczyć,więc jesteś w pułapce-Yi zachichotal wesoło.

-Ale ja nie lubię-Mruknalem,mierząc go.

-Nie narzekaj,tylko się skup,bo mi nogi zadeptasz...gdzie ta twoja gracja?Ty z mieczem latasz?Chyba po zakupy.

-Od fikania z mieczem jak racza sarenka jesteś ty-Zmierzylem go wesoło-Twoj dziewiczy bieg idealnie się tu nada.

-No ty się ruszasz jakbyś był upisledzony-Yi zachichotal.

Gdy miałem co powiedzieć,grupka znajomych mi osobistości przywołala nas skinieniem dłoni.

-Co takiego pilnego się stało,że kazecie mi przerywać ekscytujaca rozmowę z Masterkiem?

-Toast-Fiorka rzuciła,podajac nam kieliszki.

-Uroczo-Masterek zachichotal wesoło.

-Ti i tak powinienes dostać tyle,żeby umoczyc jezyczek.Ale dobra,przymkne na to oko,bo nauczyles mnie walca.Znaj łaskę pana.

-Nadal ci nie wychodzi ale robisz postepy.

Kiedy toast został wzniesiony większość gosci zaczela się trochę rozluzniac i stała się mniej...formalna?To chyba dobrd słowo.

-Idę na spacer-Mruknalem w stronę Yi-Mogę?Na balkon?

-Niech ci będzie-Masterek przewrocil oczami-Tylko z niego nie wyskakuj.

-O to możesz być spokojny-Odparlem,powoli odchodzac-Za to ja mam cię na oku.

-I wzajemnie.

-Akurat tam Zedziu stoi to wiesz,jak bede chciał skakac z balkonu to myślę,że raczej mi nie pozwoli.

-Mam nadzieję-Yi zmierzył mnie z uśmiechem-Chyba, że wolisz zostać wypchniety z okna?

-Wybieram balkon-Zachichotalem i odeszlem w stronę kolegi od cieni.

✖✖✖

-Ciekawe gdzie ten debil?-Mruknalem do siebie,mierzac otoczenie wzrokiem,w poszukiwaniu Yi.

-A ty co?-Irelka spojrzala na mnie z rozbawieniem-Zgubiłeś się?

-Nie,zgubilem Yi-Westchnalem.

-Pewnie robi komuś loda w łazience-Irelka zachichotala wesolo,a mnie nabrala ochota by isc po blat i w nią rzucić.

-Jak jeszcze raz tak powiesz,to ty bedziesz robiła loda drzwiom wyjściowym i to jeszcze w locie...-Wysyczalem,mierząc ja spojrzeniem zabójcy.

-Tylko żartowałam-Zachichotala wesolo-Gdzie ten twoj czarny humor?

-Wyparowal-Westchnalem,rozgladajac się wookolo-Niestety.A gdzie twoje Irelkowe Gwalty?

-Od nich też trzeba kiedyś odpocząć-Irelka zaczela bawić się palcami-No wiesz,ciagle bycie Irelka Gwalcicielka bywa nudne.

-Zabawne-Odparlem z usmiechem-Ty się znudzilas?

-Owszem.Chyba widzę twojego Mastera-Wskazala na postac w tlumie-Tak go strasznie szukałeś.

-Też go widzę.Dzieki-Odparlem,idąc w stronę Masterka.

Ile wypiles?-Zmierzylem go karcaco.

-Cztery...może pieć?-Zachichotal wesolo.

-Cztery może pięć czego!?

-A,nie wiem...kubków,kieliszkow...albo butelek...

-Po pięciu butelkach już byś umieral-Skwitowalem-Pozostale dwie opcje były kiepskim wyborem.

-Co masz na myśli?

-Że upiles się po raz nie powiem który.

-Nie upilem się-Yi zachichotal.

-No nie wcale.Cieszysz się jak pojebany.

-Nie mogę być wesoły?

-Wygladasz jakbys miał zaraz upaść-Zmierzylem go.

-Wcale nie,ale te kwiatki wygladaja pieknie.

-Koniec,idę pogadać z Fiorka,żeby ci dała jakiś pokoj.Chociaż nic nie rozwalisz,ewentualnie lampę rozpierdolisz,albo cię zetnie i pójdziesz spać.-Zlapalem go za rękę.

-Nie mam zamiaru nigdzie iść-Zmierzyl mnie i zaparl się nogami-A teraz mnie puść.

-Nie ma mowy.Nie puszczę cię gdy jesteś najebany.

-Sam jesteś najebany.

-Aleś ty grozny-Zmierzylem go z usmiechem-Ale tym mnie nie przekonasz.Idziesz po dobroci,czy mam cię zawlec?

-Możesz mnie zawlec-Zachichotal,a ja zmierzylem go i wzialem pod ramie.

✖✖✖

-Nie możemy wrócić do reszty?-Yi spojrzal na mnie pytajaco.

-Nie.Trzeba było tyle nie pić-Zmierzylem go-A jak mnie zdenerwujesz to cie tu samego zostawię.

-Wolę towarzystwo-Odparl wesoło.

-Co robisz?-Zmierzylem go gdy zaczął chodzic po pokoju.

-Jestem samolotem!!

-Chyba wypiles więcej niż pięć...-Westchnąłem-Zaraz się przewrocisz.

-Nie przewroce...AJ KURWA!-Masterek wypierdzielil się na dywanie,co bylo do przewidzenia.

-Mówiłem-Usiadlem obok niego.

-Nie znasz się-Prychnal z udawanym oburzeniem-To było takie lądowanie...

-Na twarz?-Spytałem z uśmiechem-Doskonale ci wychodzi,dwa na dziesięć.

-Powinienes się na tym znać.Pod wiatrakiem się wychowales-Zachochotal zlosliwie.

-Nie tylko pod wiatrakiem-Zmierzylem go z udawanym oburzeniem-Za to ty się chyba z losiami wychowales,bo jesteś glupi jak...

-Będziesz mnie obrażał?-Yi usmiechnal się wesoło-Wolę coś innego.

-Chyba nawet wiem co.Zawsze ci się chce jak jesteś nawalony w trzy dupy.

-Ostatnio mówiłeś,że jestem twoim kotkiem-Yi zblizyl się do mnie.

-No i co w związku z tym?Grzeczne kotki juz śpią o tej porze.

-Ale ja nie jestem grzecznym kotkiem-Zachichotal szelmowsko,kladac się na brzuchu.

-Jesteś pizdus,nie kot-Zmierzylem go wesoło.

-Pierdol się-Rzucil we mnie urażonym spojrzeniem.

-Od pierdolenia to ja jestem,ale ciebie-Usmiechnalem się zlosliwie-Ale wolę to robić kiedy jesteś trzezwy.

-Wiesniak spod wiatraka-Yi zmierzyl mnie z rozbawieniem i położył mi się na kolanach-Nie to nie,ale jak mi odmowisz to nie licz,że potem bedziesz mial łatwiej.

-Przywyklem do tego,że jesteś trudny jak fizyka po niemiecku,ale to nie problem.

-Buzi też mi pewnie nie dasz-Yi zmierzył mnie-Kutwo jedna.

-Jak się zamkniesz,to dostaniesz-Rzucilem z usmiechem.

-W porzadku-Yi objął mnie-A teraz daj mi buzi.

-Dobra,nie poganiaj mnie-Musnalem jego usta-Bo się rozmysle.

-Kotki lubią takie rzeczy.

-Nie jesteś kotem-Zmierzylem go wesolo-Znaczy byłeś,ale juz nie jesteś.

-To nieistotne,byłem.To się liczy.

-Dobrze,dobrze,bo mnie pobijesz.Widzę to w twoich oczach.

-Szybciej pogryze i podrapie-Zmierzył mnie zlosliwie-Wystarczy poprosić.

-Podziekuje.Moge ci dac buzi,albo w zęby i ululac do snu.

-Kotek wybiera buzi-Yi usmiechnal się szelmowsko,ponownie się zblizajac-No,dawaj.

-Masz,masz.Tylko się zamknij.

-Mrrr...

-Chyba cię coś dziś wzięło z tymi kotami-Mruknalem z uśmiechem.

-Wolę żebyś ty mnie wziął.

-Nie,bo byłeś niegrzeczny i się spiles.

-Bierz mnie!Ah!Bierz mnie!

-Nie drzyj się tak,bo nas usłyszą-Zganilem go.

-Zaczne krzyczec głośniej.

-Nie szantazuj mnie.

-Mowilem,że nie jestem grzecznym kotkiem.

-Okej-Przycisnalem go do ziemi i usiadłem obok-Nie skacz po mnie jak dzika malpa i usiądź normalnie,bo cię przywiaze do krzesla.

-Mmm w twoim stylu...

-Na miłość boską...

-Kici kici miau-Yi zachichotal wesolo,zblizajac się do mnie-Kotek chce mleczka.

-To niech sie kotek wody napije.I jej nie zamienia w wino-Zażartowałem,a Masterek objął mnie.

-Szkoda-Zachichotal,ocierajac sie o mnie-Bo czulbym się jak Jezus.

-Jezusowanie zostaw mi (Yasio= Jezus w przebraniu xD)-Odparlem wesoło.

-Chcesz mnie zbawić?-Masterek zachichotal wesoło,owijajac się wokół mojej szyi.

-Nakazuje ci się zamknąć-Odparlem,glaszczac go po włosach-Bo Jezus sie zdenerwuje.

-A czy Jezus lubi koty?

-Lubi,tylko grzeczne-Odparlem złośliwie.

-To niech polubi te niegrzeczne,mrrr...

W koncu stwierdzilem,ze mam dość i przerzucilem Mastera przez kolano.

-Mrrr-Zachichotal-Chcesz mnie poglaskac?

-Być może-Odparlem wesoło-Chyba,że mnie zdenerwujesz to dostaniesz klapsa.

-Mmmm chce buzi-Odparl i rzucil się na moje usta.

-Zaczynam cię coraz bardziej lubić,kiedy jesteś narabany.

-Mrrr...-Master westchnal mi do ucha.

-Przestaniesz mruczec?To irytujace-Rzuciłem,chociaż w rzeczywistości to mruczenie było cholernie seksowne.

-Nie przestanę,bo wiem, że na to lecisz-Odparl mi uwodzicielsko do ucha.

-Kurwa.Masz mnie.Chyba ktoś tu zasluzyl na klapsa.-Odparlem wesolo-Ale wiesz,musze sprawdzić czy ci się posladki zarozowia.

-Jak chcesz mozesz mnie calego rozebrać.Ale tylko dzisiaj.

-Szkoda,że tylko dzisiaj,bo jesteś bardzo przekonujacy.

-Mam się rozmyslic?-Yi rzucił,mierzac mnie zlosliwie.

-Miałeś robić inna rzecz na "r".Zaraz to zrobię za ciebie.

-Zrób to za mnie-Szepnal mi do ucha,a ja nie potrafie mu odmówić po raz kolejny.-Wlasnie na to liczę.

- Nie musisz mi dwa razy mówić-Odparlem,biorąc się do spelniania jego życzenia.

-Mrrr-Westchnal gdy zaczalem całować jego szyję,obejmując mnie w pasie.

-Miałeś nie mruczec-Zganilem go wesoło.

-Miałeś mnie rozebrac,zdaje się.

-Nie pospieszaj mnie-Odparlem wracajac do jego szyi-Będę to robił tak jak chce.

Znizylem się do obojczyka,patrzac na Masterka z triumfem,łapiąc jego spojrzenie i sluchajac jak bawi się w kota.

-Będziesz mnie tak torturowac?-Jeknal cicho,kiedy zacząłem zjeżdżać w stronę brzucha.

-Owszem-Rzucilem-Nie przeszkadzaj.

-Przejdź do sedna-Masterek jeknal,mierzac mnie,chcąc się dobrać do mojej koszuli.

-Nie ma mowy,lubię patrzeć jak się meczysz-Zachichotalem,zjeżdżając z pocałunkami niżej.

-Sasysta-Uraczyl mnie usmiechem-Kontynuuj.

-I tak bym to zrobił,nawet bez twojej zgody.

-Nie mozesz...-Spojrzal na mnie z oburzeniem i odsunal sie kawalek.

-Nie protestuj,bo tak cię przeoram,że bedziesz to do konca życia pamietal-Przysunalem go spowrotem do siebie.

-Mmm,chcialbym-Usmiechnal się słabo-Ciekawe...doświadczenie.

Po chwili Masterek znowu zaczął protestować.

-Nie,nie, nie.Dalej nie pójdziesz.

-Z jakiej to racji?-Zmierzylem go.

-Najpierw musisz dojsc do mojego poziomu-Zachichotal wesolo-Chyba,że mam ci pomóc.

-To najpierw kazesz mi się rozebrac,poganiasz mnie i jeszcze mi sie nie dajesz-Przewrocilem oczami-Co za wymagajacy...

-Zdejmiesz to czy mam z ciebie zedrzec?-Wskazal na mnie.

-No juz,już pali ci się czy co?-Zmierzylem go z udawana irytacja-Zadowolony?

-Owszem-Usmiechnal się z zadowoleniem-Mrrr...

-Miałeś nie mruczec-Upomnialem go.

-Jak nie pozwolisz mi mruczec ubieram się spowrotem i wychodzę-Odparl,obejmujac mnie.

-I tak tego nie zrobisz-Zaczalem skladac pocalunki na jego nogach-Ale dobrze,mrucz sobie.

-Mrrr...-Yi zachichotal wesolo,a ja Zmierzylem go spojrzeniem zabójcy.-No co?Koty tak mają.

-Nie wiem ile wypiles, ale zdecydowanie za duzo-Odparlem,wodzac mu palcami po brzuchu.

-Nie tortutuj mnie juz...-Jeknal cicho-Daj sobie z tym spokoj...

-To co mam zrobić według ciebie?-Spojrzałem na niego z ukosa.

-Nie wiem-Uśmiechnął się oczekujaco-Ale na pewno nie to.

-Mogę cię uderzyć w twarz i zlizac krew z twojego nosa,romantycznie prawda?-Zmierzylem go złośliwie.

-Psujesz każda romantyczną sytuację.-Rzucil cicho-Kończysz te tortury,czy mam wziąść sprawy w swoje ręce?

-Możesz wziąść cos innego w ręce.Wiem,że chcesz.

-Tu mnie masz-Masterek odparl niesmialo.-Kotki lubią takie rzeczy.

-To może ja jednak przygarne tego kotka-Rzucilem wesolo,obejmujac Masterka w pasie i przyciagajac do siebie-Czy kotek chce lizaczka?

-Kotek bardzo lubi lizaczki-Masterek zachichotal i zaczal się dobierać do lizaczka.

-Tyle to sam już wiem-Rzucilem,szarpiac go za włosy.

-Nie przestawaj-Szepnal,patrząc mi w oczy.

-Mam cię szarpać?

-Tak,o to mi chodzi.

-Kotek fetyszysta-Rzucilem,spelniajac jego prośbę.

-Zawsze mogę zacząć cie podgryzac,albo drapac,jak ci się taki nie podoba-Rzucił patrząc na mnie z triumfem.

-Zamknij się i rób co masz robić,bo zabiorę i nie bedzie.

-Teraz ty mnie pospieszasz-Masterek zachichotal-Karma wraca,teraz ja cię będę torturowal.

-Całkiem fajnie tortury-Szepnalem,znow szarpiac go za włosy.

-Mam zaczac być zlosliwy?Zrobie ci taka laske,że...

-Ty?-Zachichotalem-Prosze cię bardzo,mówiłeś,że jesteś niegrzeczny.

-W porządku-Yi usmiechnal się i zaczal się bawic w rakietę.

-Wypierniczaj,chyba że mam ci dojść w ustach.-Odepchnalem go delikatnie.

-Poproszę.

-Nie,jeszcze się musisz naczekac.

-Czekalem wystarczajaco długo i...

Po chwili przewróciłem Mastera na ziemię,przygniatajac go reka i słuchając zaskoczonego jeku.

-Nie pyskuj-Szepnalem mu do ucha-Bo nie bedziesz mógł chodzić.

-Nie zrobisz mi tego-Zmierzyl mnie z pewnym spojrzeniem.

-Skad wiesz?-Przegryzlem platek jego ucha,by wydobyć z niego jek.

-Bo musiałbyś mnie nosić-Uśmiechnął się slabo,chcąc się podnieść z mojego uścisku, jednak bezskutecznie.

-Wiesz co?Stesknilem się za tym,że jeczysz mi w usta-Rzuciłem,składając pocalunki na szyi Masterka,czekajac aż zajeczy by zebrać jek.

-A co ja jestem?Radio?-Jeknal cicho-Sam sobie zajecz.

-Twoje jęki sa znacznie latwiejsze do zdobycia-Szarpnalem go za wlosy,zabierając upragniony jek.

-Znowu mnie bedziesz torturowac?-Zmierzyl mnie z pragnieniem w oczach.

-Być może...

-Weź mnie do cholery!-Szepnal mi do ucha,nadal chcac się wydostać spod mojego uscisku.

-A czarodziejskie słowo?

-Mam cię ugryźć,czy posluchasz mnie po dobroci?-Zmierzyl mnie oczekujaco,cicho jeczac.

-Powinieneś mnie błagać,bo ostatnio sobie przeskrobales-Mruknalem,patrzac na zdziwienie na twarzy Masterka.

-Bardzo ładnie proszę...

-To nie wystarczy.

-Proszeeeeee...-Zajeczal cicho,patrzac na mnie spojrzeniem zbitego psa.

-Chyba mnie przekonałeś-Odparlem wesolo,powoli w niego wchodząc.

-Mrrr...-Mruknal z zadowoleniem,opierajac się na szafce.

-Miałeś nie mruczec-Zmierzylem go wesolo-Chcesz chodzić?

-Mogę zaryzykować-Jeknal cicho,by potem zacząć drzec morde jak dzika małpa,zalewajac się przy okazji jekami.

-Drzyj się głośniej-Skarcilem go,zakrywajac mu usta ręką-Na pewno nas nie usłyszą.

-Nie umiem...-jeknal,powoli dochodzac-Myslalem,że lubisz jak jecze...

-Wiesz nie jesteśmy u siebie...średnio by bylo jakby taka Irelka drzwi otworzyła w tym momencie czy cos.

-Skonczyles panikowac?-Szepnal,patrząc mi w oczy-Czekam,aż dojdziesz.

-To sobie czekaj,cała noc cię przetrzymam jak bedziesz marudzil-Rzuciłem mu do ucha szarpiac go za włosy.

Westchnął cicho i zalal sie jekiem,sprawiając,że doszedłem.

-W koncu-Rzucił z usmiechem.

-Cieszę się,że się cieszysz,ale miałeś być ciszej-Zatkalem mu usta reka-Chyba,że mam cie zakneblowac i przeleciec jeszcze raz.

-Właściwie to juz nie mam siły-Jeknal cicho,kladac mi głowę na ramieniu.

-Zawsze szybko się meczysz-Zmierzylem go z rozbawieniem.

-Zamknij się,bo lizaczka bedziesz sobie lizal sam nastepnym razem.

-Nie drzyj się tak-Skarcilem go-Chyba słyszę kroki.

-No to niezle-Masterek zniżył głos do szeptu-Nie mam zamiaru stąd wychodzić, przynajmniej do rana.

-Ja też nie-Rzucilem-Bez ciebie nie idę.Raczej średnio bedzie z tobą rano.

-E tam,nie będzie tak źle-Masterek polozyl się na dywanie.

-Zobaczysz,że bedzie inaczej-Odparlem z rozbawieniem-Tylko nie licz na moją pomoc.

-Poradzę sobie-Rzucil cicho-Teraz bym się przespal.

-Ze mna?Juz to zrobiles,kilka razy-Rzucilem wesolo.

-Nie,spać.Wiesz co to sen-Masterek spojrzal na mnie zmeczonym spojrzeniem.

-Najpierw to się ubierz.Wez przykład ze mnie i nie spij z gołą dupa-Rzucilem, podajac mu ubranie.

-Dobra,dobra,cicho siedz.

-Grozisz mi?-Zmierzylem go spojrzeniem zabójcy.

-Próbuje uciszyć,żeby się zdrzemnac-Oparl mi glowe na ramieniu-Tobie też to radzę.

-Czy ty zawsze jesteś taką dobra ciotunia?-Spojrzalem na niego oczekujac odpowiedzi,ale juz zasnal,więc ja też postanowilem skorzystać z tego pomysłu.

✖✖✖

-Jak uroczo-Obudzil mnie znajomy głos-Nawet śpią w tym samym momencie.

-Co się stalo?-Przetarlem powoli oczy-Irelka?

-No ja,a co?Gdzie was wywialo wczoraj na caly wieczór?

-Tutaj.Master się upil.Która godzina?

-Ósma.

-Co?Tak późno?-Rzucilem ospale i zaczalem budzić Mastera-Yi wstawaj!

-Co chcesz?-Burknal,patrzac na mnie zamglonym spojrzeniem.

-Zwijamy się.Osma rano jest.-Po chwili zwróciłem się do Irelki-A ty co tu robisz?

-Ja po was-Rzucila dumnie-Stwierdziłam,że przyda wam się pobudka,a poza tym...Zed stwierdził,że nie dojdziecie do domu,więc kazal mi was odprowadzić.

-Ja dojde, nie wiem jak ta ciota-Wskazalem na drzemiacego Yi-WSTAWAJ KURWIU!

-Odwal się-Mruknął-Chce spać.

-To trudno,potem pospisz,wracamy do domu-Rzucilem,podnosząc się z podłogi.

-Eeee-Masterek westchnal i polozyl się na podlodze,znów zasypiajac.

-Wiedziałem,że tak będzie-Mruknalem z irytacja.

-To smutne,że Master ma słabsza głowę niż ja-Irelka zachichotala.-Pomoc ci z tymi zwlokami?

-W porzadku,jak ci się go uda podnieść z podłogi to resztę zostaw mnie.

Po chwili Irelka rozpaczliwie podjela udane próby podniesienia Masterka,który nadal spał,przy okazji wycierajac nim podłogę.

-On się teraz nadaje na szmatę do podlogi.Podobnie się rusza.

-Zapewniam cię,że po mojej terapii będzie stał jak słup i prostowal banany na drzewie.-Rzucilem wesolo,biorac Yi w ramiona.

-Nie wypierdziel się na schodach,panie doktorze-Irelka rzucila,wskazujac na schody prowadzące na parter.

-Że też ten Yi musi miec taki wielki łeb-Burknalem,schodząc powoli po schodach-Wstawaj!

-Ludzisz się,że się ocknie-Irelka zachichotala.

-Jak jeszcze raz skomentujesz,to wyjebie was oboje z tych schodow i zobaczymy kto szybciej spadnie.

-Idź spać,bo się nerwowy robisz-Irelka rzucila,otwierajac mi drzwi.

-Też byś się denerwowala,jakbyś niosła skacowanego przyglupa.

-Nie, ja bym go sturlala ze wzgórza,śmiejąc się głośno.

-Irelka gwalcicielka powrocila-Odparlem wesolo.

-Hehe-Irelka dumnie poprawila fryzurę.-Zdaje mi się,że dalej już pojdziesz sam...

-Możesz mi otworzyć drzwi i jesteś wolna-Polozylem Mastera na kanapie.-Milego gwalcenia.

-Miłego przywracania Mastera do życia-Irelka rzucila,odchodzac.

-Przyda się,ale najpierw się zdrzemne.

Po chwili udalo mi się zasnąć w fotelu,tak szybko,że nawet nie wiem kiedy to się stało.




Coś duzo Irelki w tym rozdziale...no i kotów mm xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro