Rozdział XXIX
*Yi*
Udalem się do kuchni,ale nikogo tam nie zastalem.Rozlozylem się leniwie z jogurtem przed telewizorem,czekajac na towarzystwo.
-O,już na nogach-Usłyszałem za sobą i momentalnie odwrocilem głowę.Moim oczom ukazał się Yasuo z zawiniatkiem w rece.
-Ja pierdziele...Yasuo...Nie mów,że ukradles to dziecko...-Zmierzylem go z zaskoczeniem.
-Nie ukradlem.Znalazlem w lesie.Co mialem je tak zostawić?-Odparł,nadal trzymając koszyk z niemowleciem.
-Może ktoś zostawił je tam na chwilę?-Zacząłem niepewnie.
-Proszę cię...-Zmierzył mnie-Poza tym znalazłem też list.Trochę zakrwawiony.Dzieciak nazywa się Aone.
-Cóż westchnalem-W takim razie nie mozemy go tak zostawić...
-W końcu normalnie myślisz-Yass odparl wesolo-Przynajmniej bedziesz miał co robić,kiedy ja idę na zmianę.
-Hola,hola-Zmierzylem go-Nie mam zamiaru zajmować się dzieckiem samemu.
-Dobrze,dobrze.Nie będziesz-Uspokoił mnie z rozbawieniem-Ja tylko znalazłem ci towarzysza niedoli.
-Idz ty w pizdu-Oburzylem się.
-Gdzie twój instynkt macierzyństwa?-Yasu mruknal wesoło-Powinieneś go mieć,zważywszy na to,że lubisz dzieci...
-Sam jesteś jak dziecko,więc co innego mogę zrobić-Odparlem wesoło.
-Ide po cos do jedzenia.Przyniesc ci cos?
-Nie,nie musisz,przed chwilą jadłem-Mruknalem,patrząc na koszyczek z dzieciakiem i wracajac do serialu.
Po chwili przerwalo mi ciche skomlenie małego.
-Co się stało?-Wziąłem dzieciaka na rece i zacząłem kolysac-Może jesteś głodny? (Tera mu się instynkt macierzyństwa włączył)
-Widzę,że się zaprzyjazniliscie-Yasu wrócił,patrząc jak zajmuje się małym.
-Dzieci sa takie urocze,prawda?-Zachichotalem wesolo.
-Ja rozumiem,że ty jesteś matkiem i wgl...wlasciwie to mnie nawet nie dziwi...
-Matkiem?
-Jak mam to inaczej nazwać.Wujek Yi pasuje do jakiegoś pedofila,co trzyma dziewczynki na kolanach,a tobie do pedofila bardzo daleko.
-Wszystko jasne.Musisz mnie zdenerwowac.
Po chwili znów przerwal nam płacz dziecka.
-Ojej,zapomnialem że musimy cię nakarmic-Zwrocilem się do maluszka-Matek Yi się tobą zaopiekuje.
-Ja pierdole...-Yasu zmierzył mnie wesolo-Nie wiem czy mam się śmiać,czy śmiać...
-Pfy.Też mi cos-Mruknalem idac do kuchni-Ja mam rękę do dzieci,a ty bys je pewnie pozabijal,bo byś trafił w ścianę zamiast do wózka.
-
Tego nie zabilem-Westchnął z udawanym oburzeniem-Dobra idź matkuj,bo widzę w twoich oczach powolanie.
Po nakarmieniu malucha udalo mi się ułożyć go do snu.Sam rozlozylem się na kanapie,bo Yasuo znow gdzies zniknal.Wzialem telefon i zaczalem szperac po internecie. (gej porno ogladal xd)Niedługo potem zdziwiła mnie nieobecność Yaska,więc poszedlem go poszukać.Zrezygnowany,udalem się do ogrodu i akurat tak zastalem go pod drzewem.
-Co robisz?-Rzucilem z ciekawoscia.
-A nie widać?-Uśmiechnął się wesoło.
-No wiesz z olowkiem mozna latac tak dla zabawy.Ładne kwiatki-Rzucilem-Straszliwie się nudzę...
-To sie rozbierz i ubrania pilnuj-Yasuo zachichotal wesoło,a ja zmierzylem go z udawanym oburzeniem.
-A ty znowu...Chyba pójdę na szejka...
-A,w porządku-Wrócił do notesu-Jak chcesz mogę ci zrobić jednego domowej roboty...
-Podziekuje-Odparlem,idac tam gdzie zaplanowalem-Zajrzyj czasem do malego.Narazie śpi,ale gdyby się obudzil,to rzuc na niego oko.
-W porządku,mały matku-Zachichotal,a ja poszedłem na szejka.
******************************
-O,wrociles.-Uslyszalem popijając waniliowego szejka (masturbate śmietankowy)-Swietnie myj się czy coś.Irelka stwierdziła,że do nas wpadnie.
-Znowu?-Mruknalem-Jej to się nudzi.
-Masz rację-Poparl mnie-Strasznie ciekawska się zrobila ta nasza Irelka.
-Chyba słyszę malego-Zaniepokoilem się.
-Znowu matek ci się włączył...
-Pójdę sprawdzić.
-Ja to zrobię-Odparl,idąc na górę-Nie matkuj aż tak.
-Nie zrób mu krzywdy-Mruknalem z obawa-Masz skłonności do sadyzmu.
-Nie bój żaby-Rzucił wesoło-Idź się ogarnij,bo jak Irelka cię zobaczy tooo...
-Spierdalaj-Wygonilem go-Bo zaraz sam pojde zająć się dzieckiem.
-Pfff...-Rzucił i udal się na górę.
******************************
-Elo!-Otworzyłem drzwi, patrząc na nudny ryj Irelki.
-He-ej...-Jeknalem cicho,mierzac przenikliwie jej towarzysza.Kogoś mi przypominał...
-Yi?-Zaczął patrząc na mnie-Kopę lat.
I nagle przypomnial mi się mój stary znajomy.
-Wukong?-Mruknalem niepewnie-Cóż nie poznałem cię...
-Nic nie szkodzi,poza tym...
-Spotkałam go dziś rano!-Irelka wtracila się,wchodząc do srodka-Chcial się przywitać,więc czemu nie?
-Kawy?Herbaty?-Zaproponowałem.
-Ja poproszę herbaty-Wukong odparl przyjaźnie.
-Wiesz co robić.Czarna,nie za mocna-Irelka odparla dumnie.
-Tak,tak wiem.W porzadku-Poszedlem na chwilę do kuchni.
-A gdzie masz Yasuo?Jego krzywa mordę tez chciałabym ujrzec-Irelka spytala z sasiedniego pokoju.
-Dobrze,że ty jesteś piekna...-Yasuo pojawił się na schodach,mierząc ja przenikliwie-Cześć Wukong.
-O,o wilku mowa-Wukong odparł przyjaznie-Właściwie co ty tu robisz?Czy ty i Yi nie powinniscie czasem próbować się zabić?
-Nie-Odparlem-Nasze relacje się zmienily...
-A to ciekawe-Wukong złożył ręce w stateczek-W jaki sposób?
-Teraz zazwyczaj nie chcemy się pozabijac-Yasuo usmiechnal się wesoło w moją stronę.
-To dobrze-Wukong usmiechnam się i upil łyk herbaty.
-Oni robia inne rzeczy-Irelka zachichotala,a ja Zmierzylem ja pytajaco.
-Nieważne-Yasuo zbyl ja-Kto chce serniczka?
-A co sam robiłeś?-Irelka zaczęła zacierać ręce-Jeśli tak,to dawaj w ciemno.
-Cieszę się,że tak się palisz do moich wypieków-Uśmiechnął się i poszedł po ciasto.
-Powiedz Yi-Wukong zaczął,patrząc na mnie-Jak ci się wiedzie?
-A,w porządku.Duzo się zmieniło,ale na lepsze.
-To swietnie-Uśmiechnął się.Cos za dużo się uśmiecha...-Cieszę się,że jesteś szczęśliwy.
-A u ciebie co?-Zmienilem temat do jego osoby.
-Po staremu-Westchnął nostalgicznie.
-Ah.
-Wy tu gadacie,czy się bawicie w herbatkę?-Yasu zmierzył nas z rozleniwiona miną.
-Jak ci się nie podoba,to wracaj do kuchni-Burknalem oburzony w jego stronę.
-Tam jest twoje miejsce-Irelka zachichotala wesoło,a ja razem z nią.
-Udlawcie się mąką-Mruknął i zabrał nam serniczek.
-Ej no weź!!-Irelka oburzyla się-Bo cię zgwalce!!
-Zrob to z Yi-Zachichotalem-Z nim ci się uda.
-Myslalem,że nie chcesz by ktokolwiek mnie gwalcil...-Odparlem smutno.
-Dlatego Irelka to zrobi,żebym miał powód do zajebania jej.
-Nie możesz-Odparla oburzona-Nie, kiedy zbliza się taka wielka chwila!
-O czym mowisz?-Zmierzylem ja wesolo.
-Czy nie wspomnialam wam o moim weselu?!-Irelka złapała się za głowę-Musze częściej wszystko sobie zapisywać.
-Biedny nieszczesnik-Yasuo westchnal-Chociaż się czystej napije...
-Yasuo!-Upomnialem go.
-Taka jest prawda-Wzruszyl ramionami.
-W takim razie ty dostaniesz wodę-Irelka odparla wesoło.
-To kiedy to wesele?-Zmienilem temat.
-Koło poczatku lata.Jeszcze nie jest zaplanowana dokładna data,ale mniej więcej w tym okresie.
-Okres to ci sie bedzie spoznial po nocy poslubnej...
-Yasuo!-Spiorunowalem go wzrokiem.
-Zabawni jestescie-Wukong wtracil się do rozmowy-I wy się nie chcecie pozabijac?
-To on na mnie krzyczy-Yasuo spojrzał na mnie z irytacja-Ja tylko wyrazam swoją opinię.
-To wyrazaj ja w łazience,skoro tak-Mruknalem,mierząc go.
-Chetnie ja wyrażę.Jak bedziesz kleczal i blagal mnie o wybaczenie...albo o co innego.
-Ssij-Prychnalem.
-Nie,to ty bedziesz ssal-Poprawil mnie z ironicznym usmieszkiem.
-Mam sobie iść?-Oburzylem się.
-Dobra,dobra,nie placz-Irelka wtracila się do rozmowy i wepchnela mi kawalek sernika do ust-Wycisz się troszku,bo szczekasz jak katarynka.
-A nie Katarina?-Yasuo,przyjął mine mysliciela-Nie,ta to się bawi w piepszony wiatrak...
-Myslalem,że to ty się wychowales pod wiatrakiem?-Wukong spojrzał na niego wymownie.
-Co cię tak moje życie obchodzi?-Zmierzył go-Tam był nie tylko wiatrak...był też młyn i skladzik broni...
-A to dlatego lubisz wołać 'tasaki'!-Irelka zachichotala.
-Ja nie wołam 'tasaki'!-Oburzyl się-Umyj uszy!
-Wiesz co?-Zaczalem,śmiejąc się-Właściwie to brzmi trochę jak 'tasaki'...
-Ty też przeciwko mnie!?-Zrobil smetna minę,wiedząc że przegrał teraz 1:3.-Irelko,czyn honory i go zgwalc.
-Z przyjemnością-Irelka zaczela bawić się tym dziwnym nozo-czyms.
-Nie,nie,nie,nie,nie!!-Ukrylem się za blatem-Nie dotykaj mnie!
-Ona tylko zartowala-Yasuo odparl wesoło.
-Naprawdę?Ygh.-Irelka mruknela z rozczarowaniem.
-Na mnie chyba już pora-Wukong poslal mi krzepiacy uśmiech-To do zobaczenia.Mogę wpaść,prawda?
-Oczywiście-Pozegnalem go-Na razie!
Wychylilem się z blatu i nad moją głowa poszybowal nóż.
-Irelko!-Krzyknalem w jej stronę.
-Ale to nie ja!-Oburzyla się.
-Chcialem ci podnieść adrenalinę-Yasuo zachichotal-Wychodz spod tego blatu,albo drugim dostaniesz miedzy nogi.
-Nie rzucaj we mnie nozami-Jeknalem poddanczo-Pojebalo cię?
-Jeszcze jedno słowo,a bedziesz kleczal...-Zachichotal wesoło.
-A pocaluj mnie w chuja!
-No wlasnie o tym mowie.
Irelka zachichotala,a ja pochowalem wszystkie noże w bezpieczne miejsce.
-Zaraz się obrazę-Mruknalem rozbawiony.
-Irelko daj mi swoją broń.
-Ani się waz!-Zmierzylem ja.
-I tak bym mu nie dala.
-I tak bym w ciebie nie rzucił.
-Ta,jasne!-Oburzylem się-A ten noz to co!?
-Gdybym chciał trafic lezalbys juz we wlasnej krwi z nożem w czole.
-Nie baw się więcej w takie zabawy-Upomnialem go-A ZWŁASZCZA ze mną.
-Dobrze,dobrze,przepraszam-Zrobił przepraszajaca mine-po prostu lubię sobie rzucać nożami.
-A ja chyba znowu muszę pomatkowac-Odparlem,ze zmęczeniem.
-Matkowac?-Irelka zmierzyla nas obu.
-To ty nie wiesz,że Yi jest matkiem?!-Yasuo zachichotal.
-Czekaj,co?Yi jest w ciąży!?-Irelka popatrzyla na mnie z zaklopotaniem,kiedy powoli szlem na górę.
-Gdzie w ciąży,na co ty upadlas!?Po prostu znalezlismy osieroconego dzieciaka w lesie i tyle.Yi się wczul i tera jest matkiem.
-Slodko-Irelka rzuciła wesoło.
-Ktos się obudzil-Wrocilem do nich,niosąc dzieciaka na rece-I chce sie przywitać.
-Owww!Jaki słodki-Rozlegl się pisk Irelki i poleciała w moja stronę.-Cieesc!Tu ciocia Irelka!
-Ja bym juz zaczął plakac,gdybym ja uslyszal-Yasuo przewrocil o stół-Ale mi się nudzi...
-To możesz go nakarmić-Rzuciłem,patrząc jak Irelka skacze wokoł mnie jak dzika małpa.
-Ok.Będę miał się czym zająć-Odparl i wzial ode mnie małego.
-Nie upuść go-Mruknalem.
-Ty mnie nie ucz jak się dzieci nosi.-Zmierzył mnie zabójczo.
-Nie masz dzieci-Mruknalem.
-Mam ciebie-Zachichotal,a Irelka wróciła do szczebiotania wokół tego biednego dzieciaka.
-Ssij-Burknalem.
-Ile razy mam ci mówić,że to ty w tym zwiazku ssiesz?-Yasuo zmierzył mnie jak debila.
-To od dzisiaj sam sobie ssij-Oburzylem sie i rozlozylem na kanapie.
-Bez przesady.Ja nie umiem tak dobrze ssac jak ty.
Irelka po chwili zaczęła z kims gadac przez telefon,akurat kiedy miałem się wypowiedzieć.
-Wiecie co?Bardzo mnie bawi wasza rozmowa,ale jestem potrzebna gdzie indziej-Ruszyla w stronę drzwi-Milego dnia.
-Wracjac do tematu,od dzisiaj ssiesz sobie sam.-Odparłem triumfalnie.
-Ale ja do tego potrzebuje ciebie...-Yasuo zrobił minę zbolalego psa.
-Właściwie to czemu zawsze ja mam ssac?
-Po pierwsze,bo to lubisz, po drugie bo ci to zajebiscie wychodzi,po trzecie,bo tak-Zaczal wyliczać na palcach-Czy teraz jasne?Nie buntuj się,bo to i tak nic ci nie da.
-Miałeś zdaje się karmić dziecko-Zmienilem szybko temat,nie chcąc drążyć poprzedniego.
-A,no tak,tak.Zupełnie wyleciało mi z głowy.
-Tak się skupiles na rozmyślaniach o ssaniu,że biedny dzieciak by z głodu umarł...
-Skończ matkowac i zajmij się soba-Zbyl mnie i wygonil do sasiedniego pokoju-Idz sobie M jak miłość poogladaj.
******************************
*Yasuo*
-Dzień dobry-Rzuciłem,wchodząc do wnętrza domu-A co to za posiadowa beze mnie?
-Pijemy herbatke-Irelka rzucila wesoło.
-To znowu wy.A nie czekaj, macie kolezanke.Więcej was matka nie miała?
-Yasuo!-Master oburzyl się,jakbym powiedzial że chce go przerzucic przez kolano i zdjąć z niego spodnie.
-No co?Tylko pytam.
-My tu tylko towarzysko,nie martw się,nie porwiemy ci Masterka-Syndra rzucila wesolo w moją stronę.
-Mozecie go w sumie zabrac.-Mruknalem-Nowy model potrzebny...
-JA WSZYSTKO SŁYSZĘ!-Yi zaczął zabijać mnie wzrokiem-Jak możesz!?
-Mam dziś humor do zartowania z ciebie-Odparlem wesoło.
-Udlaw się-Burknal pod nosem.
-Też bym się napil herbatki-Westchnąłem-Yi?
-To wstań i sobie zrób.Nie zasluzyles bym robil ci herbatę-Rzucil zimno.
-No nie obrazaj się-Polozylem mu głowę na ramieniu,która próbował stracić-W nagrodę ci cos dam.
-Co na przykład?
-Buzi,w mordę,loda...do wyboru do koloru.
-Dobra,daj mi spokoj.Zrobię ci tą herbatę-Wstal i poszedł do kuchni.
-Taki kochany z ciebie człowiek-Rozejrzalem sie-A ty co mnie tak mierzysz?-Spojrzałem na Wukonga.Jakis podejrzany jest.
-Ja?Ja tylko patrzę z rozbawieniem na zaistniałą sytuację-Odparł,popijając cos z filizanki.
-Masz,potem pielisz w ogrodku.-Yi wrócił z moją herbatka.-Zajales mi miejsce.
-Cóż mozesz mi usiąsc na kolankach-Wzialem od niego herbatę.
-Właściwie...To nie mam wyboru-Mruknal i zrobił tak jak mu zaproponowalem.
-Widzę,że ktoś tu ma swietny humor-Irelka zmierzyła mnie ciekawsko.
-A czemu nie?Taki piękny wieczór dziś mamy...
-Rzeczywiście piękny.-Irelka mruknela-Średnio mnie obchodzi jaka dzis gwiazda jest widoczna z twojego okna,ale cóż...
-Spadaj-Zmierzylem ja.
-Powiedz to do Mastera i rzuć go z kolana.Smiesznie bedzie wyglądał spadając.
-Jeszcze sobie nie zasłużył,żeby go zrzucić z kolana-Zaprotestowałem-Poza tym jego malutki tyleczek ogrzewa mi nogi.
-Zaraz ta herbata moze ci je ogrzac,kiedy wyleje ci ja na spodnie-Masterek usmiechnal sie zlosliwie.
-Wtedy zlamie ci rękę,ktora wylales ta herbatę-Odparlem wesolo w jego stronę.
-Zasiedzielismy się-Syndra spojrzala na Irelke i tego malpiego przyglupa-Jestem ciekawa jak Cyska i Zed.
-Juz idziecie?-Odparlem,popijając herbatę.
-Na to wyglada-Irelka ruszyla za Syndra i ich kolega zrobił to samo,bo najwyraźniej glupio mu było tak zostać.
-Papa-Masterek pozegnal ich,kiedy wychodzili.
-A ty-Przysunalem jego twarz bliżej,patrząc na zaskoczona minę-Zaraz cię ukarze za to,że chciałeś mi wylać herbatę na spodnie.
-Co-co chcesz ze mna zrobic?-Yi zarumienil się jak nastoletnia dziewica.
-Ja,nie dam ci poprostu spokoju.Bede cię całować tak długo,aż zemdlejesz.
-Mam mocne płuca.
-Mam sprawdzić jak się dusisz?-Rzucilem wesolo,zblizajac jego twarz do odleglosci kilku milimetrów.
-Skoncz to,bo chcę iść spać-Zmierzyl mnie z pragnieniem w oczach i zaczal się o mnie ocierac.
-To zacznij-Odparlem mu do ucha,a on objął i pocalowal.
-Tyle musi ci wystarczyć-Zaczął się odsuwac.Matkowanie jest takie wyczerpujące...
-O nie,nie,jeszcze z tobą nie skończyłem-Mruknąłem przysuwajac go spowrotem do siebie i calujac namietnie-Teraz możesz iść.
-Dzięki.Padam z nóg.Idziesz?
-Jeszcze muszę wziąść prysznic.Zaraz dołączę.
-A,dobra.-Zaczal wchodzić leniwie po schodach-Tylko może pojaw się trochę wczesniej niz trzecia nad ranem.
-Grej sam się nie przeczyta-Zachichotalem.
-A,odpuść sobie-Mruknął i poszedł na górę,ziewajac.
******************************
-Dzień dobry-Zacząłem go budzić,zrywajac z niego kołdrę-Śniadanie samo się nie zje.
-Mmmm-Masterek zamruczal leniwie-A mialem taki fajny sen...
-O czym?
-Szczerze?To już nie pamietam.-Zaczal,ziewajac-To jak z tym sniadaniem.
-Leży na stole.Ja się musze już zbierać-Odparlem,zmierzajac do drzwi.
-W porządku-Rzucił znudzonym tonem-Może wybiorę się do Irelki albo coś...
-Kopnij ja ode mnie w zadek-Zachichotalem-Niedługo ma urodziny.To idealny prezent.
-Jesteś okropny-Odparl z usmiechem kiedy wychodzilem.
******************************
-Wiesz co?Wukong ostatnio zrobil się dla mnie podejrzany-Irelka zaczela,patrzac na mnie.
-Od poczatku był dla mnie podejrzany,jest i bedzie-Upilem łyk herbaty.
-No ale nie zauważyłeś,że czesto kreci się wokol Yi...
-Poki go nie dotknal mi to nie przeszkadza-Zaczalem-Pewnie chce się przypodobac.
-To też.Jak wszyscy-Zachichotala-Ale nie wiem po co mu sporysz i jad mamby czarnej....
-Ja też...-Zastanowilem się chwilę-Brzmi jakby chciał kogoś w humanitarny sposób zdjąć.
-Na twoim miejscu miałabym go na oku-Irelka odparla nauczycielskim tonem.
-Właściwie to chyba powinienem już wracać-Zaczalem się zwijac-Zostawilem Yi samego,a po twoich przypuszczeniach zaczynam mieć powazne wątpliwości czy to dobry pomysł.
-Pozdrów go-Rzuciła,kiedy wychodziłem.
******************************
-Dzień dobry-Spojrzałem na Yi i tego świra obok-Widzę,że masz towarzystwo.
-A no.-Masterek odparl,patrzac na mnie wesolo-A teraz mam jeszcze wiecej towarzystwa.
-Towarzystwo to bedziesz mial wieczorem jak rozlozysz nogi-Zachichotalem.
-Spadaj-Zganil mnie-Nie lubię jak mi grozisz seksem.
-Jeszcze bedziesz błagał,żebym cię wziął-Zmierzylem go z ironicznym usmieszkiem,obserwując malpiego kolegę.
-Zaraz wracam-Odparlem idąc do sąsiedniego pokoju-Muszę zaniesc pare rzeczy.
-Zajrzyj do malego-Masterek poslal mi uśmiech-W nagrodę zrobię ci herbatę.
-O,to teraz chcesz mi zrobic herbatę?-Zmierzylem go wymownie-Ales ty zmienny.
-Idziesz,czy mam się rozmyslic?
-Ta,ta ide ide.
Gdy wrocilem Masterek nadal siedział w kuchni,a małpi kolega znow obserwowal mnie,gdy tylko się pojawilem.
-Przestaniesz się tak gapic?-Zganilem go-Zaczynasz mi działać na nerwy.
-Po to mam oczy-Odparł przepraszajaco i zmienił kat widzenia.
-Nie pyskuj,bo mnie już denerwujesz.
-A co zazdrosny?-Zmierzył mnie wyzywajaco.
-Owszem.Mruknalem,mierzac go przenikliwie-Co ty ukrywasz?
-Ja,a co mam ukrywac?-Zrobil zdziwiona minę-Czyżbyś mnie o coś oskarżal?
-Jeszcze nie,ale jesteś na dobrej drodze bym ci wpierdolil-Burkalem,widząc Mastera zblizajacego się do drzwi.
-Juz jestem-Odparl wesolo-Pozwolilem sobie wziąść kilka ciasteczek.
-No i prawidlowo-Odparlem wesolo,mierzac Wukonga.Ten gościu coś knuje.A ja nie wiem co.
-Slodko-Odparl,czując na sobie moje spojrzenie zabójcy,ale najwyraźniej nic sobie z tego nie robił.
-Zapomnialem o cukrze.-Masterek znow poleciał do kuchni-Zaraz wracam.
-On jest mój-Zmierzylem Wukonga zabojczo-Sprobuj się do niego dobrac,a stracisz życie albo jego chcec.
-Grozisz mi?-Usmiechnal się ironicznie-Co mozesz mi zrobić?Przecież nic nie zawinilem.
-Jeszcze.Wiedz,że ci nie ufam.
-I slusznie-Odparl wesolo.
-Wrocilem-Masterek pojawil się spowrotem,kiedy mialem zagrozić Wukongowi,że go zapierdole jak jeszcze raz go zobaczę w tym domu,ale nie chce denerwować Yi-Teraz chyba nic nie zapomnialem.
-Kiedyś zapomnisz o glowie-Mruknalem do niego wesolo.
-Mozliwe-Zasmial się nerwowo i wzial ciasteczko-Czesto mi się to zdarza.
-Wiem,wiem-Zmierzylem go jak debila-Przywyklem.
-Do jutra-Wukongowi chyba nie wyszedl jego zamysł,więc zaczal się zbierać.
-Idz,idz.Najlepiej nie wracaj-Mruknalem pod nosem.
-Co mówiłeś?-Masterek popatrzył na mnie,zamykajac drzwi.
-Ja?Że twój tyleczek wyglada bardzo dostojnie,gdy stoisz do mnie tyłem.
-Uroczo-Masterek zarumienil się i przysiadl się obok mnie.
-Nie sądzisz,że twoj kolega nie pojawia się tu za czesto?-Zacząłem temat.
-Nie.Co?Znowu jesteś zazdrosny?-Zmierzyl mnie z rozbawieniem.
-Nie, po prostu wydaje mi się podejrzany...-Zacząłem,z zastanowieniem-Stalkuje cię czy co?
-Gdyby tak było już bys go zabił-Zachichotal.
-Zamierzalem się,ale znowu byś na mnie nakrzyczal-Westchnalem z usmiechem.
-Nie zrobilbym ci loda przez miesiąc.
-Zrobilbys,zrobilbys-Odparlem z rozbawieniem, obejmując go w pasie.-Szybciej niż myślisz.
-Co sugerujesz?-Zmierzyl mnie z uśmiechem.
-Wystarczy,że klekniesz,a się przekonasz.
-Nie dzisiaj-Zachichotal i poszedl w stronę lazienki-Mam nadzieję,że tym razem nie wejdziesz mi pod prysznic.
-Prosisz mnie o to?-Odparlem z usmiechem-Chętnie.Daj mi moment i zaraz tam będę.
-Jak się pojawisz pod prysznicem,udusze cię gąbka-Masterek zachichotal wesoło.
-Kiepska smierc-Westchnalem,idac do półki z książkami -Wolalbym umrzeć piepszac cię,niż z partyzantki.
-Niedoczekanie-Zachichotal-Zrozumieliśmy się,prawda?Ty nie masz prawa pojawić się pod prysznicem,kiedy będę się myl.
-Nie chcesz się ze mna myć?Wstydzisz się mnie?-Odparlem z mina zbolalego psa.
-Nie teraz.Jak zasluzysz to może kiedyś-Zmierzyl mnie-Chce się umyc,nie ci ssac.
-I tak bedziesz ssal-Zmierzylem go perwersyjnie.
-Co ty masz z tym ssaniem?-Zmierzył mnie i poszedł.
******************************
-Co ty tu robisz?-Zmierzylem zabojczo Wukonga, ktory zaczal grzebac przy jakims kubku.
-Zwiedzam-Odparł ironicznie.
-Nie prowokuj mnie.Gadaj co tu robisz?!-Mam ochotę rozwalić mu głowę.
-Ja?Nic.Chcialem się napić herbaty-Zachichotal.
-Sluchaj!-Zlapalem go za szmaty i przyciagnalem do siebie-Wiem,że cos knujesz,więc jesli jescze raz cię tu zobaczę,to nie bedziesz miał na czym stad wyjść-Wysyczalem mierzac go zabójczo.
-I co mi zrobisz?-Spojrzal na mnie prowokujaco.
-Rozwale twoja głowę o tą ścianę!-Rzeczywiscie nabrala mnie ochota by to zrobić.
-A co powie na to Yi?
-Mam w dupie co powie.Jak się do niego zblizysz osobiscie cię zapierdole-Syknalem,w koncu wylapujac strach w jego oczach-Teraz masz ostania szansę by zniknąć mi z oczu.Lepiej ja wykorzystaj.-Rzucilem nim o podłogę,obserwując każdy ruch i czekając aż wyjdzie.
Gdy to zrobil zaczalem się rozgladac co mogl zrobic i od razu spojrzalem na kubek.
-Cos ty tam dolal?-Mruknalem do siebie.
-Co robisz z moją woda?-Masterek pojawil się w drzwiach-I co to za halasy?
-A,nic.Chcialem tu posprzątać-Upilem łyk tego czegoś,żeby Yi tego nie zrobil.
-O trzeciej nad ranem bedziesz sprzatal?-Zmierzył mnie-Do łóżka,już.
-Dobrze panie szefie-Mruknalem,patrzac na niego.
-To chodź.
-Ide,ide.Zbawi cię pięć minut?
-Tak.Chcę już do łóżka.
Po chwili oboje poszliśmy na górę,a Masterek jak on to zawsze marudzil,że nie wyspany.
*Yi*
Coś ten kretyn długo nie wstaje-Pomyślałem,idąc na górę.
-Wstawaj!-Zmierzylem go -Jak się spoznisz twoja koleżaneczka bedzie zła.
-Nie wstaje-Mruknął,zakrywajac się poduszka-Nie mam siły.
-Ktoś tu się nie wyspal-Zachichotalem.
-Nie denerwuj mnie-Syknal i otulil się szczelnie koldra-Właściwie mam lekki problem z ruszaniem lewa ręka,więc daj mi spokoj.
-Mogę zadzwonić i jej powiedzieć,że się źle czujesz-Zaproponowalem.
-Jesteś wielki-Odparl wesoło i zawinal się jak parowka.
-W porządku.Ale nie myśl sobie,że będę cię nianczyl-Odparlem i poszedlem zrobic to co zapowiedzialem.
******************************
-Dlaczego trzymasz jad węża w kubku?-Irelka wskazala na naczynie leżące na blacie.
-Nie wiem...Czekaj CO!?-Wzdrygnalem sie-Jaki jad?Nie zartuj sobie ze mnie!
-Nie zartuje-Spowazniala-Popatrz.
Na moment zrobilo mi się slabo i osunalem się na ziemie.
-ODDYCHAJ!-Irelka zlapala mnie szybko.
-Jakim cudem?-Jeknalem cicho.
-Nie wiem skad wy macie takie rzeczy,ale tego nie da się zdobyć od tak.Może ktoś wam to podrzucil.Mam domysly,ale nie wiem czy są prawdziwe.
-OSZ KURWA!!-Przerazilem się-Yasuo grzebal przy tym kubku!Dlatego pewnie dziś coś z nim nie tak!
-Ktoś chciał cię otruc-Irelka zachichotala,a ja spiorunowalem ja wzrokiem.
-To nie jest zabawne!-Skarcilem ja-Jak można ten jad nie wiem wyssac!?
-Z tego co wiem Soraka ma uniwersalne antidotum,ale chyba musisz się spieszyć.Możliwe,że ten rodzaj jadu bedzie zabijal po dziesięciu godzinach...
-TERAZ MI TO MOWISZ!?Ja już powinienem biec!-Ruszylem w stronę drzwi.-Pilnuj ich-Polecilem-I malego i tego kretyna.
-Ciocia Irelka się nimi zajmie.-Zachichotala,a ja polecialem,wrzucajac najszybszy rodzaj dziewiczego biegu.
******************************
-Powiedz mi,że nie jest za późno!-Krzyknalem wracajac do domu.
-Nie jeszcze nie-Irelka uspokoila mnie krzepiaco.
W tym momencie zrobilo mi się slabo i osunalem się na ziemie,widzac Irelke,która zrywa się w moją stronę.
******************************
-Ocknij się do jasnej cholery!Yi!-Uslyszalem i pierwsze co zobaczylem to Irelka napierdzielajaca mnie w policzek.
-Antidotum...-Wyszeptalem.
-Wszystkim się zajelam, kiedy na chwilę umarles.Miejmy nadzieję,że nie jest za późno.
W tym momencie zachcialo mi się plakac,ale się powstrzymalem.
-Dlaczego mnie spoliczkowalas?-Dotknalem gorącego policzka i spojrzalem na nia z wyrzutem.
-Przynajmniej się ocknales-Odparla wesoło.
-Nie rob tego nigdy więcej.
-Dobrze,pozwolę ci umrzeć-Westchnela,mierzac mnie,kiedy podnosilem sie z podlogi.
Wlasciwie,to mialem ochote znow na nia wrocic,bo moje nogi ledwo i chwiejnie stawialy kroki.
-Moze lepiej sobie usiądź-Rzuciła w moją stronę matczynym tonem.
-Może i masz racje.Nie chcę byś znowu mnie biła.
-Do uslug-Zachichotala-Mogę cię tak teraz zostawić?Nie będziesz mieć glupich pomysłów,ani nic?Bo tak się sklada,że mnie wzywaja...
-W porzadku-Odparlem,siadajac na krzesle obok blatu-Idz do nich.
Gdy poszła odeszły ode mnie wszystkie siły i usnalem z głową na blacie,bo wydawal się cholernie wygodny.
******************************
-Od kiedy to śpimy na blacie?-Obudzil mnie ironiczny glos-Patrz mały,twój matek nie znalazł łóżka.
-Co się-Zaczalem się rozglądać i odechnalem z ulga gdy ujrzalem Yasuo.-Nic ci nie jest.
-A co ma mi być?-Zmierzyl mnie pytajaco.
-No nie wiem,tak się składa,że ja i Irelka wyciagalismy z ciebie jad węża...
-Ciekawie-Odparł,zastanawiajac się-Ciekawe skąd się wziął.
-Nie mam zielonego pojecia-Mruknalem,rozciagajac się leniwie-Ale mnie bola plecy...Spanie na blacie jest okropnie niewygodne.
-Sluchanie jak marudzisz też.-Zachichotal-Mnie za to boli głowa.To pewnie na twój widok.
-Spadaj-Zmierzylem go-Bo zaraz cię czymś nafaszeruje sam.
-Nie bedziesz po mnie rozpaczal?-Odparł z rozbawieniem-To przykre.Lubię patrzeć jak zalewasz się lzami,to slodkie.
-Co jest w tym słodkiego?
-Ze mozna cie przytulic i popocieszac.
-Ah.To zmienia postać rzeczy-Usmiechnalem się słabo-Cieszę się,że nic ci nie jest.
-Brawo ty-Westchnął-Pierwszy raz się na coś przydales i uratowałes mi życie.
-Dlatego powinieneś dla mnie miły i możesz mi wymasowac plecy.
-Najpierw musisz się rozebrac-Zachichotal wesolo-No,czekam.
-Lepiej zajmij się dzieciem.Mi już dość chyba poswieciles czasu-Wygonilem go,a sam poszedlem się ogarnac.
-Ty tu jesteś matkiem.
-Matek ma przerwę.-Odparłem leniwie-Nie będziesz narzekał na brak zajecia.
-Cóż tu masz racje-Mruknął poddanczo-Niech ci będzie.Dziś bedziesz miał dzień spokoju.
-Jakiś ty laskawy-Rzucilem ironicznie-Spodziewalem się,że kazesz mi kleczec.
-Zawsze i wszedzie,ale to musimy odłożyć na potem.
-Też tak sądzę.-Zachichotalem,a Yassek wraz ze mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro