Rozdział XXIII
*Yass (semesenpai xD)
Obudzil mnie cichy trzask drzwi wejsciowych.Zaczalem wodzic dłonią,szukając Yi (czytaj.ukechana)
,ale druga strona łóżka okazała się zupełnie pusta.Podnioslem się więc powoli i udalem w stronę odglosu.W kuchni zastalem postać,stojąca idealnie odwrócona do tyłu.Na tyle idealnie,by pozbyć się wlamywacza.
Udalo mi się w kilka sekund unieruchomic postać,wyciągając szybko sztylet (Tak,sztylet nawet w kieszeni w piżamie xD) ,podstawiajac go jegomosciowi pod gardło.
-CZY CIEBIE POJEBALO!?-"Włamywacz "zmierzył mnie doskonale znaną mi gniewna zielenią oczu.
Przetarlem kilka razy oczy,opuszczając broń i patrząc z zakłopotaniem wokoło.
-Yi?
-Nie,polnagi satyr,wiesz!?-Ukechan podniósł się z podłogi i zmierzył mnie zabojczym spojrzeniem,a ja zasmialem się nerwowo.
-Wybacz,że chciałem cię zabić.Dopiero wstałem.-Po chwili spojrzałem na niego pytajaco,bo coś mi nie pasowalo-Co się stało z twoimi włosami?Przegrales zaklad czy co?
Masterek uśmiechnął się dumnie i poprawił fryzurę.
-A,to.Drobna zmiana wygladu chyba nie zaszkodzi.-Nagle spojrzał na mnie wymownie-ALE to nie powód by napadac ludzi,nie sądzisz?
-Nie poznalem cię-Odparlem,wyciągając z szafki kubek-Ale wreszcie nie wygladasz jak cipa.
Zmierzył mnie pytajaco.
-Nie podoba ci się?
-Ależ skąd.Wygladasz jak mlodociany demon seksu,gratulacje-Po chwili zmienilem temat-Może kawy?
-Chetnie-Młodociany Rasputin Junior zdjął płaszcz i usiadł na krześle obok-Idziemy dziś na basen.
-A z jakiej to racji?-Postawiłem przed nim kubek Lattè.
-NaNAMI-Chan nas zaprosiła.Chyba,że wolisz zostać,to pojde sam...
-Nie ma mowy.Nie puszcze cię samego-Spojrzałem na niego-Poza tym chętnie popatrze na twoj ciasny tyłek.Zwlaszcza w krotkich kapielowkach.
Ujrzałem z dumą rumieniec na jego twarzy,ale szybko zaslonil się kubkiem z kawą,więc nie było mi dane popatrzeć na to długo.
-Ty za to możesz iść nago-Zmierzył mnie.Jego riposta była beznadziejna-Chętnie popatrze.
-Cudowny pomysł-Zachichotalem-Ale wtedy ty również.
-Nie ma mowy.
-No to nici z basenu nudystow.-Westchnąłem,kończąc kawę-To kiedy ten twój basen?
-Koło dwunastej-Yi upil lyk kawy,wygladajac przy tym jak cholernie seksowny biznesmen.
-Świetnie-Odparlem-Zatem zdążę ci dobrać kreację.I to taką,żeby odkrywala jak najwięcej.
-Nie pójdę nago,słyszysz?-Zmierzył mnie z oburzeniem-I nie martw się o moj strój,tylko o siebie.Ja sobie poradzę,posmieje się jak będziesz stał nad suszarka trzy godziny.
-Nie chcesz mnie uczesac?-Rzucilem smutno-Nie,no chyba już o mnie nie dbasz.
-Chcesz spać w ogródku?-Master spojrzał na mnie spojrzeniem zabójcy-To nie problem.
-Wolę spać obok ciebie i słuchać jak mamroczesz przez sen.Slodko to wyglada,szkoda,że się nie widziałeś-Usmiechnalem się,kierujac się z kubkiem do zlewu.
-Nie jestem aż tak chory,żeby widzieć się przez sen-Yi odparl i poszedł w stronę lodowki-Wypadaloby cos zjeść,nie sądzisz?
-Mmmm.Czytasz w moich myślach-Zabralem mu z ręki pudełko z ciastem-To pewnie moja część,czyż nie?
-Niestety musisz się podzielić.-Yi zmierzył mnie spojrzeniem "oddaj to,plebsie".
-Nie za darmo-Zacząłem-To jest bardzo cenny towar...
-Czego chcesz?I nie,nie rozbiore się-Rzucil,mierząc mnie przenikliwie-Czy Kucyki Pony nie nauczyły cię cech podzielnosci?
-Kucyki Pony nie sa moimi przyjaciółmi tylko ciasto.A ciasto jest wiele warte...
-Powiedz czego chcesz,albo ogarne haslo w lodówce.
-Całuska...z pasją.
-Wczoraj dostałeś.
-Ale wczoraj było wczoraj,a dzisiaj jest dzisiaj.
-Dobra,byle szybko.Muszę ogarnąć pare rzeczy.
-Wczoraj ci się nie spieszylo,jak chciałeś mi robić laske...
-Albo się pospieszymy,albo juz nigdy nie zrobię ci żadnej laski-Yi zmierzył mnie zabojczym spojrzeniem-Wybieraj.
-Dobra,dobra.Nie bulwersuj się.
Mlodociany Demon Seksu nadstawil usta,a ja przyjalem je z wielka radością,ale nie trwalo to dlugo,bo Demon Seksu jest okrutny i zabiera mi ta przyjemność.
-A teraz idę ogarnąć kilka rzeczy-Spojrzał na mnie z usmiechem-Ty też się ogarnij.Wygladasz jak po zakrapianej imprezce.
-Nie podobam ci się prosto z łóżeczka?To nastepnym razem śpię na kanapie-Rzuciłem z udawanym smutkiem-Sam sobie spij.
-Do dupy pojdziesz-Przewrócił oczami.
- Twojej?Yi,od kiedyś taki chętny?-Zachichotalem,a Master przewrocil oczami.
-Bo sam pójdę na kanapę...
-Miałeś zdaje się cos robić,biznesmenie?
-Miałem,a ty mi przeszkadzasz-Odparl i ruszył ku wyjsciu-Możesz sobie wziąść to ciasto.Niech stracę.
******************************
-Wyklepalbym cię jak łapka muchę-Odparlem,patrzac na Yi wychodzacego z szatni,na którym zostały tylko same spodenki-A będę w niebie jak to zdejmiesz.
-Niestety nie pojdziesz do nieba-Odparl,robiac mi miejsce-Przebierasz się czy mam sobie iść?
-Nigdzie nie odchodz-Rzuciłem i poszedlem się przebrac.
Potem udalismy się na basen,odszukujac resztę ekipy,znaczy jej ulamek,bo jak narazie udało mi się dostrzec Zeda z Syndra i kilka znajomych niewiast.
-Master wpadł pod kosiarke?-Zedi zachichotal,a Yi zmierzył najpierw jego,a potem mnie spojrzeniem mordercy amatora.
-Ale zabawne,haha...No,w chuj smieszne.
-Spokojnie,dzieciaku-Rzucilem-Wpadles pod bardzo stylowa kosiarke.
-Bedziemy tu tak stać?-Zedi przerwal rozmowę-Wolę inną opcję.
-Ja też.Chyba myślę o tym samym co ty.Masterku,idziesz?-Zwróciłem się w stronę krolewny z pompadour na glowie.
-Chyba wybiorę się z Syndra-Oznajmil-Bąbelki wydaja mi się przyjemniejsze niż chlapanie się z wami.
-Okej,potem cię znajdę-Odparlem wesoło-A potem zdejme z ciebie te spodenki.
-Ani mi się waz-Rzucił ostrzegawczo.
-Bo co?
-Wtedy bedziesz musiał się przyzwyczaic do wiecznej abstynencji,myślę że wiesz o co mi chodzi.
-No dobrze-Westchnalem z rozczarowaniem-Zdejme je jak wrocimy do domu.Masz moje słowo.
Przewrócił oczami,a potem poszlem w stronę Zedzia i zajelismy się sobą,tymczasem kiedy ukechan poszedł się moczyć w babelkach.
******************************
-Masz rację,koty syjamskie są znacznie piekniejsze od somalijskich-Uslyszalem glosik Mastera gdy zacząłem zmierzac na poszukiwania jego osobistosci i znalazłem go z Syndra i kilkoma kolesianami.
-Zmieszcze się jeszcze?-Spytalem,mierząc wszystkich dookola.
-No nie wiem,najpierw schudnij-Yi zachichotal wesoło-A ja ci dalem ciasto rano.
-No wybacz,nie jestem taki dziewiczo smukły jak ty,ale mam inne walory.
-Jakie?
-Mogę cię utopic,jak mnie wkurzysz-Poslalem mu usmiech zabójcy.-To zmieszcze się jeszcze,czy mam sobie isc?
-To wchodź,przecież ci nie bronie,tylko sugeruje inne rzeczy.
-Ranisz mię,ranisz-Westchnalem-Chyba przestanę robić ci sniadania.
-Nie gadaj tyle tylko wlaz,bo zaraz nie będzie dla ciebie miejsca-Odparl stanowczo,a ja poszedłem zajac miejsce obok.
-Przyjemnie tu macie-Rzuciłem-To o czym się rozmowa kręci?
-O kotach.-Teraz odpowiedziala mi Syndra.
-Um.Chyba się tu niestety nie wypowiem.Nie jestem kociarzem-Odparlem ze znudzeniem-Obudzcie mnie jak zmienicie temat.Chętnie się przyłączę.
-A gdzie masz kolegę?-Masterek spytal trzachajac mnie w ramię.
-Nie wiem,gdzieś polazl,pewnie niedlugo się znajdzie.A co?Nie cieszysz się z mojego towarzystwa?
-Mam bardziej wykwintne towarzystwo,ktore jest przynajmniej w temacie-Odparł złośliwie.-Ale spokojnie,śpij,śpij,najwyżej się utopisz.
-No wiesz ty co-Mruknalem-Żebyś ty się czasem nie utopil.
-To utopimy się razem.
-Słodko-Odparlem wesolo.
-Wracajac do tematu-Master zaczal to swoje pitolenie,a mnie od razu wzięło na sen-O wiele podobają mi się też rude koty,tak po prostu.
-Chyba jednak cię opuszczę.To nie moje klimaty-Odparlem.-Albo wiesz co,wezmę cię ze sobą.-Wybierzesz się ze mną w podróż w nieznane?
-Dobra,ale na chwilę-Mruknal-Jeszcze nie skonczylem rozmowy.
-Kto by chciał pierdolic o kotach,chyba ze tych z okladki Playboya,to tak.O tych mozemy pogadac.
-Ktos tu jest zazdrosny- Master Zachichotal wesoło.-Uroczo,idź płakać do kąta.
-Wyladujesz w basenie.Zatkaj jape i nie kuś losu-Odparlem sucho.
-Dobrze,dobrze-Westchnął ze znudzeniem-Znacznie lepiej bawiłem się w towarzystwie kolezanek niż twoim,ale skoro ty rozpaczliwie domagasz się uwagi,to mogę spędzić z tobą odrobinę czasu.
-Wysmienicie-Zmierzylem go-To czego krolewna sobie życzy?
-Nie,nie będę pływał-Spojrzał na mnie karcaco.
-Skad wiesz,że miałem to zaproponować?-Westchnąłem z rozczarowaniem-Ty wróżbito.
-Nie muszę być fenomenem,żeby się tego domyślić-Rzucił wesoło-Ale mozemy iść tam.Miło i cieplutko.
-Po cholerę chcesz isc do sauny?
-Bo tak.
-Zgoda-Zaczalem-Ale...
-Co ale?
-Jak skoczysz z tego tam o-Wskazałem na skocznie.
-Nigdy w życiu-Zmierzył mnie spojrzeniem mordercy-Chyba cię coś pogrzalo.
-A czemu nie?
-Bo mam lęk wysokości.-Odparł po chwili.
-To bedzie jeszcze zabawniej.
-Nie.
-Jak skoczysz zrobię ci kolację.
-To nie działa.
-Iiiiii-I będę pielic w ogrodku przez miesiąc.Ewentualnie mogę cię pogłaskać tu i ówdzie,obroże juz masz,także ten...
-Dobra,skocze.Tylko już nie pitol,bo im dłużej tu stoję,tym bardziej mi zimno.
-Dopsz.Przebieraj tymi nogami-Objalem go ramieniem-Zarzuce ci takiego miska,że ci pluca wyleca uszami.
-A tobie sledziona,jak nie skonczysz.
-Ale grozny.Lubię takich.
-A ja lubie jak milczysz.Minuta ciszy.
-Mam przestać się do ciebie odzywac?Wiesz,że umiem.
-Minuta nadal nie minela-Zganil mnie z usmiechem i poszlismy tam gdzie chciał.
******************************
-Nie rozumiem jak mozesz lubić takie miejsca.Tu idzie umrzeć-Rzucilem wchodzac do tego malego,gorącego pomieszczenia,do którego tak paliło się Masterkowi.
-Liczę,ze cię zawał trafi-Zachichotal i rozsiadl się w kącie,opierajac mi nogi na kolanach.
-Nie za wygodnie ci?-Zmierzylem go sugestywnie.
-Nie,jest w sam raz.Przydała by się poduszka-Mruknął,odwracając się w drugą stronę-O tak jest o wiele wygodniej.
-To była ironia.
-Oh jej.To trudno,teraz się z tad nie rusze.
-Zepchne cię.
-Mam ci zapłacić czy co?
-Wolisz w naturze czy złocie?
-A nie dajesz gratisów?
-Nie-Odparlem-No chyba,że...ale musisz się zaangażować.
-To wystarczy?-Przyciagnal mnie do siebie i pocalowal.
-Niestety nie.
-No cholera,drogo sobie liczysz.
-Taka forma może być-Odparlem wesolo-Ale jak dojdziesz do setki to pogadamy.
-Handel z tobą to..na pewno nie przyjemność.Tlenu mi nie starczy.
-No tutaj napewno-Mruknalem-To placisz teraz czy potem.Ale potem liczę sobie drozej.
-Skoro muszę-Objal mnie i zaczął calowac-Pielisz w ogrodku przez trzy miesiace.
-Dla mnie to przyjemność-Mruknalem,oddajac pocalunki.
-Znowu się polamiesz?-Zachichotal zlosliwie,obejmujac moja szyję-Na to liczę.Lubię patrzeć jak cierpisz.
-Alez sadysta-Mruknalem,odejmujac go-Zaraz ty bedziesz cierpieć jak złamie ci nos.
W pewnym momencie do pomieszczenia zaczely się schodzić inne osobistości.Zerwalem się na nogi i stanąłem obok Masterka,ktory z zaskoczeniem podniosl się powoli.
-Dlaczego towarzystwo pojawia się w najmniej odpowiednim momencie?-Mruknalem,kierujac się ku wyjsciu.
-Yi ruszył za mna i po chwili ukazał mi się Zedziu.
-No,Masterku,idziesz fikac?-Poklepalem go po ramieniu,a on zmierzył mnie wystraszonym spojrzeniem.
-Mogę się wycofać?-Mruknal cicho.
-Nie ma odwrotu,tchorzu.Nie boj się jak chcesz mogę skoczyc z tobą,żeby ci bylo weselej.
-W porządku-Spojrzal mi w oczy-Ale ty skaczesz pierwszy.Może jest szansa,że się nie zabiję...
-Możesz stracic przytomność.Z wielką chęcią będę cię reanimowac.Usta-usta zawsze spoko.
Usmiechnal się delikatnie.
-To potem.Jak zasluzysz.Dobra,miejmy to już za sobą-Ruszył w stronę skoczni,a ja udalem się za nim.
*Yi*
Stałem w miejscu i patrzylem przed sobie,dopóki nie wyrwal mnie z rozmyślań głos Yasuo.
-Idziesz,czy mam cię zanieść?
-Miałeś być pierwszy-Odparlem,ze zdenerwowaniem-Obiecałes.
-No dobra.Ale potem ty skaczesz-Rzucił,zblizajac się do skoczni-Fajnie bedzie popatrzec na ciebie w locie.
-Um.Pewnie-Mruknalem niepewnie,opierajac się o ścianę.
Po chwili Yasu uraczyl mnie perfekcyjnym skokiem,ktory sprawił że zaczalem się bać jeszcze bardziej.
-Twoja kolej-Odparl po chwili,a ja spojrzalem na niego niepewnie.
-Nie jestem pewnien czy to dobry pomysł-Mruknalem,podchodzac do drabinki.
-Streszczaj się,bo chce popatrzeć jak fruwasz-Yasu pospieszyl mnie,a ja wspialem się na szczyt i gdy tylko spojrzalem w dół,otulilo mnie uczucie paniki.
-Nie skocze-Odparlem,chwytajac się balustradki i nadal patrzac z przerazeniem w dół.
Po chwili jednak cos we mnie wstapilo i ustawilem sie w pozycji do skoku,patrząc niepewnie wokoło.Moment między odbiciem się od podloza,a wyladowaniem w wodzie zajal mi chwilę, ale gdy już dotarłem do wody,urwał mi się film.
******************************
-Matko Master,daj znak życia!-Usłyszałem,powoli wracając do świadomości-Nie rób mi tego.
Otworzylem oczy,a potem wyplulem resztki wody.
-Um?-Udalo mi się tylko tyle wydusic,gdy nade mną pojawił się zaniepokojony Yasu.
-Uff...A jednak nie zszedles.-Odetchnal z ulga i spojrzał na mnie-W porządku?
-Chyba tak-Jeknalem-Wlasciwie nie wiem co się stało.
-Nie wiem co ci przyszło do głowy,ale prawie się utopiles...
-To było do przewidzenia-Zasmialem się nerwowo-Tak się składa,że nie umiem pływać.
-Co jest z tobą nie tak!-W oczach Yaska zobaczylem gniew-Skaczesz do wody nie potrafiac pływać!Kto normalny robi coś takiego!?
-Wiem,że to było glupie-Mruknalem,podnoszac się do siadu-Ale się nakreciles,że będę skakal i w ogóle...
-Trzeba było mówić,że nie umiesz pływać!A jakbyś się utopil!?
-Ale się nie utopilem-Westchnalem ze zmeczeniem.
-Prawie-Yasu prychnal-Jakbym cię nie wylowil,to nie wiem co by z tobą było.
-Ale się nie utopilem,tak?To chyba dobrze.
-Nie pierdol.Wiesz jak glupie było to co zrobiłeś?
-Nie chcialem cię zawieść-Odparlem,czerwieniac się-Nakreciles się jak dzika małpa.
-Słodko,ale jesteś idiota wiesz.-Jakby odrobinę zlagodnial-Co za debil idzie do wody nie umiejac pływać?
-Zimno mi-Mruknalem,otulajac się rekami,w sumie to czulem się fatalnie.
-Masz-Otulil mnie recznikiem-I jak cie zobaczę w wodzie,to sam cię utopie.
-Przepraszam za problem-Odparlem,otulajac się szczelnie recznikiem.
-No wiesz,nie zawsze się zdarza żebym ci robił usta-usta,ale wolę tego nie powtarzać.Chyba,że na sucho-Uśmiechnął się i usiadl obok mnie.-Masz sine usta.Zara cię stąd wykopie,słyszysz.Bedziesz siedzial w aucie.
Usmiechnalem się slabo.
-Na mokro?
-Na mokro to będzie potem,jak mnie nie zdenerwujesz-Zachichotal-Ups,wybacz już napsules mi krwi.
-Przepraszam-Mruknalem z przepraszajacym spojrzeniem.
-W porządku.-Objal mnie ramieniem-Chyba muszę ci zrobic szkolenie z plywania.W wannie.
-Podziekuje-Odparlem słabo.
-A zobaczysz,że tak zrobię-Zachichotal-A teraz chodź.Wydaje mi się,że dla ciebie to już za dużo.
******************************
-Potrzebuje herbatki-Odparlem,rozkładając się na kanapie.
-A ja suszarki-Yasu spojrzal na mnie z mina zabijcie mnie-Juz czuję,że mam katar.
-Nie moja wina,że jej nie zabrales.
-Zapomnialem-Westchnął-To nie moja wina,że nie umiesz pływać.
-Odczep się-Prychnalem-Bo nie dostaniesz suszarki.
-Sam sobie wezmę-Yasu odparl i wyszedł po owy sprzęt,a ja poszedlem zrobić herbatę i cos cieplego do jedzenia.
-Herbata ci wystygla-Odparlem,gdy skończył się bawic suszarka-Niezle gniazdo.
-Odwal się,bo ci tą suszarkę wsadze w dupe!Pomijajac fakt,że jesteś ciasny jak...
-Herbataa ci wystyglaa-Przerwalem mu z kuchni,bo nie chciało mi się słuchać jego wywodów.
-Nie musisz powtarzać dwa razy-Odparl i wziął swoj kubek-Zimna też ujdzie.
-Przecież mogę ci zrobic nową.Gorąca.
-Jeden pies.I tak smakuje tak samo-Upil łyk herbaty i zaczal bawic się łyżka.
-Naprawdę nie wiem co w tobie widzę-Westchnalem,rozkładając się na krześle.
-No nie masz teraz okularów na nosie,to chyba kiepsko o to żebyś coś widział.
-Ha,ha.Bardzo zabawne-Odparlem,zakladajac wspomniane okulary.-Teraz widzę malpe, pijaca zimna herbatę.
-Zobaczymy wieczorem,jak będziesz się do mnie kleil.Jak pszczółka do miodku.
-Nie licz na nic-Rzucilem-Jestem zajechany i szybciej zasne niz zdążysz mnie dotknąć.
-Nie prawda.Zdążysz dojść zanim zaniesz.
-To ty uschniesz jak ja dojde.-Odparlem-Muszę cie rozczarowac.Mam zamiar spać.SPAC.
-Uratowalem ci życie niedawno.Liczę na jakąś nagrodę.
-Twoja nagroda była suszarka i prad-Rzucilem,konczac herbatę.
-Ale sknera-Yasu mruknal z rozczarowaniem.
-Albo skonczysz o tym mówić,albo spisz sam-Mruknalem,mierząc go spojrzeniem zabójcy-Wybieraj.
-A ty-Prychnal-Nastepnym razem jak bedziesz się topil,to nie licz,że cię wyciagne.
-I tak to zrobisz-Odparlem,wchodzac po schodach do góry.
-Skąd takie wnioski?
-Przeczucie.-Usmiechnalem się,czego Yasu nie zdarzył zauważyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro