Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXII

*Yi*

W pierwszym momencie nie wiedziałem o co w ogóle chodzi,stałem na środku pokoju,patrząc na zamykające się drzwi,bez żadnej reakcji.Jednak potem sen wydał mi się idealnym pomysłem i polozylem się na kanapie,bo była znacznie bliżej niż łóżko.

******************************

-Yass?-Mruknalem,budząc się i rozgladajac się dookoła.
Chyba jeszcze nie wrócił.

Przeciagnalem się leniwie i poszedlem do kuchni,zrobic coś do jedzenia,nadal oczekując na wielki powrót wszyscy wiemy kogo.W sumie to juz był obiad,a nie sniadanie,ale cóż.Dzisiejszy dzień planowalem spędzic na niczym,co wymagałoby zbytniego zaangażowania.Postanowilem,więc poczytać i to zajęło mi większą część dnia.Wieczorem zaczalem się trochę martwic tym,że Yasuo nie wrócił.A może już nie wróci?
Westchnalem i polozylem się spać,w nadziei,że gdy się obudze zastane go obok.

Gdy się ocknalem sytuacja wygladala tak samo jak poprzedniego wieczoru.Obszukalem dom,wodzac za śladami jego obecności,ale nie było żadnych.Zmartwilo mnie to,więc postanowilem zadzwonić.Ajfona pewnie ma.Musi mieć,jak będzie Tumblr przegladal?
Wstukalem,więc numer,przy okazji parzac kawę,ale nikt się nie odezwal.

-Ech-Westchnąłem i zadzwonilem jeszcze kilka razy,po czym ze zdenerwowaniem dałem sobie spokój.

Po chwili dotarło do mnie,że naprawdę mogłem go stracić.

*Yasuo*

-Nie,nie mamy herbaty karmelowej-Zed rzucił do Syndry,a ja spojrzalem z triumfem do mojego kubka,w ktorym była ostatnia porcja owej herbaty.-Z czego się tak cieszysz?-Spojrzał na mnie pytajaco, nadal grzebiąc w szafce z herbatka.

-Ja,z tego że dziś dzień taki ładny,że mam dobrą herbatkę...

-Przestań czytać poezyje,bo mnie przerazasz.Niedługo będziesz pantoflarz i cham-Zmierzył mnie ze złośliwym usmieszkiem.

-O mnie się nie martw-Odparlem,kończąc herbatę-Raczej martw się o siebie gdy Syndra bedzie mieć humorki.

-Już miała-Mruknął-A zrzedzi jak...

-Skądś to znam-Odparlem.

-A tak z innej beczki to...

-NO NIE!!-W sasiednim pokoju rozlegl się krzyk Syndry-YASUO,JA CIĘ POLAMIE!

-Przepraszam za ta herbatę,nie wiedzialem,że to ostatnia-Odparlem przepraszająco.

-JAK JESZCZE RAZ ZABLOCISZ DYWAN TO...NIE WIESZ PO CO JEST WYCIERACZKA!?

-Współczuję-Rzucilem do Zeda,a on pokiwal głowa z miną "i ja z nią musze żyć",po czym zwrocilem się do Syndry-Wybacz,potem się tym zajmę.Jak mi powiesz gdzie trzymasz Vanisha to zalatwie ten problem.

-NO JA MYŚLĘ!-Ukazala się w pokoju z mina zabojcy-A jak nie to Zed posprzata,prawda kochanie?-Poslala mu uśmiech szatana,a ja ledwo powstrzymalem się od śmiechu.

-On tu nabrudzil-Wskazał na mnie-To niech sprząta.

-Nie mam z tym problemu-Odparlem spokojnie-Tylko najpierw pragnę dopic moją herbatkę.

Po chwili w drzwiach pojawiła się Irelka-Gwalcicielka z talerzem,pakujac na niego ciasto.

-W sumie ciasteczko do herbatki...-Zacząłem sugestywnie.

-Dostaniesz jak posprzatasz,albo twoje buty wyladuja za oknem-Syndra schowala ciasto przede mną,a Irelka przysiadla się do mnie i do Zeda.

-Jak tam twoja striptizerka?-Spytala,dzielac się ze mna ciastem,unikając zabojczego spojrzenia Syndry.

-Nie wiem.Musi wybrać swoją drogę-Dopilem herbatę,a Irelka poszla po kolejny kawalek ciasta,wyciagajac je z kryjowki Syndry.

-Widzę,że stanowczo-Zachichotala-Szybciej to on skoczy z dachu zanim pojawisz się spowrotem.

-Tu nie masz racji-Zabralem jej kolejny kawałek ciasta-I tak muszę się tam wybrać,bo padł mi telefon i muszę podrabac ladowarke.

-A tu Yi zacznie wywijac na balustradce...-Zed zachichotal.

-Czemu nie-Wstałem od stołu-To gdzie macie tego Vanisha?

-Skoro chcesz wyczyscic dywan,to mozesz mi posprzątać w pokoju-Irelka poslala mi blagajace spojrzenie.

-Nie wykorzystuj tego,że lubię sobie posprzątać.

-Proszeeeeeee...

-Zapomnij.

-Proszeeeeeeee...Kupię ci tort,proszeeeee-Irelce chyba serio nie chce się sprzątać.

-Zobaczymy co da się zrobić-Poslalem jej usmiech negocjatora-A bedzie polewa czekoladowa?

-Owszem.

-No to zobaczymy-Ruszylem po Vanisza,ktorego podal mi Zedi.

******************************

-Gdzie zgubiłeś Yasuo?-Irelka rzuciła do Zeda-Miał posprzątać mi pokój.

-A masz tort?-Spytalem z sasiedniego pokoju.

-Zanim ty się doczekasz...-Zed westchnal-Mial wyczyścić jeden dywan,a czysci wszystkie...

-Mogę go przygarnac?-Irelka ucieszyła się-W charakterze pokojowki?

-Zapomnij-Rzuciłem,konczac mycie dywanu.

-Bo się dowiesz czemu jestem Irelka-Gwalcicielka...

-Irelko,nie groz koledze,bo jeszcze się obrazi i nie wyczysci dywanow do konca,a wtedy ja to będę musiał robić...-Zedi uciszyl Irelke,a ja zachichotalem,wychodząc z miska wody,bo skonczylem swoją pracę.

-Już?Znudzilo ci się?-Zedi zmierzyl mnie pytajaco.

-Raczej zmeczylo.-Otarlem czolo-Ile mozna mieć dywanow w domu?

-Miales wyczyścić jeden,nie wszystkie...

-Ale one tak smutno wygladaly...zadowolony dywan,to ładny dywan.

Irelka zachichotala.

-Chyba pamiętasz o czymś prawda?Twój tort czeka w kuchni.

-Cieszę się-Ruszylem w stronę pokoju Irelki-A teraz możesz mi kupić jeszcze jeden,bo podwajam stawkę.

-Mam ci pokazac furie Irelki-Gwalcicielki?

-Zartowalem-Udalem się do jej pokoju.

-Ależ smieszek-Skomentowal Zedi.

*Yi*

W telewizji nie było nic porywajacego,a ja zawinalem się w koc,siedząc z kubiem herbaty na sofie.Yass nadal nie wrócił,a ja wiem że to moja wina.Naszla mnie już dziś kilka razy myśl na chamskie namierzenie Ajfona (telefon,tak,tak xD),ale z marnym jak dotąd skutkiem.Wydaje mi się,że kolejne próby skończą się tak samo i to sprawia,że mimo iz nie chcę po mojej twarzy spływają łzy,które nic nie zdzialaja.

*Yasuo*

Jakieś kilka dni potem,hehe

-Irelko,powiedz Zedziowi jakby mnie szukał,że idę po moją ładowarkę-Odparlem ,z zamiarem tajnej misji napadu na sprzęt od Ajfonka.

-Sprawdź czy ta ciota żyje-Zmierzyła mnie jakbym jej powiedział,że przegrała życie-Cos go ostatnio nie widzę.

-Skoro juz tam idę,to chyba dobry pomysł-Otworzyłem drzwi-Poczekaj,bo Syndra zaraz znowu bedzie marudzic,że ma bloto na dywanie.

-To bedziesz mial zajecie-Rzuciła zlosliwie,i zamknela za mna drzwi.

Ja zaczalem zmierzać do znajomego miejsca,z zamiarem napadu na ładowarkę,plus sprawdzenia załogi.Gdy dotarlem,chcialem wejsc przez okno ale o dziwo drzwi okazały się otwarte.Uchylilem je cicho i moim oczom ukazał się Master z pudełkiem lodow,chusteczkami i pluszowym kotem z czyms niebieskim,ale ciemnosc nie pozwoliła mi określić tej rzeczy,szlochajacego przed telewizorem.Gdy zrobilem kilka kroków on odwrocil głowę w moją stronę,przylapujac mnie na skradaniu się do szafki,zaplakanymi oczami.

-Dobry wieczór-Rzuciłem,patrząc na niego,zwieszajacego głowę i podchodząc bliżej.I w tym momencie zrobiło mi się go cholernie szkoda.Kuzwa,wie jak rozpuścić moje lodowe serce.

Po chwili z jego policzków zaczelo sciekac wiecej łez i wybuchl placzem,chowajac twarz w dloniach.Przytulilem go.Nie mogłem go nie przytulić.

-Ja tylko po ładowarkę-Odparlem,zabierajac to co moje,a on spojrzał na mnie z rozpacza w głosie.

-Zostań...-Znowu zaczął szlochac-Blaaagaam!!

Zrobiło mi się go szkoda i znów podszedlem bliżej.

-A będziesz grzecznym chłopcem?

-Mhm-Pokiwal głowa,ocierajac oczy.

-Napewno?

-Tak...-Jakby się trochę uspokoił,ale po jego twarzy nadal splywaly łzy.

Usiadlem obok,patrzac co robi,a on szlochal cały czas,co zrobiło się naprawdę irytujące.

-Przestań ryczec-Zganilem go ostroznie-Nie będę cię ratował jak zadlawisz się smarkami.

Spojrzal na mnie z zaskoczeniem i oczami pelnymi łez,a ja średnio wiedzialem co zrobić,więc przytulilem go ponowie,pozwalajac by szlochal mi w ramię.To podzialalo dość uspokajajaco i czułem jak powoli przestaje histeryzowac.

-Skonczyles?-Spojrzalem na niego,co odwzajemnil,ocierajac oczy.

-Chy-chy -ba tak...-Jeknal,wtulajac się w moją rękę,a kiedy mialem sie odezwać,zasnął.

-Cale zycie z debilami-Mruknalem i uwolniwszy się z uscisku Masterka,poszedlem po kocyk aby go nakryć.

*Yi*

-Mh?-Obudził mnie zapach nalesnikow niosacy się wokół.Podnioslem się powoli z pozycji lezacej,przecierajac leniwie oko.

Po chwili moim oczom ukazal się Yasuo mieszajacy ciasto na naleśniki z miłością i pasją.

-Chyba nadal śpię...-Mruknalem ze zmeczeniem i przeszedlem obok.

-Chyba wiem co cię rozbudzi-Objal mnie i pocalowal,w jednej rece nadal trzymajac łyżkę-To nadal sen?

Spojrzalem na niego caly czerwony i już miałem odpowiedziec,kiedy nagle Yasuo podskoczyl jak dzika małpa.

-Zapomnialem obrocic naleśniki!-Polecial w stronę kuchenki,a ja spojrzałem w jego kierunku z uśmiechem.

-Wspaniale,zrobiles mi snadanie-Odparlem,wyjmujac sok pomaranczowy z lodówki-Słodko,czyli już się nie gniewasz?

-Kto powiedział,że one są dla ciebie-Zaczal zdejmować nalesniki z patelni-Co do tego drugiego,to chyba rozpusciles moje lodowe serduszko,demonie.

Usmiechnalem się i oparlem o stół.

-Jaki tam demon,ale butem cię mogę zabić ,jeśli poprosisz...

-Mam wyjść?-Spytal zlosliwie,a ja się wzdrygnalem.

-Nie,nie,nie.W żadnym wypadku nie musisz wychodzić.Inaczej chyba bede zmuszony cię do czegoś przywiazac...

-Nie dam ci nalesnika-Rzucił i zabrał talerz jak najdalej ode mnie.

-Skazujesz mnie na śmierć glodowa?-Westchnąłem smutno-A przecież byłem taki grzeczny...

-Bardzo-Zachichotal-Ale wolę jak robisz się niegrzeczny.Będę mógł cię wtedy ukarac..

-Nowy fetysz?Co masz zamiar mi zrobić?Zabrac mi jedzenie?-Probowalem bezskutecznie sięgnąć po nalesnika.

-A tam drobiazg...wyrzuce cię z okna,albo do piwnicy,albo ze schodow...Najwyżej dostaniesz pozadnie blatem w jape.

-Okrutnyś-Odparlem rozbawiony-To teraz dasz mi jeść?

-Musisz zasłużyć.

-Bardzo ładnie proszę-Zrobilem minę zbitego psa.

-To na mnie nie działa-Zmierzył mnie z rozbawieniem.

-To co mam zrobić?-Spytalem z zazenowaniem.

-Możesz się rozebrać do naga i wysmarowac bitą śmietaną...I do tego...

Przerwalem mu chichoczac.

-Nigdy w życiu.Chyba oszalales.

-No to nie ma nalesnika...

-Jak kupię ci lody z tą twoją bita śmietana?

-Wolę inny rodzaj lodów,ale ten też mi odpowiada-Podał mi jedzenie-Trzymam za słowo.

-Cicho siedz i daj mi zjeść.-Uciszylem go-Jestem głodny jak...

-Głodny czego?Wrażeń?-Zachichotal-Oczywiście,że cię nakarmie.Wolisz po dobroci czy po złości?

-Zadna z tych opcji mi nie odpowiada-Uśmiechnąłem się zlosliwie-Chyba powinieneś posprzątać po sobie w kuchni,nie sadzisz?

-A ty się mnie jak zwykle pozbywasz...no co za cham.-Poszedł w stronę kuchni,a ja zjadlem to co mialem na talerzu.

******************************

-Irelka się bardziej postarala-Yass westchnal,bawiac się łyżeczka-Dała mi tort,a ty?Leniu.

-Chciałeś lody, no to masz-Odparlem,jedząc powoli swoją porcję-Dotrzymuje obietnic.

-Czyżby?Kiedyś mi cos obiecales,a ja nadal na to czekam...-Zmierzył mnie zlosliwie.

-Jezeli to było po pijanemu to niestety ci nie pomogę.

-Obietnica to obietnica.-Naburmuszyl się.

-Czego chcesz?-Przewrocilem oczami.

-Caluska.Ale takiego z pasją.

-Zaraz w dupe dostaniesz,też z pasją.

-To mogę cię pocałować w dupe?No,no,dwa grzybki w jeden barszczyk...No to czekam.

-A chuja ci dam!-Oburzylem się-Naucz się takiego pieknego słowa jak abstynencja.

-To chuja tez mi dasz?Łooo,ale laskawy z ciebie człowiek-Zachichotal,jedzac swoje lody.

-Nie odwracaj kota ogonem-Zmierzylem go.

-Nie mam zamiaru ci pokazywać kociego odbytu-Westchnal z rozczarowaniem-Ale jak pokażesz mi swój,to chetnie zobaczę.

-Jesteś niemozliwy.

-Zajmij się swoim lodem,bo dam ci mojego.Z bitą śmietana czy bez niej.

Gdy mialem zamiar skomentować,to na koszulkę spadlo mi odrobine lodow,bo nie umiem trzymać lyzki wtedy kiedy trzeba.

-Ups-Jeknalem-Niezdara ze mnie.

-Teraz to musisz się rozebrać-Zachichotal.

-Na pewno nie przy tobie-Zmierzylem go z zamiarem wstania i przebrania się.

-Wstydzisz się mnie?-Westchnął ze smutkiem.

-Mam zamiar tylko przebrać koszulkę,a ty mi się kazesz rozbierac.

-Dobra idz po ta koszulkę,bo niedługo spodnie tez bedziesz mieć brudne,a wtedy ja z chęcią pomoge ci je zdjąć.

-Idz ty-Mruknalem-Spodnie to ja zdejme sobie sam.Ty możesz zdjac swoje,żeby było weselej-Zmierzylem go zlosliwie.

-Wysmienity pomysł!-Zachichotal-Ale ty zdejmujesz pierwszy.

-Chyba jak umrę-Zmierzylem go,odchodzac by się przebrać.

-Ale ja nie jestem nekrofilem-Westchnął z rezygnacja i powiódł za mną wzrokiem gdy wychodziłem.

******************************
Wieczorowa porą (hehe)

-A ty wszędzie z tą książką...-Uslyszalem,obok narzekanie Yasuo.

-Czytam,bo mogę.-Rzuciłem,wracajac do powieści.

-Ale w łóżku się śpi...albo robi coś innego,a nie czyta.

-Kladziesz się,czy mam sobie iść?

-Eeeh-Uslyszalem smutne westchnienie-Nadal nie dotrzymales obietnicy...

-Czego chcesz?-Zamknalem książkę i odwrocilem się w jego stronę.

-Miałeś mi dac caluska-Yasu zrobil minę zbolalego psa-Nawet caluska mi nie chcesz dac.

-Niech stracę-Westchnalem-Buzi na dobranoc może być.

Przyblizylem się i przysunalem usta,dając się objac i odbierając namietny pocalunek.

- Comibus est oculis alliciendus amor.

Spojrzałem na niego krzywo i niezrozumiale,leżąc w jego uscisku.

-Miłość zdobywa się słodkim spojrzeniem.-Szepnal cicho-A ty tak niby bardzo lubisz czytać.

-Co to?

-Owidiusz.-Znów mnie pocalowal,sprawiajac,że oblalem się czerwienia-Spaliles się jak dziewica na słońcu.

-Jakiś problem?-Mruknalem z oburzeniem.

-Ależ skąd,do twarzy ci w czerwieni-Spojrzał na mnie,chcąc wyczytac moja reakcję z twarzy,ale srednio mu to wyszło.

Przytulilem się mocniej i zawinalem koldra.

-Chyba zaraz pójdę spać-Mruknalem ze znudzeniem.

-Nigdzie nie pojdziesz-Yasu zmierzył mnie i zabral mi kołdrę-Obiecales mi wiele innych rzeczy.Nie pamietasz?Duzo,dużo fajnych rzeczy,przecież sam zaproponowales.

Zmierzylem go pytajaco.

-Na serio nie pamietasz?-Westchnął-To chyba muszę ci sam przypomniec-I nagle poczulem intensywny pocalunek,który mnie oniesmielil,ale podobał mi się.Potem zostalem mocno przyszpilony do łóżka,nie mogąc uwolnic rąk.

-Potrzebuje snu dla urody-Odparlem zdziwiony lecz podniecony.

-Najpierw to co mi obiecales.Mówiłeś,że dotrzymujesz obietnic.

-Ah.-Odparlem,gubiac trop i czujac delikatne musniecia na szyi.-Nic ci nie obiecywalem.

-Ja pamiętam co innego,Masterku-Zaczal gryźć mój obojczyk,doprowadzajac mnie do cichego jeku.

-Możesz mnie juz puscic?-Rzucilem szeptem,chociaż w sumie nie chciałem by przestawal,ale wolalem być przy swoim.

-Nie mogę spełnić twojej prosby,przykro mi-Westchnal,przerywajac pieszczote-Ale nie pożałujesz.

-To to wiem-Rzuciłem cicho-Rozmyslilem się.

-Co mam przez to rozumieć?

-Kontynuuj-Szepnalem,czekając aż wróci do swojej zabawy.

-Z radoscia-Zatopil się w mojej szyi,co sprawilo,że oblalem się lekkim rumiencem.

Potem uwolil moje rece,a swoimi powedrowal pod moja koszulkę,zataczajac palcami kregi po moim brzuchu,a muskajac ustami szyje,doprowadzajac mnie do kolejnego cichego jeku.Objalem go,wydajac z siebie zapraszajacy jek.Po chwili poczulem delikatne pocalunki na brzuchu,ktore rozprowadzily po mnie uczucie goraca.Nagle musniecia zaczęły się znizac coraz bardziej i bardziej i mniej więcej wiedziałem co nastapi.
Obrocilem się chamsko na plecy,rozwiewajac nadzieję Yasuo.Spojrzał na mnie ze zdziwieniem,a ja usmiechnalem się złośliwie.

-Nie ma tak łatwo-Mruknalem.

-Ej no...-Westchnal ze smutkiem-Albo się obrocisz,albo zobaczysz co to ból.

Ani myslalem by się obrócić.

-A dlaczego mam się niby obracac?

-Bo dam ci coś miłego.A z resztą sam sobie wezmę-Zaczął mnie macac po tylku,a ja odsunalem się,patrząc z triumfem na jego zdziwiona minę.

-Musisz ładnie poprosić.

-Yghhh,no dobra-Westchnal ze zniecierpliwieniem-Zostaniesz moim kotkiem?

-Ale ja juz nie jestem kotkiem-Zachichotalem.

-To nie dostaniesz ptaszka.(Hehe if ju nol lot aj min)Pytam jeszcze raz.Zostaniesz moim kotkiem?

-Mrrr-Mruknalem,obracjac się na plecy-Jestem cały twój.

Yasu ucieszony tym faktem prawie natychmiast dobral się do moich spodni,bawiąc się tym i owym,sprawiajac że na chwilę zakrecilo mi się w głowie.

-Chyba ktoś tu jest spiety.-Z (hm ze tak to nazwe xd) ekstazy wyrwał mnie głos Yasu i spojrzałem na niego z pytajacym spojrzeniem.-Przydałby ci się masaż.

-Zaraz ja cie moge pomasowac-Zachichotalem,przy okazji pojekujac-Ale kijem.

-Chyba nie skorzystam.Ale możesz wymasowac co innego.

-Haha.Nie-Rzucilem zlosliwie,chociaż wiedzialem,że tego wieczoru nie jedno bede masowac (hehe xd).

Po chwili znów obrocilem się na brzuch ze złośliwym usmieszkiem,bo chcialem zupełnie czego innego.

-No co znowu!?-Yass oburzyl się-Ja się tak nie bawię.

-A nic,nic.

-Yi!!

-No co?Mam wymagania-Zachichotalem.

-Jesteś ciężki jak...-Westchnął zirytowany-Odwracaj się już.

-Nie-Rzucilem.-Nie odwroce się.

-Wolisz po dobroci czy po złości?

-Wolę ciekawsze rozwiązanie.

-Wymaz się bitą śmietaną to porozmawiamy-Obrocil się poddanczo na drugi bok.

Ja wykorzystalem okazję i przyszpililem go do łóżka,patrzac w całą gamę zdziwienia,które dalo się wyczytać ze spojrzenia.

-Nie pozwalaj sobie!-Mruknal oburzony.

-Oooj juz nie marudz-Burknalem-Bo pójdę spać.

-Nie pozwolę ci-Zmierzył mnie zabojczym spojrzeniem xD.

-Sam sobie pozwolę-Mruknalem,muskajac jego usta-Bo mogę.

-Ja tez wiele mogę-Spojrzał na mnie drwiaco-Na przykład przywalic ci w nosek.

-A ja nie chcę w nosek-Zmierzylem go-Chce cos innego.

-Czegóż to pragniesz?

-Rozka.

-Myslalem,że wolisz szejki.

-Ale dzis mam ochotę na rozka.Z dobra polewą.

-Mam dla ciebie idealnego rozka-Mruknal,zrzucajac mnie z siebie-Ale ci go nie dam bo byłeś niegrzeczny.

-To sam sobie wezmę-Mruknalem i zaczalem się dobierać Yassowi do spodni.

Nagrodzil mnie cichym jekiem,gdy zaczalem sie bawić jego meskoscia,wkladajac ja sobie do ust,co chwilę go drażniąc.Poczulem jak szarpie mnie za wlosy,co sprawilo,że zaczalem go meczyc bardziej i bardziej,aż w koncu odepchnal mnie,wprawiajac w zakłopotanie.

-Nie szalej,kowboju.

Spojrzalem na niego pytajaco.

-Nie mam zamiaru dojsc w tym momencie-Westchnął.

Polozylem się obok.

-No to idę spać.

Szarpnal mna i przycisnal do łóżka.

-Do dupy pójdziesz,a nie do spania!Jeszcze z tobą nie skończyłem.

Po tych slowach przycisnąl mnie jeszcze mocniej do lozka i zaczął składać pocalunki na moich nogach,sprawiajac że znów zaczalem jeczec blagajaco.Potem poczulem jak we mnie wchodzi,sprawiajac ze oblalem się rumiencem,ale to nadal nie było spełnienie moich marzeń.

-Mówiłeś, że dasz mi rozka-Jeknalem smutno i jednocześnie z podnieceniem.

-Lodziarnia zamknieta-Odparł,zajmujac się moja tylna czescia (heheh xD *3*)

-Ale powiedziałeś,że masz dla mnie rozka.To gdzie ten rożek.

-W dupie-Mruknął.

-To to wiem-Jeknalem cicho z zadowolenia-Ale ja chcę rozka i mnie to nie obchodzi gdzie on teraz jest.

-Zamkniesz się w koncu?-W jego glosie wyczulem zniecierpliwienie.

-Nadal czekam na swojego rozka-Odparlem z niezadowoleniem i nagle poczulem to o co się dopominalem w ustach.

-Zadowolony?

Mruknalem z aprobatą.

-To się zamknij.Nie mogę słuchać twojego marudzenia.

Weschnalem,kiedy poczulem przyjemna wilgoc w ustach (hehe dojść kiedyś trzeba xD)i wykrzesalem z siebie jek,chociaż nie mialem siły.
Znow obrocilem się i mruknalem ze zmęczeniem.

-Idę spać.

-Mówię ci po raz trzeci,że nigdzie nie pojdziesz-Rzucił,przytulajac się do mnie-A przynajmniej w samotności.

Mruknalem i przeciagnalem się.

-Czyli będziesz mi towarzyszyć?

-Ta,na to wygląda.


Ten rozdział to jedna wielka krzesana od jakiegoś tygodnia blokada.

Miłej zabawy xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro