Rozdział XX
*Yi*
Ocknalem się niewyspany,ale czułem się dobrze.Spojrzałem na Yasuo,który patrzył się na mnie jakbym mu powiedzial,że wypieprzylem Ajfona przez okno.
-Co?-Spytalem,mając dziwne wrazenie,że coś puszystego leży kolo mojej nogi.
-Powiedz mi od kiedy masz kocie uszy.Jak mowilem,że jesteś kociakiem,to nie az tak.
-Co mam!?-Zdziwilem się i przesunalem ręce na czubek głowy i poczulem miękkie,futrzaste uszy-Co ty znowu zrobiłeś!?
-Ja,nic.Ale uroczo ci w uszkach.
-Mmmmm-Westchnalem-Mam ochotę na mleko.
-Mleko?
-No mleko.Czego nie rozumiesz.Normalne,zwykle mleko.Nie to mleko,zboczencu-Zmierzylem go i udalem się w stronę kuchni,po owe mleko.
Gdy miałem już to co chcialem,zauwazylem ze mam też duzy,puszysty ogon,który wil się koło mojej nogi.Zacząłem się zastanawiać jak do tego wszystkiego doszło,ale wazniejsze było mleko.Potem w kuchni pojawil się Yasuo,a ja wskoczylem na blat z przestrachem że zabierze mi mój nektar.
-O co ci chodzi?-Spojrzal na mnie krzywo,gdy popijalem jezykiem mleko.-Przecież ci go nie zabiorę.
-Wybacz-Odparlem-To jakiś dziwny instynkt.
-Wiesz co?Chyba myszka się popsula..
-MYSZKA!?-Zeskoczylem z blatu i spojrzałem na Yasuo-Gdzie!?
-Nie taka myszka.Komputerowa.
-Aaaaaaa-Westchnąłem-To co z nią?
-Chyba się popsula.Nie wiem.Idę w niej zaraz pogrzebać.
-Powodzenia.Ymmm mam pytanie?
-Jakież to Masterku?
-Mamy jakiś drapak?Chce mi się drapac.
-Nie wiem.Pewnie nie,ale masz drzewa.Sa twoimi przyjaciolmi.
-Nie rób ze mnie dendrofila!-Zasyczalem i zamerdalem ogonem.
-Nie marudz-Zaczal mnie głaskać po uszach co było calkiem przyjemne.
Potem poszedł zająć się swoją robota,a ja położyłem się na podlodze,leniwie wygrzewajac się w słońcu.Po jakims czasie pojawił się maly czerwony punkt,który najwyraźniej chciał zostać moja ofiarą.
-Dzień dobry-Mruknalem do punktu,czajac się w jego stronę.
Po chwili przesunął się,jakby nie chciał ze mną dyskutowac,a ja ruszylem za nim,chcac go schwytac.Nagle ruszył na ścianę,a ja skoczylem wysoko,odbijajac sie o ścianę,syczac na niego,czasem pomialkujac.
-Yi,czyżbyś złapał jakiegoś ptaszka?-Yasu rzucił do mnie siedząc przy biurku i grzebiac w czymś,ale mnie interesował czerwony punkt,który znów powędrował do gory,a ja jego śladem,po raz kolejny odbijając się od ściany.
Potem punkt przesunal się dalej,a mi udało się wskoczyć na ścianę,by go złapać,ale pazury puscily i z glosnym mruknieciem spadlem na dol,przewracajac lampę.
-Yi co ty robisz?-Yass podszedł do mnie,a czerwony punkt wisial nade mną i probowalem go sięgnąć.
-Chcę TO zlapac!-Rzuciłem,próbując chwycić punkt.
-Zostaw.To laser myszki.Zobacz,zwaliles lampę.
-Ale on tu jest-Znow chcialem chwycic punkt.
-Niegrzeczny Yi.Bo pojdziesz do kata.
Zasyczalem,kiedy Yasu zabrał mnie od punktu i postawił obok siebie,wracając do kręcenia w myszce.
-Powinna już działać-Rzucił,kiedy znow pojawił się czerwony punkt,a ja zaczalem siegac po niego dlonmi.
-Zostaw-Yasu odepchnal mnie-Bo nie dostaniesz mleka.
-Kij z mlekiem,ja chcę jego!-Znów chciałem złapać ruszajacy się punkt,więc wodzilem dłońmi za myszka.
-Bo będę zmuszony zbudować ci kojec-Yasuo westchnal ze zniecierpliwiem i znów odsunal mnie od myszki.-Jak przestaniesz,to pokiziam cię po uszku.
Ta propozycja wydała się lepsza od punktu,więc zacząłem się lasic do jego nogi,a on poglaskal mnie tam gdzie chciałem,sprawiając że zacząłem mruczec i owinalem ogon wokół jego nogi.Potem polazl gdzieś i zostawił mnie samego,a ja usiadłem i włączyłem instynkt lowcy,wychodząc z domu i lecac za poszukiwaniem ptaków i myszy.
*Yasuo*
Wracalem sobie do Masterka,gdy nagle wyrwal mnie telefon od Zeda.
-Cóż cię skusilo by do mnie zadzwonić?-Spytalem.
-Nie chcę ci przeszkadzać w tym co robisz,ale tak jakby Yi siedzi u mnie na drzewie i żre śledzie.
-Co on robi u ciebie na drzewie!?-Spytalem zaskoczony.
-Ty mi powiedz.Tak go znalazlem.Próbowałem go zdjąć z tego drzewa,ale najpierw mnie podrapal,a potem wlazł wyżej.Calkiem zdziczal.
-Wszystko jak zawsze w moich rekach-Westchnalem.
-Nie marudz,tylko chodź,bo mi jeszcze obsra ogrodek-Zed rozlaczyl się,a ja polecialem żeby zobaczyc co ten Yi zrobił.
Gdy dotarlem do Zeda,zobaczyłem Yi,ktory leżał na drzewie i chyba ucial sobie poobiednia drzemkę,a Zed dzgal go patykiem,licząc że spadnie.
-Zdejmij go,bo rzuce w niego kamieniem.Może to podziała-Zed był wyraźnie zdenerwowany.
-To nie bedzie konieczne,ale potrzebne będzie mleko.
Postawilem miseczkę mleka w nadziei,że Yi zejdzie z drzewa,ale on tylko spojrzał w dół i obrocil się na plecy.
-Kici,kici,Yi.Patrz mleczko,chodź na dol,kici,kici.
-To chyba nie działa.Kotek ma cię w dupie.
-Dobra,przynieś mi drabinę.
Wzialem drabine i wlazlem na drzewo w pobliże Yi,który wygrzewal się w słońcu.
-Kici,kici,chodź-Polozylem mu pod nos ciasteczko-Zlaz z drzewa.
Yi spojrzał na mnie jak na debila i obrocil się na bok.
-Jak nie chcesz po dobroci to...-Zlapalem go za ogon i pociagnalem do siebie,zdejmujac z drzewa i schodzac z nim na dół.
-Ratujesz koty niczym strażak-Zed zachichotal,gdy zdjalem Yi z drzewa.
-To nie kot,tylko debil w mieczobutach,jadacy sledziem-I po chwili Yi udrapal mnie w policzek i zeskoczyl z mojego uscisku,syczac.
-Chyba uraziles kota-Zed rzucił.
-Będę mu musial obciąć pazury-Dotknalem podrapanego policzka-Niegrzeczny ten Yi.
Yi zas odezwal się leniwie.
-Zasluzyles sobie.
-Nie pyskuj-Odparlem-Bo ci nawet pazury nie pomogą.
Potem chciał znowu wejsc na drzewo,ale zlapalem go za ogon,przyciagajac do siebie.
-Ała!!-Zaczął syczec-Pojebalo cię!?
-Nie będę znów sciagal cię z drzewa-Prychnalem,a Yi się zjezyl i usiadl pod drzewem.-A teraz chodź,wracamy do domu.Cos ci kupiłem.
-Nigdzie nie idę-Rzucił i położył się.
-Okej-Odparlem-Tylko kiedyś wróć,bo spale twoje mieczobuty-Rzucilem z uśmiechem i odszedłem.
******************************
Zaczelo padac i Masterka nadal nie było,więc postanowilem się rozejrzec,ale okazlo się,że siedzi pod drzwiami.
-Czemu nie wchodzisz?-Rzucilem zdziwiony.
-Czekalem aż mnie wpuscisz.
-To przecież twój dom-Odparlem,a Yi wlazł do srodka i położył się na kanapie,zwijajac się w klebek.-Strasznie niedobry z ciebie kot.
Ziewnal i zignorował moja wypowiedź.Usiadlem obok i zaczalem się bawic jego ogonem.
-Poprawić ci drugi policzek?-Syknal i ułożył się w drugą stronę,a ja pokizialem go za uchem,sprawiając,że zamruczal i położył mi się na kolanach.Uspilo mnie jego mruczenie i sam nie wiem kiedy zasnalem.
Kiedy się ocknalem Yi nie było w pobliżu,więc zacząłem go wołać,ale znalazlem go w kuchni z kubkiem mleka.
-Dzień dobry-Mruknal.
-Dobry,dobry,Kocie z Chershire (nie pamiętam czy dobrze napisalam xD)Czy obdarzysz mnie swym slynnym usmiechem?
-Chyba nie-Mruknal i dopil mleko do konca.
-Lamiesz mi serce-Westchnalem smutno i oparlem się o blat-Prawdziwy z ciebie sukinkot.
-Udlaw się klakiem.
-Z ogonka?Wolę innego.
Yi westchnął i poszedł po ciastka dla kotów.
-Mam dosyć bycia kotem.-Mruknął-To męczące.
-Ależ Masterku, to WCALE nikogo nie denerwuje-Rzuciłem sarkastycznie.
-Ah.Jest jakieś wyjście na moją przypadłość?
-Nie wiem.Kogoś się popyta to się dowiemy.
-Załóżmy,że ci ufam-Odparl.
-Nie masz innego wyjscia-Zachichotalem-Ide poszukać rozwiazania twojego problemu,a ty postaraj się nie podrzec firanek i nie nasrac do wanny.-Wyszedlem,zostawiając Mastera samego sobie.
******************************
-Możliwe,że wypił to-Lulu wskazała na flakonik i uniósł się z niego zapach malin.
-Chyba pomylilem to z nalewka malinowa-Zasmialem się nerwowo-Pachnie zupełnie tak samo.Masz jakieś antidotum?Powinienem do niego wrócić,chyba ze już wlazł na drzewo i zabija biedne ptaszki.
-Powinnam je przygotowac w jakieś pół godziny-Odparla,wyjmujac skladniki z półek-Za 24 godziny wszystko powinno wrocic do normy.
Po jakiś 40 minutach podala mi gotowy eliksir.
-Dolej mu to do czegoś i jutro powinno być w porzadku.
-Dzięki-Odparlem ,wychodząc-Uratowalas żywoty wielu firanek i małych stworzonek.
Wróciłem do Yi,a on zwalil doniczke i siedzial obok ziemi na podłodze,kładąc uszy gdy wszedlem.
-Moglem cię przywiązac-Westchnalem-Znow skakales po ścianach?
-Tam była mucha-Wskazał na owada leżącego na podlodze-Ale już się nią zajalem.
-Cieszę się,że jesteś lowny,ale powinieneś uważać na niektóre rzeczy.Albo chociaż po sobie sprzątać.
Poszedł pozamiatac ziemię,a ja dolalem mu do mleka antidotum i po chwilę zawartosc butelki zniknela.
-Jakieś dziwne to mleko-Yi westchnal,wyrzucajac butelkę.
-Nie wierzę,że wypiles duszkiem litrowa butelkę mleka.
-Chciało mi się pić-Odparl sennie i położył się na kanapie,w dziwny koci sposób.
-Idziesz spac?
-Nie wiem-Ziewnal-Jakoś mnie tak scielo.
Usiadlem obok,włączając telewizor i znow glaszczac Yi za uchem,bo zaczął marudzic,że o niego nie dbam.Po chwili jednak zasnal,co było cudowne,bo jutro ten koci szał się skończy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro