Rozdział XVII
Kilka miesięcy potem:
*Yasu*
Zbliżała się pewna konkretna chwila,która wypadala na dwudziestego drugiego listopada.Mianowicie,urodziny krolowej jogi i wiecznego marudzenia.Wszyscy wiemy o kogo chodzi.Zaczalem się ostatnimi czasy zastanawiac jak uczcić ten dzień,bo przecież jest raz w roku.W tym celu wybralem się do sklepu w poszukiwaniu konkretnego prezentu.Na początku myślałem o stroju do jogi,ale to byłby kiepski pomysł,bo Master skończyłby topless.Potem odbyłem ekscytująca wycieczkę do księgarni i znalazlem dla niego prezent idealny-tomik wierszy.Od razu wpadł mi w oko,jak i w ręce.Oczywiscie planowalem tez inny prezent,ale to na wieczorową porę...
Udalo mi się wypedzic Yi z domu,pod pretekstem tego,że skonczyly się ciastka,żeby urządzić,że tak to nazwę przyjęcie niespodziankę.Wziąłem się,więc za przygotowanie małej slodkiej niespodzianki,żeby zmyć mu z mordy ten wieczny grymas.Po chwili zostało już tylko oczekiwanie,aż solenizant powróci.Gdy Master otworzył drzwi momentalnie ukrylem się za sofa.
-Co tu tak ciemno?-Zaczął-Hop,hop?Yass?Zgubiłeś się w lodówce?
Wtedy wiedziałem,że nadszedł moment by oznaczyc swoja obecnosc.
-STO LAT!!-Wyskoczylem mu przed nos,a Yi krzyknął przerażony i zaskoczony jednocześnie,by potem rozesmiac się.
-Ah!?-Ta zrzeda obdarzyla mnie usmiechem-Skad wiedziałeś,że mam dziś urodziny?
-Mam swoich informatorow-Odparlem dumnie-Zdaje się,że cos dla ciebie mam.
-Jej,nie trzeba było-Szepnal,kiedy dawałem mu pudelko z prezentem.
Gdy otworzył na jego wiecznie marudzacej twarzy w koncu wykwitl usmiech.
-Jaka sliczna-Jeknal wesolo,a ja oparlem się o stół.
-A ty mowisz,że nie mam gustu literackiego.
-Odwoluje-Usmiechnal się wesolo-Raz ci się udało.
Potem uraczylismy się tortem i stwierdziliśmy,że wybierzemy się do kina.
******************************
-To na co idziemy?-Spytałem,przeglądając repertuar-Tu samodzielnie prawie same bajki dla dzieci i jeden porządny film...
-Masz na myśli tą komedię romantyczną?-Masterek spojrzał na mnie pytająco,wcześniej mi przerywając.
-Nie.Raczej horror.Nie będę oglądał jakiegoś gowna dla niedopieszczonych nastolatek.
-Nie lubię horrorów.-Yi zmierzył mnie.
-To trudno.Ja nie lubię kiepskich romansidel.
-Powiedział miłośnik Greja.
-Co nie zmienia faktu,że pójdziemy na horror.
-Mam dziś urodziny,więc ja wybieram-Master napuszyl się-A ja wybieram komedię romantyczną.
-Kurwa...-Mruknalem-Wygrałeś.Przynajmniej się wyspie.
-Nie bedziesz na tym spał-Master spojrzal na mnie z triumfem.
-A czemu nie?
-Bo każe ci napisać rozprawke i odnieść się do filmu.
-Ty chcesz mnie zabić-Jeknalem smutno,a Master rozesmial się.
-Do usług.
Film srednio mi się podobał,połowę prawie przespalem.Za to Yi wczul się jak cholera,albo się śmiejąc,albo wzdychajac: "Bozeeeee jakieee to romantyczneeeeee!!".Kiedy pojawiły się napisy koncowe odetchnalem z ulgą i wygonilem Masterka z sali kinowej,ciagnac go za rękę,bo lamentowal,ze to juz koniec.Gdy udało mi się z nim wyjsc z kina,postanowilismy,że zostaniemy jeszcze trochę na miescie.Poszlismy do parku,bo Masterek chcial iść na spacer,więc czemu nie?
-Myslalem,że masz ze sobą matę i bedziesz ćwiczył jogę-Zaczalem,patrzac na niego zlosliwie.
-A wiesz,że to dobry pomysł-Master zachichotal-Chyba skorzystam.
-Po co ja o tym wspominalem...-Westchnąłem,a Yi rozesmial się.
-Może powinienem cię zabrać na jogę?Byś się w koncu uspokoił...
-Ja to bym połączył jogę z czymś innym...
-Z seksem?-Masterek zmierzył mnie pytajaco i zlosliwie jednoczesnie.
-Nie,nie o tym myslalem,ale to naprawdę dobry pomysł.Mozna robić też rzeczy na m (Majka wie jakie xd),z tobą to chętnie.
-Marz dalej-Odparl i oparl się pod drzewem-Ale z przyjemnością mogę udzielić ci lekcji zwyklej jogi.
-Mogę sprobowac-Odparlem zaciekawiony.
Masterek zaczął wesolo pitolic o jakiejś pozycji,pokazujac mi jak mam ja zrobić,a ja chcialem go nasladowac ale średnio mi to wyszło.
-Dociagnij tą nogę-Zmierzył mnie wesoło-Noga najwazniejsza.
-Nie dam rady.Nie jestem aż taki elastyczny.Mam inne atuty,ktore mogę ci pokazać,wystarczy że się wypniesz.
I nagle poczulem ból w rozciaganej nodze.
-Zostaw!
-Widzisz umiesz-Master odparl,z usmiechem sadysty,dociagajac mi nogę do głowy.
-Puść moją nogę!!-Zarzadalem-Albo zobaczysz co to ból!
-No dobra-Puścił mnie w taki sposób,że straciłem równowagę i upadlem na ziemię.
-Mam już dość jogi-Odparlem urazony-Przypomnij mi,żebym więcej tego nie robil.
Master rozesmial się i zaczelismy zmierzać w stronę domu.(Kawalek musza przejsc,bo master mieszka z kilometr od miasta na zadupiu,koło lasu xd)
******************************
*Yi*
-No ja ci mowie,że mozemy zagrać w fajną grę.Ubaw.Ja z Zedem wymyslalem.Jak będziesz uważał to się nie polamiesz-Yasu zaczął wesoło,a ja spojrzałem na niego nie ogarniajac o co chodzi.
-Jaka to gra?
-Ciuciubabka plus indianie i kowboje.
-To jest nienormalna gra-Rzucilem zdziwiony.
-Bedzie fajnie-Yass spojrzał na mnie blagajacym spojrzeniem.
-No dobra.Tylko bez numerow.
-Masterku,a więc przypadł ci zaszczyt noszenia na oczkach opaski.Gotowy?
-A dlaczego mi?-Rzuciłem i stanąłem obok drzwi.
-Bo ty niewiele więcej widzisz bez okularów,więc tobie to bez różnicy czy coś widzisz,czy nie.
-Masz rację-Poparlem jego tezę i dalem zawiazac sobie oczy-Ale nie oszukuj.
Gdy otulila mnie czerń,skupilem się tylko na sluchu i dotyku,żeby się nie wywalic,stawiajac powoli kroki,w nieznanym mi kierunku.
-Nie daj się złapać-Rozległ się za mna głos Yasuo-Dziś biorę jeńców.
-Martw się o siebie-Odparlem pewnie i ruszylem przed siebie.
Jak narazie szlo mi całkiem niezle,jeszcze nie upadlem i niczego nie zlamalem.Po chwili rozlegl się cichy szum wiatru,więc usmiechnalem się,idąc dalej.
-To nie ładnie tak szpiegowac.Jeżeli chcesz mnie złapać,to zrób to bez ukrywania się-Odparlem,idac dalej,trafiajac na schody.
Udalo mi się po nich zejsc i nie mialem pojecia gdzie jestem.Wiatr ustal,a ja chcialem móc się rozejrzeć.Niestety nie mogłem.Kroczylem więc dalej przed siebie,sprawdzając gdzie trafilem,ale nie udalo mi się tego okreslic.Po chwili poczulem mocne szarpniecie do tylu,az ssunalem się na kolana i zdalem sobie sprawę,że mam unieruchomione ręce.
-Ktos tu przegral-Uslyszalem wesoly glos tego wiatroklepa.-To co ja z tobą zrobie?
-Uwolnij mnie-Probowalem się wyszamotac,bo Yasu przywiazal mnie do czegoś liną.
-Mówiłem,że biorę jeńców-Rzucił z westchnieniem-A skoro wygrałem,to chce nagrodę.
-Zabijesz mnie?-Jeknalem,zaskoczony.
-Nie przesadzaj.Nie zabiję cię.Jak narazie.
Odetchnalem z ulga,że to jednak nie był podstep i nadal probowalem się oswobodzic.
-Więc mnie uwolnij.
-Wygralem i chcę nagrodę-Odparl z triumfem.
-Z chęcią dam ci nagrodę!Dostaniesz w zeby-Odparlem,zdmuchujac z czola wlosy ,ktore opadly mi na twarz.
-Ale ty jesteś nie miły-Yass westchnął-Przecież nic złego ci nie zrobie.
-Rozwiąż mnie!-Zarzadalem i poczulem jego oddech przy moim uchu.
-A jak powiem,że mi się nie chce?-Rzucil wesoło.
-Chyba nie kazesz mi to siedzieć całą noc!?
-Cała to może nie,ale pół...hm?Czemu nie-Wiedzialem,ze siedzi bardzo blisko mnie,miałem ochotę go kopnac ,ale linka zaczela wzynac mi się w ręce.
-Nastepnym razem jak bedziemy w to grać,to osobiscie cię ukrzyzyuje!-Zagrozilem i poczułem ręce pod koszulka.
-Śmieszny jesteś.
-Zostaw...-Szepnalem,chcac go odepchnac.
-To mam cię uwolnic czy zostawić?
-Uwolnić.Natychmiast.
-Chcę nagrodę,pamiętasz-Wiedziałem,że się teraz usmiecha.
-Jak mnie uwolnisz to dostaniesz w nagrodę buzi-Westchnalem,nie wierząc,że to mówię.
-A nie uciekniesz?
-Nie,nie uciekne.Poza tym i tak mnie pewnie zlapiesz-Poczulem ulgę,gdy uwolnił mi rece-Dzięki.
-To dasz mi to buzi?-Przysunal się do mnie oczekujaco.
-Jak musze-Odszukalem jego usta i zlozylem na nich pocałunek,ktory mi się spodobal.Po chwili Yasu oplotl mnie ramionami,przedluzajac go,sprawiajac że na moment zrobiło mi się słabo,bo nie moglem zlapac oddechu.
-Ale nadal jesteś moim jencem-Wyszeptal,gdy pozwolil mi zlapac tchu.
-A rozwiazesz mi oczy?-Westchnąłem,zarumieniony i trochę podniecony.
-Miałeś tylko jedno życzenie do dyspozycji i je wykorzystales.Przykro mi.
Westchnalem,kiedy znów mnie pocalowal,trzymając mnie za ręce,bym nie mógł zdjąć chustki z oczu.Potem poczulem,że leżę przyszpilony do ziemi z rekami na moim torsie.Użyłem wlasnych i zdjalem opaske z oczu i ukazal mi się,Yass patrzący mi w oczy.
-Chyba będę musiał cię ukarać.
Pobladlem i spojrzałem na niego smutnym spojrzeniem.
-Żartuje.Nic ci nie zrobię.W każdym razie nic nieprzyjemnego-Ucalowal mnie w szyję,a ja machinalnie owinalem się rekami wokol jego pleców.
-Zostaw...-Jeknalem mu do ucha,gdy obmacywal moj brzuch pod koszulka,co mi się szalenczo podobalo,ale nie miałem na to ochoty.
-Już ci mówiłem,że wykorzystales wszystkie życzenia-Usmiechnal się i prawie zsunal ze mnie koszulke-Takie życie.
-Ale ja nie chcę...-Jeknalem,kiedy zaczął skladac pocalunki na moim torsie-Przestań...
-Nie mogę przestać.Jesteśmy w czerwonym pokoju.
Rozejrzalem sie i spostrzeglem,że jesteśmy w tej dziurze, z ktorej postanowilem cos zrobic i jest w remoncie.
-Nie rób ze mnie swojej zabawki!?-Oburzylem się-Naczytales sie Greja i ci odwala!
-Ty też się ostatnio naczytales-Spojrzał mi w oczy-I z tego co wiem,wczytales się w niego z wielkim upojeniem.
Zarumienilem się i westchnąłem.
-Wszystkiego najlepszego-Szepnal mi do ucha i ucalowal-Mówiłem,że mam dla ciebie coś jeszcze.
Zrobiłem się czerwony i otulilo mnie bezkresne uczucie goraca,przerywane reakcja na dotyk,w postaci drzenia.Po chwili zostalem bez koszulki,a "pan Grej" zaczal się wgryzac w moj obojczyk,sprawiajac że oblalem się długim,glosnym jekiem,odpychajac rękami usta Yassa.
-Co ci znowu nie pasuje?-Zmierzył mnie zirytowanym spojrzeniem.
-Nie...mogę.To się zle skończy-Jeknalem słabo,poprawiajac wlosy,ktore upadly mi na twarz.
-Nie skończy-Szepnal mi do ucha,skladajac na nim pocalunek-Chociaż raz nie marudz.
Poddalem się jego dotykowi,a moje rece owinely się wokół jego plecow.Zaczal obcalowywac mi szyję,a ja usmiechnalem się slabo,kiedy spojrzal mi w oczy,jakby czekal aż mu na cos pozwolę.
-Lubię marudzic-Odparlem i spojrzalem na niego karcaco.
-Zakneblowac cię?-Na chwilę oderwal się od mojej szyi i spojrzal mi gleboko w oczy,sprawiajac że zadrzalem.
-Rob co chcesz.Ale szykuj się na nocke w ogrodzie-Podnioslem się i musnalem jego usta-Spedzana samotnie.
-Wolę z tobą-Szepnal i znów zaczął obcalowywac moj brzuch,aż jeknalem z zadowoleniem.
Chwycilem spod jego koszulki,pragnac aby zniknęła,ale on ani myslal jej zdjac.Wsadzilem pod nia dlonie,czekajac niecierpliwie,aż zrobi to czego chce,przy okazji badajac jego umiesniony brzuch.W koncu zrozumiał czego pragnę i zdjal bluzkę,bym mógł patrzec na jego tors.Wtulilem się w jego brzuch,wydajac z siebie cichy jek,kladac mu głowę na piersi.Musnal moje włosy i pocalowal mnie w policzek,a ja mimowolnie się uśmiechnalem i westchnąłem.Potem poczulem jak obejmuje mnie w pasie,znizajac się do spodni.Doskonale wiedziałem co chce zrobic,ale mimo to jeszcze mu nie pozwolilem.Zmierzyl mnie zdezorientowanym spojrzeniem,a ja musnalem jego wargi,dając mu do zrozumienia że to jeszcze nie czas.Za to on znow mnie objal i przyciagnal blizej do siebie,tak że siedzialem mu na kolanach,zatapiajac usta w jego szyji.Po chwili jednak przewrocil mnie na ziemie,wywolujac we mnie kolejne uczucie gorąca i zaczął zdejmowac ze mnie spodnie,a przeze mnie przelecial przyjemny dreszcz.Jeknalem slabo,gdy składał pocalunki na moich stopach,wodzac palcami po opuszkach i kostkach.Zrobilem się czerwony i powoli mialem dość tych jego tortur,ale były zbyt przyjemne by mu przerwac.
-Skonczyles mnie dreczyc?-Rzucilem,mierzac go.
Spojrzal na mnie pytajacym wzrokiem.A ja przysunalem go do siebie.
-Chcę ciebie.O tu-Wskazalem na usta.
-Masterku,od kiedy jestes taki chetny?-Na jego twarzy wykwitl lobuzerski usmiech.
-Zamknij się,chcę mlecznego szejka domowej roboty,a ty masz mi go dac!
Spojrzal na mnie lekko zdziwiona mina,a ja rzucilem się na niego,chwytajac go za nadgarstki,chlonac jego zaskoczone spojrzenie i znizajac się do linii spodni,które zaraz miały zniknąć.Po chwili wzialem go calego do ust i uslyszalem jak zasysa powietrze,co podniecilo mnie i wepchnalem sobie jego męskość głębiej do ust.Usmiechnalem się i kontynuowalem moje tortury,poruszajac glowa powoli i potem coraz szybciej.
-Kurwa...Maly,nie szalej tak,bo oboje dojdziemy-Usłyszałem nad soba cichy głos Yaska.
Nie przestawalem z moja pieszczota,bawiac się w najlepsze,poruszajac głowa raz wolniej,raz szybciej.W koncu poczulem jak chwyta mnie mocno za głowę i podnosi ja do gory,zdejmujac ze mnie to co na mnie zostało i patrząc mi głęboko w oczy,by po chwili brutalnie szarpiac mna do tylu,co szalenczo mi się podobalo i wydobylem z siebie jek zadowolenia.Ugryzl mnie w szyje i po chwili poczulem w sobie jego palce,na co zareagowalem głośnym okrzykiem,stlumionym tym,że zakryl mi usta ręką.Uderzyl mnie lekki ból,ból którego jednak chciałem.Wydobyla się ze mnie seria cichych jekow i moje ręce oplotly szyje Yasuo,odszukujac twarzy,ale nie znalazly jej.Jeknalem cicho i zaczalem wgryzac się w jego rękę,która zatykal mi usta,chcac aby ja zabrał.Jednak tak się nie stało i wyladowalem,przycisniety do sciany,oddychając szybko i patrzac zmeczonym spojrzeniem do tylu.Po chwili znow poczulem go w sobie,ale tym razem nie były to palce.Zawylem glosno,zaciskajac ręce na scianie.Po chwili Yass przycisnal moja głowę do sciany i zaczął poruszac się szybciej,doprowadzajac mnie do krzyku,którego w żaden sposób nie moglem opanowac.Potem zaczalem krzyczec jego imię,przerywajac to jekami,a on za kazdym razem zabieral moje jeki ustami.Bylem coraz bliżej końca i ledwo co trzymalem nad sobą panowanie,kiedy rozlo się po mnie przyjemne uczucie i w tym momencie doszedlem,spelzajac w dół po scianie.Oboje doszlismy.Znow zaczalem zalewac się jekiem,uradowany że wreszcie dostalem swojego szejka,ssuwajac się ze zmeczeniem na podłogę.Jednak zostałem podniesiony i znow przycisniety do sciany,tylko tym razem zostalem obsypany delikatnymi pocalunkami,na każdym milimetrze mojego ciała,a mnie otulilo cudowne uczucie zaspokojenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro