Rozdział XII
*Yasuo*
Ocknalem się,szukajac Yi,jednak nie znalazlem.Rozejrzalem się dookola i w koncu znalazłem go w kuchni.
-Co podpalasz?-Spytalem.
-Nic nie podpalam.Robię jedzenie,a co?
-Nic,ale skoro cos pichcisz to się chętnie poczestuje.
-Pasożyt.
-Plebs.
Yi przewrócił oczami i wrocil do robienia papu.
-Jutro wieczorem jedziemy na biwak.Juz obgadalem z resztą.
-Fajnie-Odparlem-Moze się zgubisz.
-Bo weekend spedzisz pielac w ogrodzie-Rzucil pseudo stanowczo.
-O nie.I co ja wtedy poczne?
-Idę po haczke!
-Siedz,nie wstawaj.Ja nic nie bede pielil.Juz wolalem jak trzymales mnie za rączkę.
-A chcesz rączka w pape?
Wzialem koc i zawinalem się w niego.
-Nie,ale chce cos do jedzenia.
Zlitowal się i podzielił się śniadaniem ( po długim blaganiu w stylu :pan da,pan da,dej mi i te pe)
*****************************
-Zacznij się pakować,bo wieczorem jedziemy,pamietasz?
-Dobra,dobra zaraz.Idę po jogurt.
-Nie obzeraj się tylko mi pomóż,a nie!?Bo tu zostaniesz.
-Pf.-Poszedlem pomoc dzieciakowi,odstawiajac z wielkim smutkiem jogurt,który teraz samotnie stal na blacie.
Gdy już spakowalismy wszystko zostało jeszcze kilka godzin do wyjazdu,więc poszedłem się lenic.Yi oczywiście zaczął coś tam marudzic,ale zignorowalem go.
-CHODŹ TU I MI POMÓŻ!-Uslyszalem jak marudzi.
-Czego chcesz?Wpadłeś do rowu?
-Nie,ale blisko-Jeknal-Weź się rusz i mi pomóż!
Zdziwilem się i poszedłem go szukać.
-Gdzie ty do cholery jestes!?
-W studni...-Uslyszalem krzyk tej cioty i w tym momencie mnie zamurowalo.
-Co ty tam robisz!-Zajrzalem do studni i zobaczylem uke,siedzącego na jej dnie.
-Poślizgnalem się i wpadlem.-Zasmial się nerwowo.-Wyciągniesz mnie stąd w końcu?
-Zastanowię się-Odparlem złośliwie.
-NIE ZASTANOWIE SIĘ,TYLKO JUZ!ZARAZ TU NORMALNIE SIĘ UTOPIE!!
-Poczekaj-Zarzucilem mu linę-Wlaz.
-Nie mogę-jeknal-Chyba skrecilem kostkę.
-Czy ja zawsze wszystkiego muszę robić sam!?-Zszedlem po tego debila na dół i udalo mi się go wyciągnąć.
-Dzięki-odparl i oparl się o kamień-Nie wiem czy dam radę na tym biwaku.
-Dasz,dasz,sam nie pojadę.
-Dlaczego?-Zarumienil się.
-Bo bez ciebie nie będzie zabawnie-Puscilem mu oczko,a on usmiechnal się.
-Jak coś,bedziesz mnie nosił,prawda?-Odparl wesoło.
-Zapomnij,bedziesz się czolgal-Zachichotalem.
-Chwasty w ogrodzie czekaja.
-Podziekuje.Wolę w końcu zjeść jogurt-Wzialem do ręki moj samotny jogurt z blatu.
*****************************
-Zjadlbym cos-Jeknalem,a Yi naburmuszyl się,tak jak on to zwykle.
-To trzeba było jeść,a nie sobie ze mnie zartowac!-Rzucil,a Zed rozesmial się.
-Patrz jak jedziesz!-Syndra upomniala go.
-Ty mnie nie ucz prowadzić auta-Usmiechnal się w jej stronę.
Przewrocila oczami i wzięła sobie krakersy.
-A mam ci przypomnieć jak kiedyś wjechales w sarne?
-To nie moja wina,że wybiegla na drogę.
-Dziewicza lania,powiadasz?-Zaczalem-Zupelnie jak Yi-Poklepalem go po ramieniu-Popatrz Zedi,Mastera uśpiles.
-Też bym przy tobie zasnal-Zachichotal.
-Mam w ciebie czymś rzucić?Opona,blatem?Mozesz sobie wybrać sam-Oparłem się o siedzenie.
-Chcesz iść z buta-Zedi usmiechnal się zlosliwie.
-Podziekuje.Nie będę się przemeczal-Odparlem i wziąłem do ręki "Pięćdziesiąt Twarzy Greya".
****************************
-Że też musiał zasnąć-Mruknalem,podnosząc Yi,który jeszcze spał-Prawie skończyłem Greja,a tu mam go nosic,no co za życie...
-Zawsze możesz nim rzucić,prawda?Ucieszy się?-Zed zachichotal i wyciagnal torby z bagażnika.
-Nie rzuca się ludźmi.-Syndra spojrzala na niego krzywo.
-Ciekawe gdzie reszta?-Zmienil temat.
-Chyba tam-Wskazałem na machajaca nam Sone.
Poszlismy w ich stronę,a ja odstawilem tą ciote na trawę,przy okazji budząc go.
-Proszę,proszę.Książę się ocknal-Mruknalem.
-Już jesteśmy?-Szepnal.
-Ta,przed chwilą dotarliśmy-Oparlem się o drzewo.
-Szybko-Rzucił i przeciagnal się-Nie wyspalem się-Ziewnal.
-To twój problem.Mogłeś pielic w ogródku-Puscilem mu oczko.
-To robota dla ciebie.
-Oj.Chyba nie-Westchnąłem-Jesteś do tego idealny.
-Pff.-I nagle ktoś przerwal temu cieciowi w pol słowa.
-Lubicie pianki?
-Jak są jadalne,to oczywiście-Zacząłem.
-Ty byś tylko zarl-Yi wygłosił swoj pełen milosci i jadu komentarz.
-A ty tylko marudzil.
-Ja nie marudze!Ja...
-Dajcie sobie spokoj-Przerwala Syndra i zmierzyla ta ciote-Niech ktos się na cos przyda i pojdzie po drewno.
-Ja mogę-Rzucilem-Master nie da rady deski podnieść.Popsuł sobie nozke.Oh jejej.
-Ale mogę w ciebie rzucic nożem.
-A ja blatem.To co ma większą siłę rażenia?-Zmierzylem go z usmiechem i poszedlem wykonac swoja dzisiejsza hm..misję życia?
******************************
-To nie fair!-Yi oburzyl się.
-Prawo ulicy,kolego.To nie moja wina,że nie umiesz grać.
-To jeszcze raz?-Zed spytał i zaczął tasowac karty.
-Może o coś zagramy?-Spytałem-Założę się,że Yi przegra pierwszy.
-A chcesz się przekonac!?O co gramy?!
-Hm.Chciałeś bardzo strój pokojowki,prawda?Jak wygram bedziesz taki nosił przez tydzień,a jak przegram,to będę ci pielic w ogrodku.Cieszysz się?
-Stoi.Szykuj haczke.
Zaczęliśmy grać i po chwili okazało się,że na polu bitwy jestem tylko ja i Master.
-Nie spodziewalem się,że dojdziesz tak daleko.Mieczobuty ci pomogły?-Zachichotalem.
-Przynieść ci grabki?-Zmierzył mnie-Mam kwiatki do przesadzenia,a to zostawiam dla ciebie.
-Cieszę się niezmiernie,ale chyba cię rozczaruje-Odparlem rozkladajac przed nim cztery asy-To juz chyba koniec.
-Co!?-Zmierzył mnie.-Eh.Świetnie.Hazardzista piepszony mnie ograł.
-Zalatwie ci bardzo seksowna sukienkę,nie martw się.
-Wypchaj się.Nie będę się nosił jak dziwka.
-Twój problem.Założę się,że ladnie ci w sukience.Dziewicza lania ze sciereczka do kurzu.
-Ehh.To lepsze niz kapiel w zlewie-Westchnął.
-To też ci mogę załatwić.Tylko bez tej sukienki.
-Zboczony ty...pffff-Master zmierzył mnie jak oburzona zakonnica i zarzucil nogę na nogę.-Zaraz ciebie wrzucę tam do jeziora!
-Proszę cię bardzo.Tylko wtedy skończysz martwy-Usmiechnalem się wesoło.
Potem stwierdzilismy,że z ekipa posiedzimy przy ognisku i pogadamy.Dziewicza lania zaczela się zalic jak ją ogralem,by potem popijac herbatkę jakby nigdy nic.Potem ktoś zarzucil szczerym,życiowym komentarzem,dissujac Yi,ktory znowu się oburzyl i zaczął marudzic.
-Ej zagrajmy w cos!-Sona zaczela wesolo,przerywajac ekscytująca debatę między Masterem,a resztą.
-W co na przykład?
-E no nie wiem...Inwencja twórcza należy do was.
-Już wiem w chowanego (xD).Master założy ten swój smieszny hełm i bedzie szukał!-Zaczalem wesoło.
-A może ty będziesz szukał?
-Czemu nie.Chetnie popatrze jak kulejesz.Ponieść cię?
-Dam radę,nie musisz nade mną litowac.-Yi zmierzył mnie,jakbym mu mieczobuty spalil.
-No dobra,to idź się schowaj.I weź mieczobuty.Może zdarzysz przed zachodem.
-Może policzysz chociaż do trzech.
-Nie martw się.Umiem policzyć do trzech.Umiem nawet do dziesieciu.
Zaczalem liczyc i usłyszałem jeden wielki tabun kroków.
******************************
-Kto ci jeszcze został?-Zaczal Zed,siedzac przy ognisku.
-Ta ciota.Meh.Może coś go zezarlo?
-Chyba ktoś komuś wjechał na ambicję...
-Nieprawda.Mam dosyć szukania tego dzieciaka i to tyle.
-Ile juz go szukasz?
-A no nie wiem-Westchnalem-Będzie juz tak z dwie godziny.
-Niezły jest.Może ci pomogę?
-Jak chcesz-Wrocilem do szukania tego debila.-Może się przydasz.
Po jakiejs godzinie postanowiliśmy,że pojdziemy szukać nad jeziorem.
-No do cholery,gdzie jest ten idiota?!Juz mnie nogi bola od szukania go-Zacząłem trochę zdenerwowany faktem,iż od kilku godzin szukam tego pajaca.
Zaczalem grzebać w trawie i zrezygnowany usiadlem na kamieniu.
-ALA!!!KURWAAAAAAAA!!!!!!-Usłyszałem i odskoczylem jak Jezus na bungee (xD).
-Oooo....a kogo my tu mamy??Chyba cię znalazlem.
-ZARAZ DOSTANIESZ W PAPE!!NIE SIADA SIĘ NA CUDZYCH NOGACH!!!
-Ups.Trochę bólu dobrze ci zrobi.
-A tobie dobrze zrobi fryzjer.Zobaczysz jak zasniesz.
-Dotknij moich włosów,a obetne ci coś innego.Ewentualnie możemy się wybrać na wycieczkę twoja czekoladowa lokomotywa.
-Nie rozumiem...
-To dla ciebie lepiej-Zachichotalem.
-Nie wiem o co ci chodzi,ale nie obchodzi to.Idę się trochę umyć,bo od siedzenia w trawie jestem cały w błocie-Yi wstał z kamienia i zobaczylem jego ubranie pokryte plamami i ziemia.
-Zakopales się?
-Mozliwe...Widzisz nie znalazłeś mnie pierwszego.-Yi zrobił dumna minę.
-To ci trzeba przyznac.Pierwszy raz w życiu mi zaimponowales.Chociaż nie wiem czy kopanie pod sobą dołków mozna nazwać osiągnięciem.
-Każdy ma swoje cele.A teraz przepraszam,ale idę się ogarnąć-Yi wyprostowal się dumnie i zniknął mi z oczu.
Ten rozdział jest słaby :// duzo przeskokow,bo mi szło jak krew z nosa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro