Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XII

*Yasuo*

Ocknalem się,szukajac Yi,jednak nie znalazlem.Rozejrzalem się dookola i w koncu znalazłem go w kuchni.

-Co podpalasz?-Spytalem.

-Nic nie podpalam.Robię jedzenie,a co?

-Nic,ale skoro cos pichcisz to się chętnie poczestuje.

-Pasożyt.

-Plebs.

Yi przewrócił oczami i wrocil do robienia papu.

-Jutro wieczorem jedziemy na biwak.Juz obgadalem z resztą.

-Fajnie-Odparlem-Moze się zgubisz.

-Bo weekend spedzisz pielac w ogrodzie-Rzucil pseudo stanowczo.

-O nie.I co ja wtedy poczne?

-Idę po haczke!

-Siedz,nie wstawaj.Ja nic nie bede pielil.Juz wolalem jak trzymales mnie za rączkę.

-A chcesz rączka w pape?

Wzialem koc i zawinalem się w niego.

-Nie,ale chce cos do jedzenia.

Zlitowal się i podzielił się śniadaniem ( po długim blaganiu w stylu :pan da,pan da,dej mi i te pe)

*****************************
-Zacznij się pakować,bo wieczorem jedziemy,pamietasz?

-Dobra,dobra zaraz.Idę po jogurt.

-Nie obzeraj się tylko mi pomóż,a nie!?Bo tu zostaniesz.

-Pf.-Poszedlem pomoc dzieciakowi,odstawiajac z wielkim smutkiem jogurt,który teraz samotnie stal na blacie.

Gdy już spakowalismy wszystko zostało jeszcze kilka godzin do wyjazdu,więc poszedłem się lenic.Yi oczywiście zaczął coś tam marudzic,ale zignorowalem go.

-CHODŹ TU I MI POMÓŻ!-Uslyszalem jak marudzi.

-Czego chcesz?Wpadłeś do rowu?

-Nie,ale blisko-Jeknal-Weź się rusz i mi pomóż!

Zdziwilem się i poszedłem go szukać.

-Gdzie ty do cholery jestes!?

-W studni...-Uslyszalem krzyk tej cioty i w tym momencie mnie zamurowalo.

-Co ty tam robisz!-Zajrzalem do studni i zobaczylem uke,siedzącego na jej dnie.

-Poślizgnalem się i wpadlem.-Zasmial się nerwowo.-Wyciągniesz mnie stąd w końcu?

-Zastanowię się-Odparlem złośliwie.

-NIE ZASTANOWIE SIĘ,TYLKO JUZ!ZARAZ TU NORMALNIE SIĘ UTOPIE!!

-Poczekaj-Zarzucilem mu linę-Wlaz.

-Nie mogę-jeknal-Chyba skrecilem kostkę.

-Czy ja zawsze wszystkiego muszę robić sam!?-Zszedlem po tego debila na dół i udalo mi się go wyciągnąć.

-Dzięki-odparl i oparl się o kamień-Nie wiem czy dam radę na tym biwaku.

-Dasz,dasz,sam nie pojadę.

-Dlaczego?-Zarumienil się.

-Bo bez ciebie nie będzie zabawnie-Puscilem mu oczko,a on usmiechnal się.

-Jak coś,bedziesz mnie nosił,prawda?-Odparl wesoło.

-Zapomnij,bedziesz się czolgal-Zachichotalem.

-Chwasty w ogrodzie czekaja.

-Podziekuje.Wolę w końcu zjeść jogurt-Wzialem do ręki moj samotny jogurt z blatu.

*****************************

-Zjadlbym cos-Jeknalem,a Yi naburmuszyl się,tak jak on to zwykle.

-To trzeba było jeść,a nie sobie ze mnie zartowac!-Rzucil,a Zed rozesmial się.

-Patrz jak jedziesz!-Syndra upomniala go.

-Ty mnie nie ucz prowadzić auta-Usmiechnal się w jej stronę.

Przewrocila oczami i wzięła sobie krakersy.

-A mam ci przypomnieć jak kiedyś wjechales w sarne?

-To nie moja wina,że wybiegla na drogę.

-Dziewicza lania,powiadasz?-Zaczalem-Zupelnie jak Yi-Poklepalem go po ramieniu-Popatrz Zedi,Mastera uśpiles.

-Też bym przy tobie zasnal-Zachichotal.

-Mam w ciebie czymś rzucić?Opona,blatem?Mozesz sobie wybrać sam-Oparłem się o siedzenie.

-Chcesz iść z buta-Zedi usmiechnal się zlosliwie.

-Podziekuje.Nie będę się przemeczal-Odparlem i wziąłem do ręki "Pięćdziesiąt Twarzy Greya".

****************************

-Że też musiał zasnąć-Mruknalem,podnosząc Yi,który jeszcze spał-Prawie skończyłem Greja,a tu mam go nosic,no co za życie...

-Zawsze możesz nim rzucić,prawda?Ucieszy się?-Zed zachichotal i wyciagnal torby z bagażnika.

-Nie rzuca się ludźmi.-Syndra spojrzala na niego krzywo.

-Ciekawe gdzie reszta?-Zmienil temat.

-Chyba tam-Wskazałem na machajaca nam Sone.

Poszlismy w ich stronę,a ja odstawilem tą ciote na trawę,przy okazji budząc go.

-Proszę,proszę.Książę się ocknal-Mruknalem.

-Już jesteśmy?-Szepnal.

-Ta,przed chwilą dotarliśmy-Oparlem się o drzewo.

-Szybko-Rzucił i przeciagnal się-Nie wyspalem się-Ziewnal.

-To twój problem.Mogłeś pielic w ogródku-Puscilem mu oczko.

-To robota dla ciebie.

-Oj.Chyba nie-Westchnąłem-Jesteś do tego idealny.

-Pff.-I nagle ktoś przerwal temu cieciowi w pol słowa.

-Lubicie pianki?

-Jak są jadalne,to oczywiście-Zacząłem.

-Ty byś tylko zarl-Yi wygłosił swoj pełen milosci i jadu komentarz.

-A ty tylko marudzil.

-Ja nie marudze!Ja...

-Dajcie sobie spokoj-Przerwala Syndra i zmierzyla ta ciote-Niech ktos się na cos przyda i pojdzie po drewno.

-Ja mogę-Rzucilem-Master nie da rady deski podnieść.Popsuł sobie nozke.Oh jejej.

-Ale mogę w ciebie rzucic nożem.

-A ja blatem.To co ma większą siłę rażenia?-Zmierzylem go z usmiechem i poszedlem wykonac swoja dzisiejsza hm..misję życia?

******************************
-To nie fair!-Yi oburzyl się.

-Prawo ulicy,kolego.To nie moja wina,że nie umiesz grać.

-To jeszcze raz?-Zed spytał i zaczął tasowac karty.

-Może o coś zagramy?-Spytałem-Założę się,że Yi przegra pierwszy.

-A chcesz się przekonac!?O co gramy?!

-Hm.Chciałeś bardzo strój pokojowki,prawda?Jak wygram bedziesz taki nosił przez tydzień,a jak przegram,to będę ci pielic w ogrodku.Cieszysz się?

-Stoi.Szykuj haczke.

Zaczęliśmy grać i po chwili okazało się,że na polu bitwy jestem tylko ja i Master.

-Nie spodziewalem się,że dojdziesz tak daleko.Mieczobuty ci pomogły?-Zachichotalem.

-Przynieść ci grabki?-Zmierzył mnie-Mam kwiatki do przesadzenia,a to zostawiam dla ciebie.

-Cieszę się niezmiernie,ale chyba cię rozczaruje-Odparlem rozkladajac przed nim cztery asy-To juz chyba koniec.

-Co!?-Zmierzył mnie.-Eh.Świetnie.Hazardzista piepszony mnie ograł.

-Zalatwie ci bardzo seksowna sukienkę,nie martw się.

-Wypchaj się.Nie będę się nosił jak dziwka.

-Twój problem.Założę się,że ladnie ci w sukience.Dziewicza lania ze sciereczka do kurzu.

-Ehh.To lepsze niz kapiel w zlewie-Westchnął.

-To też ci mogę załatwić.Tylko bez tej sukienki.

-Zboczony ty...pffff-Master zmierzył mnie jak oburzona zakonnica i zarzucil nogę na nogę.-Zaraz ciebie wrzucę tam do jeziora!

-Proszę cię bardzo.Tylko wtedy skończysz martwy-Usmiechnalem się wesoło.

Potem stwierdzilismy,że z ekipa posiedzimy przy ognisku i pogadamy.Dziewicza lania zaczela się zalic jak ją ogralem,by potem popijac herbatkę jakby nigdy nic.Potem ktoś zarzucil szczerym,życiowym komentarzem,dissujac Yi,ktory znowu się oburzyl i zaczął marudzic.

-Ej zagrajmy w cos!-Sona zaczela wesolo,przerywajac ekscytująca debatę między Masterem,a resztą.

-W co na przykład?

-E no nie wiem...Inwencja twórcza należy do was.

-Już wiem w chowanego (xD).Master założy ten swój smieszny hełm i bedzie szukał!-Zaczalem wesoło.

-A może ty będziesz szukał?

-Czemu nie.Chetnie popatrze jak kulejesz.Ponieść cię?

-Dam radę,nie musisz nade mną litowac.-Yi zmierzył mnie,jakbym mu mieczobuty spalil.

-No dobra,to idź się schowaj.I weź mieczobuty.Może zdarzysz przed zachodem.

-Może policzysz chociaż do trzech.

-Nie martw się.Umiem policzyć do trzech.Umiem nawet do dziesieciu.

Zaczalem liczyc i usłyszałem jeden wielki tabun kroków.

******************************

-Kto ci jeszcze został?-Zaczal Zed,siedzac przy ognisku.

-Ta ciota.Meh.Może coś go zezarlo?

-Chyba ktoś komuś wjechał na ambicję...

-Nieprawda.Mam dosyć szukania tego dzieciaka i to tyle.

-Ile juz go szukasz?

-A no nie wiem-Westchnalem-Będzie juz tak z dwie godziny.

-Niezły jest.Może ci pomogę?

-Jak chcesz-Wrocilem do szukania tego debila.-Może się przydasz.

Po jakiejs godzinie postanowiliśmy,że pojdziemy szukać nad jeziorem.

-No do cholery,gdzie jest ten idiota?!Juz mnie nogi bola od szukania go-Zacząłem trochę zdenerwowany faktem,iż od kilku godzin szukam tego pajaca.

Zaczalem grzebać w trawie i zrezygnowany usiadlem na kamieniu.

-ALA!!!KURWAAAAAAAA!!!!!!-Usłyszałem i odskoczylem jak Jezus na bungee (xD).

-Oooo....a kogo my tu mamy??Chyba cię znalazlem.

-ZARAZ DOSTANIESZ W PAPE!!NIE SIADA SIĘ NA CUDZYCH NOGACH!!!

-Ups.Trochę bólu dobrze ci zrobi.

-A tobie dobrze zrobi fryzjer.Zobaczysz jak zasniesz.

-Dotknij moich włosów,a obetne ci coś innego.Ewentualnie możemy się wybrać na wycieczkę twoja czekoladowa lokomotywa.

-Nie rozumiem...

-To dla ciebie lepiej-Zachichotalem.

-Nie wiem o co ci chodzi,ale nie obchodzi to.Idę się trochę umyć,bo od siedzenia w trawie jestem cały w błocie-Yi wstał z kamienia i zobaczylem jego ubranie pokryte plamami i ziemia.

-Zakopales się?

-Mozliwe...Widzisz nie znalazłeś mnie pierwszego.-Yi zrobił dumna minę.

-To ci trzeba przyznac.Pierwszy raz w życiu mi zaimponowales.Chociaż nie wiem czy kopanie pod sobą dołków mozna nazwać osiągnięciem.

-Każdy ma swoje cele.A teraz przepraszam,ale idę się ogarnąć-Yi wyprostowal się dumnie i zniknął mi z oczu.

Ten rozdział jest słaby :// duzo przeskokow,bo mi szło jak krew z nosa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro