Rozdział VIII
*Yi*
Ocknalem się,odziwo wyspany,ale jednak trochę bolała mnie glowa.Odwrocilem się i spostrzeglem Yassa lezacego obok,z lekko uchylonymi wargami.Mimowolnie przysunalem się trochę bliżej i zaczalem go klepac po policzku.
-Wstswaj!
Przetarl oko i spojrzal na mnie z zaklopotaniem, po czym obrócił się w drugą stronę.
-Jeszcze pięć minutek...
-Nie,wstawaj-Rzucilem surowo i podnioslem się do siadu.
-Proszeeeee...
-Jak wstaniesz zrobię ci sniadanie-Rzucilem wesoło.
Yasu podniósł się lekko i zmierzyl mnie.
-Zgoda.Tylko coś dobrego.
-Wybielacz,czy randap?-Zachichotalem i puscilem mu oczko.
-To może jednak nie...-Usmiechnal się słabo-Zapomnialem żeby ci nie ufać.
-Cieszę się-Zszedlem z łóżka i poszedłem zająć się sobą i zrobić sniadanie.Potem dołączył do mnie ten głupi wiatroklep.
-Co do jedzenia-Rzucił ospale.
-Omlety.
-Mmmmm-Jeknal wesoło-Moze w końcu nie spalisz kuchni?
-Bardzo smieszne-Podalem mu jedzenie.
Zjedlismy i poszedlem odnieść naczynia.Nagle poslizgnalem się i upadlem na podłogę.
-Ciota.-Yasu zachichotal.
-Zamknij się!-Włosy opadly mi na twarz-Widzę,że lubisz się śmiać z przypadkow innych ludzi!?
Pomógł mi wstać,a ja zaplonalem rozem.
-Czerwienisz sie-Odparl,zdziwiony i zlapal mnie za reke.
-Wiem-Mruknalem oniesmielony.
-To slodkie-Przysunal mnie do siebie-Zupelnie jak mala dziewica.
-Przestan się ze mnie smiac-jeknalem i spojrzalem mu w oczy-To wcale nie jest słodkie!!
-Ależ jest,przeurocze-Objal mnie ramieniem.
Przytulilem się mocniej do niego.
-Zawstydzasz mnie-Jeknalem słabo.
-To slodziutkie-Zachichotal wesoło.
-Nieprawda-Mruknalem,a on przysunal mnie jeszcze bliżej.-Zaraz cię kopne w ten glupi leb.
-Ta,ta jasne-Puscil mnie i stanął obok.
Nie wiem dlaczego,ale miałem cichą nadzieję,że mnie pocałuje.Przywalilem w policzek moim myslom i wyprostowalem się.Po chwili w mojej głowie pojawila się mgła i chyba osunalem się na ziemię.
*Yass*
Polozylem Kurdupla na sofie,bo znowu zaliczyl zgona.Usiadłem obok i wlaczylem telewizor,co chwilę na niego spogladajac.W sumie to na tym się przylapalem.Jednak po jakims czasie Ciota Yi raczyła otworzyć oczy,a ja nabralem nastroju na wesoły komentarz.
-Proszę,proszę.Mały Uke już na nogach.
Popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami i opadł na poduszkę.
-Co się?
-Zaliczyłes zawal-Odparlem wesolo.
-Myslalem,że powiesz 'zaliczylem cię'-Drgnal-Trochę to głupie.
-Nie kus losu,dziecko słońca-Westchnalem-W ogóle dzwonił Zed.Dziś świętuje z Syndra rocznicę i zaprosił nas na imprezę.
-Serio?Mam dosyć imprez.Nie chce mi się iść.
-Tu cię rozczaruje-Oparlem się o sofe-To dosyć ważna okazja,Zed mnie zapierdzieli jak się nie pojawie,no wiesz nie wypada nie przyjsc.
-Masz rację-Westchnął-To kiedy ta impreza?
-Jutro o szóstej.
-Aha,no okej.
-Pamietaj,żeby znowu się nie spic-zachichotalem.
-Postaram się-Odparl nieśmiało.
-Mam nadzieję.Chociaż podobasz mi sie taki spity.Robisz to co chce i nie marudzisz,przy okazji się bardziej spragniony wrażeń robisz.Mozna cie wykopac z okna,a ty sie bedziesz cieszył.
Zarumienil się z lekka.
-Eeeech...Powalczylbym troszku...-Odparlem znudzony-Tęskno mi do miecza.
-Możemy poćwiczyć-Yi usmiechnal się-Z radoscia spuszcze ci łomot.
-Jeszcze zobaczymy kto tu komu wpierdoli.
Wzielismy miecze i poszliśmy do ogrodu.Przyjąłem pozycję bojową,po czym sklonilismy się ku sobie i zaczęliśmy walkę.Stal po obu stronach zaczęła na siebie nacierac,stykajac się ze sobą.Yi odpieral moje cięcia z gracją Ionianskiej Baletnicy.
-Widzę,że ta szkoła baletowa na coś się przydała-Zachichotalem,a kurdupel zaczął tłuc na oślep.
-Ruszasz się jak Zilean na wstecznym!!-Warknal.
Tluklismy się chwilę,bez opamiętania,po czym zaczalem napierac na Yi.Ten potknal się o kamień i upadł,a ja wyciągnąłem miecz w jego stronę.
-Mowilem ci,ze przegrasz-Odparlem dumnie.
-Potknalem się.To się nie liczy.
-To jak nabije cię na miecz,to zacznie się liczyć?-Podsunalem mu ostrze pod gardło.
-Nie zabijesz mnie-Uśmiechnął się.
-Masz rację-Odparlem spokojnie-Ale mogę cię wykastrowac i obciąć ci kilka paluszków-Zachichotalem.
Yi pobladl i westchnął.
-Wygrałeś.Moje paluszki sa mi potrzebne.A teraz pomóż mi wstać.
Podałem mu rękę i podniósł się powoli.
-Bez twoich mieczobutow,mógłbym cię z łatwością zabić.
-To nie są mieczobuty!-Fuknal.
-Ależ są.Jak to inaczej nazwiesz?Kozaki z nożami?
-Nie śmiej się z moich butów!
Rozesmialem się i klepnalem go w ramię.Yi zmarszczyl brwi i usmiechnal się złośliwie.
-Jak nie skonczysz się brechtac z moich butów,to zabiję cię nimi jak bedziesz spał.
-Cieszę się-Odparlem.
Po walce postanowilismy zjeść makaron z sosem,bo tak i zaczęliśmy ogladac Sherlocka,bo to Kurdupla nowy chłopak.
-O twoj luby-Wskazalem na telewizor-No dalej daj mu buzi.
-A idź ty-Yi machnął ręką i odwrócił głowę.
-No to idę.
-To idź w pizdu,zboczencu.
-Nie pyskuj.
-Bo co mi zrobisz?
-Jak nie przestaniesz marudzic,to wezmę cię na tym blacie tu i teraz!
Yi zaplonal jak mongolska dziewica.
-Co?!
-Sam słyszałeś.
-Zboczeniec!
-Miło mi.
-Ty erotomanie jeden!!!Jak mnie dotkniesz to za siebie nie ręczę!!
-Znowu pójdziesz plakac w kącie?Zartowalem tylko.
-To był kiepski żart-Yi obudził się.
-Czyżby-Zlapalem go za rękę.Zarumienil się i przekrzywil głowę.
-Tak!!
-Rozbawiasz mnie.Jesteś taki głupi.
-Sam jesteś glupi!-Yi prychal i wziął się pod boki.
-No chyba ty!
-Masz poziom podłogi,jak ruskie pierogi!-Yi krzyknął i walnal reka o blat-Ała.
-No,nie no chyba kurwa nie.Sionie czy ty to widzisz,czy ty to widzisz!?Poeta się znalazl!
-Rzucic w ciebie mieczobutem!?-Yi wziął swojego buta w rękę i zaczal mi grozić.
-Proszę cię bardzo!
W tym momencie do kuchni weszła nasza stara koleżanka.
-Skonczyliscie się gwalcic?
Skończyliśmy tłuc się na blacie o krzyknelismy oboje.
-MY SIĘ NIE GWALCIMY!!
Yi stanal obok z mieczobutem i zmierzyl wszystko wokół.
Wyjalem mu but i polozylem obok.
-Ogarnij się-Potem zwróciłem się do Taliyah (tak to znowu ona)-Co ty tu robisz?
-Przyszlam zobaczyc co u was,ale chyba wpadlam w kiepskim momencie.
-To on-Yi krzyknął-To on zaczął!
-Slabo wyszło.Juz miałem go zatluc-Wystawilem Kurduplowi język.
-Jasne!Pewnie!A moze ja bym ciebie zatlukl!?
-Dajcie sobie spokoj-Taliyah zmierzyla nas -Zachowujecie się jak idioci!
-Moze herbatki?-Yi skrzyzowal ramiona.
-Chętnie-Taliyah skinela głowa.
-Też chce-odparlem.
-To sobie zrób-Yi prychnal i wyciagnal Liptona.
-Proszeeeee,nooo-Zrobilem smutna minę.
-Najpierw mnie ładnie przeproś.
-No przepraszam no.Co mam ci jeszcze spodniczke ubrac i zatanczyc z hula hopem?
-Spodniczke możesz ubrać.Slyszalem,że masz naprawdę ładne łydki-Yi zachichotal złośliwie.
Zarumienilem się i wzialem kubek z herbata.
-Tez jutro idziecie do Zeda?-Taiyah spytała.
-Pewnie tak.
-Jeśli mały Yi się nie spije,to nie będę musiał się martwić noszeniem go-Zachichotalem.
-Weź się!-Yi rzucił chlodno.
-Zaraz wezmę ciebie,tak jak obiecalem-Puscilem mu oczko-I pokaże ci cos wiecej niż moje nieziemskie łydki.
-Jesteś niemożliwy!
-Żartuję!-Zachichotalem.
Yi przewrócił oczami i przyniósł trochę ciasta.
-Moze kupimy cos na rocznicę Zeda i Syndry?-Taliyah zaproponowala,a ja pokiwalem się głową z aprobata.
-To dobry pomysł.Pewnie się uciesza.
-Ty nie bedziesz nic wybierał.
-Niby dlaczego!?-Zmierzylem Yi.
-Bo nie masz gustu.
-Ja nie mam gustu!?A w pape chcesz!?
-Przestań mi grozić!
-Nie grozę ci,tylko proponuje rozwiązanie naszego problemu.
-Problemów nie da się rozwiązać przemocą!Znaczy wszystkich.
-A chcesz się przekonać?
-Brutal!
-Ciota!
-Cham!
-Slepa pipa!
-Zboczeniec!
-Cnotka niewydymka!
-Masz cos do tego!?
-Trzeba cię w końcu opanować,bo się narowisty zrobiłeś,dziewico orleanska.
-Co za....kuzwa wyzwiska mi się skończyły.
-To może idziemy po ten prezent?-Zaproponowalem.
-Ok.-Oboje przytakneli.
Gdy juz wszytko kupilismy (dobra,Yi wybral,bo przecież ja nie mam gustu -.-) pozegnalismy koleżankę i poszlismy sobie na spacer,a ja wrzucilem kolegę do stawu,który po wygloszeniu barwnego peanu i epopeji plus elegii w jednym,gdzie wyzywal mnie jak tylko mógł,poszedł okryć się kocem,nadal w mokrych ubraniach.
-Zdejmij to,po co się meczysz.
-A chciałbyś!!Na to liczysz!Juz chcesz się do mnie dobrać!O nie nie...co nie zmienia faktu,ze przez ciebie mi zimno-Zaczal lamentowac.-Juz czuje,że będę miał kaszelek,to wtedy nie omieszkam cię zarazic.
-Cieszę się,że tak bardzo mnie lubisz.
-Może wtedy pokazesz mi te łydki-Zmierzyl mnie zartobliwie.
-Wystarczy poprosić.Ale twoje łydki też chce zobaczyć.
-Niedoczekanie-Pokazalem mu język-Chyba,że przebierzesz mnie w strój seksownej pielegniarki.
-Mam ci taki kupić?
-Ubiore go,jak ty ubierzesz sukienkę pokojowki i wypielisz mi w ogrodku.
-Stoi-Odparlem wesolo,wiedząc,że i tak nic z tego nie będzie.
-Cieszę się.
Odziwo przez resztę dnia nie zabiłem go łopatą,a wieczór upłynął jak zwykle i po chwili szlem sobie spać.
Trzeba pożyczyć od Akali strój pielęgniarki ,a od Nidalki pokojowki. XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro