Rozdział VI
*Yasuo*
Ocknąłem się w salonie,ale było wcześnie rano,a sen wydawał mi się miłym pomysłem,więc znów odpłynąłem.Potem uslyszałem dosyć głośne szmery,ale zignorowałem to i udało mi się jeszcze trochę zdrzemnąć.Gdy już się wyspałem to ruszyłem, oczywiście w stronę kuchni i nagle przede mną wyrósł Kurdupel,jak grzyb po halucynach Timona z wielkim jak stąd do Sosnowca pudełkiem wyciągniętym w moją stronę.
Zmierzyłem go,pragnąc aby się odsunął,jednoczesnie obliczając trajektorię blatu lecącego w jego twarz.
-Wszystkiego najlepszego!!-Krzyknął wesoło,a mnie zamurowalo i patrzyłem na niego jakby własnie się rozebrał i zaczął tańczyć na szczotce.-Chciałem Cię przeprosić za tą ostatnią awanturę,jakoś tak głupio wyszło,powiedziałem wiele słów,których nie powinienem.-Nagle uśmiechnął się-A słyszałem od koperku w pudełku po lodach,że masz dziś urodziny,więc...-Wyciągnął pudełko w moją stronę.
-To dla mnie?-Spytałem zaskoczony i przypomniałem sobie,że zostawiłem w lodówce koperek do ziemniaków w pudelku po lodach.Nosz kurwa,pewnie chce mnie otruć.
Pokiwał głowa,a ja wziąłem paczkę w ręce.Gdy ja otworzyłem,moim oczom ukazał się ogromny,niebieski szalik.Mimowolnie się uśmiechnąłem i uradowało mnie to,że nie dostanie mi się za ten koperek.
-Jest...bardzo ładny-Zacząłem nieśmiało.
Mały Yi znow się wyszczerzył,jakby zobaczył dilera,albo napchał sie grzybów Teemo i wziął się pod boki.
-Cieszę sie,że Ci...
I nagle pod wpływem impulsu przysunąłem go do siebie.
-Dziękuję,to miłe.-Wyszeptałem.
-Miażdżysz mi tchawicę!!-Syknął,więc skończyłem go przytulać.
-Zjadłbym coś.-Zacząłem ze smutkiem.
-Zaraz zrobię Ci coś do jedzenia,ale tylko dzisiaj.
Usmiechnąłem się słabo i podszedłem do stołu.
-Słyszałeś,że dziś wieczorem jest impreza u Jinx.Możebyśmy poszli?-Usłyszałem zza blatu.
-Yi co ty brales?Od kiedy się taki imprezowy zrobiłeś?
-Sam nie wiem,ale chce się rozerwać-Oznajmił.-Z resztą mogę iść sam,a ty będziesz całą noc pielił w ogródku.
-Skoro chcesz, to możemy iść-Zgodziłem się-Tylko co ja na siebie włożę?-Przyjąłem dramatyczną pozę,kładąc się na blacie.
-Nie wiem,możesz iść nawet nago.Riven pewnie sie ucieszy.A teraz złaź z blatu,chyba że chcesz go wycierać.-Rzucił swoim gburowatym tonem.
-Mogę w Ciebie zawsze rzucić tym blatem,kochaniutki.Pewnie Twoja twarz też się ucieszy.-Mruknąłem i zszedłem z obiektu westchnień Yi.
Po chwili zaczęliśmy jeść śniadanie,czyli tosty,gadając o różnych rzeczach.
-Kto będzie na tej imprezie?-Spytałem.
-Co będę wymieniał,prawie wszyscy.Wiesz jakie sa parapetówy u Jinx.Z tego co wiem Ez z Tarickiem (nwm czy to dobrze odmieniłam xd) ida razem.Rozkoszna z nich para (xD),Riven też ma niby być,Syndra z Irelką się zadeklarowały,Janna chyba też będzie,Ahri nie przepuści takiej okazji,a Sona pewnie będzie bity zapodawać...długo by wymieniać.
-Fajnie.-Odparłem,pijąc herbatę-Zaprosiłeś kogoś,nie wiem szczególnego,czy idziesz z mamusią?
-Nie.-rzucił zimno-Muszę się tam pokazać z Tobą.
-Chyba wybiorę Twoje krzesło,albo wannę.-Zachichotałem.-Ty masz za krótkie nogi na moje progi.Jeszcze się przewrócisz i mieczobuty popsujesz.
Yi zmierzył mnie.
-Bo zadzwonię do Janny i powiem,że chcesz z nią iść.
Zakrztusiłem się herbata i mina mi zrzędła.
-Dobra,bez takich odpałów.Kto wie czym dostanę...
-Ciekawe co będzie jak cię zobaczy?-Kurdupel zachichotał-Możliwe,że rzuci w Ciebie tym razem durszlakiem,albo patelnią.
-Zaraz ty dostaniesz patelnią!-Wziąłem patelnię do reki.-Albo wiem!Blatem!-Wskazałem na ten piękny mebel kuchenny.
-Dobra,nie bulwersuj się.-Kurdupel wyprostował się i dokończył kawę.-Tylko czegoś tam nie odpierdol.
-Ja to nie ty ,młody.Szybciej to Ciebie pobiją,albo bedziesz leżał po piwie bezalkoholowym pod stołem.-Odparłem dumnie.
Yi prychnął i zaczął zmywać naczynia.
-Za to ty się nie schlej,pijaku.Nie będę Cię nosił.
-Martw się o siebie.-Usmiechnąłem się.
Po południu postanowiliśmy wybrać się na spacer.Pogadaliśmy trochę,prawie wrzuciłem Yi do stawu i czasu upłynęło naprawdę dużo.
******************************
- Idziesz już,czy się malujesz?c-Zawołałem z salonu.
- Zaraz,już idę!- Głos kurdupla rozległ się z góry.
- To szybciej,bo mi nogi mchem zarosną. - Prychnąłem i oparłem się o schody. Po chwili na horyzoncie pojawił się Kurdupel i udaliśmy się na imprezę.
******************************
- Hej! - Drzwi uchyliły się i przez nie wystawał łeb Jinx. -Wejdźcie!
Przekroczyliśmy próg i ujrzałem kilka znajomych postaci. Rozejrzałem się i zobaczyłem w kącie Pana Lubię Fajne Zbroję, który zarywał do Syndry, albo coś. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i Zed podszedł bliżej.
- Hej stary. -Zacząłem.
-cCześć. -Przybł mi piatkę. -Widzę,że żyjesz.
- A no.Zostałem nianką ośmiolatka.-Zachichotałem.
- Ekhem. Ekhem.-Yi zmierzył mnie.-Mam nadzieję, że dobrze się bawisz,naśmiewając się ze mnie.
- Odpuść ,Kurduplu.-Nastroszyłem mu włosy. -Idź sobie z kimś pofikać,może jakaś nieszczęśniczka padnie trupem od Twoich wygibasow i się w Tobie zauroczy. -Zachichotałem. -Kiedys dołączę.
- Dobry pomysł. -Yi pokiwał głową i poszedł podbijać parkiet.
Wróciłem do rozmowy z Zedem.
- Jak tam Twój nowy sweter.-Spytałem.
- Mowisz o tym z ostatniej wyprzedaży?
- Tak, tak o tym bawełnianym cudeńku.
- No niezbyt, niezbyt.-Pokiwał głową.-Mechaci się strasznie. Oj okropnie.
- Mechaci?
- Okropność! -Krzyknął z oburzeniem.
I nagle ujrzałem Małego Yi, który rozpierdalał system na tej imprezie do tego stopnia, że ludzie nosili go na rękach.
- Co do cholery!?-Jęknąłem zaskoczony.
- Ktoś tu chyba się nakręcił.-Zed zachichotał.
Poszedłem do kuchni uraczyć się pierniczkiem i muffinką, rozglądając się wokoło.Po chwili pogadałem trochę z Shenem, ale Yi nadal wojował parkietem.
Poczekamy aż się nawali.
W końcu udało mi się do niego podejść. Siedział w kuchni i był ewidentnie spity, bo seplenił i kiwał sie w miejscu.
- Chyba przesadzileś.-Zagadnąłem i stanąłem obok, racząc się kieliszkiem.
-Nieeeee...co tyyyyy...-Zasmiał się.-W ogóle bardzo ładne kroksy.Sam strugałeś?
-Dzięki,ale myślę,że powinieneś to odstawić.-Wyjąłem z jego ręki trunek.-Nie będę Cię ogladał jak rzygasz w krzakach,a wyglądasz jakbyś miał ochotę się rozebrać.
-Zaraz Ciebie zacznę rozbierać!!-Oburzył się.
-Od kiedy wdzięczysz się jak mała dziwka?-Spytałem ironicznie.
-A chcesz w zęby?!
-Co mi zrobisz,cioto?
-Raksuo!
-Dziewica orleańska!
-Wcale nie!!
-Jak nie!?Popatrz ty na siebie!Kogo ty niby zaruchałeś!?
-A mam pogadać z Twoją ex,której nie zaliczyłeś!?
-Zaraz Cię zaliczę,ale stołem!!
-Pacyfista się znalazł.
-JA CI DAM PACYFISTĘ!!!
Ganialiśmy się chwilę,aż wreszcie potknąłem się o krzesło i upadłem,a Yi się do mnie przysunął.
-Ładna szminka,mogę spróbować?-Zblizył do mnie usta,więc uzyłem radykalnego środka i pizłem jego japą o blat obok.
-Gdzie ta morda,słonko!?-Prychnąłem.
Yi podniósł się z blatu z pogruchotanym nosem i nagle wytrzezwiał.
-Jak złamałes mi nos to przysięgam,że Cię zajebię!
Spojrzałem na niego.Serio zarabał.Krew leciała mu z nosa,więc wziąłem go za oszewę i postarałem ogarnąć.
-Sorki.Nie chciałem Cię zabić,ale sam się o to prosiłeś.Następnym razem serio zajmę sie Twoim ciasnym tyłkiem.-Odparłem ocierając mu nos.
-Zboczeniec!Jak złamałes mi nos toooo....
-Przestań nie jest złamany,tylko dostałeś w mordę i to tyle!-Zatkałem mu usta ręką.-I nie mdlej mi tu,bo wyglądasz jakbyś miał zgona zaliczyć-Wziąłem go pod ramię w obawie,że serio zaraz bedzie lezał.
-Boli mnie.-Prychnął.
-To masz nauczkę.-Usmiechnąłem się złośliwie.
Gdy juz poczuł się lepiej postanowiliśmy zostać jeszcze trochę,a potem poszliśmy do domu.
******************************
-Widziałeś tą ciotowatą miotłę?-Spytałem Zeda,szukając Yi.
-Ostatnio widziałem go w kuchni-odparł i skierował się do drzwi-Ja już pójdę.Obiecałem Syndrze,że ją podwiozę.
-Też próbuje się zwijać,ale Yi ma klucze.-Westchnąłem ze zmęczeniem.
-Powodzenia!-Zed odparł i wyszedł.
Poszedłem do kuchni i udało mi się znaleźć Kurdupla pod stolem.
-Ej koniec tego dobrego-Klepnąłem go w policzek-Idziemy!
-Jeszcze nieeeeee-Mruknął i przetarł oko, łapiac mnie za rękę-Yaaasuooooo proszeeeeee...
-Jest trzecia nad ranem.Mam już dosyć,a ty jesteś tak spity,że ledwo widzisz-Zganiłem go-Przespałbym się dla urody.
Yi ziewnał,a ja wziąłem go w ramiona,gdyż mi się spieszyło i ruszyłem w kierunku wyjścia.
*Yi*
Kręciło mi się w głowie,ale czułem wielki wzrost energii i nie chciałem opuszczać imprezy.Uległem Yasuo,a poza tym nie mogłem wstać i wróciliśmy do domu.Było tu cudownie cicho.Rozlozyłem się na krzesełku w kuchni.
-Co zaaa noooc!-Krzyknąłem uradowany.
-Zamknij sie,bo Cię przelecę.Yas usiadł na blacie.
-No dawaj.Co ci szkodzi?-Uśmiechnąłem się po pijanemu i przysunąłem się bliżej miotłogłowego.
-Co ty pierdolisz?Za duzo wypiłeś.-Zmierzył mnie,a ja przysunąłem się do niego i pocałowałem.O dziwo nie protestował,a nawet przyjął mnie z otwartymi ramionami.Na mojej twarzy wykwitł róż,ale promile w mojej krwi sprawiały,że byłem gotowy na wszystko.
To jest złe ale jolo xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro