Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

*Yasuo*

Ocknąłem się w salonie,ale było wcześnie rano,a sen wydawał mi się miłym pomysłem,więc znów odpłynąłem.Potem uslyszałem dosyć głośne szmery,ale zignorowałem to i udało mi się jeszcze trochę zdrzemnąć.Gdy już się wyspałem to ruszyłem, oczywiście w stronę kuchni i nagle przede mną wyrósł Kurdupel,jak grzyb po halucynach Timona z wielkim jak stąd do Sosnowca pudełkiem wyciągniętym w moją stronę.

Zmierzyłem go,pragnąc aby się odsunął,jednoczesnie obliczając trajektorię blatu lecącego w jego twarz.

-Wszystkiego najlepszego!!-Krzyknął wesoło,a mnie zamurowalo i patrzyłem na niego jakby własnie się rozebrał i zaczął tańczyć na szczotce.-Chciałem Cię przeprosić za tą ostatnią awanturę,jakoś tak głupio wyszło,powiedziałem wiele słów,których nie powinienem.-Nagle uśmiechnął się-A słyszałem od koperku w pudełku po lodach,że masz dziś urodziny,więc...-Wyciągnął pudełko w moją stronę.

-To dla mnie?-Spytałem zaskoczony i przypomniałem sobie,że zostawiłem w lodówce koperek do ziemniaków w pudelku po lodach.Nosz kurwa,pewnie chce mnie otruć.

Pokiwał głowa,a ja wziąłem paczkę w ręce.Gdy ja otworzyłem,moim oczom ukazał się ogromny,niebieski szalik.Mimowolnie się uśmiechnąłem i uradowało mnie to,że nie dostanie mi się za ten koperek.

-Jest...bardzo ładny-Zacząłem nieśmiało.

Mały Yi znow się wyszczerzył,jakby zobaczył dilera,albo napchał sie grzybów Teemo i wziął się pod boki.

-Cieszę sie,że Ci...

I nagle pod wpływem impulsu przysunąłem go do siebie.

-Dziękuję,to miłe.-Wyszeptałem.

-Miażdżysz mi tchawicę!!-Syknął,więc skończyłem go przytulać.

-Zjadłbym coś.-Zacząłem ze smutkiem.

-Zaraz zrobię Ci coś do jedzenia,ale tylko dzisiaj.

Usmiechnąłem się słabo i podszedłem do stołu.

-Słyszałeś,że dziś wieczorem jest impreza u Jinx.Możebyśmy poszli?-Usłyszałem zza blatu.

-Yi co ty brales?Od kiedy się taki imprezowy zrobiłeś?

-Sam nie wiem,ale chce się rozerwać-Oznajmił.-Z resztą mogę iść sam,a ty będziesz całą noc pielił w ogródku.

-Skoro chcesz, to możemy iść-Zgodziłem się-Tylko co ja na siebie włożę?-Przyjąłem dramatyczną pozę,kładąc się na blacie.

-Nie wiem,możesz iść nawet nago.Riven pewnie sie ucieszy.A teraz złaź z blatu,chyba że chcesz go wycierać.-Rzucił swoim gburowatym tonem.

-Mogę w Ciebie zawsze rzucić tym blatem,kochaniutki.Pewnie Twoja twarz też się ucieszy.-Mruknąłem i zszedłem z obiektu westchnień Yi.

Po chwili zaczęliśmy jeść śniadanie,czyli tosty,gadając o różnych rzeczach.

-Kto będzie na tej imprezie?-Spytałem.

-Co będę wymieniał,prawie wszyscy.Wiesz jakie sa parapetówy u Jinx.Z tego co wiem Ez z Tarickiem (nwm czy to dobrze odmieniłam xd) ida razem.Rozkoszna z nich para (xD),Riven też ma niby być,Syndra z Irelką się zadeklarowały,Janna chyba też będzie,Ahri nie przepuści takiej okazji,a Sona pewnie będzie bity zapodawać...długo by wymieniać.

-Fajnie.-Odparłem,pijąc herbatę-Zaprosiłeś kogoś,nie wiem szczególnego,czy idziesz z mamusią?

-Nie.-rzucił zimno-Muszę się tam pokazać z Tobą.

-Chyba wybiorę Twoje krzesło,albo wannę.-Zachichotałem.-Ty masz za krótkie nogi na moje progi.Jeszcze się przewrócisz i mieczobuty popsujesz.

Yi zmierzył mnie.

-Bo zadzwonię do Janny i powiem,że chcesz z nią iść.

Zakrztusiłem się herbata i mina mi zrzędła.

-Dobra,bez takich odpałów.Kto wie czym dostanę...

-Ciekawe co będzie jak cię zobaczy?-Kurdupel zachichotał-Możliwe,że rzuci w Ciebie tym razem durszlakiem,albo patelnią.

-Zaraz ty dostaniesz patelnią!-Wziąłem patelnię do reki.-Albo wiem!Blatem!-Wskazałem na ten piękny mebel kuchenny.

-Dobra,nie bulwersuj się.-Kurdupel wyprostował się i dokończył kawę.-Tylko czegoś tam nie odpierdol.

-Ja to nie ty ,młody.Szybciej to Ciebie pobiją,albo bedziesz leżał po piwie bezalkoholowym pod stołem.-Odparłem dumnie.

Yi prychnął i zaczął zmywać naczynia.

-Za to ty się nie schlej,pijaku.Nie będę Cię nosił.

-Martw się o siebie.-Usmiechnąłem się.

Po południu postanowiliśmy wybrać się na spacer.Pogadaliśmy trochę,prawie wrzuciłem Yi do stawu i czasu upłynęło naprawdę dużo.

******************************

- Idziesz już,czy się malujesz?c-Zawołałem z salonu.

- Zaraz,już idę!- Głos kurdupla rozległ się z góry.

- To szybciej,bo mi nogi mchem zarosną. - Prychnąłem i oparłem się o schody. Po chwili na horyzoncie pojawił się Kurdupel i udaliśmy się na imprezę.

******************************
- Hej! - Drzwi uchyliły się i przez nie wystawał łeb Jinx. -Wejdźcie!

Przekroczyliśmy próg i ujrzałem kilka znajomych postaci. Rozejrzałem się i zobaczyłem w kącie Pana Lubię Fajne Zbroję, który zarywał do Syndry, albo coś. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i Zed podszedł bliżej.

- Hej stary. -Zacząłem.

-cCześć. -Przybł mi piatkę. -Widzę,że żyjesz.

- A no.Zostałem nianką ośmiolatka.-Zachichotałem.

- Ekhem. Ekhem.-Yi zmierzył mnie.-Mam nadzieję, że dobrze się bawisz,naśmiewając się ze mnie.

- Odpuść ,Kurduplu.-Nastroszyłem mu włosy. -Idź sobie z kimś pofikać,może jakaś nieszczęśniczka padnie trupem od Twoich wygibasow i się w Tobie zauroczy. -Zachichotałem. -Kiedys dołączę.

- Dobry pomysł. -Yi pokiwał głową i poszedł podbijać parkiet.

Wróciłem do rozmowy z Zedem.

- Jak tam Twój nowy sweter.-Spytałem.

- Mowisz o tym z ostatniej wyprzedaży?

- Tak, tak o tym bawełnianym cudeńku.

- No niezbyt, niezbyt.-Pokiwał głową.-Mechaci się strasznie. Oj okropnie.

- Mechaci?

- Okropność! -Krzyknął z oburzeniem.

I nagle ujrzałem Małego Yi, który rozpierdalał system na tej imprezie do tego stopnia, że ludzie nosili go na rękach.

- Co do cholery!?-Jęknąłem zaskoczony.

- Ktoś tu chyba się nakręcił.-Zed zachichotał.

Poszedłem do kuchni uraczyć się pierniczkiem i muffinką, rozglądając się wokoło.Po chwili pogadałem trochę z Shenem, ale Yi nadal wojował parkietem.

Poczekamy aż się nawali.

W końcu udało mi się do niego podejść. Siedział w kuchni i był ewidentnie spity, bo seplenił i kiwał sie w miejscu.

- Chyba przesadzileś.-Zagadnąłem i stanąłem obok, racząc się kieliszkiem.

-Nieeeee...co tyyyyy...-Zasmiał się.-W ogóle bardzo ładne kroksy.Sam strugałeś?

-Dzięki,ale myślę,że powinieneś to odstawić.-Wyjąłem z jego ręki trunek.-Nie będę Cię ogladał jak rzygasz w krzakach,a wyglądasz jakbyś miał ochotę się rozebrać.

-Zaraz Ciebie zacznę rozbierać!!-Oburzył się.

-Od kiedy wdzięczysz się jak mała dziwka?-Spytałem ironicznie.

-A chcesz w zęby?!

-Co mi zrobisz,cioto?

-Raksuo!

-Dziewica orleańska!

-Wcale nie!!

-Jak nie!?Popatrz ty na siebie!Kogo ty niby zaruchałeś!?

-A mam pogadać z Twoją ex,której nie zaliczyłeś!?

-Zaraz Cię zaliczę,ale stołem!!

-Pacyfista się znalazł.

-JA CI DAM PACYFISTĘ!!!

Ganialiśmy się chwilę,aż wreszcie potknąłem się o krzesło i upadłem,a Yi się do mnie przysunął.

-Ładna szminka,mogę spróbować?-Zblizył do mnie usta,więc uzyłem radykalnego środka i pizłem jego japą o blat obok.

-Gdzie ta morda,słonko!?-Prychnąłem.

Yi podniósł się z blatu z pogruchotanym nosem i nagle wytrzezwiał.

-Jak złamałes mi nos to przysięgam,że Cię zajebię!

Spojrzałem na niego.Serio zarabał.Krew leciała mu z nosa,więc wziąłem go za oszewę i postarałem ogarnąć.

-Sorki.Nie chciałem Cię zabić,ale sam się o to prosiłeś.Następnym razem serio zajmę sie Twoim ciasnym tyłkiem.-Odparłem ocierając mu nos.

-Zboczeniec!Jak złamałes mi nos toooo....

-Przestań nie jest złamany,tylko dostałeś w mordę i to tyle!-Zatkałem mu usta ręką.-I nie mdlej mi tu,bo wyglądasz jakbyś miał zgona zaliczyć-Wziąłem go pod ramię w obawie,że serio zaraz bedzie lezał.

-Boli mnie.-Prychnął.

-To masz nauczkę.-Usmiechnąłem się złośliwie.

Gdy juz poczuł się lepiej postanowiliśmy zostać jeszcze trochę,a potem poszliśmy do domu.

******************************

-Widziałeś tą ciotowatą miotłę?-Spytałem Zeda,szukając Yi.

-Ostatnio widziałem go w kuchni-odparł i skierował się do drzwi-Ja już pójdę.Obiecałem Syndrze,że ją podwiozę.

-Też próbuje się zwijać,ale Yi ma klucze.-Westchnąłem ze zmęczeniem.

-Powodzenia!-Zed odparł i wyszedł.

Poszedłem do kuchni i udało mi się znaleźć Kurdupla pod stolem.

-Ej koniec tego dobrego-Klepnąłem go w policzek-Idziemy!

-Jeszcze nieeeeee-Mruknął i przetarł oko, łapiac mnie za rękę-Yaaasuooooo proszeeeeee...

-Jest trzecia nad ranem.Mam już dosyć,a ty jesteś tak spity,że ledwo widzisz-Zganiłem go-Przespałbym się dla urody.

Yi ziewnał,a ja wziąłem go w ramiona,gdyż mi się spieszyło i ruszyłem w kierunku wyjścia.

*Yi*

Kręciło mi się w głowie,ale czułem wielki wzrost energii i nie chciałem opuszczać imprezy.Uległem Yasuo,a poza tym nie mogłem wstać i wróciliśmy do domu.Było tu cudownie cicho.Rozlozyłem się na krzesełku w kuchni.

-Co zaaa noooc!-Krzyknąłem uradowany.

-Zamknij sie,bo Cię przelecę.Yas usiadł na blacie.

-No dawaj.Co ci szkodzi?-Uśmiechnąłem się po pijanemu i przysunąłem się bliżej miotłogłowego.

-Co ty pierdolisz?Za duzo wypiłeś.-Zmierzył mnie,a ja przysunąłem się do niego i pocałowałem.O dziwo nie protestował,a nawet przyjął mnie z otwartymi ramionami.Na mojej twarzy wykwitł róż,ale promile w mojej krwi sprawiały,że byłem gotowy na wszystko.

To jest złe ale jolo xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro