Rozdział II
*Yasuo*
Ocknąłem się wcześnie rano,przez oślepiające promienie słońca.Wstałem zatem,gotowy na nowy dzień.Mój wzrok padł na Małego Yi,czyli ciotę,który jeszcze spał.Chciałem go wykopać z łóżka,ale to chyba niezbyt dobry pomysł.Wyszedłem,więc cicho,bo gdyby Krol się obudził,znów zacząłby zrzędzić.Moim celem była oczywiście kuchnia,bo zły pan Yi chciał mi zafundować dietę cud.Pfy.Też mi coą.Zacząłem grzebać w jego lodówce ,aż wreszcie wyciągnąłem potrzebne składniki i wziąłem się za gotowanie.
*Yi*
Obudził mnie wszechobecny, słodki zapach.Rozejrzałem się wokoło za Yasem.Może ta sytuacja była tylko złym snem?Oby.
Podniosłem się z łóżka i ruszyłem za zapachem.Zaspany,zacząłem schodzić po schodach i moim oczom ukazał się Yasuo,krzatąjący swa osobę po mojej kuchni.Niestety nie był tylko złym omamem.
-E...eeee.....eeee...Dzień dobry-Jeknąłem i ziewnąłem leniwie.
Yasuo odwrócił się w moją stronę, w jednej ręce trzymał talerz,a w drugiej patelnię.
-Widzę,że śpiący królewicz z mieczobutami juz na nogach-Rzucił złośliwie.
Przewróciłem oczami i podszedłem do ekspresu,aby zrobić sobie kawę.
-Zrobiłem Ci śniadanie.Powinieneś być wdzięczny.-Odparł,kiedy stałem i siorbałem kawusie.
-Chcę jeszcze trochę pożyć-Odparłem sucho-Pewnie dosypałeś arszeniku jak spałem.
-Ha,ha.Bardzo zabawne,ale nie trudzę się truciem ludzi.Wolę drogę miecza-Przewrócił oczami.
-To co na śniadanie?-Zaczalem i pociagnalem łyk kawy.
-Naleśniki-Yas odparł uradowany.
-Aha-Wziąłem łyk z kubka-Fajnie.
Po chwili przede mną pojawił się talerz nalesników,najlepszych jakie miałem w ustach.
-Jak coś tu dosypałeś,to nie ręczę za siebie,chyba że juz nie będę żył.Ale to nie przeszkadza mi w dreczeniu Cie z zaswiatów-Mruknalem,kończąc jedzenie.
-Yi,gdybym chciał Cię zabić,zrobiłbym to tak jak robię to zwykle-Uśmiechnął się i podsunął mi nóż pod gardło.
-Spróbuj tylko,a stąd wylecisz w podskokach-Oznajmiłem encyklopedycznie.
-Dlatego jeszcze żyjesz-Yasuo rozpromienił się i zaczął sprzątać po jedzeniu.
Postanowiłem,że dziś porobię porzadki w gabinecie,więc ogarnąłem się,umyłem i poszedłem sprzatać w biurku.Po chwili w pokoju pojawil się cudowny,cham Yasuo.
-Hej,kurduplu.
-Ty masz wzrost,ja inteligencję.-Prychnąłem i spojrzałem na wyższego ode mnie o głowę Yasa.
-Ale ty jesteś miły.Dziewczyny też tak wyrywasz?-Zachichotał złośliwie.
-Ja mam chociaż ksztę taktu,proszę pana-Zmierzyłem go.
-Czego?Usłyszałem cipowatosci?
I w tym momencie chciałem w niego rzucić ksiazka,znajdujacą sie w moich rękach.
-Jeżeli masz zamiar nadal mnie denerwować,to wyjdź. Chyba,że chcesz tą ksiazką w zęby.
-Okej.Widzę,że nie jesteś w nastroju,kurduplu-Zachichotał i wyszedł,a ja zostałem w błogiej ciszy.
Po ogarnięciu pokoju,postanowiłem że zrobię herbatę,więc poszedłem do kuchni.
-Prostaku,chcesz herbaty?-Mruknąłem w stronę Yasuo,który rozłozył się na sofie.
-Czemu nie,Wasza Wysokość.Tylko mnie nie otruj.Zrozumiano?
-Nie nazywaj mnie Waszą Wysokoscią-Prychnąłem.
-Dobrze,Wasza Krolewska Mość,chyba ze wolisz Szeneszalu Mieczobutolandii?
-Yghh-Westchnąłem-To jakiej chcesz herbaty?
-Zaskocz mnie.Tylko coś dobrego,bym prosił.
Zrobiłem mu melisę na uspokojenie i usiadłem obok, popijając moja karmelową.
-Wiesz co,strasznie nudny z ciebie czlowiek-Yas zaczął rozmowę,oczywiscie od jakże "uroczego" komentarza.
-A z Ciebie iryrtujący człowiek-upiłem łyk herbaty i poprawiłem się w fotelu-Poza tym pewnie nasze sposoby spedzania wolnego czasu drastycznie się różnią.
-Czy ja wiem...-zaciął sie na chwilę-No może ja nie władam królestwem Mieczobutolandii i nie jestem Waszą Wysokoscią Would you,ale pewnie nie są aż tak drastyczne.
-Przestań się ze mnie nabijać!-Krzyknąłem w jego stronę.
-Nie nabijam się z Ciebie,tylko używam wesołej satyry.
-ZARAZ Z CIEBIE ZROBIĘ SATYRA JAK ZGOLĘ CI TEN ŁEB I WŁOSY PRZYKLEJĘ CI DO NOG!!!!-Burknąłem,oburzony.
-Opanuj się,bo jesteś gorszy niż baba przed okresem-zaśmiał sie nerwowo.-Chyba naprawde umrę przy Tobie z nudów.
-A umieraj sobie,nie obchodzi mnie to.Teraz bym coś zjadł.Burczy mi w brzuchu jak nie wiem.
I w Tym momencie Yasuo rozpromienił się jak Anka,która podpaliła podstawówkę.
-Zróbmy ciasto!
-To kiepski pomysł.
-No chodź,będzie fajnie!Może wreszcie nauczysz się trzymać w ręce łyżkę i garnek-złapał mnie za rękę i pociągnął za soba.-Przestaniesz się szarpac?Bo będę zmuszony Cię ogłuszyć...
-Zabieraj ode mnie te łapy,dziwkarzu!!-Krzyknalem,probujac się na próżno oswobodzic.
Znalezlismy się w kuchni i wyciagnalem potrzebne skladniki,zaznaczajac że to okropny pomysł,na co Yasuo rzucił uszczypliwa uwaga,która zignorowałem.
Po chwili zostałem mieszaczem ciasta,co niezbyt mnie ucieszyło.
-Nie marudz,tylko mieszaj,bo ci ta łyżkę w dupe wsadze,to ruszysz jak Hecarim na ulcie i to sterydach-Yasuo upomnial mnie,a ja skrzywilem się na myśl o tym.
-Spróbuj mnie dotknąć,to ci nawet tornado nie pomoże-Prychnalem.
-Oh jej.Dotknalem cię-Powiedział,smarujac mi nos kremem czekoladowym-tylko się nie poplacz.
Wzialem swoja miskę z budyniem i również umazalem mu nos.
-Bo będziesz spał w wannie-burknalem.
-Czemu nie.Lubie wanny-Oznajmił,znów smarujac mnie czekolada.
I w ten oto sposob zaczelismy się ganiac jak banda pojebow rzucając w siebie jedzeniem
-Dalej będziesz takim dzieciakiem?-Yasuo zasmial się drwiaco.
-Ty zacząłeś!
-Nie mogłem się powstrzymać,bo...
I nagle runelismy na ziemię,po czym pochlonela mnie ciemność.
*Yasuo*
Podnioslem się z podłogi i odstawilem tą fatalna doniczke,o ktora się potknalem.Spojrzałem na nietomnego Yi i zaczalem go pukac w czoło.
-Ziemia do Kurdupla!Twoi poddani z Mieczobutolandii cię potrzebują.
Jednak ten się nie ocknal,więc postanowilem ze skończę ciasto,bo kiepsko gdyby się zmarnowalo.
Gdy ciasto było już w piecu,poszedlem zobaczyć co z Yi,ale sytuacja pozostala bez zmian.
-Śmiesznie by było gdybyś serio zszedł-Odparlem do siebie,odwracajac się w jego stronę.
Gdy wyjalem ciasto z pieca,doszlem do wniosku,że zajmę się ta Cipa.Z początku chciałem go oblac woda,ale po dłuższym namyśle stwierdzilem, że to kiepski plan,bo Master mnie zatlucze.Usiadlem więc obok i zaczalem sie bawić jego grzywka.Po kilku minutach zaczął kontaktowac ze swiatem,więc wesolo zaczalem rozmowę.
-A już mialem świętować twój zawał.
-Co się...-Jeknal,ale po chwili wytrzezwial i zaczął marudzic.
-TY ZBOCZENCU!!CO TY SOBIE MYSLISZ!?
-O co ci chodzi-Zmierzyłem go krzywo.
-Pocalowales mnie!!Wiedziałem,że nie potrafisz opanować swoich chorych instynktow!-Yi poczerwienial nagle.
-Przestań marudzic.Potknalem się tylko o twoja doniczke.
W oczach tego dzieciaka zaplonal gniew.
-I myślisz,że możesz mi tak kłamać w żywe oczy!?Jakby nigdy nic!?Bys sie wstydził!!!!Juz chcesz mnie wykorzystać!!-Zaczal machac łapami.
-Nie kłamie.Nie widzisz tej doniczki?Jesteś aż tak slepy!?
-Nie rób ze mnie idioty Yasuo!
-Nie muszę go z ciebie robić,bo nim jesteś-odparlem zimno.
-Jesteś podly!!Zawiniles i nie chcesz sie przyznać!!
-A....dobra nie będę drazyl tematu...Idę wyjąć ciasto z pieca.Jak ci przejdzie,to wal-wyszedlem z pokoju.
Gdy wróciłem Yi już nie było,więc wziąłem się za dekorowanie ciasta.
******************************
Zastalem krolewne zrzede w fotelu,więc chciałem jej odrobinę podokuczac.
-Jak się miewasz Wladco Butomieczy?
-Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.Zniknij mi z oczu.-Rzucił zimnym tonem.
-Musisz tak wszystko utrudniac?
-Albo znikniesz stad w ciagu pieciu sekund,albo pakuj manatki i wypierdalaj!!
Doszlem do wniosku,że nie ma co gadać z Ciota,bo mnie pobije swoim ego,wiec udałem się do snu.
*Yi*
Dlaczego życie mnie karze takimi idiotami!?Czemu mu zaufalem!?
Zmieszany dzisiejszym zdarzeniem zobaczylem co leci w pudle,ale wszystko było głupie,więc cisnalem pilotem i udałem się do sypialni,ponieważ zaczynalo sie ściemniać,a ja chciałem już zakończyć ten dzień.W pokoju zastalem Yasuo i naszla mnie chęć rzucenia nim zza okna,ale łóżko okazało sie milszym pomysłem,z ktorego skorzystałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro