Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

*Yasuo*

Rozpaczliwie próbowałem znaleźć sobie jakąś kryjowkę, jednak na próżno,,bo wszędzie potrafili mnie znaleźć.,I znów IM się to udało, tylko że nie uda IM się mnie złapać. Oderwalem się na chwilę od rozmyślań i rozejrzałem po okolicy. Tymczasem zaczęła psuć się pogoda i kropelki deszczu zalały krajobraz. Postanowiłem pójść jeszcze trochę dalej, w nadziei że coś znajdę. Myśląc "coś", czyli jakąś kryjowkę, ale do nich nie mam ostatnio szczęścia. Po jakimś czasie, kiedy deszcz zmoczył mnie do suchej nitki, zacząłem dostrzegać słabe światło lampki. Podszedłem, więc kilka kroków bliżej i moim oczom ukazała się całkiem spora chatka.

Ktoś sobie nieźle mieszka na tym pustkowiu.

Ruszyłem w stronę drzwi.

To moja jedyna nadzieja.

Zapukalem kilka razy i po chwili przeżyłem największy zawał w moim życiu.

– Yasuo!?

– Yi!?

I nagle zdałem sobie sprawę, że obok mnie stoi to chude szczudło, które psuje mi moje jakże wesołe życie.cZszokowało mnie to,cże jest nieuzbrojony i nie nosi tego swojego prześmiesznego wdzianka, do kompletu z mieczobutami, albo hm...butomieczami. Co za różnica. W sumie, to bez tego całego badziewia prezentował się całkiem znosnie, aż nie chciało mi się z niego śmiać. Z chwili rozmyślań wyjął mnie jego miecz i głos.

– Szukamy zaczepki!?– Ton był ostry.

Jak zawsze mały Yi próbuje zgrywac bohatera...

– Niestety nie.– Odparłem spokojnie.

– To po cholerę tu przylazłeś!? Chcesz się znowu ponabijać z moich butów, zdenerwować mnie, czy może wreszcie zdecydowałes sie na samobójczą wyprawę!?

Spojrzał na mnie zza wielkich okularów, tymi swoimi ciotowatymi,zielonymi oczami, spojrzeniem które mówiło prosto i na temat: WYPIERDALAJ Z MOJEJ POSESJI!

– Nie, nie zgadłeś. Życie mi jeszcze miłe. Wiem,że to zabrzmi dziwnie, ale mam do Ciebie prośbę, bo w sumie to zazwyczaj ty chcesz mnie zabić i się nie lubimy... sam jestem w szoku, że Cię tu widzę. Prawdę powiedziawszy, jesteś ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałem...

Rysy jego twarzy odrobinę złagodnialy i opuścił broń.

– Gadaj,czego chcesz.

– Ech...–  I nagle dotarło do mnie jak żenujące jest to, że proszę tą ciote o przysługę.– Jest taka sprawa, że aktualnie potrzebuję kryjówki, a Twój dom jest tak blisko i...

I nagle zalał mnie jego chichot, irytujacy jak zawsze.

– I myślisz, że Ci pomogę?– Yi prychnął i poprawił okulary.

– Zawsze może Ci się to kiedyś opłacić...–.Zacząłem wesoło– Mogę Cię na przykład zabrać na dobrą gorzałę. A poza tym nie sądzisz, że pora już zakopać topor wojenny?

Yi spojrzał na mnie krzywo, tak jakby się zastanawiał, trzymając mnie w niepewności. Po dłuższej chwili westchnął i przewrócił oczami.

– Zgoda. Przetrzymam Cię na chwilę.

Po tych słowach poczułem lekką ulgę. Pewnie przekupiłem go tą gorzałką, chociaż wydaje mi się, że zabiorę go na soczek z kartonika, bo pewnie do picia się nie nadaje i będzie leżał pod stołem już po jednym.

Spojrzałem na tę ciotę ,dla której muszę być teraz miły.

– Ale nie myśl sobie, że będziesz tak siedział za nic...

– Hm?– Zmierzyłem go, bo nie za bardzo wiedziałem co ma na myśli.

– Będziesz robił to i owo. Ewentualnie wypielisz mi w ogródku, albo coś poprasujesz. Z resztą sam zobaczysz...– Uśmiechnął się ozięble.

– Mam sobie wybrać między lokajem ,gosposią, pokojowką, albo ogrodnikiem, tak?– Spytałem,  trochę zbity z tropu.

Yi tylko wzruszył ramionami.

– Bo się rozmyslę... Psie.

– Dobra, dobra! Niech Ci będzie. Zrobię co zechcesz. Tylko nie licz na coś więcej. Nie wiem,  striptizu na szczotce Ci nie odwalę. Mam swoją godność.

Yi uchylił drzwi i spojrzał mi w oczy.

– Właź, nie pierdol. Wytrzyj nogi. Albo wiesz co... najlepiej wytrzyj się cały, albo najlepiej wykąp. Jesteś mokry jak pies, więc jak tu nachlapiesz, to będziesz sprzątał, brudasie.

Spojrzałem na niego krzywo, ale nie odezwałem się i skorzystałem z jego sugestii wzięcia kąpieli.

*Master Yi*

Usłyszałem pukanie do drzwi, co zaskoczyło mnie o tej porze. Ruszyłem w stronę dźwięku i otworzyłem je. I w tym momencie moje serce nagle się zatrzymało.

– Yasuo!?

– Yi!?

W drzwiach zobaczyłem tego zdrajcę, przemoczonego do suchej nitki, z miną: Chcę skoczyć z dachu. W pierwszym momencie chciałem zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, tak żeby uderzyły go w papę, ale ostatecznie wziąłem miecz i zacząłem rozmowę, bo byłem zwyczajnie ciekawy z czym do mnie przychodzi.

– Szukamy zaczepki!?

Spojrzał na mnie, jakby wyrwany z kontekstu i najzwyczajniej w świecie odpowiedział:

– Niestety nie.

To zbiło mnie z tropu i poczułem, że coś mi tu nie gra. Coś było ewidentnie nie w porządku.

– To po cholerę tu przyłazisz!? Chcesz się znowu ponabijać z moich butów, zdenerwować mnie, czy może wreszcie zdecydowałeś się na samobójczą wyprawę!?– Spojrzałem na niego całą paletą gniewu i irytacji.

– Nie, nie zgadłeś. Jeszcze mi życie miłe. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale mam do Ciebie prośbę, bo w sumie zazwyczaj ty chcesz mnie zabić i się nie lubimy... sam jestem w szoku, że Cię tu widzę. Prawdę powiedziawszy jesteś ostatnią osobą, której się tutaj spodziewałem.

Opusciłem miecz, bo stwierdziłem że robi się coraz ciekawiej.

– Gadaj, czego chcesz.

Spojrzał na mnie skrepowanym spojrzeniem, po czym zaczął.

– Jest taka sprawa, że aktualnie potrzebuję kryjówki, a Twój dom jest tak blisko i...

Przerwalem mu wybuchem śmiechu, od ktorego nie mogłem się powstrzymać, od samego początku jego wypowiedzi.

–.I myślisz,że Ci pomogę?– Prychnąłem z pogardą i poprawiłem okulary na nosie.

Spojrzał na mnie lekko zdziwiony, nawet trochę zasmucony i po chwili znów zaczął pitolic.

– Zawsze może Ci się to kiedyś opłacić.,Mogę Cię,na przykład zabrać na dobrą gorzałę. A poza tym, nie sądzisz, że pora zakopać topór wojenny?

Spojrzałem na niego, rozważając wszystkie za i przeciw tej sytuacji i próbowałem podjąć korzystną dla mnie decyzję. W oczach Yasuo ujrzałem nutkę zniecierpliwienia, więc wziąłem głęboki oddech, czując że będę tego żałować i przedstawiłem mu swoją decyzję.

– Zgoda. Przetrzymam Cię na chwilę.

Rozluźnił się trochę ze spojrzeniem pełnym ulgi.

– Ale nie myśl sobie, że będziesz tu siedział za nic.– Rzuciłem stanowczo.

Yasuo spojrzał na mnie zdziwionym spojrzeniem i podniósł pytająco brew.

– Hm? – Mruknął.

– Będziesz robił to i owo, kiedy Cię o to poproszę. Ewentualnie wypielisz mi w ogródku, albo poprasujesz. Z resztą sam zobaczysz.– Na mojej twarzy wykwitł niekontrolowany uśmiech.

– Mam sobie wybrać między lokajem, gosposią,pokojowką, albo ogrodnikiem?– Spytał drwiaco.

– Bo się rozmyślę...– Mruknałem.

– Dobra, dobra! Niech Ci będzie. Zrobię co zechcesz. Tylko nie licz na coś więcej. Nie wiem, striptizu na szczotce Ci nie odwalę. Mam swoją godność.

Uchylilem drzwi i zmierzyłem go.

– Właź, nie pierdol. Wytrzyj nogi. Albo wiesz co... wytrzyj się cały, albo najlepiej wykap. Jesteś mokry jak pies, więc jak tu nachlapiesz, to będziesz sprzatał, brudasie.

Strzepnął mokre kosmyki włosów z czoła, a ja spojrzałem na niego stanowczo. O dziwo nie skomentował, tylko poszedł w stronę łazienki, co odrobinę mnie zaskoczyło, ponieważ brak ironicznego tekstu to chyba u niego choroba, ale wróciłem do czytania, ciesząc się tymi ostatnimi chwilami spokoju.

******************************

– No, no. Nieźle się tu urzadziłeś...– Usłyszałem za sobą głos tego wieśniaka. Obrociłem się z książką, dając mu do zrozumienia, że czytam i oczekuję ciszy. Jednak to nie poskutkowało, bo zaczął o czymś tam pitolić jeszcze głośniej.

– Zamknij się. Czytam. Nie wiesz co to cisza?– Przerwałem mu i wróciłem do lektury.

– Próbuje nawiązać z Tobą kontakt.– Prychnął z niezadowoleniem, że kazałem mu siedzieć cicho.

– Albo się zamkniesz, albo wypchnę Cię za drzwi, rozumiemy się?– Posłałem mu czułe spojrzenie i wróciłem do powieści, całkiem zdziwiony faktem, że jednak się uciszył.

– Zjadłbym coś.– Rzucił od niechcenia.

– Twój problem. Nie widzisz, która jest godzina? O tej się śpi, a nie je. Nie mieszkamy, w prehistorycznych czasach.– Odpowiedziałem mu zza książki i poprawiłem okulary.

– Mam tu umrzeć z głodu? No, no Yi, już chyba wiem jak mnie załatwisz... –Uśmiechnął się i oparł nogi o stół.

– GDZIE TE GIRY!? GDZIEŚ TY SIĘ UCHOWAŁ!?– Rzuciłem w niego kapciem, ponieważ oburzył mnie jego brak taktu i ogłady.

– Wyluzuj się.–.Odparł spokojnie. – Może meliski?

– Grabisz sobie!!– Krzyknąłem w jego stronę.

– Z Tobą to nie ma żadnej zabawy, Yi.– Mruknął.

Zmierzyłem go przenikiliwie i po chwili zaczęła mnie boleć glowa.

– To dostanę to jedzenie?– Spytał i spojrzał na mnie z nadzieją.

– Nie. Poczekaj do rana– Rzuciłem stanowczo– Dieta dobrze Ci zrobi. Może się trochę wyciszysz– Usmiechnąłem sie złośliwie.

Yasuo przewrócił oczami i oparł się o krzesło. Ból głowy zrobił się tak mocny, że odłozyłem książkę, bo litery zaczęły mi się zlewać. Yas spojrzał na mnie pytajaco.

– Co Ci się znowu dzieje, kaleko?

– Boli mnie głowa. To przez Ciebie.

– Aha?

– Drzesz tą mordę aż sciany się trzesą, nie daję z Tobą rady.– Mruknąłem.

Przekrzywił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał.

– Wybacz.– Uśmiechnął się wesoło.

Wstałem z fotela i zmierzyłem go.

– Chyba się juz położę. Nie wiem czy masz w zwyczaju spać, czy może wolisz polować na komary ale mam tylko jedną sypialnię i...

Przerwał mi skinieniem ręki.

– Nie ma problemu. Mogę spać na podłodze.

– To kuszące, ale w moim domu nikt nie będzie spał na podłodze. Nawet ty.

– To mogę spać tutaj na kanapie.

–.Zartujesz!? Nie ufam Ci!– Prychnąłem.– Wolę Cię mieć przy sobie,.żebyś mi chaty nie podpalił!

Podniósł pytająco brew.

– To przygarniesz mnie do łóżeczka, czy co?

Zmarszczyłem czoło, oburzony jego pytaniem.

– A za Chiny Ludowe!!! Jeszcze mnie zgwałcisz, albo zabijesz!!

Rozesmiał się co zirytowalo mnie jeszcze bardziej.

-Jesteś ostatnią osobą,która chciałbym gwałcić.Chociaż miło było by patrzeć jak tracisz dziewictwo-Puscił mi oczko.

Chcialem trzasnąć go w policzek,ale powstrzymałem się.Naprowadziłem rozmowę na właściwe tory.

-Mam kanapę w sypialni.Możesz spać na niej-Odparłem sucho.

-Świetnie.Mam nadzieję,że wygodna.-Yasuo uśmiechnął się.

-Idę spać-Mruknałem-Postaraj się nas nie wysadzić w powietrze-Rzuciłem na odchodne i poszedłem w stronę drzwi.

-Dobranoc-Usłyszałem za sobą.

-Dobranoc.

Wspinałem się po schodach na górę z dziwnym przeczuciem,że od tego wieczoru moje życie zmieni się o 180 stopni.

*Yasuo*

Po błądzeniu po domu Mastera wreszcie udało mi się dotrzeć do sypialni.Pierwsze co rzuciło mi sie w oczy to sposób w jaki ta ciota spi.Sam się prosi,żeby go stamtąd wywalić.Rozejrzałem się po pokoju,nie zapalając światła,bo król by mnie zajebał i dotarłem do mojego miejsca spoczynku.Ułożyłem się wygodnie i mimo,że chcialo mi się śmiać z sytuacji w jakiej się znalazłem,odpłynąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro