Rozdzial XV
*Yasuo*
Ocknalem się,obejmujac Yi i mimowolnie się usmiechnalem.Podnioslem się powoli i zszedlem na dół.
******************************
Dzień dobry,krolewno-Zaczalem odgarniac mu grzywke z oczu-Pora wstawać.
Otworzyl powoli oczy i spojrzal na mnie zamglonym spojrzeniem.Odslonilem rolety,a Master zaczął mruczec i nakryl sobie głowę poduszką.
-Nie ma spania-Usiadlem obok niego-Taki piekny dzień dziś mamy...
-Odwal się,chcę spać-Zawinal się w kołdrę i obrocil się na drugi bok.
-Zrobiłem ci sniadanko.Dostaniesz jak zachce ci się ocknac-Polozylem mu sniadanie na komodzie-No wstawaj!
Podniósł się,spojrzał mi w oczy i zarumienil.
-Dzieki za jedzenie-Wyprostowal się,okrywajac szczelnie kołdra-Aaaaaale mnie głowa boli.W sumie to nie tylko glowa i chyba coś o tym wiesz...-Znow się zarumienil.
Zmierzylem go z usmiechem i usiadlem obok,klepiac w plecy.
-No nie mow,że ci się nie podobało.
Yi nieśmiało na mnie spojrzał i założył na nos okulary.
-To nie jest moja ulubiona forma spedzania wolnego czasu,ale no było dosc...miło..ee...nie będę narzekac...
-A pamietasz co wczoraj mówiłeś?-Spojrzalem mu w oczy,a dzieciak zawstydzil się i owinal koldra jeszcze bardziej.
-Mowilem wiele,dziwnych rzeczy i...
-Chodzi mi o jedne,konkretne słowa-Przerwalem mu,chwytajac go za rękę-Wczoraj mówiłeś,że mnie kochasz...
Master zrobil się czerwony i otulil się ramionami,chyba nie wiedząc co powiedzieć.
-Dużo wypilem...chyba nawet za dużo-Jeknal,nie patrzac mi w oczy,kiedy tego chciałem.
-Widzisz mialem racje,że się spijesz-usmiechnalem się do niego-A teraz straciles dziewictwo.
-Bawi cię to!?-Oburzyl się i nagle skolowal mnie solidny cios w policzek.
Spojrzałem na tego dzieciaka,który teraz był odwrócony do mnie tyłem,skulony w kącie łóżka.Zaczal szlochac jak mala dziewczynka i zrobiło mi się go cholernie szkoda.W sumie to nie wiedziałem co powiedzieć,ale nie chce patrzeć jak płacze.Nie chce patrzeć jak płacze przeze mnie.
-Aż tak cię to bawi...?-Zaszlochal i popatrzył na mnie ocierajac oczy.-Bo mnie nie...
Zatkalo mnie i patrzylem na Masterka,który jak zawsze przesadnie histeryzowal,ale teraz mnie to poruszyło.Znów na mnie spojrzał oczami pełnymi łez,okrywajac się kołdrą aż po szyję.Zblizylem się i objalem go.O dziwo nie protestowal,tylko szlochal sobie dalej,ale ciszej.Obejmowalem go dopóki nie przestał płakać i uspokoił się trochę.
-Nie,nie bawi mnie to-Odparlem,patrzac mu spokojnie w oczy.
Yi przestal szybko,co było dość zaskakujące histeryzowac i schowal się pod kołdrą.
-Nie przelezysz w łóżku całego dnia-Zdjalem z niego kołdrę,a on obrocil się na drugi bok.
-A połowę?-Usmiechnal się smutno i przeciagnal.
-Też odpada.
-Jeżeli chcesz słuchać jak marudze,to powodzenia.Mogę się postarać by być naprawdę nie do zniesienia.A teraz przynieś mi coś na głowę i oddaj kołdrę.Zimno mi.Coś czuję,że się pochoruje.
-Ciekawe od czego?Nie symuluj-Zmierzylem go karcaco,a on znowu zawinal się w pierzyne.
-Może to od ciebie?-Usmiechnal się zlosliwie-Ale serio fatalnie się czuje.No leć po coś na głowę.I może jakaś herbatkę...
-A ładne slowo?
-Leć,bo cię jebne.
-Dobra,może być.To jaką chcesz herbatę?
-Obojetnie,byle ciepla-Rzucił sennie.
-Okej.Nie wyskakuj z okna,ani nic jak mnie nie będzie...
-Martw się o siebie-Rzucił wesoło i wygonil do kuchni.
******************************
Gdy wrocilem z herbatą zastalem go spiacego dosyć niespokojnie,ze szklistym potem na czole i mina jakby go ktoś pobil przez sen.Okazalo się,że ma gorączkę i chyba serio jest chory.Okrylem go więc kocykiem i rozlozylem się na fotelu z zamiarem skonczenia drugiej,tej ciemniejszej części Greja (xD).
-Herbata ci wystygla.-Zaczalem,kiedy zaczął się budzić,zakladajac zakladka wielce ciekawa scenę w Greju i podszedłem do Mastera,patrząc jak powoli się budzi.-Chcesz moze ciepła?
-Poproszę-Podniosl się do siadu i obwinal kocem i kołdrą.
Przynioslem mu herbatę,ktora wypil lapczywie i znowu się położył patrzac na mnie zmęczonym spojrzeniem.
-Dalej meczysz to gowno?-Wskazal na moja książkę.
-To bardzo interesujaca epopeja o glebokiej milosci i...
-Dobra,dobra wiem o czym jest-Mruknął-Jak będziesz tak gadal to mnie głowa znowu rozboli.
-A ty nie miałeś być umierajacy?-Spytalem patrząc na niego i zamykając książkę-Bo przed chwilą marudziles,że jesteś obloznie chory,ale widzę że ci się poprawiło.
-Nie,nadal czuję się źle.-Położył się na boku-Ale jestem jeszcze w stanie dac ci w zęby.
-Najpierw wyjesz,a potem mi grozisz-Westchnąłem-Oj Masterek,zmienny jest.
-A ty czytasz kiepskie erotyki.I kto jest bardziej zryty?
-Erotyka to ci mogę zafundowac zupelnie za darmo,ale nie będziesz mógł chodzić przez tydzień-Zachichotalem zlosliwie,wracajac do ksiazki.
-A ja spale twojego Greja.Wiem,że dodatek tez ostatnio kupiles...
-Ty to się nie wysilaj,tylko lez grzecznie i sobie odpoczywaj-Spojrzalem w jego stronę-W sumie to z łóżka cię i tak nie puszcze.
-Mam sikac do wiadra?
-Masz okno,albo posciel...
-Jesteś niemożliwy-Zmierzył mnie i otrzepal się-Zaraz zamarzne.
-To idź spać.Dobrze ci to zrobi-Zmierzylem go z troska,a on obrócił się na bok.
-Masz rację.Nie wierzę,że to mowie,ale ja masz.I nie będę cię musiał przez kilka pięknych godzin oglądać-Ziewnal.
-Miałeś spac-Mruknalem,otulilem go koldra i zdjalem mu grzywke z oczu,zamykając cicho drzwi.
******************************
-Wstawaj i to wypij-Spojrzałem na Mastera,dajac mu ziolka do wypicia,a on skrzywil się i oparł o poduszkę.
-Co znowu?Czego chcesz?Grej ci się skonczyl?
-Zrobilem ci ziolka na twoja chorobke.
-Znowu chcesz mnie czymś otruc?Kiedyś musiał nadejść ten moment,że muszę się na ciebie zdać.-Zmierzył mnie i westchnal.
-Nie chcę cię otruc,pajacu.Jakbym się chciał ciebie pozbyć,to bym cię zabił jakbyś spał-Dalem mu kubek-A teraz zamknij się i pij.Mam garnek na gazie.
Wziął ostrozny łyk i się skrzywil.
-Nie mogłeś poslodzic?-Spojrzał na mnie karcaco.
-Pij,nie marudz.
Dopil do końca i westchnal.
-To najgorsze ziolka jakie w życiu piłem,jak smakuja jak twoje potrawy to...
-Bo zaraz dostaniesz więcej ziolek-Zmierzylem go z usmiechem i udalem się w stronę wyjścia-Jakbyś czegoś potrzebowal to wołaj.
-Czekaj,podaj mi ta książkę-Wskazal na tomik Mickiewicza (Tak,tak Master czytuję Polska poezję xd).-Jak już musze tu siedzieć,to chociaż zrobię coś ze sobą.
Podałem mu książkę i ruszyłem do drzwi.
-Twoj gust do literatury...
-Ja nie czytam damskich erotykow z takim zapalem-Otworzył książkę-Zdaje się,że miałeś coś na gazie...
-A no tak,zupełnie wylecialo mi z głowy,dzięki Masterku-Otworzyłem drzwi.
-Kiedyś nas wysadzisz...-Burknal kiedy wchodziłem.
******************************
-Kmiotku!Mam cos dla ciebie!-Odparlem uchylajac drzwi i zastajac Yi,siedzacego przed laptopem,ogladajacego jakieś animu albo coś.Nie wiem,nie obchodzi mnie to.
-Rozbiegany coś ostatnio jesteś?Tak ci do mnie teskno?-Usmiechnal się,przymykajac komputer-To słodkie...
-Pomyslalem,że jesteś głodny i przynioslem ci rosolku...-Położyłem miskę na stoliku.
-Nie mam ochoty na jedzenie.-Rzucił,opierając się o poduszkę.
-No wez,musisz coś jeść.
-Nie muszę.Cieszę się,żeś się pofatygowal,ale nie mam zamiaru jeść.
-Nie wyjdę stąd,dopóki miska nie bedzie pusta.-Usiadłem obok niego.
-To twoj problem.Mozesz sobie nawet do rana siedzieć-Burknal.
-Jak nie zjesz,bedzie mi smutno.
-Poczytaj sobie Greja,pewnie poprawi ci humor.
Stwierdzilem,że wezmę sprawy w swoje ręce i chwycilem łyżkę w dłoń.
-Leci samolocik...-Wepchalem mu łyżkę do ust,akurat kiedy mial się odzywac.
-Co ty sobie myślisz!?-Oburzyl się-Ile ja...
Nie dokończył,ponieważ wepchnalem mu kolejna łyżkę do ust.
-Skoro sam nie jesz to ci w tym pomogę.Nie będziesz siedział głodny,bo masz takie kaprycho.-Wepchnalem mu kolejna łyżkę do ust.
Yi wyrwał mi łyżkę z ręki i zmierzył mnie spojrzeniem zabojcy.
-Dobra zjem.Nie musisz mnie karmic poradzę sobie sam-Wziął ode mnie miskę i zaczął jeść.
-Cieszę się-Usmiechnalem się do niego.-Wygladasz trochę lepiej.
-Od kiedy się tak o mnie troszczysz?-Spojrzał na mnie przenikliwie.
-Jak mi zejdziesz to z kogo bede żartować?Jedz,bo będę musiał cię nakarmić.
-Nie jestem dzieckiem,potrafię jeść sam-Wyprostowal się i wrócił do miski,dlubiac w niej łyżka.
-Jak będziesz tyle gadał,to dostaniesz dokładkę.No,już, już bo ci makaron ucieknie-Westchnalem i wskazałem na jedzienie.
-No przecież jem-Zmierzył mnie-Widzisz?-Umoczyl łyżkę w zupie.
-Jak narazie to gadasz-Usmiechnalem się w jego stronę-Wolę jak nic nie mówisz.
-Zaraz ci ta zupę na głowę wyleje-Mruknal-Nie pospieszaj mnie.
Po chwili miska była już pusta,a Yi rozłożył się na łóżku i zaczął marudzic,że mu makaron nie pasował,a ja zacząłem mu grozić drugim daniem,więc się zamknal i wrócił do szperania w komputerze.
Wieczorem Master zaczął narzekać,że się źle czuje i że mu zimno,więc zabralem od niego Mickiewicza i oznajmilem że jak będzie czytał po nocach to przywiąze go do łóżka.Gdy usnal, polozylem się obok,sluchajac jak gada przez sen.
Kolejnego dnia dzieciak zdychal dużo bardziej,po przespal prawie caly dzień i obudził się pod wieczor na krótką chwilę,ale udało mi się w niego wepchac porcję ziolek,po których znowu go scielo.Tej nocy nie udało mi się zasnąć,wiec czuwalem dopóki nie zaczęło się robić jasno.Wtedy na chwilę udało mi się zasnąć,ale na krotko,bo Master zaczął marudzic,że zle się czuje.Przespal kolejny dzień,a ja rozwazalem wesoly telefon do Soraki,żeby mu natlukla bananami,ale przez niedobor snu usnalem przy blacie.
Kolejnego ranka obudziło mnie wolanie i pukanie po czole.Zerwalem się z zamiarem mordu,ale ujrzalem nad sobą Mastera,z którym było chyba wszystko w najlepszym porzadku,skoro się tu pofatygowal.
-Dzień dobry-Odparł wesoło-Nie spi się przy blatach.
Przeciagnalem się leniwie i podnioslem z blatu.
-Mmmm...Widzę,że ci lepiej.
-Odrobinę-Odparł-A ty spisz w dziwnych miejscach.
-Nie spałem od dwóch dni z twojego powodu-Mruknąłem,podnosząc się leniwie ze stolka-Ale czuję się dobrze.Ta krótka drzemka serio mi się przydała.
-Cieszę się.-Uśmiechnął się-Masz może ochotę popielic w ogrodku?Znaczy i tak musisz,bo ja nie mialem czasu tego zrobić i muszę się zająć kilkoma rzeczami,a ty pewnie nie masz co ze sobą zrobić.
-Skoro muszę-Ziewnalem-Ale najpierw coś zjem.
Po jedzeniu i naleganiu Mastera udałem się do ogrodu,by odbebnic swoje i miec spokój.Po jakims czasie zachaczylem o coś metalowego,zaslonietego ziemia.
-Co do cholery?-Udalo mi się odkopac jakiś wlaz-Co ten Master ma w ogrodku?Rekikt powojenny?-Otworzylem znalezisko i ukazal mi się ciemny dół,czy coś.
Stwierdziłem,że to nic ciekawego,pewnie jakas piwnica,więc zacząłem robic swoje,do momentu kiedy stracilem haczke do dziury.
-Świetnie-Mruknąłem-Będę musiał po to iść.
Probowalem wymacac na scianie jakas drabinę,ale poslizgnalem się na posadzce i po chwili spadalem nie majac pojecia gdzie.
Upadek był o tyle nieprzyjemny,co zaskakujacy i równie bolesny,bo mialem problem z podniesieniem się i oparciem o ścianę,w obliczu palacego bólu w okolicach obojczyka i żeber.
-Świetnie-Mruknalem.-HALO!?
Nikt mi nie odpowiedział,Master pewnie się gdzieś wybrał albo coś robi,więc nastawilem się na długie oczekiwanie.Po jakims czasie myslalem,że czeka mnie tu powolna śmierć,co wydało mi się z niewiadomych powodow zabawne,ale ze wszystkiego wytracal mnie wszechobecny ból.Gdy miałem już dosyć panujacej tu wilgoci i mialem ochotę walnąć głowa w ścianę w nadzieji,że szlag mnie trafi,usłyszałem kroki.
-MASTERKU!?KTOKOLWIEK!?-Wrzasnalem.
-Co ty tu robisz?!-Daleko w górze ujrzałem zaskoczona minę tego ciecia i mimowolnie się usmiechnalem,że rycerz przyszedł mnie wybawić.
-Udalem się na bezpowrotne poszukiwania twojej haczki.Czy mógłbyś po mnie zejść?Nie jestem w stanie wydostac się stąd o wlasnych siłach.
-Poczekaj-Młody jeknal i poleciał po coś,tlukac się chwilę.Potem był już na dole,schodząc po drabinie.
-Wszystko dobrze?-Zapytal zaniepokojony obok mnie.
-Czy gdyby wszystko było dobrze,to bym tu siedział i czekał na to aż mnie wybawisz?-Steknalem z bólu i ujrzałem zmartwiony wyraz twarzy Mastera.
-Zaraz cię stąd wyciagne,tylko nie wiem jak.Góra raczej odpada,raczej nie jestem w stanie nieść cię i iść górę,a poza tym oboje się nie zmiescimy przez wlaz-Odpal i zaczął głośno myslec,chodząc wokolo-Wiesz co?
-Mh?-Jeknalem.
-Chyba siedzisz przy drzwiach-Master zachichotal i dotknął miejsca,o które byłem oparty-Tak to drzwi.
-To rusz tą dupe i idziemy.Chcę stąd wyjść.
Master wziął mnie w ramiona z gracja baletnicy (po koce),wywolujac kolejna fale bólu,ale niezbedna bysmy stąd wyszli i po trochę dłuższej wycieczce ujrzelismy zachodzace światło.
-Sam cię nie poskladam-Yi mruknął do mnie,a mi było wszystko obojetne,ważne by ten bol się skończył-Bananowa kolezanka zaraz się tobą zajmie.
Potem pamietam jak przez mgłę wizytę Soraki i przeklety ból który męczył mnie niemiłosiernie.Az w koncu scielo mnie z wyczerpania i tego,że Yi trzymał mi rękę na policzku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro