Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXII

*Semesenpai*(hehe ogarniamy kto prawda?)

-Chodź tu cnotko!Coś dla ciebie mam!-Zarechotalem,wyobrazajac sobie jak Yi zajebiscie by w tym wyglądał.

-Co dla mnie masz?-Zmierzyl mnie z zaciekawieniem.

-Pamietasz jak mówiłem,że kupie ci strój kroliczka?Oto on-Wskazałem na pudełko,które podalem Masterkowi.

-Nie ubiore tego-Burknal i zamknal owe pudełko.

-A jak ładnie poproszę?-Mina mi zrzedla,bo myslalem że mi chociaż ostatni wieczór odplaci.

-Nie.

-Ale ty jesteś-Odparlem smutno-Jeżeli to wlozysz,dotrzymam twojej obietnicy...

Zacial się na chwilę i począł się zastanawiać,aż wreszcie poznałem werdykt.

-Dobra-Zmierzył mnie z usmiechem-Chcę żebyś się postaral.I to dobrze.Ma być jak na Haiti.

-Uwierz mi postaram się bardzo mocno-Zachichotalem.

-Mocno?-Skrzywil się.

-Jak szkocka w wiaderku-Rozesmialem się,a Yi spojrzal na mnie smutno.

-Ale ja nie chcę,żeby bolało...

-Będę delikatny-Zapewnilem z usmiechem.-Bedziesz mógł chodzić.

-Mam nadzieje...

-Tak,tak-A teraz to wkladaj-Wskazalem na pudełko ze strojem.

-Zaraz wracam-Rzucil z usmiechem.

-Czemu nie przebierasz się tutaj?

-Bo chcę zrobić ci niespodziankę.

-W porządku-Usmiechnalem się oczekująco-A więc czekam.

******************************

-Kuzwa Yi!-Odparlem ze zniecierpliwieniem-Idziesz czy skoczyles z okna!?

-Poczekaj,jeszcze się przebieram!

-No cholera!Idę tam po ciebie!-Odparlem,chcąc wejść na górę.

-No nie!-Krzyknął,chyba się zbliżając-Idę,idę.

-Cieszę się-Mruknalem oczekujaco.

Kiedy się pojawił myślałem,że chyba z niego wszystko zedre i obcaluje każda część ciała.

-I co?-Usmiechnal się słabo.

-Ty...-Mruknalem z zadowoleniem-Kurwa...wow...

-Przyznam,że mi w tym trochę zimno...-Odparł,a ja nie moglem oderwać od niego wzroku.

-Za to sam jesteś gorący-Zachichotalem,a Yi zaczerwienil się lekko.

-To ile mam tak chodzić?

-Powiedzmy,że do końca dnia-Zaproponowalem.

-No skoro muszę...-Westchnął-Ale bez numerów.

-Numer to ty bedziesz miał potem-Usmiechnalem się,gwalcac Yi wzrokiem gdy nalewal wodę do konewki.

-Wal się-Schylil się,a ja zapragnalem go teraz przelecieć.

-Hej!-Oburzyl się,gdy klepnalem go w tylek.

-Sam chciałeś.Trzeba było się nie wypinac.

-Czemu mnie klepiesz?-Jeknal.

-Bo jesteś teraz tak seksowny,że ledwo powstrzymuje się,żeby cię nie wziąść na tym stole.

-Ech...-Westchnął.

-Mmmm-Zaczalem go macac,obejmujac powoli.

-Zostaw!-Odsunal się oburzony.

-Przecież lubisz jak cię dotykam...

-Ale nie w tym...CO TY KURWA ROBISZ!?-Krzyknął,kiedy przywiazywalem go do grzejnika.

-Pilnuje żebys nie uciekł-Zachichotalem-Nie szarp się!

-Zostaw mnie,psychopato!-Oburzyl się,szarpiac jak dzika malpa,albo gwalcony kot-PO CO MNIE PRZYWIAZALES!?

-Ostatnio coś zbyt często się buntujesz-Mruknalem z uśmiechem-Trzeba ci pokazać kto tu dominuje.

-Ah-Westchnal cicho i uspokoil się na chwilę.

-Powiedz,że jestem twoim panem-Zazadalem z usmiechem.

-Co!?-Zdziwil się i zarumienil.

-Powiedz,że jestem twoim panem-Zblizylem jego twarz do swojej,a on westchnal.

-J-jesteś moim panem...-Szepnal cicho.

-Jeszcze raz.

-Po co?

-Nie buntuj się,bo cię wychlostam-Zblizylem się jeszcze bardziej i nasze usta dzielily tylko milimetry-Mow.

-Jesteś moim panem-Jeknal-Uwolnij mnie.

-Nie ma mowy.Uciekniesz.

-Nie ucieknie.Mozesz mi wierzyc.-Spojrzał mi gleboko w oczy.

-Daje ci szansę-Szepnalem z usmiechem i odwiazalem go od tego kaloryfera.

-Mówiłem,że możesz mi ufac-Mruknął w moja stronę i złożył pocalunek na nosie-Powinienes cos zrobic z ta blizna.

-Odczep się od niej-Zachichotalem-Bo przestanę być dobry i miły.

-Wtedy uciekne-Odparl,ocierajac się o mnie-Włączę dziewiczy bieg.

-Obiecales,że nie uciekniesz-Unieruchomilem go na wszelki wypadek.

-A ty mi obiecales cos innego-Yi zarumienil się.

-Mam sprawić,że bedziesz krzyczał moje imię?-Szepnalem,gryzac platek ucha Masterka-Spokojnie.Bedziesz zdzierac sobie gardło.

-Obiecales mi.-Naburmuszyl-Powiedziałeś,że dotrzymasz słowa i nadal tego nie zrobiles.

-Dotrzymam-Syknalem urazony-Jeszcze bedziesz płakał.

-Nie chcę płakać-Rozsiadl się na blacie-Masz tu podejść.

-I co?-Usmiechnalem się.

-Przecież miałeś być moim panem-Odparł smutno-Już ci się znudzilem?

-Oczywiscie,że nie-Przysunalem go do siebie i objalem twarz-Jak powiesz jeszcze raz,że jestem twoim panem,to znow bede miły i dobry.

-Jesteś moim panem-Masterek jeknal-Ile jeszcze bede to powtarzał?

-Az się nauczysz kto tu rzadzi-Usmiechnalem się i wepchnąlem mu język do ust.Masterek jeknal i chwycil się kurczowo blatu.-Sądzę,że powinienes to już zdjąć.

-Przed chwilą to założyłem-Zmierzyl mnie z rozbawieniem,oblizujac się.

-Sprzeciwiasz mi się?-Popchnalem go na blat,tak że na nim leżał-Powiedz czy mi się sprzeciwiasz?

-Owszem-Zachichotal-Sądzę,że raczej powinienes zdjac to ze mnie sam.

-Będę to z ciebie zdzieral-Mruknalem mu do ucha,obejmując go i sluchajac jak jeczy z zadowolenia.-Gdybyś tak się nie buntowal,byłbyś już nagi.

-Nie ma mowy-Zachichotal-Bede nagi jak dasz mi possac.

-Masz u mnie plus-Odparlem,calujac go dosłownie wszędzie-Ale nie mogę ci na to pozwolic.

-Dlaczego?-Podniosl się do siadu i spojrzal na mnie z zaskoczeniem.

-Bo jeszcze nie skonczylem cie torturowac.Muszę posmakować każdy centymetr twojego ciała-Mruknalem,popychajac go znów do pozycji leżącej.

-Nie jestem deserem-Oburzyl się,ale nie odsunal.

-Ale jesteś slodziutki jak szejk czekoladowy-Zachichotalem-Z tego co wiem to lody też bardzo lubisz...

-Masz mnie-Usmiechnal się slabo i poddal moim powolnym tortura-Mozesz to skonczyc?Chce cię w ustach.

-Jeszcze nie skonczylem i nie skończę-Odpowiedzialem mu zabojczym usmiechem-Twoje usta poczekają.

-Ale ja nie lubię czekać-Oburzyl się.

-To twoj problem-Zacząłem tworzyć mu drobna malinke na szyi.

Jeknal cicho i zaczął się prezyc z zadowolenia,muskajac moje usta.

-Nie każ mi dojść w taki sposób-Syknal mi do ucha-Nie daruję ci tego.

-Bedziesz dochodzić tak jak ja sobie tego zazycze-Zachichotalem,pieszczac jego uda.

-Ale ja nie chcę teraz-Odepchnal mnie od siebie,a ja znow się przysunalem.Dość natrętnie,ale cóż.

-Kto jest twoim panem?-Zmierzylem go,łapiac za nogę.

-Ty.-Jeknal i obrocil się,tak żebym nie mogl go objąć.

-No wlasnie-Syknalem,obracajac go spowrotem-A więc nie marudz,bo wrócisz pod kaloryfer.Jeszcze raz,kim jestem?

-Moim panem-Jeknal cicho,odslaniajac siebie całego,tak bym znów mógł go objąć-Czy ty masz dziś jakiś dominacyjny humor.

-Owszem mam-Mruknalem z zadowoleniem,a on spojrzał na mnie blagalnie.

-Wiesz czego chcę.-Szepnal.

-Lubię cię torturowac-Odparlem z radością.

-Moje usta czekają.-Jeknal blagalnie.

-No cóż.Nie potrafię ci odmówić-Pozwolilem mu wstac-Powinienes dziękować.

-Nie muszę ci dziekowac.Sam sobie wezmę-Znizyl się i spojrzal na mnie wesolo.

-Ty to zawsze musisz wtracic jakieś swoje słowo na niedziele-Jeknalem,gdy zaczął mnie ssac i ciamkac.

-Wlasciwie...to tak.Dziś jest niedziela-Usmiechnal sie do mnie z pozadaniem.

-Ty nie gadaj,tylko rób co masz robić,bo się rozmysle-Pogonilem go.

-Z rozkoszą.

-Z rozkoszy to ty bedziesz krzyczał,ale potem.

-W to nie watpie-Mruknal,dokladnie badajac mnie ustami.

-Bedziesz się tak bawił?-Syknalem w jego stronę i glosno zassalem powietrze.

-Owszem-Usmiechnal się zlosliwie-Mozesz coś dla mnie zrobic?

-Czego chcesz?

-Chcę,żebyś szarpal mnie za włosy.-Spojrzal na mnie oczekujaco.

-Mmm...ktoś tu ma mały fetysz-Usmiechnalem się i zrobiłem to o co prosił.

Jeknal cicho i spojrzał na mnie z podziekowaniem.

-Nie znudzilo ci się?

-Nie-Szepnal.

-Wracaj na blat-Zmierzylem go z usmiechem.-Cos dla ciebie mam.

-A co jesli odmowie?

-Wtedy cie podniose i na niego rzucę-Objalem go,chcac zmusic do wstania.

Podniósł się z rozczarowaniem i spojrzał na mnie smutno-Jeszcze nie skończyłem.

-Skończysz kiedy indziej.Albo dojde.-Obialem go i zaczalem powoli rozbierac.-Teraz miałeś być nagi.

-To spraw żeby tak było-Szepnal i zaczął mi pomagac.

-Z przyjemnością-Pocalowalem go w szyję,patrzac jak usmiecha się z zadowoleniem i rumieni jak nastoletnia dziewica.

-Czy jest coś co sprawia,że nie robisz się czerwony?-Zaczalem muskac go delikatnymi kregami po torsie.

-Ty mi w tym nie pomagasz-Syknal z pragnieniem w oczach.

-Nie pyskuj-Zlapalem go za brodę i przyciagnalem do siebie-Bo inaczej porozmawiamy.

-Znowu musisz mi grozić?-Spojrzał na mnie i zaczął się o mnie ocierac.

-Lizus-Zmierzylem go z uśmiechem-Nie ocieraj się o mnie.

-Mam dość czekania-Burknal,wtulajac mi się w brzuch-Jak długo bedziesz mnie torturowac?

-Aż bedziesz mdlal od tych jekow-Zachichotalem,a Yi zbladl.

-Zartowalem-Uspokoilem go i objalem,przyciagajac do siebie.

-Mam nadzieje-Zmierzył mnie proszaco i oparl się o blat.

-Czego ty tak chcesz?

-A jak myslisz?-Usmiechnal się słabo.

-Jeszcze nie.Czekam na to żeby cię zaskoczyć.

-No kurw...

Ugryzlem go karcaco w warge i popchnalem na blat.

-Nie wyrazaj się-Klepnalem go,przyciagajac do siebie.-Bo będę zmuszony przegryzc ci warge...

-Nie lubię smaku krwi-Jeknal,coraz bardziej blagajac mnie spojrzeniem bym w niego wszedł.-Nie rób tego.

Ugryzlem mu warge jeszcze raz,tym razem delikatniej.

-Twoje usta sa takie smaczne...

-Nie jedz moich ust-Usmiechnal się i jeknal,chcąc mnie odepchnac.

-Pozre cię całego.Uzbroj się w cierpliwość.

-Nie potrafię czekac...-Jeknal bałaganie-Chcę...teraz...

Usiadlem mu na nodze,patrzac jak znow blaga mnie spojrzeniem.To tak bosko wyglada.

-Magiczne słowa?

-Jesteś moim panem...-Jeknal,czekając aż zrobię to czego pragnie.Oczywiście to zrobilem.Co ja bede dzieciaka męczyć.

-Dziś jesteś wyjatkowo grzeczny-Zlapalem jego głowę i przyciagnalem do siebie, patrząc jak jeczy z rozkoszy.

-Cieszę...się-Wysyszal powoli,obejmujac mnie jak wąż ssący.-Mrrr...

-Bawisz się w kota?-Musnalem go,aż zaczal się prezyc-Pochlebia mi to.

-Miau...-Szepnal,wijac się powoli z usmiechem,przy okazji wydajac z siebie ciche pomruki zadowolenia.

-Zaraz spadniesz z tego blatu-Upomnialem go, kiedy zaczal się krecic jak dzika małpa.

-Nie....spadne-Steknal,przymykajac z zadowoleniem oczy.

Po chwili jednak tak się stalo.

-Aj ty idioto-Burknalem,pomagając mu wstać.-Mowilem ze spadniesz.

-Uderzylem się w głowę-Syknal i zmierzył mnie ze smutkiem.

-Bo jestes lebioda-Poslalem mu usmiech i pocalowalem w czolo-Teraz już mniej boli?

-Yhy.-Jeknal cicho.-Trochę mniej...

Zmierzylem go z usmiechem i wykorzystalem jego nieuwagę,żeby w niego wejść.

-Musisz mnie tak zaskakiwac?-Jeknal,usmiechajac się i zaciskajac ręce na blacie.-Zawsze z partyzanta.

-Lubię patrzeć jak dostajesz szoku-Zachichotalem,wykonujac mocniejsze pchniecia.

-Miałeś być delikatny-Syknal,patrzac na mnie z pozadaniem.

-Przecież jestem.W innym przypadku teraz byś plakal.

-Aleś ty ostry...-Mruknął z rozbawieniem i zaczal się ssuwac powoli,jeczac coraz glosniej.

-Nie ssuwaj się-Pociagnalem go w górę.

-To samo we mnie...-Jeknal cicho,prezac się do góry.-Mam wrażenie,że zaraz dojde...

-Slodko-Mruknalem,przyciagajac go do siebie i gryzac wargi.

-Chcę szybciej-Szepnal,patrząc na mnie blagalnie.

-Przed chwila narzekales-Zmierzylem go.

-To nie istotne...-Jeknal cicho-Proszę...

Zrobilem to o co tak mnie błagał,obserwujac jak dochodzi,wijac się z rozkoszy.

-Zadowolony?

-Tak-Szepnal-Ale je...

I wtedy zadzwonił telefon.

-Powinienem...

-Nie-Zatrzymalem go.

-Moze to coś ważnego.

-Zostajesz.

-Zaraz wrócę.Tylko  chwila-Spojrzał na mnie przepraszajaco.

-Dobra.-Przewrocilem oczami i uwolnilem go z uscisku.

Usmiechnal się i poszedł odebrać.

*Yi*

Wrocilem,lapiac zniecierpliwione spojrzenie Yasuo.

-Zwijaj się-Odparlem,mierzac go z usmiechem-Zed nas zaprosił.

-No kurwa,no nie!-Oburzyl się-Jeszcze z tobą nie skończyłem...

-Skończysz potem-Uspokoilem go-Obiecuję.

-Zapamiętam to sobie-Odparl,mierząc mnie z niezadowoleniem,jakby liczyl że zmienię zdanie.

-To dobrze.Mam nadzieję,że dokonczymy to co zaczęliśmy-Uśmiechnąłem się wesoło i sam zaczalem się ogarniac.

******************************

-To znowu wy-Irelka odparla wesoło,sciskajac nas-Co za miła niespodzianka.

-Żadna niespodzianka-Yasuo odparl zlosliwie-Jakaż to szkoda,że musze cię oglądać.

-Nie bądź nie miły-Rzucilem do niego karcaco.

-Jestem zły,a ktoś chyba wie dlaczego...

-Czy to ja?-Zed spojrzal na nas z rozbawieniem.

-Tak.Przez ciebie nie mogę skończyć pewnej rzeczy-Zmierzyl go z rozczarowaniem-Nie myśl  sobie,że nie będę pamiętał.

-Dobra,dobra-Zed skinal niedbale ręką-Może przejdziemy do salonu,a ja wam zrobię coś do picia na otarcie łez?

-W porzadku-Odparlem szybko,zanim Yasuo zacznie go wyzywać.

Akurat była tam Irelka,rozlozona przed telewizorem.

-Gdzie macie swoje sliczne bobo?-Spytała rozpromieniona.

-Integruje się z bobo Zedzia-Odparlem wesoło,a Yasu przewrócił oczami.

-Zalozcie sobie towarzystwo młodych matek-Zmierzyl was z rozbawieniem.

-Spadaj-Pokazalem mu jezyk i wróciłem do rozmowy z Irelka o tym jakie dzieci są cudowne.

-Czy w tej telewizji nie ma nic ciekawego?-Irelka zmierzyła pilota,przewijajac kanały-Dobra możemy obejrzeć wiadomości.

-Aleś wybrala-Yasu zmierzył ja-Wiadomosci nie sa moim ulubionym rodzajem programu telewizyjnego.

-Wątpię byś wolał romans...

-Wiesz co?Chętnie bym obejrzał-Odparł,a ja zakrztusilem się kawą,która przyniósł Zed.

-A tak wogole...Słyszeliście,że Noxus znowu się o coś burzy?-Zed zaczął,biorąc swój kubek.

-Ciekawe...Raczej nie powinni być na tyle glupi,by wszczynac wojnę-Yass podrapal się z zastanowieniem po brodzie-Dobra Irelka,włączaj to gowno.

-Tylko nie komentuj-Upomniala go i włączyła Rek'Sat,na którym leciał jakiś film czy coś.

-Chcecie zobaczyć jak ktoś probuje raczkowac?-Z sasiedniego pokoju rozlegl się głos Syndry (Tak,Aonek i Cyska trochę urosli)

-Ojej,lecę po aparat!-Irelka rozpromienila się,a ja razem z nią.

-Ja piernicze...-Yass zmierzył nas z pogarda i wrócił do serialu.-Nie zabijcie się.

-Ale z ciebie znieczulica...-Zed zachichotal,ale dal sobie spokoj,bo Yasuo wyraźnie nie był w nastroju.

Po chwili ja,Zed i Irelka polecielismy do sąsiedniego pokoju z pędem wodospadu.

******************************

-Jestem taki dumny-Ucieszylem się.

-Dumny Matek Yi-Irelka zachichotala.

-No a co?-Odparlem z usmiechem.

-NO KURWA!WYPAD!MIAŁEŚ SWOJĄ SZANSĘ ALE PRZEGAPILES!

-Ktoś się chyba wczul-Irelka zachichotala.

-Może zobaczę czy jeszcze nie rozwalil telewizora-Powiedzialem z lekkim przerazeniem,idac w stronę salonu.

-Możesz go ode mnie polamac,jeżeli popsuł mi telewizor-Mruknal wesoło Zed.

-Z przyjemnoscia-Usmiechnalem się i poszedłem do salonu.

Zastalem tam Yasu przytulajacego poduszkę z zalzawionymi oczami z wielkim zainteresowaniem ogladajacego film.

-W koncu jej się oświadczył!-Odparl z radością,wycierajac oczy o poduszkę.

-Podobno nie lubisz romansidel-Odparlem z rozbawieniem,patrzac jak mierzy mnie z zaklopotaniem, pospiesznie wycierajac oczy.

-Bo nie lubię-Odparl sucho,spogladajac w telewizor.

-Widzę co innego-Zachichotalem.

-Zamknij się,bo cię wezmę na tej kanapie-Syknal i z rozczarowaniem spojrzal na napisy końcowe.-Niech to szlag!Przegapilem przez ciebie zakonczenie!

-Nie burz się,tylko chodź do nas bo zdziczejesz.

-Dobra-Przewrocil oczami I podniosl sie z kanapy.

-Musisz tak marudzic?-Zmierzylem go karcaco-Usmiechnij się.

-Nie.

-Jak się uśmiechniesz,dam ci buzi-Zaproponowalem,wiedząc że przyjmie moja propozycję.

-Dobra-Poslal mi wymuszony usmiech-Zadowolony?

-Owszem-Dałem mu obiecany pocalunek-Gdybys tylko tak nie marudzil...

-Nie jestem w nastroju.

-Oj weź.-Zrobilem smutna winę-Odnoszę wrażenie,że to moja wina.

-Nie twoja,tylko Zeda.-Odparl z rozbawieniem,idąc za mną.

-Na niego też nie powinienes być zly-Zmierzylem go karcaco-Wiesz co?Zdaje mi się,że maly ma już dosc na dziś.

-Ja również-Westchnął.-Może zrobię ciasto...Tylko nie wiem jakie...może torcik wiedenski...albo karpatka...

-Widzę,że ci się poprawił humor-Rzucilem z usmiechem,biorąc na ręce Aonka.

-Wcale nie-Yass zmierzył mnie,kierujac się do wyjścia.

-Bla bla bla.Wiem co innego,tylko że ty się nie przyznasz.

Przewrocil oczami i otworzył drzwi,puszczajac mnie pierwszego.

******************************

-Yi...-Yass rzucił,wyrywajac mnie z książki.

-Co?

-Pamietasz co mi obiecales?-Rzucil wesoło.

-Zlituj się-Westchnąłem-Może jutro?

-No weź...mówiłes,że dzisaj-Zrobił zawiedziona minę.

-Mówiłem,że dokonczymy,nie że dzisiaj-Odparlem,widząc jak sobie uswiadamia,że przegrał.

-Dobra-Odparł smutno-Idę zobaczyć jak ciasto.

-Nie smuc sie-Rzuciłem za nim krzepiaco-Może chcesz buzi?

-W dupe sobie wsadz swoje buzi,mam ciasto-Zachichotal.

Wlaczylem telewizor i spojrzałem na niego z pogarda.

-Nie to nie.

Podszedl blizej i przysunal moja głowę do swoich ust.

-Masz gowno do gadania.Wezmę je sobie kiedy chcę-Musnal moje usta,a ja go objalem.

-Siadaj obok.-Poklepalem miejsce po mojej lewej.

-Czekaj,muszę wyjac ciasto żeby ostyglo-Polecial w stronę piszczacego piekarnika.

-To chodź,bo mi zimno.

-I co w zwiazku z tym?

-Liczylem,że mnie przytulisz-Odparlem,zakladajac sweter.

-Tobie jest wiecznie zimno-Przewrocil oczami i przysiadl się obok-Chodź tu.

Wtulilem się w jego brzuch i oglądaliśmy jakis kabaret lecący w telewizji.

-Czy teraz ci cieplo?-Spytal z troską.

-Nie-Zmierzylem go i wtulilem się mocniej-Musisz dalej robić za poduszkę.

-No dobra-Otulil mnie mocniej rekami-W takim razie poczekam aż będzie ci ciepło.

Poogladalismy chwilę,a Yasu zaczal mnie powoli dusić rekami.

-Yass...-Zmierzylem go i zorientowałem się,że zasnął.

Udało mi się jakos uwolnić z jego uscisku i pozwolilem jego głowie opasc na moje kolana i przy okazji owinalem go swetrem.

-Dobranoc-Szepnalem mu do ucha i sciszylem trochę telewizor.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro