Rozdział XXVIII
*Yi*
Ocknalem się powoli i podnioslem z kanapy.W głowie szumial mi ból i miałem lekki problem ze złapaniem równowagi.Gdy juz postawilem nogi na ziemi zdecydowalem się na szybki,rozbudzajacy prysznic.Po nim średnio chciało mi się cokolwiek robić,więc udałem się do salonu.Tam zastalem Yaska spiacego w fotelu.Jest taki uroczy kiedy śpi.Mimowolnie się usmiechnalem i przechodzac obok ucalowalem go w czoło.Potem do głosu doszedł głód i podjalem ekscytujaca wyprawę do wnetrza lodówki.Po jedzeniu leniwie udałem się do ogrodu,żeby się wygrzac w słońcu,bo nie mam zbytnio nic do roboty i odrobinę meczy mnie kac.Na miejscu pod płotem siedział przyczajony Warwick.Zdziwilem się,ale zaciekawilo mnie to,czemu stoi jak debil pod moim płotem.
-Warwiczku?-Zmierzylem go,stajac nad płotem-W co się bawisz?Sledzisz mnie czy co?
-Poluje-Ryknal cicho,w geście odpowiedzi-I nie,nie mam zamiaru cie szpiegowac.
-Wydaje mi sie,że jest inaczej-Odparlem odważnie-Co?Chcesz mi zarabac tulipany dla Maokaia,bo nie chciał ci loda zrobic?
-Uważaj na słowa!-Warwick syknal-Bo ich pozalujesz szybciej niż bys się spodziewał...
-Mogę ci dac te tulipany-Rzucilem wesolo-Nie denerwuj sie,bo jak wściekły York wygladasz.
-Mam ci odgryzc głowę,mała pizdo?-Warwiczek rzucił wesolo-Zaboli tylko bardzo.
-Nie boje się-Zachichotalem-Najpierw doskocz.
-Jesteś na skraju-Zagrozil mi,podnoszac się z kuckow-Żebyś tego nie pozalowal.Jak przelejesz czarę to cię zapierdole i ten twoj dziewiczy bieg cię nie ocali.
-Co ty mi niby...-Nie skończyłem ponieważ nagła sila pociagnela mnie w tył.Kilka sekund wystarczyło,by dotarlo do mnie,że Warwiczek mówił serio i chyba ma zamiar mnie zajebac.Zaczalem cofać się w tył,ale moją przeszkodą okazała się być sciana.
-Kurwa-Mruknalem,oslaniajac się rekami.
Warwiczek przysunal się bliżej,mierząc mnie,ale po chwili speszyl się czymś,nie mam pojecia czym i wyskoczył za płot,biegnąc przed siebie.Podnioslem się z ziemi, chwiejnym krokiem dotarlem do drzwi i udalo mi się wejść do pomieszczenia.Po chwili ogarnalem,że za moment zacznę się dusić własną krwia,lecąca mi ciurkiem z nosa.Udałem sie dziewiczym biegiem w kierunku lazienki,mając nadzieje,że się po drodze nie wykrwawie.
*Yasuo*
Ocknalem się z fotela i zacząłem wodzic wzrokiem za Masterkiem.Zniknął z kanapy,więc postanowiłem oznajmić mu,że wstałem.Po krótkich poszukiwaniach do przetrzasniecia została mi już tylko łazienka.Uchylilem cicho drzwi i moim oczom ukazał się Yi stojący nad zlewem.
-Dzień dobry-Odparlem,mierzac go przenikliwie.-Co robisz?
-Dobrze,że wstałeś-Podniósł głowę,zaslaniajac krwiawiacy nos-Chyba widać co robię.
-Co znowu się stało?-Zmierzylem go,podchodzac bliżej.
-A to?-Jeknal-Nic,nic,przewrocilem się.
-Zawsze byłeś uposledzony-Odparlem wesolo-Pokaż to.
-Mh-Masterek zmierzyl mnie,ale ostatecznie dal mi zmacac swoj nosek.
-Z czego ty spadles?Wygladasz jakbyś dostał patelnia w twarz i potem jeszcze zjechal z wzgorza na nosie.
-Eeeee...ze schodów-Wydukal cicho-Potknalem się rano o stopień.
-Dlaczego mnie to nie dziwi?-Rzuciłem,patrzac na niego krzepiacym spojrzeniem-Chyba musimy skorzystac z pomocy Soraczki.Ile ci tak cieknie?
-Nie wiem,ale z dziesięć minut już bedzie.
-Tak,Soraczka się przyda.Zaraz ci ja zalatwie,tylko się nie wykrwaw-Odparlem,biorac do ręki Ajfona.
-Nie obiecuje-Wlasciwie,to już mi się robi trochę słabo.
-Nie mdlej mi tu-Odparlem,szukając numeru Bananowej Krolowej-Moze lepiej usiądź,nie mam zamiaru cie zbierac z podłogi.
-Nie mam zamiaru mdlec-Odparl cicho,a ja zaczalem tlumaczyc Soraczce,że Yi jest kaleka i nie umie chodzić po schodach.
******************************
-Powinno już być lepiej-Soraczka rzuciła,patrząc na Yi,który siedział smutno na krzesełku i popijal soczek.
-Trochę mi słabo-Rzucił cicho.
-Nie ma się co dziwić.Straciłeś z litr krwi.Powiedz,co zrobiłeś?-Soraka rozsiadla sie na fotelu,patrzac raz na Mastera,raz na moj kubek z kawa.
-Spadlem ze..schodów,tak ze schodów-Mruknal niepewnie-To nie był miły upadek.
-Srednio mi to wyglada na upadek ze schodów,ale też się tak zdarza.-Soraczka odparla tonem znajczyni-No cóż,poboli cię trochę i przestanie.
-Już mnie boli-Yi mruknął, siorbiac resztki soku z kartonika.
-Muszę uciekać-Soraka rzucila,wstajac-Mam jeszcze dużo rzeczy do zrobienia.Jakby się cos działo to nieomieszkajcie mnie powiadomić.
-Możesz go nawet zabrać-Odparlem wesoło-Przyda mi się odrobina ciszy.
-To mozesz sobie wyjść!-Yi zmierzyl mnie zabojczym spojrzeniem,wyrzucajac kartonik soku.
-Zabawni jestescie-Soraka zachichotala-Ale ty-Wskazala na Masterka-Walczysz i przewracasz się jak panienka.Do zobaczenia!
-Nawet Soraka z ciebie ciśnie-Odparlem rozbawiony jej tekstem.
-Haha,bardzo zabawne,bo człowiek nie może mieć wypadku-Yi przewrocil oczami,idąc po koleny kartonik soku.
-Powiedział gosciu,pijacy soczki w kartoniku i to jeszcze dla dzieci-Odparlem wesoło.
-Wypierdalaj.Sam taki tez pijesz.
-Owszem,ale nalewam do szklanki,bo nie pije z takiego pedalskiego kartonika w pszczolki i to jeszcze z rurką.
-Boisz się rurek,czy co?-Yi rzucił mierzac mnie z oburzeniem.
-Mogę dac ci rurkę z kremem.Ale musisz poprosić.Jest cenna-Zachichotalem.
-A ty znowu...CZY TY MASZ PROBLEMY!?-Yi zmierzyl mnie jak emerytka-zakonnica-CZY TY W KAZDYM SŁOWIE WIDZISZ PODTEKSTY SEKSUALNE!?
-Nie,ale proponuje ci ciekawą propozycję-Odparlem wesolo.
-A spierdalaj z taka propozycja.Byś chciał żebym ci caly dzień laske robił co!?NI-CHU-JA!
-Bym cos powiedział,ale na mnie nakrzyczysz-Odparłem rozczarowany.
-Jeżeli ma to coś wspólnego z erotyka to tak,nakrzycze-Masterek burknal,wyrzucajac kolejne pudelko po soku.
-Ale ja...
-SIEMA!!-Drzwiami z impetem jebnela Irelka,wesoła jak nic.
-Wlasnie przerwalas moja wypowiedz-Zganilem ja wesoło.
-Nie pyskuj,bo cię zgwalce-Irelka zmierzyła mnie ironicznie-Wracajac do tematu,spakowani?
-Gdzie niby?-Masterek zmierzył mnie,a potem Irelke.
-Też chciałbym wiedzieć-Rzuciłem pytajaco.
-No nad morze,a gdzie?!
-Nad morze?-Spytalismy z Masterkiem oboje.
-Nie powiedziałam wam,że jedziecie z nami nad morze?-Irelka złapała się z zazenowaniem za szyję.
-Nie,Irelko,nie wspomnialas-Zmierzylem ja.
-No to w takim razie szybciutko się pakujcie.
-Teraz?
-Nie kurwa wczoraj-Irelka popatrzyła na Mastera jak na idiote-Czy ty zawsze taki ograniczony w rozwoju jesteś?
-Ekhem-Zaczalem-Irelko daruj sobie,nie psuj mu samooceny,bo w histerię wpadnie.
-Wybacz.Tak czy inaczej,pakowac się.Macie jakąś godzine.
-GODZINE!?-Masterek krzyknął zaskoczony i zaczął biegac z rzeczmi po pokoju-Kazesz nam się spakować w godzinę!?
-Wlasciwie to pięćdziesiąt siedem minut i dwadzieścia osiem sekund-Irelka rzuciła,patrząc na zegarek.
-Wcześniej nie mogłaś?-Zganilem ja,patrzac jak Masterek lata z różnymi rzeczami.
-Wylecialo mi z głowy-Rzucila z zazenowaniem-Jak chcecie mogę wam pomoc.Zostało wam pięćdziesiąt minut i trzy sekundy.
-W porzadku.Jak namieszalas to pomóż-Odparlem,zmierzając w stronę Masterka-Byłoby miło.
Jakieś czterdzieści minut potem wszystko było gotowe.
-Widzicie!I jeszcze dziesięć minut zostało-Irelka odparla wesoło.
-Nastepnym razem nas INFORMUJ o swoich planach,albo cos-Odparlem,mierzac ja z udawanym oburzeniem.
-No zapomnialam no-Odparla z konsternacyjnym śmiechem-Raz mi się zdarzyło.Dobra,zbierajmy się,bo Zed mnie zapierdoli cieniami jak się spóźnię.
-Szkoda,że jeszcze tego nie zrobił-Szepnalem do Mastera,a ten zachichotal jak mała dziewczynka.
******************************
-Chyba w cos wjechales-Syndra rzucila do Zeda.-To był chyba pies...
-Wygladalo jak kuna-Master odparl tonem znajcy.
-Ewentualnie jezozwierz.
-Albo zajac.
-Nieważne co to jest,skoro już tego nie ma-Zedi zmierzył całą naszą paczkę spojrzeniem zabójcy-Znajdźcie sobie inny temat,bo pierdolicie jak...
-Jak Yasuo Mastera?-Irelka rzucila wesoło.
-W sumie to bym cie popierdolil...-Mruknalem do Yi.
-NO NIE!SIONIE NAJSWIETSZY CZY TY TO WIDZISZ!ZNOWU NIEWYZYTY!-Masterek spiorunowal mnie wzrokiem.
-Pewnie tak-Wracila sie Irelka-Nasz mały Rasputin-Zaczela sie bawić moimi policzkami-Mały demon seksu!
-Dotknij mnie jeszcze raz w taki sposob,a skonczysz z syndromem ss!-Zmierzylem Irelke spojrzeniem zabójcy-Mały to jest Yi w kroczu,a nie ja.Mam ci przynieść linijkę?!
-W sumie to lepsze niz temat jezozwierza-Zedi usmiechnal się przepraszajaco do Syndry,która sprawdzala co u Cysi.
-Daleko jeszcze?-Spytala znudzona Irelka,patrząc co robię na moim ajfonie-Co to za dziadostwo?
-Czy ktoś cię pytał o zdanie?-Zmierzylem ja zlosliwie,zakladajac sluchawki ( Tak Yasuo ma słuchawki,wiem szok xD)-Chcesz posłuchać Kpopu z Masterem to proszę cię bardzo.
-Aaaa...nieee...-Irelka mruknela,odsuwajac się.
-Mam w dupie twoja opinię-Yi zmierzył ja.
-A nie chcesz mieć w dupie czego innego?
-NO KURW...
-Założę się,że Yasuo nie da rady na abstynencji-Irelka odparla dumnie-Wchodzisz?
-Owszem-Rzuciłem od niechcenia-To nie problem.
-Daję mu trzy dni-Zed mruknal do Syndry.
-Slyszalem!-Rzucilem w stronę Zeda-Uwierz mi,wytrzymam więcej...
-Dopoki nie wrócimy-Irelka odparla wesolo.
-No dobrze-Odparlem z rezygnacja-Cos jeszcze?
-Jak wygram to bym cię prosila o miesieczny staż sprzataczki mojego pokoju...oststnio to sie spisales...mmmmm...aż mam ochotę ci zaplacic.
-Zgoda-Rzucilem-A jak wygram?
-Hm no nie wiem,a co ci się widzi?
-Daje ci pole do imaginacji...
-Nie wiem,to sie potem zobaczy.Nie mam pomysłów-Irelka westchnela.
-Sądzę,że odniesiesz porażkę-Yi odparl wesoło w moją stronę.
-Masterku!Ty przeciwko mnie!?
-Szybciej się zalamiesz-Odparł-Ale cóż...
-Sam się zalamiesz!Tak ci bedzie do mnie teskno...
-Za pol godziny będziemy na miejscu-Zedi rzucił,przerywajac nasza ekscytujaca jak grzyby rozmowę.
-Nareszcie-Irelka odparla,rozciagajac sie-Rozprostuje kosci.
-Idz na drzewo lepiej,banany prostować-Rzucilem,ripostujac ją.
-No ty nie poprostujesz banana przez nastepne dwa tygodnie...
-Spierdalaj.
-W sumie to zjadlbym banana-Yi odparl sennie.
-Jak Yi chce banana,to Yasu nie może-Irelka zachichotala.
-Te podteksty sa naprawdę irytujące-Zaczalem.
-No co ty nie powiesz?-Yi zmierzył mnie spojrzeniem zabójcy.
Westchnąłem,grzebiac w ajfonie,słuchając raz to Kajtosza,raz to Miku Miku (pozdro dla krasza xD) az dotarliśmy na miejsce.
-Moje nogi-Yi rzucił,rozciagajac się-Padam.
-To padnij na kolana i wiesz o co chodzi...
-Zboczony ch...
-Nie marudzcie tylko idzcie!-Zedi zmierzył nas i udaliśmy się tam gdzie kazał.
******************************
-Spi?-Syndra spojrzala na Zeda,który przysiadl się do nas po usypianiu Marcysi.
-Jak zabita-Odparl wesoło-W koncu.
-To dobrze-Irelka rzucila,rozkladajac się na fotelu.
-Chce ktoś banana?-Z pomieszczenia rozlegl się glos Mastera.
Nie uzyskal odzewu,więc nie kontynuowal watku.
-Wiecie co?Chyba się położe-Irelka rzucila,odchodząc-Dobranoc.
Po chwili Zed i Syndra jak na zawolanie tez sie zwineli i zostalem tylko ja i Yi.
-Idziesz?-Zawolalem,patrzac na niego,bo tak sie złożyło,że siedzial przed telewizorem z kisciem bananow.
-Ogladam.Jak chcesz mozesz ze mną.
-Luz,co leci?
-M jak miłość-Yi rzucil z pasją,otwierajac banana.
-Osz cholera-Przysiadlem-Lepszej rzeczy do wyboru nie było?
-Niestety-Masterek zaczal jesc tego piepszonego banana w taki sposob,że nabralem ochoty aby go przeleciec na blacie,bo ewidentnie bawil się w ssacza bananow.
-Co?-Zmierzył mnie,gdy wpijalem w niego gwalcace spojrzenie zabójcy.
-Skonczyles obrabiac tego jebanego banana?Bo mam w gaciach powstanie.-Rzuciłem,patrząc na niego,jak bawi się tym kurewskim bananem,jakby ssal pale.
-Kto wie?
-Robisz to z premedytacją!-Zmierzylem go.
-Sprawdzam jak dlugo wytrzymasz-Odparl wesoło.-Nie często nadarza się taka okazja.
-Jak bedziesz tak go ssal to ci się zlamie-Syknalem,mierzac każdy jego ruch.
-Mam całą garść-Zachichotal.
-Idę spać-Rzucilem,odchodzac-Jak skonczysz bananowa lache to dolacz.
******************************
-Dzien dobry wszystkim-Rzuciłem,biorąc do reki kubek z kawa.
-Dobry,dobry-Irelka rzuciła wesolo-Master rozebrany?
-Spadaj-Rzucilem-Jeszcze spi.Obrabial banany.
-Te,mlody cie sabotuje-Irelka zachichotala-Juz uzyskal więcej szacunku w moich oczach.
-Wyscie się zmowili-Westchnalem-Duchowo czy jakos tak.
-Mmmm...co na śniadanie?-W drzwiach pojawil się zaspany Master.
-Moze najpierw "dzień dobry"?-Rzucilem zlosliwie.
-Spadaj-Mruknął,idąc po Cini Minis.
-Jaka ładna pogoda-Zaczęła Syndra.
-Chodź Masterku,nauczymy cię pływać-Odparlem wesolo.
-Nie ma mowy.-Yi rzucił zalewajac mlekiem płatki.
-A Czemu nie?
-Nie mam zamiaru się utopic-Rzucił wesolo.
-Jakbym cię chciał utopic,to bym ci zalal lozko jakbyś spał-Odparłem,dopijajac kawę.
-Nie mam na to ochoty-Mruknął-Słoneczko tak ladnie przygrzewa...
-Sloncolubny pizdus...-Zachichotalem-No ale cóż...nie to nie.
-Cieszę się,że rozumiesz-Usmiechnal się wesoło.
-A ja co mam robić?-Westchnalem.
-Siedziec obok,albo topic Irelke.
-Popieram-Zachichotal Zed z Cyska na rekach-Ja możesz utopić.
-Jestem tu?-Irelka rzuciła-Czemu mówicie mi jak się mnie pozbedziecie?
-Żebyś była gotowa-Odparlismy wesoło.
-Seksmasterka jest zawsze gotowa-Zmierzylem Mastera-A ty jesteś gotowy?
-Żeby cie kopnac?Owszem.
-Dobra,dobra.Jedz sobie-Wstałem od stołu,zabierajac się za mycie naczyn-Udlaw się tymi platkami.
-A ty bananem-Yi usmiechnal się złośliwie.
-Ty od tego jesteś-Zripostowalem go,patrząc z triumfem jak mu zrzedla mina.
******************************
-Chodź Masterku nauczę cie pływać-Zaproponowalem wesoło,patrząc na Yi siedzącego na kocu.
-Nie ma mowy,nie wchodzę do wody-Rzucił,biorąc książkę w rękę.
-Nie chcesz się ze mna pomoczyc?
-Wolę książkę i słoneczko-Odparl wesoło.
-A z Irelka sie moczyć tez nie chcesz?
-Mam jeszcze mniejszą ochotę na moczenie się z Irelka niz z tobą-Rzucił z rozbawieniem-A teraz,jeśli pozwolisz,daj mi dokończyć powieść.
-Skoro chcesz-Odparlem z rozczarowaniem-Ale gdybys cos ode mnie chcial,to wołaj.
-Idziesz w koncu czy nie?Potrzebny mi kolega do drużyny,chociaż tą dwójkę pokonałabym sama-Irelka krzyknela wesolo,wskazując na Zeda i Syndre.
-Yi,bedziesz rzucal czasem okiem na Cysie?Teraz spi,ale jakby wstala to wolaj.
-Nie ma sprawy-Masterek uspokoił obawy Syndry,kartkujac powoli książkę.
-Biedne dziecko-zachichotalem-Master nawet sam ze sobą nie umie zostać.
-Spadaj.Miałeś się chyba moczyć z Irelka?
-A co?Zazdrosny?-Rzuciłem złośliwie.
-A owszem.-Yi odparl z usmiechem-No idz,idz bo się niecierpliwia.
-Biegnę,biegne,nie spieszy mi się-Odparlem,odchodzac.-No Irelka,bedzie izi.
-A co nafeedujesz enemy team?-Zed zachichotal.
-Mowisz o sobie?-Irelka przylaczyla się do grupowego dissowania Zeda.
Po ekscytujacym jak grzyby po deszczu meczu,zakonczonym zwycięstwem jedynego prawilnego timu,udałem się do Masterka zobaczyć co porabia.
-A ty dalej?-Zmierzylem go wesolo-Masz zamiar ciągle czytać?
-Na pewno nie jesteś jak Pan Darcy-Odparl,mierzac mnie i zamykajac książkę-Czego chcesz?
-A posiedzieć sobie z tobą,nie cieszysz się?
-Mozesz mi przynieść szejka smietankowego (Ten kto wie,to wie xD)-Odparl z uśmiechem-przydasz się do czegoś.
-Nie wysluguj się mną,Elzbietko-Zachichotalem wesoło-Pan Darcy nie jest na posylki.
-Proszeeeee-Jeknal smutno,patrzac na mnie blagalajaco-Ploseeeeeee.
-Dobra,zamknij się,przyniose ci-Zganilem go-Nienawidzę kiedy tak jeczysz.
-Zazwyczaj ci się podoba jak jecze...-Master usmiechnal się złośliwie.
-Wal się.-Odparlem,idac po to o co prosił-Bo nie dostaniesz więcej żadnego szejka.W obu kontekstach.
-Idz,idz,bo mi zaschlo w gardelku.
-Bym ci cos innego wsadził do gardła...-Burknalem,idąc po tego cholernego szejka.
******************************
-Masz,udlaw się-Rzucilem wesoło,siadajac obok.
-Dzieki wielkie-Odparł z usmiechem-W końcu zrobiłeś coś dobrze.
-Cieszę się.Co masz za gazetke?-Mruknalem,biorąc w rękę gazete-"Heavy Metal wyleczyl mnie z raka."Zabawne rzeczy tu piszą.
-Widzisz,czytac się nauczysz-Master zachichotal, pijac tego szejka jak mała dziwka,ale udałem że tego nie widzę.
-A ty nie miałeś PRZYPADKIEM czytac swojej ksiazeczki?-Mruknąłem złośliwie,kartkujac gazetę.
-Prawie skończyłem,ale masz racje.Po co będę odwlekal-Odparł,biorąc w rękę swoją książkę.
-Dobra,dobra.Ta gazeta jest nudna jak cholera,ale nie mam nic innego do roboty-Mruknalem,kladac się na kocu-To slonce napierdziela jak...
-To dobrze-Masterek odparl wesolo-Lubię słoneczko.
-Sloncolubny pizdus-Mruknalem,czytając pierwsze lepsze gowno,które było tak nudne,że uspilo mnie momentalnie.
******************************
-Ktoś tu chyba zasnal-Usłyszałem,budząc się wraz z uslyszeniem głosu.
-Co się?-Mruknalem,patrząc na Mastera,ktory siedzial nade mną,mierząc mnie wesoło.
-Chyba stwierdziles,że drzemka ci sie przyda.
-To mialem rację-Przeciagnalem się-Była miła.
-No szczególnie,że teraz twoja twarz przypomina w kolorze raka-Zachichotal wesolo.
-Co do kurwy nedzy?Czy to Irelka znow mnie czerwona farba wysmarowala!?
-To słońce.-Masterek zachichotal wesolo-Usłyszało jak na nie narzekasz.
-Idziecie w końcu!?-Irelka stanela nad nami i zaczęła nam sie przyglądać.
-Wstawaj-Masterek podał mi rękę-Ja wiem,że lubisz leżeć,ale trzeba iść.
-Mozesz mnie zaniesc-Odparlem,obracjac się na drugi boczek.
-Sam się zanieś-Odparl zlosliwie i pomogl mi wstać.
-Mmm...A miało być tak przyjemnie-Jeknalem leniwie-Dobra,ide,idę-Rzuciłem w stronę Irelki,do której przylaczyl się,mierzac mnie zabojczo Zed.
******************************
-Chodźmy na lody-Irelka zaproponowala,a Syndra poparła jej pomysł.
-E tam,Yi mi zrobi-Odparłem,mierząc zlosliwie Mastera.
-Nie zrobi,pamietasz?-Poprawil mnie,przypominajac mi o tym kretynskim zakładzie.
-No kurw...
-Nie wyrażaj się-Irelka zmierzyła mnie ironicznie-Bo loda nie dostaniesz.
-Mam wrażenie,że się ze mnie nabijacie-Mruknalem,patrząc jak Irelka zamawia wszystkim lody.
-Ależ oczywiście,zawsze i wszędzie-Zed zachichotal zlosliwie.
-A spadaj-Mruknalem w odezwie-To Irelka gdzie te lody?
-Zaraz,poczekaj-Zmierzyla mnie zabojczo-Cierpliwość popłaca.
Gdy wszyscy mieli już lody zaczelismy zmierzac na ambitny,dlugi spacer.
-Ładnie tu prawda?-Irelka zachichotala-Szkoda,że nie mam drona...
-Po cholere ci to?-Master rzucił,jedzac loda...po swojemu,z chamska premedytacją.
-Po to żeby ci wpierdolic-Irelka zachichotala-Chyba,że wolisz gwałt?
-Jak go zgwalcisz wsadze ci tego loda w dupe-Rzucilem wesoło-Od tego ja jestem.
-Pamietasz o naszym zakladzie,prawda?
-Owszem.Jak Master bedzie dalej jeść większość rzeczy w taki sposob,to chyba wypchne go z okna-Westchnąłem,mierząc Yi zabójczym spojrzeniem,bezglosnie mówiąc mu, żeby przestał ssac tego loda.
-Skonczyles robić loda temu lodu?
-A co zazdrosny?Też chcesz żebym ci zrobił loda?-Master zachichotal zlosliwie,a Irelka zaczela sie śmiać.
-Nawet nie wiesz jak bardzo-Mruknalem z rozczarowaniem-A ty-Wskazalem na Irelke-Się tak nie chichraj,bo cie zjebie z tych schodów.
-Mam ci pokazać Gwalcicielke?
-Irelko,sądzę że mnie nie zgwalcisz-Rzucilem złośliwie-Ja zrobię to z tobą trzy razy,zanim Master zdarzy zdjąć spodnie.
-Nie mieszaj do tego mnie-Yi spojrzal na mnie z udawanym oburzeniem-Gwalccie się beze mnie.
-Ale ja wolę z tobą-Zachichotalem-Przecież lubisz lody...
-Czy ty myslisz tylko o jednym?-Irelka i Master zmierzyli mnie jednocześnie.
-Nie,myślę o wielu rzeczach.
-Master,ajfony i seks?-Irelka zachichotala.
-Spadaj-Zmierzylem ja udawanym spojrzeniem zabójcy-Do tego dochodzi przepis na rogaliki z mirabelkami...
-W sumie...to możesz je zrobić-Master odparl wesoło,w końcu kończąc tego kretynskiego loda.
-Jak się rozbierzesz dostaniesz blaszkę-Zachichotalem złośliwie.
-A ty blaszka-Irelka wtracila się do rozmowy.
Po chwili dolaczyli do nas Zed i Syndra,którzy poszli zająć się młoda czy coś.
-Jesteśmy-Syndra odparla wesolo-Co robicie?
-Chcemy żeby Yi udlawil się lodem,albo skończył go jebac-Mruknalem, mierząc Masterka.
-Będę jadł tak jak chce.
-Jak będziesz tak jadł to prędzej czy później wezmę cię na tej ławce-Wskazałem na lawke przed nami-Przestan mnie ciagle prowokować.
-Lubię cię denerwować-Yi zachichotal wesoło.
-A ja lubię jak jesteś cicho,albo jojczysz wtedy kiedy trzeba.
-Nie jojcze-Odparł oburzony.
-Nie,wcale-Zachichotalem-A co,wolisz pojeczec?
-A mam iść po drugiego loda?
-Loda to zrobisz mi jak wygram ten kurewski zakład.
-A skąd ta pewność?-Zmierzył mnie,a Irelka stała obok,myśląc że nie widzimy jak nas słucha.
-Bo po prostu wiem.Nie przepuścisz takiej okazji.
-Co powiecie na ognisko dzis wieczorem?-Zed momentalnie zmienił temat.
-W porzadku-Zgodzilismy się.
-Kielbasy chyba nie będziesz ssal?-Zmierzylem Yi zabojczo.
-Swietny pomysl-Zachichotal wesolo.
-Po co ja to mowilem...-Westchnąłem,idąc za Irelka.
-Wiesz co?Zmieniam moje domysly-Zed szepnal do Irelki-Wytrzyma dwa dni.
Udalem,że tego nie słyszę i złapałem za rękę Yi.
******************************
-Chlodno tu trochę-Master rzucil,siadajac obok.
-Dam ci bluzę-Dalem mu swoją bluzę,patrząc jak Irelka,próbuje nabic pianke na patyk,a Zed jej tlumaczy,że robi to pod złym katem-Bedzie ci cieplej.
-Dzięki-Masterek odparl wesolo,smiejac się z Irelki, ktora spiorunowala go gwalcacym spojrzeniem.
-A teraz trzymaj tego kija.Spalisz-Mruknalem, mierzac go,bo nawet kawałka kija nie umie trzymać nad ogniskiem-A idź ty,trzymasz tego kija jakbyś miał marchwiane ręce.
-Trzymam go dobrze-Zmierzyl mnie-Zajmij sie swoim.
-Okej.Ty bedziesz jadl węgiel-Zachichotalem wesoło-Może ci zaszkodzi.
-Mam ci dosypać trutki na szczury do śniadania?-Masterek zagrozil mi wesolo i Irelka po raz kolejny wtracila się nam do rozmowy.
-No mówię,że go zgwalce,Yi.Popros tylko.
-Ty sie zesrasz,a nie mnie zgwalcisz-Zmierzylem ja wesoło.-Ja zdaze zgwałcic ciebie i Masterka,zanim ty wstaniesz z fotela.
-Zatkaj się i jedz swoja kiebase-Irelka rzuciła ponuro,bo chyba wjechalem jej na ambicje.
-A właśnie,dobry pomysł,w sumie to jestem nawet glodny.
-Ty zawsze jesteś głodny-Yi mruknal zlosliwie.
-Jesz ta swoją kiełbasę,czy mam ci dac inna?
-Czy twoja każda wypowiedź ma jakiś kontekst?
-Ależ oczywiscie-Zachichotalem-Jedz,bo dostaniesz dwie.
-Sam sobie tyle jedz.
-Jak cię w dzieciństwie nie karmili, to ja cię teraz nakarmie-Odparlem wesolo-Może urosniesz.
-Nie jestem niski-Yi zmierzył mnie zabojczo.
-Proszę cię,nawet Irelka jest od ciebie wyższa.Do rozmowy wtracil się Zed-Syndra też.
-Udlawcie się.Małe jest piekne.
-Mali ludzie sa uroczy-Odparlem wesolo-Masz rację małe jest piękne,a ty masz dużo małych rzeczy.
-Zboczony pe...-Nie dokonczyl,ponieważ wepchnalem mu trochę jedzenia do ust.
-Zamknij się i jedz.Chciałeś być duży.
-Sam umiem jeść-Odparl,sucho-A ty się zajmij sobą.
-Dobrze,dobrze nie bij-Zacząłem machac rękami w gescie kapitulacji.
-Tak ci napierdole jak mnie zdenerwujesz-Masterek znowu zaczął jeść,jakby ta biedna kiełbasę gwalcil,a mógłby gwalcic mnie.
-Jedz normalnie-Zmierzylem go.
-Jem normalnie.
-Nie jesz normalnie-Rzuciłem z irytacja-Czy ty musisz być taki wredny.
-Owszem.Małe jest wredne.
-Ja ci dam male.Tak bedziesz miał male,że bedziesz nade mną kleczal i blagal o wybaczenie.
-Grozisz mi?-Zmierzył mnie z rozbawieniem.
-Tak groze.Jedz nie pitol,bo im dluzej na ciebie patrze,tym większa ochotę mam stad iść.
-To nie patrz.
-Nie umiem-Westchnalem,zmieniajac widok na ognisko-Nie drecz mnie już.
-Cierp,cierp-Master zachichotal-Przyda ci się trochę odwyku.
-To jak Irelka przestanie gwałcic,to ja wtedy idę do zakonu.
-Irelka nie przestanie gwalcic,tak jak ty bys się załamał w zakonie.
-Ja się zalamuje przy tobie każdego dnia.
-Zimno tu-Masterek rzucił,patrząc na niebo-Chyba pójdę do srodka.Dobranoc wszystkim.
-Czekaj.-Zatrzymałem go reka-Idę z tobą.
-Po co?
-Zeby cię powkurwiac-Zachichotalem.
Master nie odpowiedział i zaczal zmierzać razem ze mną do wnętrza.
-Właściwie,to poszedlbym juz chyba spać-Masterek przeciągnal się leniwie-Zmeczyl mnie dzisiejszy dzień.
-W porzadku.Dobranoc-Odparlem wesolo i odpalilem telewizor.
Masterek pozegnal się po czym poszedł w stronę łóżka,a ja poogladalem jakies bzdury w telewizji,po czym stwierdziłem że też pójdę już spać.
******************************
Obudzilem się leniwie i pierwszym co ujrzałem był śpiący obok Masterek.Zwinalem się szybko,żeby go nie obudzić i poszedłem cos zjeść.Gdy zamierzalem po sobie pozmywac,okazało się że nie ma płynu do naczyń.
-Że też muszę się wysilic-Mruknem,idąc w kierunku łazienki.
Uchylilem jej drzwi i zaskoczyl mnie dźwięk prysznica.W tym momencie patrzyłem się jak ta sloncolubna ciota się kapie.
-No to niezle-Westchnalem cicho,gwalcac go wzrokiem,ale chyba nie wyczuł mojej obecności.
Stałem jak debil przez coraz dłuższą chwilę,mierzac każdy jego ruch,az w koncu nie wytrzymalem i zdobylem się na rekoczyny.
*Yi*
Zaskoczyl mnie dotyk na mojej talii,na co zareagowalem drgieciem.
-To ja-Uslyszalem głos Yasuo-Nie bój się.
-Co ty tu...-Nie skonczylem,ponieważ odbarowal mnie pocalunkiem,obejmujac w pasie.
-W koncu się doczekalem-Rzucil wesoło,wodzac dłońmi po moim torsie.
-Irelka się ucieszy-Odparlem cicho, patrząc przed siebie.
-Mam w dupie co zrobi Irelka-Ucalowal mnie w szyje-Teraz to mam ciebie.Co mam przepuscic taka okazję?
-Nie musisz mnie zaskakiwac i macac,kiedy się myje-Westchnalem karcaco,ale jednak chciałem,żeby przy mnie został.
-A co nie podoba ci się?-Zmierzył mnie pytajaco,wodzac po moim brzuchu.
-P-podoba-Jeknalem-Tylko chciałbym się umyć w spokoju i samotności.
-To trudno.-Zachichotal mi do ucha-Tak się sklada,że lubię towarzystwo.To jak,bedziesz moim kotkiem?
-A...
-Zamknij sie,wiem,że chcesz-Szepnal mi do ucha i zaczął mnie głaskać po nogach.
-Mmmm...-Przytaknalem poddanczo i przysunalem się blizej-Chyba nie mam innego wyjscia.
-Masz rację,nie masz-Yasuo zachichotal wesoło i zbliżył do moich ust z tym swoim usmiechem,który pokazuje gdy dostanie czego chce.
-Zamrucz.-Zazadal.
-Przecież mówiłeś,że nie lubisz jak mrucze-Jeknalem cicho,kiedy skladal pocalunki na moim udzie.
-Zmienilem zdanie.
-Ale przecież...
-Zmienilem zdanie,więc nie draz juz tego glupiego tematu-Zmierzyl mnie ze zniecierpliwieniem i wrocil do obmacywania mojej szyi-No, czekam.
-Mrrr...-Mruknalem cicho i westchnalem, kiedy objal mnie po raz kolejny.
-O to chodziło-Obdarzyl mnie wesołym usmiechem-Grzeczny kotek.
-Prze-stan...-Jeknalem,chcac się odsunąć-Nie teraz...
-Nie ma mowy-Zmierzyl mnie-Będę cie piepszyl aż zemdlejesz.Za te wszystkie ssanie bananów i reszty.
-Ale ja nie chcę zemdlec-Mruknalem blagajaco-Proszę nie.
-Dobra, mdlenie ci odpuszczę-Szepnal mi do ucha-Ale musisz ladnie jeczec.
-Jeszcze czego...-Westchnalem,mierzac go blagajacym spojrzeniem-Mogę ci pomruczec,przed chwilą ci się podobało.
-Mmmm...No dalej,mrucz,mrucz kiciu.
-Eeee...Ja nie umiem tak na zawolanie-Uśmiechnalem się przepraszajaco-Musisz mnie zmusic.
-Ja cię zmusze po mojemu.Odwroc się.-Zachichotal.
-Nie-Westchnalem.
-Odwróć się albo sam to zrobię.-Zmierzyl mnie,puszczajac na chwilę w pasie.
-Nie mow mi co...-Przerwalem jekiem, kiedy we mnie wszedl.
-Mowilem, że sam to zrobię-Zachichotal wesolo,a ja jeknalem z zadowoleniem i oparlem się o ścianę.
-Za duzo sobie pozwalasz-Szepnalem.
-Trzeba bylo mnie sluchac-Rzucil wesolo,a ja znow zajalem sie jekiem.
-Czy ty zawsze musisz tak drzec mordę?
-Przed c-chwila mówiłeś,że lubisz jak jecze...-Mruknalem niesmialo, opierajac powoli dlonie o sciane-Nie-nie mecz mnie juz...
-W sumie,to mozesz sobie pokrzyczec.Potem bedziesz cicho.
-Prze-prze-przestań juz...-Mruknalem blagajaco,bo w sumie nie mialem ochoty na nic ambitnego (a pewnie ten z tylu Yi mial ambitne plany)
-Przed chwila chciales.Nie ma odwrotu-Szepnal mi do ucha-Sprawie,że bedziesz krzyczał.
-Ale-e-e...
-W sumie to juz zacząłeś krzyczeć.Niezly jestem.-Yass rzucil wesoło,a mnie naszla ochota,żeby rzucic w niego szczotka.
-Mmmm...nie-e-e...
-Co nie?Czego znowu chcesz?
-Zost-a-a-w...-Jeknalem cicho.
-Ja z tobą nie skończyłem-Odparl wesolo-Caly dzień cie przetrzymam.
-Eeeeh...-Westchnalem cicho,ssuwajac się z rozkoszy po posadzce.
*Zed*
Zamierzałem sobie powoli korytarzem,gdy moim oczom ukazała się Irelka przykladajaca szklankę do drzwi.
-Co ty do cholery robisz!?-Zmierzylem ja,patrząc jak przyklada ta szklankę do drzwi łazienki.
-Właśnie słucham słodkiego dźwięku zwycięstwa-Zachichotala z triumfem-Yi tak drze mordę, że go u mnie w pokoju słuchać.Wiesz, spie sobie, a tu nagle jakieś jeki mnie budzą...
-Nie podsluchuj ich-Zganilem ja-To toksyczne.Śmiesznie bedzie jak któryś otworzy drzwi,a ty z ta szklanka w ręce.Yasuo pewnie się ucieszy,to zgwałci jeszcze ciebie do kolekcji.
-Nikt się o niczym nie dowie,prawda?-Irelka zmierzyla mnie zabójczo-Mam nadzieję,że się nie wygadasz...
-Dobra,nic nie powiem-Westchnąłem,unosząc ręce w gescie kapitulacji-Ale masz się przyznac,że wiesz w jaki sposób przegrał.
-W porządku.Wlasciwie miałam to zrobić sama-Odparla wesolo,opierajac się o drzwi.
-No nie podsluchuj ich,do jasnej cholery-Zmierzylem ja karcaco-Daj im się w spokoju wyjeczec.
-E tam,zara się zmywam-Wygonila mnie skinieniem ręki-Może dowiem się czegoś więcej.
-Jesteś wscibska jak...
-A ty wredny.No idź,idź już bo nie mam ochoty się z tobą kłócić z rana.
-W porzadku-Mruknąłem,odchodzac-Miłej zabawy.
-Miło to bedzie jak zobaczę ich miny-Irelka zachichotala wesolo.
*Yasuo*
-Ten no, dzień dobry-Odparlem,wchodząc do kuchni-Jak życie,Irelko?
-Cos ty taki wesoły?-Zmierzyła mnie znaczaco.
-Dobrze zaczalem dzień.
-Biedny Yi-Zachichotala-Jego wrzaski mnie obudzily,wiesz cos o tym?
-Bralem w tym czynny udzial,przyznam się-Westchnalem.
-Swietnie,posprzatasz mi pokój jak wrocimy.
-Wedle umowy-Odparlem,robiac kanapkę.
-A gdzie masz tak wgl tego swojego Yi?
-Albo nadal się ogarnia,albo znowu spi-Mruknalem-Pójdę sprawdzić.
-Co sprawdzić?-W kuchni pojawił się Master.
-O wilku mowa-Irelka przywitala go wesolo.-Następnym razem daj mi spac i nie drzyj mordy z samego rana.
-To on-Wskazal na mnie-Ja mu mowilem, ze nie a on swoje.
-Jak żeś mruczal jak jebany kot,to wszystko ci pasowalo...-Zmierzylem go z udawanym oburzeniem.
-Zrób mi śniadanie-Westchnął,siadajac przy stole-Nie chce mi się.
-A magiczne słowa?
-Już dostałeś.Idz mi cos zrób,bo zaraz padne z głodu.
-Chcesz mleczka?
-Mleczka to ja mam dość.
Irelka zaczęła chichotac,a Master spiorunowal ja wzrokiem.
-Co cię tak bawi?
-Wy.Jesteście tacy uroczy.
-Mowisz to jakis czwarty raz.Skończyłas?Bo kurwicy idzie dostać.-Wtracilem się do wypominania Irelce różnych rzeczy.
-Tak właściwie,to co dzis w planach-Masterek ziewnal leniwie.
-A ja wiem,co chcesz robić w niedzielę?-Irelka odparła ze znudzeniem.
-Nie wiem,spacer...
-Spacer,pfff-Skreslila jego pomysł-Chyba wracam do łóżka.
-W takim razie ja mogę iść z tobą na spacer-Rzucilem wesoło w stronę Masterka.
-Czemu nie-Usmiechnal się wesoło.
******************************
Chamski przeskok do powrotu do domu,hehe xD
-Idziesz,do cholery?-Zmierzylem Yi,wlekacego się za mną.-Niosę ci torby,a ty się wleczesz.
-Nie mam siły-Mruknal,przyspieszając kroku.
-To idź już spać-Zmierzylem go spojrzeniem "do łóżka" i chyba zrozumial moja sugestię,bo zaczął tam zmierzać.
-Znowu przespie caly dzień-Mruknal,idąc na górę.
-Mogę cie obudzić za jakieś dwie godziny,skoro tak ci zależy na tym dniu-Zaproponowalem.
-Będę wdzięczny-Masterek usmiechnal się do mnie i zniknal mi z oczu.
Westchnalem rozgladajac się za zajeciem,ale nic nie znalazlem,więc udałem się na drobny spacerek do lasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro