Rozdział XXV
⭐Yi⭐
-Dzień dobry.-Usłyszałem,powoli przecierajac oczy-Mówiłem,że zasniesz.
-Jak długo spałem?-Rzuciłem,podnosząc się z wielkim trudem z łóżka.
-To nieistotne-Yasu,odparl spokojnie-Jesteś głodny?
-Nie,nie jestem.
-Nie zjesz rosolku?
-Kto je rosół na sniadanie?-Zmierzylem go.
-Wlasciwie to będzie już obiad.
-Ktora godzina?!
-Trzecia po południu.
-Dałeś mi tyle spac!?-Zmierzylem go spojrzeniem zabójcy.
-Dobra drzemka dobrze ci zrobiła,widzisz?Zaczales marudzic-Yasu uśmiechnął się wesoło.
-W sumie to masz rację-Westchnalem-Wyspalem się.
-To skoro już się obudziles,to mozesz cos zjesc.
-Nie jestem głodny.
-I tak zjesz tą zupę.
-Nie zjem-Prychnalem-Nie mam ochoty na jedzenie.
-No zjedz miseczke-Yasu zrobił blagalna minę-Inaczej bedzie mi przykro.
-No dobra-Przewrocilem oczami-Ale jedna,mała miseczkę.
Po chwile Yasu wrocil z nie miseczka,a micha.
-To ma być garnek?-Mruknalem.
-No miska,a co?
-Miseczka na zupę,nie waza!-Odparlem,patrząc na Yasu jak na debila.
-Głodny nie bedziesz-Yasu zachichotal i dal mi łyżkę-No,wcinaj.
-Nie zjem tyle-Odparłem i odsunalem się-Za dużo.
-Nieprawda.Jakbym dal ci za duzo to byś w tym pływał.
-Nieważne.Już nie mam ochoty-Westchnąłem.
-Aleś dziś niemily-Yasu zrobił urazona minę-Nawet mojej zupki nie chcesz.
-Po prostu źle się czuje i...
-Leci samolocik!
Po chwili w moich ustach wyladowala łyżka zupy.
-CO TY ROBISZ!?-Zmierzylem Yasu spojrzeniem zabojcy odsuwajac się kawalek.
-Nikt nie odmawia mojej zupce-Yasu zachichotal-Otwieraj buzie,albo sam to zrobię.
-Spadaj-Mruknalem,okrywajac się kołdrą.
-Sam chciałeś-Wepchnal mi kolejna łyżkę rosołu.
-Dosyć.Najadlem się.
-Zjadłes tylko dwie łyżki.Jak bedziesz grzeczny i zjesz zupkę,to dostaniesz krewetek-Yasu usmiechnal się,wpychajac mi kolejna łyżkę zupy do ust.
-Fu,nie lubię krewetek-Mruknalem.
-Smakuja jak kurczak.
-Nie mogą smakować jak kurczak-Skrzywilem się i odwrocilem plecami.-Dosyć już.
-Ale nie zjadles rosolku-Yasu zrobil smutna minę-Lamiesz mi serduszko.Chyba zaraz zaplacze.
-Dobra,zjem to-Syknalem.-Ale połowę.
-Cała,albo sam bede cie karmil.
-W sumie,to mnie nakarm.Wiem,że to głupie,ale nie mam jakoś siły-Westchnalem.
-Do usług.A teraz otwieraj buzie i amaj-Dal mi kolejna łyżkę,a ja zmierzylem ja-No,już,już,samolocik.
-Nie rob ze mnie dzieciaka-Mruknalem,patrzac wokoło.
-A tak w ogóle to jak się czujesz,Maluszku?-Wepchnal mi kolejna porcję zupy.
-Nie najlepiej.Boje się,że..To się powtorzy-Wspomnieniami wróciłem do tamtych chwil i oczy zaszły mi łzami.
-Nie powtorzy-Yasu spojrzał mi powaznie w oczy-Ja o to zadbam,a jesli ktokolwiek się tu pojawi to bedzie mial do czynienia ze mną.
-W to nie wątpię-Usmiechnalem się,a potem skrzywilem z bólu-Ehh.
-Pokaz,zmienię ci opatrunek.
-Nie trzeba.
-Zamknij się,bo zrobię to na siłę-Yasu usmiechnal się i wziął mnie za rękę-Wstawaj szybciutko.
-Jeszcze nie zjadłem-Zmierzylem go z usmiechem.
-To już jesteś nagle głodny?-Yasu zachichichotal i wepchal mi do buzi kolejna łyżkę zupy.
-Wolę to niż fakt iz byś mnie teraz macal.To teraz inne...odczucie?-Poczulem szorstkość tego pytania.
-Co masz na myśli?-Yass odłożył na chwilę miskę z zupą i złapał mnie za ręce.-Czy to co się ostatnio wydarzyło miało na to wpływ?
-Mniej więcej.Wolałbym teraz unikać dotyku...No przynajmniej takiego-Zarumienilem się,nie wiedząc jak Yasuo na to zareaguje.
-Rozumiem-Odparl po chwili zastanowienia,a potem puscil mi oczko-Ale gdybys chciał,to wołaj.
Uśmiechnąłem się mimowolnie,bo to slodkie że Yasu probuje mnie rozbawic.
-To dobrze,że rozumiesz...spodziewalem się innej reakcji.
- Innej?-Yasu utkwil we mnie spojrzenie.
-No nie wiem,że,bedziesz zawiedziony,że bedziesz myślał,że mi nie zależy-Zacząłem płakać bez własnej woli-A tak nie jest.
-Wiem,że nie-Uscisnal mnie czule-Chyba mogę cię przytulić,prawda?
-Tak-Uśmiechnalem się przez łzy-W sumie tego mi było trzeba,ale bałem się prosić.
-Lubię przytulać ludzi.
-Dusić też.
-Racja,ale takich nie fajnych ludzi-Yasu zachichotal-Bo ciebie też udusze,mimo że jesteś fajny.
-Słodko-Mruknalem ze zmęczeniem-Wezu boa.
-Co ofiaro?-Yasuo zmierzył mnie wesoło-To chcesz tych krewetek?
-Jeszcze rosołu nie skończyłem-Mruknalem,nie majac zupełnej ochoty na jedzenie.-Ale już się najadlem.
-Jeszcze nie zjadłes calego.
-Odpuść-Uśmiechnąłem się przepraszajaco i rozlozylem na poduszce-W sumie to wszystko mnie boli.
-Oj-Yasu zrobil wspolczujaca minę-Chcesz piciu?
-Nie-e-Westchnalem.
-A co masz zamiar robić?
-Nie wiem,może poczytam.
-Aha,mam nadzieję że epopeje o miłości-Yasuo zachichotal.
-Raczej nie,ale wolalbym go robić samotnie,chyba cię nie urazilem?
-Rozumiem-Yasu wyprostowal się i skierowal do wyjścia-Jak coś wołaj.
-W porządku-Odparlem,sięgając po powieść.
******************************
⭐Yasuo⭐(czytaj nasz Ajonianski/Ajonski/idk jak to się odmienia,tak tak human się klania /Jezus)
-Gdzie twój Masterek?-Irelka zaczela pukać w kubek.
-Czyta sobie, co ja mu bede przeszkadzał-Odparlem,gryzac ciasteczko-Kto to robił?
-Ja-Odparl Zedi.
-Widać.
-Co masz na myśli?
-Ciasto za ciężkie,za dużo drożdży...
-Cukiernik się znalazl-Zedi prychnal i zmierzył mnie.
-No ale jak już chcesz robić coś á la ciasto francuskie to się chociaż postaraj,a nie taka fuszerka-Mrukalem,obserwujac wypiek Zeda-Aczkolwiek nadzien i polewa naprawdę dobre.
-Znajca się znalazl-Zed przewrocil oczami i nagle niespodziewanie odezwała się Irelka.
-Pewnie by cię czegoś nauczył,Zedziu.
-Mnie?-Zedi zmierzył nas oboje.
-Tak,moglibyście połączyć siły i coś upiec.
-To dobry pomysł-Zaczalem-Ty sie nauczysz jak się robi ciasto,a ja dostane twój przepis na dzemik.
-Może kiedyś-Zedi odparl z usmiechem-Ale ty się nie będziesz rządził w mojej kuchni.
-Oczywiście-Unioslem rece w poddanczym gescie-Nie mam zamiaru jej podbić,nie podobaja mi się rolety.
Irelka zachichotala,a Zedi po raz kolejny mnie zmierzył.
-Ja je wybieralem...
-Ooo,widać,twój styl-Zauwazylem.
-Jesteś taki kochany-Zedi westchnal ze zniecierpliwieniem,a ja spojrzałem na zegarek.
-Co?Minęły 3 godziny...powinienem wracać,sprawdzić czy Master jeszcze żyje...
-Pozdrów go-Irelka odparla i pomachala mi na pozegnanie.
-W porządku.A ty-Wskazalem na Zeda-Idź lub lepiej pierniczki.
Irelka zachichotala,a Zedzik zmierzył mnie z udawana złością i zaczął zmywac naczynia.
⭐Yi⭐
Skonczylem powieść i stwierdziłem,że towarzystwo Yasuo bedzie dobrym pomysłem.
-Yass?-Zacząłem wołać po mieszkaniu ale nikt mi nie odpowiedział.
-Może gdzieś poszedl-Rzucilem sam do siebie i poszedłem rozłożyć się przed telewizorem.
Po chwili usłyszałem dzwiek otwieranego zamka i poczułem jak na chwile staje mi serce.Chwycilem patelnie i stanalem przed drzwiami,czekając na napastnika.Gdy drzwi się otworzyły,zamachnalem się szybko,by po chwili przekonać się,że pod moimi stopami leży ogluszony Yasuo.
-Em...-Mruknalem z niedowierzaniem,rozmyslajac nad własną głupotą i sprawdzilem czy Yasuek jeszcze żyje.No teoretycznie tak,ale dostal strzałem z patelni.
Westchnąłem,bo niespecjalnie zbieralo mu się na odzyskiwanie przytomności,wiec wzialem go w ramiona i trochę chwiejnym krokiem ruszylem w kierunku schodów.Po drodze oczywiście,spadł mi,turlajac się ze schodów.
-Kurwa...-Mruknalem.
Po odrobinie dłuższego czasu wreszcie udało mi się go zaciągnąć do sypialni i w tym czasie nadal nie kontaktował.
-Yasiu żyj-Mruknalem ze smutkiem,przeczesujac kosmyki na jego czole-Przecież nie dostałeś tak mocno,chyba.
Po jakiejs dłuższej chwili niepewności wreszcie zaczął kontaktować.
-Mmm...co jest?-Spojrzał na mnie pytajaco.
-Eeee-Zasmialem się nerwowo-Glupia sprawa,bo widzisz myslalem,że jesteś wlamywaczem i ten,no...ogluszylem cię patelnia.
-Slodko-Mruknął ironicznie-Aczkolwiek wolę durszlak.
-Dobrze,że jednak kontaktujesz.-Usmiechnalem sie wesolo-Bo wiesz co?Zrobiłem się głodny.
-Chcesz zupki?
-Może być.
Yasu zwlokl się powoli w stronę dzwi.
-Twoja patelnia mnie kiedyś zabije-Westchnął-Czuje sie jakbym kilka razy spadl ze schodów.
-Emmmm...to kiepsko-Nie zamierzalem mu oznajmiac że właśnie trafil w dziesiątkę.
-Ale to nic-Rozpogodzil się.
-Przecież mogę sam iść po jedzenie-Mruknalem podchodzac obok.
-Nie,nie,nie nie mozesz-Odparl mierzac mnie z rozbawieniem-Nie dam ci narzędzi kuchennych.
-Wybacz-Zarumienilem się.
-W porządku.Jak chcesz chodź ze mną.
I poszliśmy razem na dół.Rozlozylem się na sofie i zacząłem przewijac kanały gdy nagle znalazłem Modę Na Sukces.
-Idziesz jesc?-Yasu ze zniecierpliwieniem pojawił się na horyzoncie.-Wystygnie.
-Poczekaj!-Zalkalem-Zaraz jej się oswiadczy, O MAJ GAT!!
-Aa,romansidlo-Mruknął z zażenowaniem.
-POWIEDZ JEJ,ŻE JA KOCHASZ!POWIEDZ!
-Możesz powiedzieć mi-Yasu usadowil się obok.
-TAAAK OSWIADCZYL SIĘ!OSWIADCZYL!
-Zapowietrzysz się-Yasu zachichotal,a ja polozylem się mu na ramieniu.
-Zamknij się i nie oceniaj-Mruknalem leniwie,wracając do odcinka.
Po chwili na środku salonu pojawiła się Irelka.
-Widzieliscie gdzieś Sorake?
-Nie,niestety, nie jest u siebie?-Yasu rzucil pytajaco,patrzac na zdenerwowana Irelke,która właśnie wrabala się przez okno.
-Nie ma,a jest potrzebna w cholerę...-Irelka mruknela z rozczarowaniem-No to mamy przejebane.
-A co się stalo?-Spytalem.
-Obawiam się,że to już ten szczególny czas,czytaj Syndrze prawdopodobnie odeszły wody.
-Ja wam pomogę-Odparł wesoło Yasuo.
-Bo ty się na tym znasz...-Irelka prychnela oburzona.
-Znam się na wielu rzeczach.Czyżbyś nie wiedziała?
Irelka westchnela z niedowierzaniem.
-Wyglada na to,że teraz zostałeś tylko ty.Dobra,chodź.
-Mogę z wami?-Rzuciłem szybko,nie mając pojęcia dlaczego to zrobilem.
-W porządku-Irelka pokiwala głowa.
******************************
Witamy w narracji 3-cio osobowej
-Już jestem-Soraka pospiesznie wbiegla do pomieszczenia.
-Swietnie-Irelka odparła,popijając kawkę i próbując ocucic Mastera,który po zobaczeniu poczatkow porodu stracił kontakt i w tym momencie leży sobie na kanapie,a Irelka go klepie-Lepiej późno niż wcale.
-A gdzie Syndra?-Soraka zmierzyla pomieszczenie.
-Tam-Irelka wskazala na drzwi-Ale nie wiem czy Yasuo cię wpusci.
-Co tam do cholernych bananow robi Yasuo?!-Soraka spojrzała na Irelke z niedowierzaniem.
-Cóż ciebie nie było,a do Yasuo i Yi mialam najbliżej,a Zeda wyslalam do sklepu i nadal go nie ma.
-Myślę,że powinnam tam wejść-Soraka zaczela odchylac drzwi.
-Czesc Soraczko-Yasu rzucil wesoło-Moze mi pomożesz?
-Wlasciwie to mozesz sobie juz iść,zajmę sie tym.
-Nie ma mowy.Lubie pomagac ludziom.
-Wiesz odbieranie porodu nie jest takie proste...
-Proste to nie jest wyliczenie kotangensu,majac w ręce tylko cyrkiel i wyobrazenie o zyciu,albo rozebranie Mastera.Więc poród to pestka.
-Ciekawe porownanie,ale w tym momencie spadles do pozycji asystenta.
-Też mi coś-Mruknal ze znudzeniem-Idę na chwilkę zaczerpnac swiezego powietrza,jak coś wołaj.
-W porzadku,wracaj szybko.
I Yasuo podreptal za drzwi.
-Koniec?-Irelka zmierzyla go spojrzeniem nadzieji.
-Nie-Yasu spojrzal na Mastera-Pobilas go czy co?
-Zemdlal-Irelka spojrzała na Masterka leżącego na kanapie-I kiepsko mi idzie obudzenie go.
-Mh.Nim też się potem zajmę-Yasu odparl i skapl się,że Soraka go wola,więc poleciał w jej stronę szybciutko, niczym Yi swym dziewiczym biegiem.
-Zostań tu,ja przyniosę kilka rzeczy.-Soraka zostawila kolegę samego.
-Luz,luz-Yasu odprawil ja skinieniem dłoni.
******************************
-Gdzie ona jest!?-Zedi stanal zdezorientowany na srodku pokoju,wodzac wzrokiem po Irelce i chwilowo martwym Yi.
-Tam-Irelka wskazala na drzwi-Ale chyba nie powinienes przeszkadzac.
-Nie denerwuj mnie-Zedi prychnal i chciał wejść,kiedy w poblizu pojawila się Soraka.
-Jest i on-Soraka usmiechnela się wesolo-Uzbroj sie w cierpliwość i nie zabij Irelki...
-SORACZKO,IDZIESZ TU CZY NIE!?-Zza drzwi dobiegł głos Yasułka i Soraka,wlazla do srodka.
-O-Spojrzala na zaistniala sytuację:
Yasu jest zdolny i odebral porod i jest fajnie-Nie docenialam cię.
-Mowilem,że poradzę sobie bez ciebie.-Yasu odparl z duma i wskazal na zawiniatko w ramionach Syndry-Wolalem cię,ale chyba nie uslyszalas.
-EKHEM!!-Zza drzwi rozniosl się glos Zeda.
-Czesc Zedziu-Yasu wystawil łeb za drzwi-Chcesz zobaczyć swoje zedziadko?Chyba powinienem wkrótce kupic dla niego jakes urocze fajne coś.Znaczy dla niej.
-Dziewczynka?-Zedi spytal wesolo.
-Nie obojnak-Yasu zmierzyl go-Wchodzisz,czy mam zamknac te dzwi na zawsze xD?
-Jak to zrobisz obetne ci włosy-Zed odparl lodowatym tonem.
-Po co te nerwy-Yasu uchylił drzwi-Wlaz.
I Zedi juz po chwili był obok Syndry,patrząc z miłością na swoje potomstwo.
-To ja zostawię was samych-Yasuo predko wylazl z pokoju.
-Irelko jak Yi?
-Nadal nic-Irelka posmutniala-Weź go nwm zbadaj...to źle zabrzmiało ale cóż.
-Irelko?
-Tak?
-On śpi.
-CO ROBI!?-Irelka zmierzyla zabojczym spojrzeniem obu.
-No mowie ci,że spi.Moze i zemdlal ale teraz spi.A wiesz ja wiem jak śpi Yi.
I w tym momencie Irelka zlapala wspomnianego za szyję.
Wracamy do narracji 1-szo osobowej.
-WSTAWAJ KLUNKU ZAJEBANY!!-Irelka wyrwala mnie ze snu podduszajac-JA SIE Z TOBA MECZE TRZY GODZINY,A TY SPISZ.
-Przepraszam Irelko,że cię zdenrowalem...-Jeknalem cicho.
-ZARAZ CIĘ ZGWAŁCE!!!-Irelka zmierzyła mnie spojrzeniem zabójcy.
-Nie musisz tego robić.W przeciwnym razie się pogniewam-Yasuo wzial mnie za rękę i odsunal od tej wariatki.
-No cóż...chcę spróbować twoich wypieków...
-Dzięki Yasiu-Wymamrotalem,lapiac powietrze-Co u Zedzia i Syndry?
-Myślę,że teraz powinnismy ich zostawic samych-Yasu rzucił-Obiecalem ci talerz rosolu,prawda?
-Teraz mozesz mi zrobić babeczki-Uśmiechnąłem się.
-Zostaw dla mnie-Irelka rozpromienila się.
-Zobaczymy co da się zrobic-Yasiu wzruszył ramionami i ruszyl przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro