Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VIII

*Yi*

Ocknalem się,odziwo wyspany,ale jednak trochę bolała mnie glowa.Odwrocilem się i spostrzeglem Yassa lezacego obok,z lekko uchylonymi wargami.Mimowolnie przysunalem się trochę bliżej i zaczalem go klepac po policzku.

-Wstswaj!

Przetarl oko i spojrzal na mnie z zaklopotaniem, po czym obrócił się w drugą stronę.

-Jeszcze pięć minutek...

-Nie,wstawaj-Rzucilem surowo i podnioslem się do siadu.

-Proszeeeee...

-Jak wstaniesz zrobię ci sniadanie-Rzucilem wesoło.

Yasu podniósł się lekko i zmierzyl mnie.

-Zgoda.Tylko coś dobrego.

-Wybielacz,czy randap?-Zachichotalem i puscilem mu oczko.

-To może jednak nie...-Usmiechnal się słabo-Zapomnialem żeby ci nie ufać.

-Cieszę się-Zszedlem z łóżka i poszedłem zająć się sobą i zrobić sniadanie.Potem dołączył do mnie ten głupi wiatroklep.

-Co do jedzenia-Rzucił ospale.

-Omlety.

-Mmmmm-Jeknal wesoło-Moze w końcu nie spalisz kuchni?

-Bardzo smieszne-Podalem mu jedzenie.

Zjedlismy i poszedlem odnieść naczynia.Nagle poslizgnalem się i upadlem na podłogę.

-Ciota.-Yasu zachichotal.

-Zamknij się!-Włosy opadly mi na twarz-Widzę,że lubisz się śmiać z przypadkow innych ludzi!?

Pomógł mi wstać,a ja zaplonalem rozem.

-Czerwienisz sie-Odparl,zdziwiony i zlapal mnie za reke.

-Wiem-Mruknalem oniesmielony.

-To slodkie-Przysunal mnie do siebie-Zupelnie jak mala dziewica.

-Przestan się ze mnie smiac-jeknalem i spojrzalem mu w oczy-To wcale nie jest słodkie!!

-Ależ jest,przeurocze-Objal mnie ramieniem.

Przytulilem się mocniej do niego.

-Zawstydzasz mnie-Jeknalem słabo.

-To slodziutkie-Zachichotal wesoło.

-Nieprawda-Mruknalem,a on przysunal mnie jeszcze bliżej.-Zaraz cię kopne w ten glupi leb.

-Ta,ta jasne-Puscil mnie i stanął obok.

Nie wiem dlaczego,ale miałem cichą nadzieję,że mnie pocałuje.Przywalilem w policzek moim myslom i wyprostowalem się.Po chwili w mojej głowie pojawila się mgła i chyba osunalem się na ziemię.

*Yass*

Polozylem Kurdupla na sofie,bo znowu zaliczyl zgona.Usiadłem obok i wlaczylem telewizor,co chwilę na niego spogladajac.W sumie to na tym się przylapalem.Jednak po jakims czasie Ciota Yi raczyła otworzyć oczy,a ja nabralem nastroju na wesoły komentarz.

-Proszę,proszę.Mały Uke już na nogach.

Popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami i opadł na poduszkę.

-Co się?

-Zaliczyłes zawal-Odparlem wesolo.

-Myslalem,że powiesz 'zaliczylem cię'-Drgnal-Trochę to głupie.

-Nie kus losu,dziecko słońca-Westchnalem-W ogóle dzwonił Zed.Dziś świętuje z Syndra rocznicę i zaprosił nas na imprezę.

-Serio?Mam dosyć imprez.Nie chce mi się iść.

-Tu cię rozczaruje-Oparlem się o sofe-To dosyć ważna okazja,Zed mnie zapierdzieli jak się nie pojawie,no wiesz nie wypada nie przyjsc.

-Masz rację-Westchnął-To kiedy ta impreza?

-Jutro o szóstej.

-Aha,no okej.

-Pamietaj,żeby znowu się nie spic-zachichotalem.

-Postaram się-Odparl nieśmiało.

-Mam nadzieję.Chociaż podobasz mi sie taki spity.Robisz to co chce i nie marudzisz,przy okazji się bardziej spragniony wrażeń robisz.Mozna cie wykopac z okna,a ty sie bedziesz cieszył.

Zarumienil się z lekka.

-Eeeech...Powalczylbym troszku...-Odparlem znudzony-Tęskno mi do miecza.

-Możemy poćwiczyć-Yi usmiechnal się-Z radoscia spuszcze ci łomot.

-Jeszcze zobaczymy kto tu komu wpierdoli.

Wzielismy miecze i poszliśmy do ogrodu.Przyjąłem pozycję bojową,po czym sklonilismy się ku sobie i zaczęliśmy walkę.Stal po obu stronach zaczęła na siebie nacierac,stykajac się ze sobą.Yi odpieral moje cięcia z gracją Ionianskiej Baletnicy.

-Widzę,że ta szkoła baletowa na coś się przydała-Zachichotalem,a kurdupel zaczął tłuc na oślep.

-Ruszasz się jak Zilean na wstecznym!!-Warknal.

Tluklismy się chwilę,bez opamiętania,po czym zaczalem napierac na Yi.Ten potknal się o kamień i upadł,a ja wyciągnąłem miecz w jego stronę.

-Mowilem ci,ze przegrasz-Odparlem dumnie.

-Potknalem się.To się nie liczy.

-To jak nabije cię na miecz,to zacznie się liczyć?-Podsunalem mu ostrze pod gardło.

-Nie zabijesz mnie-Uśmiechnął się.

-Masz rację-Odparlem spokojnie-Ale mogę cię wykastrowac i obciąć ci kilka paluszków-Zachichotalem.

Yi pobladl i westchnął.

-Wygrałeś.Moje paluszki sa mi potrzebne.A teraz pomóż mi wstać.

Podałem mu rękę i podniósł się powoli.

-Bez twoich mieczobutow,mógłbym cię z łatwością zabić.

-To nie są mieczobuty!-Fuknal.

-Ależ są.Jak to inaczej nazwiesz?Kozaki z nożami?

-Nie śmiej się z moich butów!

Rozesmialem się i klepnalem go w ramię.Yi zmarszczyl brwi i usmiechnal się złośliwie.

-Jak nie skonczysz się brechtac z moich butów,to zabiję cię nimi jak bedziesz spał.

-Cieszę się-Odparlem.

Po walce postanowilismy zjeść makaron z sosem,bo tak i zaczęliśmy ogladac Sherlocka,bo to Kurdupla nowy chłopak.

-O twoj luby-Wskazalem na telewizor-No dalej daj mu buzi.

-A idź ty-Yi machnął ręką i odwrócił głowę.

-No to idę.

-To idź w pizdu,zboczencu.

-Nie pyskuj.

-Bo co mi zrobisz?

-Jak nie przestaniesz marudzic,to wezmę cię na tym blacie tu i teraz!

Yi zaplonal jak mongolska dziewica.

-Co?!

-Sam słyszałeś.

-Zboczeniec!

-Miło mi.

-Ty erotomanie jeden!!!Jak mnie dotkniesz to za siebie nie ręczę!!

-Znowu pójdziesz plakac w kącie?Zartowalem tylko.

-To był kiepski żart-Yi obudził się.

-Czyżby-Zlapalem go za rękę.Zarumienil się i przekrzywil głowę.

-Tak!!

-Rozbawiasz mnie.Jesteś taki głupi.

-Sam jesteś glupi!-Yi prychal i wziął się pod boki.

-No chyba ty!

-Masz poziom podłogi,jak ruskie pierogi!-Yi krzyknął i walnal reka o blat-Ała.

-No,nie no chyba kurwa nie.Sionie czy ty to widzisz,czy ty to widzisz!?Poeta się znalazl!

-Rzucic w ciebie mieczobutem!?-Yi wziął swojego buta w rękę i zaczal mi grozić.

-Proszę cię bardzo!

W tym momencie do kuchni weszła nasza stara koleżanka.

-Skonczyliscie się gwalcic?

Skończyliśmy tłuc się na blacie o krzyknelismy oboje.

-MY SIĘ NIE GWALCIMY!!

Yi stanal obok z mieczobutem i zmierzyl wszystko wokół.

Wyjalem mu but i polozylem obok.

-Ogarnij się-Potem zwróciłem się do Taliyah (tak to znowu ona)-Co ty tu robisz?

-Przyszlam zobaczyc co u was,ale chyba wpadlam w kiepskim momencie.

-To on-Yi krzyknął-To on zaczął!

-Slabo wyszło.Juz miałem go zatluc-Wystawilem Kurduplowi język.

-Jasne!Pewnie!A moze ja bym ciebie zatlukl!?

-Dajcie sobie spokoj-Taliyah zmierzyla nas -Zachowujecie się jak idioci!

-Moze herbatki?-Yi skrzyzowal ramiona.

-Chętnie-Taliyah skinela głowa.

-Też chce-odparlem.

-To sobie zrób-Yi prychnal i wyciagnal Liptona.

-Proszeeeee,nooo-Zrobilem smutna minę.

-Najpierw mnie ładnie przeproś.

-No przepraszam no.Co mam ci jeszcze spodniczke ubrac i zatanczyc z hula hopem?

-Spodniczke możesz ubrać.Slyszalem,że masz naprawdę ładne łydki-Yi zachichotal złośliwie.

Zarumienilem się i wzialem kubek z herbata.

-Tez jutro idziecie do Zeda?-Taiyah spytała.

-Pewnie tak.

-Jeśli mały Yi się nie spije,to nie będę musiał się martwić noszeniem go-Zachichotalem.

-Weź się!-Yi rzucił chlodno.

-Zaraz wezmę ciebie,tak jak obiecalem-Puscilem mu oczko-I pokaże ci cos wiecej niż moje nieziemskie łydki.

-Jesteś niemożliwy!

-Żartuję!-Zachichotalem.

Yi przewrócił oczami i przyniósł trochę ciasta.

-Moze kupimy cos na rocznicę Zeda i Syndry?-Taliyah zaproponowala,a ja pokiwalem się głową z aprobata.

-To dobry pomysł.Pewnie się uciesza.

-Ty nie bedziesz nic wybierał.

-Niby dlaczego!?-Zmierzylem Yi.

-Bo nie masz gustu.

-Ja nie mam gustu!?A w pape chcesz!?

-Przestań mi grozić!

-Nie grozę ci,tylko proponuje rozwiązanie naszego problemu.

-Problemów nie da się rozwiązać przemocą!Znaczy wszystkich.

-A chcesz się przekonać?

-Brutal!

-Ciota!

-Cham!

-Slepa pipa!

-Zboczeniec!

-Cnotka niewydymka!

-Masz cos do tego!?

-Trzeba cię w końcu opanować,bo się narowisty zrobiłeś,dziewico orleanska.

-Co za....kuzwa wyzwiska mi się skończyły.

-To może idziemy po ten prezent?-Zaproponowalem.

-Ok.-Oboje przytakneli.

Gdy juz wszytko kupilismy (dobra,Yi wybral,bo przecież ja nie mam gustu -.-) pozegnalismy koleżankę i poszlismy sobie na spacer,a ja wrzucilem kolegę do stawu,który po wygloszeniu barwnego peanu i epopeji plus elegii w jednym,gdzie wyzywal mnie jak tylko mógł,poszedł okryć się kocem,nadal w mokrych ubraniach.

-Zdejmij to,po co się meczysz.

-A chciałbyś!!Na to liczysz!Juz chcesz się do mnie dobrać!O nie nie...co nie zmienia faktu,ze przez ciebie mi zimno-Zaczal lamentowac.-Juz czuje,że będę miał kaszelek,to wtedy nie omieszkam cię zarazic.

-Cieszę się,że tak bardzo mnie lubisz.

-Może wtedy pokazesz mi te łydki-Zmierzyl mnie zartobliwie.

-Wystarczy poprosić.Ale twoje łydki też chce zobaczyć.

-Niedoczekanie-Pokazalem mu język-Chyba,że przebierzesz mnie w strój seksownej pielegniarki.

-Mam ci taki kupić?

-Ubiore go,jak ty ubierzesz sukienkę pokojowki i wypielisz mi w ogrodku.

-Stoi-Odparlem wesolo,wiedząc,że i tak nic z tego nie będzie.

-Cieszę się.

Odziwo przez resztę dnia nie zabiłem go łopatą,a wieczór upłynął jak zwykle i po chwili szlem sobie spać.

Trzeba pożyczyć od Akali strój pielęgniarki ,a od Nidalki pokojowki. XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro